Loading...

Będziesz Biblię czytał nieustannie | Forum Nowenny Pompejańskiej

Lokalizacja tematu: Forum » Różności » Propozycje
Dorota
Dorota Maj 18 '14, 21:32
Homilia ks. Zbigniewa Maciejewskiego

W ostatni czwartek rozdając dzieciom klas czwartych Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu wielokrotnie mówiłem do każdego z nich: "Będziesz Biblię czytał nieustannie".

Te moje słowa to był cytat z Romana Brandstaettera a dokładnie słowa jego dziadka przekazane pisarzowi w testamencie.

Brandstaetter tak o tym pisze: "Mój dziadek na kilka dni przed śmiercią pozostawił mi w spadku testament: – Będziesz Biblię nieustannie czytał – powiedział do mnie. – Będziesz ją kochał więcej niż rodziców… Więcej niż mnie… Nigdy się z nią nie rozstaniesz… A gdy zestarzejesz się, dojdziesz do przekonania, że wszystkie książki, jakie przeczytałeś w życiu, są tylko nieudolnym komentarzem do tej jedynej Księgi." (Krąg biblijny)

To są niezwykle mądre i ważne słowa: "Będziesz Biblię nieustannie czytał (…). – Będziesz ją kochał więcej niż rodziców… Więcej niż mnie… Nigdy się z nią nie rozstaniesz…"

A teraz popatrzmy na wielki tryumf diabła. Biblia, Boże Słowo, Boże Objawienie, nie jest wystarczająco słuchane, czytane i rozważane. To diabelski sukces. Sukces diabła, który pozwoli ci chodzić do kościoła, przystępować do sakramentów, modlić się. Nie pozwoli ci jednak poznać Boga, a tym samym niszczy to wszystko co mógłbyś osiągnąć chodząc do kościoła, przystępując do sakramentów i modląc się.

Można chodząc do kościoła, przystępując do sakramentów i modląc się, pójść do piekła.

Jak to możliwe?

Wyobraźmy sobie chłopaka i dziewczynę. Dziewczyna przed każdą randka, każdym spotkaniem z chłopakiem wkłada w uszy stopery, dopycha watą a na to zakłada jeszcze przemysłowe ochraniacze na uszy.

Odbywa się randka, spacerują, piją kawę, jedzą szarlotkę. A niech tam, idą do łóżka. I co? Czy będąc tak blisko dziewczyna pozna chłopaka?

Pozna jego rysy twarzy i kolor oczu. Tak naprawdę jednak, nie słysząc ani jednego jego słowa, nie pozna chłopaka naprawdę. Nie pozna kim on jest, nie pozna jego charakteru, nie usłyszy co on o niej myśli, co czuje. Nie usłyszy jego wyznania miłości, nie usłyszy jego oświadczyn. W rezultacie nigdy nie zostanie jego żoną.

Na wszelki wypadek dodajmy, że gdyby chłopak chciał jej to napisać to dziewczyna zamknęłaby oczy i przewiązała je czarnym szalikiem.

Wielu z nas w większym czy mniejszym stopniu przypomina tę dziewczynę. Nie słuchając pilnie Bożego Słowa, nie czytając Biblii, nie rozważając Bożego Objawienia.

Wielka radość diabła, który po szatańsku się cieszy, że znajdą się chętni na przygotowane przez niego miejsca.

Życie bez Boga to katastrofa i śmierć.

W okresie wielkanocnym Kościół czyta Ewangelię Jana. Znajdujemy tam i takie słowa: "A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa." (J 17,3)

Bez poznania Boga nie ma życia. Nie ma poznania Boga bez poznawania jego słowa. Święty Hieronim stwierdzał radykalnie: "Nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Chrystusa".

Trudno mówić o chrześcijaństwie, o swojej przynależności do Chrystusa, gdy tego Chrystusa się nie zna.

Chcę, by każdy, kto umie czytać, każdy od pierwszej klasy szkoły podstawowej, czytał Biblię. Każdego dnia. Niech to będzie kilka chwil, ale niech będzie. Nie można przecież przestać oddychać. Będziesz Biblię czytał nieustannie.

Ja się tak zastanawiam, co by to się stało, gdybyśmy każdego dnia przeznaczyli jedną reklamową przerwę w telewizji na czytanie Biblii. W miesiąc zmieniłoby się oblicze tej ziemi.

Ktoś powie, że to bardzo radykalny program. Ja powiem, że to program minimum. Będziesz Biblię czytał nieustannie.

I mówię to wszystko z ogromną miłością i odpowiedzialnością za was. Jeśli życie jest wartością, a życie z Bogiem naszym celem, to czy mogę patrzeć na duchową śmierć?

