Loading...

Tematyka Maryjna | Forum Nowenny Pompejańskiej

Lokalizacja tematu: Forum » Różności » Propozycje
Besia
Besia Gru 28 '16, 15:34

~~Maria Wilczek


 

 

Maryja wzorem dla chrześcijańskiej matki

 

Z tematu tak obszernego, że wydaje się nie do ogarnięcia, wybieram to, co - jak sądzę - jest szczególnie ważne i aktualne. Jednocześnie chcę ograniczyć moje refleksje do tych spraw, w których czuję się przynajmniej w jakiś sposób kompetentna - przede wszystkim jako matka mająca dorosłe już dzieci (i wnuki), a także jako redaktor miesięcznika „List do Pani" i działaczka katolickiej organizacji kobiecej. O jeszcze jednej „kompetencji" mówię z pewnym wahaniem - od dzieciństwa zostałam wychowana w duchu maryjnej pobożności, trwam w tej pobożności na miarę moich zdolności i sił, wiem, że wiele w moim życiu zawdzięczam Maryi. Jest Ona moją patronką, i Ona ocaliła cudem mnie i moją matkę podczas działań wojennych w swoje święto, 8 września 1939 roku.

Kiedy kogoś uznajemy za wzór, oznacza to dwie rzeczy - uznanie wyższości, niezwykłej wartości tego, kto jest wzorem, i możliwość brania z niego przykładu, by próbować mu dorównać. Czy zwyczajna, żyjąca tu i teraz kobieta może porównać się z Maryją? Ona Przenajświętsza, Niepokalana, Matka Syna Bożego, Królowa nieba i ziemi i - zwykła kobieta - matka żyjąca dwadzieścia wieków później, uwikłana w swoje biedy i udręki, niezbyt święta, często wręcz uginająca się pod ciężarem nie tylko obowiązków, ale i grzechów. Czy może spojrzeć ona aż tak wysoko i dostrzec w Matce Bożej nie tylko Królową, w której mocy jest wyproszenie cudu, ale i wzór do naśladowania? Czy może zwykła kobieta - matka kochać Maryję także jako Siostrę w macierzyństwie, Mistrzynię codziennego życia, Ideał wychowawcy, a nade wszystko kobietę nieugiętą, dającą całym swym życiem świadectwo pełnego oddania Bogu, bezwarunkowego służenia Mu. (Jan Paweł II przypomni w Redemptoris Mater, że swymi słowami „Oto ja, służebnica Pańska" Maryja dała wyraz przede wszystkim «posłuszeństwu wiary», zdając się na takie znaczenie powyższych słów zwiastowania, jakie nada im Ten, od kogo słowa te pochodzą, jakie nada im sam Bóg[1]).

Jeżeli mogą rodzić się jakiekolwiek wątpliwości, czy jest to możliwe, to chyba dlatego, że gdzieś poza wyrytymi w sercach współczesnych wspaniałymi wizerunkami Maryi Królowej z tysięcy sanktuariów, jakby gubił się wizerunek Maryi z kart Ewangelii. Bo chociaż wydaje się, że znany jest każdy Jej fragment, to jednak nie próbuje się ogarniać nieustanną refleksją życia Maryi, Jej słów i wydarzeń, w których uczestniczyła, by poznać Ją lepiej, pokochać głębiej.

Spójrzmy więc raz jeszcze na sceny z życia Maryi. Dziewczyna z Nazaretu, panna czystego serca, pełna łaski, posłuszna córka Joachima i Anny, kochająca nade wszystko Boga. Posłuszeństwa uczyła się ze słowa Bożego, obcowała na co dzień z Psalterzem. Jej ukazuje się anioł, zwiastując, że zostanie Matką Syna Bożego. Odpowiada w pełni zawierzenia: Oto ja służebnica pańska, niech mi się stanie według twego słowa. Nie zwleka z odpowiedzią, skoro na postawione pytanie: Jakże się to stanie skoro nie znam męża, usłyszy: Duch Święty zstąpi na ciebie (Łk 1, 34. 35).

Mówi TAK życiu Syna Bożego w Niej. Bóg każdego człowieka wzywa po imieniu, powołuje do współpracy z sobą, czeka na jego TAK. Powołanie każdej matki jest jednak szczególnie bliskie rzeczywistości zwiastowania. Jej TAK jest przyjęciem życia i przyjęciem wyjątkowych zobowiązań. Matka staje się „służebnicą Pańską" powołaną do dawania życia, tak w wymiarze biologicznym, jak i duchowym. Wypełnianie tego powołania odbywa się w drodze, w upływającym strumieniu czasu, w zmieniających się okolicznościach, wśród zmieniających się ludzi, wśród zmian zachodzących w niej samej. Jak ma nadążyć chrześcijańska matka z wypełnianiem swych zadań, jak zrozumieć potrzeby chwili, jak świadczyć miłość każdego dnia? Jak odczytać przeznaczone dla niej znaki?

Potrzebne jest jej zwrócenie się ku Bogu, to otwarcie, jakie miała Maryja w cudzie zwiastowania. Jak Ona musi mieć poczucie żywego kontaktu z żywym Bogiem. Ale żywy kontakt z Bogiem może mieć tylko żywy człowiek. A więc nie wolno jej duchowo zasypiać, chować głowy w piasek rozrywek, zamierać w grzechu albo w bólu, czy psychicznym odrętwieniu. Ruszaj, nie wolno stać na drodze - mówi Anna Kamieńska - stratują cię dni i godziny, znowu i znowu bądź. Żywy kontakt z Bogiem - to głębia modlitwy. Nie tej, która przedstawia Mu wszelkie nasze prośby, które On zna, ale modlitwy - kontemplacji, w której On przemawia, jak do Maryi w chwili zwiastowania. Usłyszeć głos Boga, wsłuchać się w Jego głos... To często niełatwe dla nas żyjących w dżungli dźwięków i ech - jak mówi Antonio Mura - wśród których od czasu do czasu przebija się ledwie uchwytny, zmęczony głos ludzki. To wymaga duchowego spokoju, wsłuchiwania się, sięgnięcia częściej po Biblię. Jesteśmy świątyniami Boga, a więc musimy w zgiełku naszego życia znajdować czas na chwile ciszy, chwile tylko dla Niego. Nakłaniać ku Niemu „ucho swojego serca".

Rainer Maria Rilke tak w pierwszej „Elegii" radzi swojemu sercu:

Nasłuchuj, moje serce, jak jeszcze

tylko święci słuchali: aż potężne wezwanie

unosiło ich ponad ziemię, lecz oni klęczeli dalej,

Nieprawdopodobni i nie zważali na to:

t a k byli zasłuchani[2].

Usłyszeć głos Boga, poznać swoje miejsce w planach Bożych. Usłyszeć i zachować jak Maryja. Zbudować wewnętrzną twierdzę, ukryć słowa Boże w czystym sercu. Chrześcijańska matka współpracująca z Bogiem jest kobietą czystego serca. Jak Maryja.

Przyjęcie Boga to nie tylko przyjęcie swojego powołania. To również udział w Eucharystii. Maryja przyjmuje Jezusa w zwiastowaniu, aby przekazać Go światu, tak jak chrześcijańska matka przyjmując Go w Eucharystii, przyjmuje Go dla swojej wspólnoty, dla rodziny, dla świata. Ten wzór przekazuje dalej swoim dzieciom - by uczestniczyły w wielkim dziele sycenia Bogiem duchowego głodu świata.

Oto wzór zawarty w ikonie zwiastowania.

Potem następuje czas oczekiwania na przyjście Jezusa. Droga do Elżbiety, trud wędrówki, odwiedziny, by zanieść Dobrą Nowinę i usłyszeć: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. [...] Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana (Łk 1, 42. 45). Tu Maryja wypowiada hymn swojego serca, Magnificat, sławi swoje wybranie - najwspanialszy dar Boga. Radość Maryi objawia, jaką radość powinno budzić w matce poczęte życie, jak ma tę radość głosić, aby Bóg był za nią uwielbiony, a ludzie pojęli błogosławieństwo życia.

Wtedy Maryja rzekła:

"Wielbi dusza moja Pana,

I raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.

Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej.

Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia,

gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny.

Święte jest Jego imię -

a swoje miłosierdzie na pokolenia i pokolenia

[zachowuje] dla tych, co się Go boją.

On przejawia moc ramienia swego,

rozprasza [ludzi] pyszniących się zamysłami serc swoich.

Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych.

Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia.

Ujął się za sługą swoim, Izraelem,

pomny na miłosierdzie swoje -

jak przyobiecał naszym ojcom -

na rzecz Abrahama i jego potomstwa na wieki».

Maryja pozostała u niej około trzech miesięcy; potem wróciła do domu" (Łk 1, 46-56).

Zachwyćmy się tym proroctwem Matki Boga, która napotkanym wydawała się wtedy ubogą Dziewczyną z Galilei. Swoją pieśnią wznosi się ponad swój czas i swoje miejsce, widzi w szerokiej perspektywie swój naród i świat, sprawy społeczne i historię, Boże drogi poprzez historię ludzkich pokoleń. Czy chrześcijańskie matki potrafią tak patrzeć i widzieć? Czy nie pozwalają, aby kłopoty domowe, choroby, sprawy dzieci zamknęły im spojrzenie na świat, sprawy społeczne, wolę Boga ujawniającą się w historii? Matka dbająca o dom i dziecko to piękne zadanie. Maryja pokazuje nam coś jeszcze piękniejszego - matkę, która potrafi spojrzeniem i modlitwą, często twórczym działaniem objąć także świat, w którym będzie żyło jej dziecko. I potrafi zachować pogodę serca.

Mamy świadomość obowiązku chrześcijańskiej radości. Pomimo wszelkich trosk i udręk codziennego życia, chrześcijańskie matki na tę radość winny się zdobywać, przepajać nią klimat swego domu. Niejednokrotnie wymaga to wręcz heroizmu. Czy w tym zakresie mogą znaleźć przykład w życiu Matki Bożej, która przecież głównie ukazywana jest jako Matka Bolejąca? Myślę, że tak. Najdłuższa wypowiedź Matki Bożej na kartach Ewangelii, słowa które przybrały formę entuzjastycznego hymnu, to właśnie Magnificat - „Wielbi dusza moja Pana..." Ten hymn wypowiada pełna radości Dzieweczka z Nazaretu, choć ma świadomość tego, że nie czeka jej łatwe życie. Kiedy czyta się tekst Magnificat prawie widzi się rozjaśnioną szczęściem i uśmiechem twarz Maryi. Zawierzyła Bogu tak całkowicie i tak na zawsze, że to zawierzenie wyzwalało i „ratowało" w niej zagrożoną niekiedy radość.

I znów kolejny trud drogi. Tym razem, prawie w przededniu urodzenia Dziecka, trud drogi do Betlejem u boku Józefa. Zmęczenie, niepewność, zatrzaśnięte drzwi ludzkich domów i - ubożuchna grota. Nowonarodzony „nie ma kolebeczki ani poduszeczki", ale trwa w Maryi nastrój hymnu. Narodził się Jej i światu Syn Boży. Przybywają pokłonić się istoty czystego serca, aniołowie, pastuszkowie, mędrcy...

