Loading...

Będziesz Biblię czytał nieustannie | Forum Nowenny Pompejańskiej

Lokalizacja tematu: Forum » Różności » Propozycje
Dorota
Dorota Cze 11 '17, 22:56
Zaproś trzy wspaniałe Osoby...ks. Daniel Glibowski

Natychmiast Mojżesz skłonił się aż do ziemi i oddał pokłon, mówiąc: «Jeśli darzysz mnie życzliwością, Panie, to proszę, niech pójdzie Pan pośród nas. Jest to wprawdzie lud o twardym karku, ale przebaczysz nasze winy i nasze grzechy, a uczynisz nas swoim dziedzictwem». Wj 34, 8-9

Wyobraź sobie Mojżesza, który zaprasza Boga do swojego ludu pomimo tego, że wie o jego twardym, grzesznym karku. W jego słowach można wyczuć wielką wiarę w miłosierdzie Boże. W końcu sam kiedyś doświadczył go bardzo mocno, gdy pokutował na obczyźnie po zabiciu Egipcjanina. To doświadczenie z pewnością jest głęboko wpisane w jego przewodzenie Narodowi Wybranemu.

Podobnie św. Piotr – pierwszy papież był człowiekiem, który doświadczył niesłychanego miłosierdzia Bożego po trzykrotnym zaparciu się Jezusa. Jeśli masz poczucie własnej małości, przytłaczają Cię Twoje grzechy i nie widzisz większej nadziei, to wiedz, że właśnie do takich małych i słabych ludzi przychodzi Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty. Zaproś te trzy Osoby Boskie do swojego zalęknionego i poranionego serca. Pozwól Im rozgościć się w Twoim wnętrzu. Rozmawiaj z Nimi jak najczęściej. Wejdź w prawdziwą, żywą relację. Bóg Trójedyny nie chce być zamknięty w jakimś świętym obrazku. On chce być w Tobie i dla Ciebie.

 

Bracia, radujcie się, dążcie do doskonałości, pokrzepiajcie się na duchu, bądźcie jednomyślni, pokój zachowujcie, a Bóg miłości i pokoju będzie z wami. 2 Kor 13, 11

Posłuchaj powyższej rady św. Pawła. Będąc w relacji z każdą Osobą Boską staniesz się przepełniony miłością, jednością i wieloma łaskami;

 

Łaska Pana Jezusa Chrystusa, miłość Boga i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z wami wszystkimi! 2 Kor 13, 13

Na koniec wrócę do pierwszej myśli. Bóg naprawdę przyszedł kiedyś realnie na ziemię, aby zbawić mnie i Ciebie. To wydarzenie jest faktem niezaprzeczalnym;

 

Jezus powiedział do Nikodema: «Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. J 3, 16-17

Po dziś dzień dokonuje się sakramentalne uobecnienie tego momentu. A wszystko po to, abyś karmił się Ciałem Jezusa Chrystusa i wytrwale szedł drogą zbawienia. Spotkaj się dzisiaj z Nim i podziękuj za wszystko.
Boże – Ojcze, Synu i Duchu Święty, zapraszam Was do swojego serca. Bądźcie stale ze mną, abym nigdy nie zwątpił w miłosierny plan zbawienia dla mnie i całego świata.

Dzisiaj polecam najlepszy film na dzisiejszą niedzielę oraz jedno fenomenalne zdanie, którym Biskup Ryś opisuje Trójcę Świętą:

https://www.youtube.com/watch?v=UMSW5dXJchs

https://www.youtube.com/watch?v=Goqa_IUKDbk

 

O Najświętszej Trójcy...ks. Roman Chyliński


2 Kor 13, 11-13
Bracia, radujcie się, dążcie do doskonałości, pokrzepiajcie się na duchu, bądźcie jednomyślni, pokój zachowujcie, a Bóg miłości i pokoju będzie z wami.
Pozdrówcie się nawzajem świętym pocałunkiem! Pozdrawiają was wszyscy święci.
Łaska Pana Jezusa Chrystusa, miłość Boga i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z wami wszystkimi!

 

„Idźcie wiec i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”(Mt 29,19).
Iść i nauczać w imię Trójcy Przenajświętszej. Jest to największe pragnienie Pana Jezusa.
Jak je spełnić?

 

Cóż, żeby nauczać w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, trzeba najpierw z tymi Osobami wejść w relację.

 

Chcę zauważyć, że relacja z Bogiem Ojcem, Jezusem i Duchem Świętym nie jest trudna.


Codziennie rano jak wstajemy robimy znak krzyża na sobie. To samo czynimy przed jedzeniem, wychodząc do pracy, czy też dzieci swoje błogosławicie w imię Trójcy, robiąc krzyżyk na czole przed wyjściem do szkoły i na dobranoc.

 

Wchodząc do Kościoła przy znaku krzyża w imię Trójcy Przenajświętszej dodajemy wodę święconą, odnawiając przez to w sobie dar chrztu świętego.

 

W konfesjonale otrzymujemy w tym znaku rozgrzeszenie.
Przed Ewangelią trzykrotnie robimy znak krzyża najpierw na czole, gdzie prosimy Boga w Trzech Osobach o zapamiętanie Słowa Bożego, później na ustach wyrażając gotowość Jego głoszenia oraz na sercu zapewniając, iż według tego Słowa chcemy żyć.

 

Jak widzimy, na co dzień nieustannie przebywamy z Najświętszą Trójcą.
Przechodząc obok Kościoła, w autobusie, w tramwaju, w pociągu, czy też w samochodzie, który prowadzimy uwielbiamy Najświętszą Trójcę znakiem krzyża świętego.


Można by, więc powiedzieć, że Najświętsza Trójca nieustannie nam towarzyszy.

 

W Piśmie św. mamy kilka razy ukazaną obecność Trzech Osób Boskich.
Pierwszy raz w momencie Chrztu Pana Jezusa w Jordanie. Bóg Ojciec ukazuje się prze słowo skierowane do obecnych tam ludzi o swoim Synu, a Duch Święty w znaku gołębicy:„A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z wody. A oto otworzyły Mu się niebiosa i ujrzał Ducha Bożego zstępującego jak gołębicę i przychodzącego na Niego. A głos z nieba mówił: "Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie".(Mt 3,16).

 

W Ewangelii wg św. Mateusza zostaje podkreślona obecność Najświętszej Trójcy w trakcie „Ostatniego rozkazu”: „. Idźcie, więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.”


Św. Paweł pisząc List do Koryntian, w swoim pozdrowieniu końcowym podkreśla Jej obecność:„Łaska Pana Jezusa Chrystusa, miłość Boga i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z wami wszystkimi!”(2Kor13,13).

 

Podsumowując zauważmy, tak często i blisko żyjemy w relacji z Trójcą Przenajświętszą na co dzień, że śmiało moglibyśmy skomentować ją słowami św. Pawła wygłoszonymi na Areopagu:

„ Znajdujemy Ją niejako po omacku. Bo w rzeczywistości jest Ona niedaleko od każdego z nas. Bo w Niej żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”(Dz 17,27-28).

Na różnych etapach naszego życia możemy mieć bliższe lub dalsze relacje z tymi najważniejszymi Osobami.


- Często jest tak, że relacja z Bogiem Ojcem przeżywana jest najgłębiej w okresie dziecięctwa i młodości.
- Później pojawia się Osoba Ducha Świętego doświadczana w sakramencie bierzmowania,
- a w wieku dojrzałym szukamy przewodnika naszego życia, mistrza, Kogoś, komu moglibyśmy powierzyć losy i ukryte prawdy życia i tu odkrywamy Osobę Jezusa Chrystusa – często przez poznawanie Jego nauki w słowie Bożym.

 

Przypomnijmy sobie, że na chrzcie świętym otrzymaliśmy dar obecności w nas Trójcy Przenajświętszej.
Nie zapominajmy, więc o tych wyjątkowych Osobach, które są samą m i ł o ś c i ą. Amen!

Dorota
Dorota Cze 12 '17, 21:27
Jak dojść do nieba?...ks. Daniel Glibowski

 

Błogosławieni: ubodzy w duchu (…), którzy się smucą (…), cisi (…), którzy łakną i pragną sprawiedliwości (…), miłosierni (…), czystego serca (…), którzy wprowadzają pokój (…), którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości (…). Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują was i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe o was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami». Mt 5, 2-12

 

Czy widzisz siebie na powyższej drodze błogosławieństw?

Czy znasz kogoś, kto w pełni podąża za powyższymi radami Jezusa?

Dlaczego tak mało ludzi wchodzi na wąską ścieżkę prowadzącą do świętości?

Czy ona jest naprawdę aż taka trudna?

Chrystus mówiąc powyższe słowa nie był jakim górnolotnym marzycielem, który kreślił nierealny plan dla swoich przyjaciół. On najlepiej znał ludzi i widział, że są w pełni zdolni do: pokory, duchowego ubóstwa, świętego smutku, cichości i łagodności, wielkiego pragnienia sprawiedliwości, miłosierdzia, czystości serca, wprowadzania pokoju oraz mężnego znoszenia prześladowań dla Jego imienia. To rzeczywiście wydaje się być ponad ludzkie siły, ale nie w jedności Bogiem, z którym człowiek może przenosić góry. Wiara i głęboka relacja z Jezusem Chrystusem wydaj się być kluczem do kroczenia drogą błogosławieństw.

Bez współpracy z Panem nie da się kochać nieprzyjaciół i znosić wszystkie prześladowania. To z Boga wypływa w człowieku niewyczerpana chęć i siła do dobrego życia. Porozmawiaj dzisiaj pokornie z Jezusem o swoim kroczeniu drogą błogosławieństw. Zatrzymaj się nad każdą konkretną wskazówką płynącą z ust najlepszego Nauczyciela. Jeżeli nie domagasz na którymś odcinku, to proś usilnie o daną łaskę. Zaproś Jezusa do wspólnego kroczenia z Tobą. On jest w stanie uświęcać Cię każdego dnia. Gdyby dopadł Cię jakiś smutek, to mam dla Ciebie jeszcze słowo od św. Pawła:

Błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego, Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy, Ten, który nas pociesza w każdym naszym ucisku, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakimkolwiek ucisku, tą pociechą, której doznajemy od Boga. Jak bowiem obfitują w nas cierpienia Chrystusa, tak też wielkiej doznajemy przez Chrystusa pociechy. 2 Kor 1, 3-5

Pamiętaj, że jesteś pocieszany, aby pocieszać. Iluż to ludzi dzisiaj spotkasz, którzy będą narzekali na życie, pracę, naukę itp. Pociesz ich!


Panie, dziękuję za kolejne wskazówki w drodze do nieba oraz pocieszenie, którym koisz wszystkie moje wewnętrzne niepokoje. Tobie zawierzam swoje życie i ufam, że doprowadzisz mnie do swojego Królestwa.

 

Ubodzy w duchu....ks. Roman Chyliński

 

Mt 5, 1-12

Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami:
"Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem oni będą pocieszeni.
Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.
Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.
Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami".

.

„Anaw” w j.hebr. oznacza człowieka: pokornego, głębokiej wiary i wiernego Bogu.
Ufność, jaką pokłada w Bogu, polega na powierzeniu Mu siebie i całego swego życia obecnie i przyszłości.

 

Człowiek „ubogi duchem” może nie mieć żadnego znaczenia, czy wpływu w społeczeństwie. Nikt się z nim nie liczy, nie interesuje się i nie poważa. Jako człowiek pokorny jest lekceważony, pomijany, niejednokrotnie pogardzany.
Jednak ten po ludzku przegrany człowiek, mimo całej nędzy i lichego statusu społecznego jest przedziwnie wewnętrznie scalony i całkowicie, w bezgranicznej ufności Bogu oddany.

 

Co przeszkadza nam w stawaniu się według Ewangelii ubogim człowiekiem?


- Gonitwa za pieniądzem, tak jakby pieniądz miał decydować o wartości naszego życia.(przeczytaj 1 Tym 6,6-7).


- Żądza posiadania, czyli „mieć”. Pokusa ta prowadzi do chciwości w posiadaniu. Św. Jan nazywa ją: „Pychą tego życia”. (1J 2,16). Posiadany majątek lub lepszy status społeczny wywiera taki wpływ na człowieka, iż ten przestaje się liczyć z innymi i daje im odczuć swoją władzę.

-„Wyniosłe oczy”. (Ps131). Pożądliwość oczu sprawia, że przestajemy się liczyć z bliźnim i odbieramy mu godność oraz należytą wartość jako osoby. Co nie pozwala nam kochać i akceptować tę osobę. W małżeństwie, rodzi się pokusa chęci uniezależnienia się od współmałżonka, a przez to dominowania nad nim.


- Pokusa próżności. Człowiek przez próżność wyzbywa się w patrzeniu na siebie prawdziwych wartości. Swoim zachowaniem stwarza tylko pozory „bycia kimś wielkim” we własnych oczach. Zachwyca się sobą, upaja się uznaniem innych, o które często się ubiega. Ceni bardziej to, za kogo ludzie go uważają, niż kim naprawdę jest.

 

Pamiętajmy, więc, że ewangelicznie ubogi człowiek wyraża się w prostocie serca, czyli cieszy się tym co ma. I jest świadomy, że wszystko co ma, pochodzi od dobrego Ojca w Niebie. (Mt 25,28).

Człowiek taki zna swoją słabość i grzeszność, widzi swoje braki i niedoskonałości, ale to nie przeszkadza mu w dążeniu do doskonałości – świętości.

 

Modlitwa: Panie Jezu naucz mnie ubóstwa duchowego, abym wolał rezygnować z chęci posiadania dóbr tego świata, tylko dlatego, aby być bogatym przed Tobą Panie. Amen!

Dorota
Dorota Cze 13 '17, 22:45

Ten wpis jest nie tylko o trudzie, ale i o walce o samego siebie.

Nie narzekaj na trud, skoro chcesz wejść na szczyt...Bartłomiej Sokal

 

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.

Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu. Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie». (Mt 5,13-16)

Jest kilka pytań, które zawsze sprawiają, że czuję się niekomfortowo. Jednym z nich jest: „jaki jest twój ulubiony fragment Pisma Świętego?”. Właściwie – powiem szczerze – nie lubię tego pytania. Bo co to znaczy, że jakiś fragment lubię? Czy to ja mam lubić jakiś tekst? A może częściej go czytam? Wolę pytanie: „jaki tekst najbardziej wpływa na twoje życie?”

Dzisiaj uchylę przed Wami rąbka tajemnicy. Tekstem tym jest dla mnie Mt 5,14b: „Nie może się ukryć miasto położone na górze”. Tylko zanim przejdziemy do kilku obserwacji na temat tego zdania, chciałbym, żebyśmy wrócili pamięcią do wczorajszej Ewangelii.

Czytaliśmy wczoraj o tym, kto jest błogosławiony. Dziękuję Księdzu Sławkowi ( rozważanie ks. Sławka do wczorajszej Ewangelii jest poniżej - przyp. wł.) za wspaniały komentarz, który podkreślał, że błogosławieństwa pełnią centralną rolę w nauczaniu Chrystusa, że są „manifestem” Nowego Testamentu, że są kwintesencją chrześcijaństwa. Ale chyba, gdy słyszymy poszczególne kryteria błogosławieństwa, czy szczęśliwości – niezależnie, jak przetłumaczymy grecki przymiotnik μακάριος makarios – zaczynamy trochę się w swoich oczach „przygładzać”. Myślę, jak bardzo dotyczą mnie błogosławieństwa, bo jestem ubogi, prześladowany, cichy, miłosierny. Ale czy myślę o tym z drugiej strony: ile brakuje mi do osiągnięcia pełni tego błogosławieństwa?

 

Dzisiaj Jezus „sprowadza nas na ziemię”. Jeżeli wczoraj popłynąłem i sam się beatyfikowałem, to pierwsze słowa dzisiejszego fragmentu mocno mają mnie otrzeźwi. Nie ma co się oszukiwać. Chrystus mówi ni mniej ni więcej jak: „Jeżeli nie będziesz prawdziwie chrześcijaninem, to nie jesteś do niczego potrzebny w Królestwie Niebieskim”.

 

Czy sól może rzeczywiście stracić smak? Z chemicznego punktu widzenia wiadomo, że nie. Ale w starożytnej Palestynie panowało przekonanie, że słupy gipsu, które znajdowano nad Morzem Martwym to jest zwietrzała sól. Szczególnie, że kryształy gipsu ładnie mienią się w słońcu i wyglądają trochę podobnie do kryształów soli. Ponieważ nie nadawały się ani do gotowania ani do składania ofiar, można było nimi tylko posypać drogi. Czy chciałbym być takim kryształkiem soli? A może jestem już całym słupem „zwietrzałej” soli?

 

Chrystus przywołuje jeszcze drugi obraz – miasta znajdującego się na górze. W starożytnej sztuce wojennej, dla obrony miasta liczyły się dwie cechy: obwarowanie lub możliwość ukrycia. Jeżeli jednak miasto znajdowało się na szczycie góry, musiało być dobrze chronione, gdyż automatycznie traciło atrybut ukrycia. Każde przechodzące wojsko musiało o nie „zahaczyć”.

 

Ale tekst grecki zawiera bardzo ciekawą cechę przy formułowaniu tego zdania, dosłownie brzmi ono „nie może miasto ukryć się na górze położone”. Trochę nam, Polakom, zaciemnia się gra słów obecna w powyższym fragmencie, ponieważ jest to dla nas normalny sposób wyrażania się „dom jest położony w pięknej okolicy” albo „jezioro położone było wśród ośnieżonych szczytów”. Ale w języku greckim jest inaczej: powinno się powiedzieć, że miasto zostało na górze „zbudowane” albo po prostu na tej górze „znajduje się”. Albo można było zostawić bez tego dopowiedzenia i wszystko byłoby jasne „nie może się ukryć miasto [będące] na górze”.

 

Jak mawia Ksiądz Krystian –jeżeli w Biblii coś jest, to znaczy, że to do nas ma przemawiać.

 

Czytając Pismo Święte, powinniśmy za każdym razem być czujni, gdy usłyszymy stronę bierną. Ona rzadko pojawia się w języku polskim, bo sprawia wrażenie jakiegoś niedopowiedzenia. Ale w języku autorów biblijnych, jeżeli coś „zostało zrobione”, to zazwyczaj znaczy „zrobił to Bóg”. I tak samo jest tutaj.

 

Każdy z nas, chrześcijan, jest jak miasto położone na górze. Ale na tę górę nie wyszliśmy sami, zaprowadził nas tam Bóg i On sam wyznaczył nam tam miejsce. Także wystawienie na ataki jest przewidziane przez Boga, ale pamiętaj, że masz oręż, bramy piekielne cię nie przemogą. To, że masz życie takie a nie inne, nie jest karą dla ciebie, ale – uwierz – okazją do pokazania swojej mocy, którą udziela ci Chrystus. Przyjmij ją i lśnij!

Konkret na dziś: pomyśl, jaka trudność twojego życia może być okazją do przyjęcia łaski Chrystusa.

 

Błogosławieństwo od ks. Krystiana: Niech cię błogosławi Bóg Wszechmogący, Ojciec i Syn i Duch Święty +

 

Błogosławieni – pokładają wszystko w Bogu...ks. Sławomir Korona

 

Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami:
„Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem oni będą pocieszeni.
Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.
Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.
Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami”. (Mt 5,1-12)

Słowa dzisiejszej Ewangelii są delikatnym, pięknie oszlifowanym diamentem i stanowią centrum Chrystusowego nauczania o Królestwie Bożym. Wszystko, co Chrystus nam przynosi i umożliwia poprzez swoje nauczanie, a co nazywamy szczęściem, skupia się jak w soczewce na jednym fundamencie – zaufaniu Bogu. W Błogosławieństwach i całym Kazaniu na Górze świta jutrzenka i możemy dostrzec nowy początek wyzwolenia z niewoli i ucisku ogłoszenie nowego prawa wolności.

 

Podczas, gdy całość Kazania na Górze możemy nazwać podręcznikiem ucznia, gdyż wyjaśnia wszystkie zawiłości, co to znaczy być prawdziwym naśladowcą Jezusa, to Błogosławieństwa są z jednej strony są najlepszym głoszeniem Ewangelii o Królestwie, zaś z drugiej ukazują warunki, jakie musi spełnić wierzący, aby wejść do Królestwa Bożego. W tym Słowie jest ukryte źródło chrześcijańskiego optymizmu. Ubodzy w duchu, łagodni, miłosierni, wprowadzający pokój, czystego serca mają nie tylko otwartą drogę do przebywania z Bogiem, ale Bóg jest tym, który troskliwie pochyla się nad cierpiącymi, udręczonymi i prześladowanymi.

 

Zwróćmy uwagę, że Błogosławieństwa powtarzane dziewięciokrotnie są życzeniem i sprowadzają zarazem szczególne dobrodziejstwa na ludzi. Zauważmy, że po słowie błogosławieni nie jest podany czasownik. Oznacza to, że szczęście nie dotyczy jakiejś nieokreślonej rzeczywistości przyszłej, ale Jezus pragnie ogłosić każdemu czytelnikowi, że zachowując się zgodnie ze słowami zapisanymi w błogosławieństwach już uczestniczy w zapowiadanym szczęściu.

 

Idąc za zaproszeniem Błogosławieństw uświadamiamy sobie, że musimy całkowicie odrzucić odniesienie do otaczającej nas rzeczywistości. Dopóki analizujemy nasze życie tylko w kategoriach doczesności zostaniemy niewolnikami własnego strachu. Będziemy marionetkami, które wobec innych zachowują się zgodnie z powszechnie istniejącymi opiniami i osądami. Błogosławieństwa, które Jezus wypowiada na początku Kazania na Górze stają się papierkiem lakmusowym, w jakim stopniu przeżyjemy drogę, która dla Jezusa rozpoczęła się w momencie chrztu w Jordanie. To wtedy ten, podległy śmierci świat otworzył się na rzeczywistość nieba. To już teraz zostało jasno ogłoszone, że życie może rozpocząć się całkowicie na nowo, jeśli tylko pozwolimy się Bogu prowadzić.

 

Nowy styl życia, który prowadzi do spotkania z Bogiem, został bardzo konkretnie nakreślony. Nie może być inny jak dbałość o czystość serca, troska o pokój, pragnienie i łaknienie sprawiedliwości. Słowa te stają się i pocieszeniem i napomnieniem, ale także zachętą, co należy czynić, aby osiągnąć życie wieczne. Zachęta w sensie moralnym, to opis tego, co staje się możliwe dla tych, którzy naprawdę i na serio angażują się oraz składają wszystkie swoje nadzieję w Bogu.

Kto w pełni zrozumie słowa, które Jezus konkretnie mówi, dla tego zmienia się cały świat. Człowiek taki staje się dosłownie przemieniony, jeden z konkretnego ubóstwa, drugi poprzez sakramentalne słowa pełne wiary.

 

Musimy zdać sobie sprawę, że w Błogosławieństwach wybrzmiewa uwertura do przepięknej i zachwycającej symfonii, która w pozornie zagubionym i zatraconym świecie niesie dźwięki o tęsknocie i nawróceniu, o zapowiedzi i odkryciu najgłębszych pokładów siebie. Te tony powodują, że w życiu zaczyna wybrzmiewać tęsknota, która była ciągle w nas uśpiona. Tęsknota, która tak nas trzyma w miłosnym uścisku, aż staramy się żyć zgodnie z poznanymi prawdami i przekonaniami, a którym do tej pory nie do końca zaufaliśmy.

 

Konkret na dzisiaj: pomódl się tymi słowami: Chryste, który dzisiaj przychodzisz do mnie ze swoim błogosławieństwem, otwieraj moje serce, abym zrozumiał, jak wielki dar ofiarowujesz mi każdego dnia.

 

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec i Syn i Duch Święty +

 

Jak odzyskać smak życia?...ks. Daniel Glibowski

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu. Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie». Mt 5, 13-16

Wyobraź sobie Jezusa, który z całą troską zachęca swoich uczniów do budowania prawdziwej Bożej wspólnoty pośród ludzi, którzy już zgaśli i utracili prawdziwy smak życia. On jako pierwszy stał się najjaśniejszym światłem dla ludzi oraz solą, która nadała sens istnienia. Poczuj się adresatem powyższych słów. Czy jesteś na co dzień solą, która nadaje smak Twojemu otoczeniu? Czy udaje Ci się podciągać bliskich w wierze, miłości i nadziei? Jak to czynisz? Czy toczysz codziennie wewnętrzne boje o bycie autentycznym katolikiem, który głosi Ewangelię i żyje według słów Jezusa? A gdy już udaje Ci się czynić wiele dobra, to kto otrzymuje za to chwałę? Ty, czy Bóg? Kto jest w Tobie sprawcą wszelkiego dobra? Nie zapominaj o pokornym dziękczynieniu za każde budujące natchnienie i odwagę pójścia za tym wewnętrznym głosem.


Dwa dni temu miałem okazję obejrzeć powyższą Ewangelię w praktyce. Otóż ktoś nagrał pewnego księdza, która nie dał pieniędzy bezdomnemu, ponieważ miał w portfelu same karty kredytowe. Filmik po dwóch dniach miał ponad 2 miliony wyświetleń i ponad 2 tysiące negatywnych komentarzy. Można powiedzieć, że ten kapłan w danej chwili nie miał w sobie tego smaku miłości do bliźniego, za co został zlinczowany w internecie. Jeszcze nie widziałem nigdy tylu wulgarnych słów pod kątem Kościoła i księży. Ta fala hejtu wydawała się być nie do zatrzymania. Zastanawiałem się duszy, kto jest biedniejszy: ten ksiądz, bezdomny, czy ci wszyscy, którzy pałali nienawiścią do pogubionego kapłana, który mógł się chociaż zatrzymać przy biednym człowieku.


Z całej tej sytuacji warto wyciągnąć wniosek, że każdemu z nas grozi utrata smaku i podeptanie przez ludzi. Jeśli tylko oddalimy się od Jezusa, sakramentów i modlitwy, to czeka nas życie pełne samotności i nienawiści. Nie życzę tego nikomu i zachęcam do pokornego kroczenia za Panem i uczenia się od Niego jak być prawdziwą solą i światłem dla ludzi.

 

Twoje napomnienia, Panie, są przedziwne,
dlatego przestrzega ich moja dusza.
Poznanie Twoich słów oświeca
i naucza niedoświadczonych.
Zaczerpnę powietrza otwartymi ustami,
bo pragnę Twoich przykazań.
Zwróć się ku mnie i zmiłuj się nade mną,
tak jak czynisz z miłującymi Twe imię.
Umocnij moje kroki Twoim słowem,
niech żadna niegodziwość nie panuje we mnie.
Ps 119, 129-133

 

Panie, uczyń mnie prawdziwą solą i światłem dla świata. Przepełniaj mnie swoją miłością, abym mógł rozlewać ją dla ludzi, którzy utracili smak życia.

 

Radykalizm w chrześcijaństwie....ks. Roman Chyliński

"Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.”

Czy sól może utracić swój smak, zwietrzeć, czy zmienić swoją właściwość?

 

Otóż, nie! Nie jest możliwe, aby sól straciła swoją właściwość!

 

Język polski podaje parę zamienników słowa „zwietrzeć”. Słowo to może oznaczać: Przeżyć się, zestarzeć się, zaśniedzieć ,skruszeć, zetlić się, spróchnieć ; stracić aktualność, intensywność ;ulecieć, ulotnić się; Wyjść z mody, wyjść z obiegu, wyjść z użycia; wywietrzeć, wyparować ; zdezaktualizować się, przedawnić się; zetleć, sparcieć; zmurszeć, zgrzybieć, stracić aktualność.

 

Ciekawie brzmiałaby zbitka powyższych przymiotników ze słowem „chrześcijaństwo”, na przykład:
- „spróchniałe” chrześcijaństwo.
- „ulotne” chrześcijaństwo,
- „zmurszałe” chrześcijaństwo,
- chrześcijaństwo, które straciło na swej aktualności, przedawnione.

 

Co mógłbym powiedzieć dzisiaj o swoim chrześcijaństwie?
Jakie ono jest w moim postępowaniu na co dzień?

 

Wiemy, że sól szczególnie w czasach, w których Jezus żył, a i później była świetnym konserwantem. Duże jej ilości zużywano do konserwacji mięsa, masła, ryb, garbowania skór, produkcji prochu strzelniczego. Sól była tak ważnym produktem w Średniowieczu, że w XIV wieku w Polsce żupy dawały ponad 30% wszystkich dochodów skarbu państwa.

 

Warto o tym wiedzieć, kiedy próbujemy zrozumieć sens słów Jezusa w odniesieniu do naszego chrześcijaństwa.

 

Czym więc kiedyś sól była dla ziemi, tym obecnie chrześcijanin ma być dla ludzi, wśród, których żyje w wymiarze zbawienia.
Jak wielka jest to odpowiedzialność przed Bogiem!

 

„Wy jesteście światłem świata. (…)Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie"

.

To samo przesłanie ma drugie odniesienie do światła, jakie ma spełniać chrześcijaństwo w sposób duchowy w świecie.


Świeczka, czy kaganek, później lampa naftowa świeciły w nocy, jako jedyne źródło światła. Zapewne Jezus odnosi owe światło do moralnego życia chrześcijan według przykazań Bożych na tle pogańskiego świata żyjącego w grzechu.

 

Jezus mówi do nas dzisiaj dość radykalnie, że nie jest możliwe, tak jak sól, która nie wietrzeje i jak światło, które nie chowa się w ciemności, aby chrześcijanin mógł przestać być chrześcijaninem: „Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu.”

