Loading...

moje małżeństwo | Forum Nowenny Pompejańskiej

Agnieszka
Agnieszka Lip 3 '14, 12:10


Cytat z Monika Przedstaw koniecznie sprawę spowiednikowi i zapytaj o radę.

Jutro tak zrobię, mam nadzieję że trafię na kogoś dobrego.




Monika
Monika Lip 3 '14, 13:31

Cytat z BlueRose Smsy, maile, telefony - to według mnie porażka... Jeśli chce się sprawę rozwiązać najlepiej odbyć jedną a konkretną rozmowę, na pewno nie przez telefon ale normalnie w cztery oczy
Ciągle o tym piszę - tylko rozmowa na żywo jest tu w stanie cokolwiek rozwiązać. 



Iwona
Iwona Lip 3 '14, 15:39
Agnieszko milosc to ofiara milosc to ponizenie taki przyklad milosci dal nam Jezus .Uwazam ,ze musisz zapoznac sie z problemem depresji od specjalisty I koniecznie porozmawiac w cztery oczy z mezem ,bedziesz wtedy wiedziec I uspokoisz sie czy to depresja czy charakter meza.Gdybadnie nie ma najmniejszego sensu.Musisz wymoc spotkanie z mezem bo tylko rozmowa ale pokierowana przez specjaliste wskaze CI intencje pozniejszych modlitw za meza.
Iwona
Iwona Lip 3 '14, 16:35

Przemyslalam temat ,poczytalam zgadzam sie BlueRose  to moze unizenie nie ponizenie w imie milosci .To juz chyba cos innego.Walczac o milosc unizyc sie wobec drugiego czlowieka to chyba ma pozytywny wydzwiek.

Iwona
Iwona Lip 3 '14, 16:36
Ale milosc to ofiara -przy tym pozostaje.
Agnieszka
Agnieszka Lip 6 '14, 14:07
Nie mam już siły moi drodzy, jest ze mną coraz gorzej. Kuba dalej milczy, nie daje mi żadnej odpowiedzi czego chce, a moja rodzina, znajomi, wszyscy tylko w koło: "daj sobie z nim spokój, z tego już nic nie będzie, to jest dziecko, gówniarz, składaj o rozwód, nie będziesz z nim szczęśliwa". Wszyscy rozumiecie? Nawet 82 letnia babcia, bardzo wierząca kobieta, już mam po prostu dosyć. Cały czas chudnę, jestem blada. W piątek lecimy do tej Francji,wracamy 22 lipca, co dalej będzie, po prostu nie wiem :(. Wiem tylko, że bardzo kocham Kubę i jestem w stanie wszystko wybaczyć, walczyć o naprawę naszego małżeństwa, jeśli tylko on by dał mi jakiś znak. Cały czas odmawiam nowennę oczywiście, ale skupić się bardzo nie mogę, jakieś myśli mi dziwne po głowie krążą, nie wiem kim jestem, tak jakbym stoją tożsamość po części straciła, czy jestem mężatką, rozwódką, słomianą wdową, no kim?
Dlaczego Bóg miałby chcieć abyśmy byli osobno, każdy sobie, skoro doszło do tego naszego małżeństwa. Nic nie stanęło na przeszkodzie. Byliśmy oboje świadomi naszej decyzji, przynajmniej tak mi się wydawało. Dlaczego miałby teraz chcieć żebym była już do końca życia sama jak ja nigdy, PRZENIGDY nie chciałam być sama i zawsze marzyłam o swojej rodzinie, o mężu, o dzieciach, wydawało mi się że to marzenie się spełniło jak poznałam Kubę, przecież o poznanie dobrego człowieka też się modliłam. Wydawało mi się, że go wymodliłam właśnie. I teraz co? Mam być sama po niespełna roku od ślubu? To by było na tyle z mojego "szczęścia". Mam go do końca życia kochać na odległość, nawet nie wiedząc gdzie on jest, co robi, a sama mam już zawsze żyć jak pokutnica z obrączką na palcu i nawet przez moment nie pomyśleć, że jestem jeszcze młoda i mogłabym sobie swoje życie jakoś naprostować chociażby z innym mężczyzną i żyć jak człowiek bo na to zasługuję.
Nie chodzi mi o to, że myślę o innym mężczyźnie, nie nie, myślę o Kubie i TYLKO o Kubie, ale nie będę w stanie......jak minie nie wiadomo ile czasu....tak nadal czekać i tak nadal się wykańczać właśnie dlatego, że jestem tylko człowiekiem.
Bóg doskonale wiedział o tym, że chcę mieć dobrego mężczyznę w moim życiu, który by został moim mężem, więc dlaczego teraz miałby mi to robić? Ja mam dopiero 29 lat (jutro kończę, fatalniejszych urodzin nie byłabym sobie w stanie wyobrazić chyba) więc dlaczego mam się tak poświęcać, co mi z tego przyjdzie. Mam patrzeć do końca życia jak moje otoczenie żyje w szczęśliwych małżeństwach i rodzinach, jak rosną im dzieci a ja mam się temu wszystkiemu przyglądać i przyklaskiwać sobie, że "ja tez mam fajnie bo Bóg chciał inaczej, więc i tak jest super".
Wiem, że to Jego wola się liczy, ale to jest najnormalniej w świecie strasznie niesprawiedliwe :(.
Rozpisałam się......ale chodzi mi o to, że jeżeli Kuba nie wróci i nie wyrazi takowej chęci, ani chęci naprawy naszego małżeństwa to ja mimo całej mojej miłości do niego po prostu się poddam. Niech miną spokojnie te moje wakacje (może to nie przypadek że to stało się akurat teraz bo nie wyobrażam sobie teraz pracować).....a później.....jak nie zdarzy się cud.....ja chyba będę chciała mieć czystą kartę i możliwość ponownego ułożenia sobie życia. Nie chcę też żadnego unieważnienia bo to ciągnie się latami i kosztuje masę pieniędzy, że chyba faktycznie za nie bylibyśmy w stanie to osobne mieszkanie nawet kupić (o ironio).
Ja chcę żyć, naprawdę i nie chodzi mi tylko o to życie w Niebie, chcę żyć jeszcze tutaj na ziemi, chcę być szczęśliwa, mieć na to szansę.
Rozpisałam się.....wybaczcie.....wciąż mówię, że kocham Kubę, wierzę w jego powrót, wierzę że to nam obojgu wyjdzie na dobre, że oboje pogłębimy naszą wiarę, będziemy lepszymi ludźmi, wierzę że to co jest teraz jest w pewnym sensie potrzebne. I to o niego się modlę w NP.
Iwona
Iwona Lip 6 '14, 14:25
Agnieszko ile czasu minelo od chwili wyprowadzenia sie meza?
Jerzy
Jerzy Lip 6 '14, 14:39
Moniko przypominam Ci piosenkę "Do tanga trzeba dwojga". Jak Agnieszka ma zmusić dorosłego chłopa do spotkania i rozmowy? Stanąć pod jego oknem i wyć jak wilk? Miłość wymaga ofiary, poświęcenia, czasem przelanej krwi i potu ale nie poniżenia i zgody na celowe krzywdzenie własnej osoby w imię "miłości". 


