Loading...

Czy można prosić Boga o śmierć? | Forum Nowenny Pompejańskiej

Lokalizacja tematu: Forum » Różności » Propozycje
Besia
Besia Lip 8 '13, 18:10
 Święty prorok Eliasz prosił. Znalazł się w bardzo trudnej sytuacji życiowej i był pewien, że jest to sytuacja bez wyjścia. Przyszły na niego myśli tak czarne, że nie widział poza nimi już nic, żadnej nadziei, żadnej możliwości odwrócenia wydarzeń. I prosił Boga: „Już czas, Panie! Odbierz mi życie” (1 Krl 19, 4).

Postawa świętego męża wydaje się być trochę gorsząca. Bo przecież to prorok Pański! Nie jakiś zwykły śmiertelnik, którego przygniatają problemy życiowe, ale mąż Boży, człowiek, który jest bardzo blisko Boga, człowiek o ogromnej wierze. Taki człowiek nie powinien chyba nigdy poddać się rozpaczy. Powinien raczej w obliczu piętrzących się przeciwności jeszcze mocniej zdać się na Boga, zaufać Mu, „zacisnąć zęby” i iść dalej. A tymczasem święty prorok Eliasz załamał się, a Pan Bóg wejrzał na tę jego modlitwę po swojemu.

Żeby zrozumieć, jak doszło u człowieka silnej wiary do tak mocnego kryzysu, potrzeba nam bliżej przyjrzeć się sytuacji Eliasza. Historia proroka Eliasza jest opisana w Pierwszej Księdze Królewskiej, począwszy od 17 rozdziału. Prorok Eliasz w imieniu jedynego Boga zapowiedział suszę jako karę za odstępstwo od wiary i Prawa Bożego ze strony władców i narodu izraelskiego. Przez blisko trzy lata, podczas trwania suszy, musiał ukrywać się przed gniewem króla Achaba. Posmakował wtedy twardego chleba wygnania, ale równocześnie wielkości i dobroci Boga, któremu służył. Doświadczył np. mocy modlitwy, gdy prosił Boga o przywrócenie życia zmarłemu młodzieńcowi. Był świadkiem wskrzeszenia tego chłopca. Takie znaki mocy Boga, który jest faktycznym Panem życia i śmierci, opisane są w Piśmie Świętym tylko kilka razy.

Po trzech latach trudnego życia na wygnaniu i w ukryciu Eliasz powraca do Izraela. Bóg znów czyni przez jego modlitwę wielki znak. Eliasz sprowadza ogień z nieba, który na oczach zebranych tłumów pali ofiarę złożoną Bogu. Wtedy lud w porywie gorliwości zabija proroków Baala – kultu obcego Izraelowi. Wówczas gniewem unosi się królowa Izebel i to ona oznajmia Eliaszowi, że ukarze go śmiercią. Królowa Izebel miała faktycznie władzę nad życiem każdego w Izraelu. Właśnie ta groźba królowej wprowadza Eliasza w wielki strach. Strach przed nieuchronnością rozkazu królowej; strach, że w takiej sytuacji nawet Bóg nie może pomóc; strach, który opanowuje serce proroka i zmusza go do ucieczki. Strach, który w nim narasta, potęguje samotność. Eliasz wie, że nie może teraz liczyć na żadną pomoc ze strony ludzi, bo każdy, kto chciałby podać mu dzisiaj pomocną rękę, naraża siebie i swoją rodzinę na gniew królowej! Eliasz zostaje więc sam ze swoim strachem, pewien, że nikt mu już nie pomoże. Odprawia nawet swojego sługę, by nie narazić i jego na śmierć. Kryzys, w jakim znajduje się Eliasz, doprowadza go do załamania. Kryzys dosięga głębi jego serca, gdyż wydaje mu się, że nawet sam Bóg nie jest w stanie mu pomóc, że został kompletnie sam ze swoimi problemami – tak to odczuwa. Wtedy odchodzi na pustynię, w samotność; siada i szczerze prosi dobrego Boga, by go już zabrał, by w śmierci odnalazł wreszcie ulgę. Eliasz jest pełen ciemnych myśli; opanowują go i nie dopuszczają żadnego promyka nadziei. Mówi: „odbierz mi życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków” (1 Krl 19, 4). Prorok wyznaje, że jego przodkowie nie do końca postępowali zgodnie z wiarą. Także on, który z całych sił starał się być wierny Bogu, nie dał rady. Wydawało mu się, że to, czego oczekuje od niego Bóg, jest zbyt ciężkie.

Czy więc można prosić Boga o śmierć? Nasze doświadczenie życiowe pokazuje, że są osoby, które szczerze Go o to proszą. Najczęściej jest to sytuacja osoby w starszym wieku, która traci siły z tygodnia na tydzień – kiedy starość sprawia, że coraz częściej jest się zdanym na pomoc najbliższych, a czasem obcych ludzi. Kiedy do tego dojdą przewlekłe bóle fizyczne, spowodowane różnymi chorobami, niejeden wierzący, powstrzymując w samotności łzy, szczerze, z serca zwraca się do Boga i prosi, by go już zabrał, by wraz ze śmiercią dał mu upragnioną ulgę. Zdarza się także, że z ust człowieka jeszcze młodego może popłynąć taka modlitwa – w sytuacji, gdy ktoś ulega wypadkowi, gdy niesie to ze sobą przedłużające się cierpienie fizyczne i w dodatku wszystko wskazuje na to, że to cierpienie już nigdy go nie opuści. Bywa też tak, że człowiek cierpi na jakieś zaburzenia emocjonalne: objawia się to mocniejszym czy słabszym rozbiciem psychicznym. Dla takiej osoby świat i życie codzienne są przytłaczającym ciężarem. Najczęściej taki człowiek zmuszony jest do korzystania z pomocy psychologa lub nawet psychiatry i – co za tym idzie – jest zmuszony wspierać się lekami psychotropowymi. Bez takiej pomocy ciemne myśli i uczucia ogarniają go i mogą prowadzić do znacznej degradacji psychicznej. Przejawić się to może nie tylko w skierowanej do Boga prośbie o śmierć, ale wręcz w natrętnych myślach samobójczych.