Niestety, chrześcijanin może przestać być chrześcijaninem przez:
- letniość swej wiary,
- życie tak, jakby Boga nie była,
- wybiórcze traktowanie Dekalogu,
- kompromis z liberalizmem moralnym.

 

Każdy z nas otrzymał od Boga, aż taką władzę nad sobą,że może wybrać potępienie wieczne, ale wówczas nie może nazywać się chrześcijaninem.

 

Modlitwa: Jezu daj mi „świeżość” wiary w chrześcijaństwie, taką jaką ma sól, która nie wietrzeje. A światło i moc Ducha Świętego wzmocni mnie do odważnego dawania świadectwa życiem, które pociągnie innych do chwalenia Boga. Amen!

Dorota
Dorota Cze 15 '17, 00:09

Żyjący w XVI w. brat Feliks z Cantalice tak mówił o sobie: "Jestem biednym bratem sobie, dużo gadam, mało robię".

Dzisiejszy tekst jest o tym, żeby brać się do roboty, a nie tylko bujać w obłokach i myśleć, co by było gdyby...

Jesteś tym, co robisz, a nie tym, co tylko planujesz zrobić...ks. Krystian Malec

 

ezus powiedział do swoich uczniów:
„Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić.
Zaprawdę bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni.
Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim”.
(Mt 5,17-19)

Pamiętam z liceum, że zdarzało nam się czasami z kolegami liczyć w czasie lekcji charakterystyczne zwroty, słowa, frazy których używał dany nauczyciel. Choć była to prymitywna forma rozrywki, dawała nam dosyć sporo krótkotrwałej radości.

 

Piszę o tym dlatego, że każdy z nas ma takie słowa, których używa częściej od innych. Bardzo często nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale ktoś słuchający nas po raz pierwszy, od razu zwraca na to uwagę. Ja też mam kilka takich swoich ulubionych sformułowań i jeśli czytasz moje wpisy regularnie albo zdarzyło się, że słuchałeś/aś homilii, konferencji czy nauk rekolekcyjnych, z całą pewnością je wyłapałeś/aś. Z podobną sytuacją spotykamy się na kartach Pisma Świętego. Autorzy natchnieni działali dokładnie tak samo jak my i również mieli swoje umiłowane wyrażenia. Jeśli będziemy wystarczająco czujni w czasie lektury słowa Bożego, na pewno je wyłapiemy.

 

Jednym z ulubionych słów jest dla św. Mateusza czasownik πληρόω (pleroo) – wypełniać, który pojawia się w jego Ewangelii 16 razy (u św. Marka 2, a u św. Łukasza 9, a u św. Jana 15). Znajduje się on w Mt 5,17 „Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić.” Co mógł mieć na myśli Jezus, wypowiadając to zdanie?

 

Zanim przejdziemy do naszego czasownika musimy przypomnieć sobie, co kryje się pod pojęciem „Prawo i Prorocy”. Otóż jest to zwrot używany na określenie całości Biblii Hebrajskiej, czyli pism, które Żydzi uważają za święte i natchnione (dla katolików za tym sformułowaniem kryje się Stary Testament). Bywa też tak, że oprócz „Prawa i Proroków” wymienia się także „Pisma”, jako trzecią część Biblii Hebrajskiej, ale w omawianym przez nas fragmencie „Prawo i Prorocy” oznaczają wszystkie pisma, które naród wybrany uważał za objawione słowo Boże.

 

Teraz możemy skupić się na czasowniku πληρόω (pleroo) – wypełniać. Co znaczy „wypełnić Prawo i Proroków”? Odpowiedzi – jak niemal zawsze – można by nazbierać całą masę, ale dwie wydają się być najbardziej adekwatne. Po pierwsze „wypełnić Prawo i Proroków” znaczy żyć tym, czego oni nauczali i do czego nawoływali. Po drugie „wypełnić Prawo i Proroków” znaczy sprawić, że to, co zapowiadali, stało się rzeczywistością. Jeśli przyjrzymy się całości życia i dzieła Jezusa, z pewnością zobaczymy, że i jedna i druga odpowiedź „pasują” do Niego.

 

Wielkim błędem byłoby myślenie, a co gorsza nauczanie tak innych, że odkąd przyszedł Jezus, objawione słowo Boże zawarte w Starym Testamencie przestało obowiązywać i nie trzeba po nie sięgać. Nasz Zbawiciel wyraźnie mówi, że nie przyszedł znieść, ale wypełnić, to znaczy przypomnieć jego istotę i pokazać, jak je realizować w codzienności. W ten sposób rozumiem to zdanie.

 

Jeśli chcemy być autentyczni w naszej wierze, powinniśmy dobrze przemyśleć to, czy wypełniamy słowo Boże w naszej codzienności. Oczywiście nie mam na myśli pragnień, które mamy w głowie i sercu, ale pytam o konkretne czyny. Bo choćbyśmy mieli wszystkie najmądrzejsze książki świata w głowie i serce „nabite” pięknymi teoriami i zamierzeniami, to i tak definiują nas czyny. Jesteśmy tym, co robimy, a nie tym, co chcielibyśmy zrobić. Wypełniać słowo Boże w swoim życiu, to zwracać uwagę na rzeczy najmniejsze, jak jota (najmniejsza litera hebrajskiego alfabetu) i kreska (keraia), najmniejszy, ozdobny znak tego alfabetu. Tak często powtarzam innym i sobie, żebyśmy nie dali się wpuścić diabłu w maliny i ciągle żyć na poziomie najcudowniejszych idei, których w żaden sposób nie wcielamy w życie. Chrześcijanin to człowiek, który działa, a nie tylko planuje. Kimś takim był św. Maksymilian Kolbe

 

„29 lipca 1941 r. z obozu w Aushwitz zbiegł Polak Zygmunt Pilawski. Kierownik obozu Karl Fritzsch podczas apelu wybrał 10 więźniów i skazał ich na śmierć głodową. Wśród nich był Gajowniczek, który rozpłakał się, martwiąc o los rodziny.

 

Z szeregu wystąpił wówczas o. Kolbe. Podszedł do Fritzscha. Powiedział, że jest katolickim księdzem i poprosił, by mógł zająć miejsce współwięźnia, który ma rodzinę. Esesman był zaskoczony. Po chwili zgodził się. – W tej chwili trudno mi było uświadomić sobie ogrom wrażenia, jaki ogarnął mnie. Ja, skazaniec, mam żyć dalej, a ktoś chętnie i dobrowolnie ofiaruje swoje życie za mnie? Czy to sen czy rzeczywistość? – wspominał po latach Gajowniczek.

 

Były więzień Auschwitz Mirosław Firkowski w 2013 r. wspominał apel. – Na apelu Gajowniczek stał w drugim rzędzie. Jak go wybierali, to wystąpił Kolbe, który stał w przedostatnim szeregu, bo był wysoki. W momencie, gdy się to działo, nie zdawaliśmy sobie sprawy, że to będzie aż tak wielka ofiara. (…) Dopiero na bloku to przeżywaliśmy. To był wielki, heroiczny czyn – mówił Mirosław Firkowski.

 

Niemcy umieścili skazanych w bunkrze w podziemiach bloku 11. 14 sierpnia, po śmierci współtowarzyszy, Maksymilian Kolbe został uśmiercony zastrzykiem fenolu przez więźnia, niemieckiego kryminalistę przeniesionego z obozu Sachsenhausen, Hansa Bocka, który był starszym bloku w więźniarskim szpitalu obozowym”. (http://nowahistoria.interia.pl/polska-walczaca/news-franciszek-gajowniczek-skazaniec-za-ktorego-o-kolbe-oddal-zy,nId,1698280#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome)

Ojciec Maksymilian wypełnił słowo Boże w swoim życiu, ponieważ karmił się tym słowem i oddał się w opiekę Niepokalanej.

 

Konkret na dzisiaj: Pomyśl o jakimś dobru, którego realizację od dawna odkładasz i zacznij je dzisiaj wypełniać.

 

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec i Syn i Duch Święty +

 

Gdzie się podziało przykazanie miłości?...ks. Roman Chyliński

 

Jezus powiedział do swoich uczniów: "Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić.”

Czym chciał Jezus wypełnić żydowskie Prawo ?

 

Kilka rozdziałów dalej w Ewangelii mateuszowej, Jezus wytyka faryzeuszom bardzo wąskie pojmowanie Prawa:

 

„Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo dajecie dziesięcinę z mięty, kopru i kminku, lecz pomijacie to, co ważniejsze jest w Prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę. To zaś należało czynić, a tamtego nie opuszczać.”

 

Tym wypełnieniem Prawa dla Jezusa jest więc: sprawiedliwość, miłosierdzie i wiara.
Natomiast fundamentem całego Prawa jest M I Ł O Ś Ć.

 

"Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?" On mu odpowiedział: "Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy". (Mt 22,36-40).

 

Wart, więc idąc do spowiedzi, przygotować sobie rachunek sumienia według miłości do Boga, bliźniego i siebie.

 

Oto propozycja takiego rachunku sumienia.

 

1. Miłość do Boga i grzechy przeciw Bogu.
- Czy wierzę w Bożą miłość do mnie?
- Czy wierzę, że Bóg wybaczy mi każdy grzech, który wyznam?
- Czy mój Bóg jest Bogiem tylko niedzielnym, a od poniedziałku do soboty sam sobie radzę z własnym życiem, dając Bogu do zrozumienia, że za bardzo Go nie potrzebuję?
- Czy chętnie spotykam się z Bogiem na modlitwie porannej i
wieczornej?
- Czy proszę Ducha Świętego codziennie o dar miłości?
- Czy idąc na Mszę św. chcę spotkać się z Jezusem w głoszonym słowie Bożym i Komunii św.?
- Czy codziennie zapraszam Ducha Świętego, aby mi towarzyszył we wszystkich moich relacjach i sprawach?

 

2. Miłość bliźniego i grzechy przeciwko niemu.
- Czy dziękuję Bogu za rodziców, teściów, dzieci i znajomych takich, jakich mam?
- Czy przebaczam tym, przez których czuję się skrzywdzony?
- Czy pierwszy wychodzę z wyciągniętą dłonią ku pojednaniu?
- Czy nie myślę źle o innych i czy złym okiem patrzę na to, że im się powodzi?
- Czy potrafię dostrzec i docenić dobre cechy u innych?
- Czy to, co czynię i mówię do bliźniego, robię z serca, jak dla Pana?
- Czy jestem winny grzechu cudzego, namawiając do grzechu?

 

3. Miłość do siebie i grzechy przeciwko sobie.
- Czy dziękuję Bogu za swój wygląd, za to, co mi dał i czego nie dał oraz, że tak cudownie mnie stworzył?
-Czy jestem prawdziwy i autentyczny przed samym sobą i przed innymi osobami?
- Czy mam poczucie własnej godności?
- Czy czasami nie pogardzam sobą?
-Czy unikam okoliczności do grzechu?
- Czy dbam o kulturę osobistą i kulturę języka?
- Co ostatnio zmieniłem na lepsze w swoim postępowaniu?

 

W pracy nad sobą, aby być wiernym przykazaniom miłości pocieszające mogą być dla nas słowa Pana Jezusa wypowiedziane do św. s. Faustyny: " Za cierpliwość i trud wynagradzam, a nie za efekt".

 

Jak pokonać zmęczenie?...ks. Daniel Glibowski

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem, powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim». Mt 5, 17-19

 

Jezus bardzo dobrze znał serca ludzi, do których przemawiał. On wiedział, że wielu z nich było utrudzonych Prawem, które zawierało mnóstwo szczegółowych przepisów. Dlatego też myślano, że Nauczyciel zniesie coś z tych męczących nakazów. Chrystus natomiast zaskakuje wszystkich mówiąc, że nie przyszedł znieść Prawa, ale wypełnić je. Tym samym potwierdził spójność całej historii zbawienia. Zdemaskował także leniwe serca, które uchylają się od praw. Pokazał również głęboki sens przykazań, które powinny być dla ludzi radością, a nie uciemiężeniem.


W dzisiejszych czasach można zaobserwować u ludzi podobne uchylanie się od przykazań i narzekanie na to, że one są zbyt ciężkie albo zarezerwowane tylko dla świętych i wybranych. O to z pewnością chodzi diabłu. To jemu zależy na tym, żeby ludzie wykonywali wszystko z obowiązku, a nie z miłości. Jak jest w Twoim przypadku? Po co dzisiaj wstałeś? Dlaczego idziesz do pracy? Czy chcesz uczynić coś dobrego? Jeśli tak, to dla kogo? Czy masz w sobie najgłębszą motywację do wszystkich swoich działań? Czym jest dla Ciebie przykazanie miłości? Przymusem, czy wewnętrznym spełnieniem całego swojego człowieczeństwa? Przestań być niewolnikiem samego siebie! Zacznij prawdziwie rozumieć miłość, przykazania i Boga, który stoi za doskonałym Prawem, którego żaden człowiek nie byłby w stanie wymyślić.

 

On też sprawił, że mogliśmy stać się sługami Nowego Przymierza, przymierza nie litery, lecz Ducha; litera bowiem zabija, Duch zaś ożywia. 2 Kor 3, 6

 

Św. Paweł daje klucz do rozumienia Bożego Prawa. Jeśli człowiek ma w sobie Ducha Świętego, to nie uchyla się od przykazań, lecz spełnia je z miłością i pełnym zrozumieniem. Natomiast ludzie tego świata, którzy żyją zapatrzeni w marności, nie rozumieją przykazań i dlatego one wydają się im zbyt ciężkie.
Proś dzisiaj Jezusa o duchowe poznanie całej Jego woli na ten dzień i całe Twoje życie. Posłuchaj Go chociaż przez chwilę i pokornie pójdź za tym głosem. On chce uzdolnić Twoje serce do prawdziwego kroczenia Jego ścieżkami.

 

Naucz mnie Boże chodzić Twoimi ścieżkami, prowadź mnie w prawdzie według swych pouczeń. Ps 25, 4b. 5a

 

Panie, dziękuję za to, że dałeś mi zrozumieć Twoje Prawo Miłości. Chcę wypełniać je gorliwie każdego dnia. Ufam, że w jedności z Tobą i z miłości do Ciebie mogę czynić wszystko najlepiej jak tylko potrafię.

   
Dorota
Dorota Cze 15 '17, 14:17

Przyznaj się dzisiaj do Jezusa. Przyjmij Go do serca i pójdź za Nim w największej manifestacji pokoju i miłości!

Chleb z nieba...ks. Daniel Glibowski

Jezus powiedział do Żydów: «Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje Ciało wydane za życie świata». Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie jedli Ciała Syna Człowieczego ani pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. J 6, 51. 53-56

 

Popatrz dzisiaj z wiarą na najprawdziwszy chleb z nieba – Ciało Jezusa Chrystusa, które stale zstępuje na miliony ołtarzy, aby karmić ludzi spragnionych miłości. Pójdź za Nim w procesji i wychwalaj Go śpiewem za ten najwspanialszy cud, który stale uobecnia się dla wiernych. Wpatruj się w Niego i pokornie dziękuj za każdą Komunię świętą w swoim życiu. Proś o łaskę dostrzeżenia wszystkich łask, które zawdzięczasz częstemu karmieniu się tym niebiańskim pokarmem. Dzisiejsza procesja niech stanie się Twoją manifestacją pełną wiary i pokoju. Postanów sobie także, że od tej pory będziesz przyznawał się do Jezusa nie tylko w Boże Ciało. On przecież chce wychodzić z Tobą w sercu każdego dnia. Dawaj Go ludziom. Oni są naprawdę spragnieni wewnętrznego pokoju. Tyle mówi się dzisiaj o podziałach wśród ludzi, rodzin i w ogóle społeczeństwie. A Jezus wciąż nawołuje do jedności. Podobnie głosi św. Paweł;

 

Ponieważ jeden jest chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno ciało. Wszyscy bowiem bierzemy z tego samego chleba. 1 Kor 10, 17

Zapamiętaj te słowa. Wszyscy karmimy się chlebem jedności, miłości i pokoju. Zacznijmy być prawdziwymi katolikami, którzy są świadkami Jezusa Chrystusa, żyją w łasce uświęcającej i głoszą orędzie pokoju. Bądźmy w tym szczerzy i prawdziwi.
Jezu Chryste, dziękuję za to, że od lat mogę codziennie trzymać Cię w moich słabych dłoniach, aby karmić siebie i Twój lud. Przymnóż nam wiary, abyśmy nigdy nie zwątpili w Twoją obecność pośród nas!

 

Często zadajemy pytanie: "Boże, gdzie Ty jesteś"? A On jest na wyciągnięcie ręki w Eucharystii. -  Po tej stronie nieba nie ma nic piękniejszego od Mszy świętej...ks. Krystian Malec

 

Jezus powiedział do Żydów:
„Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje Ciało za życie świata”.
Sprzeczali się więc między sobą Żydzi mówiąc: „Jak On może nam dać swoje Ciało na pożywienie?”
Rzekł do nich Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywać Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił, nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a pomarli. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki”. (J 6,51-58)

Msza święta jest jak piękna i szanująca się kobieta, która nie odsłania całej siebie na pierwszej randce, ale ciągle jest tajemnicą. Pozwala odkrywać się powoli i delektować swoim wdziękiem. Być może dlatego tak wielu ludzi przechodzi obok niej obojętnie i mówi: tam się nic nie dzieje. Mam nadzieję, że nikogo nie urażę tym stwierdzeniem, ale taki sąd wygłoszą jedynie te osoby, które płytko przeżywają swoją wiarę.

 

Do dobrego przeżywania Mszy świętej trzeba ciągle dorastać. Według mnie jest to kwestia bezsporna. Czy ja mogę powiedzieć, że dobrze ją przeżywam? Chociaż jestem księdzem z sześcioletnim stażem, daleko mi do takiego stwierdzenia, choć zdarzają się takie dni, w których głębiej wchodzę w tajemnicę Eucharystii. Ale – w imię uczciwości – muszę przyznać, że i są takie, że moja modlitwa jest bardzo płytka.

 

Celowo użyłem przymiotników „głęboki” i „płytki”, odnosząc je do Mszy świętej, ponieważ wydaje mi się, że naszym głównym problemem we właściwym celebrowaniu (księża) i przeżywaniu Eucharystii (świeccy) jest to, że ciągle ślizgamy się po powierzchni, nie wchodząc w głąb tej tajemnicy. Tak jak  na pierwszy rzut oka nie widać tętniącego w morzu życia, tak samo człowiek płytki w swojej wierze nie zobaczy głębi życia, jakie kryje się w Eucharystii. Łatwo o tę płyciznę, gdyż wszystkie Msze są do siebie podobne. Oczywiście, zmieniają się teksty, kolory szat liturgicznych itp., ale generalnie każdy – nawet rzadko uczęszczający do Kościoła – człowiek jest w stanie powiedzieć, jakie są kolejne części Mszy świętej. Z jednej strony to dobrze, że posiadamy taką fundamentalną wiedzę, ale z drugiej ona może nieść ze sobą pewne niebezpieczeństwo, a mianowicie to, że „zardzewiejemy” duchowo, stojąc w świątyni w czasie jej trwania i nic nas nie poruszy, a my wrócimy do domu tacy sami. Tak jak napisałem wyżej, powinniśmy starać się dążyć do tego, aby wchodzić jak najgłębiej w przeżywanie Eucharystii.

 

Jak to zrobić? Sposobów jest wiele, ale nie chcę Cię zamęczyć zbyt długim tekstem, więc skupię się na jednym aspekcie. Przede wszystkim powinniśmy za Mszą świętą tęsknić. Pomyśl, w ilu Eucharystiach w swoim życiu uczestniczyłeś? Były ich dziesiątki, setki, a może już trzeba liczyć je w tysiącach? A ile razy Jezus eucharystyczny zjednoczył się z Tobą, a raczej Ty z Nim w Komunii świętej? I w jaki sposób te spotkania z żywym Bogiem wpłynęły i wpływają na Twoje życie? Czy każdorazowo, wychodząc z Kościoła po Mszy świętej, czujesz się umocniony, podniesiony na duchu? Czy wychodzisz z przekonaniem, że przed chwilą wydarzyło się coś tak niesamowitego, że nie znajdujesz słów, aby to opisać, a mimo to masz pewność, że Bóg był tak blisko Ciebie, że bliżej się nie da? Jeśli nie i uczestnictwo we Mszy stało się rutyną, jak rosół i schabowy w niedzielę na obiad, to zastanów się, dlaczego tak jest? Czy kiedykolwiek zadałeś sobie trud pogłębienia swojej wiedzy o Eucharystii? Choć nie śledzę wszystkich czasopism katolickich wydawanych w Polsce, to jestem przekonany, że większość z nich w dniach poprzedzających Boże Ciało, skupia się przede wszystkim na tajemnicy Mszy świętej. Nie kosztują krocie i po ich zakupie domowy budżet nie zawali się, a na pewno z ich lektury można dowiedzieć się czegoś, co pozwoli bardziej świadomie spotykać się z Jezusem w Najświętszym Sakramencie. Naprawdę nie trzeba wiele. Wystarczy chcieć.

 

Ale wróćmy do zagadnienia tęsknoty za Mszą św. Gdy dwoje ludzi jest w sobie zakochanych, każda rozłąka w jakiś sposób boli i odliczają godziny do kolejnego spotkania z ukochaną osobą. Bóg kocha i chce być kochany. Jego serce ciągle tęskni za nami i czeka, aż do Niego przyjdziemy, bez względu na porę. Kościół, odczytując to głębokie pragnienie wzajemnej miłości ukryte w naszych sercach bardzo mądrze prowadzi nas przez rok liturgiczny i daje nam pewne okresy, które mają w nas wzbudzić tęsknotę za Bogiem. Jednym z nich jest Adwent. Przez cztery tygodnie Kościół woła, aby Nowonarodzony zstąpił do nas i zamieszkał na nowo w naszych sercach. Woła i pragnie, aby wszystkie jego dzieci zaczęły wołać razem z nim, aby wszyscy członkowie Kościoła rozpalali swoje serca tęsknotą za Bogiem. W ciągu tych kilkudziesięciu dni powinno wzrastać w nas pragnienie Jego przyjścia. Jeżeli źle przeżywamy czas Adwentu, to sądzę, że 27 grudnia same święta kwitujemy słynnym „święta, święta i po świętach”. Jeśli moje serce w czasie Adwentu nie zatęskniło za Jezusem, bo miałem „ważniejsze sprawy”, to i same święta przeżyję powierzchownie.

Podobnie jest z Mszą świętą. Jeśli nie mam czasu na zastanowienie się w czasie porannej modlitwy nad tym, że niedługo spotkam się z żywym Bogiem obecnym w Najświętszym Sakramencie, jeśli „wpadam” do Kościoła w ostatniej chwili albo gdy celebracja już się rozpoczęła, to Eucharystia będzie mnie nudzić i ciągle pozostanę na powierzchni. Żeby usłyszeć Boga w czasie Mszy, najpierw trzeba się wyciszyć i skupić na Nim, uświadomić sobie, że jest to czas spotkania z Osobą, a więc chodzi o nawiązanie relacji i zatęsknić za Nim. Ks. Franciszek Dajczer tak pisze o „adwencie eucharystycznym”: „(…) to przede wszystkim postawa wiary, to wiara w miłość Jezusa, który Ciebie oczekuje. Tak ważne jest, żebyś uwierzył, że Jezus pragnie przyjść do twojego serca, że pragnie sprawowania Eucharystii, że oczekuje twojej Komunii św., ponieważ chce poprzez Najświętszy Sakrament – główne źródło łask, oddać się Tobie w pełni”.

 

Róbmy wszystko, aby nie być tylko widzami na Mszy świętej, bo Kościół to nie teatr, a ksiądz to nie aktor, który ma nas „zabawiać”, żeby nam się nie nudziło. Kościół w soborowej konstytucji o liturgii świętej „Sacrosanctum Concilium”, tak uczy: „Kościół zatem bardzo się troszczy o to,aby chrześcijanie w tym misterium wiary nie uczestniczyli jak obcy lub milczący widzowie, lecz aby przez obrzędy i modlitwy misterium to dobrze rozumieli, w świętej czynności brali udział świadomie, pobożnie i czynnie, byli kształtowani przez słowo Boże, posilali się przy stole Ciała Pańskiego i składali Bogu dziękczynienie; aby ofiarując niepokalaną Hostię nie tylko przez ręce kapłana, lecz także razem z nim, uczyli się ofiarowywać samych siebie i za pośrednictwem Chrystusa z każdym dniem doskonalili się w zjednoczeniu z Bogiem i wzajemnie ze sobą, aby ostatecznie Bóg był wszystkim we wszystkich”. (SC 48).

 

Jezus w dzisiejszej Ewangelii mówi nam: Jeżeli nie będziecie spożywać Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie”. Zastanów się, jak często przystępujesz do Komunii św. i czy ma to przełożenie na Twoje codzienne gesty, myśli, zachowania, słowa, oceny, werdykty, osądy, plany? Czy regularnie karmisz się Ciałem Chrystusa, czy może łatwo z Komunii świętej rezygnujesz, stając się jedynie widzem czynności liturgicznych?

No bo żeby pójść do Komunii, to trzeba by się najpierw wyspowiadać, a żeby się wyspowiadać, to trzeba rachunek sumienia zrobić, a żeby zrobić rachunek sumienia, to trzeba poświęcić czas i przyznać się przed samym sobą i Bogiem, że nie jestem doskonały i mam ciemne strony, a przecież nam ciągle brakuje czasu… Jezus mówi wprost, że Eucharystia jest nam potrzebna do życia! Chcesz żyć, to jednocz się z Nim w czasie Mszy świętej jak najczęściej. Jeśli natomiast wybierasz wegetację, to nie przyjmuj Komunii świętej. Sprawa jest wręcz dziecinnie prosta (oczywiście pomijam sytuacje, w których ktoś ze względów prawnych nie może przystępować do sakramentów świętych). Wybór należy do nas, więc nie mówmy, że brakuje nam sił do życia, bo Bóg przestał się nami interesować. Najpierw pytajmy się, ile my dajemy z siebie, aby wejść w głębię sakramentów?

 

Konkret na dzisiaj: Postanów sobie, że będziesz wcześniej przychodzić do Kościoła, aby ten czas poświęcić na przygotowanie się do Mszy świętej.

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec i Syn i Duch Święty +

 

Najtrudniejsze słowa Jezusa w Piśmie św....ks. Roman Chyliński

 

„Sprzeczali się więc między sobą Żydzi mówiąc: "Jak On może nam dać swoje ciało na pożywienie?"


„Jak może ten nam dać – swoje mięso na pożywienie?” ( tłum. z j. grec.).

 

Grecy posiadali dwa słowa na określenie ciała: sarks i soma. „Soma” oznacza szlachetne ciało człowieka. „Sarks” – mięso.

Św. Paweł, kiedy mówi o grzechach nierządu u kobiet i mężczyzn, również używa słowa „sarks” na określenie bezczeszczenia własnego ciała i czynienia z niego „mięsa do rozdawania”.

 

Jezus tak samo mówi o swoim ciele, że będzie je rozdawał ludziom. Czy to jest możliwe?

Cud Eucharystii w Buenos Aires potwierdza słowa Jezusa.


18 sierpnia 1996 r. wieczorem o godz. 19.00 ks. Alejandro Pezet odprawiał Mszę św. w katolickim kościele, który znajduje się w handlowej dzielnicy Buenos Aires. Pod koniec udzielania Komunii św. podeszła do niego kobieta, informując, że z tyłu kościoła na świeczniku leży porzucona Hostia. Ksiądz Alejandro poszedł we wskazane miejsce i zobaczył sprofanowaną Hostię. Była tak pobrudzona, że nie mógł jej spożyć. Włożył ją do naczyńka z wodą i schował do tabernakulum w kaplicy Najświętszego Sakramentu.
Kiedy w poniedziałek 26 sierpnia ks. Alejandro otworzył tabernakulum, ze zdziwieniem stwierdził, że Hostia zamieniła się w krwistą substancję. Poinformował o tym ks. kardynała Jorgego Bergoglio, który polecił wykonanie profesjonalnych zdjęć. Widać na nich wyraźnie, że Hostia, która zamieniła się w zakrwawione ciało, znacznie się powiększyła. Przez kilka lat przechowywano ją w tabernakulum, trzymając całą sprawę w tajemnicy. Ponieważ Hostia ta w ogóle nie ulegała degradacji, w 1999 r. decyzją ks. kardynała Bergoglia postanowiono poddać ją naukowym badaniom.


5 października 1999 r. z tej cząstki zakrwawionego ciała, dr Castanon pobrał próbkę. Przesłano ją naukowcom w Nowym Jorku. Celowo nie poinformowano ich o jej pochodzeniu, aby im niczego nie sugerować.


Jednym z badaczy był dr Frederic Zugibe, znany nowojorski kardiolog i patolog medycyny sądowej. Stwierdził on, że:


- badana substancja jest prawdziwym ludzkim ciałem i krwią,
- w której obecne jest ludzkie DNA.
- "badany materiał jest fragmentem mięśnia sercowego znajdującego się w ścianie lewej komory serca, z okolicy zastawek. Ten mięsień jest odpowiedzialny za skurcze serca. Trzeba pamiętać, że lewa komora serca pompuje krew do wszystkich części ciała.
- Mięsień sercowy jest w stanie zapalnym, znajduje się w nim wiele białych ciałek. - Wskazuje to na fakt, że to serce żyło w chwili pobierania wycinka.
- Twierdzę, że serce żyło, gdyż białe ciałka obumierają poza żywym organizmem, potrzebują go, aby je ożywiał. Ich obecność wskazuje więc, że serce żyło w chwili pobierania próbki.
- Co więcej, te białe ciałka wniknęły w tkankę, co wskazuje na fakt, że to serce cierpiało - np. jak ktoś, kto był ciężko bity w okolicach klatki piersiowej".

