Loading...

Cierpliwość... z bloga Dorota

J 10, 31-42 Jezus oskarżony o bluźnierstwo

Żydzi porwali kamienie, aby Jezusa ukamienować. Odpowiedział im Jezus: «Ukazałem wam wiele dobrych czynów pochodzących od Ojca. Za który z tych czynów chcecie Mnie ukamienować?»
Odpowiedzieli Mu Żydzi: «Nie chcemy Cię kamienować za dobry czyn, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty będąc człowiekiem uważasz siebie za Boga».
Odpowiedział im Jezus: «Czyż nie napisano w waszym Prawie: „Ja rzekłem: Bogami jesteście?” Jeżeli Pismo nazywa bogami tych, do których skierowano słowo Boże – a Pisma nie można odrzucić – to jakżeż wy o Tym, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, mówicie: „Bluźnisz”, dlatego że powiedziałem: Jestem Synem Bożym? Jeżeli nie dokonuję dzieł mojego Ojca, to Mi nie wierzcie. Jeżeli jednak dokonuję, to choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim dziełom, abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu».
I znowu starali się Go pojmać, ale On uszedł z ich rąk. I powtórnie udał się za Jordan, na miejsce, gdzie Jan poprzednio udzielał chrztu, i tam przebywał.
Wielu przybyło do Niego, mówiąc, iż Jan wprawdzie nie uczynił żadnego znaku, ale że wszystko, co Jan o Nim powiedział, było prawdą. I wielu tam w Niego uwierzyło.

Panie mój, wyobrażam sobie dziś, co by było gdybyś Ty z mocą rzucił kamieniami  w tych ludzi , co Ci nie wierzą,  co myślą o Tobie inaczej....niezła wojna by się rozegrała...A Ty Sam mógłbyś ich ukrzyżować nawet i ...nie czynisz tego. 

I tu nie tylko przypominają mi  się reguły św. Ignacego z Loyoli, ale i  moje poprzednie rozważania, te przypadki, w których starałam się faryzeuszy zrozumieć, dziś chyba wiem dlaczego mnie pociągnąłeś do tego.  Dziś bowiem ujrzałam mocno Twoją ogromną cierpliwość, do wszystkich...nie tylko do tych , którzy Cię uznają, ale i do tych , co z chęcią by Cię ukamieniowali.  Ty, Panie Jezu ciągle tłumaczysz, odpowiadasz na pytania i nieustannie starasz się przemówić do ich serc. A te kamienne serca są przeciwko Tobie, nawet wtedy , gdy uzdrawiasz czy uwalniasz..Ciekawostką dla mnie jest to , że Ty na ich pytania odpowiadasz też pytaniem, chyba w takich przypadkach to najlepsza metoda ...

Przypominam sobie , ile razy ja drwiłam z mojej mamy, która próbowała mi opowiedzieć o Tobie, o Twoich cudach dziś dokonywanych, a mama gdy nie chciałam słuchać,  z pokojem odchodziła od tematu.  Myślę, że ta drwina moja - kamień , rzucona w mamę zabolała i Ciebie....

Przypominam sobie siebie, gdy ja zaczęłam mówić o Tobie . Nawet , gdy rozmawiałam z ludźmi, którzy słyszeli,  że lekarze nie dawali mi życia, a ja stałam przed nimi radosna  słyszałam odpowiedź" wierzę ale nie wierzę " , cóż miałam odpowiedzieć , jak tylko  powiedzieć " a może tak uwierz sercem...?" Niekiedy i świadectwo życiem nie pomaga , nie tylko nie wierzą ci , co kościół omijają z daleka , ale i ci , co do niego chodzą. Co można zrobić wtedy , Panie...?  Być cierpliwym i nieustannie świadczyć , że Jesteś, ufać , że kiedyś  sobie przypomną...tak , jak ja  słowa mamy.. Tu za wiele sobie nie mogę zarzucić, gdy się zdenerwowałam, szybko sobie przypominałam , że ja taka sama byłam, jestem naszykowana na jakiekolwiek szyderstwa...

Przypominam sobie rozmowy z ludźmi z innych wyznań ,ateistami, agnostykami. Nieustanne rozmowy i moja praca nad Twoim Słowem, bo tylko Ono  w rozmowach z nimi się liczyło, to był dla mnie zysk wręcz. Zyskałam pewność, że  Pismem Świętym można obronić  mój Katolicki Kościół. Tu cierpliwość moja ogromna była...Co najwyżej momentami odchodziłam , jak Ty, Panie...bo już mi się odechciewało z nimi rozmawiać. Ale tak już jest, Panie , że jak ktoś się uprze przy swojej prawdzie , to ani rusz dalej, choćby z ciekawości.

Nie wiedziałam więc dziś , Panie mój co chciałeś mi powiedzieć , wskazując dziś  mi na Twoją cierpliwość, szukałam i szukałam , gdzie mi jej brakuje może , ale w końcu zrozumiałam...moje osobiste życie i cierpliwość do bliskich...

No spokojny ze mnie człowiek,  niby, bo  jak już  wskazujesz , to i znalazłam...

Moja wnusia...ostatnio byłam z nią przez parę dni , dwu i pół letnie pulchniutkie dziewczątko, a żywe jak iskierka. Oczu Twoich Panie nie mam, a faktycznie  trzeba by  je mieć, by uchronić dom od zniszczeń , a przede wszystkim ją przed nią samą.  No i zdarzyło mi się raz krzyknąć i jej wystraszenie zobaczyć (oj, słyszałam Twoje, Panie  - co robisz!) . Kilka razy mój głos podniesiony i "co robisz!" tym razem moje do niej i znów te jej strachliwe oczy, ale...no właśnie ...gdy ja się kapnęłam i powtórzyłam już spokojnie , to wnusia do mnie "Babu Dolotku wytumacie ci, bo..." ( tutaj to już tylko mój śmiech :)))) ) Ale.... czyżbym miała cierpliwość do obcych ludzi , a w domu ją traciła....?   Obym się nie wracała  do początku znów...

A już tak ładnie mi szło z tą cierpliwością...

Wnusię mam mieć i jutro, mam się na kim ćwiczyć w tej cierpliwości...

Za tę naukę dzisiejszą , Panie mój dziękuję, bo jakim ja świadkiem Twoim dla wnusi będę...? A jeszcze czekają nas ciężkie rozmowy we wspólnocie...Chyba też i na to mnie szykujesz, Panie...


Poprzedni wpis     
     Następny wpis
     Blog

Moja Tablica

Brak komentarzy
Musisz się zalogować, aby komentować