Zatrzymajmy się na tajemnicy urodzin, by raz jeszcze podkreślić istotną prawdę: Bóg włącza każdą kobietę w sposób szczególny w swój plan stwórczy, powierzając jej macierzyńską misję. Ta misja ma stać się po krańce dziejów istotą powołania kobiety, łaską, wskazaniem sensu jej życia. I tylko wierność tej drodze może prowadzić kobietę ku pełni człowieczeństwa, wyrażonego w bezinteresownym darze z siebie dla innych, począwszy od tych, dla których jest „najbliższym bliźnim" - dla dzieci.

Moralna siła kobiety, jej duchowa moc - mówi Jan Paweł II - wiąże się ze świadomością, że Bóg w jakiś szczególny sposób zawierzył jej człowieka[3]. Boże wołanie kierowane jest do każdej kobiety. Magnificat może wyśpiewać każde kobiece serce, choć dla wielu kobiet macierzyństwo będzie wypełniane wyłącznie w wymiarze duchowym.

W Bożym planie zbawienia Maryja została obdarowana miejscem nadzwyczajnym. Bóg zawierzył Jej swojego Syna. Dlatego wierność Maryi może być wzorem dla każdej kobiety. Maryja była Panną wierną: wierną Bogu, wierną swemu Synowi, swemu powołaniu, wierną powierzonemu sobie ludowi. Dla każdej chrześcijańskiej matki jest przykładem wierności, bez której chwieją się w posadach domy, pękają więzi miłości, przyjaźni, braterstwa.

Być wiernym, współpracować z Bogiem - to strzec życia. Strzec życia od chwili poczęcia po naturalny jego kres. Strzec życia własnego dziecka, ale i bronić każdego zagrożonego życia, zagrożonego przez człowieka czy jego nieludzkie prawa. Dane jest nam w opiekę to, co najbardziej kruche i bezbronne, co w strumieniu miłości rozwijać się może najlepiej. Rodzić, chronić, pielęgnować - te zadania wynikające z macierzyństwa to powołanie każdej kobiety, a mądrzej i łatwiej jest je wypełniać, naśladując Maryję. Stwórca Jej powierzył Syna, a matkom powierza to arcydzieło, którym jest każde dziecko. To chrześcijańska matka wraz z ojcem mają mu przekazać życie fizyczne, ale i duchowe. Pomóc nawiązać głęboki osobowy kontakt z Bogiem. Włączyć je w krwiobieg miłości, nauczyć oddychać prawdą, uwrażliwić na świat, ludzi, piękno, pobudzić jego zmysł twórczy, uczyć hartu i niezłomności. To wszystko najpełniej realizuje się w rodzinie i Święta Rodzina znów powraca jako wzór. Maryja swoją współpracę z Bogiem realizowała m.in. przez rodzinne życie w Nazarecie. Idąc za Jej przykładem, chrześcijańskie matki mają dbać o tę najmniejszą, a tak ważną wspólnotę, jaką jest rodzina. Do świątyni rodziny - jeśli ma się ona uratować - musi wejść, jak weszła ongiś do jerozolimskiej świątyni, Matka Najświętsza z Dzieciątkiem Bożym na ręku - przypomina Stefan Kardynał Wyszyński[4].

Rodzina to miejsce, gdzie człowiek jest najbardziej sobą, gdzie uczy się swojej tożsamości. Matka Boża jako Panna wierna pomaga uchronić kobiecą tożsamość przed wpływami ateizmu, feminizmu. Poprzez pośrednictwo chrześcijańskich matek pomaga też zachować tożsamość narodową i kulturową - dzieciom.

Kiedy Jezus urodził się jako syn Maryi, stał się przez to synem narodu wybranego, dziedzicem jego kulturowego dziedzictwa i religijnej tradycji. Jednocześnie zobaczmy Jezusa jako dar dla wspólnoty etnicznej. Każda matka wraz z ojcem taki właśnie bezcenny dar, jak ojczyzna, tożsamość narodowa - mogą ofiarować swojemu dziecku, i taki bezcenny dar, jak swoje dziecko - mogą ofiarować ojczyźnie.

Rodzina Maryi, Józefa i Jezusa nie jest rodziną zasobną, żyjącą w spokoju. Pismo święte pokazuje Ich jako uciekinierów, często w drodze, w niewygodzie i biedzie. Taka była ucieczka do Egiptu, by ochronić życie dziecka przed nienawiścią Heroda, taki był pobyt na wygnaniu, aż do jego śmierci. Życie w niepewności i w niedostatku... Odczytajmy w tym przekazie wezwanie do mężnego znoszenia własnej biedy, do uczenia dziecka umiejętności wyrzeczeń, zyskiwania dystansu do świata rzeczy, ale i wezwanie do solidarności z rodzinami w biedzie, dotkniętymi bezdomnością, bezrobociem, także z rodzinami uchodźców z ich ojczyzn.

Spójrzmy w innym jeszcze kontekście na scenę ucieczki do Egiptu. Chroni swe dziecko i ucieka z nim z miejsca zagrożenia ten, kto ma świadomość istnienia zagrożenia. Matka Boża i Święty Józef mieli tę świadomość, dzięki ostrzeżeniu udzielonemu Józefowi we śnie przez anioła. Znając niecne zamiary Heroda, nie wahają się zostawić domu, wszystkich dóbr materialnych i iść na wygnanie... Życie Dziecka warte było ceny destabilizacji. Mamy w oczach dziesiątki przedstawień Matki Bożej, tulącej Jezusa podczas ucieczki do Egiptu.

Aby chronić dziecko, chrześcijańska matka musi wiedzieć, co mu zagraża i mieć odwagę go bronić. „Herod" czyhający na życie dzieci, ich życie biologiczne czy duchowe, różne dziś przybiera postaci. Czasem człowieka złych zamiarów, a czasem wręcz całego patologicznego środowiska podsuwającego alkohol, narkotyki, zniewalające umysł „uroki" sekt. Herodową (diabelską) twarz można dostrzegać w coraz bystrzejszych nurtach kultury śmierci. Chrześcijańska matka musi więc, chcąc ochronić dziecko, starać się odważnie zdeptać „głowę węża", lub „uciec z Dzieckiem do Egiptu". Będzie to m.in. droga ku wartościom kultury chrześcijańskiej. Musi przekazywać wątki miłości i życia, zawarte w tej kulturze, przekazywać młodym nawyki korzystania z kultury. A jednocześnie uczyć mówienia NIE wszelkim zjawiskom degradującym człowieka, poniżającym jego godność, zagrażającym jego duchowemu życiu. Tu jej głos powinien być silny i słyszany. Nie ku śmierci jesteśmy powołani, a ku życiu i miłości, a więc zadaniem naszym jest wzmacnianie moralnego wymiaru kultury. Przyszłość człowieka zależy od kultury powiedział w UNESCO Jan Paweł II[5]. Można tu dodać - przyszłość kultury zależy w znacznej mierze od postawy kobiet. Między innymi od tego czy uda im się, na wzór Maryi i Józefa, współtworzyć z mężami przepełnione wartościami „nisze kulturowe", jakimi są rodziny, Bogiem silne domy-tarcze, by ich dzieci mogły odnajdować się, nie gdzie indziej, tylko w Kościele.

Zanim zamyślimy się nad postawą Maryi szukającej swojego 12-letniego Syna, nad Maryją, dzielną kobietą czynu, zobaczmy w Niej Pannę Mądrą, kobietę głębokiej refleksji i kontemplacji. Podczas opisu zwiastowania znamienne są słowa z Ewangelii św. Łukasza: Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Zanim odpowie: Oto ja służebnica Pańska niech mi się stanie według twego słowa, padnie pytanie: Jakże się to stanie, skoro nie znam męża? Kiedy pasterze przybywają oddać pokłon Dzieciątku, znów we fragmencie Ewangelii opisującej to wydarzenie, czytamy: Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu (Łk 2, 19), czyli w świetle słowa Bożego rozważała historiozbawczy sens wydarzeń. Potem kolejna scena. Przyniesienie Dziecka do świątyni, aby Je „przedstawić Panu". Maryja zna prawo Pańskie, chce je respektować, wierzy, że stoi ono na straży ludzkich losów. To wtedy usłyszy słowa Symeona o mieczu, który przebije Jej serce. Czy nie widzimy Jej w tej chwili zadumanej głęboko? Także w opisie poszukiwania dwunastoletniego Jezusa w świątyni podobnie zabrzmi zdanie: A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu (Łk 2, 51). Maryja nieustannie ogarniała więc refleksją własne życie: zasłyszane słowa i wydarzenia. Angażuje myśli i serce, aby pogłębiać się mogła mądrość.

Kiedy po męce, zmartwychwstaniu i zesłaniu Ducha Świętego Maryja stała się jednym z najważniejszych świadków życia Chrystusa, dzieliła się z pewnością tym, co zachowała w swoim sercu i co rozważyła. I na tym trzeba się wzorować. Chrześcijańska matka winna patrzeć na swoje życie jak na zesłane od Boga, zadane, tak jak zwiastowanie było zadane Maryi. Zachowywać w sercu pamięć o otrzymanych łaskach, zachowywać pamięć o historii rodziny, zachowywać tradycję i kulturę narodu. Ma rozważać i kontemplować wielkość Boga okazującą się w jej życiu. I być gotowa dzielić się wiedzą i owocami kontemplacji. Nawet w starości i chorobie ma dary do rozdawania.

Przypomnijmy sobie teraz odnalezienie w świątyni Jezusa, który unaocznia Maryi fakt, że „powinien być w tym, co należy do Ojca" (por. Łk 2, 49), przypomnijmy sobie ten czas, w którym Matka Boża poszukuje zaginionego Syna, „gdy miał lat 12". Przez trzy dni przeżywa lęk, przerażenie... Nie ustają jednak wraz z Józefem w działaniu. Szukają Go w różnych miejscach, pytają ludzi... W końcu wracają do Jerozolimy, odnajdują Go w świątyni i wówczas Maryja zadaje tylko jedno pytanie: Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. Odwołuje się do serca swojego Syna. Jest w tym pytaniu zasmucenie, ale ani cienia potępienia, które często daje się słyszeć w naszych, kierowanych do dzieci słowach. A chociaż odpowiedź, którą Matka Boża otrzymuje, z Jej ludzkiego punktu widzenia, mogła wydawać się bolesna, ujawniając Jej niepełne wówczas rozumienie misji swego Dziecka, nie buntuje się. Podejmuje trud dorastania do zrozumienia Syna wypełniającego wolę Ojca, rozumienia wyższych konieczności. Czyż to nie wskazówka dla nas, aby dorastać na wzór Maryi do coraz pełniejszego rozumienia Bożych przekazów, ale i do lepszego rozumienia własnych dzieci? Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami. Przysłuchiwał się im i zadawał pytania, wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumienie bystrością jego umysłu i odpowiedziami. [...] Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu [...]. Czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi (Łk 2, 46-47. 51. 52).