 

„Jeżeli nie będziecie spożywali ciała Syna”.

 

Jezus w kontekście odkrywania tajemnicy Eucharystii mówi w Ewangelii o swoim ciele – sarks, czyli mięso. Przez tak dosadne określenie swojego ciała Jezus rozmywa wszelkie wątpliwości co do przypuszczeń, że ów pokarm będzie li tylko symboliczny.

 

Czy wiesz, że spożywasz w czasie Eucharystii mięsień sercowy z serca Jezusa umierającego na krzyżu?!

 

My katolicy w czasie Eucharystii - jak głosi Sobór Trydencki – spożywamy:
- rzeczywistą
- substancjalną
- i trwałą obecność całego Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie Eucharystii.

 

Naukę Soboru Trydenckiego potwierdził później Papież Paweł VI w 1965 r. w encyklice Mysterium fidei:


„Po dokonanym przeistoczeniu postacie chleba i wina nabierają nowego bez wątpienia znaczenia i nowego zadania, ponieważ (…)zawierają nową „rzeczywistość”, którą słusznie nazywamy ontologiczną.


Pod wspomnianymi bowiem postaciami nie kryje się już to, co było przedtem, lecz coś zupełnie innego, a to nie tylko ze względu na przeświadczenie wiary Kościoła, ale w rzeczy samej, ponieważ po przemianie substancji, czyli istoty chleba i wina w ciało i krew Chrystusa, nie pozostaje już nic z chleba i wina poza samymi postaciami, pod którymi przebywa Chrystus cały i nieuszczuplony, w swej fizycznej „rzeczywistości”, obecny nawet ciałem, chociaż nie w ten sam sposób, w jaki ciała są umiejscowione w przestrzeni”. (Misterium fidei, 3 września 1965 r.).

 

Niestety, zbory anglikańskie, luterańskie, protestanckie wszystkich odmian odrzucają tę prawdę, dlatego też są poza Kościołem Powszechnym.

 

„Kto Mnie spożywa, będzie żył przeze mnie”. Jeżeli nie będziecie spożywali ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie”.

Te słowa samego Jezusa mówią nam jasno jak wielką wagę nasz Zbawiciel przywiązywał do częstej Komunii św.
Częsta Komunia św. jest łaską, ale nie wszystkim ludziom zależy na częstym jej przyjmowaniu. Częściej katolicy jedzą lody z bitą śmietaną niż Komunię św.
Dlaczego?! Nie wiem?

 

Jeżeli pragniesz życia wiecznego to i zapragniesz częstej Komunii św..

 

Ponieważ przyjmujemy całego, żywego i rzeczywistego Jezusa, ważna jest spowiedź, przynajmniej raz na miesiąc, aby Jezus czuł się godnie przeze mnie przyjmowany.

 

Sam Jezus powiedział św. s. Faustynie jak mamy przystępować do sakramentu pokuty i pojednania:
DO SPOWIEDZI MAMY PODCHODZIĆ Z NACZYNIEM UFNOŚCI

 

„Dziś powiedział mi Pan: - Córko, kiedy przystępujesz do spowiedzi św., do tego źródła miłosierdzia Mojego, zawsze spływa na twoją duszę Moja Krew i Woda, która wyszła z Serca Mojego i uszlachetnia twą duszę.


Za każdym razem, jak się zbliżasz do spowiedzi św. zanurzaj się cała w Moim miłosierdziu z wielką ufnością, abym mógł zlać na duszę twoją hojność Swej łaski.
Kiedy się zbliżasz do spowiedzi, wiedz o tym, że Ja sam w konfesjonale czekam na ciebie, zasłaniam się tylko kapłanem, lecz sam działam w duszy.
Tu nędza duszy spotyka się z Bogiem miłosierdzia.
Powiedz duszom, że z tego źródła miłosierdzia dusze czerpią łaski jedynie naczyniem ufności. Jeżeli ufność ich będzie wielka, hojności Mojej nie ma granic.
Strumienie Mej łaski zalewają dusze pokorne. Pyszni zawsze są w ubóstwie i nędzy, gdyż łaska Moja odwraca się od nich do dusz pokornych”.(Dz 1602)

Dorota
Dorota Cze 20 '17, 23:47

Jak kochać tych, którzy „nadepnęli nam na odcisk”?...Bartłomiej Sokal

 

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Słyszeliście, że powiedziano: „Będziesz miłował swego bliźniego”, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście się stali synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych.

Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią?

Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski». (Mt 5,43-48)

 

Myślę, że każdy ma problem z takim samym traktowaniem każdego człowieka. Oczywiście, nie chodzi o to, żeby każdego ignorować i udawać, że ludzie go nie obchodzą, ale jeżeli mamy być chrześcijanami – czyli ludźmi oddychającymi Chrystusem – to mamy wszystkich traktować z miłością.

 

Wczoraj pisałem o tym, żeby z miłością wykonywać nasze obowiązki i zadania. Doskonale zdaję sobie sprawę, że jest to trudna sprawa, bo wiele z nich to czynności, których po prostu nie lubimy. Spotykamy także w życiu różnych ludzi i nie jest czymś nienormalnym, że jednych bardziej lubimy, innych – trochę mniej. Wiadoma sprawa, nie każdy człowiek będzie naszym najlepszym przyjacielem, ale dzisiejsza Ewangelia pokazuje nam jasno jedno z najtrudniejszych wyzwań, które może pojawić się w życiu: wszystkich kochaj.

 

Wiele osób wyrządziło ci krzywdę, niejeden człowiek „nadepnął ci na odcisk”, ale pamiętaj, że każdy jest tak samo kochany przez Boga. Jeżeli Bóg, który doskonale wie, jaki grzechy popełniamy, pozwala nam budzić się rano przy pięknej pogodzie i cieszyć się pięknym światem, czy my tym bardziej nie powinniśmy starać się być przynajmniej otwarci na innych?

 

I jeszcze jedna ważna rzecz. Jezus mówi, że jeżeli będziemy kochać wszystkich, to staniemy się „synami Ojca”. Ale świat nie dzieli się na dobrych, „synów Boga” i złych, czyli resztę świata, ale ta granica przebiega przez serce każdego człowieka, także moje serce. Każdym czynem, każdym gestem, każdym pozdrowieniem, każdym uśmiechem, każdym pokonaniem siebie opowiadam się po jednej ze stron.

 

Kto panuje dziś w twoim sercu: „syn Ojca” czy „celnik”? Miłość czy obojętność? Otwartość czy wyrachowanie?

 

Zdanie kończące dzisiejszą Ewangelię jest ogólną wskazówką, jak postępować w życiu. Chrystus wybrał kilka przykładów, ale nie jest w stanie przedstawić nam wszystkich rozwiązań sytuacji życiowych. Jeżeli będziesz się zastanawiał, co zrobić, to przypomnij sobie te słowa:

„Bądź doskonały jak twój Ojciec!”

 

Konkret na dziś: potraktuj miło osobę, z którą trudno jest ci dobrze żyć.

Zadanie na szóstkę: spraw, że ta osoba poczuje się wyjątkowa.

 

Błogosławieństwo od ks. Krystiana: Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący, Ojciec i Syn i Duch Święty +

 

Dla tych, którzy chcą być doskonali....ks. Roman Chyliński

 

„Bądźcie, więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski".

Dążenie do doskonałości nie jest łatwe. Napotyka u nas na lęk.
Czego się lękamy?

 

Przede wszystkim zmiany życia, że coś w naszej postawie będziemy musieli uczynić dojrzalszym, niż jest teraz. Boimy się też rezygnacji z czegoś, do czego się przyzwyczailiśmy, a jest dla nas czymś przyjemnym, ale wiemy, że nie jest czynem doskonałym i miłym Bogu.

 

W psychologii lęk ten nazywa się kompleksem Jonasza.
Jak wiemy, Jonasz miał iść przez Niniwę i nawoływać jej mieszkańców do zmiany życia, aby odeszli od złego stylu życia, który nie podobał się Bogu. Jonasz jednak nie chciał tego zrobić, chociaż miał zapewnienie od Boga, że jego misja i napominania zakończą się sukcesem.

 

Podobnie i my wiemy, a nawet jesteśmy o tym przekonani, że gdybyśmy w tym, a w tym zmienili, czyli przepracowali swoje życie, to w naszym życiu osobistym, małżeńskim czy wspólnotowym na pewno poprawiłyby się: relacje, stosunki czy więzi.
Ale tego nie robimy. Dlaczego?

 

Wygrywają z nami: stare przyzwyczajenia, niewiara w dobry skutek naszych wysiłków lub po prostu lenistwo.

 

Jezus pragnie, aby całe nasze życie było dążeniem ku doskonałości. Stawia, więc nam wymagania.

 

Jednym z nich jest miłość nieprzyjaciół.
Dla każdego Żyda przez wieki było jasne, że wroga trzeba bić po głowie. Na nienawiść trzeba odpowiedzieć nienawiścią, a na wrogość – wrogością.

 

W Ewangelii wg św. Łukasza mamy ukazane stopniowanie zła, a zarazem właściwą postawę miłości chrześcijanina wobec tego zła:
- „dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą”;
- „błogosławcie tym, którzy was przeklinają”;
- „módlcie się za tych, którzy was oczerniają”;(Łk 6,27-28).
- „módlcie się za tych, którzy was prześladują” - doda św. Mateusz.

 

Rzecz ciekawa, że właśnie te postawy miłości wobec zła, jakie doświadczamy ze strony naszych nieprzyjaciół, mają nas - chrześcijan cechować i odróżniać od ludzi o myśleniu pogańskim.

 

Jezus chce dzisiaj nas przekonać, że w naturze chrześcijanina jest postawa miłości oraz jej radykalizm w dążeniu ku doskonałości.

 

Chcesz, więc być człowiekiem doskonałym – kochaj nieprzyjaciół!
Jeżeli odważysz się na postawę zranionej miłości płynącej z Chrystusowego Krzyża, aby ona decydowała o twojej reakcji na zło, stajesz się człowiekiem doskonałym!

 

Modlitwa: Jezu, niech codzienne spojrzenie na krzyż zaniepokoi mój rozum i moje sumienie, czy aby idę za Twoją niepojętą, ukrzyżowaną miłością do mnie . Uzdrów mnie z kompleksów, z postaw: wrogości, złego spojrzenia i zamknięcia się na innych. Chcę upodobnić moją miłość do Twojej zranionej miłości na krzyżu. Amen.

  Doskonała miłość...ks. Daniel Glibowski

 

Idealny wzór

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Słyszeliście, że powiedziano: „Będziesz miłował swego bliźniego”, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście się stali synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski». Mt 5, 43-48

 

Jaka jest Twoja miłość?

W kontekście powyższych słów popatrz na swoją miłość do Boga i ludzi. Ile jest w niej interesowności? Komu lub czemu poświęcasz najwięcej czasu i myśli? Z kim lubisz spotykać się? Czy dając siebie i swój czas oczekujesz czegoś w zamian? Jak podchodzisz do nieprzyjaciół? Czy możesz szczerze powiedzieć, że kochasz ich i modlisz się za nich? Spójrz przez chwilę na Jezusa, który wypowiadając te słowa potwierdza je swoimi postawami pełnymi miłości i miłosierdzia. On mówi, że Bóg zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jego miłość jest dla wszystkich, także dla Ciebie. Przyjmij ją. Odpowiedz na nią i zacznij kochać tak, jak On.

 

Jak kochać prawdziwie?

Jeżeli nie czujesz w sobie prawdziwej miłości do nieprzyjaciół, to zacznij coraz częściej przypominać sobie bezgraniczną i heroiczną miłość Jezusa Chrystusa do każdego człowieka. Wejdź z Nim w żywą relację. Przyjmując Go w Komunii świętej proś o wiarę w to, że On w Tobie jest i chce kochać Twoich prześladowców. Gdy będziesz głęboko przekonany, że Bóg jest w Twoim wnętrzu, to pękną wszelkie bariery w miłości. Prawda jest taka, że to Jezus w nas kocha najpiękniej i uzdalnia nasze słabe serca do bardzo heroicznych postaw. Przykładem było wielu świętych, którzy modlili się za swoich oprawców i wybaczali im w ekstremalnych sytuacjach. Nie czekaj na takie momenty w swoim życiu. Już dzisiaj wejdź w żywą relację z Panem i kochaj swoich wrogów tak, jak kocha ich Stwórca.

 

Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. J 13, 34

 

Modlitwa

Panie, oddaję Ci swoje serce, które wciąż gubi się w miłości. Kochaj we mnie prawdziwie każdego człowieka. W sposób szczególny oddaje Ci wszystkie relacje z osobami, które nie darzą mnie sympatią. Kochaj ich we mnie jeszcze bardziej niż moich najlepszych przyjaciół.

Edytowany przez Dorota Cze 20 '17, 23:48
Dorota
Dorota Cze 23 '17, 01:15

O najskuteczniejszej z modlitw....ks. Roman Chyliński

Mt 6, 7-15

Jezus powiedział do swoich uczniów: "Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich. Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie.
Wy zatem tak się módlcie:
Ojcze nasz, któryś jest w niebie:
święć się imię Twoje,
przyjdź królestwo Twoje,
bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi.
Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj;
i odpuść nam nasze winy,
jako i my odpuszczamy naszym winowajcom;
i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie,
ale nas zbaw ode złego.
Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień".

 

„Ojcze nasz,
Ojcze – Abba, po hbr. oznacza tatusiu, tatuleńku. Szczęśliwi, którzy wypowiadając słowo Tatusiu w odniesieniu do Boga czują na sobie Jego ciepłe , pełne dobroci ojcowskie spojrzenie.
W czterech Ewangeliach tylko raz występuję słowo „Abba” i to w szczególnym momencie. Św. Marek umieszcza je podczas modlitwy Pana Jezusa w Ogrojcu. Jezus przez to uczy nas, abyśmy największą ufność mieli do Ojca w chwilach najtrudniejszych swego życia.

 

„któryś jest w niebie”.

Co to jest niebo?
To biblijne wyrażenie nie oznacza miejsca („przestrzeni”), lecz sposób istnienia; nie oddalenie Boga, ale Jego majestat. Nasz Ojciec znajduje się „ponad tym wszystkim”, gdzie my się znajdujemy. Określa to Jego świętość.
Tam gdzie jest Bóg, tam jest niebo.

 

Niebo jest dla nas domem Ojca (J 14,1-2), a jeżeli tak jest, to ziemię powinniśmy traktować jako obczyznę: „Nie mamy tutaj trwałego miasta ale szukamy tego, które ma przyjść.” (Hbr 13,12-14).

 

O tym zapewnia nas Jezus w swojej mowie pożegnalnej :„Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie! W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce.”( J 14,1-2)


Teraz jesteśmy na obczyźnie, bo nie widzimy Boga twarzą w twarz.
Kiedy mówimy te słowa czy w naszych sercach jest tęsknota za naszym prawdziwym domem, domem Ojca?

 

„Święć się imię Twoje”


„Święć się” - należy rozumieć przede wszystkim w znaczeniu wartościującym: uznać Boga za świętego, traktować Go w sposób święty.
Bóg swoje imię objawił Mojżeszowi i chciał, aby Jego lud był Mu poświęcony jako naród święty, gdyż mieszka w nim imię Boże: „Lecz wy będziecie Mi królestwem kapłanów i ludem świętym. Takie to słowa powiedz Izraelitom».” (Wj 19,6)
Imię Boga zostało nam objawione w Jezusie – hebr. Jeszua tzn. Bóg zbawia (Łk 1,31).
Słowo to jeszcze głębiej wyjaśnia przez św. Łukasz: „I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni».”( Dz 4,12).


Święcić Boga to adorować Go, głosić swoim życiem Jego chwałę. Bóg powołuje nas do świętości. Jego imię ma się święcić w nas i przez nas: „Będziecie dla Mnie święci, bo Ja jestem święty” (Kpł 20,26). Poprzez naszą postawę, nasze słowa, nasze gesty, czyny, myśli, uczynki, ale też w mojej słabości, w całym człowieczeństwie. (1Tes 4,1-12).

"Przyjdź Królestwo Twoje".
Słowo gr. Basileia oznacza m.in.. królewskość, królestwo, królowanie. W tym przypadku chodzi o panowanie, o taki stan ludzi, w których Bóg może w pełni panować, w pełni królować w ich sercach, myślach, woli.


Gdzie jest Królestwo Boże?


Królestwo Boże jest już obecne, przybliżyło się w Słowie Wcielonym, w życiu i nauce Jezusa Chrystusa, przyszło w Śmierci i Zmartwychwstaniu Pana, a od Ostatniej Wieczerzy przychodzi w Eucharystii i głoszeniu słowa Bożego. Na końcu Królestwo przyjdzie w chwale, gdy Chrystus przekaże je Ojcu.

 

Jezus zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: «Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: "Oto tu jest" albo: "Tam". Oto, bowiem królestwo Boże pośród was jest».” (Łk 17,20-21)
Królestwo Boże jest obecnie w Kościele:w słowie Bożym, w sakramentach świętych, a przez chrzest św. w każdym z nas.

 

W Modlitwie Pańskiej chodzi przede wszystkim o ostateczne przyjście Królestwa Bożego w chwili powrotu Chrystusa. A zatem, jak Symeon codziennie w Duchu Świętym mam oczekiwać przyjścia Pana.
Królestwo Pana jest królestwem: sprawiedliwości i pokoju, miłości i prawdy. Chociaż bym w tygodniu musiał być dwa lub trzy razy u spowiedzi przez własną grzeszność, to warto dla królestwa Łaski w mojej duszy, aby przyjście Pana nie zastało mnie w grzechu ciężkim!

 

„Bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi”

Św. Paweł poucza nas, na czym polega spełnianie woli Bożej:
„Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe”( Rz 12,2)
Czasami Bogu podoba się to, co dla nas nie jest przyjemne. Powie św. Piotr: „To się bowiem podoba [Bogu], jeżeli ktoś ze względu na sumienie [uległe] Bogu znosi smutki i cierpi niesprawiedliwie. Co bowiem za chwała, jeżeli przetrzymacie chłostę jako grzesznicy? - Ale to się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia. Do tego bowiem jesteście powołani. Chrystus przecież również cierpiał za was i zostawił wam wzór, abyście szli za Nim Jego śladami.” (1P 2,19-21)
Wola Boża jest zawsze dobra dla nas. Na mojej woli, na moim „ ja chcę” wiele razy się zawiodłem, na Jego woli nigdy.

 

„Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”.

Bóg codziennie troszczy się dla nas o pokarm doczesny. Nie mów więc, że ten pokarm osiągany jest tylko twoim wysiłkiem.
Cóż, nigdy nie chciałbym w życiu odczuwać głodu, a to jest w Twojej gestii Panie.
Natomiast w kapłaństwie mówimy, że dzień bez przyjęcia Eucharystii jest dniem straconym, pustym. I tak jest, tak dla duszy, jak i dla wieczności.

 

„i odpuść nam nasze winy”.

Dziękuję ci Panie za wszystkich kapłanów, którzy codziennie zasiadają do konfesjonału, bo przez nich jest szansa, aby Twoja wola została spełniona.

 

„jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.

I NIE DAJ BOŻE abym w jakimkolwiek dniu nie odpuścił bliźniemu, bo sam bym nie wszedł do nieba i innym by w tym przeszkodził.
„i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie”.
Abym uległ własnemu pożądaniu, które rodzi grzech, a kiedy grzech pocznie aktem woli, przynosi śmierć.

 

„ale nas zbaw ode złego”.
„Żyję bo karzesz, umrę, kiedy chcesz, zbaw mnie, bo możesz „- modlitwa bł. Anieli Salawy.

Niech ta modlitwa Jezusa wypełni całe me życie. Amen!

 

 

W modlitwie nie chodzi o to, żeby Boga "zagadać". W modlitwie chodzi o to, żeby z Bogiem się spotkać.Taka modlitwa wznosi ku Bogu...ks. Krystian Malec

 

W jednym z komentarzy znalazłem takie tłumaczenie pierwszego zdania dzisiejszej ewangelii: „A kiedy się modlicie, nie paplajcie bez ustanku jak poganie, którzy sądzą, że gdy będą dużo mówić, Bóg lepiej ich usłyszy”.

Spodobał mi się ten przekład pewnie dlatego, że moja modlitwa często jest „paplaniną” i bezmyślnym powtarzaniem samych w sobie pięknych i prawdziwych sformułowań, a nie rozmową z Bogiem. Tak sobie myślę, co Jezus mógł mieć na myśli, mówiąc te słowa? Przecież w innym miejscu kazał nam modlić się nieustannie. Czyżby zmieniał zdanie pod wpływem chwili? Oczywiście, że nie. Sądzę, że chodziło Mu przede wszystkim o to, żeby uświadomić swoim uczniom, a także nam rozważającym Jego słowa po niemal dwudziestu wiekach, że jakość modlitwy nie zależy od ilości wypowiadanych słów, lecz od tego, co dzieje się w trakcje jej trwania w naszym sercu. Co mną kieruje, gdy modlę się? Czy chodzi przede wszystkim o „załatwienie” moich spraw, a może jest to poczucie obowiązku połączone ze strachem, bo jak się nie pomodlę, to się „bozia” obrazi, a może jest to czyste pragnienie spotkania z Osobą, która jest dla mnie ważna i dla której ja jestem ważny?

Uczeń, który słucha mistrza i wypełnia jego polecenia, rozwija się. Tak samo człowiek wierzący, gdy jest zasłuchany w słowo Mistrza, gdy regularnie spotyka się z Nim, gdy umie zamilknąć i wsłuchać się w Jego głos, rośnie duchowo.

Musimy mieć świadomość tego, że na modlitwie można nie wypowiedzieć zbyt wielu słów i naprawdę doświadczyć spotkania z Panem, a można wyrzucić z siebie setki zdań, które nie zbliżą do Niego nawet o centymetr, bo zostaną tylko na poziomie zaangażowania naszego intelektu i nie dotkną serca.

Myślę, że modlitwę można porównać do spotkania zakochanych. Czasami tylko siedzą, patrząc się na siebie, czasami wymienią kilka zdań, a bywa i tak, że potrzebna jest długa rozmowa – może i wielogodzinna – aby wyjaśnić sobie to, co jest głęboko ukryte w sercu. Najważniejsze jest jednak to, żeby spotykać się ze sobą, nie unikać się, bo wtedy relacja słabnie, a z czasem może umrzeć.

Jak wygląda Twoja modlitwa? Czy codziennie prosisz Ducha Świętego, aby napełniał Cię i ożywiał Twoją modlitwę? Czy słuchasz Jego głosu? Czy czytając nasze komentarze, zawsze zaczynasz od tego, co jest na samej górze, czyli fragmentu Biblii? Prosiłem o to już wiele razy, ale zrobię to znowu i jeśli będzie trzeba to będę powtarzał ten apel, aż do znudzenia: ZAWSZE czytaj najpierw Jego słowo. Proś Ducha Świętego, żeby Cię prowadził i oświecał. Nigdy nie pozwól sobie wmówić, że słowo, choćby najmądrzejszego człowieka, jest ważniejsze od słowa Bożego. My ludzie często popełniamy błędy, natomiast słowo Boże jest niezmienne i stabilne jak skała. Buduj na Nim swoje życie, relacje, uczucia, pragnienia. W Nim szukaj pociechy, ulgi, wskazówek, odpowiedzi, ale pokornie przyjmuj także te fragmenty, które są niezrozumiałe, a może nawet bolą, bo obnażają grzech, hipokryzję, zakłamanie.

Konkret na dzisiaj: pomyślę o moich ostatnich dniach i przypomnę sobie, ile czasu poświęciłem/am na spotkania z Bogiem w Piśmie Świętym, a ile czasu spędziłem na przeglądaniu Internetu, oglądaniu telewizji, czytaniu kolorowych czasopism itp.? Kto ma najwięcej do powiedzenia w moim życiu?

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec i Syn i Duch Święty +

Najlepsza modlitwa...ks. Daniel Glibowski

W całej historii zbawienia zostało zapisanych mnóstwo modlitw. Najsłynniejsza pochodzi z ust samego Jezusa Chrystusa, który był, jest i będzie największym autorytetem dla ludzi wierzących.

Spójrz dzisiaj na każde zdanie tej modlitwy. Smakuj je w swoim sercu i stań w prawdzie przed tymi słowami. Poczuj powagę i głębie. Możesz wyobrazić sobie, że Jezus uczy Cię tej modlitwy tak, jak małe dziecko, które nie wie, co mówić do Boga.


Zwróć uwagę na akcenty tej modlitwy. Pierwszy jest na Boga, Jego świętość, królestwo i wolę. Potem pojawia się pokorna prośba o chleb powszedni, przebaczenie oraz zobowiązanie do przebaczania.

Jest także prośba o ochronę przed złem. Na zakończenie Jezus daje mocną przestrogę, w której kładzie nacisk na konieczność przebaczenia tym, którzy nam zawinili. Niestety coraz więcej ludzi nie radzi sobie w tej sferze. Wydaje się, że dzisiejsze mocne słowa Jezusa znaczą o wiele więcej po Jego heroicznej męce, śmierci i zmartwychwstaniu. On jako pierwszy przebaczył wszystkim i pokazał prawdziwą miłość do Ojca oraz grzesznych ludzi. Jednym z tych, którzy dostąpili łaski przebaczenia jesteś właśnie Ty. Dlaczego więc otrzymując tak wielki dar nie miałbyś uczynić podobnie dla swoich prześladowców?

Człowiek zjednoczony z Bogiem potrafi przebaczać zawsze i wszędzie. Natomiast osoba, która oddala się od Stwórcy, sakramentów, kościoła i życia przykazaniami zaczyna popadać w coraz większą nienawiść, a nawet w mrok braku przebaczenia, który prowadzi do potępienia. Taki zabieg jest jednym z głównych celów szatana. To on skłóca, dzieli i cały czas wypomina najgorsze brudy. Jezus natomiast pokazuje prawdę, miłość i przebaczenie. Jego krzyż przełamuje kłamstwo braku przebaczenia. Tym samym z miłości do Jezusa i mocą Jego miłości jesteśmy w stanie przebaczyć wszystko.


Porozmawiaj dzisiaj z Panem nie tylko o modlitwie Ojcze nasz, ale i o tym wszystkim, co już od Niego otrzymałeś. Pokornie podziękuj i zobacz także jak wypełniasz swoje zobowiązania. Jeśli trzymasz w sercu brak przebaczenia, to proś o uzdrowienie swojego wnętrza. Oddaj je Jezusowi i z miłości do Niego przebacz, a będziesz prawdziwie wolny. Bóg pragnie Twojego szczęścia. On chce zabrać ciężar Twojego grzechu i dać Ci prawdziwą, wewnętrzną lekkość wypływającą z najczystszej miłości.

Z całego serca będę chwalił Pana. Ps 111, 1a

 

Panie, chwała Tobie za każdą modlitwę, poprzez którą mogłem oddawać Ci cześć i uwielbienie. Ty od mojego poczęcia karmisz mnie miłością. Podtrzymujesz moje życie i sprawiasz, że nie muszę się bać o przyszłość. Pewność Twojej bliskości jest dla mnie mocną skałą, na której spokojnie trwam i idę w kolejny dzień.

Edytowany przez Dorota Cze 23 '17, 01:16
Dorota
Dorota Cze 23 '17, 23:28
Ukojenie...ks. Daniel Glibowski

 

 

Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem słodkie jest moje jarzmo, a moje brzemię lekkie». Mt 11, 28-30

 

Pewnie wiele razy patrzyłeś na serce Jezusa, które było na jakimś pobożnym obrazku. Spróbuj dzisiaj zobaczyć to serce oczyma wiary. Wyobraź sobie głębię największej miłości, pokory, uniżenia i cichości. Wiem, że wnętrze Jezusa może wydawać Ci się całkowicie niedostępne albo uchylone jedynie dla świętych. Mimo to, zacznij prosić o choćby odrobinę tego poznania.

Zobacz reakcje i postawy Jezusa, w konkretnych spotkaniach z ludźmi (zwłaszcza chorymi i ubogimi). Każdy gest Jego miłości wypływał najszerszej i najgłębszej troski o zbawienie spotkanej osoby. W sytuacjach, w których doznawał bólu, cierpienia, niezrozumienia i odrzucenia, nie karał, ani nie sądził, lecz miłosiernie czekał i liczył na nawrócenie. Nie nadużywał także swej siły, aby nie podeptać niczyjej wolności. On po prostu pokornie przeszedł przez ziemię i mówił o miłości Boga Ojca do ludzi. Jezus był wcieloną miłością, którą dostrzegli i nadal dostrzegają nieliczni.

 

Jeżeli miłujemy się wzajemnie, Bóg trwa w nas i miłość ku Niemu jest w nas doskonała. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim. 1 J 4, 12b. 16

 

Ta pokorna miłość może być w Twoim sercu. Niech nie przeraża Cię możliwość odrzucenia i zdeptania przez ludzi na wzór Jezusa Chrystusa. Przecież dzisiaj już wiesz, że taka miłość dokonała największego cudu w historii świata. Otwórz szeroko serce przed Bogiem. Wpuść Go prawdziwie do swojego wnętrza i kochaj bez miary. Nie bój się potknięć. Pan zawsze podniesie Cię i poprowadzi dalej.

