Loading...

Staro-nowe | Forum Nowenny Pompejańskiej

Natalia
Natalia Kwi 16 '17, 22:40
Witam wszystkich i pozdrawiam! Nazywam się Natalia. Pierwszy raz występuję na tym forum pod własnym imieniem ;) Swoją przygodę z nowenną zaczęłam już łooo..to chyba będzie 3 lata temu. Największy banał, bo rozstałam się wtedy z chłopakiem, a wiadomo, okres dojrzewania (akurat byłam wtedy w liceum), więc bolało niemiłosiernie. Maryja mnie nie wysłuchała. Ten chłopak nie wrócił do mnie, co uważam w tym momencie za wielki plus. Jak patrzę teraz na niego, to zastanawiam się, co mną kierowało..człowiek kompletnie nie w moim typie. Przede wszystkim jestem bardzo wymagająca wobec mężczyzn, muszą okazywać mi maximum szacunku, a on swoją aktualną dziewczynę zdradza na prawo i lewo (oczywiście mnie też to nie ominęło, o czym nieszczęśliwie miałam okazję się dowiedzieć). Przykro mi z tego powodu, ale życzę im szczęścia. W tym miejscu mała wstawka dla osób, które modlą się o czyjś powrót - zastanówcie się o co prosicie, bo czasami Wasze prośby mogą się ziścić. Sama się sobie dziwię, że to piszę, ale trzeba po prostu zaufać. No ja w życiu bym się nie spodziewała, że brak powrotu będzie największym szczęściem, jakie mnie spotkało. Także kontynuuję. W zasadzie nie miałam większych problemów z wiarą poza tym, że jestem dosyć leniwą osobą. No i miałam pewne problemy i problemiki, które wolałabym zachować dla siebie. Ale trochę mi źle z tym było, że opuszczałam niedzielne msze, czasami nie modliłam się codziennie. Podejrzewam, że w tej kwestii mogę podziękować św. Judzie Tadeuszowi od spraw beznadziejnych (ha, takim właśnie przypadkiem jestem!). To jest wielki kolo, przybiję mu piątkę w niebie (daj Panie), bo w każdej sprawie praktycznie zwracam się do niego o wstawiennictwo, a on twardo za mną staje i jeszcze nigdy mi nie odmówił. Albo ma miękkie serce, albo naprawdę jest z niego wielki gość. Uwielbiam go, co tutaj dużo ukrywać. Wiele też zawdzięczam moim zmarłym, za których staram się codziennie modlić. Jeżeli komuś będzie się chciało czytać moje wypociny, to mogę kiedyś napisać, jak realnie się za mną wstawiają :) No i mój Anioł Stróż, o którym często zapominam, a który zawsze mnie strzeże, o czym napiszę za chwilę. Więc wracając - im zawdzięczam to, że ciągle wierzę i dzisiaj chce mi się odmawiać 3 różańce dziennie. Nie moja to zasługa, ale ich. Pomimo niewysłuchanej nowenny jestem szczęśliwa. Sprawa, w której się modliłam jest moim zdaniem (nie bagatelizując problemów innych osób o podobnych intencjach) błaha. Nie wrócił do mnie, okey, ale czy słońce z tego powodu przestało świecić? Czy świat się zatrzymał? Nie. Poznałam innego chłopaka, którego bardzo kocham do dzisiaj, chociaż aktualnie nie jesteśmy już razem. Dostałam się na wymarzone studia i mam nawet garstkę wspaniałych przyjaciół, którym muszę częściej powtarzać, że są wspaniali. Rodzina mnie kocha, a ja ich, chociaż nie jesteśmy idealni. Moja babcia to kobieta cud, uwierzcie mi! Mam kota i psa, często mówię im, że są głupki, ale tak naprawdę ich również kocham i zwyczajnie mnie rozczulają. Mam dach nad głową, mam co jeść. Dzisiaj to doceniam. Wielu osobom mogłoby się wydawać, że mam idealne życie i po co nowenna. Jestem przecież zdrowa, żyje mi się dostatnio..też nie mam jakiejś zbytnio sprecyzowanej intencji, bo modlę się o większą łatwość w nauce i realizacji celów oraz marzeń. Mam kilka takich właśnie dosyć jasnych celów życiowych (a zarazem marzeń), jak np. skończenie wymarzonych studiów, założenie rodziny, zwiedzenie Peru i Boliwii, skok ze spadochronem (a marzyć