Często wydaje się matkom, że ich dzieci uciekają od nich w obcy świat. Nie próbują, przynajmniej myślą, podążać za nimi i pytać, jakiego dobra szukają, za jakimi wartościami idą. Nie próbują zrozumieć tych wartości. A tymczasem dzieci często poprzez swą pracę, obowiązki rodzinne i społeczne chcą być w sprawach Ojca, a matki czasem nie chcą respektować ich wyborów. Tych konieczności, które wiążą się z niewygodnym nieraz od nich odsunięciem. Nakładają na ich ramiona brzemię niezadowoleń. Nie próbują rosnąć, jakby upływ lat zwalniał z obowiązku doskonalenia zarówno siebie, jak i relacji z ludźmi i z Bogiem. Często nawet czułe matki nie chcą uznać, że to nieraz dzieci prowadzą je do Boga.

Obraz odnalezionego Jezusa i Jego słowa powinny matkom wszystkich czasów przypominać, że Bóg je powołał, aby wychowywały dzieci nie dla siebie, aby tworzyły Kościół domowy, w którym młode pokolenie wzrasta dla Boga i do służby ludziom.

Jeśli dostrzeżemy te trzy dni, podczas których Maryja wraz z Józefem poszukują Jezusa, to musimy zobaczyć Maryję pogrążoną w tym czasie w ufnej modlitwie do Boga. Do tego wzoru chrześcijańska matka musi odwoływać się wówczas, gdy jej dzieci na drogach świata potrzebują modlitwy. Niech będzie ona wtedy tak stała i tak mocna, tak pełna nadziei jak modlitwa Maryi poszukującej Jezusa. I takiej modlitwy matka winna uczyć swe dzieci. (Brzmi przez lata pytanie Maryi postawione podczas objawienia w La Salette: „Czy dobrze się modlicie?").

Skromne jest bytowanie Świętej Rodziny w nazaretańskim domu, ale Bóg jest w nim zawsze na pierwszym miejscu, a Jezus „czyni postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i ludzi". Marzenia o karierach własnych i karierach dzieci powinny dojrzewać w cieniu tego obrazu. Maryja musi być wzorem jako nauczycielka świętości w życiu codziennym - dla matek i dla ich dzieci; świętości, w której mieścić się będzie, podkreślmy to raz jeszcze - ewangeliczna radość.

Czy był Jej pełen nazaretański dom? Niewiele wiemy o upływającym w nim życiu, a jednak zdania, które padają w Ewangelii, w kontekście odnalezienia Jezusa w świątyni rzucają wiele światła: Wszyscy zaś, którzy Go słuchali byli zdumieni bystrością jego umysłu i odpowiedziami. I dalej: Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach, w łasce u Boga i u ludzi. Choć zdania te odnoszą się do Jezusa, mówią pośrednio o domu, w którym wzrastał. Już dwunastoletni Jezus, Bóg-Człowiek, znalazł w swym nazaretańskim domu warunki, by mogła rozkwitnąć jak najpełniej Jego ludzka natura. Spróbujmy wyobrazić sobie, jaki to był dom. Dom ludzi kochających, stwarzających poczucie bezpieczeństwa, (z pewnością Jezus wiedział o tym, jak ratowali Go święty Józef i Maryja, uciekając do Egiptu przed prześladowaniem Heroda), dom ludzi pełnego zawierzenia Bogu, ludzi modlitwy, ale i pracy. (Jak pięknie oddaje klimat tego domu natchniony obraz La Toura, przedstawiający, jak zwykło się przedstawiać w tradycji chrześcijańskiej, świętego Józefa przy pracy i pomagającego mu małego Jezusa, przez którego rączkę prześwieca krwawo światło świecy). Wyobraźmy sobie, a pewnie się nie pomylimy, wspólne posiłki przy rodzinnym stole, dziele Józefa... Maryję, która podaje przyrządzone z sercem potrawy małemu, a potem dorosłemu Synowi. Jej wzruszenie, kiedy patrzy na twarz Jezusa, której piękno potwierdzi dobitnie Turyński Całun, rozmowy, wspólne rozważania, kiedy to pewnie im pierwszym tłumaczył Pisma... Wspólne modlitwy do Ojca, ale pewnie i wiele chwil wspólnego radowania się. Maryja miała wiele powodów do radości, zanim zaczęło wypełniać się proroctwo Symeona. I z pewnością umiała ją okazać, także w okresie, gdy docierały do Niej wieści o cudach, które czynił Jezus, o uzdrowieniach z chorób cielesnych, duchowych, o słuchających Go tłumach... Wielu udręczonych przypadało pewnie i do Jej rąk w podzięce za to, że wydała Go na świat. A radość na weselu w Kanie, kiedy zdarzył się za Jej przyczyną pierwszy cud?

„Nie mają już wina" mówi Maryja. Dostrzega to, co zaburzyć może radość gospodarzy, a tego dnia radość powinna być pełna. Ten cud - przypomni ksiądz Pasierb - wydarzył się, aby uchroniona była ludzka radość. Maryja widzi, że „wina nie mają", dostrzega więc nawet drobne „biedy" ludzi, dostrzega, bo „widzi sercem". Dostrzega, bo pewnie i sama, zawierzmy tu naszej wyobraźni, była w swym nazaretańskim domu gościnną gospodynią. Wie też, jak pomóc. W tej scenie znaczenie pośrednictwa Maryi ukazane jest ze szczególną wyrazistością.

„Nie mają już wina" - powie, a chociaż usłyszy od Jezusa: Czyż to moja lub twoja sprawa Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja? (J 2, 4), jakby niepomna ukrytego w tych słowach zniecierpliwienia kieruje do sług polecenie: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. Ona, nie tylko wierzy, Ona wie, w mądrości swego serca, że cud się wydarzy. Wierzy Bogu i zna Jezusa.

Kana Galilejska pokazuje nam Maryję, która umie włączać swego Syna w sprawy innych, która inicjuje współpracę Boga i ludzi na rzecz ludzkiego dobra, ludzkiej radości, na rzecz rodziny. I nas uczy reżyserować to, co się Bogu spodoba - ludzką solidarność.

Dzieci odchodzą z domów, ale chrześcijańska matka może wszak z dala czuwać, by nie zapominały o mocy czynienia dobra, która jest w nich. W Kanie Galilejskiej Matka Boża mówi: „Wina nie mają"... Po wielokroć dorosłym, często dobrze sytuowanym dzieciom, matka może wskazać, innymi już słowy, na tych, których biedzie mogą zaradzić. Pomóc może dzieciom, by dobro, które jest w nich, znalazło wyraz już w konkretnych czynach. Często taki, wychodzący od matki impuls, może przybliżyć ich otwarcie się na łaskę.

I czas odejścia Jezusa z Nazaretu, nauczania i znaków, kiedy Maryja żyje w oddaleniu od Niego aż do dni, kiedy zaczynają spełniać się słowa Symeona „A Twoje serce miecz przeszyje". Pamiętna scena, gdy kobieta z tłumu głośno woła do Jezusa Błogosławione łono, które Cię nosiło i piersi, które ssałeś. I Jego słowa: Owszem, ale przecież błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je (Łk 11, 27-28) .

W tym samym duchu zabrzmią słowa Jezusa w scenie, kiedy słysząc wiadomość: Oto Twoja Matka i Twoi braci stoją na dworze i chcą mówić z Tobą, oznajmia: Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką (Mt 12, 47. 50). Te słowa, wbrew pozorom, nie pomniejszają znaczenia Maryi w Jego życiu i dziele. Wsłuchajmy się w obecność Maryi w nauczaniu Jezusa.

O, gdybyś znała dar Boży mówi Jezus u studni do Samarytanki. Jego Matka - Maryja jest właśnie Tą, która poznała i przyjęła dar Boży. Przyjęła dar Bożego macierzyństwa, towarzyszyła Synowi w Jego byciu „w sprawach Ojca", „szła naprzód w pielgrzymce wiary", stała się przez wieki „nauczycielką wiary" na wszystkich kontynentach. Przepełniona miłością do Boga, była w pełni otwarta na współpracę z Nim. I ten przykład przyjęcia daru Bożego pozostawiła chrześcijańskim matkom.

„A pod krzyżem ledwo żywa stała Matka Boleściwa". Maryja przeżywa pojmanie swego Syna, Jego skazanie, drogę krzyżową, mękę i śmierć na krzyżu. Spełnia się proroctwo Symeona. Jej serce przeszywa miecz boleści. Nie z tego świata jest królestwo Jej Syna. Krok po kroku towarzyszy Jezusowi na Jego krzyżowej drodze, trwa w męce, przeżywając Jego mękę. Chociaż możemy sądzić że, w pełni swego zawierzenia, starała się zrozumieć tę dramatyczną konieczność wpisaną w historię zbawienia, to jednak, kiedy „wypełniają się Pisma", jest niewyobrażalnie samotna w swym bólu i bezradności. Nie może niczemu zapobiec, osłonić swego Dziecka, obronić, nie może ująć Mu bólu... Może tylko trwać przy nim do końca, w ciszy, nie manifestując swego cierpienia, współobecna w bólu i umieraniu Jezusa. Od wieków, przez wieki i po krańce dziejów Maryja będzie przykładem godnego znoszenia sytuacji granicznych, przyjmowania cierpienia, które jest wpisane w kondycję ludzką, z wiarą w jego sens, z pełnym zawierzeniem Bogu. Będzie uczyć, jak nie rozpaczać, a więc, jak nie tracić wiary w Życie po życiu.

A gdy chrześcijańska matka wpatrywać się będzie w wizerunek Maryi stojącej pod krzyżem, przeżywającej śmierć swego Dziecka, ale potem Jego tryumf - Zmartwychwstanie, uczyć się będzie nadziei. Za cierpieniem Wielkiego Piątku, za porą oczekiwania Wielkiej Soboty, Bóg zachował i dla niej radość niedzielnego świtu Paschy. Jeśli o tym będzie pamiętać - nawet w kłopotach i smutkach, nie podda się trwodze i pesymizmowi, nie zatruje nim życia bliskich, bo jak powiedział Stefan Kardynał Wyszyński: Każda prawdziwa miłość musi mieć swój Wielki Piątek[6].

Z wysokości krzyża Maryja usłyszy przesłanie: „Niewiasto, oto syn Twój", które uczyni z Niej Matkę nas wszystkich. W encyklice Redemptoris Mater Jan Paweł II powie: Na drodze takiej współpracy z dziełem Syna - Odkupiciela, samo macierzyństwo Maryi ulegało jakby swoistemu przeobrażeniu, wypełniając się coraz bardziej «żarliwą miłością» do wszystkich, do których posłannictwo Chrystusa było zwrócone[7]. Przyjmując misję, którą naznaczyły Jej słowa Jezusa, „Niewiasto oto syn Twój" - stała się Matką nas wszystkich, nas wszystkich wzięła pod swoją opiekę. I z tego, przyjętego przez Maryję posłannictwa wynika dla chrześcijańskich matek szczególne przesłanie. Jeśli pójdziemy za tym przykładem, pojmiemy, że matka jest powołana, aby być kimś więcej niż matką swoich dzieci. Matka ma być otwarta na świat swoją matczyną miłością. Ma usłyszeć głos własnego dziecka, własnej rodziny, ale ma być także, na wzór Maryi, przedłużeniem ręki Opatrzności dla wielu (także dla ginącej przyrody), wiedząc, że szczodrość mierzy się różnymi darami. I w postawie takiego otwarcia ma wychowywać swoich następców.