 

Błogosław, duszo moja, Pana i nie zapominaj o wszystkich Jego dobrodziejstwach. Ps 103, 2

 

Panie, uwielbiam patrzeć na Twoje pokorne serce. Zamieszkaj w moim wnętrzu i kochaj z taką cichością i uniżeniem każdego spotkanego człowieka.

 

 

Tajemnica Serca Jezusowego....Ks. Roman Chyliński

 

1 J 4, 7-16
Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością.
W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu.
W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy.
Umiłowani, jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować. Nikt nigdy Boga nie oglądał. Jeżeli miłujemy się wzajemnie, Bóg trwa w nas i miłość ku Niemu jest w nas doskonała. Poznajemy, że my trwamy w Nim, a On w nas, bo udzielił nam ze swego Ducha.
My także widzieliśmy i świadczymy, że Ojciec zesłał Syna jako Zbawiciela świata. Jeśli ktoś wyznaje, że Jezus jest Synem Bożym, to Bóg trwa w nim, a on w Bogu. My poznaliśmy i uwierzyliśmy miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim.

 

„W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy.”

„Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda.”

Chciałbym napisać o Sercu Jezusa, jako „miłości zranionej”.

Wiele osób boi się zranień, bo zranienie kojarzy im się z bólem i cierpieniem. I tak jest.
Stąd podejmują decyzję – te osoby, że nie będą wchodziły w relacje. Nie ma relacji, nie ma zranień. Życie na dystans do siebie i do ludzi pozwala zachować równowagę emocjonalną. Ja się nie martwię o innych i inni nie martwią się o mnie.

 

I tak moglibyśmy wymieniać plusy życia „ na dystans”. Aż dojdziemy do świadomości, że po co kochać? Kiedy nie kocham, to nie tęsknię za kimś, nie przeżywam rozstań i nie mam żadnych oczekiwań od innych np. żeby ktoś zadzwonił, zapytał jak się czuję itd.

Bóg nie musiał wchodzić w relację z człowiekiem, którego stworzył!

 

Wystarczyło tylko, aby Bóg stworzył pewne mechanizmy, które będą rządziły światem i wycofać się, to znaczy zostać w niebie. A ty człowieku chcesz tak żyć, a nie inaczej to proszę bardzo: grzesz sobie, przeklinaj, zabijaj i drugiego nienawidź. Czyli, jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz.

 

Dlaczego więc Bóg zstąpił na ziemie, ba nawet stał się Człowiekiem, jednym z nas?
Przecież wiedział, co będzie, kiedy zamieszka wśród ludzi. Co oni z Nim zrobią – ukrzyżują!

 

Moglibyśmy powiedzieć tak po ludzku: ale z Boga naiwniak! Na własne żądanie dał się, aż tak zranić!

 

Bóg jednak przyszedł do nas z miłością. Jedni ją nazwą może naiwną, inni bezmyślną, jeszcze inni niepotrzebną. Ale Bóg będąc sam Miłością nie mógł nie kochać, ponieważ przestałby być Bogiem.

 

Co więc oznaczają słowa Jezusa: „Jeżeli chcesz pójść za Mną, zaprzyj się samego siebie, weź krzyż i naśladuj Mnie”?

 

Właśnie to, zdecyduj się na miłość pomimo zranień, odrzucenia i nienawiści. Nawet, gdyby cię ktoś ukrzyżował, warto było postawić na miłość! Bo miłość Boża jest miłością zranioną i tylko taka miłość ma sens.

 

Drodzy słuchacze słowa Bożego.
Nie ma innej miłości realnej, rzeczywistej, nad miłość Bożą, czyli zranioną!!!

Ta miłość wymaga dużo odwagi i samozaparcia i dlatego nie wszyscy podejmują drogę miłości zranionej.

 

Patrząc na przebity bok Jezusa, z którego wypłynęły krew i woda, możemy mieć różne odczucia. Ale jedno jest pewne, że gdyby Jezus nie ukochał nas tą miłością – miłością „do końca” nie dałby się powiesić na krzyżu.

 

To nie naiwność poprowadziła Go na krzyż, ale pragnienie wypełnienia woli Ojca i zbawienia nas.

 

A my chrześcijanie mamy dalej ponieść to zbawcze dzieło Jezusa i dopełnić Jego cierpieniom na krzyżu.

 

Zapewne nie jest to „droga” dla tych, którzy chcą żyć bez zranień, w spokoju i na dystans do tego, co ich otacza.

 

Nie ma więc Bóg dużo przyjaciół, którzy chcieliby przyjąć zranienia, aby objawić światu Jego miłość – miłość z krzyża. A cóż dopiero takich szaleńców, którzy nawet życie oddaliby za innych. To droga dla „naiwnych”.

 

Patrz, więc dzisiaj na przebity bok Chrystusa na Krzyżu i rozmyślaj o tej wielkiej i niepojętej miłości Boga do ciebie i do mnie.

 

Modlitwa: Najświętsze Serce Jezusa otwórz mnie na Twoją miłość zranioną przeze mnie. I naucz mnie kochać Twoją zranioną miłością bliźnich i Kościół, który jest zraniony grzechem i rani innych. Amen!

Dorota
Dorota Cze 25 '17, 00:44
Skąd czerpać siłę do życia?...ks. Daniel Glibowski

 

Chłopiec zaś rósł i wzmacniał się duchem; a żył na pustkowiu aż do dnia ukazania się przed Izraelem. Łk 1, 80

 

Wyobraź sobie pustelnicze życie św. Jana Chrzciciela. Zobacz oczyma wiary jego obcowanie z Bogiem sam na sam. Ta kontemplacja prowadziła go do całkowitego posłuszeństwa Stwórcy. Ponad to Pan ukształtował u św. Jana niezwykłą odwagę i determinację w głoszeniu słowa Bożego. Jego mowy pokrywały się z życiem. On stał się największym autorytetem w tamtym czasie. Wiele osób nie chciało od niego odchodzić, gdy pojawił się Jezus. Wtedy to św. Jan pokazał prawdziwe uniżenie, gdy powiedział, że po nim idzie większy, któremu on nie jest godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. Pokora była jego podstawową i fundamentalną cnotą, którą z pewnością pielęgnował na pustyni.

 

Powołał mnie Pan już z łona mej matki, od jej wnętrzności wspomniał moje imię. Ostrym mieczem uczynił me usta, w cieniu swej ręki mnie ukrył. Uczynił ze mnie strzałę zaostrzoną, utaił mnie w swoim kołczanie. I rzekł mi: «Tyś sługą moim, w tobie się rozsławię». Ja zaś mówiłem: «Próżno się trudziłem, na darmo i na nic zużyłem me siły. Lecz moje prawo jest u Pana i moja nagroda u Boga mego. Wsławiłem się w oczach Pana, Bóg mój stał się moją siłą». Iz 49, 1b-5b

 

Te słowa nie tylko potwierdzają odwagę św. Jana Chrzciciela, ale i Jego całkowite zawierzenie się Bogu, z którego wypływała jego siła. To prosta rada z dzisiejszego słowa dla mnie i dla Ciebie.

Jeśli czujesz się całkowicie bezsilny wobec świata, ludzi, grzechu i wielu innych problemów, to zacznij wychodzić na swoją pustynię razem z Bogiem. On pozwoli Ci zbudować z sobą taką relację, że wystarczy Ci od Niego siły na każdy dzień. Zacznij już dzisiaj. Zwróć się do najpewniejszego źródła siły. Oddaj Mu całego siebie i idź odważnie przez życie tak, jak św. Jan Chrzciciel.

 

Przenikasz i znasz mnie, Panie,
Ty wiesz, kiedy siedzę i wstaję.
Z daleka spostrzegasz moje myśli,
przyglądasz się, jak spoczywam i chodzę,
i znasz moje wszystkie drogi.
Ty bowiem stworzyłeś moje wnętrze
i utkałeś mnie w łonie mej matki.
Sławię Cię, żeś mnie tak cudownie stworzył,
godne podziwu są Twoje dzieła.
I duszę moją znasz do głębi.
Nie tajna Ci moja istota.
Ps 139, 1-3. 13-15a

 

Panie, dziękuję za wielki przykład św. Jana Chrzciciela. Uczyń mnie odważnym głosicielem Twojego słowa, abym mógł rozsławiać Twoje imię wszędzie tam, gdzie mnie poślesz.

 

 

Bogu dziękować za narodziny Jana Chrzciciela!...ks. Roman Chyliński

Łk 1, 57-66. 80
Słowa Ewangelii według św. Łukasza.
Dla Elżbiety nadszedł czas rozwiązania i urodziła syna. Gdy jej sąsiedzi i krewni usłyszeli, że Pan okazał tak wielkie miłosierdzie nad nią, cieszyli się z nią razem.
Ósmego dnia przyszli, aby obrzezać dziecię, i chcieli mu dać imię ojca jego, Zachariasza. Jednakże matka jego odpowiedziała: "Nie, lecz ma otrzymać imię Jan". Odrzekli jej: "Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił to imię". Pytali więc znakami jego ojca, jak by go chciał nazwać. On zażądał tabliczki i napisał: "Jan będzie mu na imię". I wszyscy się dziwili.
A natychmiast otworzyły się jego usta, język się rozwiązał i mówił, wielbiąc Boga. I padł strach na wszystkich ich sąsiadów. W całej górskiej krainie Judei rozpowiadano o tym wszystkim, co się zdarzyło. A wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali: "Kimże będzie to dziecię?" Bo istotnie ręka Pańska była z nim. Chłopiec zaś rósł i wzmacniał się duchem; a żył na pustkowiu aż do dnia ukazania się przed Izraelem.

 

Jan Chrzciciel, jako osoba i prorok dzieli Pismo św. na koniec Starego i początek Nowego Testamentu.
On to pójdzie w mocy Eliasza i przygotuje przyjście Jezusowi z Nazaretu.

Chwila narodzin Jana Chrzciciela jak czytamy w Ewangelii Łukaszowej była pełna niesamowitych wydarzeń.

 

Rodzice jego, Elżbieta i Zachariasz prawie do samej starości nie mogli mieć dzieci.
Kiedy Zachariasz, jako arcykapłan wszedł do miejsca kadzenia, co czyni w tradycji żydowskiej arcykapłan tylko raz wciągu całego życie, zobaczył archanioła Gabriela, który mu oznajmił, że jego prośba o dziecko została wysłuchana.

 

Zachariaszowi urodzi się syn, któremu Bóg przez swojego posłańca nadał imię „JAN” oraz naznaczył jego posłannictwo:„Będzie wielki w oczach Pana; wina i sycery pić nie będzie i już w łonie matki napełniony będzie Duchem Świętym i wielu spośród dzieci Izraela nawróci do Pana”.

 

Dar napełnienia się Duchem Świętym, jak pamiętamy dokonał się przy spotkaniu Maryi z Elżbietą:


„Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę”.(Łk 1,41).

Wiemy też, że ojciec Jana Chrzciciela, aż do jego urodzenia był niemy, ponieważ żądał znaku i ten znak został mu dany.

 

Pan nasz Jezus Chrystus dał o Janie piękne świadectwo:„Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana” (Mt 11,11).


Jan, jako pierwszy z proroków będzie widział zapowiadanego Mesjasza i da o Nim świadectwo: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”.(J 1,29).

 

Tak wiele dokonało się, więc przed narodzinami Jana Chrzciciela oraz w trakcie jego narodzin, kiedy rozwiązał się język ojca Zachariasza i zaczął wielbić Boga.

 

Do dzisiaj codziennie rano w jutrzni odmawiamy Kantyk Zachariasza: „Błogosławiony Pan Bóg Izraela…”.

 

Odmówmy więc razem dzisiaj w dzień narodzin Jana Chrzciciela tę piękną pieśń, dziękując Bogu za tego wielkiego Herolda wiary, który oddał życie za Chrystusa:

 

BENEDICTUS (Łk 1,67-79).
„Wtedy ojciec jego, Zachariasz, został napełniony Duchem Świętym i prorokował, mówiąc:
"Niech będzie uwielbiony Pan, Bóg Izraela,
że nawiedził lud swój i wyzwolił go,
i moc zbawczą nam wzbudził
w domu sługi swego, Dawida:
jak zapowiedział to z dawien dawna
przez usta swych świętych proroków,
że nas wybawi od nieprzyjaciół
i z ręki wszystkich, którzy nas nienawidzą;
że miłosierdzie okaże ojcom naszym
i wspomni na swoje święte Przymierze -
na przysięgę, którą złożył ojcu naszemu, Abrahamowi,
że nam użyczy tego,
iż z mocy nieprzyjaciół wyrwani
bez lęku służyć Mu będziemy
w pobożności i sprawiedliwości przed Nim
po wszystkie dni nasze.
A i ty, dziecię, prorokiem Najwyższego zwać się będziesz,
bo pójdziesz przed Panem torując Mu drogi;
Jego ludowi dasz poznać zbawienie
[co się dokona] przez odpuszczenie mu grzechów,
dzięki litości serdecznej Boga naszego.
Przez nią z wysoka Wschodzące Słońce nas nawiedzi,
by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają,
aby nasze kroki zwrócić na drogę pokoju".

CHWAŁA OJCU I SYNOWI I DUCHOWI ŚWIĘTEMU
JAK BYŁA NA POCZĄTKU, TERAZ I ZAWSZE,
I NA WIEKI WIEKÓW.AMEN!

 

„Mądrością dziecka jest ufność” – ks. Jan Twardowski

Kom. Ks. Krystian Malec

 

Choć nie mam dzieci i nigdy ich nie będę miał, to wiem, jak radykalnie zmienia się życie  domu, gdy pojawia się nowy członek rodziny. Skąd mam tę wiedzę? Otóż, gdy na świat przyszedł mój najmłodszy brat Karol, miałem 14 lat. Byłem bardzo młody, ale na tyle „duży”, żeby móc pomagać przy niemowlaku. Oczywiście, żeby nie było, że taki chojrak ze mnie, młodszy ode mnie o dwa lata Łukasz, też zajmował się najmłodszym z Malców (w sumie, to pewnie lepiej od mnie), gdy rodzice mieli inne zajęcia. Pamiętam, że choć przez kilka miesięcy wszyscy przygotowywaliśmy się na jego powitanie i różne scenariusze krążyły nam po głowie, to gdy na początku lipca 2000 r. razem z mamą przekroczył progi naszego domu, wszystko się zmieniło. Nawet najprostsze domowe obowiązki, które do tej pory wykonywaliśmy machinalnie, teraz trzeba było robić inaczej, pamiętając, że w łóżeczku leży mały człowiek, który potrzebuje ciszy i troski. Rzecz jasna musieliśmy też nauczyć się (Łukasz i ja) zupełnie nowych rzeczy, które do tej pory były dla nas totalną abstrakcją. I tak z dnia na dzień nasze życie wywrócił do góry nogami niczego nieświadomy niemowlak.

 

Podobnie było w domu Elżbiety i Zachariasza. W Palestynie narodziny chłopca zawsze były wielkim świętem. Już na pewien czas przed porodem wokół domu zbierali się krewni, przyjaciele i znajomi rodziców. Gdy tylko dostawali wiadomość, że dziecko już jest na świecie, zaczynali głośno śpiewać, a muzykanci wygrywali skoczne melodie. Oczywiście szczęśliwej mamie i nie mniej szczęśliwemu tacie składano życzenia.

 

Według Prawa w osiem dni po narodzeniu chłopiec otrzymywał imię. Musimy wiedzieć, że była to jedna z najważniejszych czynności dla Żydów. Dla nich imię to nie tylko słowo, wyróżniające ich dziecko spośród innych. Dla Izraelity imię oznacza tożsamość, może także wyrażać wdzięczność rodziców względem Boga albo przypominać niezwykłe okoliczności poprzedzające poród czy też być prośbą skierowaną do Pana itp. Na temat imion w Biblii mógłbym pisać jeszcze bardzo długo, ale najważniejsze, abyśmy zapamiętali, że nigdy nie nadawano ich przypadkowo i bezmyślnie. Co zatem znaczy imię Jan? Greckie Ἰωάννης(Ioannes) jest odpowiednikiem hebrajskiegoיוֹחָנָן (Johanan) lub יְהוֹחָנָן‎ (Jehohanan), co możemy przetłumaczyć jako „dar Jahwe” albo „Jahwe jest łaskawy”. Jeśli pamiętamy historię Elżbiety i Zachariasza, wiemy, że kapłan otrzymał polecenie od Archanioła Gabriela, aby tak nazwać swego syna. Ale myślę, że nie będzie nadużyciem z mojej strony, jeśli powiem, że w tym imieniu wyrażona jest także wielka wdzięczność małżonków, którzy przez wiele lat cierpieli z powodu braku potomka.

 

Czego uczy nas to słowo?

 

Po pierwsze, przypomina, jak wielkim szacunkiem powinniśmy darzyć naszych rodziców, którzy przekazali nam dar życia. W naszych czasach tak wiele dzieci nie może urodzić się i ginie w czasie aborcji, ale nam dano szansę, aby móc napisać swoją historię na tej ziemi. Bądźmy wdzięczni za ten wielki dar Bogu i naszym rodzicom. Módlmy się także za te kobiety, które myślą o aborcji, aby niewinne dzieci nie musiały ginąć.

 

Po drugie, zwróćmy uwagę na początek ostatniego zdania dzisiejszego fragmentu: „Chłopiec zaś rósł i wzmacniał się duchem.” W zaledwie kilku słowach św. Łukasz dał „przepis” na dobre wychowanie dziecka. Trzeba zatroszczyć się o jego rozwój fizyczny (pokarm, ubrania, opieka medyczna, zapewnienie wykształcenia, czyli wszystko to, co jest potrzebne, by rosło i było chronione ciało, ale także i intelekt), jednak równocześnie nie wolno zapominać o rozwoju duchowym (uczyć modlitwy, brać ze sobą do Kościoła, zachęcać do częstego korzystania z sakramentów, wpajać szacunek do innych ludzi, tłumaczyć co jest dobre, a co złe, rozmawiać na ważne tematy, interesować się tym, czym dziecko żyje na co dzień itd.). Te dwa aspekty wychowania są jak dwa skrzydła ptaka. Jeśli jedno będzie przerośnięte, a drugie zaniedbane, to dziecko „źle wystartuje” w dorosłe życie.

I po trzecie, w każdym dziecku drzemie wielki potencjał.

Kiedyś czytałem o pewnym nauczycielu  łaciny, który mimo swojej wielkiej wiedzy i poszanowania w społeczeństwie, zawsze nisko kłaniał się swoim uczniom. Gdy zapytano go, dlaczego tak postępuje odpowiedział: „bo nigdy nie wiadomo kim może się stać jedno z tych dzieci”. Żeby wydobyć drzemiące w maluchu talenty, trzeba mądrze wyważyć proporcje między pochwałami, przestrogami i naganami. Nie można też – mówiąc kolokwialnie – „zajechać” dziecka, dokładając mu coraz to nowe zajęcia pozaszkolne. Tak samo jak dorosły, dziecko potrzebuje odpoczynku, czasu na zabawę. Tragedią jest, gdy rodzice za wszelką cenę chcą, żeby dziecko zrealizowało ich niespełnione ambicje. Kluczem do właściwego rozwoju jest bycie kochanym przez najbliższych, a nie plecak wypchany po brzegi książkami, tak, że szwy ledwo wytrzymują.

 

Konkret na dzisiaj: podziękuję Bogu za dar życia i moją rodzinę, a jeśli jestem rodzicem podziękuję za dzieci.

 

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec i Syn i Duch Święty +

Dorota
Dorota Cze 25 '17, 23:09

Dzisiaj zaczynam od opowiadania o pewnym bardzo mądrym kocie :) Czego powinniśmy się bać tak naprawdę?...ks. Krystian Malec

ezus powiedział do swoich Apostołów: „Nie bójcie się ludzi. Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemnościach, powtarzajcie jawnie, a co usłyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach.
Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może za tracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli.
Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie”. (Mt 10,26-33)

Zanim odniosę się do słowa Bożego, chciałbym żebyś przeczytał/a opowiadanie, które jakiś czas temu przypadkiem (czy aby na pewno był to przypadek, skoro dzisiaj go wykorzystuję?) znalazłem w internecie. Proszę przeczytaj je, choć może wydawać się nieco przydługie, ale zapewniam Cię, że warto.

„Na widok Marysi kot wstał, przeciągnął się, zrobił kilka kółek wokół własnej osi i położył się dokładnie w tej samej pozycji, w której leżał przed chwilą. Marysia podeszła do kota, pogłaskała go i powiedziała cicho:

– A czy ty kocie wierzysz w strach?

Kot zmrużył oczy i bardzo cicho odrzekł

– Czy wierzę? A w co tu wierzyć? Strach to strach.

Marysia odchrząknęła i niepewnie odezwała się:

– To koty mówią?

– Nie wiem, ja mówię. Z innymi kotami miauczę, nie mam potrzeby do nich mówić. Ale z Tobą chyba nie pomiauczę? Więc mówię.

– No tak, ja nie potrafię miauczeć – przyznała Marysia. – Ale obawiam się, że inne koty nie mówią. Więc Ty chyba jesteś jakiś… hmmm… inny.

– Możliwe. Ale czy to ma jakieś znaczenie?

– Właściwie to nie. I nawet cieszę się, że mówisz. Będę mogła z Tobą porozmawiać, gdy rodziców nie ma w domu. Bo z Tymkiem to nie można rozmawiać. On nic nie rozumie i ciągle się ze mną kłóci. Tak jak dziś. Mówi, że strach nie istnieje i nie może w nikim zamieszkać.

– Mrrrr… – odparł kot.

– Co mrrrr??? – zapytała Marysia.

– Mrrrr… po prostu mrrr. A co do tego strachu, to istnieje, owszem. Tylko trochę inaczej wygląda u ludzi, a inaczej u kotów. W kotach strach na pewno nie mieszka, zapewniam Cię.

– Nieee??? A w ludziach?

– Taaak, zdarza się że w ludziach mieszka.

– A dlaczego w kotach nie?

– Bo widzisz, żeby taki strach chciał w kimś zamieszkać, to musi mu tam być miło. Czy Ty chciałabyś mieszkać gdzieś, gdzie nie jest miło i przytulnie?

– Nieeee – odparła Marysia – I jeszcze bym nie chciała mieszkać gdzieś gdzie jest zimno.

– No właśnie – powiedział kot – Taki strach musi się gdzieś dobrze poczuć. Musi być tam miło, ciepło i dobrze. A koty nie mają takich warunków w sobie.

– Nieee??? Przecież koty to najmilsze zwierzęta! I takie cieplutkie i puszyste.

– Mooooże – wymruczał kot – ale dla strachów nie jesteśmy zbyt przyjaznymi stworzeniami. Bo my się boimy krótko. Gdy się coś dzieje – na przykład zajdzie nam drogę wielki pies, który szczerzy na nas kły – wtedy się boimy. Więc szybko uciekamy. I przestajemy się bać. Albo gdy ktoś nas przepędza miotłą – wtedy też się boimy. I to jak się boimy! Ale szybko uciekamy. I przestajemy się bać. A Wy ludzie… Wy ludzie to zupełnie inna sprawa. Wy się ciągle czegoś boicie. Nawet jak nie ma obok ani psa szczerzącego kły, ani nawet wściekłego właściciela straganu rybnego z miotłą. Wy sobie siedzicie w ciepłym fotelu, popijacie herbatę i się boicie. Gdybym był strachem sam chętnie rozsiadłbym się w fotelu obok i z Wami zamieszkał. U was jest tak miło i przytulnie. I zawsze jest miejsce na strach. I dla strachu zawsze znajdujecie czas. Mówicie o nim często i dbacie, by zawsze było się o co bać. Nawet, gdy jest cicho i przyjemnie. Kot w takim momencie śpi spokojnie, ewentualnie mruczy sobie pod nosem i nie ma czasu na strach. Po co więc strach miałby chcieć w kocie zamieszkać?

– Tak, to prawda. Mama często mówi, że obawia się co będzie jutro albo kiedyś, albo martwi się o nas. I jest przy tym taka miła. I troszczy się o wszystkich zawsze. Tak – na pewno jest wprost wymarzonym domem dla strachu”.

Coś w tym jest prawda? W dzisiejszej Ewangelii Jezus aż trzy razy mówi nam: „nie bójcie się”. Pomyśl, czego najbardziej się boisz i czy nie pielęgnujesz w sobie swoich lęków, czy ich ciągle nie podsycasz? O co można się bać? Lista jest bardzo długa: o zdrowie, pieniądze, powodzenie, wygląd, karierę, zaspokojenie pokładanych w Tobie oczekiwań, akceptację w grupie, o to jak ludzie Cię oceniają, znalezienie chłopaka/dziewczyny, wychowanie dzieci? Tę listę można by ciągnąć jeszcze bardzo długo, ale jedno jest pewne ‒ lękamy się o wiele rzeczy. Ale czy strach powinien gościć w życiu chrześcijanina? Czy chrześcijanin ma prawo powiedzieć: boję się? Oczywiście, że tak. Sam Jezus odczuwał trwogę, modląc się w Ogrójcu. Nie jesteśmy w stanie całkowicie wyeliminować strachu z naszego życia, ale z pewnością możemy go zredukować. Jak to zrobić? Spojrzeć na nasze lęki we właściwej perspektywie. Te sprawy, które wymieniłem wyżej, często spędzają nam sen z powiek i na pewno są dla nas ważne, ale dla człowieka wierzącego nie mogą być najistotniejsze i nie powinien ciągle żyć strachem, że się nie spełnią.

Celowo na tej liście zabrakło odniesień do Boga (ciekawe czy zwróciłeś/aś na to uwagę?), ponieważ według mnie uczeń Jezusa tak naprawdę powinien bać się tylko jednego – zmarnowania sobie życia wiecznego. Każdy inny strach powinien przegrywać walkę z tym lękiem, ale czy tak jest w naszym życiu? Śmiem twierdzić, że nie zawsze. Skąd takie przypuszczenie? Ze zwykłej obserwacji zachowania części osób przed świętami Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy. Wówczas ustawiają się nieraz bardzo długie kolejki i ust wielu osób można usłyszeć, że spowiadają się raczej rzadko, ale skoro idą święta, no to wypadałoby klęknąć przy konfesjonale. Z jednej strony cieszę się tym, że chcą przeżyć czas świąt w stanie łaski uświęcającej, ale z drugiej ciśnie mi się na usta pytanie: gdzie byłeś do tej pory? Czemu nie przyszedłeś wcześniej? Czy sumienie nie wyrzucało Ci niczego? Przecież księża nie zamykają konfesjonałów na kłódkę, żeby je otworzyć w Adwencie i Wielkim Poście. Zawsze można przyjść po miłosierdzie.

Choć wiele osób denerwuje się, gdy ksiądz zaczyna zadawać pytania w konfesjonale, to ja nieraz delikatnie dopytuję o powód odwlekania spowiedzi aż do tego momentu. Robię tak dlatego, że chciałbym pomóc. Ale wiele osób obrusza się w tym momencie i mówi mi, że to nie moja sprawa. Pomyśl, gdy idziesz do lekarza, to odpowiadasz na jego pytania i nie wściekasz się na niego, bo włazi Ci z butami w Twoją prywatność, prawda? Udzielasz tych informacji, bo wiesz, że jest to konieczne do postawienia dobrej diagnozy i zaleceniu najbardziej odpowiedniego dla Ciebie leczenia. Chcesz być zdrowy, więc szczerze mówisz – proste. Podobnie jest w konfesjonale. Ksiądz pyta, bo chce pomóc, a nie dlatego, że jest wścibski. Poza tym tą wiedzą z nikim nie może się podzielić – na tym polega tajemnica spowiedzi. Piszę o tym wszystkim, ponieważ to, w jaki sposób reagujemy na grzech śmiertelny, najlepiej pokazuje, czy naprawdę boimy się stracić życie wieczne i nie chcemy, aby serce Jezusa (czciliśmy je w piątek) cierpiało.

Jeśli zaraz po upadku nie szukam okazji do spowiedzi i zaczynam bagatelizować problem, to jest ze mną –  nie boję się tego napisać – tragicznie. Mówiąc wprost – grzech przestał ranić moje sumienie, nie czuję już żadnego wewnętrznego bólu, więc nie szukam lekarstwa i uważam, że jestem zdrowy. Kiedyś czytałem o tym, że ludzie ciężko chorzy na chwilę przed śmiercią nieraz zaczynają czuć się lepiej. Dzieje się tak dlatego, że układ nerwowy umiera i przestają czuć ból. Sądzą wtedy, że wracają do zdrowia, a tak naprawdę za chwilę wydadzą ostatnie tchnienie. Jeśli po grzechu dusza nas nie boli, nie mamy wyrzutów sumienia, to może być sygnał, że serce umiera! Każdy grzech jest tragedią, ale jeszcze większym dramatem jest trwanie w nim i wmawianie sobie, że nic mi nie jest i nie potrzebuję pomocy.

Chrześcijanin to człowiek, który boi się, że nie zamieszka w niebie i dlatego, gdy upadnie, jak najszybciej przychodzi, żeby prosić o miłosierdzie. Nie jest powodem do wstydu częste chodzenie do spowiedzi. Wstydem jest nie mieć wstydu i grzeszyć bez opamiętania z uśmiechem na ustach.

Konkret na dzisiaj: pomyśl, analizując swoje czyny, a nie teorie, które świetnie znasz, czy życie wieczne jest dla Ciebie wartością, o którą walczysz?