Muszę iść do Tereski  

Agnieszka
Agnieszka Lip 6 '14, 14:40
Mąż wyprowadził się 12 czerwca, wiem, jeszcze jest stosunkowo krótko.
Agnieszka
Agnieszka Lip 6 '14, 14:47
Odmawiam jeszcze litanię dominikańską, litanię do JPII, koronkę do Bożego Miłosierdzia i wzywam o pomoc niektórych świętych. Mam nadzieję, że wytrwam w tym wszystkim pomimo wyjazdów, a wiadomo jak to na wyjazdach bywa....ale nie poddam się w tych modlitwach. Francuzi zazwyczaj długo śpią, więc ja pewnie będę rankami to wszystko odmawiała ;).
W pozostałych modlitwach, również proszę o pomoc Ducha Świętego, modlę się żeby ten Duch Święty dotknął serca i umysłu Kuby, żeby zrozumiał że to nie tędy droga, że zrobił źle....żeby mu się serce otworzyło.
Wiem, że gdzieś na jesieni, może trochę wcześniej, mąż ma zostać chrzestnym.....i tak dzisiaj sobie o tym pomyślałam jak był u nas chrzest w kościele, że przecież zanim tak się stanie będzie musiał pójść do spowiedzi......więc może wtedy mu się serce otworzy, tylko że ja nie wiem czy ja sama to wytrzymam.
Bo tak założę się, że mieszkając tam sam w swoim mieście, w tamtym mieszkaniu to nawet w niedziele do kościoła nie chodzi....zawsze mówił, że sam nie lubi chodzić. Ech.
Monika
Monika Lip 6 '14, 15:07
A ja nadal nie moge zrozumiec dlaczego tam nie pojedziesz. I w ogole nie rozumiem tego mowienia o ponizaniu sie. 


Mialas zapytac w piatek spowiednika - rozmawialas? 