Zapatrzona w Maryję chrześcijańska matka nie może więc zapominać o „uprawie serca" zwróconego ku Bogu. Już małe dzieci powinny w niej widzieć szafarkę dobra, wrażliwą na ludzki los. A kiedy dojrzeją, kiedy odejdą ku swojemu życiu, matczyna rola, która wynika z powołania określonego troską o człowieka, nie skończy się. Matka Boża ukazuje Boży sens życia i wagę misji chrześcijańskiej matki, także po odejściu dzieci z rodzinnego domu.

Służąc innym w tej mierze, w jakiej jest to dla niej możliwe, służy ona zresztą pośrednio i swoim dzieciom, pozwalając im - choć z oddali - widzieć w niej wzór kobiety serca i działania, która potrafi swoje macierzyństwo rozumieć szeroko, obejmować nim także wielu postawionych na jej drodze ludzi. Troską swą objąć może niejedno samotne dziecko pozbawione dobrych kontaktów we własnej rodzinie.

„Niewiasto oto syn Twój"... Maryja przez wieki oręduje za nami, przybranymi dziećmi, jak Matka, ale zanim zaczęła wypełniać to posłannictwo, trwała w wieczerniku w dniu Pięćdziesiątnicy wraz z Apostołami na modlitwie. Na Nią także zstąpił Duch Święty i z Jego mocą zaczęła wypełniać już tu, na ziemi, aż po wniebowzięcie, a potem z nieba, daną Jej misję. (Wędrujący szlakiem kościołów Apokalipsy oglądają jeszcze Jej domek w Efezie, dokąd wziął Ją ukochany uczeń Syna, Jan). I znów jest tu dla chrześcijańskich matek istotny przekaz, by podjęcie każdego dzieła poprzedzały modlitwą, by prosiły o asystencję Ducha Świętego. A dziełem ma być każdy dzień życia, dziełem - rodzina, rozkwitające w rodzinnym domu dzieci, także owoce pracy zawodowej i charytatywnej, tworzone kręgi przyjaźni...

W ołtarzu głównym kieleckiej bazyliki, kościoła mojego dzieciństwa, i w tylu innych kościołach i muzeach znajdują się przedstawienia wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Wraz z wielkimi twórcami tych dzieł czcimy Maryję wziętą do nieba, orędującą za nami od wieków. Chrześcijańskie matki doświadczające tylokrotnie znaków Jej obecności w swym życiu, w sposób dojmujący pogłębiają swą wiarę w świętych obcowanie. I one kiedyś odejdą. Zostawią tu, na tej ziemi dzieci, wnuki... oby z podobną wiarą w orędownictwo Maryi, i w ich samych wstawiennicze pochylenie się, już z innych przestrzeni, nad losem swych następców.

Poznajemy Matkę Bożą z kart Ewangelii, z kart Janowej Apokalipsy, ale także z historii Kościoła, którego jest Matką. Przez wieki poznajemy Ją jako Królową wierną swojemu ludowi, orędującą z nieba. Mówi w ciszy serc milionów pielgrzymów, zdążających do tysięcy rozsianych po świecie sanktuariów, mówi wyproszonymi u Syna cudami, inspiruje do czynienia dobra.

Świadomość orędownictwa Maryi mają wierzący wszystkich krajów i kontynentów. U Jej tronu w wielu sanktuariach świata pochylają się uczeni i prostaczkowie, królowie i ich podwładni, dzieci, dorośli, starcy. Nadano Maryi setki imion; litania loretańska brzmi przez wieki w tylu zakątkach świata. Kult maryjny rozwija się, przybierając najprzeróżniejsze formy, a wśród nich jest uczestniczenie w modlitwie różańcowej, o odmawianie której prosi Maryja w swych objawieniach. Przez wieki idą do Niej także chrześcijańskie matki ze swymi bólami, utrapieniami, lękami, niepokojami, ale i dziękczynieniem. Idą do Niej jak do swej Królowej, ale i jak do świętej Matki, która zrozumie, doradzi, pomoże, rozwieje wiele wątpliwości dotyczących wyboru drogi, a gdy trzeba, będzie wypraszać cuda, tak jak niegdyś w Kanie Galilejskiej.

Maryja mówi pośrednio do nas także w objawieniach prywatnych, które chociaż nie mają tej samej wagi, co Apokalipsa, to jednak mogą być jakąś pomocą w ukazaniu roli Maryi Matki. Tak jak niegdyś przemawiała Ona do pastuszków, co przybyli do stajenki, po wiekach przemówi do pastuszków w Lourdes, Fatimie, La Salette, Gietrzwałdzie. Objawiająca się Matka Boża ostrzega ludzi, chce ich nawrócić, zawrócić ze złej drogi, skłonić do pokuty. Nawet takie lekceważone strony moralności, jak czystość języka zostają przypomniane z matczyną troskliwością w objawieniach z La Salette.

Matka Boża ukazuje się dzieciom. Niepokalane poczęcie, Niepokalana ukazuje się i rozmawia z istotami czystego serca. One są godne, by im powierzyć tajemnicę, by przyjąć polecenie przekazania Maryjnego orędzia „całemu ludowi". Ten szczególny wybór powierników wskazuje na uznanie godności dzieci, a także ukazuje znaczenie czystości serca jako warunku obcowania z Bożą tajemnicą.

To ważne przesłanie dla wszystkich matek, które często nie doceniają dostatecznie wagi wychowywania dzieci w pierwszych latach życia. W objawieniu z La Salette jest pewien moment szczególnie poruszający: pastuszkowie Maximin i Melania, którym objawia się Matka Boża, przekazując im swe orędzie, nie rozumieją fragmentu Jej wypowiedzi. Wtedy padają słowa Niepokalanej „Ach, moje dzieci, wy nie rozumiecie po francusku, zaraz wam to powiem inaczej". I piękna Pani zaczyna mówić w narzeczu używanym w okolicy Corps, i w tym narzeczu mówi do nich dalej. Wydaje się, że między innymi po to padają te słowa, żebyśmy i my, po latach, lepiej mogli zrozumieć, jak dalece ważne jest nie tylko to, co się mówi do dzieci, ale i sposób, w jaki chce się przekazać im pożyteczne treści. Wiele prawd do nich nie dociera, bo rodzice nie zadają sobie trudu dostosowania się do ich poziomu rozumienia, są zbyt mało elastyczni, a może czasem i pozbawieni dobrej woli, by poważnie traktować dziecko.

Cuda, jakie Bóg czyni za wstawiennictwem Maryi - one także są dla nas wyzwaniem. To, czym możemy, czym powinniśmy obdarzać swoje rodziny, bliźnich - to cuda radości, naszej obecności, służby, pomocy... Dzięki nim świat staje się piękniejszy, lepszy, a my uczestniczymy w tym samym dziele naprawy przez piękno, któremu patronuje Maryja. Ona od wieków prowadzi rękę piszących o Niej uczonych, pisarzy, poetów... Daje natchnienia malarzom... Wniebowzięta i koronowana przez Syna - jest ciągle z ludźmi, jest blisko. Jest, bo chce być Wspomożeniem Wiernych i naszym wzorem. Chce być Matką Dobrej Rady, bo wie, jak matkom dobre rady są potrzebne. Więc i my, matki musimy się wspomagać nawzajem, służyć sobie dobrą radą w Jej duchu.

*Tekst opublikowany w: „Salvatoris Mater" 3(2001) nr 2, s. 88-102.

[1] RM 15.

[2] R.M. RILKE, Elegie Duinejskie, w: TENŻE, Poezje wybrane, tł. M. Jastrun, Wyd. Literackie, Kraków 1964, ...

[3] JAN PAWEŁ II, List apostolski Mulieris Dignitatem (15 VIII 1988), 30.

[4] S. WYSZYŃSKI, Ze stolicy prymasów, Wyd. Św. Wojciecha, Katowice 2001, 475.

[5] JAN PAWEŁ II, W imię przyszłości kultury (2.06.1980), w: Nauczanie Papieskie (styczeń-czerwiec 1980), t. 3, Pallottinum, Poznań 1985, 736.

[6] S. WYSZYŃSKI, Kromka chleba, Wyd. Soli Deo, Warszawa 2001, 27.

Besia
Besia Gru 29 '16, 21:01

~~Spotkajmy Maryję, wybraną Córkę Izraela
 

 

W naszej wędrówce chrześcijańską drogą towarzyszy nam Maryja, Matka Jezusa. Jest przy nas obecna jako Matka i Mistrzyni, w której widzimy wzór relacji z Chrystusem jako Panem i Mistrzem. Maryja była pierwszą i najdoskonalszą Uczennicą swego Syna. Pierwsza spośród narodu wybranego, Izraela, rozpoznała i przyjęła Mesjasza. Zaprasza nas, abyśmy na Jej wzór uznali w Chrystusie naszego Pana i Mistrza i coraz bardziej stawali się Jego uczniami.

Córka Izraela

 Nasze pierwsze spotkanie z Maryją na kartach Nowego Testamentu uświadamia nam ważną prawdę: Maryja (w języku hebrajskim Miriam) należy do narodu żydowskiego, z którym Bóg zawarł przymierze i obiecał posłać Mesjasza, Syna Dawida.
 Była dumna z przynależności do ludu wybranego przez Boga. Echo uczuć Jej serca słyszymy w hymnie Magnificat: Ujął się za sługą swym Izraelem, pomny na miłosierdzie swoje, jak to przyobiecał naszym ojcom, na rzecz Abrahama i jego potomstwa na wieki (Łk 1,54-55).
 W Jej żyłach płynęła ta sama krew co w żyłach Abrahama, Izaaka, Jakuba, Patriarchów i Proroków. W Jej sercu było wyryte Prawo dane przez Boga ludowi Izraela na Górze Synaj, a na Jej ustach modlitwa Psalmów. Prawdziwa Córka Izraela.
 Podobna do swoich rówieśniczek. Jej imię „Miriam” nie świadczyło o czymś nadzwyczajnym. Nosiła je też siostra Mojżesza (Wj 15,20) i było często nadawane dziewczynkom.