W dzisiejszym fragmencie Pierwszego Listu Piotra czytamy: "Nieposłuszni słowu, upadają." (1P 2,8b) Przypomnieć nam się powinna tu historia zapisana w Ewangelii Mateusza: "Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. (…) Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku." (Mt 7:24.26)

Wiemy doskonale, który dom ocaleje, gdy spadną deszcze, wzbiorą potoki i zerwą się wichry. (por. Mt 7:25.27)

Będziesz Biblię czytał nieustannie i będziesz jej posłuszny.

Bądź mądry, buduj na skale, słuchaj Słowa i wypełniaj je. Każdego dnia.

"Będziesz Biblię nieustannie czytał – powiedział do mnie. – Będziesz ją kochał więcej niż rodziców… Więcej niż mnie… Nigdy się z nią nie rozstaniesz… A gdy zestarzejesz się, dojdziesz do przekonania, że wszystkie książki, jakie przeczytałeś w życiu, są tylko nieudolnym komentarzem do tej jedynej Księgi."


Załączniki:
  Biblia.jpg (26.34Kb)
Dorota
Dorota Maj 24 '14, 21:17

Ciągle to samo kazanie - ks. Maciejewski na jutro -VI Niedziela Wielkanocna, A, Dz 8,5-8.14-17; Ps 66,1-7.16.20; 1 P 3,15-18; J 14,23; J 14,15-21;  25 maja 2014 roku.

Gdy w Kościele Jerozolimskim wybuchło prześladowanie, wierzący rozproszyli się i każdy gdzie dotarł dzielił się dobrą nowiną o Jezusie. Filip – jeden z siedmiu, w których widzimy pierwszych diakonów, dotarł do Samarii. Siane przez niego Słowo wydało obfity owoc.

Poszukajmy klucza do zrozumienia, dlaczego zebrano tak obfite żniwo.

Zwróćmy uwagę na to JAK mieszkańcy Samarii słuchali głoszonego przez Filipa Słowa. W Dziejach Apostolskich mamy napisane: "Tłumy słuchały z uwagą i skupieniem słów Filipa". (Dz 8,6a)

Mamy więc uwagę i skupienie. Słuchacze byli skupieni i uważnie słuchali tego, co się do nich mówi. Widzimy dalej, że ta uwaga zrodziła się przez czyny Filipa – wychodziły z ludzi demony a chorzy byli uzdrawiani.

Możemy pogłębić to nasze zrozumienie fragmentu przez sięgnięcie do greckiego oryginału. To co przeczytam będzie łamańcem składniowym, ale będzie ciekawe: "Lgnęły zaś tłumy do tego co było mówione przez Filipa jednomyślnie" (przekład interlinearny)

Słuchacze zatem "przylgnęli" do tego słowa i "byli jednomyślni". Wydaje mi się, że jednomyślność tutaj nie dotyczy tego, że wszyscy myśleli to samo, ale to, że każdy miał jedną myśl i żadne inne myśli ich nie rozpraszały. Na tym właśnie polega skupienie – jedną myśl skupiam na jednej rzeczy i odcinam się od wszelkich innych myśli i rzeczy.

Można to wszystko zobrazować wewnętrznym zaangażowaniem ojca, którego dziecko chore jest beznadziejnie na raka, do którego to ojca dociera wiadomość, że znaleziono w jakiejś klinice lekarstwo, które pasuje dokładnie do tego przypadku i jest w zasięgu możliwości.

Człowiek mocno się wtedy chwyta tej nadziei. Lgnie do tego newsa i skupia na nim uwagę. A następnie, to jest najważniejsze, to przylgniecie i skupienie jednej myśli zamienia się w działanie – ojciec dzwoni, umawia się, jedzie i zdobywa lekarstwo dla dziecka.

Mówię to wszystko nam po to, byśmy i my przylgnęli, i skupili się.

Przylgnijmy się i skupmy.

Na czym? Raczej na kim. Na Jezusie Chrystusie, na Jego miłości a w tym czasie na jego Darze – Duchu Świętym – Paraklecie.

Nie widzicie cudów, nie wrzeszczą demony. Stoi tylko proboszcz, który mówi to samo kazanie od pięciu lat.

Mówi, że jest Bóg. Bóg, który jest miłością. Mówi, że każdy z nas jest zgubionym grzesznikiem. Mówi, że Bóg z miłości do człowieka posyła swojego Syna. Jezus umiera na krzyżu dla naszego zbawienia. Umiera i zmartwychwstaje. Jezus żyje i wzywa cię, byś uznał go swoim Zbawicielem i Panem. Nawróć się – wołaj do Jezusa, by Cię zbawił i poddaj mu swoje życie.