Wydaj mi sie ze tak na prawde to czekasz az ktos za Ciebie cos zrobi w tej kwestii, podejmie decyzje. Najlatwiej jest powiedziec "zostaw go", "podaj o rozwod", "nie ponizaj sie proszeniem  o rozmowe".  Jezeli chcesz walczyc o swoje malzenstwo to zrob cos konstruktywnego. Dzialaj. Nie siedz i nie uzalaj sie nad soba. 

Sprowadz to do jednej konkretnej rozmowy, w ktorej twoj maz okresli czy chce z Toba nadal byc czy nie widzi dla Was przyszlosci. 

Tylko po takiej rozmowie mozesz podjac konkretne dzialanie.

Najlepiek zalatwic to jeszcze przed wyjazdem bo zostawienie tego na dluzszy czas na prawde nie przyniesie niczego dobrego.


Iwona
Iwona Lip 6 '14, 15:09
Agnieszko to nie ma nawet miesiaca a Ty piszesz o ponownym ulozeniu zycia to jak Ty chcesz ,zeby Twoje modlitwy zostaly wysluchane.Poczytalas o depresji jak sie ojawia jak sobie z nia radzic ,umowilas sie na wizyte do specjalisty?
Iwona
Iwona Lip 6 '14, 15:41
A ja czytam z przerazeniem wasze wypowiedzi co wy radzicie dziewczynie po miesiacu wyprowadzenia sie meza .Znacie powod co ten mezczyzna tak naprawde przezywa przeciez tego nawet nie wie jego zona.Zlo chce zniszczyc wszystko tam gdzie jest milosc.Nasza walka ze zlem jak pisala siostra Faustyna toczy sie kazdego dnia.Zamiast zachecac dziewczyne do walki to wy wspieracie zlo.
Monika
Monika Lip 6 '14, 15:45
Iwonko AMEN!



Anno to, ze Tobie się nie udało to nie znaczy, że tak musi być w przypadku Agnieszki. Tak jak pisze Iwonka - nie znamy męża Agnieszki. Nie wiemy też co tak na prawdę zostało powiedziane w czasie kłótni z rodzicami Agnieszki. Być może dla nas są to błahostki a dla tego człowieka mogły się okazać "gwoździem do trumny". Może faktycznie jest chory, potrzebuje pomocy. Jeżeli rzeczywiście ma depresję to chyba sam tej pomocy sobie nie udzieli, prawda? Jak można mówić dziewczynie, żeby zostawiła męża bo jest nieudacznikiem i leniem? Skąd nam to wiedzieć? Dlaczego rzucamy takie sądy o człowieku, którego przecież nie znamy?

Myśle Agnieszko że robisz jeden zasadniczy błąd. Rozmawiasz ze wszystkim ludźmi na około ale nie rozmawiasz z mężem. Piszesz, ze dzwonisz, wysyłasz sms-y. Co to za sposoby? Jak będziesz kiedyś chciała mieć dziecko to też powiesz to swojemu mężowi poprzez sms-a czy przez telefon? Czy jednak siądziesz na przeciwko niego, spojrzysz mu w oczy i powiesz "kochanie, chciałabym mieć z tobą dziecko"? 

Przestań słuchać innych. Zrób to co powinnaś zrobić na samym początku. Jedź do męża i z nim porozmawiaj. Jak się nie uda za pierwszym razem to jedź kolejny raz. Myślę, że chciałabyś żeby w odwrotnej sytuacji Twój mąż właśnie tak zrobił - żeby nie odpuścił tylko walczył o Ciebie, prawda?

Edytowany przez Monika Lip 6 '14, 15:54
Dorota
Dorota Lip 6 '14, 16:22
Tak Moniko, nie ma jednakowego człowieka  , więc i rady nie powinny się opierać na  naszych  czy innych  osób przykładach.  Od początku byłam za spotkaniem na żywo, ale Agnieszka tego jeszcze sie obawia, musi więc w tym względzie zawierzyć swemu sercu .

Co do tego chodzenia do kościoła... modlitwy Agnieszki i nasze modlitwy za jej małżeństwo mogą to zmienić jedynie, takie kwestie poznaje się wcześniej i winno na to zwracać się uwagę, niestety wielu przyszłych małżonków to zaniedbywa, ale tu mamy do czynienia z małżeństwem już i nie ma co gdybać , tylko wszystko oddawać Panu. 

