Św. Teresa od Dzieciątka Jezus
Kiedy bardzo cierpię (...), kiedy spotka mnie coś
ciężkiego, przykrego, to zamiast przybierać smutny wyraz twarzy,
odpowiadam na to uśmiechem. Z początku nie zawsze to mi się udawało;
obecnie weszło mi to w zwyczaj i jestem szczęśliwa, że sobie go
przyswoiłam.
- Czemu dziś, od samego rana jesteś tak wesoła - zapytała (...) matka Agnieszka od Jezusa.
- Miałam dwie małe przykrości, o, bardzo dotkliwe... nic tak nie sprawia mi małych radości, jak małe przykrości.
A innym razem:
- Wiele dziś miałaś doświadczeń, prawda?
- Tak, ale... przecież je kocham!... Kocham wszystko, co mi Bóg daje.
- To straszne, ile ty cierpisz!
- Nie, to nie straszne; mała ofiara miłości nie może uważać za straszne
tego, co przysyła jej Oblubieniec. On mi daje na każdą chwilę tyle, ile
znieść mogę; nie więcej; a jeżeli za chwilę zwiększy me cierpienie, to
zwiększy również i moją siłę. Mimo to nie mogłabym Go prosić o większe
cierpienia, bo jestem za mała; wtenczas stałyby się one moimi własnymi
cierpieniami, i musiałabym sama je znosić; a ja nigdy nie umiałam nic
czynić sama.
(...)
Pewnego wieczoru, podczas godziny wielkiego milczenia, przyszła siostra
infirmerka, by położyć mi u nóg bańkę z gorącą wodą i posmarować mi
piersi jodyną. Trawiona gorączką, pożerana pragnieniem, poddawałam się
jej zabiegom, ale nie mogłam powstrzymać się, by nie poskarżyć się Panu
naszemu: "Mój Jezu - powiedziałam Mu - widzisz sam, jak goreję, a
jeszcze gorąca i ognia mi dodają! O, gdybym zamiast tego wszystkiego
miała choć pół szklanki wody, jakąż by mi to przyniosło ulgę!... Jezu
mój! Dziecię Twoje jest bardzo spragnione! Ale cieszy się, że brak mu
tego, co konieczne, bo do Ciebie może stać się podobniejsze i przyczynić
się do zbawienia dusz". Infirmerka wyszła i miała powrócić dopiero
nazajutrz rano. Jakież tedy było moje zdziwienie, gdy w kilka minut
później przyszła niosąc orzeźwiający napój. "W tej chwili przyszło mi na
myśl - rzekła do mnie - że może siostra ma pragnienie, postanowiłam
odtąd co wieczór przynosić ten napój". Patrzyłam na nią zdumiona; a gdy
zostałam sama, zalałam się łzami. O! Jak dobry jest nasz Jezus! Jak jest
delikatny i troskliwy! Jakże łatwo wzruszyć Jego serce!
Grażyna Wojtowicz http://www.niedziela.pl/artykul/52435/nd/Radosc-w-cierpieniu
Jeśli chcesz być szczęśliwy,
musisz nauczyć się cierpieć.
Czy możliwe jest, żeby cierpieć i jednocześnie mieć radość? Tak, to jest
możliwe. Kiedy lekarz oznajmił ci, że jesteś nieuleczalnie chora,
przeżyłaś szok. Jeszcze nie potrafisz wyjść z osłupienia, ale nie wpadaj
w panikę. Przecież, oprócz ciebie, jest wielu ludzi w takiej sytuacji.
Oni muszą żyć dalej, więc i ty musisz. Tę bolesną diagnozę potraktuj
jako kolejne wyzwanie. Podejmowałaś różne niełatwe wyzwania w swoim tzw.
zdrowym życiu, to także podejmiesz. Jak? Nie pytaj Pana Boga: Dlaczego
ja? - tylko powiedz: Boże, daj mi siły. Z wiarą i nadzieją powtarzaj te
słowa jak najczęściej.