Mówię ciągle to samo, w setkach wariantów i wersji. Kiedy to wreszcie usłyszymy?

Może powinno być trzęsienie ziemi? Może zmarli powinni wstać z grobów?

Będziemy czekać na cud?

Kiedyś potrząśnie cię życie, jeśli tego już nie zrobiło. I będziesz miał swoje trzęsienie ziemi. Kiedyś otworzą ci się oczy, by zobaczyć, że całe twoje życie i każdy twój dzień to cud.

Czy wtedy zobaczysz i usłyszysz? Boję się, że nie. Mam w głowie koniec przypowieści o Łazarzu i bogaczu.

Bogacz pogrążony w mękach woła do Abrahama: "Proszę cię (…), ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki. Lecz Abraham odparł: Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają. Nie, ojcze Abrahamie – odrzekł tamten – lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą. Odpowiedział mu: Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą." (Łk 16,27-31)

Mocne to, ale prawdziwe. Mojżesz i Prorocy to Pismo Święte. Trzeba otworzyć się wiarą na to Słowo. Jeśli wiary nie będzie, to i zmarły, który wstanie z grobu nas nie przekona.

A wiara rodzi się ze słuchania. A to co się słyszy jest Słowo Chrystusa. (por. Rz 10,17) Nie słuchasz Słowa? To nie wierzysz! Nie słuchasz Boga? To Go po prostu nie znasz.

Skąd masz wiedzieć, że On ma realną moc, by zmienić twoje życie? Zabrać smutek i żal. Dać miłość i sens. Skąd masz wiedzieć, że On ustrzeże cię od zła i poprowadzi cię na zielone pastwiska?

Ciągle się czepiam? Ciągle czegoś chcę?

I czepiam się i chcę.

Nie chcę kazań i rekolekcji, gdzie słuchacze troszkę się wzruszą, pobożnie westchną i dalej nic nie zmieni się w ich życiu. Jak żyli w swoich grzechach tak żyć będą i w grzechach pomrą.

Jestem za ciebie odpowiedzialny – wolę, byś teraz, w kościelnej ławce wił się i zgrzytał na mnie zębami, niż zgrzytał i wił się gdzieś indziej.

Nie ja się czepiam, tylko Jezus wciąż puka do twojego serca. Nie ja czegoś chcę, to Jezus od ciebie czegoś oczekuje.

Za dwa tygodnie Zesłanie Ducha Świętego. Od każdego z nas zależy, czy minie ten dzień jak wszystkie inne, czy będzie to krok w stronę Boga.

Znowu i do znudzenia kieruję waszą uwagę ku Bożemu Słowu. Zachęcam i zapraszam do tego, by w nowennie, czyli przez dziewięć dni, na pamiątkę apostołów i Maryi modlących się w wieczerniku, otwierać się na Boże Słowo.

Weźmy kartki z pomocą do tej nowenny. Są tam fragmenty, które trzeba znaleźć w Piśmie Świętym i modlitwy do odmówienia. Jednak nie o zaliczenie i odfajkowanie jakiejś modlitwy tu chodzi.

Trzeba mieć prawdziwe zaangażowanie, prawdziwą pasję, prawdziwe poświęcenie.

Trzeba mieć to, co mieli słuchacze Filipa w Samarii. Oni wiedzieli, że to, co mówi Filip, to Słowo Boga. Byli skupieni i uważni. Przylgnęli do tego, co mówił do nich Bóg. I doświadczyli w tym życiu Boga i Jego mocy.

Do nas też mówi Bóg. Bądźmy skupieni i uważni.

Dorota
Dorota Cze 15 '14, 09:00
Stworzeni na obraz Tajemnicy


Uroczystość Trójcy Przenajświętszej, A, Wj 34,4b-6,8-9; Ps: Dn 3,52-56; 2 Kor 13,11-13; Ap 1,8; J 3,16-18


Nie zgłębimy tajemnicy Trójcy Przenajświętszej, możemy się jednak do niej pokornie zbliżyć. Tak, by budować swoją wiarę i znajdować ścieżki zbawienia.

W pierwszym czytaniu zobaczyliśmy spotkanie Mojżesza z Bogiem. Padło tam takie stwierdzenie: „A Pan zstąpił w obłoku”. (Wj 34,5a) Jest to w nurcie wielkiej tradycji biblijnej – Bóg objawia się w obłoku, obłok prowadzi Izraelitów do Ziemi Obiecanej, obłok towarzyszy prorockim wizjom, obłok widzimy na górze przemienienia, obłok mamy przy wniebowstąpieniu Jezusa.