Agnieszka
Agnieszka Lip 6 '14, 16:24
Piszę o kwestii ułożenia sobie życia tylko mając na myśli moją ogólną przyszłość, jeżeli z Kubą to jednak nic z tego....a jak mam teraz myśleć że coś z tego będzie, no jak? Oczywiście, że mam nadzieję i że chcę walczyć, gdyby tak nie było nie pisałabym nawet do Was tutaj.
Ja wyciągałam już do niego tyle razy rękę, dzwoniłam, nawet nie chciałam rozstrzygać tego telefonicznie, chciałam po prostu pojechać do niego. Radzicie mi żeby do niego jechała, zmusiła go do rozmowy, bo tylko rozmową jesteśmy w stanie tutaj do czegokolwiek dojść, przecież ja to wszystko wiem i z mojej strony jest inicjatywa i chęć rozmowy, a z jego strony mur i bariera nie do przeskoczenia i "nie mamy o czym rozmawiać". Gdybym wiedziała, że porozmawiamy, choćby miał powiedzieć coś złego, że nie chce naszego małżeństwa...ale pod warunkiem że na spokojnie, to bym pojechała. A gdy znowu zacznie mnie przekrzykiwać, stawiać się, "nie mamy o czym rozmawiać"....boję się o swoje nerwy, które są w naprawdę kiepskim stanie. On jest przepełniony nienawiścią, a ta nienawiść....ona się mnoży tak samo jak miłość, moim zdaniem. Nienawidzi swojego ojca, wyrażał się o nim zawsze bardzo źle....teraz też nienawidzi moich rodziców, pewnie też i mnie....choć tego do końca nie wiem. Żadna w każdym razie tutaj ludzka siła nie przebije się przez ten mur.
Monika
Monika Lip 6 '14, 16:48

Cytat z Agnieszka Gdybym wiedziała, że porozmawiamy, choćby miał powiedzieć coś złego, że nie chce naszego małżeństwa...ale pod warunkiem że na spokojnie, to bym pojechała. A gdy znowu zacznie mnie przekrzykiwać, stawiać się, "nie mamy o czym rozmawiać"....boję się o swoje nerwy, które są w naprawdę kiepskim stanie.


ani razu nie próbowałaś rozmowy w cztery oczy więc nie wiesz, jaka będzie reakcja. Inaczej mówi się do telefonu a inaczej patrząc komuś w oczy. 

Wzięłaś sobie za męża człowieka z jakimś bagażem doświadczeń, wiesz, że miał złe relacje z ojcem, że matka go źle nastawia, że z Kościołem to mu tak za bardzo nie po drodze, że jest taki czy inny ale jednak wyszłaś za niego za mąż. Wzięłaś go z całym "dobrem inwentarza" więc nie dziw się, że tak czy inaczej reaguje, ze zachowuje się w taki sposób, że skulił ogon pod siebie i uciekł. Nikt mu nie pokazał, że może być inaczej. Że można przegadać pewne sprawy, że można dojść do kompromisu i nie ranić przy tym nikogo. Dużo sobie wzięłaś na głowę i teraz pytanie co z tym dalej zrobisz? Wygląda na to, że jeżeli Ty nie zawalczysz o swoje małżeństwo to nikt tego nie zrobi. Nie licz, że mąż się opamięta i wróci skruszony. Skoro nie miał odpowiednich wzorców w domu to nie liczyłabym na to, że będzie wiedział, że powinien zrobić coś co innym wydaje się oczywiste. Masz po prostu chłopca do wychowania. Chłopca, który bardzo się pogubił, który nie miał od nikogo tak na prawdę nigdy wsparcia. Teraz ma Ciebie i być może to kosztuje Cię dużo nerwów ale na Tobie spoczęła odpowiedzialność za to co będzie dalej. 

Potrzebujesz pomocy specjalisty - oboje jej potrzebujecie. Będzie ciężko ale jeżeli faktycznie chcesz uratować swoje małżeństwo to na pewno jest na to duża szansa.



Czy Twój mąż na przyjaciela, takiego od serca? Kogoś kto go dobrze zna? Do kogo ma zaufanie? Może to osoba, która była świadkiem na Waszym ślubie? Może ta osoba mogłaby Ci pomóc w przełamaniu milczenia Twojego męża?

Pytałam o rozmowę ze spowiednikiem, nic nie odpisałaś.



Edytowany przez Monika Lip 6 '14, 16:50
Agnieszka
Agnieszka Lip 6 '14, 17:11
Moniko, już Ci odpisuję.