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec i Syn i Duch Święty +

 

 

Kogo się boisz?...ks. Roman Chyliński

Mt 10, 26-33

Jezus powiedział do swoich Apostołów: "Nie bójcie się ludzi. Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemnościach, powtarzajcie jawnie, a co usłyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach.
Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli.
Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie".

 

Lęk wpisany jest w życie człowieka.
Lęki mogą być twórcze, pozwalające nam wzrastać duchowo i osobowościowo, ale są i lęki nie twórcze, które wycofują nas z działania i wzrastania.

Dzisiejsza Ewangelia mówi nam o lękach w stosunku do ludzi, do szatana oraz do Boga.

 

1. Lęki względem ludzi.
Pojawiają się często w dysfunkcyjnej rodzinie.Leki te nabywają dzieci przez agresywność ojca lub matki oraz ich złe relacje do siebie. Lęk ten może zamienić się w patologię i odbić się piętnem na całym ich życiu.
Są lęki które występują u ludzi dorosłych.
Są to lęki: wobec szefa w pracy, występują one wówczas kiedy boimy się wyrazić swoje zdanie przed pracodawcą lub przełożonym. Taka zła relacja nie pozwala nam rozwijać się osobowo i być twórczymi pracownikami. Jeżeli nie przełamiemy tego lęku, sytuacja taka może nas doprowadzić do kryzysu psychicznego.
Są lęki, które występują między małżonkami, kiedy np. żona boi się wejść w problem małżeński ze względu na agresywną postawę męża, może być i odwrotnie. Ten lęk powoduje, że takie małżeństwo nie wzrasta ani duchowo, ani intelektualnie, ani osobowościowo.
Występują również lęki miedzy samotnie wychowującą matką, a synem lub córką. Matka „nie chcąc stracić dziecka” boi się postawić jasne wymagania i oczekiwania swojemu dziecku. Często taka postawa matki doprowadza w konsekwencji, że sama staje się ofiarą swoich leków i jest manipulowana przez własne dziecko.

Psalmista Pański powie: „Niczego się nie boję, bo Pan jest ze mną; cóż może uczynić mi człowiek?( Ps. 118,6).

Jezus w dzisiejszej Ewangelii przestrzega nas przed złymi relacjami międzyludzkimi: "Nie bójcie się ludzi. Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć."
Tam, gdzie występuje lęk nie ma miłości.

 

2. Mogą też powstać w nas lęki w stosunku do szatana.

Szatan atakuje człowieka osaczając go przez: obsesje i opresje wzbudzając w ten sposób lęki.
- Opresje, są to trudności na modlitwie, w przeżywaniu Mszy św., duszenie w nocy, lub koszmary nocne
- obsesje mogą występować na tle nie akceptacji swojego wyglądu lub siebie, a także mogą być samobójcze, erotyczne etc.

Należy wówczas: przez modlitwę, częstą Eucharystię, a nawet modlitwę uwolnienia czy egzorcyzm szybko uwalniać się z tych lęków.


Pamiętajmy, szatan nie ma władzy nad człowiekiem!


Chyba, że człowiek własną wolą odda szatanowi władzę nad sobą. Znam taki przypadek, kiedy dla osiągnięcia lepszej pracy, pewien mężczyzna potrafił wzywać szatana, aby mu w tym pomógł. Pracę szybko i to dobrą otrzymał, ale obecnie leczy się w Instytucie neurologii z nerwicy lękowej.


Inny przypadek. Dziewczynka 12-letnia okolczykowała się symbolami demonicznymi na uszach i powoli zaczęła robić to, co jej szatan podpowiadał.

 

Jezus do nas dzisiaj mówi: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą”.


Szatan nie ma władzy nad naszą duszą, jeżeli mu tej duszy nie oddamy!

Jest jednak dla nas przestroga: „Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle.

 

W Ewangelii Św. Jana w 17 rozdziale, czytamy, że: „ Jezus ma władzę nad każdym człowiekiem”. (J 17,2).
Tą władzą jest Jego miłosierdzie względem człowieka, stąd tej władzy nie musimy się lękać, ale mamy zachować „Bojaźń Bożą”, czyli tak żyć aby dobrze przygotować się na chwilę śmierci i sąd osobisty przed Bogiem.


Pamiętajmy, że tylko Bóg jest sędzią postępowania człowieka. On za dobre wynagradza, a za złe karze, ale nie potępia.


Karcenie Boga często wyraża się w napominaniu i dopuszczeniu cierpienia, aby zagubiony człowiek mógł przewartościować swoje życie.


W końcu, to każdy z nas własnym postępowaniem i wyborami zadecyduje, gdzie chce iść: do nieba czy do piekła.
Jezus powiedział, że nie przyszedł na ten świat po to, aby potępić człowieka, ale żeby go zbawić. (J 3,17nn).

 

Dzisiaj możemy spotkać wielu ludzi, którzy odrzucają: Boga, Kościół i religię katolicką w imię tzw. „ wolności od Boga”.

Tym wszystkim przypominamy List do Galatów : „ku wolności wyswobodził nas Chrystus”.(Gal 5,1).

Wybierając Chrystusa, wybierasz wolność i łaskę miłosierdzia, odrzucając Go ze względu na swoje złe czyny, sam siebie potępiasz.

Więc bój się Boga, bo w końcu to tylko On będzie walczył o twoje życie wieczne.

Na koniec rozważania przytoczę zbawczy tekst z Listu św. Pawła do Rzymian, uwalniający nas od wszelkich lęków:

„Cóż więc na to powiemy?
Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?
On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować?
Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał?
Czyż Bóg, który usprawiedliwia?
Któż może wydać wyrok potępienia?
Czy Chrystus Jezus, który poniósł [za nas] śmierć, co więcej - zmartwychwstał, siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami?
Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej?
Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nam umiłował".(Rz 8,31-36).

Amen.

 

On widzi wszystko...ks. Daniel Glibowski

 

Jezus powiedział do swoich apostołów: «Nie bójcie się ludzi! Nie ma bowiem nic skrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie w świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach. Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież bez woli Ojca waszego żaden z nich nie spadnie na ziemię. U was zaś policzone są nawet wszystkie włosy na głowie. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. Do każdego więc, kto się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie». Mt 10, 26-33

Wyobraź sobie, że wszystko to, co skrywasz w sercu jest jawne przed Bogiem. On zna Twoje największe sekrety i tajemnice. Popatrz też na śmiesznie wyglądających ludzi, którzy mniej lud więcej wstydliwych spraw chowają w sobie albo dyskretnie przekazują, a Bóg i tak wszystko widzi.

On w swojej wszechmocy patrzy na wszystkich ludzi jednocześnie. To jest niepojęte dla rozumu ludzkiego. Może dlatego też wielu zapomina o wszechobecnym Stwórcy. Od dzisiaj staraj się żyć z tą świadomością, że Pan cały czas patrzy na Ciebie. Nie czuj się prześladowany przez Jego spojrzenie. Ono jest zupełnie inne od przyziemnych, ludzkich spojrzeń. Bóg patrzy na Ciebie z wielką troską i miłością. Przy tym chce, abyś pamiętał o Nim i zapraszał Go codziennie do swojego dnia. Twoja pamięć o Jego bliskości pomoże Ci w każdej życiowej sytuacji.

Gdy zaczniesz Mu bezgranicznie ufać i starać się wypełniać gorliwie Jego wolę, to w Twoim sercu zapanuje prawdziwy pokój. Wtedy także przestaniesz się przejmować ludźmi, którzy będą bardzo śmiesznie wyglądać w Twoich oczach ze swoimi ciemnymi, ukrytymi tajemnicami. Przypominaj im wtedy z całą troską, że Bóg na nich patrzy. Może dojdzie wtedy do ich serc zbawczy wstyd, który powoli zmotywuje ich do przemiany życia.


Na koniec Jezus daje dzisiaj bardzo mocną przestrogę, w której pokazuje, kto jest Jego prawdziwym czcicielem i wyznawcą. Otóż są nimi wszyscy, którzy potrafią przyznać się do Niego, Ewangelii i płynących z niej wartości. Czy jesteś taką osobą? Czy wykorzystujesz każdy moment, aby dać świadectwo o Bogu, który kocha Ciebie i wszystkich ludzi? A może czekasz aż ktoś zapyta Cię o sprawy wiary i myślisz, że tylko wtedy masz dawać świadectwo. W taki sposób przez całe życie można nie doczekać się sposobności do dania świadectwa i być takim letnim katolikiem, który ma swoją prywatną wiarę i pobożność. Z pewnością Bogu nie chodzi o taką postawę.

Zacznij szukać okazji do przyznawania się do Jezusa. Rozmawiaj z ludźmi otwarcie o wierze, Ewangelii i kościele. Zobaczysz jak wiele ludzie nie widzą i nie ma im kto opowiedzieć o tym, co najważniejsze. Jakby tak ludzie zamienili puste i niebudujące rozmowy na to, co ma prawdziwą wartość, to świat bardzo szybko przemieniałby się na lepsze. Podejmij to wyzwanie!
Panie, dziękuję za dzisiejsze przypomnienie o tym, że Ty wszystko widzisz. Pomóż mi pamiętać o tym w każdej chwili mojego życia. Daj mi także odwagę do codziennego przyznawania się do Ciebie.

Dorota
Dorota Cze 26 '17, 20:59
Czy jestem hipokrytą?...Bartłomiej Sokal

 

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą.

Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, podczas gdy belka tkwi w twoim oku? Obłudniku, usuń najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata». (Mt 7,1-5)

Jest to niesamowite, że Słowo Boże wcale nie jest jakoś specjalnie wygładzone lub tak skonstruowane, by nikogo nie urazić. Gdyby powstawało w XXI w., w czasach poprawności politycznej i przy wszystkich zagrożeniach płynących z urażania wszelkich grup etnicznych, rasowych, społecznych i kulturowych, brzmiałoby tak: „Prawdopodobnie najlepiej byłoby, gdybyście nie sądzili, bo wtedy istnieje szansa, że nie będziecie sądzeni i nikomu nie będzie przykro. Ale masz swoją wolność i możesz zrobić, co zechcesz. Właściwie, w ogóle rób, co chcesz!”.

 

A już szczytem szczytów jest rzeczownik „obłudniku!”. To już przekracza wszelkie normy! Chcemy słyszeć, że Bóg nas kocha, że zawsze nas przygarnia, że jest miłosierny i to jest wszystko prawda. Ale Bóg nazywa po imieniu wszystkie trudności i wynaturzenia. Dlatego nie bawi się w konwenanse i eufemizmy, ale mówi „prosto z mostu”, albo cytując znanego dziennikarza „mówi, jak jest”.

 

Jeżeli jeszcze dodatkowo spojrzymy na to, jak wygląda grecki rzeczownik stojący za tym określeniem, to zobaczymy coś znanego z języka polskiego, hypokrites. Z formalnego punktu widzenia jest to złożenie z rzeczownika krites „sędzia” oraz przyimka hypo „pod”. A zatem każdy, kto podejmuje się potępiania brata jest de facto „podsędzią”, a więc kimś, kto wychodzi ponad swoje obowiązki i możliwości.

 

Chciałbyś słuchać, że jesteś obłudnikiem? A miło byłoby dowiedzieć się, że jest się hipokrytą? Ale, niestety, taka jest prawda o mnie – jestem obłudnikiem i hipokrytą.

 

Takie fragmenty Ewangelii szczególnie mocno uderzają mnie, jako osobę z wykształceniem teologicznym. Gdy rozmawiałem z różnymi osobami w kontekście wszelakiego rodzaju spotkań grup religijnych lub prowadzonych zajęć, słyszałem niejednokrotnie wyrazy „zazdrości”, że osobie, która dużo wie o Bogu, łatwiej jest nawiązać z Nim relację i prościej jest unikać grzechu. Ale powiem szczerze, jest to tym większe wymaganie. Bo gdy klękam do rachunku sumienia przed spowiedzią, uderza mnie myśl, że przecież ja doskonale wiedziałem, co jest grzechem, a mimo to upadłem. Czyli byłem hipokrytą! Z drugiej strony, sama wiedza rozumowa nie wystarcza. Do pokonania grzechu jest potrzebna łaska Boża budująca na mnie, słabym materiale.

 

Nie wiem, czy po raz pierwszy trafiłeś na tę stronę, czy śledzisz ją od dawna. Chciałbym ci pokazać jednak pewną sytuację: znasz wiele fragmentów Pisma Świętego chociażby przez osłuchanie w Kościele w czasie Eucharystii, dodatkowo na pewno czytasz Słowo Boże samodzielnie. Wykorzystaj tę wiedzę i zacznij na niej budować.

 

Obym nigdy nie traktował tego kontaktu z Bogiem i Jego słowem jako dodatku do życia, wisienki na torcie. To ma być masa, która wiąże wszystkie składniki i je przenika. Inaczej pozostanę hipokrytą i obłudnikiem, bardziej lub mniej świadomym tego stanu rzeczy.

 

Konkret na dziś: pomyślę, co w moim życiu duchowym ciągle podpada pod hipokryzję i zacznę to zmieniać.

 

Zadanie na szóstkę: będę powtarzał to co tydzień.

 

Błogosławieństwo od ks. Krystiana: Niech cię błogosławi Bóg Wszechmogący, Ojciec i Syn i Duch Święty +

 

Sądzenie, z czego to wypływa?

Porozmawiajmy dzisiaj o takim powszechnym zjawisku, które nazywa się SĄDZENIEM lub OSĄDEM.

Postawmy sobie parę pytań.
Gdzie tkwi powód osądzenia innych?
Dlaczego to zjawisko jest tak powszechne wśród chrześcijan?
Co zrobić, aby uwolnić się od złych osądów ludzkich?

1.Osądzanie często wypływa na tle prymitywnego dowartościowania siebie.
Walczymy sami z naszymi kompleksami i słabościami i trudno nam się pogodzić z porażkami na tym tle. Stąd przychodzi pokusa pójścia na skróty i łatwiznę. Przecież inni też sobie nie dają rady z wieloma własnymi wadami.
I co robimy? Szukamy u innych złych cech.
Wytykamy ich błędy. Po co? Żeby na chwile lepiej się poczuć i siebie usprawiedliwić.

2. Porównywanie się z innymi, to następny powód osądzania innych.
Ponieważ nam trudno zaakceptować siebie w naszych słabościach, zaczynamy porównywać siebie z innymi.
W trakcie porównywania się zawsze możemy natrafić na osoby lepsze od nas i wówczas czynimy ich konkurentami i przeciwnikami.
W stosunku do osób gorszych pod pewnymi względami w naszym mniemaniu, chcemy względem nich poczuć „wyższość” i zaczynamy nimi gardzić.

3. Trudność w stawaniu w prawdzie wobec samego siebie, również może stać się przyczyną osądzania innych.

Przypuśćmy, że zrobiliśmy z powodu braku roztropności zamieszanie wokół jakieś sprawy, i trudno nam się teraz do tego przyznać, a nie ma jak się z tego wycofać. Przeszkadza nam w tym: duma własna, wstyd, wejście na piedestał „doskonałości”, czasami własnej „świętości”, czy sprawiedliwości i trudno nam teraz z tego „piedestału” zejść z godnością.
Co robimy? Zaczynamy się tłumaczyć, że w tej sprawie to tak właściwie inni są winni i zaczynamy ich osądzać.

4. Klasyczną przyczyną osądzania jest zazdrość o coś lub o kogoś.
Osądzamy, gdy jesteśmy zazdrośni o osobę lub zaborczy w stosunku do niej.
Związku z tym osądza się to, co ona posiada, z kim jest zaprzyjaźniona lub w jakich kręgach się obraca. Celem osądzania wówczas jest upokorzenie danej osoby lub walka o własna pozycję przekreślając innych.
Poza tym, zazdrość, a co za tym idzie osąd dotyczyć może: czyjegoś wyglądu, posiadanego majątku, pozycji itp.

 

Co zrobić, aby nie osądzać?,,,ks. Roman Chyliński

Św. Paweł uczy nas trzech „kroków” właściwego podejście do sprawy osądu.
1. „Mnie zaś najmniej zależy na tym, czy będę osądzony przez was czy przez jakikolwiek trybunał ludzki. Co więcej, nawet sam siebie nie sądzę.”(1 Kor 4,3).

 

Apostoł najpierw uczy nas, abyśmy sami uwolnili się od osądów ludzkich, to znaczy stanęli ponad to wszystko, co inni myślą i sądzą o nas.
Ile nieraz robimy rzeczy, czy przyjmujemy różne postawy, aby tylko ludziom się dobrze pokazać lub im się spodobać. I po co ta gra? Zapytam.


Najlepiej być sobą. To wszyscy wiemy. A zarazem najtrudniej być sobą, bo „grać” potrafimy wszyscy, do czasu, aż się tym sami zmęczymy.
Cóż, te osądy w nas maja swoje źródło.Ile osądów potrafiliśmy otrzymać od swoich rodziców będąc dziećmi?


Na szczęście coraz więcej z ust rodziców słyszymy słowa: „Jestem dumny z ciebie synu”, „cieszę się twoim osiągnięciem”, „bardzo dobre ciasto upiekłaś córko”.

 

2. „ Nawet sam siebie nie sądzę . Sumienie nie wyrzuca mi wprawdzie niczego, ale to mnie jeszcze nie usprawiedliwia. Pan jest moim sędzią”– mówi św. Paweł.(1 Kor 4,4)

 

Te słowa św. Pawła brzmią wręcz awangardowo, ale tak nie jest.
Św. Paweł uczy nas właściwego osądzania siebie.
Najpierw Apostoł wskazuje na odniesienie się do własnego sumienia. Jakby chciał powiedzieć: idź do spowiedzi i skonfrontuj swoje myślenie z Bożymi przykazaniami i z Ewangelią. Jeżeli przed Panem okaże się twoje sumienie „czyste”, to niech pokój wróci do ciebie!
A jeżeli spowiednik wykaże ci błąd w twoim postepowaniu, przyjmij to w pokorze i nawróć się.
Warto, więc znaleźć dobrego spowiednika dla kształtowania w sobie dobrego sumienia.
Tym dobrym „spowiednikiem” może być dla ciebie: przyjaciel, żona przyjaciel, czy mąż przyjaciel!

 

3.„Przeto nie sądźcie przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan, który rozjaśni to, co w ciemnościach ukryte, i ujawni zamiary serc. Wtedy każdy otrzyma od Boga pochwałę.”(1 Kor 4,5).

 

W tym fragmencie św. Paweł przestrzega nas przed przedwczesnym osądzaniem innych.
Dlaczego to czyni? Ponieważ często nie znamy intencji działania człowieka. Wiemy to po własnym działaniu. Czasami sami robimy coś w dobrej wierze, a wychodzi nam nie tak, jak pragnęliśmy.

 

Zauważmy końcowe pozytywne podsumowania św. Pawła:

 

„Wtedy każdy otrzyma od Boga pochwałę”.

Jeżeli Bóg, który ma prawo osądzania naszych czynów, dopiero na końcu naszego życia udzieli nam pochwały lub nagany, to my kim jesteśmy, aby innym wytykać cały czas błędy i ich osadzać?

 

Dlatego św. Jakub mocno powstrzyma nasz język przed osądzaniem: „ Bracia, nie oczerniajcie jeden drugiego! Kto oczernia brata swego lub sądzi go, uwłacza Prawu i osądza Prawo. Skoro zaś sądzisz Prawo, jesteś nie wykonawcą Prawa, lecz sędzią. Jeden jest Prawodawca i Sędzia, w którego mocy jest zbawić lub potępić. A ty kimże jesteś, byś sądził bliźniego?(Jk 4,11-12).

 

Pomyśl, więc zanim kogoś osądzisz.
Ile Bóg mnie i tobie wybacza słabości i okazuje miłosierdzia, chociaż mógłby być Sędzią moich czynów.

 

Wybacz więc, chciej zapomnieć, bo i ty byś nie chciał, aby ktoś pamiętał twoje złe czyny. Ale nie pobłażaj, rozmawiaj, poucz z łagodnością.
A chcąc wytykać innym błędy, zacznij od siebie, zobaczysz, jakie to nie przyjemne. Amen!

 

  Klucz do lepszych relacji...ks. Daniel Glibowski  

Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, podczas gdy belka tkwi w twoim oku? Obłudniku, usuń najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata». Mt 7, 3-5

Czy czujesz się adresatem powyższych słów? Czym jest belka w Twoim oku, a czym drzazga w oku brata? Myślę, że największą belką jest życie w grzechu śmiertelnym (ciężkim). Osoba, która żyje w ten sposób i chce upominać innych – nie może mieć żadnego autorytetu. Każdy może jej powiedzieć w chwili moralizowania – spójrz na siebie. Niestety jest coraz więcej takich osób, które tak umoralniają bez żadnego autorytetu.

Dlatego też niech się nie dziwią, że nikt nie chce ich słuchać. Takie postawy są tym śmieszniejsze, gdy ktoś żyje głęboko niemoralnie, a zwraca uwagę u innych na małe szczegóły i mówi, że to wielkie zło. Jezus wskazuje dzisiaj rozwiązanie dla każdego, komu zależy na dobru rodziny lub wspólnoty, czy społeczności, w której żyje. On mówi: usuń najpierw belkę w swoim oku, a potem usuwaj dopiero drzazgę z oka brata. Tym samym podkreśla, aby każdy zadbał najpierw o swoje serce i jego czystość. Tylko w ten sposób nasze słowa, postawy i gesty będą nabierały większego znaczenia i autorytetu. I tak osoba, która żyje prawdziwie i głęboko zjednoczona z Bogiem, nie ocenia i nie upomina wszystkich po kolei, ponieważ ma pokorną świadomość swojej małości. Dlatego też pochyla się często w konfesjonale nad swoimi belkami, a gdy Bóg da jej siłę i pokorę do upominania z miłością drugiej osoby, to czyni to tak, żeby odbiorca poznał prawdę o sobie i nie został nią totalnie zbity i poniżony.


Zacznij od dzisiaj pracować nad usunięciem swojej belki. Nie zajmuj się drzazgami innych ludzi. Każdy ma swoją biedę i walkę z grzechem. Proś pokornie Pana o czystość swojego serca, abyś mógł do tej czystości zachęcać innych.


Panie, proszę Cię, usuwaj wszystkie belki z moich oczu, abym mógł prawdziwe żyć i patrzeć na innych z Twoją miłości. Jeśli pragniesz kogoś przeze mnie upominać, to czyń to z właściwą Tobie pokorą, miłością, ale i stanowczością. Oddaję się Tobie. Uczyń mnie odważnym narzędziem do jednania ludzi.


Dzisiejsze załączniki dadzą Wam bardzo dużo światła;

 

https://www.youtube.com/watch?v=KWV-bAHZuKw

https://www.youtube.com/watch?v=_9cGOzU70u0

Dorota
Dorota Cze 27 '17, 17:54

 Czy tak ciężko być sobą?...ks. Daniel Glibowski

Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują!» Mt 7, 13-14

 

Popatrz razem z Jezusem na dzisiejszy świat. Dokąd zmierzają ludzie? Czego oni tak naprawdę chcą? Miłości, czy nienawiści? Pokoju, czy zgody? Przecież, gdyby każdy człowiek dobrze odczytywał wewnętrzny głos sumienia to na ziemi było by o wiele więcej dobra i pomocy między rodzinami, a nawet krajami. Bóg zapisał w sercu każdego człowieka złotą zasadę:

 

Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Mt 7, 12

 

Nikt nie chce, żeby go bito, okradano, czy ubliżano mu. Więc i my tego nie czyńmy nikomu. Natomiast potrzebujemy akceptacji, miłości, sprawiedliwości, uczciwości. I tak mamy żyć i funkcjonować. Wystarczy słuchać Jezusa. Niestety niewielu wybiera taką drogę i dlatego świat czasami aż pęka z bólu. Jak to zmienić? Czy da się nawrócić na właściwą drogę całe narody? Czy to tylko pobożne marzenie?

Jeśli chcesz się do tego przyczynić, to zacznij dzisiaj od siebie i swojego środowiska. Żyj najlepiej jak potrafisz, a gdy zobaczysz kogoś, kto w sposób sztuczny czyni zło – powiedz mu że nie po to przyszedł na świat i niech zacznie być sobą. Mów to zawsze z pokorą i miłością. W ten sposób będzie wzrastał Twój autorytet. Może kiedyś osiągniesz takie stanowisko albo taki rozgłos, że będą słuchały Ciebie całe narody. Tak czynił św. Jan Paweł II, który mówi i działa nawet po śmierci. Ty też możesz być tak wielkim człowiekiem.

 

Kto będzie przebywał w Twym przybytku, Panie,
kto zamieszka na Twej górze świętej?
Ten, kto postępuje nienagannie, działa sprawiedliwie
i mówi prawdę w swym sercu.
Kto swym językiem oszczerstw nie głosi,
kto nie czyni bliźniemu nic złego
i nie ubliża swoim sąsiadom,
ale szanuje tego, który oddaje cześć Bogu. Ps 15, 1-4

Panie, dziękuję za to, że codziennie uczysz mnie kroczyć Twoimi ścieżkami.

https://www.youtube.com/watch?v=6iN6S0KvU1A

https://www.youtube.com/watch?v=G0srLZ0l-B4

 

Trzy przesłania ku mądrości życia!...ks. Roman Chyliński

Mt 7, 6. 12-14
 

Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, nie poszarpały was samych.
Wszystko, więc co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Albowiem to jest istota Prawa i Proroków.
Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują!»

 

„W Kazaniu na górze” u św. Mateusza czytamy: „ Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, was nie poszarpały”. (Mt 7,6).

Tą perłą jest nasze człowieczeństwo, za które Jezus oddał życie.

Kiedy więc nasze człowieczeństwo, ową perłę daną nam od Boga „rzucamy między świnie”?

 

Problem tkwi w nadużyciu wolnej woli.
Jasne, że każdy z nas ma wolną wolę i ze swoim człowieczeństwem może zrobić, co mu się tylko rzewnie podoba.
Jednak władzę, jaką otrzymaliśmy od Boga, aby panować nad sobą, a jako rodzice nad swoim dziećmi - otrzymaliśmy od Niego w darze!
Dlatego w sumieniu, które ma być odpowiedzialne przed Bogiem nie mamy prawa nadużywać naszej wolnej woli.


Niestety, kiedy zrównamy się z Bogiem władzą, przestajemy być stworzeniem, ale stwórcą i prawodawcą. Zaczynamy wówczas my decydować, co jest dobre, a co jest złe, oczywiście, co jest dobre dla mnie. I tak powoli przestajemy liczyć się z Bogiem i z drugim człowiekiem.

 

Druga pokusa zniszczenia naszego człowieczeństwa tkwi w haśle: „Ja mam prawo do szczęścia!”

 

To popularne stwierdzenie, które jest obecnie na ustach wielu ludzi doprowadza do takich sytuacji, że, ktoś zostawia np. żonę i dzieci, aby się doktoryzować, bo mam prawo realizowania siebie, albo zakochuje się o 20 lat młodszej od siebie kobiecie. Nie mówię już o świadomy rozbijaniu małżeństw w imię tego prawa .

 

Człowiek może uczłowieczać się przez: szlachetność, bezinteresowność oraz ascezę, rezygnując z wielu relacji i rzeczy, które nie przyniosą korzyści, a wręcz przeciwnie – zniewolenie.


Ale też może stoczyć się, aż do bestii przez zniewolenia alkoholem i narkotykami oraz chęcią dominacji nad drugim człowiekiem i to za wszelką cenę.
Coraz częściej spotykam się z gwałtem w małżeństwach, lękiem rodziców przed własnym dziećmi, gdzie np. 16 letni syn terroryzuje własną rodzinę.

 

Między człowieczeństwem , a bestią jest jeszcze trzeci rodzaj upodlenia – stawanie się „świnią”.

 

Świnia jest inteligentnym zwierzęciem, które wszystko zrobi, aby być przy korycie. Ta aluzja, trochę jak z Orwella z „Folwarku” odnosi się do ludzi, którzy stawiają zysk, materializm ponad własną i czyjąś godność.


Depczą wówczas własne i czyjeś człowieczeństwo. Zapominają, bowiem że ponad własne człowieczeństwo, ową „perłę” daru Bożego, już nic większego nie mogą zyskać na ziemi. Zapominając o tym, wszystko mogą nagle stracić.

 

Czuwajmy, więc i módlmy się abyśmy nie ulegli pokusie bycia szczęśliwym bez Boga i bez pracy nad własnym człowieczeństwem!!!

 

Ostatnie przesłanie dotyczy tzw.: „Złotej zasady” –„Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, wy im czyńcie.”

 

Srebrną zasadę” można by ująć w ten sposób: „Nie rób drugiemu, co tobie nie miłe”.

 

Wracając do „Złotej zasady” wymaga ona od nas wrażliwość i dzielenia się z drugim człowiekiem własnym człowieczeństwem.

 

Św. Jan Paweł II w Encyklice „Redemptoris missio” napisał: „ czyńcie życie ludzkim”.

 

A czymś ludzkim jest:
-współodczuwanie,
- wrażliwość oraz zauważenie i docenienia drugiego człowieka.
- Podzielenie się dobrym słowem,
- przemilczenie zauważonego u kogoś błędu,
-kulturalnego z szacunkiem wzajemnego odnoszenia się,
- bardziej podkreślenia cnót niż wad.

 

Lista tego „co nam jest miłe” mogłaby być bardzo długa. Warto sobie ja uświadomić, aby innym tak samo czynić!

 

Wybierajmy, więc „ciasną bramę” przykazań Bożych i Ewangelii . „Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują!»
Amen!

 

Czy jestem minimalistą?...Bartłomiej Sokal

 

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Nie dawajcie psom tego, co święte, i nie rzucajcie swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami, i obróciwszy się, nie poszarpały was samych. Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Albowiem to jest istota Prawa i Proroków.

Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują!» (Mt 7,6.12-14)

 

Już kolejny dzień z rzędu nie wiem, co mam napisać, żeby nie wdawać się w jakieś niepotrzebne analizy językowe i nie dzielić „włosa na czworo”, ale znaleźć istotę przesłania Ewangelii. Po raz kolejny słowa Jezusa po prostu nie wymagają komentarza. Bo jaki komentarz można napisać do słów „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Albowiem to jest istota Prawa i Proroków”? Skoro Jezus streszcza cały Stary Testament w jednym konkretnym i praktycznym zdaniu, to po co to rozwijać?

 

Myślę, że to, co wymaga komentarza, jest zawarte w kolejnym zdaniu. „Wchodźcie przez ciasną bramę”. Mam kilku znajomych, którzy w swoim życiu, pracy i relacjach ze znajomymi są minimalistami, to znaczy robią tylko tyle, ile muszą lub wymaga od nich pracodawca, i nic więcej.

 

Jezus w dzisiejszej  Ewangelii każe nam dzisiaj zrobić coś dużo więcej. Nie tylko nie każe nam nie wyrządzać krzywdy bliźnim, ale każe ich traktować tak, jak sami byśmy chcieli być traktowani. Przyznam, że ja chciałbym umieć tak postępować. Ciągle sprawia mi to problem…

 

Ale to nie koniec. Chcesz osiągnąć życie wieczne? Szukaj bramy prowadzącej do niego. Ale nie wystarczy jakakolwiek brama, musisz znaleźć wąską, bo tylko przez nią można wejść do życia.

 

Czy ja nie jestem minimalistą? Czy nie oczekuję, że wystarczy nie łamać Prawo Boże, by być świętym? Czy nie zadowala mnie absolutne minimum praktyk religijnych, które nie zaciąga na mnie grzechu? Czy nie chcę być po prostu zwykłym człowiekiem? Czy da się pogłębiać relację z Bogiem tylko jej nie pogarszając?

 

Konkret na dziś: pomyślę, co w moim życiu duchowym ciągle jest absolutnym minimum.

 

Zadanie na szóstkę: znajdę cztery rzeczy w moim życiu, które wymagają poprawy i zacznę proces naprawy.

 

Błogosławieństwo od ks. Krystiana: Niech cię błogosławi Bóg Wszechmogący, Ojciec i Syn i Duch Święty +

Edytowany przez Dorota Cze 27 '17, 17:56
Dorota
Dorota Cze 28 '17, 23:09

 Czy jesteś zadowolony ze swojego życia?...ks. Daniel Glibowski

Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwać będę. Kto trwa we Mnie, przynosi owoc obfity. J 15, 4a. 5b

Popatrz na swoje życie i konkretne owoce, które przynosisz.

Czy jesteś z nich zadowolony?

Czy Twoi bliscy, znajomi i przyjaciele dostrzegają Twoją miłość, dobroć, życzliwość, pokój?

Czy oni są z Ciebie dumni?

Skąd wypływa w Tobie nieustanna chęć do życia i dawania z siebie tego co najlepsze?

Czy masz to sam z siebie, czy może zapraszasz kogoś do swojego serca i to On trwa w Tobie i stale napędza Cię do dawania Bożego maksa?

Może być też tak, że jesteś kompletnie niezadowolony ze swojego życia. W takiej sytuacji przeanalizuj je i zobacz, ile żyłeś w jedności z Jezusem, a ile licząc tylko na siebie.

Obawiam się, że ponad 90 procent Twojego czasu mogłeś budować na piasku i dlatego cała budowla chwieje się. Zacznij od nowa budować na skale. Zaproś Chrystusa do serca i od dzisiaj idź z Nim każdego dnia. Przyjmuj Go stale do serca. Trwaj w Nim, a On będzie trwał w Tobie. Tak Twoje życie będzie prawdziwe i pełne pasji. Nikt nie potrafi wyzwolić w człowieku więcej niż Bóg. Zaczynaj każdy dzień od Jego słów i wypełniaj je z całą pokorą. Uwierz mi, że przyjdzie taki dzień, w którym będziesz zszokowany postępami, a Twoi bliscy zaczną nabierać do Ciebie coraz większego szacunku.


Panie, dziękuję za to, że trwasz we mnie. Cały oddaję się Tobie na każdy dzień mojego życia.  

 

Fałszywi prorocy, a może lojalna opozycja?...ks. Sławomir Korona

 

Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po ich owocach. Czy zbiera się winogrona z ciernia albo z ostu figi? Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców.
Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone. A więc: poznacie ich po ich owocach”. (Mt 7,15-20)

Dzisiejsza Ewangelia to przypomnienie przez Chrystusa dobrze znanych wszystkim słów –poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (J 8,32). Poznanie prawdy Ewangelii pozwala człowiekowi wierzącemu uniknąć błędów i rozczarowań. Chrystus nie zaprasza swoich wyznawców, aby wkoło widzieli tylko wrogów ale aby umieli rozpoznawać prawdziwych i fałszywych proroków po owocach, bo dopiero owoce pozwalają odróżnić jednych od drugich.

 

Rozpoznanie jednak nie jest prostym procesem, gdyż fałszywi prorocy mogą przybierać bardzo miłą i serdeczną, pełną troski o dobro człowieka, postać, jednak znajomość prawdy, pozwala uniknąć pokusy i zwodniczego działania. Fałszywi głosiciele mogą stawać się owcami tylko po to, aby wejść do stada i niszczyć stado od wewnątrz. Mogą to być także chrześcijanie, ludzie podający się za wierzących, którzy trwają we wspólnocie, ale nie przenoszą dobrych owoców. Wprawdzie wyznają swoją wiarę w Chrystusa, dokonują rzeczy niezwykłych, jednak nie spełniają woli Boga, czyli nie wprowadzają w życie Chrystusowej nauki. O takich właśnie ludziach pisał św. Jan: każdy, kto wybiega zbytnio naprzód, a nie trwa w nauce [Chrystusa],  ten nie ma Boga. Kto trwa w nauce [Chrystusa], ten ma i Ojca, i Syna (2 J 1,9). Stąd też Apostoł napisał: któż zaś jest kłamcą, jeśli nie ten, kto zaprzecza, że Jezus jest Mesjaszem? Ten właśnie jest Antychrystem, który nie uznaje Ojca i Syna (1 J 2,2).

 

Fałszywym prorokom brakuje postawy oddania Chrystusowi. Wtedy zamiast pokoju i czystości serca ujawniają się inne cechy człowieka: dążenie do władzy i poczucie chciwości przy jednoczesnej skłonności do tworzenia podziałów i sekciarskiej segregacji.

 

Jest zatem rzeczą konieczną w Kościele, nie tylko zwracanie uwagi na owoce, ale jak powie święty Jan, badanie duchów – umiłowani, nie dowierzajcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków pojawiło się na świecie. Po tym poznajecie Ducha Bożego: każdy duch, który uznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, jest z Boga (1 J 4,1-2). To właśnie złe duchy zwodzą ludzi, którzy stają się dla szatana fałszywymi prorokami, zaś głównym celem ich działania jest podszywanie się pod prawdziwych głosicieli, aby w ten sposób neutralizować prawdziwy głos Boga. Autor Didache napominał zatem: nie każdy zaś w duchu mówiący jest prorokiem, chyba że ma obyczaje Pana; z obyczajów tedy będzie poznany prorok fałszywy i prawdziwy (11,8).

 

Wspólnota chrześcijańska musi ciągle i na nowo wracać do swojego fundamentu – do Słowa Bożego, bo inaczej nie tylko stanie się bezbronna, ale także w perspektywie eschatologii, może poddać się zwodniczemu działaniu. Dopiero przez pryzmat Pisma Świętego człowiek może odkryć, że konkretne wydarzenia cudowne tak naprawdę nie mają większego znaczenia. Natomiast akceptacja różnego rodzaju zwodniczych zachowań może doprowadzić do otwarcia się na złe działania w przyszłości

 

Trudno jest zwrócić się ku Ewangelii płynącej prosto z nieba, gdy człowiek nie tylko rzadko, lecz wręcz wcale, nie zagląda do Pisma Świętego, a zamiast tego ciągle jakby był podpięty pod kroplówkę i pozwala aby sączyły się w niego wątpliwej jakości informacje, w których nie znajdzie słów napomnienia. Szukający prawdy kierują się do światła Biblia i biblijnego proroctwa, bo nie chcą chodzić w półmroku fałszywych pozorów. Człowiek poszukujący szuka jutrzenki, o której pisał św. Piotr – mamy jednak mocniejszą, prorocką mowę, a dobrze zrobicie, jeżeli będziecie przy niej trwali jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu, aż dzień zaświta, a gwiazda poranna wzejdzie w waszych sercach (2 P 1,19).

 

W Kościele Chrystusowym nie może być mowy o lojalnej opozycji. Wierzący, albo jest ukierunkowany na Królestwo Boże i broni prawdziwych proroków i apostołów, albo jest jego przeciwnikiem. Człowiek, który na nowo odkrywa prawdę Jezusowej Ewangelii, żyję prawdziwą i bezwarunkową wiarą. Zwodziciel, czyli przeciwnik prawdy, nie chcę aby ludzie posiadali głęboką wiarę, dlatego sprowadza wątpiących na drogi nieposłuszeństwa i oporu serca, zawraca z drogi światła i wprowadza na drogę ciemności. Prawdziwe zaś bezpieczeństwo i prawdziwy pokój płynie z faktu, że  chrześcijanin żyje w podobnej relacji jak Ojciec i Syn i ucieka w ten sposób od fałszywych proroków oraz fałszywych nauczycieli i poświęca się ochoczo rozszerzaniu się dobra w świecie

 

Należy zdawać sobie sprawę, że fałszywi prorocy będą zawsze pracować, żeby zaspokoić złe pragnienia szatana, jednak trzeba równocześnie pamiętać, że Królów Król i Pan Panujących zawsze miał i ma i będzie miał pełną kontrolę nad wszelkim działaniem na ziemi. Dla wierzącego latarnią wskazującą bezpieczny port na wzburzonym morzu powinno być Pismo Święte i Jezus Chrystus, Syn żyjącego Boga prawdziwie obecny w sakramentalnych znakach. Bazując na tych dwóch fundamentach nic złego nie może wiernego dotknąć, ani nic złego nie może uczynić.

Konkret na dzisiaj: Przeczytam jeden rozdział z Pisma Świętego i spróbuję zrozumieć jaką miłością umiłował mnie Ojciec.

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący Ojciec i Syn i Duch Święty +

 

Fałszywi prorocy....ks. Roman Chyliński

Fałszywy prorok to ten, który:
- nie dba o zbawienie bliźniego,
- nie karmi prawdą zawartą w Ewangelii,
- nie dzieli się Jezusem,
- nie pragnie dobra.

Tak wielu ludzi obecnie zaufało mediom: telewizji, Internetowi czy innym publikatorom. Nie mówię już o politykach i średniej maści expertom w różnych dziedzinach .Często nie wgłębiając się w to, kto za czym stoi.
Jaka partia polityczna np. stoi za „Onetem”; Dlaczego prezesem TVN jest Szwajcar, Markus Tellenbach, który jednocześnie jest szefem niemieckiej rady nadzorczej Sky Deutschland - platformy cyfrowej należącej do koncernu Ruperta Murdocha itd.
Nie zastanawiamy się również nad tym, co z tego może wynikać dla prawdziwości informacji , którą otrzymujemy przez te multiplikatory.

 

Im ładniej jest nam coś podane i bardziej profesjonalnie, to nam zaraz się wydaje, że tak naprawdę jest .


Chciałbym zauważyć, że nie zawsze jest ważne, co nam się podaje, ale czego nam się w ogóle nie podaje i jakie fakty są przemilczane.

 

Pisałem już o tak zwanym „ograniczonym zaufaniu”, tak do ludzi jak i informacji przez nich przekazywanych.

 

My katolicy obecnie oprócz stacji niekomercjalnych jakimi są: „Radio Maryja” i TV „Trwam”, tak naprawdę nie mamy już prawa usłyszeć informacji o tematyce religijnej w innych stacjach.
Trzeba nam też uważać kiedy komercyjne stacje tworzą audycje religijne, czy one mają coś wspólnego z Magisterium Kościoła.

 

Uwaga na dzieci!


Drodzy rodzice wszystko czyńcie, aby wasze dzieci jak najpóźniej stykały się z internetem przez telefony komórkowe, tablety i laptopy.


Ograniczajcie przebywanie ze światem wirtualnym na internecie i kontrolujcie, co dziecko ogląda, z kim się spotyka, jakie wiadomości chłonie, jakiej muzyki słucha i z jakich gier komputerowych korzysta.


Nie zostawiajcie dziecko samo w pokoju z pełnym dostępem do internetu.
Dziecko nie ma wykształconej woli i nie jest w stanie powiedzieć sobie nie stykając się ze światem wirtualnym. Wygrywa niestety ciekawość, a nie każde informacje są na ich wiek.

 

Obecnie największa degradacja moralna dzieci idzie przez telefony komórkowe, gdzie jest pełen dostęp do internetu..

 

Jezus w dzisiejszej Ewangelii bardzo jasno nas napomina:„Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po ich owocach”.


I jeszcze jedna sprawa:„Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców” – mówi Jezus.

 

Bądźmy więc inteligentnymi owcami: słuchającymi Jezusa i rozróżniającymi głos „Dobrego pasterza” od najemnika.


Najemnikowi sporo płaci się za kłamstwo lub przemilczenie prawdy. Co więcej, najemnik inteligentnie ośmiesz dobrego pasterza: naukę Kościoła oraz sam Kościół, aby omamić owce,żeby nie szły za prawdą.


Natomiast dobry pasterz wiele czyni często bezinteresownie dla dobra człowieka, nie idzie za popularnością, ale z miłością przekazuje prawdę. Amen!

 

 

 

 

Edytowany przez Dorota Cze 28 '17, 23:11
Dorota
Dorota Cze 29 '17, 23:30

Wewnętrzna pewność...ks. Daniel Glibowski

 

Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr – Opoka, i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego: cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie». Mt 16, 15-19

 

Wyobraź sobie powyższą rozmowę.

Piotr wyznaje wiarę w Jezusa, który jest Mesjaszem. Tym samym doznaje wielkiej łaski od Boga Ojca. To nie było takie proste, żeby wyznać kim jest Chrystus. Żydzi do dzisiaj czekają na Mesjasza. Pierwszy z Apostołów ma wewnętrzne poznanie, a nawet pewność, która pozwala mu uwierzyć i wyznać tę prawdę. To wyznanie utwierdziło zapewne Jezusa w tym, żeby przekazać klucze do swojego Królestwa właśnie temu Apostołowi i Jego następcom.

Popatrz dalej na słowa Jezusa, który zakłada Kościół i mówi, że bramy piekielne go nie przemogą. Ten Kościół trwa do dzisiaj i będzie trwał do końca świata – aż połączy się z Kościołem triumfującym w niebie. Zdaj sobie sprawę z tego, że należysz do najpewniejszej wspólnoty we wszechświecie, którą założył sam Jezus Chrystus. To w niej trwa sukcesja apostolska. Przez dwa tysiące lat biskupi nakładają ręce na kolejnych kapłanów, aby ci pomagali im w pasterskiej posłudze.

Podziękuj Bogu dzisiaj za wspólnotę Kościoła, biskupów i każdego kapłana, z którego posługi korzystałeś. Uwielbiaj Pana za ten wielki zamysł karmienia ludu Bożego poprzez Eucharystię i inne życiodajne sakramenty. Proś także św. Piotra i Pawła o wstawiennictwo, aby pomagać Kościołowi w misji szerzenia wiary i prawdy o zbawieniu dla każdego człowieka.


Panie, dziękuję za wyznanie Piotra, za Jego otwartość na łaskę. Prowadź mnie, abym zawsze był wdzięczny za dar Kościoła i mógł być dumny ze swojej wiary. Uzdalniaj moje serce do przekazywania innym tego, co stale otrzymuję od Ciebie.  

 

Kościół jest niepełny bez Ciebie!...Bartłomiej Sokal

 

Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?”

A oni odpowiedzieli: „Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków”.

Jezus zapytał ich: „A wy za kogo Mnie uważacie?”

Odpowiedział Szymon Piotr: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”.

Na to Jezus mu rzekł: „Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr – Opoka, i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”. (Mt 16,13-19)

 

To bardzo piękny fragment Ewangelii. Jest on odczytywany na Mszy inaugurującej pontyfikat każdego papieża. Musi to być wielkie wzruszenie słyszeć do siebie odniesione słowa Jezusa: „Na tobie, opoce, zbuduję mój Kościół”. Tylko że byłoby ogromną przesadą twierdzić, że słowa te skierowane są jedynie do Biskupów Rzymu. Tekst ten dotyczy każdego z nas.

 

Myślę, że jednym z problemów współczesnych chrześcijan jest brak świadomości tworzenia wspólnoty. To, że jesteśmy wierzący, jest dopiero punktem wyjścia; wynikają z tego kolejne zadania. Teraz pomyśl o tych słowach jeszcze raz. Do każdego z nas osobna Chrystus mówi: „na tobie zbuduję mój Kościół”.

 

Spróbuj wyobrazić sobie, ilu ludzi wierzyło w Chrystusa przez wieki. Pomyśl, ilu wspaniałych teologów nosiła ta ziemia. Przypomnij sobie, ile osób oddało życie za wiarę. A mimo wszystko Kościół jest niepełny bez ciebie. Wyobraź sobie wielką świątynię zbudowaną z różnego rodzaju kamieni – wszystkich kolorów, rozmiarów, kształtów. Ale w ścianach pojawiają się tu i ówdzie dziury, jakby czekały na jakieś wypełnienie. Czy taka budowla będzie mocna?

 

Czy patrzyłeś kiedykolwiek na Kościół w ten sposób? Czy postrzegałeś siebie jako niezbędną część Kościoła?

 

Jest jednak niezbędny warunek, który trzeba spełnić, żeby z opoki nie zmienić się w żwir. Jest o tyle trudno mu sprostać, że bardzo często dochodzi do wykrzywień w tej materii.

 

Jezus pyta, za kogo uważają go ludzie. Właśnie! Za kogo uważają Chrystusa ludzie dzisiaj? Za pocieszyciela w smutnych chwilach, za doradcę życiowego, za wspaniałą postać w historii świata, za przewodnika w rozwoju wewnętrznym, za postulatora pokoju międzyludzkiego… Ale kim naprawdę jest dla mnie Chrystus?

 

Czy potrzebuję Jezusa jedynie w smutku? Czy wzywam Go tylko w trudnych chwilach? Czy może jest mi potrzebny tylko na Boże Narodzenie lub Wielkanoc? A może idę z Nim przez całe życie? Jest moim najbliższym przyjacielem, który wspiera, ale też gani, a Jego słowa zawsze przyjmuję z otwartym sercem? Czy widzę w Nim swojego Zbawiciela?

 

Chciałbym kiedyś, na starość, móc powiedzieć jak św. Paweł w dzisiejszym drugim czytaniu: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan” (2 Tm 4,7-8). Na pewno nie będzie to możliwe, jeżeli wpierw nie zjednoczę swojego życia z Mistrzem. Paweł mógł tak powiedzieć, bo sam wcześniej wyznał: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga 2,20). Takiego życia życzę sobie i tobie, niech wspiera nas w tym Chrystus!

 

Konkret na dziś: Pomódl się za tę osobę z twojego otoczenia, która najbardziej potrzebuje Bożego wsparcia w przemianie swojego życia.

 

Zadanie na szóstkę: Módl się za tę osobę każdego dnia.

 

Błogosławieństwo od ks. Krystiana: Niech cię błogosławi Bóg Wszechmogący, Ojciec i Syn i Duch Święty +

 

Jest jeden tylko Kościół – Apostolski....ks. Roman Chyliński

Na Piotrze i Pawle wznosi się Kościół Katolicki, którego Założycielem jest sam Jezus Chrystus.

 


- Rozpoczął od głoszenia Ewangelii: „Bliskie jest Królestwo Boże, nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. (Mk 1,15). On- Syn Boży, Jego życie, głoszone słowo oraz Męka , Śmierć i Zmartwychwstanie stały się fundamentem pod powstający Kościół.
- Drugi etap, to powoływania uczniów. Święty Mateusz w swojej Ewangelii przy wyborze uczniów podkreśla tworzącą się hierarchie Kościoła w słowach: „pierwszy Szymon, zwany Piotrem” (Mt 10,2), a pozostali wymienieni apostołowie utworzyli w ten sposób kolegium doradcze następcy Chrystusa na ziemi.
- Momentem centralnym rodzącego się Kościoła jest Męka i Śmierć Chrystusa na krzyżu. Wypływające z boku Chrystusowego „Krew i Woda” dają początek sakramentom Kościoła - Eucharystii i Chrztu św..
- Oficjalną swoją działalność rozpoczyna Kościół po Wniebowstąpieniu Jezusa, kiedy „moc z wysoka” to znaczy Duch Święty zstępuje najpierw na „Dom”, czyli Kościół, a później na
Apostołów w postaci „ognistych języków.(por. Dz 2,2-4).

 

W wyznaniu wiary mówimy: „Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół” i tego trzeba nam się trzymać. Bo tylko ten Kościół, żaden inny otrzymał pewność, że bramy piekielne go nie przemogą!

 

Jest pokusa popatrzenia na Kościół tylko z punktu pierwiastka ludzkiego, czyli przez słabości kapłanów i wiernych. Św. Augustyn miał wyrazić się kiedyś o Kościele , że jest "kaleki". I taki jest naprawdę w swej ułomności. Bo takimi my jesteśmy.

 

Stąd potrzeba czerpania nam wszystkim łask ze źródła miłosierdzia Bożego. Zatem, wybaczajmy sobie nawzajem i wspierajmy się w dążeniu ku świętości.

 

Piotr i Paweł, jako apostołowie urzeczywistniają Kościół w jego misyjnym charakterze: tak w hierarchii jak i w charyzmacie. Obie te struktury misyjne dla Kościoła są ważne. Dzięki nim Kościół nabywa wewnętrznego krytycyzmu.

 

W historii Kościoła bywało tak, że hierarchowie napominali charyzmatyków, ale bywało i tak, że charyzmatycy na przykład św. Franciszek swoim ubóstwem przypominał hierarchom o innym stylu życiu Kościoła.


Wystarczy tu przypomnieć spotkanie św. Franciszka z papieżem Innocentym III, który widząc biedaczynę z Asyżu w podartym ubraniu, wstał z papieskiego tronu aby oddać mu szacunek, dziękując mu, że przypomniał hierarchom Kościoła o ubóstwie Jezusa Chrystusa.

 

Dziękujmy Bogu za św. Piotra i za jego słowa wypowiedziane do Jezusa: „Ty wiesz Panie, że cię kocham”. Niech przypominają wszystkim Hierarchom Kościoła, żeby sprawowali swoją władzę z miłością, a nie dla niegodziwych zysków.

 

Dziękujmy za życie i świadectwo świętego Pawła, który nam przypomniał, że „moc w słabości może się doskonalić”. Abyśmy ewangelizując świat nie patrzyli na własne słabości, ale napełnieni mocą Ducha Świętego i trwając w łasce uświęcającej pełnili wolę Bożą.

 

Zakończmy nasze rozważania testamentem św. Pawła z Drugiego Listu do Tymoteusza:
"W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia, a nie tylko mnie, ale i wszystkim, którzy umiłowali pojawienie się Jego."

 

Pielęgnujmy, zatem depozyt wiary, jakim jest sam Jezus Chrystus oraz żywa z Nim relacja. Wytrwajmy do końca naszego życia w wierności Jezusowi i w Nim i przez Niego otrzymali wieniec zwycięstwa. Amen!

     

Edytowany przez Dorota Cze 29 '17, 23:31
Dorota
Dorota Cze 30 '17, 23:36
Chcesz, żeby Bóg Cię uzdrowił (nie tylko fizycznie)? Potrzebujesz tych dwóch rzeczy...ks. Krystian Malec

 

Gdy Jezus zeszedł z góry, postępowały za Nim wielkie tłumy. A oto zbliżył się trędowaty, upadł przed Nim i prosił Go: „Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Jezus wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: „Chcę, bądź oczyszczony”. I natychmiast został oczyszczony z trądu.
A Jezus rzekł do niego: „Uważaj, nie mów nikomu, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”.

(Mt 8,1-4)

Wielokrotnie już o tym pisałem, ale powtórzę się, że jeśli chcemy głębiej wchodzić w świat Biblii i pragniemy, aby słowa w niej zawarte dotykały naszego serca, to powinniśmy poznawać kontekst historyczno-kulturowy, w jakim powstawały poszczególne księgi. Biorąc za przykład dzisiejszą Ewangelię, widać to jak na dłoni, że nieznajomość ówczesnych realiów może spłycić naszą medytację (choć nie musi tak być, bo przecież Pan Bóg ma swoje sposoby, żeby do nas dotrzeć :)

Tyle razy słyszeliśmy o trędowatych, którzy zostali uzdrowieni, czy to na kartach Starego czy też Nowego Testamentu. Ale czym był trąd dla ludzi żyjących na początku pierwszego wieku, gdy Jezus chodził po Ziemi?

 

Żeby niczego „nie uronić” czy też przekręcić, chcę żebyś przeczytał/a tekst znaleziony przeze mnie w jednym z komentarzy historyczno-kulturowych do tego fragmentu, który mocno mną wstrząsnął:

 

„W starożytności trąd uważano za najstraszniejszą chorobę. E.W.G. Masterman pisze: „Żadna inna choroba w takim stopniu nie doprowadzała człowieka do ruiny jak trąd”. Rozpoczynała się zwykle od małego guza, który przekształcał się w ropień, który się rozszerzał. Oczy stawały się błyszczące. Struny głosowe ulegały uszkodzeniu, głos stawał się chrapliwy, a oddech świszczący. Owrzodzeniu ulegały ręce i stopy. Wreszcie całe ciało pokrywały wrzody. Tego rodzaju trąd mógł trwać przez lata. Kończył się zwichnięciem równowagi umysłowej, śpiączką i wreszcie śmiercią. Trąd mógł rozpocząć się od utraty czucia w różnych częściach ciała. Zapaleniu ulegały nerwy. Wiotczały muskuły. Kurczyły się ścięgna tak, że palce wyglądały jak szpony. Ręce i nogi ulegały owrzodzeniu. Później odpadały palce u rąk i nóg, potem odpadały ręce i stopy. Tego rodzaju trąd mógł trwać 20-30 lat. Właściwie było to konanie, człowiek umierał cal po calu.

 

Sytuacja fizyczna była straszna, ale było coś jeszcze gorszego. Józef Flawiusz pisze, że trędowatych uważano „za rzeczywiście zmarłych”. Skoro tylko stwierdzono trąd, chorego wyrzucano natychmiast poza nawias społeczeństwa. „Przez cały czas trwania tej choroby będzie nieczysty. Będzie mieszkał w odosobnieniu. Jego mieszkanie będzie poza obozem” (Kpł 13,46). Trędowaty musiał nosić podarte ubranie, rozwichrzone włosy, opaskę na ustach, a idąc miał wołać: „Nieczysty, nieczysty” (Kpł 13,45). W średniowieczu, jeśli ktoś zachorował na trąd, to kapłan odprawiał normalne nabożeństwo żałobne nad tym człowiekiem. Społeczeństwo uważało go za umarłego.

 

W czasach Jezusa w Palestynie trędowatych usuwano poza mury miasta Jerozolimy. W synagodze była dla nich zarezerwowana jedna odizolowana izba, o wymiarach 10 stóp na 6. Prawo wyliczało 61 różnych okoliczności narażania się na stanie się nieczystym. Na liście tej wymieniano na drugim miejscu zetknięcie się z człowiekiem trędowatym. Na pierwszym miejscu figurowało zetknięcie się z człowiekiem martwym. Jeśli trędowaty wsunął do domu tylko głowę, to cały dom stawał się nieczysty od dachu aż do najmniejszej belki. Trędowatego nie wolno było pozdrawiać nawet na otwartym miejscu. Nikomu nie wolno było się zbliżać do trędowatego bliżej niż na półtora metra. Jeśli wiatr wiał od strony trędowatego, to musiał on się znajdować w odległości przynajmniej 40 metrów. Pewien rabin nie chciał spożywać jajka zakupionego na ulicy, którą przeszedł trędowaty. Nie znano choroby, która by bardziej oddzielała człowieka od człowieka niż trąd. A właśnie takiego człowieka Jezus się dotknął. Trudno sobie wyobrazić dziwniejsze zdanie w Nowym Testamencie niż proste stwierdzenie: „I wyciągnąwszy rękę, dotknął się go”.

 

Czy widzisz teraz, jak radykalnej rzeczy dokonał Jezus? Nikt przy zdrowych zmysłach nie zrobiłby czegoś podobnego, a On zrobił?

 

W naszym życiu mamy każdego dnia stawać się coraz bardziej podobni do Jezusa, ale jednocześnie to ci, którzy przychodzili do Niego po pomoc, mogą nas wiele nauczyć. Spróbujmy zatem zastanowić się jaką ważną lekcję daje nam bezimienny trędowaty?