Otrzymasz dość sił do walki z chorobą. Masz do wyboru: walczyć z nią
albo się poddać, czyli być jej niewolnikiem. Człowiek jest wolną istotą i
dlatego nie powinien dać się zniewolić, również chorobie. Czeka cię
trudna walka. Pamiętaj jednak, że to ty masz chorobę, a nie ona ciebie.
Nie możesz pozwolić, by nad tobą zapanowała. Ciągle z nią walcz, chociaż
będzie ograniczała twoją fizyczną sprawność, powodując ból. Musisz ten
ból zaakceptować, ponieważ on już z tobą zostanie jako nieodłączny
towarzysz. Zwiększy się, jeśli zechcesz aktywnie funkcjonować, jeśli
będziesz wykonywać niektóre czynności. Natomiast, kiedy uda ci się je
wykonać choć w niewielkim stopniu, będziesz miała dużą radość. Jak żyć z
chorobą? Jak godnie cierpieć? Nie ma na to gotowej recepty. Wszak ty
takich wątpliwości mieć nie powinnaś, jako że Ojciec Święty Jan Paweł II
jest twoim Przewodnikiem i Nauczycielem. Odpowiednich wskazówek szukaj
też u ks. Twardowskiego, w jego poezji i prozie.
Choroba może mieć swoje jasne strony. Czyż to nie jest radosne, gdy
znajomi i przyjaciele ciebie podziwiają? Mówią, że jesteś dzielna, mimo
wszystko uśmiechnięta i wcale nie użalasz się nad sobą. Stwierdzają, że
nie wyglądasz na chorą osobę, że dajesz im niemałą porcję pozytywnej
energii. Może zdarzyć się i tak, że nagle pojawią się twoi dawni
znajomi, koledzy z lat szkolnych, którzy zechcą wspierać cię duchowo.
Całe to zdarzenie sprawi ci radość, a wszystko stanie się dzięki -
paradoksalnie - twojej chorobie.
Kiedy ktoś zachowa się niewłaściwie, gdy niesprawiedliwie i krzywdząco
ciebie potraktuje - cierpisz psychicznie. Czasami ból duszy jest
trudniejszy do zniesienia aniżeli ból fizyczny. Jaką radość można
znaleźć w tym moralnym cierpieniu? Taką..., że umiesz wybaczać.
Człowiek, który łatwo się poddał i nie podjął walki z chorobą, jest
człowiekiem małej wiary. Przede wszystkim nie uwierzył w siebie, w to,
że byłby zdolny walczyć. Bywa zgorzkniały i przykry dla otoczenia. Myśli
wyłącznie o swoim nieszczęściu, ma pretensje zwłaszcza do ludzi
zdrowych.
Człowiek walczący nie obnosi się ze swoim cierpieniem. On wie, że są
tacy, co cierpią bardziej od niego. Jest pełen pokory, silny duchem i
otwarty na drugiego człowieka. Stara się być pogodny i serdeczny. Miewa
chwile słabości, okresy załamania, ale potem podnosi się i walczy dalej.
Nie zawsze zdoła chorobę pokonać, jeśli zaś jej nie ulegnie - tym samym
zwycięży.
Ty posiadasz hart ducha i nieustanna wolę walki. W intencji drogich ci
osób ofiarowujesz Bogu swoje cierpienie. Wierzysz, że w ten sposób im
pomagasz. Nigdy nie uważaj się za przegraną. Nawet jeżeli choroba
postanowi całkiem cię unieruchomić. Wtedy wyszeptaj: Jezu, ufam Tobie!
Odzyskasz ppokój i zrozumiesz, że już o nic nie musisz się martwić, bo
jesteś w rękach Tego, Który wszystko może.
Ode mnie :
Człowiek
miłujący Boga prawdziwie idzie za Nim aż po Krzyż, jest na to
przygotowany duchowo i bierze swój krzyż z ufnością, mimo bólu odzyskuje
radość , radość w Nim....i wiele niespodzianek może go na tej drodze
również spotkać, tych miłych i tych niemiłych.
Ale jest na to wszystko gotowy....
Właśnie u o. Daniela płynie pieśń " Jeżeli chcesz mnie naśladować..."
Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !