Loading...

Medytacje Maryjne | Forum Nowenny Pompejańskiej

Lokalizacja tematu: Forum » Różności » Propozycje
Besia
Besia Cze 14 '15, 21:24

Spotkajmy Maryję, wybraną Córkę Izraela
 

 

W naszej wędrówce chrześcijańską drogą towarzyszy nam Maryja, Matka Jezusa. Jest przy nas obecna jako Matka i Mistrzyni, w której widzimy wzór relacji z Chrystusem jako Panem i Mistrzem. Maryja była pierwszą i najdoskonalszą Uczennicą swego Syna. Pierwsza spośród narodu wybranego, Izraela, rozpoznała i przyjęła Mesjasza. Zaprasza nas, abyśmy na Jej wzór uznali w Chrystusie naszego Pana i Mistrza i coraz bardziej stawali się Jego uczniami.

Córka Izraela

Nasze pierwsze spotkanie z Maryją na kartach Nowego Testamentu uświadamia nam ważną prawdę: Maryja (w języku hebrajskim Miriam) należy do narodu żydowskiego, z którym Bóg zawarł przymierze i obiecał posłać Mesjasza, Syna Dawida.
Była dumna z przynależności do ludu wybranego przez Boga. Echo uczuć Jej serca słyszymy w hymnie Magnificat: Ujął się za sługą swym Izraelem, pomny na miłosierdzie swoje, jak to przyobiecał naszym ojcom, na rzecz Abrahama i jego potomstwa na wieki (Łk 1,54-55).
W Jej żyłach płynęła ta sama krew co w żyłach Abrahama, Izaaka, Jakuba, Patriarchów i Proroków. W Jej sercu było wyryte Prawo dane przez Boga ludowi Izraela na Górze Synaj, a na Jej ustach modlitwa Psalmów. Prawdziwa Córka Izraela.
Podobna do swoich rówieśniczek. Jej imię „Miriam” nie świadczyło o czymś nadzwyczajnym. Nosiła je też siostra Mojżesza (Wj 15,20) i było często nadawane dziewczynkom.

Niezwykła w swej zwyczajności

Była zwykłą, pobożną niewiastą żydowską, wiernie przestrzegającą Prawa w oczekiwaniu na nadejście Mesjasza.
Mieszkała w Nazarecie, ubogiej i zapomnianej mieścinie w Galilei, terytorium w północnej części Palestyny. Nazywano ją też pogardliwie „Galileą pogan”, ponieważ wskutek licznych najazdów sąsiednich ludów, osiedliło się w niej wielu pogan. Galilejczycy, rozpoznawani po wymowie (mieli swój własny dialekt), byli lekceważeni przez pozostałych Żydów. Echo tej postawy słyszymy w słowach Natanaela, któremu Filip mówił o Mesjaszu z Nazaretu: Czyż może być co dobrego z Nazaretu? (J 1,46).
Samo miasteczko nie miało większego znaczenia, nie wspominają o nim żyjący wówczas historycy. Położone na zboczu góry, z której szczytu rozciąga się widok na górę Tabor, miejsce przemienienia Jezusa, na Morze Śródziemne i na pasmo górskie Hermon, uchodzące za północną granicę Izraela.
Codzienne życie Maryi było podobne do zwyczajnej codzienności innych żydowskich dziewcząt. Wykonywała te same czynności, starając się pomagać swoim rodzicom: sprzątała, prała, nosiła wodę, zbierała opał.
Zgodnie z istniejącymi i ściśle przestrzeganymi zwyczajami była stopniowo wprowadzana w tajemnice wiary. Z Ewangelii Łukasza dowiadujemy się, że znała bardzo dobrze Pismo Święte i umiała rozważać w sercu każde Boże słowo. Zapewne słyszała ich wiele, chociażby w swoim domu rodzinnym. W pobożnej rodzinie żydowskiej często też mówiło się o obietnicach danych przez Boga narodowi izraelskiemu. Maryja żyła w atmosferze nadziei i w duchu oczekiwania na Mesjasza. Taką postawę dobrze wyrażają słowa proroka Izajasza: Niebiosa, wysączcie z góry sprawiedliwość i niech obłoki z deszczem ją wyleją! Niechajże ziemia się otworzy, niechaj zbawienie wyda owoc i razem wzejdzie sprawiedliwość! Ja, Pan, jestem tego Stwórcą (Iz 45,8). Maryja na pewno modliła się o spełnienie proroctw dotyczących Mesjasza, aby otworzyło się łono obiecanej niewiasty (por. Iz 7,14) i objawił się z utęsknieniem oczekiwany Wybawca. Taką możemy wyobrazić sobie Maryję, chociaż Ewangelie nic nie mówią o Jej dzieciństwie.

Wyjątkowa

Maryja pomimo tego, co upodabniało Ją do innych niewiast, była wyjątkowa i jedyna. To właśnie Ona została wybrana – spośród wszystkich kobiet żydowskich - na Matkę Mesjasza. W tym wybraniu tkwi Jej niezwykła wielkość i godność. W Niej spełniają się obietnice zbawcze i bierze początek nowy etap historii zbawienia.
Wspólnota Kościoła Nowego Przymierza w modlitwie liturgicznej uwielbia za to Boga i dziękuje Mu, że uczynił Maryję „szczytem dziejów Izraela i początkiem Kościoła, aby wszystkie ludy wiedziały, że zbawienie przychodzi od Izraela, a Twoja nowa rodzina wywodzi się z rodu wybranego”.

Wobec narodu Jezusa i Maryi

Spotkanie z Maryją, wybraną Córką Izraela, uczy nas szacunku do narodu żydowskiego. Prowadzi do szczerego i autentycznego dialogu z „naszymi starszymi braćmi” (Jan Paweł II). Ojciec Święty Jan Paweł II często przypominał o wspólnym duchowym dziedzictwie, które łączy żydów i chrześcijan. Kościół uznaje, że początki jego wiary i wybrania znajdują się właśnie w religii żydowskiej, dlatego nie można zapomnieć, iż Jezus, Jego Matka, Apostołowie należeli do ludu Izraela, a ich środowiskiem był świat żydowski. Niestety, „w świecie chrześcijańskim zbytnio i długo krążyły błędne i niesprawiedliwe interpretacje Nowego Testamentu odnośnie do ludu żydowskiego i jego rzekomej winy, rodząc uczucia wrogości względem tego ludu” (Jan Paweł II).
Wymowne świadectwo daje o. Raniero Cantalamessa, kaznodzieja Domu Papieskiego, autor pięknej książki o Matce Bożej: „Maryja zwierciadłem dla Kościoła”. Pisze: „Zawsze będę wspominał moment, w którym rozpoczęło się moje własne nawrócenie pod tym względem. Wracałem samolotem z mojej pierwszej pielgrzymki do Ziemi Świętej. Czytałem Biblię. I nagle zrozumiałem jedną rzecz. Moje uprzedzenia, jeśli nie wprost wrogość do Żydów, które sobie niepostrzeżenie przyswoiłem w latach formacyjnych, były obrazą samego Jezusa. On wziął na siebie wszystko od nas, z wyjątkiem grzechu. Ale miłość własnej ojczyzny i solidarność z własnym ludem nie jest grzechem, jest wartością. Toteż na zasadzie faktu Wcielenia, Jezus – nazwijmy Go teraz Jego imieniem hebrajskim Jeszua – kocha lud Izraela. Miłością tak silną i czystą, jaką żaden patriota na świecie nigdy nie kochał swojej ojczyzny”.
Autentyczna pobożność maryjna kształtuje postawę miłości wobec wszystkich ludzi, obca jej jest wszelka nietolerancja, antysemityzm i wszelkie formy rasizmu. „Nie możemy wzywać Boga Ojca wszystkich ludzi, jeśli nie godzimy się postępować jak bracia względem niektórych spośród ludzi, stworzonych na obraz i podobieństwo Boga” (Sobór Watykański II).

(Ks. Janusz Kumala MIC)

Besia
Besia Cze 19 '15, 00:19

Idźmy z Maryją


 

 

Każdy z nas ma własną i niepowtarzalną drogę do Boga. Ty także. Nikt ci nie może nakazać, którędy masz iść. Nie może cię zmusić, abyś szedł razem z nim. Nie znajdziesz szczęścia na cudzej drodze. Nawet jeśli jest ona podziwiana przez cały świat. Ty masz swoją własną drogę. Jedyną. Tylko na niej spotkasz szczęście. A zatem ruszaj, uczyń pierwszy krok i zakosztuj radości wędrowania.
Przybliża się do ciebie Maryja, Ta, która szła drogą pięknego życia z Bogiem i chce zachęcić cię, byś razem z Nią pielgrzymował do nieba. Ona chce, abyś Ją spotkał i przyjął do swojego serca. Abyś w Jej obecności odkrywał twoją drogę życia – maryjną drogę. Wierz mi, wtedy wszystko zmienia się w życiu na lepsze. Wtedy dzień zaczyna się radośnie, a z wieczorem nadchodzi nadzieja jutra. Wtedy drugi człowiek przestaje być wrogiem, a staje się bratem. Wtedy cierpienie mniej boli, a praca uskrzydla. Wtedy nawet upadek pomnaża wolę powstania, by iść dalej. Do celu.

Uwierzyłem

Każdy krok był bardzo trudny, bolesny. To nie z powodu drogi, choć – to prawda – była wyboista i kręta. Przyczyny należało szukać zupełnie gdzie indziej. Trudno ją było odkryć.
Pewnego dnia wydarzyło się jednak coś niezwykłego. To była chwila spotkania z Maryją. Spotkałem Ją w drodze do Ain-Karim, gdy spieszyła do swojej krewnej Elżbiety. Ewangelista Łukasz skrzętnie zanotował, że szła "z pośpiechem" (Łk 1,39).
Przybliżyłem się do Niej. Usłyszałem bicie Jej serca. Wtedy zrozumiałem Jej pośpiech. To nie dlatego, że była już spóźniona, albo chciała zdążyć przed zmrokiem. Szła z pośpiechem, biegła przez góry, ponieważ uwierzyła, że spełniły się słowa powiedziane Jej od Pana. Uwierzyła!
Jej promienne oblicze mówiło o Kimś Innym. Nie sposób było patrzeć na Nią i nie dostrzec, że jest Ktoś, na kogo Ona kieruje mój wzrok.
Dotychczas uważałem się za człowieka wierzącego. Chodziłem do kościoła w niedzielę, odmawiałem pacierz rano i wieczorem, dbałem o religijną formację, jeździłem "na spotkania z papieżem" i pielgrzymowałem do wielu maryjnych sanktuariów. Byłem postrzegany przez innych jako człowiek dobry, życzliwy, pomagający potrzebującym. A zatem? Czegoś mi jeszcze brakowało? Tak. Nie żyłem wyłącznie dla Niego. Wiele - jeśli nie wszystko – czyniłem dla siebie: aby czuć się porządny, zrealizowany, wierny zasadom, aby zdobyć szacunek i uznanie innych. W tym wszystkim wykazywałem wielką gorliwość. Ktoś patrzący z boku mógłby powiedzieć – jaki porządny katolik! Takich nam potrzeba!
Maryja zburzyła to wszystko. W drodze do Elżbiety powtarzała – jak radosny refren życia - wypowiedziane wcześniej słowa: Oto Ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa (Łk 1,38). Czyja? Nie, wcale się nie przesłyszałem. Służebnica PANA. Tego Pana, w którego wierzę i ja. Ale czy jestem Jego sługą? Patrząc na moją postawę, trzeba raczej powiedzieć – jestem swoim sługą. Wpatrzony w siebie, dbający o swoje sprawy, zapomniałem, że On jest Panem i dla Niego należy żyć.
Jeden z wielkich ludzi początku ubiegłego stulecia, Karol de Foucauld, zanotował w swoim dzienniku: "Gdy tylko uwierzyłem, że jest Bóg, zrozumiałem natychmiast, że nie mogę zrobić inaczej, jak tylko żyć wyłącznie dla Niego".
Jakże piękne jest to słowo "natychmiast". Spotkawszy miłującego Boga nie można powiedzieć "potem", "za chwilę". Jedyną właściwą odpowiedzią jest właśnie "natychmiast" i równocześnie: "Oto jestem, Panie, Twój sługa". Właśnie tak odpowiedziała Maryja. Owocem Jej dyspozycyjności był ów „pośpiech” w drodze do Elżbiety, i do mnie też...
Nagle zauważyłem, że Jej droga jest także moją. Wiedziałem, że muszę teraz iść zgodnie z rytmem Jej kroków. Razem z Nią, też z pośpiechem.
A zatem? Cóż, wstaję rano i idę codzienną drogą, boleśnie stawiając kroki. Wiem jednak dlaczego! A raczej: dla Kogo. Odkryłem, że dla Niego warto podejmować najtrudniejszą życiową wędrówkę...

Trzeba powstać

Czasami wydaje mi się niemożliwe, aby powstać. Przygnieciony ciężarem dnia, jego trosk i problemów, zniewolony grzechem, czuję, jak wkrada się do serca pokusa rezygnacji z wysiłku powstania. Po co? Przecież i tak się nie uda, nie warto marnować energii, skończy się tylko na próbie. Nie uda się. W ten sposób pozostaję osaczony przez zło i lękam się uczynić cokolwiek, aby to zmienić.
Nie można jednak iść drogą Chrystusa, jeśli najpierw nie zrzuci się z siebie ciężaru grzechu, powstawszy do nowego życia. Co więcej, moim codziennym zadaniem jest powstawać, zaczynać od nowa, nie zniechęcając się ani trudnościami, ani niepowodzeniami. Skąd czerpać moc? Nie mogę zapomnieć, że moją mocą jest sam Chrystus, Jego śmierć i zmartwychwstanie. W tę niepojętą tajemnicę zostałem "zanurzony" przez sakrament chrztu świętego. Przypomina mi o tym św. Paweł: Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie – jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca (Rz 6,4).
Tyle spraw wydaje mi się potrzebnych i koniecznych na drodze życia, a równocześnie czuję, że to one właśnie mnie przygniatają, nie pozwalają powstać. Na drodze Chrystusa nie można wlec tego wszystkiego za sobą. Trzeba wszystko zostawić, jak ów ewangeliczny ślepiec, który porzuca płaszcz, czyli całe swoje zabezpieczenie przed zimnem nocy, i biegnie za Jezusem, błagając o uzdrowienie. Oto znak bezwzględnego zaufania Bogu.
Zastanowię się chwilę. Cóż takiego muszę porzucić? Małoduszność w służeniu Bogu, bylejakość w realizacji Ewangelii, kompromisy przy wyborze między dobrem a złem... I pewnie jeszcze wiele innych "ciężarów".
Patrzę na Maryję. W czasie zwiastowania doświadczyła spotkania z Bogiem, któremu wyraziła całkowite zaufanie, mówiąc: "Oto ja służebnica Pańska". Zaraz potem, jak pisze św. Łukasz, poszła w stronę Judei, do domu Elżbiety i Zachariasza. Niezwykle interesujące jest słowo, którego użył Ewangelista, opisując odejście Maryi. Jest to czasownik "powstać", "poruszyć się", który pojawia się także w innych okolicznościach, a mianowicie przy opisie zmartwychwstania Jezusa lub działań materialnych, związanych z wysiłkiem duchowym. To jedno słowo odsłania mi tajemnicę "powstania" Maryi. Powstaje, aby spieszyć drogą ku bliźnim, niosąc im Jezusa, ponieważ doświadczyła już w sobie mocy zmartwychwstania Chrystusa i łaski nowego życia. Jest "nowym stworzeniem", całkowicie przeniknięta Bożą łaską i "zanurzona" w Jezusie, który dla Niej okazał się Zbawicielem już w chwili Niepokalanego Poczęcia. Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem – zapewnia św. Paweł (2 Kor 5,17).
Maryja "wstaje", aby iść w stronę potrzebujących. Każdy "nowy człowiek" jest zawsze w drodze ku innym, aby nieść pomoc. Nie można inaczej. Nowość życia chrześcijanina ujawnia się w jego miłości, bezinteresownej służbie innym. To właśnie fascynuje tych, którzy patrzą na chrześcijan. Zachęca ich też, by pójść w ich ślady, "powstać" i rozpocząć nowe życie - z Jezusem.
"Powstając", czuję, że jest ktoś, kto mnie podnosi. Tak, w ten sposób dokonuje się przejście ze starego życia – życia w śmierci, do nowego – w łasce i w miłości. Podnosi mnie moc Chrystusa Odkupiciela.
Obok mnie jest Maryja, Matka zatroskana o moje nowe życie. Jej obecność dodaje odwagi, pomaga pokonać wątpliwości, zachęca. Jej Serce po macierzyńsku odczuwa mój niepokój i lęk, dlatego przybliża się jeszcze bardziej, abym odczuł Jej miłość i dostrzegł w Niej wielkie dzieła Boże, zbawczą moc, która uchroniła Ją od wszelkiego grzechu. Piękna Pani zachwyca Bożą miłością, która w Niej odbija się jak w zwierciadle. Ta miłość porywa, podnosi i niesie jak na skrzydłach wiatru ku Bogu obecnemu w ludziach potrzebujących pomocy.
Trzeba powstać. Już nadszedł czas. Przede mną droga. Na pewno spotkam na niej i takich, którym będę mógł pomóc wstać. Razem pójdziemy w stronę Boga.
Pamiętasz słowa Jana Pawła II? "Kimkolwiek jesteś, jakakolwiek jest sytuacja, w której żyjesz, Bóg cię kocha. Kocha miłością pełną".
Wiem. Dziękuję Ci, Boże.

(Ks. Janusz Kumala MIC)

Besia
Besia Cze 21 '15, 00:05

 

Zaufajmy Patronce szczęśliwej drogi


 

 

Życie jest nieustannym wędrowaniem drogami codzienności. U początku drogi chrześcijanina jest chrzest. Już wtedy został określony cel i wyznaczona droga. Celem jest niebo, a drogą Chrystus. Wędrujemy razem z innymi, tworząc pielgrzymujący Lud Boży, który kroczy śladami drogi wiary przebytej już przez Maryję Dziewicę – Patronkę szczęśliwej drogi.

Jesteśmy pielgrzymami

Gdy znamy drogę i cel, nasze życie nie jest włóczęgą, ale pielgrzymowaniem. Włóczęga nie wie, dokąd zmierza, nie zna drogi, którą jutro wybierze, bo w jego życiu nie ma celu. Natomiast pielgrzym zna cel i drogę, która do niego prowadzi. Pokonuje najtrudniejsze odcinki umocniony nadzieją, że w ten sposób przybliża się do celu.
W drodze często trzeba dokonywać wyborów. Stajemy bowiem na rozstaju dróg i pytamy: którędy dalej? Obyśmy zawsze zauważyli przydrożny krzyż, który nasi ojcowie stawiali na rozstajach dróg, by przypominał i wskazywał, pomagał wybierać właściwą drogę. I błogosławił.

„Przede mną droga idzie w dal,
a błękit tak się chmurzy,
o dobry Boże, Ojcze mój,
Ty strzeż mnie w tej podróży,
na ścieżkach życia pilnuj mnie,
bym nie zabłądził w drodze,
i moc wytrwania sercu daj,
gdy będę cierpiał srodze.

Wśród gromów burzy i wśród mgły,
wśród ziemskich tych zamieci,
o Chryste, Panie, Zbawco mój,
Twój przykład niech mi świeci!
Niech zawsze duszę czystą mam
i serce kochające
i niech mi błyska w drodze wciąż
przeczystej wiary słońce!”
(Artur Oppman, Przede mną droga)

Zatrzymując się w Domu Matki

Na drodze życia, „wśród gromów burzy i wśród mgły”, towarzyszy nam Maryja, Patronka dobrej drogi. Ona wie, że nasze pielgrzymowanie przebiega pośród niebezpieczeństw i trudności. Jakże łatwo wówczas o zniechęcenie, o uleganie pokusie wyboru łatwiejszej drogi, o zapomnienie o celu i zadowoleniu się przejściowym odpoczynkiem w przydrożnej gospodzie...
Maryja – uczy Sobór Watykański II - „dzięki swej macierzyńskiej miłości opiekuje się braćmi Syna swego, pielgrzymującymi jeszcze i narażonymi na trudy i niebezpieczeństwa, póki nie zostaną doprowadzeni do szczęśliwej ojczyzny”. Jako „Matka czujnego Serca” pochyla się nad każdym pielgrzymem, zwłaszcza tym, który zbłądził lub zagraża mu oddalenie się od właściwej drogi. Okazuje się wtedy Matką ratującą i broniącą. Taką spotykamy Ją w wielu sanktuariach. To właśnie w sanktuarium, w Domu Matki, można odpocząć, odetchnąć, pozbierać myśli, skorygować życiowe wędrowanie, zapytać o właściwą drogę, umocnić się – wszystko pod czułym wzrokiem zatroskanej Matki. Pozostanie tajemnicą Jej serca, w jaki sposób przekonuje Ona pielgrzymów, że warto trwać na drodze, którą jest Chrystus, że warto kochać pomimo nienawiści świata, że warto wierzyć mimo lekceważących uśmiechów i warto mieć nadzieję wbrew nadziei. Maryja przygarnia do Serca, przekonuje, że przecież warto, a potem... rusza w drogę razem z pielgrzymem. Idzie zawsze blisko, aż do domu Ojca.

„Pod słońcem
Co świeci dla wszystkich
Po drogach i ścieżkach tej ziemi
Z odległych krańców i czasów
Idziemy wieczni pielgrzymi
Gubią się nasze imiona
Jak ślady kroków na piasku
Wciąż nowi i nowi się rodzą
I zastępują nas w marszu
Lecz przyjdzie kiedyś godzina
Jaśniejsza od gwiazd i słońca
Na zawsze się wszyscy spotkamy
We wspólnym domu Ojca.
(Bożena Anna Flak, Pielgrzymi)


Obecna w czasie wędrówki, aby pomagać

Jan Paweł II pisze, że macierzyńska miłość Maryi „dostrzega potrzeby dzieci i gotowa jest spieszyć im z pomocą, zwłaszcza wówczas, gdy stawką jest ich wieczne zbawienie. Jako Matka Pośredniczka, Maryja przedstawia Chrystusowi nasze pragnienia i prośby, i przekazuje nam Boże dary, wstawiając się nieustannie za nami”.
Wzywamy pomocy Matki Bożej „nieustannie w każdy czas”, a Ona zawsze jest gotowa, by nam pomagać. Przebywając w niebie, widzi nas wszystkich w Bogu i dobrze zna nasze potrzeby. Z miłością przedstawia je swojemu Synowi, a do nas kieruje słowa, które niegdyś wypowiedziała w Kanie Galilejskiej: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie (J 2,5).
Maryja, modląca się za ludzi, znajduje się od początku w sercu Kościoła pielgrzymującego, wsłuchuje się w bicie jego serca i skutecznie wstawia się we wszelkich potrzebach tych, którzy utrudzeni przemierzają drogi tej

Edytowany przez Besia Cze 21 '15, 00:12
Besia
Besia Cze 22 '15, 22:22

Błogosławmy Maryję, Matkę i Uczennicę


 

 

Maryja jest darem, który ofiaruje nam Chrystus. Zwracając się z wysokości krzyża do umiłowanego ucznia, mówi: Oto Matka twoja (J 19,27). I od tej chwili uczeń przyjął Maryję do siebie, wprowadził w przestrzeń swojego życia duchowego. Także my jesteśmy zaproszeni, aby przyjąć Matkę Jezusa do swojego życia. Oznacza to, że uznajemy Ją za naszą Matkę, która troszczy się o naszą przyjaźń z Bogiem, a swoim przykładem uczy nas pięknego chrześcijańskiego życia. Ona sama była najlepszą Uczennicą swego Syna, dlatego też umie prowadzić nas ścieżkami Ewangelii. Przyjmijmy Ją zatem do siebie, radujmy się Jej obecnością i dziękujmy Jej za wszystko, co dla nas uczyniła i czyni.