 

Przede wszystkim uczy pokory. Czytamy, że upadł przed Nim i prosił Go: „Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Na określnie padnięcia przed Jezusem grecki tekst używa czasownika προσκυνέω (proskyneo), który bardzo często Biblia odnosi do oddawania czci Bogu. Upadek trędowatego to nie był tylko „teatrzyk”, ale wyznanie wiary! Tylko człowiek niezwykle pokorny i świadomy swojej biedy potrafi paść przed Bogiem, tak jak ten chory człowiek. On wiedział, że zbliżając się do zdrowych naraża się na ukamienowanie, ale jednocześnie miał świadomość, że Jezus jest jego ostatnią nadzieją. Zauważ, że nie przychodzi i nie nakazuje Rabbiemu, co ma uczynić, ale swoją prośbę rozpoczyna od słów „jeśli chcesz”. Powtórzę to po raz kolejny, że tylko człowiek wielkiej pokory nie narzuca Bogu, co, kiedy, jak i gdzie ma robić.

 

Pomyśl teraz o swoich życiowych dramatach i o tym, w jaki sposób prosisz Boga o pomoc? Nie możemy powiedzieć, że trędowaty wyolbrzymił swój problem. On naprawdę był traktowany jako nic nieznacząca osoba i tak się czuł, był „żywym trupem”, a mimo to upadł przed Jezusem mając tylko swój ból i zaufanie do Niego. To wystarczyło do uzdrowienia. Czy modląc się i prosząc Boga o łaskę uzdrowienia: fizycznego, emocjonalnego, relacyjnego, rodzinnego itd., masz w swoich dłoniach tylko te dwie rzeczy? W jednej swoją biedę, a w drugiej zaufanie, czyli wiarę? Czy może zaufanie zastępuje gotowy plan dla Jezusa w jaki sposób ma działać i kiedy powinien to robić, no i oczywiście lepiej, żeby nie burzył Twojej wizji? Być może dlatego wielu ludzi przestało się modlić, ponieważ chcieli, żeby Bóg dostosował się do Nich, a gdy On tego nie uczynił, albo pokazał, że trzeba zacząć żyć inaczej, to odeszli zniesmaczeni i obrażeni z postanowieniem, że więcej nie przyjdą do Niego.

 

Jezus widząc to, w jaki sposób trędowaty zwrócił się do Niego o pomoc, widząc nie tylko jego schorowane ciało, ale także poranione serce ulitował się nad Nim i zrobił to, czego nie uczynił dla niego nikt od długiego czasu – dotknął go. Dotyk Boga uzdrawia. On chce nas ciągle dotykać: w spowiedzi, w Eucharystii, w modlitwie, w Biblii, we wspólnocie, ale żeby to mogło się dokonać potrzebna jest nasza pokora. A nie nauczymy się jej, jeśli tylko zatrzymamy się na teorii.

 

Być może nie zgodzisz się ze mną, ale gdy ja patrzę na swoje życie, to widzę, że trudne chwile najbardziej uczą mnie pokory i odzierają mnie z masek. I chociaż chciałbym, gdy przychodzą, aby jak najszybciej odeszły, to z perspektywy czasu widzę, że Bóg naprawdę potrafi z każdego dramatu wyprowadzić wielkie dobro.

 

Konkret na dzisiaj: Spójrz na swoją obecną sytuację i pomyśl, czy przypadkiem Bóg nie chce przez nią nauczyć Cię pokory przypomnieć Ci, że nie wszystko zależy od Ciebie i Twoich planów, ambicji, talentów, wysiłków?

 

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec i Syn i Duch Święty +

 

O najstarszym trądzie świata, czyli o zazdrości...ks. Roman Chyliński

 

Jak zwalczyć w sobie ZAZDROŚĆ?
Zazdrość jest najstarszym grzechem świata. To ona właśnie doprowadziła Kaina do zabójstwa swego brata. I tak jest do dzisiaj. Niszczy nasze relacje, dzieli ludzi i doprowadza do rozłamu wszelkie wspólnoty, także i zakonne.

 

Na zazdrość do swoich żon chorują szczególnie mężczyźni nadużywający alkoholu. Sami ich nie kochają i nie szanują, a w zazdrości są w stanie nawet ich pobić.

 

Zazdrośni przyjaciele nie tolerują trzeciej przyjaźni, jakby ona wykluczała ich przyjaźń. A jest zupełnie odwrotnie, prawdziwa przyjaźń jest otwarta na inną przyjaźń. Stąd zazdrość niszczy wszelkie przyjaźnie.

 

Zazdrość idzie w parze z takimi złymi postawami, jak: wyłączność, ograniczenie wolności, zawziętość, zaborczość i inne.
Zazdrość rujnuje życie zarówno zazdrośnikowi, jak i osobie, której zazdrościsz.
Dręczona zazdrością bliska ci osoba, wcześniej czy później odejdzie od ciebie, a ty zostaniesz sama, z poczuciem klęski.

 

Co z nią więc zrobić, jak ją pokonać w sobie?
Jak zapanować nad negatywnymi emocjami i mieć kontrolę nad zazdrością?

 

Zazdrość jest częścią naszej osobowości, której nie da się do końca wyeliminować. Dlatego trzeba nauczyć się z nią żyć. To trudne, ale możliwe.


Wiemy, że powinniśmy panować nad emocjami. Trzeba więc na początku przyjrzeć się sobie:
- Kiedy najczęściej ogarnia cię smutek, żal, złość, gniew?
- Co się wtedy dzieje z twoim ciałem i umysłem?
- Gdy uświadomisz sobie, z czym masz największy problem, łatwiej będzie z nim walczyć.

Oto parę zasad panowania nad zazdrością.

 

1. Nie porównuj się z innymi
Pogódź się z tym, że zawsze znajdzie się ktoś od ciebie lepszy, atrakcyjniejszy, mądrzejszy, bogatszy, itd. Nieustanne porównywanie się z innymi wpędza cię tylko w kompleksy. Jest to także brak szacunku do samej siebie. Bo to oznacza, że czujesz się gorszy od innych.

 

2. Uwierz w siebie
Zaakceptuj siebie taką, jaką jesteś. Nie wierzysz w siłę swojej kobiecości? Częściej przeglądaj się w lustrze. Ale nie bądź krytyczna, nie wytykaj sobie mankamentów figury. Pomyśl raczej, co Bogu się w tobie podoba. „Była piękna wyglądem, ale jeszcze piękniejsza cnotą”, napisał w swojej „Kronice sławnego Królestwa” bp Jan Długosz o św. Jadwidze. Gdy nabierzesz pewności siebie i poczujesz się miłowana przez Boga, przestaniesz patrzeć na każdą inną kobietę, może ładniejszą tak w wyglądzie jak i cnotach, jak na potencjalną rywalkę.

 

3. Żyj swoim codziennymi obowiązkami
Znajdź sobie jakieś absorbujące zajęcie, w przeciwnym razie będziesz stale koncentrować się na sprawach innego człowieka. Lenistwo jest najprostszą drogą do zazdrości.

4. Bądź (samo)krytyczna(ny)
Spójrz obiektywnie – na siebie i na drugą osobę, której zazdrościsz. Może jakimś zachowaniem sam(a) prowokujesz tą osobę do zazdrości? Spróbuj dowartościować tę drugą osobę: powiedz jej komplement, kup prezent, pokaż, że jest dla ciebie ważna. Zacznij więc pielęgnować miłość do tej osoby , a będzie ci oddana i wówczas nie będziesz musiał ją już kontrolować uczuciem zazdrości.


Nie prowokuj losu i nie wytykaj wciąż błędy udowadniając sobie, kto tu jest lepszy.
Osoba, której dasz mandat zaufania z pewnością zrobi wszystko, żeby cię nie rozczarować.

 

5. Doceń to, co masz
Przestań się łudzić, że inni mają lepiej! Każdy człowiek nosi własne problemy i nie jest mu łatwo. Nie zaglądaj więc zbyt mocno do cudzego życia, aby tylko sobie udowodnić, że u mnie nie jest aż tak źle. Wiesz, że to zachowanie jest prymitywne i nic nie wnoszące w twoje życie.

 

6. Opanuj złe emocje
Chciej zobaczyć, dlaczego nosisz w sobie tyle negatywnych emocji do bliskich ci osób i skąd w tobie gromadzi się tyle podejrzliwości wobec innych? Ty też przecież potrzebujesz relacji, które dadzą ci wsparcie. Ty też potrzebujesz spotkań z bliskimi tylko tobie osobami.

 

7. Inne mają też marzenia.
Któż z nas nie cieszy się, kiedy jakieś jego marzenia się spełniają. Czy umiesz się cieszyć z tego, że marzenia twojej bliskiej osoby, też się spełniły. Jak reagujesz, kiedy usłyszysz, że ona tam była, gdzie ty byś chciała być i zobaczyła to, co ty byś chciała zobaczyć?


Zazdrość nie pozwala nam stworzyć sytuacji, aby inni mogli się z nami podzielić własna radością i przeżyciem. I oto jesteśmy ubożsi. A zazdrość wygaśnie wtedy, gdy spełnią się i moje marzenia, ale z kim się ja wówczas z tym podzielę?!

 

8. Zdobądź się na szczerą rozmowę
Zanim oskarżysz drugą osobę o cokolwiek, zdobądź się na szczerą rozmowę. Powstrzymaj się od robienia jej wymówek. W rozmowie nie stawiaj tak pytania, abyś tylko otrzymała potwierdzenie na twoje domysły i podejrzenia. Może nie wiesz o wszystkim? Rozmawiaj tak , aby pozyskać tę osobę, a nie ją stracić.

 

9. Nie kumuluj w sobie złości
Nie rób z siebie beczki prochu z twoich emocji! Idź do bliskiej ci osoby,wygadaj się, ponarzekaj! Od czego masz przyjaciół? Rozmowa z bliskimi rozładowuje stres i pozwala spojrzeć na problem z dystansu.

 

Czy chorowanie ma jakiś sens?...ks. Daniel Glibowski

Gdy Jezus zszedł z góry, postępowały za Nim wielkie tłumy. A oto podszedł trędowaty i upadł przed Nim, mówiąc: «Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić». Jezus wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: «Chcę, bądź oczyszczony!» I natychmiast został oczyszczony z trądu. Mt 8, 1-3

Wyobraź sobie powyższą scenę. Zobacz zdesperowanego, odrzuconego przez ludzi trędowatego, który wierzy w to, że Jezus może Go uzdrowić. Tak też się staje. Chrystus lituje się nad nim. Objawia się chwała Boga. Czy miałeś podobne sytuacje, w których bardzo cierpiałeś i błagałeś o uzdrowienie? Czy potrafiłeś wołać z całych sił, aby doznać uzdrowienia? Czy masz w głębi serca wiarę w to, że Jezus może w każdej chwili uzdrowić Twoje ciało i duszę? Jego moc wydaje się być oczywistą oczywistością.

Dlaczego więc nie każdy otrzymuje uzdrowienie? Czy problem leży tylko po stronie naszej wiary? Otóż wielokrotnie choroba ma głęboki sens. Ona pobudza nasze serce do skruchy, pokory i uznania zależności od Boga. Zupełnie inaczej jest, gdy ktoś żyje w dobrobycie i nic mu nie doskwiera. Wtedy bardzo łatwo odejść od Stwórcy i uważać się za niezależnego.
Nie złość się na Boga, gdy przychodzi na Ciebie cierpienie. Rozmawiaj z Nim o swoim bólu. Oddaj Go Panu i nieś razem z Nim;

 

Jezus wziął na siebie nasze słabości i dźwigał nasze choroby. Mt 8, 17

 

Zobacz dzisiaj wielką miłość Jezusa, który niesie Cię ze wszystkimi Twoimi słabościami. Podziękuj Mu i ufaj, że dasz radę. A może spotka Cię równie wielka łaska jak dzisiejszego trędowatego z Ewangelii.
Panie, dziękuję za nieustane uzdrawianie mnie z chorób ciała i duszy…

Dorota
Dorota Lip 2 '17, 23:58

Które miejsce zajmuje w Twoim sercu Bóg? Kogo kochasz najbardziej?...ks. Daniel Glibowski

 

Jezus powiedział do swoich apostołów: «Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Mt 10, 37

 

Czasami mówi się, że ktoś jest dla nas całym światem. To może być bliska osoba z rodziny, dziecko, mąż, przyjaciel, a nawet praca lub pasja. Które miejsce zajmuje w Twoim sercu Bóg?


Dzisiaj stoi przed Tobą mocne wyzwanie. Spróbuj odpowiedzieć sobie szczerze na pytanie: kogo kochasz bardziej: Boga, czy rodziców/dzieci? Nie mów, że to jest zbyt trudne pytanie. Stań w prawdzie. Odsłoń swoje serce.

Trudność może polegać na tym, że najbliższą rodzinę widzisz od zawsze i wiążą Cię z nią bardzo silne więzy krwi. Mimo, że Jezusa możesz widzieć tylko dzięki wierze, to także jesteś z Nim związany poprzez Jego świętą krew, którą przelał dla Ciebie. On oddał życie, abyś mógł wejść do najwspanialszych przybytków w niebie. Nawet najzamożniejsi rodzice nie są w stanie zapewnić Ci takiego dostatku jak Bóg Ojciec. Dla kogo chcesz żyć? Dla Niego, czy dla rodziców/dzieci? Przy tym pamiętaj, że życie dla Boga nie wyklucza dawania z siebie maksa na wszystkich odcinkach ziemskiego powołania, także tego małżeńskiego i rodzinnego. Oczywiście czyniąc wszystko dla chwały Stwórcy, a nie własnej.

 

Tak i wy rozumiejcie, że umarliście dla grzechu, żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie Jezusie. Rz 6, 11

 

Nie mów już, że żyjesz/pracujesz dla siebie, dzieci, męża albo, że uczysz się dla siebie, czy rodziców. Wszystko czyń na chwałę Bożą, aby być lepszym i bardziej pomocnym człowiekiem, na którego patrzą ludzie i uwielbiają Boga za Jego łaskawość.
Dziękuję Ci Panie za to, że stale uczysz mnie kochać Cię całym sercem. Nie pozwól, aby ktokolwiek był dla mnie ważniejszy niż Ty.

 

 

Właściwa hierarchia wartości....ks. Roman Chyliński

 

Mt 10, 34 - 42
Słowa Ewangelii według św. Mateusza.
Jezus powiedział do swoich apostołów: "Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy.
Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto miłuje syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.
Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał.
Kto przyjmuje proroka jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. Kto przyjmuje sprawiedliwego jako sprawiedliwego, nagrodę sprawiedliwego otrzyma.
Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody".

 

O co chodzi Jezusowi w dzisiejszej Ewangelii?
Odpowiem: o prawdziwy porządek rzeczy. Co najpierw, a co potem.

 

Jezus dotyka przede wszystkim relacji miedzy ludzkich. Tu bowiem człowiek szuka dla siebie najmocniejszych zabezpieczeń.

 

Często relacja stworzenie-stworzenie jest przez nas bardziej ceniona, niż relacja stworzenie-Stwórca.


A przecież to Bóg i Jego miłość do nas ma być zabezpieczeniem dla nas na przyszłość. Owszem, liczymy również na wsparcie naszych dzieci, bliskich nam osób, ale nie stawiajmy ich ponad Boga.

 

Kiedy tak się dzieje?


Wówczas, kiedy wprowadzamy zły porządek rzeczy w nasze relacje z ludźmi, kimkolwiek oni by byli dla nas.
Jezus mówi dzisiaj do nas: „Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto miłuje syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien.”

 

Tak może być w relacji rodziców do swoich dzieci, kiedy upatrują w nich zabezpieczenie dla siebie na przyszłość.
Cała toksyczność w wychowywaniu dzieci, a szczególnie wówczas, kiedy matka sama wychowuje dziecko polega na nad opiekuńczości i przywiązaniu dziecka do siebie.
Dzieje się i tak z ojcami, którzy z własnej córki chcą wykreować 'Księżniczkę".

 

Są dzieci, które tą toksyczność od swoich rodziców niestety „kupią” i wówczas tylko współczuć ich przyszłym żonom lub mężom.
Żony od toksycznych tatusiów mogą szukać w swoich mężach "Księcia", który będzie je tak uwielbiał i na rękach nosił jak tatuś.
Mężowie, od toksycznych mamuś, w żonach swoich nadal będą szukali opiekuńczości i ciepła zamiast wzięcia odpowiedzialności za nie.

 

Niedawno byłem światkiem rozmowy 17 letniej córki z mamą, gdzie mama lękając się córki delikatnie o wszystko pytała się jej. Natomiast córka przyjęła rolę matki i wręcz żądała, aby ta odpowiadała na jej pytania. Matka będąc w chorej relacji do swojej córki zupełnie straciła kontrolę nad nią: usprawiedliwiała jej wszystkie nieobecności w szkole nie mając świadomości, że doprowadziła swoją córkę do nie sklasyfikowania z powodu absencji.

 

Jezus w dzisiejszej Ewangelii stawia jasno sprawę. Bóg na pierwszym miejscu: nie synuś, nie córunia, nie wnuczuś, ani mamusia czy tatuś.

 

Właśnie zdrowa wiara od toksycznia tzn. uzdrawia nasze chore relacje z najbliższymi.

Jezus przynosi nam miecz prawdy - właściwą hierarchię wartości.

 

Kogokolwiek postawimy ponad Boga wcześniej czy później obróci się przeciwko nam: własna córeczka, własny synuś itd.

 

Dlatego Bóg zażądał od Abrahama próby złożenia ofiary z własnego syna, na którego patriarcha czekał 100 lat, aby nie stał się w jego życiu niczym bóg.

 

Sprawdź u siebie, czy jest ktoś, czy coś:
• co daje ci więcej radości i poczucia bezpieczeństwa i niż sam Bóg.
• Do czego jesteś bardziej przywiązany niż do Boga,
• W czym pokładasz większe zabezpieczenie na przyszłość niż w samym Bogu( osoba, pieniądze, wysoka lokata w Banku, dobra praca, mąż, żona, syn czy córka).

 

Proś Boga, abyś przejrzał (a) i temu komuś dał właściwe miejsca w twoim życiu, po Panu Bogu. Amen.

Dorota
Dorota Lip 3 '17, 23:38
Św. Tomaszu Apostole!
Czy Ty naprawdę jesteś
"niewiernym Tomaszem"?...Ks. Antoni Tatara

 

Denerwuje mnie ten przydomek jak nie wiem co! Przecież tak naprawdę to ja byłem wierny Mistrzowi z Nazaretu aż do mojej męczeńskiej śmierci z powodu głoszenia Dobrej Nowiny o nadejściu panowania Boga. Odebrano mi życie w Indiach pod koniec lat sześćdziesiątych I wieku. Wcześniej ewangelizowałem na obecnych terenach Iranu. Byłem wiernym uczniem Jezusa. Po prostu mam już taką naturę, że zawsze muszę się o czymś upewnić, by temu czemuś zaufać. Nic na to nie poradzę. Tak też było z faktem zmartwychwstania Jezusa i moim rzekomym niedowiarstwem (por.J 20,24-29).

 

Wielokrotnie wymienia się mnie w tekstach ewangelicznych. Zawsze byłem blisko Pana. Gotów byłem nawet oddać życie za Niego (por. J 11,16). Razem z innymi Apostołami budowałem pierwszą wspólnotę chrześcijańską (por. Dz 1,12-26).

 

Moje imię pochodzi od hebrajskiego rdzenia taam, który oznacza "rodzić bliźnięta", "podwajać". Mówią o mnie, że jestem człowiekiem inteligentnym, szlachetnym i kulturalnym. Stwórca obdarzył mnie też zmysłem praktycznym, więc zawsze jakoś dawałem sobie radę w życiu. Charakterystykę swojej osoby mógłbym właściwie podać w jednym zdaniu: z przekonania - konserwatysta, w działaniu - postępowiec, a w myśleniu - osoba nowoczesna. Może właśnie dlatego tradycja chrześcijańska tak bardzo się mną interesowała (m.in. wiele o mnie piszą Euzebiusz z Cezarei, św. Grzegorz z Nazjanzu czy św. Hieronim). Przypisuje mi się też autorstwo wielu apokryfów. Wśród nich prym wiedzie Ewangelia św. Tomasza napisana pod koniec II stulecia. Zawiera ona tzw. logia, czyli słowa Chrystusa. Zdań tych jest aż 114 i stanowią bardzo ciekawy materiał do badań nad powstawaniem Nowego Testamentu i chrystologii pierwotnego chrześcijaństwa.

 

Obecnie moje relikwie spoczywają we Włoszech - w Ortonie. Jestem patronem Indii i Portugalii oraz wielu miast (m.in. Zamościa). Zwracają się też do mnie o pomoc m.in. architekci, małżonkowie, a nawet teolodzy. W sztuce bywam przedstawiany zarówno jako młodzieniec, jak i starszy człowiek w tunice i płaszczu. Moimi atrybutami bywają: kątownica, księga, serce czy też zwój.

 

Mam nadzieję, że od tej chwili już nikt nie nazwie mnie "niewiernym Tomaszem". Jeśli jednak ktoś miałby jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, to przecież nie kto inny, lecz właśnie ja powiedziałem o Zmartwychwstałym: "Pan mój i Bóg mój!" (J 20,28). W ten sposób wyznałem nie tylko swoją wiarę, ale przede wszystkim okazałem moją wierność Panu. Życzę więc wszystkim, aby na mój wzór do końca byli wierni Jezusowi i wyznawali wiarę w Niego słowem i czynem.

Z wyrazami szacunku - św. Tomasz Apostoł

 

 

Droga wiary św. Tomasza....ks. Roman Chyliński

(J 20,24-29)
Pan mój i Bóg mój

Słowa Ewangelii według świętego Jana.

Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: „Widzieliśmy Pana”.
Ale on rzekł do nich: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”.
A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: „Pokój wam!”
Następnie rzekł do Tomasza: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”.
Tomasz Mu odpowiedział: „Pan mój i Bóg mój!”
Powiedział mu Jezus: „Uwierzyłeś, dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś. Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”.

 

Św. Jan Ewangelista najobszerniej ze wszystkich ewangelistów mówi nam o św. Tomaszu.
Ukazuje Apostoła niejako w czterech etapach dojrzewania do żywej wiary .
Przyglądnijmy się im.

 

1. „Wtedy Jezus powiedział im otwarcie: "Łazarz umarł, ale raduję się, że Mnie tam nie było, ze względu na was, abyście uwierzyli. Lecz chodźmy do niego!" Na to Tomasz, zwany Didymos, rzekł do współuczniów: "Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć".(J 11, 14-16).

 

To bardzo odważne zachowanie się św. Tomasza. Zdawał sobie jasno sprawę, że sytuacja w Jerozolimie jest już bardzo napięta, a Żydzi tylko czekają, aby Jezusa oskarżyć i postawić przed Sanhedrynem. Kiedy pozostali uczniowie z lękiem przeżywali pójście po raz trzeci do Jerozolimy, Tomasz, realista dojrzał już do oddania życia za Jezusa.

 

2. „Znacie drogę, dokąd Ja idę". Odezwał się do Niego Tomasz: "Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?" Odpowiedział mu Jezus: "Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie. Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście".(J 14,4-7).

W czasie „mowy pożegnalnej” Jezusa, Tomasz zabrał głos.
Pragnie wyjaśnienia słów Jezusa, docieka, co te słowa mogłyby znaczyć?
Dzięki odwadze św. Tomasza w myśleniu oraz w bystrości zadawaniu pytań otrzymaliśmy od Jezusa odpowiedź, która przez całe wieki będzie kluczem do poznania Jego, jako Mesjasza.
I w tej dociekliwości i chęci jasnego rozumienia słów Jezusa, warto naśladować Apostoła.

 

3. Dzisiejsza Ewangelia przedstawia św. Tomasza w roli typowego egzystencjalisty:„ Jak nie dotknę, to nie uwierzę!”


I ta postawa apostoła stała się bardzo użyteczna dla Kościoła w celu udowodnienia wiarygodności osoby Jezusa po zmartwychwstaniu.
Dziękujemy ci św. Tomaszu, że cały czas byłeś sobą i ten fakt zmartwychwstania Chrystusa chciałeś przeżyć na swój sposób.

 

4. „Byli razem Szymon Piotr, Tomasz, zwany Didymos, Natanael z Kany Galilejskiej, synowie Zebedeusza oraz dwaj inni z Jego uczniów”. (J 21,2).

 

Po zmartwychwstaniu, wspólnota apostołów na chwilę doznała doświadczenia braku jedności. Wokół Piotra zgromadzili się tylko najwierniejsi. W ich gronie zaraz na pierwszym miejscy św. Jan wymienia św.Tomasza.

Przed chwilą czytaliśmy o wierności św. Tomasza wobec Jezusa , a teraz widzimy jego wierność względem hierarchii Kościoła. I w tej postawie apostoł jest godny naśladowania. Zna apostoł słabości pierwszego papieża, widzi jak "kaleki" jest Kościół w swoim ludzkim wymiarze, ale trwa i jest mu wierny.

 

Pokochajmy więc Jezusa i Jego Kościół, jak św. Tomasz:
-” Wkładaj rękę” w bok Jezusa,
- pytaj i dociekaj prawdy,
- bądź wierny nauce Kościoła,
- bądź gotów w dawaniu świadectwa,
a nie poddawaj wątpliwości i wiarygodności tego, co Bóg z miłości do ciebie i do mnie uczynił. Amen!

 

Niewierny?... ks. Tomasz Jaklewicz

 

Mówi się o nim "niewierny". Czy słusznie? Jeśli z Ewangelii św. Jana wypiszemy tych kilka słów, które wypowiedział apostoł Tomasz, zobaczymy drogę rozwoju jego wiary.

 

"Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć" (J 11,16) - zachęca Apostołów Tomasz. A więc jest gotów iść wszędzie za ukochanym Mistrzem, nawet na śmierć. Brzmi w tych słowach gorliwość neofity. Nieraz człowiekowi wydaje się, że zrobi wszystko dla Boga. To zazwyczaj autentyczne pragnienie, może efekt uniesienia czy żarliwości. Życie na ogół weryfikuje te obietnice. Nieraz bardzo boleśnie. Ale wiara karmi się także takim religijnym zapałem.

 

"Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?" (J 14,5) - Tomasz wyrywa się z pytaniem podczas Ostatniej Wieczerzy, w momencie kiedy Jezus zaczyna mówić o swoim odejściu. Słowa Apostoła zdradzają jakąś bezradność. Są wołaniem o jasną wskazówkę. Jakież to bliskie wszystkim, którzy lękają się utraty pewnych punktów oparcia. Odpowiedź Jezusa: "Ja jestem drogą, prawdą i życiem" (J 14,6) nie wyjaśnia wszystkiego. To raczej wezwanie do zaufania mimo niepewności. Nie da się wszystkiego wiedzieć. Wiara ma w sobie coś ze skoku w ciemność, jest ryzykiem drogi w nieznane.

 

"Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę" (J 20,25) - krzyczy do Apostołów Tomasz. Ileż tu emocji: wściekłość, żal, pretensje, zazdrość... Inni widzieli Zmartwychwstałego, a ja nie. Gdzie tu sprawiedliwość? Potem jednak czekał z innymi i modlił się. Któż nie chciałby być bliżej Boga, przekonać się na 100 procent, że to wszystko prawda? Kto nie chciałby złapać Boga za nogi?

 

* * *Jest patronem niedowiarków? Zgoda. Ale również patronem tych, którzy bardzo chcą "dotknąć" Boga żywego.

 

"Pan mój i Bóg mój" (J 20,28) - wyznaje Tomasz, pokonany przez Jezusa. Całkowity pokój, starta pycha, wyciszone żądania umysłu, mądra zgoda na to, że wiara jest powierzeniem się tajemnicy większej od człowieka. Dzięki Tomaszowi usłyszeliśmy błogosławieństwo: "Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli". Jako komentarz wypisuję słowa Benedykta XVI: "Wiara to obcowanie z tajemnicą Boga, a uwierzyć - to znaczy }}powierzyć siebie{{ samej istotnej prawdzie słów Boga żywego. (...) Bóg skrywa się w tajemnicy: usiłowanie zrozumienia Go oznaczałoby próbę zamknięcia Go w naszych pojęciach, w naszej wiedzy, a to ostatecznie prowadziłoby do utracenia Go. Poprzez wiarę możemy przebić się przez pojęcia (...) i }}dotknąć{{ Boga żywego".

 

Starożytna tradycja mówi, że św. Tomasz dotarł aż do Indii, głosząc Ewangelię. Tam też oddał życie za wiarę. Stał się patronem Indii. W pobliżu miasta Madras znajduje się Góra św. Tomasza, na której do dziś jest jego sanktuarium.

 

Jest patronem niedowiarków? Zgoda. Ale również patronem tych, którzy bardzo chcą "dotknąć" Boga żywego.

Dorota
Dorota Lip 4 '17, 23:56
Czy potrafisz zaufać w największym kryzysie?Jak przejść życiowe próby?...ks. Daniel Glibowski

Gdy Jezus wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie. A oto zerwała się wielka burza na jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On zaś spał. Wtedy przystąpili do Niego i obudzili Go, mówiąc: «Panie, ratuj, giniemy!» A On im rzekł: «Czemu bojaźliwi jesteście, ludzie małej wiary?» Potem, powstawszy, zgromił wichry i jezioro, i nastała głęboka cisza. Mt 8, 23-26

 

Wyobraź sobie powyższą scenę. Zobacz zalęknienie uczniów. Jezus jest z nimi na łodzi, a mimo to oni są pełni lęku. Myślą, że ich nauczyciel nie chce im pomóc. Tak jakby zostawił ich na pastwę losu. On jednak dobrze wiedział, co robi. To było cierpliwe badanie ich serc. Dzięki temu zdarzeniu zobaczyli swoją małą ufność i wiarę w to, że Bóg czuwa nad nimi.