trzeba!). W sumie modlę się o orędownictwo. Mam też swoje problemy, które chciałabym rozwiązać - jak każdy zresztą. Kto wie, może nowenna pomoże mi w tej chwili naprawić kilka błędów, które popełniłam, a których bardzo żałuję? Ostatnio bardzo wyczuwam Boga w moim problemie, jakim jest podchodzenie do porażek..jestem szalenie ambitna, ale jak już wspomniałam - leniwa. To mój wielki problem. Gdy coś mi się nie udało, zwłaszcza na szczeblu edukacyjnym - miałam tendencję do przesadzania i.obwiniania o to wszystkich, tylko nie siebie. Jestem dosyć emocjonalna i potrafiłam płakać,rzucać się (oraz studia haha)) z powodu niezaliczonego w pierwszym terminie kolokwium. Mam wrażenie, że Pan Bóg mówił mi "spokój dziewczynoo", pewnie nie wiedział, co ze mną zrobić, bo ile to razy planowałam wyjechać z kraju obrażona, bo mi nie poszło to moje i jego :d nie powiem, ciężka jestem. Ale dzisiaj podchodzę do tego ze spokojem, pokorą i przede wszystkim skromnością. To mnie przekonało do tego, że nowenna może dać mi wiele większych łask! Więc pomimo strachu (do dzisiaj pamiętam koszmary senne i stany depresyjne) złapałam różaniec i tak już idzie mi 11 dzień - póki co spokojnie, chociaż z niepokojem spoglądam w najbliższą przyszłość. Wiem, że w sumie nie trzyma się to wszystko kupy, bardzo chaotycznie piszę, chociaż staram się, aby wszystko było jasne. Skaczę z tematu do tematu, ale musicie mi to wybaczyć - mam bardzo wiele do przekazania. Chciałabym teraz przytoczyć Wam historię z mojego życia wziętą, dla niedowiarków. Ja niestety jestem jak niewierny Tomasz i często łapią mnie wątpliwości i proszę wtedy o namacalny dowód na istnienie Boga. Nie zawsze go dostaję, chociaż w moim przypadku Bóg wykazuje się ogromną wyrozumiałością oraz cierpliwością. Wiele takich dowodów jest zazwyczaj bardzo osobistym przeżyciem, dlatego wielu z Was pewnie tego nie zrozumie, ale mam historię, którą chciałabym się podzielić. Nadmienię tylko, że te 3 lata temu występowałam tutaj na forum różańcowym pod "pseudonimem" Kasia. Właśnie podczas odmawiania mojej pierwszej nowenny poszłam z koleżankami do klubu. Pamiętam dokładnie, była to impreza 6 grudnia - mikołajkowa. Niefortunnie pojawił się tam mój były chłopak ze swoją aktualną dziewczyną. Nie było to długo po naszym rozstaniu, więc szybko połączyłam ze sobą fakty i - o zgrozo - doszło do mnie, że mnie zwyczajnie zdradzał. Co mogłam zrobić lekko podchmielona, ze złamanym sercem? A wzięłam swoje rzeczy, zadzwoniłam rozhisteryzowana po rodziców i wybiegłam z klubu. Niestety nie znałam dobrze miasta, a był środek nocy..klub znajdował się w dosyć nieciekawej okolicy, w której po godzinie 22 można spotkać narkomanów i często zwyczajnych przestępców. Dopiero po chwili do mojego zamroczonego umysłu dotarło, że się ZGUBIŁAM. Zapłakana straciłam kompletnie nadzieję. Mijając kolejnego niezbyt ciekawego typka zaczęłam modlić się do Anioła Stróża. Jeszcze kilka minut tak krążyłam, kiedy w końcu zauważyłam 3 miło wyglądających chłopaków. Zdobyłam się na odwagę i zaryzykowałam - zapytałam się o drogę. Byli bardzo mili, wyjaśnili mi na spokojnie jak dostać się na dworzec. Nie byłoby nic nadzwyczajnego w tej historii, gdyby nie to, że na moje "dziękuję, uratowaliście mi życie", jeden z nich rzucił "nie ma za co Kasia", po czym mrugnął okiem. Dacie wiarę? Niektórzy mówią mi, że to zbieg okoliczności, ale ja w to nie wierzę :) Ps korzystając z okazji chciałam podziękować wszystkim, którzy się za mną modlili, gdy funkcjonowałam na forum i później! Pamiętam o Was w modlitwie, chociaż o istnieniu większości pewnie nie wiem.