Przyjąć Matkę Pana

Maryja przychodzi do domu Elżbiety i Zachariasza, niosąc w swoim łonie Syna, obiecanego przez Boga i oczekiwanego przez naród wybrany Zbawiciela. Jako nowa Arka Przymierza, Maryja niesie w sobie nie kamienne tablice słowa Bożego, ale żywe Słowo Boże. Nic dziwnego, że Elżbieta, zobaczywszy Maryję w progu swego domu, wykrzyknęła: A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? (Łk 1,43).
Elżbieta dostrzegła w Maryi to, co stanowi o Jej nieporównywalnej z nikim godności, to znaczy dar Bożego macierzyństwa, bycie Matką Boga. Żadna z niewiast nie otrzymała takiego powołania, co uznaje Elżbieta i „wydając okrzyk”, mówi: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona (Łk 1,42).
Radując się obecnością Maryi, mamy rozpoznawać w Niej Matkę Boga, przyjmując Ją z wdzięcznością do naszego domu, czyli tego wszystkiego, co jest dla nas najbliższe i najdroższe.

Błogosławić Maryję

Zwróćmy uwagę na uroczysty sposób pozdrowienia Maryi przez Elżbietę. Ewangelista wyraźnie to podkreśla, używając wyrażenia „wydała okrzyk”. W języku greckim Nowego Testamentu tłumaczy je czasownik „proklamować”, używany w języku hebrajskim Starego Testamentu na określenie muzyki liturgicznej oraz podczas obrzędów liturgicznych przy arce Przymierza, którą pozdrawiano okrzykami i radosnymi aklamacjami. W takim kontekście można lepiej zrozumieć uroczysty charakter wypowiedzi Elżbiety. Jest ona pierwszą z ludzi, która przyłącza się do anielskiego pozdrowienia z Nazaretu, skierowanego do Maryi. Co jest ważne w tym geście pozdrowienia? To, że Elżbieta z radością błogosławi Maryję za to, kim Ona jest przed Bogiem i dla ludzi oraz że dziękuje Bogu za wybranie Jej do wzniosłej misji Matki Mesjasza.
Dostrzegamy w postawie Elżbiety przykład dla naszej pobożności maryjnej, która winna wyrażać się najpierw w okazywaniu Maryi naszego szacunku, dostrzeganiu w Niej Matki naszego Pana oraz w okazywaniu wdzięczności Bogu za wszystko, co dla Niej uczynił. Taka zaś postawa wobec Maryi będzie owocować pragnieniem naśladowania Jej i bycia razem z Nią, Uczennicą Chrystusa, uczniami i uczennicami naszego Pana.


Sławić tajemnicę Bożego macierzyństwa

W słowach Elżbiety zauważamy też, że uwierzyła ona w Boże macierzyństwo Maryi. Prowadzona przez Ducha Świętego rozpoznała właśnie w nim najwyższą godność swojej młodszej krewnej z Nazaretu. Wiele było niewiast sławnych i bardzo zasłużonych dla Izraela, ale wszystkie przewyższa Maryja – Matka Pana, czyli króla Izraela, Mesjasza z rodu Dawida. Słowa Elżbiety jakby nawiązują do tekstu z Księgi Judyty: Błogosławiona jesteś, córko, przez Boga Najwyższego, spomiędzy wszystkich niewiast na ziemi, i niech będzie błogosławiony Pan Bóg, stwórca nieba i ziemi (Jdt 13,18). W taki sposób arcykapłan powitał Judytę powracającą z obozu Holofernesa, którego zabiła, ratując swój naród przed zagładą. Podobnie też kapłan Melchizedek powitał Arama po zwycięstwie, które przyniosło wolność Ziemi Obiecanej: Niech będzie błogosławiony Abram przez Boga Najwyższego, Stwórcę nieba i ziemi! Niech będzie błogosławiony Bóg Najwyższy, który w twe ręce wydał twoich wrogów! (Rdz 14,19-20). Także Jaeli oddano cześć jako „błogosławionej wśród niewiast” (Sdz 5,24), ponieważ ocaliła swój lud przed nieprzyjacielem. Widzimy zatem, że wszyscy wspomniani bohaterowie Starego Testamentu wsławili się czynami, które ocaliły naród izraelski w czasie wojny. Maryja dokonała czegoś więcej – przyczyniła się do ocalenia wszystkich ludzi przed śmiercią wieczną, wydając na świat Zbawiciela.
Słowa Elżbiety, tak głęboko zakorzenione w tradycji biblijnej, uczą nas modlitwy pochwalnej na cześć Maryi, w której zawsze należy wyrażać miłość i wdzięczność zarówno wobec Maryi, jak i Boga – Źródła macierzyńskiej godności Maryi. Łaska Bożego macierzyństwa Maryi niech zawsze budzi w nas zdumienie i zachwyt, radość i wdzięczność, abyśmy w duchu dziękczynienia błogosławili Maryję i naśladowali Ją w słuchaniu słowa Bożego i przyjmowaniu go do swojego serca. Wtedy będziemy podobni do Maryi, Matki Boga, ponieważ zawsze, kiedy przyjmujemy słowo Boże i nim żyjemy, to jakbyśmy przyjmowali do siebie Jezusa i rodzili Go dla świata przez nasze dobre czyny.

Radujmy się Bożymi darami

„Błogosławiona” - to znaczy „szczęśliwa” jesteś Maryjo, obdarzona szczególną życzliwością Boga. Elżbieta wskazuje na sekret szczęścia Matki Pana, a jest nim wybór i powołanie na Matkę Mesjasza, o czym marzyły wszystkie ówczesne kobiety izraelskie. Rozważając szczęście Maryi, umiejmy także i my cieszyć się ze wszystkich darów, które otrzymaliśmy i otrzymujemy od Pana Boga, a szczególnie dziękujmy Mu za powołanie do życia chrześcijańskiego, za to, że od chwili chrztu świętego jesteśmy świątynią Bożą i Bóg w nas mieszka; za to, że nieustannie przychodzi do naszych serc w tajemnicy Eucharystii. Świadomi tych wszystkich darów umiejmy też wyrażać wdzięczność ich Dawcy – naszemu Panu.
(Ks. Janusz Kumala MIC)

Besia
Besia Cze 24 '15, 08:19

Zachwyćmy się Maryją – Piękną w miłości


 

 

Nasze spojrzenie kierujemy na Maryję, Uczennicę Chrystusa, która zachwyca nas pięknem swojego życia. Jej przykład wskazuje nam drogę i zachęca, byśmy na Jej wzór stawali się pięknymi, czyli żyjącymi miłością. Taka bowiem jest maryjna droga ucznia Chrystusa.
Piękno Maryi podziwiamy w misterium Niepokalanego Poczęcia, darze niepojętym i niezwykłym, który otrzymała w pierwszym momencie swojego zaistnienia na ziemi. Moc łaski Niepokalanego Poczęcia towarzyszyła Maryi przez całe Jej życie – zawsze Niepokalana, zawsze Cała Święta.

Nowe stworzenie

W tajemnicy Niepokalanego Poczęcia Maryi podziwiamy zapoczątkowanie wielkiego dzieła odnowy całej ludzkości. Łaska odkupienia, którą Maryja została obdarzona od pierwszej chwili istnienia, sprawiła, że stała się Ona nowym stworzeniem, człowiekiem całkowicie odnowionym przez łaskę.
W ten sposób zaczęły się spełniać przepowiednie proroków o nowym stworzeniu, żyjącym w pełnej łączności z Bogiem i według Nowego Przymierza.
Maryja jako Niepokalanie Poczęta ukazuje się światu jako człowiek, który nie ma w sobie nic, co nie byłoby z Chrystusa i dla Chrystusa.
Łaska Niepokalanego Poczęcia zrealizowała w Maryi nowe stworzenie, czyli w pełni zgodne z zamysłem Bożym.
Pierwszym teologiem, który dostrzegł w narodzinach Maryi nowe stworzenie, był Andrzej z Krety w VIII wieku. Napisał: „Dzisiaj ludzkość w całym blasku Jej niepokalanej szlachetności otrzymuje swoje dawne piękno. Wstyd grzechu zaciemnił blask i czar ludzkiej natury; kiedy jednak rodzi się Matka Pięknego w sposób doskonały, w Jej osobie natura ta odzyskuje swoje dawne przywileje i zostaje uformowana zgodnie z wzorem doskonałym i naprawdę godnym Boga. Dzisiaj zaczyna się reforma naszej natury, a zestarzały świat, poddany całkowicie boskiej przemianie, otrzymuje pierwociny drugiego narodzenia”.
Naukę tę potwierdził Sobór Watykański II, ucząc, że Maryja została „jakby utworzona przez Ducha Świętego i ukształtowana jako nowe stworzenie”.
Dzięki Chrystusowi każdy chrześcijanin może doświadczyć łaski odnowienia. Jeżeli ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe (2 Kor 5,17). Dzieło odnowienia człowieka dokonuje się przez chrzest święty, ale też jest to zadanie na całe życie, by zrzucać z siebie starego człowieka grzechu, a przyodziewać się w nowego człowieka, by żyć nowym życiem, według prawa Nowego Przymierza.

Cała święta

Wolność od grzechu pierworodnego, która należy do istoty dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Maryi, mogłaby sugerować, że dogmat ma charakter jedynie negatywny, określając Niepokalane Poczęcie jako brak grzechu, brak zła. To jednak nie jest pełnią tajemnicy Maryjnego dogmatu. Ma on bowiem także charakter pozytywny, który ukazuje nam Maryję jako pełną łaski – jako Całą świętą.
Maryja od początku swego istnienia, mimo że jeszcze nie była tego świadoma, cieszyła się doskonałą wspólnotą życia z Osobami Trójcy Świętej, pełnią Bożej miłości, doskonałą przyjaźnią z Nim. Bulla dogmatyczna z 1854 r. tak o tym uczy: Maryja „cała piękna i doskonała jaśniała tak wielką niewinnością i świętością, o jakiej po Bogu u nikogo innego nawet pomyśleć nie można, a której nikt poza Bogiem choćby już tylko umysłem dosięgnąć nie zdoła”.
Pełnia łask Maryi przewyższa łaski aniołów i świętych, ale należy to dobrze rozumieć. Łaska bowiem nie jest rzeczą, jakimś kawałkiem złota, które człowiek może otrzymywać i gromadzić jako swój skarb. Łaska otwiera nas na Boga i jest Jego obecnością w naszym życiu, oznacza życie w Bogu i z Nim. Ta łączność Maryi z Bogiem, dzięki darowi Niepokalanego Poczęcia, była najdoskonalsza, nieporównywalna z łaską ludzi i aniołów.
Tajemnica Niepokalanego Poczęcia Maryi mówi o tym, że jest Ona Bożym „arcydziełem”, czyli „stworzeniem idealnym, takim, jakiego pragnął Bóg”. W Niepokalanej dostrzegamy ideał człowieka stworzonego na obraz i podobieństwo Boże. To właśnie w Niepokalanym Poczęciu objawia się działanie Boga, który realizuje swój zbawczy zamysł przywrócenia ludziom stanu pierwotnej sprawiedliwości, dlatego właśnie „od początku swojego istnienia Matka Mesjasza otoczona była zbawczą i uświęcającą miłością Boga” (Jan Paweł II).
Podziwiać Maryję „całą świętą” oznacza wielbić i wysławiać Autora tej świętości – Trójjedynego Boga.
W życiu Maryi możemy podziwiać piękno Jej harmonijnego współżycia z Bogiem i z bliźnimi. Świętość bowiem oznacza, że ktoś całkowicie żyje dla Boga, a nie dla grzechu. Umie też przyjętą Bożą miłość rozdawać innym, służąc każdemu człowiekowi w potrzebie. Niczego nie zatrzymuje dla siebie, ale chce wszystko oddać innym. Nawet życie.
Maryja umiała żyć w szarej codzienności blisko Boga. Stale otwierała się na Jego słowo i wypełniała dokładnie Jego wolę. Nie lękała się nawet najtrudniejszych zadań. Szła tam, gdzie chciał tego Bóg. Aż na Golgotę.
Świętość Maryi nie tylko mamy podziwiać, ale także inspirować się nią w naszym dążeniu do świętości. Niech przynagla nas do tego miłość do Maryi, albowiem „nie jest możliwe czcić należycie Pełną łaski bez szanowania w samym sobie łaski Bożej, to jest przyjaźni Bożej, duchowej wspólnoty z Nim i zamieszkiwania Ducha Świętego” (Paweł VI).
Często nazywa się Maryję „Gwiazdą Morza”. Jaśnieje bowiem jak latarnia morska, która rzuca światło w ciemnościach nocy, aby prowadzić do bezpiecznego portu. Wszyscy jesteśmy wezwani do osiągnięcia świętości. To nasze zadanie na tej ziemi. Patrzmy zatem na Maryję i niech Jej przykład zachęca nas do odważnego kroczenia drogą ku doskonałej miłości.

(Ks. Janusz Kumala MIC)

Inka
Inka Cze 24 '15, 10:22

Jak to się dobrze czyta,Besiu masz talent do wyszukiwania takich perełek,dzięki ogromne za te teksty:)))

"Na drodze życia, „wśród gromów burzy i wśród mgły”, towarzyszy nam Maryja, Patronka dobrej drogi. Ona wie, że nasze pielgrzymowanie przebiega pośród niebezpieczeństw i trudności. Jakże łatwo wówczas o zniechęcenie, o uleganie pokusie wyboru łatwiejszej drogi, o zapomnienie o celu i zadowoleniu się przejściowym odpoczynkiem w przydrożnej gospodzie... " nie zapominajmy o tym,że Maryja z nami jest :)

Edytowany przez Inka Cze 24 '15, 10:25
Besia
Besia Cze 25 '15, 21:02

Bądźmy uczniami Chrystusa


 

 

Jezus był otoczony tłumem słuchających ludzi, ale On sam gromadził wokół siebie uczniów. Oni byli Mu najbliżsi. Nie tyle w znaczeniu bliskości fizycznej, co duchowej. Towarzyszyli Mu wszędzie, dzieląc z Nim codzienne życie. Wśród nich było też wiele kobiet, i to one właśnie były szczególnymi świadkami śmierci Jezusa, Jego pogrzebu i zmartwychwstania. Do grona uczniów Jezusa należeli też ci, którzy duchowo przylgnęli do Niego, choć z Nim nie wędrowali, jak na przykład Józef z Arymatei.
Pierwszą i najdoskonalszą uczennicą Chrystusa była Maryja. Za Jej przykładem mamy stawać się prawdziwymi uczniami Boskiego Mistrza.

Być powołanym

Uczniem może zostać ten, kto został wezwany i zaproszony przez Mistrza. Zawsze Tym, który wybiera, jest Bóg. Do Niego należy inicjatywa i w żaden sposób nie można „zapisać się” do szkoły Chrystusa z własnego wyboru. W relacjach człowiek - Bóg obowiązuje zasada: pierwsza jest łaska. To Bóg obdarza, powołuje, a zadaniem człowieka jest odpowiedzieć na Jego wezwanie, przyjąć Jego wybór, by postępować zgodnie z Jego wolą, pamiętając o tym, że, ostatecznie, to Bóg jest w nas „sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą” (Flp 2,13).
Każdego z nas ogarnęła łaska wybrania i powołania na drogę uczniów Chrystusa już w sakramencie chrztu. To wtedy zostało do nas skierowane zaproszenie. Umiejmy za nie dziękować i przyjmijmy z wdzięcznością. Właśnie tak, jak uczyniła to Maryja, deklarując gotowość pełnienia woli Bożej i wielbiąc Bożą dobroć. Zechciejmy rozradować się godnością bycia powołanymi do szkoły Chrystusa.