Niezwykła w swej zwyczajności

 Była zwykłą, pobożną niewiastą żydowską, wiernie przestrzegającą Prawa w oczekiwaniu na nadejście Mesjasza.
 Mieszkała w Nazarecie, ubogiej i zapomnianej mieścinie w Galilei, terytorium w północnej części Palestyny. Nazywano ją też pogardliwie „Galileą pogan”, ponieważ wskutek licznych najazdów sąsiednich ludów, osiedliło się w niej wielu pogan. Galilejczycy, rozpoznawani po wymowie (mieli swój własny dialekt), byli lekceważeni przez pozostałych Żydów. Echo tej postawy słyszymy w słowach Natanaela, któremu Filip mówił o Mesjaszu z Nazaretu: Czyż może być co dobrego z Nazaretu? (J 1,46).
 Samo miasteczko nie miało większego znaczenia, nie wspominają o nim żyjący wówczas historycy. Położone na zboczu góry, z której szczytu rozciąga się widok na górę Tabor, miejsce przemienienia Jezusa, na Morze Śródziemne i na pasmo górskie Hermon, uchodzące za północną granicę Izraela.
 Codzienne życie Maryi było podobne do zwyczajnej codzienności innych żydowskich dziewcząt. Wykonywała te same czynności, starając się pomagać swoim rodzicom: sprzątała, prała, nosiła wodę, zbierała opał.
Zgodnie z istniejącymi i ściśle przestrzeganymi zwyczajami była stopniowo wprowadzana w tajemnice wiary. Z Ewangelii Łukasza dowiadujemy się, że znała bardzo dobrze Pismo Święte i umiała rozważać w sercu każde Boże słowo. Zapewne słyszała ich wiele, chociażby w swoim domu rodzinnym. W pobożnej rodzinie żydowskiej często też mówiło się o obietnicach danych przez Boga narodowi izraelskiemu. Maryja żyła w atmosferze nadziei i w duchu oczekiwania na Mesjasza. Taką postawę dobrze wyrażają słowa proroka Izajasza: Niebiosa, wysączcie z góry sprawiedliwość i niech obłoki z deszczem ją wyleją! Niechajże ziemia się otworzy, niechaj zbawienie wyda owoc i razem wzejdzie sprawiedliwość! Ja, Pan, jestem tego Stwórcą (Iz 45,8). Maryja na pewno modliła się o spełnienie proroctw dotyczących Mesjasza, aby otworzyło się łono obiecanej niewiasty (por. Iz 7,14) i objawił się z utęsknieniem oczekiwany Wybawca. Taką możemy wyobrazić sobie Maryję, chociaż Ewangelie nic nie mówią o Jej dzieciństwie.

Wyjątkowa

 Maryja pomimo tego, co upodabniało Ją do innych niewiast, była wyjątkowa i jedyna. To właśnie Ona została wybrana – spośród wszystkich kobiet żydowskich - na Matkę Mesjasza. W tym wybraniu tkwi Jej niezwykła wielkość i godność. W Niej spełniają się obietnice zbawcze i bierze początek nowy etap historii zbawienia.
 Wspólnota Kościoła Nowego Przymierza w modlitwie liturgicznej uwielbia za to Boga i dziękuje Mu, że uczynił Maryję „szczytem dziejów Izraela i początkiem Kościoła, aby wszystkie ludy wiedziały, że zbawienie przychodzi od Izraela, a Twoja nowa rodzina wywodzi się z rodu wybranego”.

Wobec narodu Jezusa i Maryi

 Spotkanie z Maryją, wybraną Córką Izraela, uczy nas szacunku do narodu żydowskiego. Prowadzi do szczerego i autentycznego dialogu z „naszymi starszymi braćmi” (Jan Paweł II). Ojciec Święty Jan Paweł II często przypominał o wspólnym duchowym dziedzictwie, które łączy żydów i chrześcijan. Kościół uznaje, że początki jego wiary i wybrania znajdują się właśnie w religii żydowskiej, dlatego nie można zapomnieć, iż Jezus, Jego Matka, Apostołowie należeli do ludu Izraela, a ich środowiskiem był świat żydowski. Niestety, „w świecie chrześcijańskim zbytnio i długo krążyły błędne i niesprawiedliwe interpretacje Nowego Testamentu odnośnie do ludu żydowskiego i jego rzekomej winy, rodząc uczucia wrogości względem tego ludu” (Jan Paweł II).
 Wymowne świadectwo daje o. Raniero Cantalamessa, kaznodzieja Domu Papieskiego, autor pięknej książki o Matce Bożej: „Maryja zwierciadłem dla Kościoła”. Pisze: „Zawsze będę wspominał moment, w którym rozpoczęło się moje własne nawrócenie pod tym względem. Wracałem samolotem z mojej pierwszej pielgrzymki do Ziemi Świętej. Czytałem Biblię. I nagle zrozumiałem jedną rzecz. Moje uprzedzenia, jeśli nie wprost wrogość do Żydów, które sobie niepostrzeżenie przyswoiłem w latach formacyjnych, były obrazą samego Jezusa. On wziął na siebie wszystko od nas, z wyjątkiem grzechu. Ale miłość własnej ojczyzny i solidarność z własnym ludem nie jest grzechem, jest wartością. Toteż na zasadzie faktu Wcielenia, Jezus – nazwijmy Go teraz Jego imieniem hebrajskim Jeszua – kocha lud Izraela. Miłością tak silną i czystą, jaką żaden patriota na świecie nigdy nie kochał swojej ojczyzny”.
Autentyczna pobożność maryjna kształtuje postawę miłości wobec wszystkich ludzi, obca jej jest wszelka nietolerancja, antysemityzm i wszelkie formy rasizmu. „Nie możemy wzywać Boga Ojca wszystkich ludzi, jeśli nie godzimy się postępować jak bracia względem niektórych spośród ludzi, stworzonych na obraz i podobieństwo Boga” (Sobór Watykański II).

 (Ks. Janusz Kumala MIC)

Besia
Besia Gru 30 '16, 18:26

~~Idźmy z Maryją


 

 

Każdy z nas ma własną i niepowtarzalną drogę do Boga. Ty także. Nikt ci nie może nakazać, którędy masz iść. Nie może cię zmusić, abyś szedł razem z nim. Nie znajdziesz szczęścia na cudzej drodze. Nawet jeśli jest ona podziwiana przez cały świat. Ty masz swoją własną drogę. Jedyną. Tylko na niej spotkasz szczęście. A zatem ruszaj, uczyń pierwszy krok i zakosztuj radości wędrowania.
 Przybliża się do ciebie Maryja, Ta, która szła drogą pięknego życia z Bogiem i chce zachęcić cię, byś razem z Nią pielgrzymował do nieba. Ona chce, abyś Ją spotkał i przyjął do swojego serca. Abyś w Jej obecności odkrywał twoją drogę życia – maryjną drogę. Wierz mi, wtedy wszystko zmienia się w życiu na lepsze. Wtedy dzień zaczyna się radośnie, a z wieczorem nadchodzi nadzieja jutra. Wtedy drugi człowiek przestaje być wrogiem, a staje się bratem. Wtedy cierpienie mniej boli, a praca uskrzydla. Wtedy nawet upadek pomnaża wolę powstania, by iść dalej. Do celu.

Uwierzyłem

 Każdy krok był bardzo trudny, bolesny. To nie z powodu drogi, choć – to prawda – była wyboista i kręta. Przyczyny należało szukać zupełnie gdzie indziej. Trudno ją było odkryć.
Pewnego dnia wydarzyło się jednak coś niezwykłego. To była chwila spotkania z Maryją. Spotkałem Ją w drodze do Ain-Karim, gdy spieszyła do swojej krewnej Elżbiety. Ewangelista Łukasz skrzętnie zanotował, że szła "z pośpiechem" (Łk 1,39).
 Przybliżyłem się do Niej. Usłyszałem bicie Jej serca. Wtedy zrozumiałem Jej pośpiech. To nie dlatego, że była już spóźniona, albo chciała zdążyć przed zmrokiem. Szła z pośpiechem, biegła przez góry, ponieważ uwierzyła, że spełniły się słowa powiedziane Jej od Pana. Uwierzyła!
 Jej promienne oblicze mówiło o Kimś Innym. Nie sposób było patrzeć na Nią i nie dostrzec, że jest Ktoś, na kogo Ona kieruje mój wzrok.
 Dotychczas uważałem się za człowieka wierzącego. Chodziłem do kościoła w niedzielę, odmawiałem pacierz rano i wieczorem, dbałem o religijną formację, jeździłem "na spotkania z papieżem" i pielgrzymowałem do wielu maryjnych sanktuariów. Byłem postrzegany przez innych jako człowiek dobry, życzliwy, pomagający potrzebującym. A zatem? Czegoś mi jeszcze brakowało? Tak. Nie żyłem wyłącznie dla Niego. Wiele - jeśli nie wszystko – czyniłem dla siebie: aby czuć się porządny, zrealizowany, wierny zasadom, aby zdobyć szacunek i uznanie innych. W tym wszystkim wykazywałem wielką gorliwość. Ktoś patrzący z boku mógłby powiedzieć – jaki porządny katolik! Takich nam potrzeba!
 Maryja zburzyła to wszystko. W drodze do Elżbiety powtarzała – jak radosny refren życia - wypowiedziane wcześniej słowa: Oto Ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa (Łk 1,38). Czyja? Nie, wcale się nie przesłyszałem. Służebnica PANA. Tego Pana, w którego wierzę i ja. Ale czy jestem Jego sługą? Patrząc na moją postawę, trzeba raczej powiedzieć – jestem swoim sługą. Wpatrzony w siebie, dbający o swoje sprawy, zapomniałem, że On jest Panem i dla Niego należy żyć.
Jeden z wielkich ludzi początku ubiegłego stulecia, Karol de Foucauld, zanotował w swoim dzienniku: "Gdy tylko uwierzyłem, że jest Bóg, zrozumiałem natychmiast, że nie mogę zrobić inaczej, jak tylko żyć wyłącznie dla Niego".
 Jakże piękne jest to słowo "natychmiast". Spotkawszy miłującego Boga nie można powiedzieć "potem", "za chwilę". Jedyną właściwą odpowiedzią jest właśnie "natychmiast" i równocześnie: "Oto jestem, Panie, Twój sługa". Właśnie tak odpowiedziała Maryja. Owocem Jej dyspozycyjności był ów „pośpiech” w drodze do Elżbiety, i do mnie też...
Nagle zauważyłem, że Jej droga jest także moją. Wiedziałem, że muszę teraz iść zgodnie z rytmem Jej kroków. Razem z Nią, też z pośpiechem.
 A zatem? Cóż, wstaję rano i idę codzienną drogą, boleśnie stawiając kroki. Wiem jednak dlaczego! A raczej: dla Kogo. Odkryłem, że dla Niego warto podejmować najtrudniejszą życiową wędrówkę...

Trzeba powstać

Czasami wydaje mi się niemożliwe, aby powstać. Przygnieciony ciężarem dnia, jego trosk i problemów, zniewolony grzechem, czuję, jak wkrada się do serca pokusa rezygnacji z wysiłku powstania. Po co? Przecież i tak się nie uda, nie warto marnować energii, skończy się tylko na próbie. Nie uda się. W ten sposób pozostaję osaczony przez zło i lękam się uczynić cokolwiek, aby to zmienić.
Nie można jednak iść drogą Chrystusa, jeśli najpierw nie zrzuci się z siebie ciężaru grzechu, powstawszy do nowego życia. Co więcej, moim codziennym zadaniem jest powstawać, zaczynać od nowa, nie zniechęcając się ani trudnościami, ani niepowodzeniami. Skąd czerpać moc? Nie mogę zapomnieć, że moją mocą jest sam Chrystus, Jego śmierć i zmartwychwstanie. W tę niepojętą tajemnicę zostałem "zanurzony" przez sakrament chrztu świętego. Przypomina mi o tym św. Paweł: Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie – jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca (Rz 6,4).
 Tyle spraw wydaje mi się potrzebnych i koniecznych na drodze życia, a równocześnie czuję, że to one właśnie mnie przygniatają, nie pozwalają powstać. Na drodze Chrystusa nie można wlec tego wszystkiego za sobą. Trzeba wszystko zostawić, jak ów ewangeliczny ślepiec, który porzuca płaszcz, czyli całe swoje zabezpieczenie przed zimnem nocy, i biegnie za Jezusem, błagając o uzdrowienie. Oto znak bezwzględnego zaufania Bogu.
 Zastanowię się chwilę. Cóż takiego muszę porzucić? Małoduszność w służeniu Bogu, bylejakość w realizacji Ewangelii, kompromisy przy wyborze między dobrem a złem... I pewnie jeszcze wiele innych "ciężarów".
 Patrzę na Maryję. W czasie zwiastowania doświadczyła spotkania z Bogiem, któremu wyraziła całkowite zaufanie, mówiąc: "Oto ja służebnica Pańska". Zaraz potem, jak pisze św. Łukasz, poszła w stronę Judei, do domu Elżbiety i Zachariasza. Niezwykle interesujące jest słowo, którego użył Ewangelista, opisując odejście Maryi. Jest to czasownik "powstać", "poruszyć się", który pojawia się także w innych okolicznościach, a mianowicie przy opisie zmartwychwstania Jezusa lub działań materialnych, związanych z wysiłkiem duchowym. To jedno słowo odsłania mi tajemnicę "powstania" Maryi. Powstaje, aby spieszyć drogą ku bliźnim, niosąc im Jezusa, ponieważ doświadczyła już w sobie mocy zmartwychwstania Chrystusa i łaski nowego życia. Jest "nowym stworzeniem", całkowicie przeniknięta Bożą łaską i "zanurzona" w Jezusie, który dla Niej okazał się Zbawicielem już w chwili Niepokalanego Poczęcia. Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem – zapewnia św. Paweł (2 Kor 5,17).
 Maryja "wstaje", aby iść w stronę potrzebujących. Każdy "nowy człowiek" jest zawsze w drodze ku innym, aby nieść pomoc. Nie można inaczej. Nowość życia chrześcijanina ujawnia się w jego miłości, bezinteresownej służbie innym. To właśnie fascynuje tych, którzy patrzą na chrześcijan. Zachęca ich też, by pójść w ich ślady, "powstać" i rozpocząć nowe życie - z Jezusem.
 "Powstając", czuję, że jest ktoś, kto mnie podnosi. Tak, w ten sposób dokonuje się przejście ze starego życia – życia w śmierci, do nowego – w łasce i w miłości. Podnosi mnie moc Chrystusa Odkupiciela.
 Obok mnie jest Maryja, Matka zatroskana o moje nowe życie. Jej obecność dodaje odwagi, pomaga pokonać wątpliwości, zachęca. Jej Serce po macierzyńsku odczuwa mój niepokój i lęk, dlatego przybliża się jeszcze bardziej, abym odczuł Jej miłość i dostrzegł w Niej wielkie dzieła Boże, zbawczą moc, która uchroniła Ją od wszelkiego grzechu. Piękna Pani zachwyca Bożą miłością, która w Niej odbija się jak w zwierciadle. Ta miłość porywa, podnosi i niesie jak na skrzydłach wiatru ku Bogu obecnemu w ludziach potrzebujących pomocy.
 Trzeba powstać. Już nadszedł czas. Przede mną droga. Na pewno spotkam na niej i takich, którym będę mógł pomóc wstać. Razem pójdziemy w stronę Boga.
 Pamiętasz słowa Jana Pawła II? "Kimkolwiek jesteś, jakakolwiek jest sytuacja, w której żyjesz, Bóg cię kocha. Kocha miłością pełną".
Wiem. Dziękuję Ci, Boże.

 (Ks. Janusz Kumala MIC)

Besia
Besia Sty 2 '17, 19:29

~~Zaufajmy Patronce szczęśliwej drogi


 

 

Życie jest nieustannym wędrowaniem drogami codzienności. U początku drogi chrześcijanina jest chrzest. Już wtedy został określony cel i wyznaczona droga. Celem jest niebo, a drogą Chrystus. Wędrujemy razem z innymi, tworząc pielgrzymujący Lud Boży, który kroczy śladami drogi wiary przebytej już przez Maryję Dziewicę – Patronkę szczęśliwej drogi.

 Jesteśmy pielgrzymami

 Gdy znamy drogę i cel, nasze życie nie jest włóczęgą, ale pielgrzymowaniem. Włóczęga nie wie, dokąd zmierza, nie zna drogi, którą jutro wybierze, bo w jego życiu nie ma celu. Natomiast pielgrzym zna cel i drogę, która do niego prowadzi. Pokonuje najtrudniejsze odcinki umocniony nadzieją, że w ten sposób przybliża się do celu.
 W drodze często trzeba dokonywać wyborów. Stajemy bowiem na rozstaju dróg i pytamy: którędy dalej? Obyśmy zawsze zauważyli przydrożny krzyż, który nasi ojcowie stawiali na rozstajach dróg, by przypominał i wskazywał, pomagał wybierać właściwą drogę. I błogosławił.

„Przede mną droga idzie w dal,
 a błękit tak się chmurzy,
 o dobry Boże, Ojcze mój,
 Ty strzeż mnie w tej podróży,
 na ścieżkach życia pilnuj mnie,
 bym nie zabłądził w drodze,
 i moc wytrwania sercu daj,
 gdy będę cierpiał srodze.

 Wśród gromów burzy i wśród mgły,
 wśród ziemskich tych zamieci,
 o Chryste, Panie, Zbawco mój,
 Twój przykład niech mi świeci!
 Niech zawsze duszę czystą mam
 i serce kochające
 i niech mi błyska w drodze wciąż
przeczystej wiary słońce!”
(Artur Oppman, Przede mną droga)

 Zatrzymując się w Domu Matki

 Na drodze życia, „wśród gromów burzy i wśród mgły”, towarzyszy nam Maryja, Patronka dobrej drogi. Ona wie, że nasze pielgrzymowanie przebiega pośród niebezpieczeństw i trudności. Jakże łatwo wówczas o zniechęcenie, o uleganie pokusie wyboru łatwiejszej drogi, o zapomnienie o celu i zadowoleniu się przejściowym odpoczynkiem w przydrożnej gospodzie...
 Maryja – uczy Sobór Watykański II - „dzięki swej macierzyńskiej miłości opiekuje się braćmi Syna swego, pielgrzymującymi jeszcze i narażonymi na trudy i niebezpieczeństwa, póki nie zostaną doprowadzeni do szczęśliwej ojczyzny”. Jako „Matka czujnego Serca” pochyla się nad każdym pielgrzymem, zwłaszcza tym, który zbłądził lub zagraża mu oddalenie się od właściwej drogi. Okazuje się wtedy Matką ratującą i broniącą. Taką spotykamy Ją w wielu sanktuariach. To właśnie w sanktuarium, w Domu Matki, można odpocząć, odetchnąć, pozbierać myśli, skorygować życiowe wędrowanie, zapytać o właściwą drogę, umocnić się – wszystko pod czułym wzrokiem zatroskanej Matki. Pozostanie tajemnicą Jej serca, w jaki sposób przekonuje Ona pielgrzymów, że warto trwać na drodze, którą jest Chrystus, że warto kochać pomimo nienawiści świata, że warto wierzyć mimo lekceważących uśmiechów i warto mieć nadzieję wbrew nadziei. Maryja przygarnia do Serca, przekonuje, że przecież warto, a potem... rusza w drogę razem z pielgrzymem. Idzie zawsze blisko, aż do domu Ojca.

„Pod słońcem
 Co świeci dla wszystkich
 Po drogach i ścieżkach tej ziemi
 Z odległych krańców i czasów
 Idziemy wieczni pielgrzymi
 Gubią się nasze imiona
 Jak ślady kroków na piasku
 Wciąż nowi i nowi się rodzą
I zastępują nas w marszu
 Lecz przyjdzie kiedyś godzina
 Jaśniejsza od gwiazd i słońca
 Na zawsze się wszyscy spotkamy
 We wspólnym domu Ojca.
 (Bożena Anna Flak, Pielgrzymi)


 Obecna w czasie wędrówki, aby pomagać

Jan Paweł II pisze, że macierzyńska miłość Maryi „dostrzega potrzeby dzieci i gotowa jest spieszyć im z pomocą, zwłaszcza wówczas, gdy stawką jest ich wieczne zbawienie. Jako Matka Pośredniczka, Maryja przedstawia Chrystusowi nasze pragnienia i prośby, i przekazuje nam Boże dary, wstawiając się nieustannie za nami”.
Wzywamy pomocy Matki Bożej „nieustannie w każdy czas”, a Ona zawsze jest gotowa, by nam pomagać. Przebywając w niebie, widzi nas wszystkich w Bogu i dobrze zna nasze potrzeby. Z miłością przedstawia je swojemu Synowi, a do nas kieruje słowa, które niegdyś wypowiedziała w Kanie Galilejskiej: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie (J 2,5).
 Maryja, modląca się za ludzi, znajduje się od początku w sercu Kościoła pielgrzymującego, wsłuchuje się w bicie jego serca i skutecznie wstawia się we wszelkich potrzebach tych, którzy utrudzeni przemierzają drogi tej

~~ziemi, aby szczęśliwie dotrzeć do nieba. „Zatem modlącą się Maryję – przypomni Paweł VI – winno się  dostrzegać zarówno w rodzącym się Kościele, jak i zawsze potem, także i teraz: chociaż została wzięta do nieba, nie przestaje jednak swej błagalnej i zbawiennej misji”.
    Gdy nas w życiu ogarnie trwoga, nie wahajmy się nigdy prosić Maryję o pomoc i razem z Nią stanąć przed Chrystusem, aby otrzymać potrzebną pomoc, doświadczyć czułej miłości Jezusa. Miejmy też zwyczaj zawierzać Maryi wszystkie sprawy naszego życia i tak jak Ona żyjmy wiarą, miłością i nadzieją. Bądźmy też zawsze gotowi, aby nieść pomoc ludziom, których Bóg stawia na drodze naszego życia.


(Ks. Janusz Kumala MIC)

.

Edytowany przez Besia Sty 2 '17, 19:38
Besia
Besia Sty 9 '17, 18:19

~~Błogosławmy Maryję, Matkę i Uczennicę

 

Maryja jest darem, który ofiaruje nam Chrystus. Zwracając się z wysokości krzyża do umiłowanego ucznia, mówi: Oto Matka twoja (J 19,27). I od tej chwili uczeń przyjął Maryję do siebie, wprowadził w przestrzeń swojego życia duchowego. Także my jesteśmy zaproszeni, aby przyjąć Matkę Jezusa do swojego życia. Oznacza to, że uznajemy Ją za naszą Matkę, która troszczy się o naszą przyjaźń z Bogiem, a swoim przykładem uczy nas pięknego chrześcijańskiego życia. Ona sama była najlepszą Uczennicą swego Syna, dlatego też umie prowadzić nas ścieżkami Ewangelii. Przyjmijmy Ją zatem do siebie, radujmy się Jej obecnością i dziękujmy Jej za wszystko, co dla nas uczyniła i czyni.

Przyjąć Matkę Pana

Maryja przychodzi do domu Elżbiety i Zachariasza, niosąc w swoim łonie Syna, obiecanego przez Boga i oczekiwanego przez naród wybrany Zbawiciela. Jako nowa Arka Przymierza, Maryja niesie w sobie nie kamienne tablice słowa Bożego, ale żywe Słowo Boże. Nic dziwnego, że Elżbieta, zobaczywszy Maryję w progu swego domu, wykrzyknęła: A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? (Łk 1,43).
Elżbieta dostrzegła w Maryi to, co stanowi o Jej nieporównywalnej z nikim godności, to znaczy dar Bożego macierzyństwa, bycie Matką Boga. Żadna z niewiast nie otrzymała takiego powołania, co uznaje Elżbieta i „wydając okrzyk”, mówi: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona (Łk 1,42).
Radując się obecnością Maryi, mamy rozpoznawać w Niej Matkę Boga, przyjmując Ją z wdzięcznością do naszego domu, czyli tego wszystkiego, co jest dla nas najbliższe i najdroższe.

Błogosławić Maryję

Zwróćmy uwagę na uroczysty sposób pozdrowienia Maryi przez Elżbietę. Ewangelista wyraźnie to podkreśla, używając wyrażenia „wydała okrzyk”. W języku greckim Nowego Testamentu tłumaczy je czasownik „proklamować”, używany w języku hebrajskim Starego Testamentu na określenie muzyki liturgicznej oraz podczas obrzędów liturgicznych przy arce Przymierza, którą pozdrawiano okrzykami i radosnymi aklamacjami. W takim kontekście można lepiej zrozumieć uroczysty charakter wypowiedzi Elżbiety. Jest ona pierwszą z ludzi, która przyłącza się do anielskiego pozdrowienia z Nazaretu, skierowanego do Maryi. Co jest ważne w tym geście pozdrowienia? To, że Elżbieta z radością błogosławi Maryję za to, kim Ona jest przed Bogiem i dla ludzi oraz że dziękuje Bogu za wybranie Jej do wzniosłej misji Matki Mesjasza.
Dostrzegamy w postawie Elżbiety przykład dla naszej pobożności maryjnej, która winna wyrażać się najpierw w okazywaniu Maryi naszego szacunku, dostrzeganiu w Niej Matki naszego Pana oraz w okazywaniu wdzięczności Bogu za wszystko, co dla Niej uczynił. Taka zaś postawa wobec Maryi będzie owocować pragnieniem naśladowania Jej i bycia razem z Nią, Uczennicą Chrystusa, uczniami i uczennicami naszego Pana.


Sławić tajemnicę Bożego macierzyństwa

W słowach Elżbiety zauważamy też, że uwierzyła ona w Boże macierzyństwo Maryi. Prowadzona przez Ducha Świętego rozpoznała właśnie w nim najwyższą godność swojej młodszej krewnej z Nazaretu. Wiele było niewiast sławnych i bardzo zasłużonych dla Izraela, ale wszystkie przewyższa Maryja – Matka Pana, czyli króla Izraela, Mesjasza z rodu Dawida. Słowa Elżbiety jakby nawiązują do tekstu z Księgi Judyty: Błogosławiona jesteś, córko, przez Boga Najwyższego, spomiędzy wszystkich niewiast na ziemi, i niech będzie błogosławiony Pan Bóg, stwórca nieba i ziemi (Jdt 13,18). W taki sposób arcykapłan powitał Judytę powracającą z obozu Holofernesa, którego zabiła, ratując swój naród przed zagładą. Podobnie też kapłan Melchizedek powitał Arama po zwycięstwie, które przyniosło wolność Ziemi Obiecanej: Niech będzie błogosławiony Abram przez Boga Najwyższego, Stwórcę nieba i ziemi! Niech będzie błogosławiony Bóg Najwyższy, który w twe ręce wydał twoich wrogów! (Rdz 14,19-20). Także Jaeli oddano cześć jako „błogosławionej wśród niewiast” (Sdz 5,24), ponieważ ocaliła swój lud przed nieprzyjacielem. Widzimy zatem, że wszyscy wspomniani bohaterowie Starego Testamentu wsławili się czynami, które ocaliły naród izraelski w czasie wojny. Maryja dokonała czegoś więcej – przyczyniła się do ocalenia wszystkich ludzi przed śmiercią wieczną, wydając na świat Zbawiciela.
Słowa Elżbiety, tak głęboko zakorzenione w tradycji biblijnej, uczą nas modlitwy pochwalnej na cześć Maryi, w której zawsze należy wyrażać miłość i wdzięczność zarówno wobec Maryi, jak i Boga – Źródła macierzyńskiej godności Maryi. Łaska Bożego macierzyństwa Maryi niech zawsze budzi w nas zdumienie i zachwyt, radość i wdzięczność, abyśmy w duchu dziękczynienia błogosławili Maryję i naśladowali Ją w słuchaniu słowa Bożego i przyjmowaniu go do swojego serca. Wtedy będziemy podobni do Maryi, Matki Boga, ponieważ zawsze, kiedy przyjmujemy słowo Boże i nim żyjemy, to jakbyśmy przyjmowali do siebie Jezusa i rodzili Go dla świata przez nasze dobre czyny.

Radujmy się Bożymi darami

„Błogosławiona” - to znaczy „szczęśliwa” jesteś Maryjo, obdarzona szczególną życzliwością Boga. Elżbieta wskazuje na sekret szczęścia Matki Pana, a jest nim wybór i powołanie na Matkę Mesjasza, o czym marzyły wszystkie ówczesne kobiety izraelskie. Rozważając szczęście Maryi, umiejmy także i my cieszyć się ze wszystkich darów, które otrzymaliśmy i otrzymujemy od Pana Boga, a szczególnie dziękujmy Mu za powołanie do życia chrześcijańskiego, za to, że od chwili chrztu świętego jesteśmy świątynią Bożą i Bóg w nas mieszka; za to, że nieustannie przychodzi do naszych serc w tajemnicy Eucharystii. Świadomi tych wszystkich darów umiejmy też wyrażać wdzięczność ich Dawcy – naszemu Panu.
(Ks. Janusz Kumala MIC)

Besia
Besia Sty 11 '17, 23:17

~~Zachwyćmy się Maryją – Piękną w miłości

 

Nasze spojrzenie kierujemy na Maryję, Uczennicę Chrystusa, która zachwyca nas pięknem swojego życia. Jej przykład wskazuje nam drogę i zachęca, byśmy na Jej wzór stawali się pięknymi, czyli żyjącymi miłością. Taka bowiem jest maryjna droga ucznia Chrystusa.
Piękno Maryi podziwiamy w misterium Niepokalanego Poczęcia, darze niepojętym i niezwykłym, który otrzymała w pierwszym momencie swojego zaistnienia na ziemi. Moc łaski Niepokalanego Poczęcia towarzyszyła Maryi przez całe Jej życie – zawsze Niepokalana, zawsze Cała Święta.

Nowe stworzenie

W tajemnicy Niepokalanego Poczęcia Maryi podziwiamy zapoczątkowanie wielkiego dzieła odnowy całej ludzkości. Łaska odkupienia, którą Maryja została obdarzona od pierwszej chwili istnienia, sprawiła, że stała się Ona nowym stworzeniem, człowiekiem całkowicie odnowionym przez łaskę.
W ten sposób zaczęły się spełniać przepowiednie proroków o nowym stworzeniu, żyjącym w pełnej łączności z Bogiem i według Nowego Przymierza.
Maryja jako Niepokalanie Poczęta ukazuje się światu jako człowiek, który nie ma w sobie nic, co nie byłoby z Chrystusa i dla Chrystusa.
Łaska Niepokalanego Poczęcia zrealizowała w Maryi nowe stworzenie, czyli w pełni zgodne z zamysłem Bożym.
Pierwszym teologiem, który dostrzegł w narodzinach Maryi nowe stworzenie, był Andrzej z Krety w VIII wieku. Napisał: „Dzisiaj ludzkość w całym blasku Jej niepokalanej szlachetności otrzymuje swoje dawne piękno. Wstyd grzechu zaciemnił blask i czar ludzkiej natury; kiedy jednak rodzi się Matka Pięknego w sposób doskonały, w Jej osobie natura ta odzyskuje swoje dawne przywileje i zostaje uformowana zgodnie z wzorem doskonałym i naprawdę godnym Boga. Dzisiaj zaczyna się reforma naszej natury, a zestarzały świat, poddany całkowicie boskiej przemianie, otrzymuje pierwociny drugiego narodzenia”.
Naukę tę potwierdził Sobór Watykański II, ucząc, że Maryja została „jakby utworzona przez Ducha Świętego i ukształtowana jako nowe stworzenie”.
Dzięki Chrystusowi każdy chrześcijanin może doświadczyć łaski odnowienia. Jeżeli ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe (2 Kor 5,17). Dzieło odnowienia człowieka dokonuje się przez chrzest święty, ale też jest to zadanie na całe życie, by zrzucać z siebie starego człowieka grzechu, a przyodziewać się w nowego człowieka, by żyć nowym życiem, według prawa Nowego Przymierza.

Cała święta

Wolność od grzechu pierworodnego, która należy do istoty dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Maryi, mogłaby sugerować, że dogmat ma charakter jedynie negatywny, określając Niepokalane Poczęcie jako brak grzechu, brak zła. To jednak nie jest pełnią tajemnicy Maryjnego dogmatu. Ma on bowiem także charakter pozytywny, który ukazuje nam Maryję jako pełną łaski – jako Całą świętą.
Maryja od początku swego istnienia, mimo że jeszcze nie była tego świadoma, cieszyła się doskonałą wspólnotą życia z Osobami Trójcy Świętej, pełnią Bożej miłości, doskonałą przyjaźnią z Nim. Bulla dogmatyczna z 1854 r. tak o tym uczy: Maryja „cała piękna i doskonała jaśniała tak wielką niewinnością i świętością, o jakiej po Bogu u nikogo innego nawet pomyśleć nie można, a której nikt poza Bogiem choćby już tylko umysłem dosięgnąć nie zdoła”.
Pełnia łask Maryi przewyższa łaski aniołów i świętych, ale należy to dobrze rozumieć. Łaska bowiem nie jest rzeczą, jakimś kawałkiem złota, które człowiek może otrzymywać i gromadzić jako swój skarb. Łaska otwiera nas na Boga i jest Jego obecnością w naszym życiu, oznacza życie w Bogu i z Nim. Ta łączność Maryi z Bogiem, dzięki darowi Niepokalanego Poczęcia, była najdoskonalsza, nieporównywalna z łaską ludzi i aniołów.
Tajemnica Niepokalanego Poczęcia Maryi mówi o tym, że jest Ona Bożym „arcydziełem”, czyli „stworzeniem idealnym, takim, jakiego pragnął Bóg”. W Niepokalanej dostrzegamy ideał człowieka stworzonego na obraz i podobieństwo Boże. To właśnie w Niepokalanym Poczęciu objawia się działanie Boga, który realizuje swój zbawczy zamysł przywrócenia ludziom stanu pierwotnej sprawiedliwości, dlatego właśnie „od początku swojego istnienia Matka Mesjasza otoczona była zbawczą i uświęcającą miłością Boga” (Jan Paweł II).
Podziwiać Maryję „całą świętą” oznacza wielbić i wysławiać Autora tej świętości – Trójjedynego Boga.
 W życiu Maryi możemy podziwiać piękno Jej harmonijnego współżycia z Bogiem i z bliźnimi. Świętość bowiem oznacza, że ktoś całkowicie żyje dla Boga, a nie dla grzechu. Umie też przyjętą Bożą miłość rozdawać innym, służąc każdemu człowiekowi w potrzebie. Niczego nie zatrzymuje dla siebie, ale chce wszystko oddać innym. Nawet życie.
Maryja umiała żyć w szarej codzienności blisko Boga. Stale otwierała się na Jego słowo i wypełniała dokładnie Jego wolę. Nie lękała się nawet najtrudniejszych zadań. Szła tam, gdzie chciał tego Bóg. Aż na Golgotę.
Świętość Maryi nie tylko mamy podziwiać, ale także inspirować się nią w naszym dążeniu do świętości. Niech przynagla nas do tego miłość do Maryi, albowiem „nie jest możliwe czcić należycie Pełną łaski bez szanowania w samym sobie łaski Bożej, to jest przyjaźni Bożej, duchowej wspólnoty z Nim i zamieszkiwania Ducha Świętego” (Paweł VI).
Często nazywa się Maryję „Gwiazdą Morza”. Jaśnieje bowiem jak latarnia morska, która rzuca światło w ciemnościach nocy, aby prowadzić do bezpiecznego portu. Wszyscy jesteśmy wezwani do osiągnięcia świętości. To nasze zadanie na tej ziemi. Patrzmy zatem na Maryję i niech Jej przykład zachęca nas do odważnego kroczenia drogą ku doskonałej miłości.

(Ks. Janusz Kumala MIC)

Besia
Besia Sty 12 '17, 09:39

~~Bądźmy uczniami Chrystusa

 

Jezus był otoczony tłumem słuchających ludzi, ale On sam gromadził wokół siebie uczniów. Oni byli Mu najbliżsi. Nie tyle w znaczeniu bliskości fizycznej, co duchowej. Towarzyszyli Mu wszędzie, dzieląc z Nim codzienne życie. Wśród nich było też wiele kobiet, i to one właśnie były szczególnymi świadkami śmierci Jezusa, Jego pogrzebu i zmartwychwstania. Do grona uczniów Jezusa należeli też ci, którzy duchowo przylgnęli do Niego, choć z Nim nie wędrowali, jak na przykład Józef z Arymatei.
Pierwszą i najdoskonalszą uczennicą Chrystusa była Maryja. Za Jej przykładem mamy stawać się prawdziwymi uczniami Boskiego Mistrza.

Być powołanym

Uczniem może zostać ten, kto został wezwany i zaproszony przez Mistrza. Zawsze Tym, który wybiera, jest Bóg. Do Niego należy inicjatywa i w żaden sposób nie można „zapisać się” do szkoły Chrystusa z własnego wyboru. W relacjach człowiek - Bóg obowiązuje zasada: pierwsza jest łaska. To Bóg obdarza, powołuje, a zadaniem człowieka jest odpowiedzieć na Jego wezwanie, przyjąć Jego wybór, by postępować zgodnie z Jego wolą, pamiętając o tym, że, ostatecznie, to Bóg jest w nas „sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą” (Flp 2,13).
Każdego z nas ogarnęła łaska wybrania i powołania na drogę uczniów Chrystusa już w sakramencie chrztu. To wtedy zostało do nas skierowane zaproszenie. Umiejmy za nie dziękować i przyjmijmy z wdzięcznością. Właśnie tak, jak uczyniła to Maryja, deklarując gotowość pełnienia woli Bożej i wielbiąc Bożą dobroć. Zechciejmy rozradować się godnością bycia powołanymi do szkoły Chrystusa.
 
Przyjąć dar nowego życia

Powołany do grona uczniów otrzymuje w sakramencie chrztu świętego dar nowego życia. Od tej chwili należy tylko do Tego, który go wybrał i powołał. Nowe życie oznacza wkroczenie w przestrzeń Bożej łaski i miłości. Uczeń Chrystusa wie, że jego ustawiczną troską winno być pielęgnowanie przyjaźni z Bogiem, trwanie w łasce uświęcającej. Wyjątkowym przykładem nowego życia jest Maryja w tajemnicy Niepokalanego Poczęcia. Pełna miłości zachęca nas do odważnego przyjmowania Bożego daru i trwania w nim, pomimo naszych grzechów. Żaden bowiem grzech nie zniweczy piękna nowego życia, jeśli pokornie otwieramy się na działanie w nas mocy Bożego miłosierdzia.
 
Słuchać Mistrza

Uczeń jest tym, który słucha. Trwa w skupieniu u stóp Mistrza, by każde Jego słowo przyjąć na glebę swojego serca. Troskliwie pielęgnuje ziarno słowa, aby wydało zamierzony przez Mistrza plon. Czyni wszystko, co tylko jest w jego mocy, aby każde słowo zamieniać w czyn miłości. Taką uczennicą była Maryja. Z wiarą przyjmowała Boże słowo i wiernie je wypełniała. O tym, jak to było ważne dla Maryi, zaświadcza św. Augustyn: „Czyż nie wypełniała woli Ojca Maryja Dziewica, kiedy przez wiarę uwierzyła, przez wiarę poczęła, która została wybrana, aby z Niej narodziło się zbawienie dla ludzi, która została stworzona przez Chrystusa, zanim w Niej został stworzony Chrystus? Oczywiście, że pełniła wolę Ojca święta Maryja i dlatego większą jest rzeczą dla Maryi bycie uczennicą Chrystusa, niż bycie Matką Chrystusa”.   
Także dla nas ważniejsze jest pokorne pełnienie woli Bożej, niż tylko zewnętrzne przyznawanie się do Chrystusa. W taki sposób będziemy najlepiej dawać świadectwo o naszym Mistrzu i Panu.

(Ks. Janusz Kumala MIC)

Besia
Besia Sty 22 '17, 21:02

~~Pójdźmy Bożą drogą

 

Do każdego celu prowadzi określona droga. Może być dłuższa lub krótsza, trudniejsza lub łatwiejsza - różna. Najważniejsze jest jednak to, że prowadzi pewnie do celu. Jeśli zaś nie, to nie jest tak naprawdę drogą, ale jedynie jakimś szlakiem nikomu niepotrzebnym.
Nasze życie też jest drogą. Codzienna wędrówka ma prowadzić nas do celu, którym jest szczęście wieczne w niebie. Chodzi jednak o to, by stale rozpoznawać tę drogę i wytrwale nią kroczyć, czyli poznawać Boże zamiary wobec nas i je realizować. Najpiękniejszy przykład takiego życia daje nam Maryja.

Najpierw rozeznać

Zanim wyruszymy w drogę, należy poznać tę, która jest dla nas najlepsza. Zazwyczaj przed nami otwierają się różne możliwości, kuszą atrakcyjne reklamy, zachęcają przekonujący przewodnicy. Którędy iść? Jaką drogę wybrać? Dobrze jest, aby takie pytania stawiać w ciszy i skupieniu, w modlitwie przed Bogiem. Nasz wybór będzie tylko wtedy trafny, jeśli rozpoznamy tę drogę, którą proponuje nam Bóg.
Maryja także na pewnym etapie swojego życia musiała wybrać pomiędzy drogą, którą rozeznała już w swoim Niepokalanym Sercu, by w dziewiczej miłości należeć do Józefa, a drogą Bożego macierzyństwa. Boży plan wobec Niej okazał się o wiele wspanialszy, niż można było przewidzieć. Oto Bóg ukazał Jej drogę małżeńskiej i dziewiczej miłości oraz macierzyństwa wobec Syna Bożego. Dla Maryi taka propozycja nie była łatwa do przyjęcia, nie mówiąc już o tym, że do końca niezrozumiana. Pomimo to Maryja mówi „tak” i przyjmuje Boży plan wobec swojego dalszego życia. Dlaczego? Taka odpowiedź była możliwa dlatego, że Maryja została obdarzona łaską Niepokalanego Poczęcia, czyli doskonałej przyjaźni z Bogiem. Żaden grzech nie zaciemniał Jej spojrzenia na Boga. Nic nie zniekształcało Jej miłości. To dlatego umiała całkowicie zawierzyć Bogu i Jego słowu oraz odważnie podjąć się realizacji niezwykłego powołania.
My także, nawet często, stajemy przed Bogiem, który wskazuje nam drogę. Abyśmy potrafili dostrzec właściwy kierunek wędrówki i mieli odwagę wyruszyć, musimy czuwać nad pięknem serca, czyli przez łzy żalu i łaskę sakramentu pokuty oczyszczać się z naszych grzechów. Im bliżej będziemy Boga, zjednoczeni z Nim przez łaskę uświęcającą, tym łatwiej nam będzie rozeznać i przyjąć Boże plany wobec nas.


Podziękować

Przyjęcie Bożego planu jest dla nas najlepszym wyborem. Tym bowiem, który wskazuje nam drogę, jest przecież miłujący Bóg, znający nas najlepiej i zatroskany o nasze szczęście. Nigdy nas nie zwiedzie, nie zostawi samych, ale zawsze będzie czuwał, aby w razie potrzeby pospieszyć z pomocą.
Naturalną reakcją kogoś, kto otrzymał jakąś dobrą radę czy wskazówkę, jest dziękować za okazaną życzliwość. Także my, przyjąwszy Boży plan naszego życia, umiejmy otworzyć serce i wyrazić wdzięczność Dawcy.
Postawy dziękczynnej uczy nas Maryja. Zaraz po zwiastowaniu i przyjęciu Bożej woli Obdarowana spieszy do domu Elżbiety, aby podzielić się radosną nowiną i w takiej radosnej, rodzinnej atmosferze śpiewa pieśń wdzięczności: Wielbi dusza moja… bo wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny (Łk 1,46.49). Włączmy się w to Maryjne dziękczynienie. Cieszmy się darem życia i wybranego przez nas powołania, drogi życia, czyli sposobu realizacji Bożego planu. Bądźmy pewni, że tylko na tej drodze będziemy doświadczać autentycznego szczęścia i podążać ku jego pełni.
 
Wytrwać

Na początku drogi entuzjazm dodaje skrzydeł. To jednak nie trwa długo. Wkrótce mogą pojawić się wątpliwości, niezrozumienie zaskakujących sytuacji, trudności, zniechęcenie… Każdy krok naprzód okazuje się bolesny, tak, że chciałoby się zawrócić, albo usiąść zrezygnowanym. Tym bardziej, jeśli na horyzoncie nic nie widać, bo mgła wszystko zasnuwa, a ciemności zaczynają się wkradać do serca. Co wtedy? Nadszedł czas na egzamin z wytrwałości. Początkową gotowość wypełnienia Bożego planu należy potwierdzić wytrwałością w jego realizacji.
Takie „egzaminy” zdawała również Maryja. Jej drogę wiary niejednokrotnie ogarniały ciemności, doświadczała też niezrozumienia ze strony najbliższych, cierpienia przy umiłowanym Synu. Mimo wszystko szła naprzód aż na Golgotę, by zapłacić najwyższą cenę za wierność Bożej drodze.
Naszą codzienność znaczą chwile, w których stajemy przed koniecznością rozeznania dalszej drogi. Obyśmy na wzór Maryi umieli to czynić w całkowitym zawierzeniu Bogu, dziękowali Mu i trwali do końca, nawet jeśli nas to będzie wiele kosztowało. Warto.
 
(Ks. Janusz Kumala MIC)