Witam wszystkich na tym forum,
Nowenne pompejańską zaczynam po raz drugi, pierwszą przerwałam w przedostatnim dniu... dlaczego? sama nie umiem tego powiedzieć, dosłownie nie byłam w stanie dokończyć, skończyło się na tym ze ostatni dzień odmawiałam przez 4 kolejne walcząc o każde "Zdrowaś Mario"
Oczywiście modlę się za kogoś, tak, w tej sprawie którą wszyscy uważają za beznadziejeną, ale czy to nie jest tylko miarą wiary i nadzieii.. i miłości. Chodzi też o to żeby tej osobie pomóc, ale wiem że moimi siłami nic nie mogę... Podięłam Nowenne raz jeszcze, jest 11 dzień i miotają mną straszne wątpliwości i chęć zostawienia tego. Wiem że tak jest, wiem że wszyscy o tym piszą. Na pozór jest lepiej ale czuję że znów się na tym zawiodę, że to ie żaden znak a jedynie coś co zrani mnie jeszcze bardziej a z drugiej strony chcę ufać - nie sobie i swoim odczuciom ale Bogu, tylko nie wiem jak i czemu i co jest przejawem tej ufności, które z uczuć.. te zgodne z intencją czy te wręcz przeciwne. W trzecim dniu byłam z bliską mi osobą z rodziny u lekarza, usłyszałam że podejżewa raka, pierwsza moja myśl brzmiała "nie chcę moją modlitwą nikogo skrzywdzić". Wiem, że to nie tak. Że proces chorobowy nie zaczął się "nagle" a ze mną miotają skrajne emocje - bardzo jednak proszę o modlitwę, za mnie i za osobę dla której podięłam się tej modlitwy.