Przyjąć dar nowego życia

Powołany do grona uczniów otrzymuje w sakramencie chrztu świętego dar nowego życia. Od tej chwili należy tylko do Tego, który go wybrał i powołał. Nowe życie oznacza wkroczenie w przestrzeń Bożej łaski i miłości. Uczeń Chrystusa wie, że jego ustawiczną troską winno być pielęgnowanie przyjaźni z Bogiem, trwanie w łasce uświęcającej. Wyjątkowym przykładem nowego życia jest Maryja w tajemnicy Niepokalanego Poczęcia. Pełna miłości zachęca nas do odważnego przyjmowania Bożego daru i trwania w nim, pomimo naszych grzechów. Żaden bowiem grzech nie zniweczy piękna nowego życia, jeśli pokornie otwieramy się na działanie w nas mocy Bożego miłosierdzia.

Słuchać Mistrza

Uczeń jest tym, który słucha. Trwa w skupieniu u stóp Mistrza, by każde Jego słowo przyjąć na glebę swojego serca. Troskliwie pielęgnuje ziarno słowa, aby wydało zamierzony przez Mistrza plon. Czyni wszystko, co tylko jest w jego mocy, aby każde słowo zamieniać w czyn miłości. Taką uczennicą była Maryja. Z wiarą przyjmowała Boże słowo i wiernie je wypełniała. O tym, jak to było ważne dla Maryi, zaświadcza św. Augustyn: „Czyż nie wypełniała woli Ojca Maryja Dziewica, kiedy przez wiarę uwierzyła, przez wiarę poczęła, która została wybrana, aby z Niej narodziło się zbawienie dla ludzi, która została stworzona przez Chrystusa, zanim w Niej został stworzony Chrystus? Oczywiście, że pełniła wolę Ojca święta Maryja i dlatego większą jest rzeczą dla Maryi bycie uczennicą Chrystusa, niż bycie Matką Chrystusa”.
Także dla nas ważniejsze jest pokorne pełnienie woli Bożej, niż tylko zewnętrzne przyznawanie się do Chrystusa. W taki sposób będziemy najlepiej dawać świadectwo o naszym Mistrzu i Panu.

(Ks. Janusz Kumala MIC)

Besia
Besia Lip 1 '15, 10:18

Pójdźmy Bożą drogą


 

 

Do każdego celu prowadzi określona droga. Może być dłuższa lub krótsza, trudniejsza lub łatwiejsza - różna. Najważniejsze jest jednak to, że prowadzi pewnie do celu. Jeśli zaś nie, to nie jest tak naprawdę drogą, ale jedynie jakimś szlakiem nikomu niepotrzebnym.
Nasze życie też jest drogą. Codzienna wędrówka ma prowadzić nas do celu, którym jest szczęście wieczne w niebie. Chodzi jednak o to, by stale rozpoznawać tę drogę i wytrwale nią kroczyć, czyli poznawać Boże zamiary wobec nas i je realizować. Najpiękniejszy przykład takiego życia daje nam Maryja.

Najpierw rozeznać

Zanim wyruszymy w drogę, należy poznać tę, która jest dla nas najlepsza. Zazwyczaj przed nami otwierają się różne możliwości, kuszą atrakcyjne reklamy, zachęcają przekonujący przewodnicy. Którędy iść? Jaką drogę wybrać? Dobrze jest, aby takie pytania stawiać w ciszy i skupieniu, w modlitwie przed Bogiem. Nasz wybór będzie tylko wtedy trafny, jeśli rozpoznamy tę drogę, którą proponuje nam Bóg.
Maryja także na pewnym etapie swojego życia musiała wybrać pomiędzy drogą, którą rozeznała już w swoim Niepokalanym Sercu, by w dziewiczej miłości należeć do Józefa, a drogą Bożego macierzyństwa. Boży plan wobec Niej okazał się o wiele wspanialszy, niż można było przewidzieć. Oto Bóg ukazał Jej drogę małżeńskiej i dziewiczej miłości oraz macierzyństwa wobec Syna Bożego. Dla Maryi taka propozycja nie była łatwa do przyjęcia, nie mówiąc już o tym, że do końca niezrozumiana. Pomimo to Maryja mówi „tak” i przyjmuje Boży plan wobec swojego dalszego życia. Dlaczego? Taka odpowiedź była możliwa dlatego, że Maryja została obdarzona łaską Niepokalanego Poczęcia, czyli doskonałej przyjaźni z Bogiem. Żaden grzech nie zaciemniał Jej spojrzenia na Boga. Nic nie zniekształcało Jej miłości. To dlatego umiała całkowicie zawierzyć Bogu i Jego słowu oraz odważnie podjąć się realizacji niezwykłego powołania.
My także, nawet często, stajemy przed Bogiem, który wskazuje nam drogę. Abyśmy potrafili dostrzec właściwy kierunek wędrówki i mieli odwagę wyruszyć, musimy czuwać nad pięknem serca, czyli przez łzy żalu i łaskę sakramentu pokuty oczyszczać się z naszych grzechów. Im bliżej będziemy Boga, zjednoczeni z Nim przez łaskę uświęcającą, tym łatwiej nam będzie rozeznać i przyjąć Boże plany wobec nas.


Podziękować

Przyjęcie Bożego planu jest dla nas najlepszym wyborem. Tym bowiem, który wskazuje nam drogę, jest przecież miłujący Bóg, znający nas najlepiej i zatroskany o nasze szczęście. Nigdy nas nie zwiedzie, nie zostawi samych, ale zawsze będzie czuwał, aby w razie potrzeby pospieszyć z pomocą.
Naturalną reakcją kogoś, kto otrzymał jakąś dobrą radę czy wskazówkę, jest dziękować za okazaną życzliwość. Także my, przyjąwszy Boży plan naszego życia, umiejmy otworzyć serce i wyrazić wdzięczność Dawcy.
Postawy dziękczynnej uczy nas Maryja. Zaraz po zwiastowaniu i przyjęciu Bożej woli Obdarowana spieszy do domu Elżbiety, aby podzielić się radosną nowiną i w takiej radosnej, rodzinnej atmosferze śpiewa pieśń wdzięczności: Wielbi dusza moja… bo wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny (Łk 1,46.49). Włączmy się w to Maryjne dziękczynienie. Cieszmy się darem życia i wybranego przez nas powołania, drogi życia, czyli sposobu realizacji Bożego planu. Bądźmy pewni, że tylko na tej drodze będziemy doświadczać autentycznego szczęścia i podążać ku jego pełni.

Wytrwać

Na początku drogi entuzjazm dodaje skrzydeł. To jednak nie trwa długo. Wkrótce mogą pojawić się wątpliwości, niezrozumienie zaskakujących sytuacji, trudności, zniechęcenie… Każdy krok naprzód okazuje się bolesny, tak, że chciałoby się zawrócić, albo usiąść zrezygnowanym. Tym bardziej, jeśli na horyzoncie nic nie widać, bo mgła wszystko zasnuwa, a ciemności zaczynają się wkradać do serca. Co wtedy? Nadszedł czas na egzamin z wytrwałości. Początkową gotowość wypełnienia Bożego planu należy potwierdzić wytrwałością w jego realizacji.
Takie „egzaminy” zdawała również Maryja. Jej drogę wiary niejednokrotnie ogarniały ciemności, doświadczała też niezrozumienia ze strony najbliższych, cierpienia przy umiłowanym Synu. Mimo wszystko szła naprzód aż na Golgotę, by zapłacić najwyższą cenę za wierność Bożej drodze.
Naszą codzienność znaczą chwile, w których stajemy przed koniecznością rozeznania dalszej drogi. Obyśmy na wzór Maryi umieli to czynić w całkowitym zawierzeniu Bogu, dziękowali Mu i trwali do końca, nawet jeśli nas to będzie wiele kosztowało. Warto.