Jak Ty przechodzisz swoje życiowe burze? Czy także denerwujesz się na śpiącego Jezusa? Czy rozmawiasz z Nim o wszystkich bólach i ich głębszym sensie? Jak wychodzisz z kryzysów? Ile z nich oddałeś całkowicie Chrystusowi, który jako jedyny jest w stanie całkowicie je wyciszyć i uczynić niegroźnymi?

Zaufaj dzisiaj Bogu całym sercem i nie bój się o swój los. Rób swoje, a Jezus poprowadzi Twoją życiową łódź do właściwego portu.
Panie, z Tobą zawsze czuję się bezpiecznie. Dziękuję za to, że jesteś na mojej łodzi. Daj mi głęboką ufność i śpij, ile tylko chcesz. Wiem, że zbudzisz się we właściwym momencie.

 

Doświadcz mnie, Panie, wystaw mnie na próbę, zbadaj me sumienie i serce. Ps 26, 2

 

Pomóż mi zwycięsko przechodzić każdą próbę.

Czemu bojaźliwi jesteście, ludzie małej wiary?...ks. Józef Tabor

Zechciejmy wspólnie rozważyć odczytane słowa Ewangelii, bo są to słowa Chrystusa, który kieruje do nas swoją naukę.

 

Całe ludzkie życie można porównać do przeprawiania się z jednego brzegu na drugi brzeg. Są dni wspaniałe, podobne do hojnego morza, i jakże łatwo jest wtedy chwalić Boga. W życiu przychodzą także burze. Jeszcze wczoraj – spokojni, bezpieczni, a dziś z przerażeniem spostrzegamy, że toniemy. Sytuacja tego rodzaju, to dla ucznia Chrystusa trudna próba wiary. Cierpienia i trudności, jakie przeżywamy, dotyczą każdego człowieka. Nikt z nas nie jest od tego zwolniony.

 

Prawdziwe jednak ciemności – trzeba sobie to głęboko uświadomić – prawdziwe burze pojawiają się wtedy, gdy zaczynam układać swoje życie bez Jezusa. Własnymi siłami nie przezwyciężę burzy, która mnie napotyka. To On daje odpowiedź; On też wnosi do łodzi naszego życia pewność, pokój serca, wszelki optymizm. Dlatego jest mi wolno, nawet w największych burzach swojego życia, wykrzyknąć za św. Pawłem: „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”.

 

Ten właściwy optymizm, jaki wynika ze słów św. Pawła, ma swoje źródło w miłości Boga do człowieka. On nas „do końca umiłował” i w Jezusie Chrystusie przychodzi ciągle do nas, i zaradza naszym potrzebom. W chwilach osamotnienia i udręczenia nie pozostawia człowieka samemu sobie. Kiedy życie nasze jest podobne do wzburzonego morza, to On bardzo dyskretnie pojawia się przy nas, staje obok naszych codziennych zmagań. On chce być z nami podczas naszych codziennych kłopotów. Kiedy ciężko przeżyć kolejny dzień, bo dokucza samotność, ból, cierpienie, trudna sytuacja życiowa, On zjawia się zawsze i chce nam pomagać, podobnie jak zjawił się na wzburzonym morzu, gdy wielkie fale i ciemności przeszkadzały Apostołom płynąć do przodu.

 

Odkrywając prawdę dzisiejszej Ewangelii, chciejmy zapraszać Pana Jezusa zawsze do siebie i z Nim iść dalej, oprzeć się niejako o Niego – o trwały fundament, o bezpieczny port. I mimo, że trudności w naszym życiu nie pozbędziemy się od razu, to zawsze możemy zaprosić Go do łodzi naszego życia, podobnie jak uczynili to Apostołowie.

 

Dzisiejsze słowo Ewangelii jest także wielkim zapytaniem o naszą wiarę: Czy wierzę Jezusowi? A tym samym: Czy przyjmuję Jego pomoc, Jego opiekę nad nami? Apostołowie byli pełni podziwu wobec tego, co Jezus uczynił, dlatego pytali się siebie: „Kim tak naprawdę On jest, że nawet wichry i morze są Mu posłuszne?”. Dzisiejszemu człowiekowi potrzebne jest podobne pytanie: Kim jest Jezus? Kim jest On dla mnie, dotkniętego chorobą, cierpieniem? Kim jest On dla mnie, któremu nic się w życiu nie układa?; dla mnie widzącego ciągle tylko burze i przeciwności?

 

W swoim Pamiętniku, z czasów I wojny światowej, Kard. Paul Faber tak wspomina wizytę w pewnym przyfrontowym szpitalu: Zatrzymałem się przy żołnierzu pozbawionym obydwu oczu. Próbowałem – choć nie bardzo mi się to udawało – podnieść biedaka na duchu. A on odpowiedział: I tak Bogu dziękuję, że dał mi możność słyszenia. Ja wszystko słyszę, co ksiądz do mnie mówi, a wiara jest ze słyszenia.

 

W tym krótkim rozważaniu, niech każdy z nas postawi sobie samemu pytanie: Czy w ciemnościach i burzach własnego życia nadal boję się zwrócić do Boga? Czy zapraszam Go do siebie? Pamiętajmy: On pragnie dzisiaj nam powiedzieć: „To Ja jestem, nie bójcie się”, że Mną wszystko staje się łatwiejsze; bardzo szybko dopłyniecie szczęśliwie do brzegu, do którego zdążacie, choćby pośród burzy i silnego wiatru.

Dorota
Dorota Lip 5 '17, 23:19

"Szukającym Pana niczego nie zabraknie" Ps 34,

Ktoś czuwa nad Tobą...ks. Daniel Glibowski

Nazajutrz rano wziął Abraham chleb oraz bukłak z wodą i dał Hagar, wkładając jej na barki, i oddalił ją wraz z dzieckiem. Ona zaś poszła i błąkała się po pustyni Beer-Szeby. A gdy zabrakło wody w bukłaku, ułożyła dziecko pod jednym z krzewów, po czym odeszła i usiadła opodal tak daleko, jak łuk doniesie, mówiąc: «Nie będę patrzała na śmierć dziecka». I tak siedząc opodal, zaczęła głośno płakać. Ale Bóg usłyszał jęk chłopca i Anioł Boży zawołał na Hagar z nieba: «Cóż ci to, Hagar? Nie lękaj się, bo usłyszał Bóg jęk chłopca tam leżącego. Wstań, podnieś chłopca i weź go za rękę, bo uczynię z niego wielki naród». Po czym Bóg otworzył jej oczy i ujrzała studnię z wodą; a ona poszła, napełniła bukłak wodą i dała chłopcu pić. Bóg był z chłopcem, a ten rósł. Mieszkał on na pustyni i stał się łucznikiem. Rdz 21, 14-20

 

Wyobraź sobie powyższy dramat niewolnicy Abrahama, która jest oddalona z dzieckiem. Był to wynik naśmiewania się z Izaaka – syna Sary. Mimo tak poważnych konsekwencji Bóg jest przy Egipcjance Hagar i nie pozostawia jej bez pomocy. Posyła do niej anioła, który podnosi ją na duchu i wskazuje źródło z wodą. Ponad to obiecuje Abrahamowi, że z tego syna będzie także wielki naród.


Czasami przychodzi nam przeżyć podobną tułaczkę jak ta niewolnica. Skazujemy się na takie wygnanie często poprzez swoje grzechy. Innym razem doświadczamy odrzucenia poprzez czyjeś błędy, zazdrość i nienawiść. Mimo to Bóg jasno wskazuje, że kocha nas i troszczy się o nasze życie do końca. Jak mówi w Piśmie: On nie chce śmierci grzesznika.
Bez względu na sytuację w jakiej jesteś teraz, podziękuj Panu za Jego troskę i opiekę nad życiem Twoim oraz bliskich. Spróbuj przypomnieć sobie wszystkie momenty, w których On czuwał nad Tobą. Bądź wdzięczny i powierzaj Mu każdy kolejny dzień.

 

Oto zawołał biedak i Pan go usłyszał,
i uwolnił od wszelkiego ucisku.
Anioł Pański otacza szańcem bogobojnych,
aby ich ocalić
Bójcie się Pana, wszyscy Jego święci,
gdyż bogobojni nie zaznają biedy.
Bogacze zubożeli i zaznali głodu,
szukającym Pana niczego nie zabraknie. Ps 34, 7-8. 10-11

 

Panie, dziękuję za nieustanną troskę…

 

Zadbać codziennie o królowanie Jezusa w naszych sercach!...ks. Roman Chyliński

 

Mt 8, 28-34
Słowa Ewangelii według św. Mateusza. Gdy Jezus przybył na drugi brzeg do kraju Gadareńczyków, wybiegli Mu naprzeciw dwaj opętani, którzy wyszli z grobów, bardzo dzicy, tak że nikt nie mógł przejść tą drogą. Zaczęli krzyczeć: "Czego chcesz od nas, Jezusie, Synu Boży? Przyszedłeś tu przed czasem dręczyć nas?"
A opodal nich pasła się duża trzoda świń. Złe duchy prosiły Go: "Jeżeli nas wyrzucasz, to poślij nas w tę trzodę świń". Rzekł do nich: "Idźcie". Wyszły więc i weszły w świnie. I naraz cała trzoda ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora i zginęła w falach.
Pasterze zaś uciekli i przyszedłszy do miasta rozpowiedzieli wszystko, a także zdarzenie z opętanymi. Wtedy całe miasto wyszło na spotkanie Jezusa; a gdy Go ujrzeli, prosili, żeby odszedł z ich granic.

 

Św. Mateusz zaprasza nas dzisiaj do pogańskiej krainy Gadareńczyków.

 

W klimacie iście z Dzikiego Zachodu ukazuje nam jak duchy nieczyste królują w sercach żyjących tam ludzi i zmuszają ich do nieustannego życia w lęku.

 

Pamiętamy słowa św. Jana: „W miłości nie ma lęku”(1J 4,18).

Ale tam, w tej krainie nie było Jezusa, a gdzie nie ma Jezusa jest panowanie lęku i złego ducha.


Natomiast były obecne tam świnie. Świnia dla Żydów była zwierzęciem nieczystym. Ewangelista pisząc o nich, chce nam przekazać, iż mieszkańcy tej krainy kultywowali styl życia ludu upodlonego i zniewolonego.

 

Przypomnijmy tu postać zagubionego młodszego syna z Ewangelii wg. św. Łukasza. Im dalej nasz „syn marnotrawny” odchodził od Boga, tym bardziej doświadczał dna moralnego, aż do ze zwierzęcenia i upodlenia swojego człowieczeństwa, jedząc to samo i tak samo jak świnie.

 

Świńskie życie, to życie:
- bez żadnych norm moralnych i zasad,
- gdzie trwamy w grzechu ciężkim,
- w odczłowieczeniu człowieczeństwa, które może zamienić się nawet w bestię pod wpływem złego ducha,
- bez świętowania niedzieli, jako Dnia Pańskiego,
- bez szacunku dla Stwórcy.


Oto obraz rzeczywistości, która może zaistnieć w każdym z nas, gdy nie ma królowania Jezusa w naszych sercach.

 

Współczesny nam świat dużo daje nam obecnie przykładów zdziczałego człowieczeństwa tak wśród młodych bandytów z zimna krwią mordujących małe dzieci, matek duszących zaraz po urodzeniu własne dzieci lub mordując je w lodówce.
I wiele innych drastycznych przykładów można by tu było wymienić jak człowiek może doprowadzić swoje człowieczeństwo do stanu bestii.

 

Wybaczcie, że mówiąc o degradacji człowieczeństwa dotknąłem dewiacji moralnej kobiet. O kulturze każdej cywilizacji decydują w większości morale kobiet przez ich dar macierzyństwa. One to wyznaczają przez wierność swojemu powołaniu w jakim kierunku pójdzie cywilizacja. Czy w kierunku życia, czy śmierci.

 

Stąd twierdzę, że miarą upadku każdej cywilizacji jest upadek moralny kobiet.

 

Często upadek moralny kobiety jest związany z brakiem ojca. Silni ojcowie, to silne córki. To przesłanie dla was panowie!

 

„Wtedy zaczęli Go prosić, żeby odszedł z ich granic”.

To są najsmutniejsze słowa wypowiedziane na kartach Pisma św. przez ludzi.
Nie ważne jest dla nich to, co robi Jezus, że uzdrawia, wyzwala, przywraca godność człowiekowi. Im szkoda świń!

 

Jak trzeba nam codziennie ogłaszać panowanie Królestwa Jezusa Chrystusa najpierw w naszych sercach, a później we własnym domu i miejscu pracy, aby zło moralne nie zatryumfowało w nas.

 

Modlitwa:
Panie Jezu Chryste, dziękuję Ci za to, że mnie kochasz i że przyszedłeś od Ojca na świat, aby umrzeć za mnie i zbawić mnie. Dotychczas sam kierowałem swoim życiem i grzeszyłem wobec Ciebie. Wiem, że Ty możesz mnie uwolnić z wszelkich moich błędów i uleczyć moje słabości i choroby.
Otwieram Ci Jezu drzwi mojego serca i przyjmuję Cię w moje życie jako Pana i Zbawiciela. Zawładnij moim życiem i kieruj nim. Chcę żyć odtąd spełniając Twoją wolę. Kocham Cię Jezu. Amen!

Dorota
Dorota Lip 6 '17, 21:17

Co przeszkadza Ci w pełni zaufać?

 

Heroiczne zaufanie...ks. Daniel Glibowski

 

Bóg wystawił Abrahama na próbę. Rzekł do niego: «Abrahamie!» A gdy on odpowiedział: «Oto jestem» – powiedział: «Weź twego syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jaki ci wskażę». Nazajutrz rano Abraham osiodłał swego osła, zabrał z sobą dwóch swych ludzi i syna Izaaka, narąbał drzewa do spalenia ofiary i ruszył w drogę do miejscowości, o której mu Bóg powiedział. Na trzeci dzień Abraham, spojrzawszy, dostrzegł z daleka ową miejscowość. I wtedy rzekł do swych sług: «Zostańcie tu z osłem, ja zaś i chłopiec pójdziemy tam, aby oddać pokłon Bogu, a potem wrócimy do was». Abraham, zabrawszy drwa do spalenia ofiary, włożył je na syna swego, Izaaka, wziął do ręki ogień i nóż, po czym obaj się oddalili. Izaak odezwał się do swego ojca Abrahama: «Ojcze mój!» A gdy ten rzekł: «Oto jestem, mój synu» – zapytał: «Oto ogień i drwa, a gdzież jest jagnię na całopalenie?» Abraham odpowiedział: «Bóg upatrzy sobie jagnię na całopalenie, synu mój». I szli obydwaj dalej. A gdy przyszli na to miejsce, które Bóg wskazał, Abraham zbudował tam ołtarz, ułożył na nim drwa i związawszy syna swego, Izaaka, położył go na tych drwach na ołtarzu. Potem Abraham sięgnął ręką po nóż, aby zabić swego syna. Ale wtedy Anioł Pański zawołał na niego z nieba i rzekł: «Abrahamie, Abrahamie!» A on rzekł: «Oto jestem». Anioł powiedział mu: «Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego! Teraz poznałem, że boisz się Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego jedynego syna». Abraham, obejrzawszy się poza siebie, spostrzegł barana uwikłanego rogami w zaroślach. Poszedł więc, wziął barana i złożył w ofierze całopalnej zamiast swego syna. I dał Abraham miejscu temu nazwę „Pan widzi”. Stąd to mówi się dzisiaj: «Na wzgórzu Pan się ukazuje». Po czym Anioł Pański przemówił głośno z nieba do Abrahama po raz drugi: «Przysięgam na siebie, mówi Pan, że ponieważ uczyniłeś to, a nie odmówiłeś Mi syna twego jedynego, będę ci błogosławił i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i jak ziarnka piasku na wybrzeżu morza; potomkowie twoi zdobędą warownie swych nieprzyjaciół. Wszystkie ludy ziemi będą sobie życzyć szczęścia takiego, jakie jest udziałem twego potomstwa, dlatego że usłuchałeś mego rozkazu». Rdz 22, 1-18

Wyobraź sobie powyższy dramat. Aż ciężko uzmysłowić sobie, co Abraham przeżywał w te 3 dni. On tak bardzo kochał Izaaka. Czekał na niego tyle lat. Cieszył się nim i trzymał się obietnicy, że z niego Bóg da mu wielki naród. A tu nagle taka nieludzka próba. Jak wielkie musiało być jego zaufanie do Stwórcy. Historyczny ojciec wiary idzie za głosem serca. Nie sprzeciwia się woli Bożej. Tym samym oddaje Panu to, co jest dla niego najcenniejsze. Za tą wierność otrzymuje wielkie błogosławieństwo.


Zastanów się dzisiaj przez chwilę, jakiej ofiary mógłby zażądać od Ciebie Bóg. Czy potrafiłbyś oddać Panu to wszystko, co jest dla Ciebie takie ważne? Nie wzbraniaj się przed tym. Dokonaj tej ofiary w swoim sercu. Zaufaj w pełni. Ludzie i rzeczy są tylko pomocą do osiągnięcia prawdziwego celu, jakim jest zbawienie w Chrystusie. A gdy będzie Ci najciężej, spójrz na heroiczną ofiarę Boga Ojca z własnego Syna. To największy dowód miłości Boga do człowieka, który od wieków jest codziennie uobecniany na całym świecie, aby ludzie nie zapomnieli, że Bóg kocha ich nad wszystko inne.
Nie bój się składać dla Stwórcy ofiar, wyrzeczeń i konkretnych postanowień. Czyń to z miłości, aby chociaż trochę odwdzięczyć się Mu za ofiarę, której On dokonał dla mnie i dla Ciebie.


Panie, dziękuję za największy dowód Twojej miłości. Przyjmij w ofierze całe moje serce i wszystkich, których kocham. Chcę cały należeć do Ciebie, dla Twojej chwały.

https://www.youtube.com/watch?v=s-CyPJSJSDc

 

Każdy z nas ma swojego „Izaaka”....ks. Roman Chyliński

 

Dzisiaj pierwsze czytanie pokazuje nam wzruszającą scenę, w której Abraham zostaje poddany próbie wierności Bogu oraz właściwego wartościowania osób i rzeczy.

„Weź twego syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jaki ci wskażę”.

 

Czy zastanawiałeś się kiedyś, co to znaczy złożyć w ofierze Bogu to, co najbardziej miłujesz?
- może to być: twoja żona, twój mąż, bez której (którego)nie wyobrażasz sobie życia, a traktujesz niby samego Boga;
- twoje nadmierne przywiązanie do córki lub syna, które nie pozwoli być ci później dobrą teściową lecz zaborczą o syna;
- może to być jakaś rzecz codziennego użytku do której jesteś bardzo przywiązany: twój samochód, któremu nieraz więcej poświęcasz czasu niż rodzinie;
- twoja praca bardzo dobrze płatna np. z zagranicą, która jednak niszczy jedność małżeńską i oddala cię od rodziny;
- może to być także twój zły styl życia, nałogi, dwuznaczne relacje, które mogą zniszczyć miłość małżeńską i rodzicielską;


- mogą to być również złe przyzwyczajenia: lenistwo, brak obowiązkowości, ciągła nieobecność, nie podejmowanie zadań związanych ze stanem twojego życia jako powołaniem: byciem ojcem, matką, kapłanem, zakonnikiem.

Czy jest więc coś lub ktoś w twoim życiu, co może stawiasz ponad Boga i bardziej pragniesz od Boga?

 

„Na trzeci dzień Abraham, spojrzawszy, dostrzegł z daleka ową miejscowość”. (…) „Abraham zabrawszy drwa do spalenia ofiary włożył je na syna swego Izaaka, wziął do ręki ogień i nóż, po czym obaj się oddalili.”

 

Przez trzy dni szedł Abraham ze swoim synem, którego bardzo miłował, aby ofiarować go Bogu. Codziennie na niego patrzył. Codziennie musiał zmierzyć się z samym sobą, co wybrać: Boga, czy to, co ukochał - jedynego syna.

 

Pewno myślał Abraham: czekałem 100 lat na dziedzica, mojego ukochanego syna. Bez jego obecności nic nie warte by było moje życie, a teraz to „moje wszystko” mam nagle stracić?

Dlaczego Abraham został poddany tej próbie?

 

Czekał Abraham 100 lat na syna i otrzymał go w darze od Boga. Dlatego mógł w paść w pokusę postawienia syna ponad Boga.

 

Rozmawiałem z pewna panią, która długo nie mogła począć dziecka. Doszło do tego, że zgodziła się na „in vitro”. Dziecko poczęło się i urodziła. Ale co się stało dalej? Tak pokochała to dziecko, że przez siedem lat jej mąż nie istniał. Skutkiem czego, o mało co, rozpadło by się małżeństwo.

 

Dziecko całkowicie zachwiało właściwą hierarchię wartości. Nie Pan Bóg na pierwszym miejscu, nie mąż na drugim, ale dziecko stało się bożyszczem!!!

 

Niedawno rozmawiałem o pewnej rodzinie, gdzie ojciec zbyt szybko przepisał cały dom swojemu 18 – letniemu synowi. Syn, kiedy się o tym dowiedział powiedział swojej matce: „uważaj, bo mogę cię teraz wyrzucić z domu”. Miejmy właściwy dystans do własnych dzieci!

 

Złożyć w ofierze Bogu oznacza czasami nabrania właściwego dystansu do: osób, rzeczy, a także do siebie. Oddanie czegoś Bogu oznacza również uwolnienie się z pod panowania tego czegoś, co może mną kierować, mieć władzę nade mną.

 

Spróbuj tak jak Abraham, wziąć tak na trzy dni do przepracowania „swojego Izaaka” i zobaczysz jak lekko zrobi ci się na duszy, kiedy go oddasz Panu Boga. Wówczas ty zaczniesz panować nad tym,co bardzo miłujesz, a nie „TO” nad tobą.

 

Modlitwa: Panie Jezus pokaż mi „TO” co panuje nade mną i nie pozwala mi Ciebie stawiać na pierwszym miejscu. Uwolnij mnie Panie od wszystkich osób i rzeczy, które mogą mnie zniewalać, a także od siebie samego. Amen!

 

Jezus uzdrawia paralityka i odpuszcza mu grzechy...ks. Józef Tabor  

  Mt 9, 1-8

  Jezus wsiadł do łodzi, przeprawił się z powrotem i przyszedł do swego miasta. A oto przynieśli Mu paralityka, leżącego na łożu. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: «Ufaj, synu! Odpuszczone są ci twoje grzechy». Na to pomyśleli sobie niektórzy z uczonych w Piśmie: On bluźni. A Jezus, znając ich myśli, rzekł: «Dlaczego złe myśli nurtują w waszych sercach? Cóż bowiem łatwiej jest powiedzieć: „Odpuszczone są ci twoje grzechy”, czy też powiedzieć: „Wstań i chodź!” Otóż żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów» – rzekł do paralityka: «Wstań, weź swoje łoże i idź do swego domu!» On wstał i poszedł do domu. A tłumy ogarnął lęk na ten widok, i wielbiły Boga, który takiej mocy udzielił ludziom.

 

 

 

Jest pewien wróg zaprzysiężony, z którym ludzkość od wieków prowadzi walkę na śmierć i życie; walkę, która poprzez chwilowe zwycięstwa wiedzie ku nieuchronnej śmierci – tym wrogiem jest choroba. Istnieją podobno ludzie, którzy nigdy nie byli u lekarza, ale chyba nie ma osób, które by w swoim życiu nie chorowały. Ludzka wynalazczość zdąża ku temu, by opanować, zlikwidować choroby. I należy Bogu dziękować za te wysiłki, które zmierzają do ratowania życia, czy też leczenia człowieka. Bogu należy również dziękować za lekarzy, leczących chorych, tych wszystkich, którzy opiekują się chorymi. To jest wielki dar. Bóg pragnie, aby poprzez te wysiłki, chorzy odzyskiwali zdrowie.

 

Jakże cennym darem jest dar leczenia, jaki posiadają lekarze – związany jest z ich osobistą świętością. Ale i oni, nawet ci najświętsi, najwięksi specjaliści są często bezradni wobec choroby niszczącej organizm człowieka. Stajemy bezradni, a zarazem wciąż proszący Boga – przecież słowo: życzę ci zdrowia, jakże często płynie w czasie imienin, urodzin; może często na pierwszym miejscu wśród życzeń słyszymy słowo zdrowia, a Bóg inne dary doda. Tak często w życzeniach możemy usłyszeć, to zatroskanie o zdrowie dziecka bardzo często nie pozwala matce na spokojny sen, troska o starszych, schorowanych rodziców – tutaj okazuje się serce dzieci.

 

Dzisiejsza Ewangelia ukazuje nam sytuację, w której przyniesiono do Jezusa sparaliżowanego człowieka; nie zostało powiedziane, czy to ktoś z rodziny, czy ktoś z przyjaciół. Jedno jest pewne: te osoby, które przyniosły owego człowieka, chciały mu pomóc; nie był im obojętny stan tego człowieka. Dowiedzieli się o tym, że Mistrz z Nazaretu przybywa, Ten, który powiedział: “Duch Pański posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, abym uciśnionych odsyłał wolnymi”. Czyż choroba nie jest swoistym więzieniem dla człowieka? Paraliż, nie pozwalający chodzić, działać ogranicza człowieka w jego istocie. Jezus staje się nadzieją dla tego człowieka.

 

Człowiek i dzisiaj poszukuje tej nadziei. Słysząc o lekarzu, specjaliście, rodzina chorego uda się tam, aby umówić się, aby zawieźć, bo pojawia się nadzieja, bo zapala się światło, iż ich chory będzie może na nowo przywrócony do zdrowia. Ale czy ci, którzy przynieśli tego człowieka, mogli się spodziewać, że będzie właśnie taki przebieg tegoż spotkania z Tym, który jest Lekarzem? Jezus okazuje się nie tylko lekarzem ciał, ale i dusz, serc ludzkich, a można by powiedzieć, że przede wszystkim serc ludzkich. Czyż ciało i dusza nie tworzą jedności w człowieku? Jeżeli ciało jest chore, jeżeli ktoś dowiaduje się o tym, że jest chory, to fakt ten zamyka często człowieka na innych, powoduje załamanie. Ale i grzech, wiemy, że zaciemnia oblicze człowieka. Przypomnijmy sobie scenę z Księgi Rodzaju – historię Kaina i Abla. Po zabiciu brata, Bóg pyta się go: “Dlaczego jesteś smutny? Dlaczego twoja twarz jest ponura?”. To grzech sprawia, że oblicze Kaina jest smutne, ponure.

 

My również niejednokrotnie doświadczyliśmy tej postawy ponurości, smutku, jako skutku grzechów, które zakradły się do naszego serca. A dzisiejszy świat, może pod sztucznym uśmiechem, służącym niejako maska, kryje często chorą duszę, którą trzeba uleczyć, bo cóż z tego, że ten sparaliżowany człowiek odzyskałby zdolność chodzenia, jeżeli dalej jego dusza byłaby chora. To Bóg zna serce człowieka – człowiek widzi to, co na zewnątrz, ocenia tylko po ludzku – Bóg zna serce każdego z nas i wie, że zdrowie nasze zaczyna się od zdrowia serca naszego, serca w którym będzie Jego miłość. Bogu niech będą dzięki za te dary, których nam użycza: za zdrowie. Czy dziękujemy Bogu za to, że dał nam wzrok, słuch, usta mówiące? Ale musimy pamiętać, że te dary mają służyć temu, aby Boga chwalić, Boga zobaczyć, aby głosić dobrą nowinę naszymi ustami. Nie trzeba również przekonywać nas, wierzących, o cudach, jakie dokonują się w sakramencie pojednania, bo tym sakramencie jest mowa w dzisiejszym czytaniu. Jezus uwalniający od grzechu.

 

16 czerwca 2002r., w Rzymie, Ojciec św. Jan Paweł II ogłosił Ojca Pio świętym. Czy to nie jest znak, aby każdy z nas Bogu dziękował za sakrament Pokuty, sakrament, który prowadzi ku wolności. Bo św. Ojciec Pio, ten więzień konfesjonału, stał się znakiem przez sprawowanie tego sakramentu, jak bardzo ludzkości dzisiaj potrzebny jest ten sakrament. W tym sakramencie Bóg czeka ze swoją mocą, swoim pełnym uzdrowieniem; mocą, która pozwala nam, jako Jego dzieciom, żyć i radować się tym życiem.

 

Jeszcze jeden moment w dzisiejszej Ewangelii: ten człowiek został przyniesiony do Jezusa. To jest takie wezwanie, które dzisiaj Bóg do nas kieruje, bo i my jesteśmy wezwani, aby “przynieść” do Jezusa tych, o których wiemy, że wymagają Jego leczenia. Jeżeli masz możliwość, aby porozmawiać z osobą, która długi czas nie była u spowiedzi – uczyń to; jeżeli rodzi się w twoim sercu dzisiaj taka myśl – idź za tą myślą, aby tą osobę zachęcić. Jeżeli czujesz jednak, że ta osoba jeszcze jakby nie dojrzała do tego momentu, to każdy z nas może i powinien przedstawiać Bogu tych, którzy są chorzy, szczególnie na duszy. Bóg dzisiaj nas wzywa, abyśmy i my otaczali osoby, które potrzebują Jego miłości, naszą modlitwą, uczynnością, miłością, bo to jest droga do tego, aby poruszyć i otworzyć ludzkie serca na Bożą miłość i miłosierdzie. Niech się tak stanie!

 

Strony: «« « ... 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 ... » »»