Biblijny przykład świętego proroka Eliasza, jak i doświadczenie życiowe pokazują, że są sytuacje, gdy człowiek szczerze prosi Boga o śmierć, widząc w niej ulgę dla swoich cierpień. Przykład Eliasza jest mimo to pełen światła, niesie ogromną nadzieję, bo Bóg jednak go nie opuścił, nie pozostawił go samemu sobie. To sam Pan wprowadza Eliasza w kryzys, dopuszcza do swego proroka zło, dopuszcza, by jego życie układało się zupełnie nie po jego myśli. Ale po co Bóg doprowadza Eliasza do kresu jego wytrzymałości? Po to, by przygotować duszę Eliasza do nowego, zadziwiającego spotkania z Bogiem. Do nowej, niespotykanej bliskości z Panem – takiej bliskości, jakiej Eliasz nie mógł sobie nawet wyobrazić. Bóg posyła Eliaszowi anioła z pożywieniem, Eliasz wstaje i przez 40 dni wlecze się przez pustynię, by dojść do góry Horeb. Tam Bóg daje mu się poznać w całkiem nowy sposób; tam zaprasza Eliasza do wielkiej bliskości z sobą (zob. 1 Krl 18, 7–14). Noszę w sobie głęboką wiarę i nadzieję, że wszystkie cierpienia i trudy, jakie na nas spadają, mają właśnie to na celu: doprowadzić nas do większej bliskości z Jezusem.

Według św. Jana od Krzyża rozwój duchowy, a więc zbliżanie się do Boga, prowadzi przez różne etapy. Nawzajem przeplatają się okresy pełne światła, jasne, proste, pełne radosnych chwil i okresy ciemne jak noc, pełne niepewności i oschłości. Św. Jan uczy, że czymś zupełnie naturalnym jest przechodzenie przez różne trudności. Jan nazywa je nocami. Są to problemy zewnętrzne, takie jak: choroba, trudności finansowe, niepowodzenie w pracy, a także problemy wewnętrzne, jak: oschłość na modlitwie, nerwowość w relacjach z ludźmi, ogólne zniechęcenie do czynienia dobra. We wszystkich tych trudnościach Bóg nas nie opuszcza, ale chce nas przez nie przeprowadzić. Po co je na nas dopuszcza? Według Jana od Krzyża po to, by dusze oczyścić i przygotować do zjednoczenia z Bogiem. Jednak należy pamiętać, że inna jest sytuacja człowieka, który zbliża się do Boga i On wprowadza go w trudne doświadczenia, a inna osoby, która nie przejmuje się zbytnio Bożymi sprawami, a przeżywa swoje cierpienia wewnętrzne.

Czy więc godzi się, będąc w naprawdę ciężkiej sytuacji, prosić Boga o śmierć? Doświadczenie świętego proroka Eliasza i wskazówki św. Jana od Krzyża podprowadzają nas pod najpewniejszy przykład. Żeby dobrze zrozumieć Boże drogi, przyjrzyjmy się modlitwie Jezusa, naszego Pana, w Ogrójcu. Pan mówi: „Smutna jest moja dusza aż do śmierci […]. Ojcze, zabierz ten kielich ode mnie” (Mk 14, 34–36). Sytuacja Jezusa przypomina sytuację Eliasza: strach, głęboki ludzki smutek, samotność. „Ojcze, zabierz ten kielich ode mnie” – to naturalna reakcja człowieka na zbliżające się cierpienie. Każdy człowiek instynktownie chce je od siebie oddalić, uniknąć go. Nie ma w tym nic dziwnego. Jednak Jezus po pewnym czasie przekracza to, co jest tylko naturalne, instynktowne, i wznosi do Boga inną, szczególną modlitwę: „lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty chcesz, niech się stanie” (Mk 14, 36). Zaufać Bogu, który jest dla nas Ojcem, zaufać Mu mocno, że nawet w najcięższych chwilach On jest przy mnie i mnie prowadzi! To jest przykład i droga Jezusa. On wie, że Jego cierpienie przyniesie łaskę i zbawienie dla innych. Tą droga poszło już wielu ludzi, w tym wielkich świętych i nikomu nieznanych wierzących. Wydaje się, że właśnie w Ogrójcu znajdujemy odpowiedź na nasze pytanie: Czy można w cierpieniu prosić o śmierć? Można – to naturalna reakcja. Ale wiara dodaje nam nowych sił i popycha nas do powierzenia się Ojcu, do przyjęcia i ofiarowania za innych tego, co przynosi życie.

o. Artur od Ducha Świętego OCD

Jerzy
Jerzy Lip 10 '13, 16:24
Na pewno można bo przecież i święta Faustyna prosiła Pana Jezusa żeby już ją zabrał do siebie. Nie można tylko przyczyniać się do własnej lub cudzej śmierci. Nasz Ojciec Święty też prosił o to aby uporczywie nie trzymali go przy życiu przy pomocy aparatury gdy już nadejdzie jego Godzina.