(Ks. Janusz Kumala MIC)

Besia
Besia Lip 5 '15, 14:38

Odnajdźmy sens życia


 

 

Po co? Czy to ma jakiś sens? Jakże często takie pytania pojawiają się w ciszy naszych serc. Zastanawiamy się nad sensownością naszych działań, a nawet całego naszego życia. Szukamy jego głębszego znaczenia, wartości i sensu. Znalezienie odpowiedzi jest konieczne, aby nie poddać się trudnościom codziennego życia, by nie ulec zniechęceniu i nie wpaść w otchłań rozpaczy.
Spójrzmy na Maryję, której przykład życia prowadzi do odkrycia sensu naszej chrześcijańskiej egzystencji. Poddajmy się Jej prowadzeniu, abyśmy poznali piękno i godność naszego życia.

Ktoś chciał mojego istnienia

Pytanie o sens życia ściśle wiąże się z jego początkiem. To nie przypadek sprawił, że pojawiłem się na ziemi, ale ktoś chciał mojego istnienia. Tym Kimś jest Bóg. To On od wieków wybrał mnie i umiłował, a gdy nadeszła moja godzina stworzył mnie i umieścił w określonym miejscu historii. Z miłości obdarzył mnie życiem i powołał do pełni szczęścia w wieczności razem z Nim. Nic nie zdoła odebrać sensu mojemu życiu, jeśli będę zanurzony w Bogu, w Jego miłości, jeśli tą miłością będę żył.
Głębię Bożego powołania i obdarowania podziwiam w Maryi, którą anioł Gabriel pozdrowił jako „Pełną łaski”, Umiłowaną przez Boga i przez Niego wybraną na Matkę Zbawiciela. Odwieczny Bóg powołał Maryję do życia i wskazał Jej drogę, którą miała podążać. W tym powołaniu i w tej drodze tkwi cały sens Jej życia. Na Boże wezwanie odpowiedziała wiernością Służebnicy Pańskiej.
Umacniam sens mojego życia wtedy, gdy kontempluję Bożą miłość objawiającą się w darze mojego zaistnienia na świecie.

Słucham, aby zrozumieć

W trudzie odkrywania sensu życia ważne miejsce zajmuje słuchanie Boga, bo żeby zrozumieć dlaczego żyję, muszę poznać Boży zamysł co do mojej teraźniejszości i przyszłości. Tylko Bóg zna scenariusz mojego życia. Nie mogę sensownie żyć, jeśli nie będę wiernie realizował Bożej woli, która ma mnie przecież doprowadzić do szczęścia wiecznego. Nie mogę ryzykować, wybierając samemu ścieżki życia, bo wtedy łatwo się zagubić w świecie. Muszę uważnie wsłuchiwać się w Boże natchnienia, aby wiedzieć, którędy iść i jak żyć, aby wszystko, każdy dzień i każdy czyn, miało sens.
Czyż Maryja nie uczy nas takiej właśnie postawy słuchania? Podziwiamy Jej zasłuchanie w czasie zwiastowania, kiedy rozmawia z Bogiem – słucha i pyta. Słuchając Bożych słów, przyjmuje je do serca, rozważa i wypełnia. Poddaje się Bożemu prowadzeniu, choć czasami przyjdzie Jej kroczyć drogą w ciemnościach i w cierpieniu. Wie jednak, że w wierności Bożej woli tkwi sens Jej życia. Idzie naprzód, bo miłuje.

Kocham, więc jestem

O mojej tożsamości przekonują dokumenty, świadkowie, moje wyjaśnienia, ale tym, co wyraża ją najpełniej jest miłość. Tak bowiem zaplanował Bóg, abyśmy życie wypełniali miłością do tego stopnia, by ona określała naszą tożsamość i nadawała sens naszemu życiu. Stąd też słowa: kocham, więc jestem, stanowią o mojej tożsamości, ale też wyznaczają program życia. Im bardziej kocham, tym bardziej jestem człowiekiem, Bożym dzieckiem. Im więcej we mnie miłości, tym wyraźniej ukazuję Oblicze Boga, który jest Miłością. W tym tkwi cały sens moich codziennych wysiłków, które mają znaczenie tylko wtedy, kiedy naznaczone są miłością.
Przy Maryi uczę się miłowania. Razem z Nią idę z pośpiechem w stronę człowieka, aby mu pomóc, przekazać Dobrą Nowinę, pocieszyć, opatrzyć rany, podnieść z upadku, rozbudzić na nowo nadzieję, umocnić w wierze, przywrócić sens jego życiu.
Świadomi zatem sensu naszego życia, idźmy naprzód mocni wiarą i miłością! Z nadzieją spoglądajmy w niebo, bo tam właśnie sens naszego „teraz” znajduje swe pełne wypełnienie.

(Ks. Janusz Kumala MIC)

Besia
Besia Lip 7 '15, 22:48

Powierzmy się Stwórcy


 

 

W życiu spotykamy sytuacje, w których bardzo potrzebujemy kogoś, na kim moglibyśmy się oprzeć, zaufać mu, zwierzyć się z przeżywanych wydarzeń – bolesnych lub radosnych. Zresztą, cała nasza życiowa wędrówka domaga się relacji z drugim człowiekiem opartej na wzajemnym zaufaniu i możliwości zawierzenia w różnych okolicznościach życiowych. Takie ludzkie doświadczenie otwiera nas na obecność Boga. Poprawna relacja z Nim jest warunkiem i źródłem właściwych relacji z ludźmi, a to owocuje radosnym podejmowaniem życiowych wyzwań. Piękny przykład ukazuje nam Maryja, Matka Boga i Matka ludzi, która jako uczennica Chrystusa uczyła się od Niego dziecięcej więzi z Ojcem Niebieskim.

On był pierwszy

Pierwszym krokiem w nawiązaniu poprawnej relacji z Bogiem jest doświadczenie Jego miłości; uwierzenie, że Bóg jest Miłością i pierwszy nas umiłował. Dzięki Jego stwórczej miłości każdy z nas pojawił się na świecie, aby już na zawsze pozostać w kręgu tej miłości. Powołanie do życia jest darmowe, a zarazem zobowiązujące, aby je dobrze wykorzystać i tak kroczyć drogą życia, by kiedyś odnaleźć się w objęciach miłującego Boga w niebie. Świadomość bycia umiłowanym przez Boga pokonuje pokusę nieufności wobec Niego i rodzi pragnienie przebywania z Nim – jak z Przyjacielem, Oblubieńcem, Jedynym. Jakże bardzo pragnie się wtedy wszystko Mu powierzyć!
Maryja jako Niepokalanie Poczęta nie poznała gorzkiego smaku nieufności wobec Boga, bo od początku życia zawsze doświadczała Jego miłości. Miłości większej od wszelkiego grzechu. W codziennym życiu w Nazarecie na pewno doświadczała bliskości Boga i w modlitwie powierzała Mu wszystkie sprawy, także te, które wiązały się z Jej przyszłością. Decydującym wydarzeniem dla Jej życiowej drogi było zwiastowanie. Usłyszała wtedy, że jest „pełną łaski”, czyli „od zawsze umiłowaną przez Boga”. Słowa anioła potwierdzały Jej wewnętrzną pewność bycia miłowaną przez Stwórcę.
Także do nas Bóg kieruje słowo, przez które chce objawić nam swoją miłość i przekonać, że od zawsze nas miłował, jeszcze „przed założeniem świata” (Ef 1,4). Obyśmy byli czujni na naszego anioła, który nam zwiastuje – i to nie jeden raz! - dobrą nowinę o miłości Bożej.