Tak, rozmawiałam ze spowiednikiem, ale ta rozmowa nic nowego tak naprawdę nie wniosła. Nie mam nikogo zaufanego, poszłam do kościoła dominikanów, słyszałam że są tam dobrzy księża, no ale tak naprawdę nie dowiedziałam się nic nowego. "Trzeba czekać i faktycznie szczeniackie zachowanie". To sama już wiem.
Mój mąż nie ma żadnego przyjaciela i nie bardzo wierzy w przyjaźń. Świadkiem na naszym ślubie był jego szwagier, który mieszka wraz z żoną w Anglii. Dzwoniłam do niego i prosiłam o wsparcie, ale zawiodłam się na nim, myślałam że jest rozsądniejszym facetem. Już wcześniej do niego dzwonił mąż, a później jak ja zadzwoniłam już na wstępie od niego usłyszałam "Mi to się chce śmiać z tego całego Waszego związku". Nie pomógł nic, ani nie wyraził chęci pomocy. Nie chcę go krytykować, ale raczej jest z tych ludzi, którym to się wydaje, że jak dorobili się czegoś tam za granicą to "Pana Boga za rogi złapali" i w ogóle wszędzie byli, wszystko widzieli i wszystko wiedział. Sprawiał wrażenie zupełnie innej, odpowiedzialnej osoby.
To ciekawe co napisałaś o tym inwentarzu, o tym że nikt nie pokazał mu przykładów, że można inaczej i tak dalej. Możesz mieć rację.
Nie chcę podejmować na szybko żadnych decyzji. Jutro poniedziałek, idę do psychologa. Zapytam ją co sądzi na ten temat (wyjazdu do niego) i podejmę decyzję, w razie czego pojadę jutro wieczorem.
Jerzy
Jerzy Lip 6 '14, 17:12
Iwono w miłości miesiąc od wyprowadzenia się męża to jest właśnie o miesiąc za długo. Jeśli kochasz to nie chcesz widzieć nawet jednej łzy rozpaczy wylanej z Twojego powodu. Jeśli chcesz być zakonnicą klauzurową albo pustelnikiem proś o cierpienie ale jeśli chcesz mieć rodzinę to nie masz prawa obdarzać swoim cierpieniem bliskich ci osób. 

Bardzo dobrze że Agnieszka absolutnie nie wyklucza szczęścia z innym mężczyzną który potrafił by ją kochać i dać szczęście. Chciały byście żeby cierpiała samotnie aż do śmierci lub unieszczęśliwiła swoje dzieci żyjąc w chorym związku tylko dlatego że nie spodziewała się co ją czeka? To wcale nie wyklucza tego że dziś wciąż kocha swojego męża. 


Pisałem wyżej o mojej kuzynce co dwa razy przyjmowała skruchę męża za każdym razem rodząc mu dziecko. Na koniec on ją i tak zostawił z małymi dziećmi, konsekwencją tego żadne z tych dzieci nie jest szczęśliwe choć już są dorosłymi ludźmi ale nie potrafiły sobie ułożyć życia. Do dziś ciągnie się za nimi trauma rozbitej rodziny i konfliktów. 

To jest istota przekleństwa międzypokoleniowego które starają się zerwać egzorcyści na mszach o uwolnienia. 

Nie szukajmy na siłę cierpienia dla siebie i innych bo ono i tak nas dopada znienacka i wtedy przyjmijmy je z godnością. 


Postaraj się postawić sobie Agnieszko siebie i Kubę za trzydzieści lat w sytuacji mojej i Tereski - wyobraź sobie że leżysz na łóżku i nawet bez pomocy nie możesz się na drugi bok przekręcić bo jesteś słaba jak niemowlę i boli Cię całe ciało. Nie możesz nawet wyrazić tego co chcesz bo masz również sparaliżowany ośrodek mowy. Czy Kuba będzie zdolny do tego żeby czuwać przy Tobie całą dobę, gotować, zmywać, prać, karmić Cię i podawać leki. Czy da radę podawać Ci basen i umyć Cię żebyś w fekaliach nie leżała? 

Jeśli tak to warto walczyć o ten związek, ale obawiam się że w podobnej sytuacji powiedział by jak inny mój znajomy: Jestem zbyt wrażliwy żeby patrzeć jak cierpisz więc muszę się wyprowadzić. 


Kilkoro moich znajomych uzyskało unieważnienie małżeństwa i choć rzeczywiście to dość długo trwało to wcale nie były to duże koszty. Nie każdy musi pragnąć cierpienia żeby być dobrym katolikiem. Inaczej najlepszymi katolikami by byli masochiści. 

Iwona
Iwona Lip 6 '14, 17:22
Jerzy gdy maz odejdzie to kobieta powinna byc gotowa przyjac meza jezeli sie nawroci , czyli powinna byc sama.Rady ktore udzielasz sa ludzkie ale nie Boze.
Strony: « 1 2 3 4 5 6 7 8 9 »