Zauważmy co jest cechą charakterystyczną obłoku. Obłok jednocześnie pokazuje i kryje. Bóg jest – obłok jest tego sygnałem, ale ten sam Bóg w tym samym obłoku się ukrywa. To ważne spostrzeżenie i wskazówka w naszych próbach poznania Boga. Bóg da się poznać człowiekowi, ale nigdy do końca. Bóg zawsze pozostanie tajemnicą – wiemy, że ta tajemnica jest, ale nigdy „nie rozgryziemy” jej do końca.

Bóg jest też dobrym pedagogiem – wie, że nie wszystko, że nie naraz człowiek go pozna. Poznawanie Boga to proces. Mojżesz spotyka się Bogiem i pada na twarz. Mimo tego, że ten Bóg objawia się jako „Bóg miłosierny i litościwy, cierpliwy, bogaty w łaskę i wierność” (Wj 34,6b) to widać tu grozę i dystans.

Przełamuje to moment wcielenia, gdy Syn Boży przyjmuje ludzką naturę i staje się nam tak bliski. A z bliska widać więcej. Gdy człowiek podejdzie bliżej do Boga, przekona się do pewnej zażyłości z Nim, to Bóg wprowadzi go w tajemnicę swego wewnętrznego życia. Człowiek odkrywa wtedy, że Bóg nie przestając być jednością okazuje się być jednocześnie wspólnotą – wspólnotą boskich osób – Ojca, Syna i Ducha.

Odkrywa to drugie czytanie: „Łaska Pana Jezusa Chrystusa, miłość Boga i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z wami.” (2Kor 13,13)

Jeszcze głębszym zrozumieniem tajemnicy Boga jest Ewangelia. Pokazuje ona rację istnienia, przyczynę tej boskiej Wspólnoty. Jest nią miłość.

Miłość, która zakręca się i fiksuje wokół tego, który kocha; miłość, która nie ma swojego obiektu – drugiej osoby, idei, rzeczy degeneruje się, staje się narcyzmem i w końcu przestaje mieć cokolwiek wspólnego z miłością. Nie tak jest w Bogu.

„Bóg umiłował”. (J 3,16) Umiłował siebie, w osobach Trójcy, umiłował człowieka, umiłował świat. Pewnie jeszcze większą tajemnicą od tajemnicy Trójcy, jest fakt, że Bóg ma serce, a to serce kocha.

Taki kierunek rozważań skłania nas teraz do uświadomienia sobie tego, że sami będąc stworzeni na obraz i podobieństwo Boga mamy wpisaną w swoją naturę potrzebę wspólnoty i kochania.

Mamy w sobie głęboką, niepokonalną potrzebę bycia z kimś, dla kogoś, mamy potrzebę kochania. Bycie z innymi i kochanie to nasza natura. Problem polega na tym, że próbuje się tę naturę oszukać, poprzekręcać, przemalować.

Gdy taka „pierestojka” się uda człowiek zaczyna się bać więzi, uciekać od drugiego, izolować. Zamiast kochać uczy się używać i wykorzystywać drugiego. Cały czas szuka szczęścia, ale idąc takim modelem znajdzie tylko samotność, cierpienie i rozpacz.

To nie jest świat człowieka. Nie do samotności, cierpienia i smutku zostaliśmy powołani. Przeżywając tajemnicę Bożej Wspólnoty i Bożej Miłości prośmy Wszechmogącego, byśmy umieli odkrywać i uczyć się, co to znaczy być z innymi, co to znaczy kochać. Byśmy umieli odkrywać prawdziwe szczęście, które płynie tylko z łaski Boga.

Tylko Bóg nasyca i daje sens naszemu życiu, naszym więziom z innymi i naszemu kochaniu. Amen.

Edytowany przez Dorota Cze 15 '14, 09:00
Dorota
Dorota Sie 17 '14, 09:18

Wielka jest twoja wiara

XX Niedziela Zwykła, A; Iz 56,1.6-7; Ps 67,2-3.5.8; Rz 11,13-15.29-32; Mt 4,23; Mt 15,21-28;

Ewangelia pokazuje nam przykład wielkiej wiary kobiety, pragnącej uzdrowienia, uwolnienia swojej córki.

Kobieta prosi o uzdrowienie a spotyka ją… milczenie Jezusa. Milczenie różnie może być odczytywane, ale należy się zgodzić, że często może być odczytane jako arogancję i lekceważenie.

Kobieta jednak prosi dalej. Jest to na tyle natarczywe, że interweniują apostołowie, chcą by Jezus odprawił kobietę, by już za nimi nie krzyczała. Jezus przerywa milczenie, ale tylko po to, by powiedzieć kobiecie, że zwraca się pod niewłaściwy adres.