Zaufać we wszystkim

Żyjąc w pełnej harmonii ze Stwórcą, Maryja z radością powierzała Mu swoje życie. Tylko Jemu chciała służyć i pełnić Jego wolę. Dostrzegamy to wtedy, gdy Bóg powołuje Ją, by została Matką Mesjasza. Przyjmuje Bożą wolę z wielką radością i w całkowitym zaufaniu Temu, który wie wszystko, zawsze działa z miłością i pragnie szczęścia człowieka. Maryja bez wahania powierzyła Bogu swoją drogę życia, będąc pewna, że On sam będzie Ją prowadził. Jej serca nie opanował lęk przed nieznanym, ale w pełnej ufności starała się lepiej zrozumieć Bożą propozycję, dlatego pyta: Jakże się to stanie? (Łk 1,34). Wszystko po to, by bardziej świadomie i odpowiedzialniej wypowiedzieć słowo „tak”, „niech mi się stanie”, „ufam Ci i gotowa jestem iść drogą, którą mi wskazujesz”.
Człowiek ogarnięty Bożą miłością nie waha się zaufać we wszystkim Bogu. Nawet wtedy, gdy droga jest trudna, horyzont pogrążony jest we mgle, co krok pojawiają się niespodziewane przeszkody. Zawsze wtedy towarzyszą mu słowa: Dla Boga nie ma nic niemożliwego (Łk 1,37). Ten, który mnie wezwał, On też mnie prowadzi, broni i umacnia. Ufam Mu.

Spieszyć do ludzi

Powierzenie siebie Stwórcy owocuje oddaniem swojego życia do Jego dyspozycji. Do czego potrzebuje nas Bóg? Abyśmy przyjmowali Jego miłość i rozdawali ją ludziom. Mamy być znakami Jego miłosiernej miłości, która zauważa potrzebujących, szuka zagubionych, pochyla się nad słabymi, pociesza zniechęconych, dodaje odwagi bojaźliwym. Odkrywamy zatem nasze powołanie jako służbę ludziom, do których mamy spieszyć, bo tak szybko odchodzą…
Nie dziwi zatem postawa Maryi, która ogarnięta Bożą miłością idzie z pośpiechem do domu Elżbiety i Zachariasza. Wnosi w ten dom radość, pokój i ogłasza Dobrą Nowinę o Mesjaszu, który już przyszedł, już jest w Jej łonie! Maryja z miłością towarzyszy swej krewnej Elżbiecie i we wszystkim jej pomaga. Tak rozpoczyna się wędrówka Maryi, by służyć ludziom, bo sama jest służebnicą Boga. Wrażliwym sercem zauważa brak wina w Kanie Galilejskiej, jest blisko krewnych, którzy nie rozumieją Jezusa, modli się z Jego uczniami w Wieczerniku. Jest nadal obecna w Kościele jako jego Matka, otaczając nas macierzyńską miłością i przywołując każdego do miłości Stwórcy.
Spójrzmy na Maryję i na Jej wzór powierzmy siebie i wszystko Bogu, aby żyć Jego miłością i dzielić się nią z innymi jak chlebem.

(Ks. Janusz Kumala MIC)

Besia
Besia Lip 9 '15, 14:40

Odnajdźmy szczęście w zawierzeniu Bogu


 

 

Poszukiwanie szczęścia zawsze towarzyszy człowiekowi i ze wszystkich sił stara się je odnaleźć. Często jednak wybiera takie życiowe drogi, które zamiast doprowadzić go do szczęścia, wprowadzają go na ścieżki smutku, beznadziei czy rozpaczy. Gdzie można odnaleźć pewne i trwałe szczęście? Kto może nam pomóc w jego poszukiwaniu? Przybliżmy się do Maryi, Patronki ludzkiego szczęścia, która odsłoni nam sekret szczęśliwego życia.

W domu Elżbiety

Szczęście Maryi dostrzegła Elżbieta. Ona pierwsza nazwała Ją „szczęśliwą”.
W domu Elżbiety staje się jawne to, co wydarzyło się w sercu Maryi podczas zwiastowania. Wówczas tylko anioł był świadkiem Maryjnego „tak” wobec Bożej propozycji zostania Matką Mesjasza. Pod natchnieniem Ducha Świętego Elżbieta dostrzega w Maryi Tę, która uwierzyła. Wiara Maryi staje się faktem publicznym, znanym już nie tylko Bogu i aniołom, ale także innym ludziom. Słowa Maryi wierzącej: Oto Ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa! (Łk 1,38) zmieniły historię świata. Jeden z pisarzy chrześcijańskich, Orygenes, porównał Maryję do tabliczki, na której Bóg może pisać wszystko, co zechce: „Jestem tabliczką do pisania, niechaj pisarz napisze, co zechce, niechaj Pan wszechrzeczy uczyni wedle swej woli”. Maryja staje przed Bogiem całkowicie dyspozycyjna, gotowa uczynić wszystko, cokolwiek Bóg od Niej zażąda. Powierza Mu się całkowicie. W tym zawierzeniu zawiera się sekret Jej szczęścia.

Szczęśliwa, ponieważ uwierzyła

„Wszystkie słowa w pozdrowieniu Elżbiety mają doniosłą wymowę, jednakże znaczenie kluczowe wydaje się posiadać to, co mówi ona na końcu: Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana (Łk 1,45)” – stwierdza Jan Paweł II w maryjnej encyklice „Redemptoris Mater”.
Słowa Elżbiety odsłaniają głęboki sens macierzyństwa Maryi. Nie chodzi w nim tylko o to, co fizyczne, ale też o to, co duchowe, oparte na wierze. „Maryja wierząc porodziła Tego, którego wierząc poczęła [...]. Pełna wiary poczęła Chrystusa wcześniej w sercu niż w łonie” (św. Augustyn).
Czy Maryi było łatwo uwierzyć? Chociaż była blisko Boga i „pełna łaski”, to jednak doświadczała „ciemności wiary” i swoistego „trudu serca” na swojej drodze wiary. Należy Ona do tych wszystkich, o których później powie Jezus: Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli (J 20,29). Maryja uwierzyła bez wahania. W Jej decyzji widzimy wielką odwagę. Dlaczego? Ponieważ ryzykowała życie. Otóż, według ówczesnych zwyczajów, jeśli oblubienica, która jeszcze nie zamieszkała ze swoim mężem (taka była sytuacja w chwili zwiastowania między Maryją a Józefem), zaszła w ciążę, to powinna być wprowadzona do domu swego ojca i tam ukamienowana (por. Pwt 22,20n). Kto uwierzy Maryi, że Dziecko, które poczęła, jest „z Ducha Świętego”? Kto Jej uwierzy w opowieść o aniele Gabrielu? Pomimo to, że groźba śmierci była realna, Maryja wypowiada słowo „tak” i staje się Matką. Przyjmuje całe ryzyko i powierza się Bogu. W Jej postawie powinien odnaleźć się każdy z nas. Czy moje „tak”, które wypowiadam Bogu, są odważne? Czy nie ulegam kompromisom w dziedzinie wiary, lękając się konsekwencji wypełnienia wszystkiego, czego Bóg oczekuje? Może obawa przed ludzką opinią paraliżuje moje życie wiary?
Świadectwo Elżbiety o wierze Maryi prowadzi nas zatem do odkrycia recepty na szczęśliwe życie. Przykład Maryi ukazuje nam bowiem, że być szczęśliwym - to znaczy wierzyć Bogu, zawsze i w każdych okolicznościach. Mój sprawiedliwy – mówi Bóg – z wiary żyć będzie (Hbr 10,38).
Wpatrujmy się w przykład wiary Maryi, uczmy się od Niej całkowicie zawierzać Bogu i módlmy się o ducha wiary: „Ojcze mój, Tobie zawierzam siebie. Uczyń ze mną to, co Ci się podoba. Cokolwiek ze mną uczynisz, będę Ci składał dzięki. Jestem gotowy na wszystko, wszystko przyjmuję, by Twoja wola wypełniła się we mnie i w całym stworzeniu. Mój Boże, nie pragnę niczego innego. Składam moją duszę w Twoje ręce. Daję ją Tobie, mój Boże, z całą miłością mojego serca, ponieważ Cię kocham. Jest to dla mnie wymaganie miłości, by dać się Tobie i bez miary złożyć się w Twoje ręce, z nieskończonym zaufaniem, bo Ty jesteś moim Ojcem” (Ch. De Foucauld).

(Ks. Janusz Kumala MIC)