Jestem w ostatnich dniach części dziękczynnej NP- już drugiej. Zaczęłam ją odmawiać po odejściu mojego męża. Intencja- jego powrót. Niestety nie wrócił. Bardzo starannie odmawiałam cztery części z rozważaniami- całe dwie godziny.
Drugą NP zaczęłam odmawiać w intencji przemiany serca i nawrócenia męża. Od początku miałam problemy. Bywało, że "klepałam", aby tylko mieć ją już za sobą. Jednak nie zrezygnowałam. Kilka dni temu poszłam na piesza pielgrzymkę do Lichenia. Pierwszy raz. Trud i ból nie do opisania. Dałam radę. Nie przerwałam NP. Byłam taka spokojna i wyciszona i pełna nadziei na cud. Dopóki nie wróciłam do domu. Nastąpił kryzys. Ciągle płaczę, myślę o zemście, zniszczeniu męża i jego kochanki, mam myśli samobójcze. Od momentu odejścia męża mijają już ponad 4 m-ce. Nie wiem, co się dzieje. Wracam do punktu wyjścia. Emocjonalnie. Zaplanowałam już trzecią NP- tym razem w intencji kochanki męża. Ale mam wątpliwości, czy dam radę. Czy jest sens. Wszystko zaczęło się walić. Proszę o radę, wsparcie, jakąś wskazówkę, bo sama nie daje rady, jestem bliska poddania się i szukania odwetu za to, co mnie spotkało. A tak bardzo zależy mi na powrocie męża i uratowaniu naszego małżeństwa.