Kobieta jednak nie odchodzi i dalej prosi. Prosi, by doczekać się w odpowiedzi zniewagi. Jak inaczej można zrozumieć słowa: "Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom a rzucić psom." (Mt 15,26b)

Prosi jednak dalej usilnie nalegając. Nawet nie do trzech razy sztuka, ale do czterech razy sztuka.

Jezus uzdrawia córeczkę. Koniec historii. Kurtyna.

Za kurtyną coś się jednak dzieje. Matka wraca do córki. Na pewno się cieszy, z pewnością błogosławi "Syna Dawida".

Co jednak dziać się będzie za pól roku? Za dwa lata? Zacierać się będą wspomnienia, wygasać będą emocje.

A może nie? Może zupełnie inaczej. Istnieje wczesnochrześcijańska (III wiek) tradycja wspominająca o domu owej kobiety zamienionym na kościół. Może i tak było?

Zostawmy jednak kobietę i nasze gdybania o jej późniejszym życiu. Zajmijmy się sobą, naszą wiarą i naszą relacją do Boga.

Są zapewne takie chwile, w których nasza wiara i religijne zaangażowanie jest szczególnie mocne.

Podobnie jak w przypadku kobiety z ewangelii ma to często związek z jakąś osobistą tragedią – ciężka choroba kogoś bliskiego, wypadek, rodzinne kłopoty. Modlimy się gorąco, składamy Bogu jakieś śluby, obietnice, spieszymy do kościoła, zamawiamy intencję Mszy Świętej, idziemy do spowiedzi, czasem po latach.

Wydaje mi się, że we wszystkim tym jest nasza szczerość.

Różne mogą być Boże odpowiedzi na nasze modlitwy, ale zatrzymajmy się przy tym upragnionym scenariuszu: rak znika, pogruchotany motocyklista staje na nogi, zagrożona ciąża kończy się pomyślnym rozwiązaniem, zagrożone małżeństwo przeżywa drugi miodowy miesiąc.

I co wtedy? I nie pytam o moment tuż po, ale o czas miesięcy i lat. Czy pamiętamy? Czy jesteśmy wdzięczni? Czy jesteśmy wierni?

Z wiernością jest tak, że wymaga ciągłego trwania. Nie nazwiemy wiernym męża, który aż dwa weekendy spędził ze swoją żoną.

Następnego dnia po zamachach na World Trade Center w Nowym Jorku zapełniły sie wszystkie katolickie świątynie, protestanckie zbory i synagogi. Ludzie szli do Boga i nikt ich do tego nie gonił. Szli chociaż nie był to szabat i nie była niedziela. To był wtorek.

Po roku poziom praktyk religijnych w Nowym Jorku spadł poniżej średniej sprzed zamachu.

Czy potrafimy być wierni? Wierni stale? Choć "wierni stale" to trochę masło maślane, bo wierność przecież to stałość.

Czy potrafimy być wierni, gdy stodoły nie mogą pomieścić plonów i nawet byki się cielą, ale także wtedy gdy zboże kiełkuje w kłosach, nie można zebrać rzepaku a kartofle gniją?

Ostatnie wersety starotestamentalnej Księgi Proroka Habakuka zawierają przejmujące wyznanie:

"Drzewo figowe wprawdzie nie rozwija pąków, nie dają plonu winnice, zawiódł owoc oliwek, a pola nie dają żywności, choć trzody owiec znikają z owczarni i nie ma wołów w zagrodach. Ja mimo to w Panu będę się radować, weselić się będę w Bogu, moim Zbawicielu." (Ha 3,17-18)

Wiara nie polega na załatwianiu u Boga swoich spraw. Wiara to nie rutynowe obrzędy. Wiara to trwanie przy Bogu mimo wszystko. Nie ma wiary bez wierności.

Prośmy o łaskę wiary. Módlmy się o pomnożenie naszej wiary. Pracujmy nad rozwojem i umocnieniem naszej wiary. I bądźmy wierni.

Ks. Zbigniew Maciejewski

Edytowany przez Dorota Sie 17 '14, 09:18
Dorota
Dorota Sie 17 '14, 09:26

I druga homilia tegoż księdza  na XX niedzielę zwykłą.

,

XX niedziela zwykła, A, Iz 56,1.6-7; Ps 67,2-3.5.8; Rz 11,13-15.29-32; Mt 4,23; Mt 15,21-28;

 

Ręce to bardzo uniwersalne narzędzie.

Ręce mogą błogosławić, obejmować, opatrywać rany, przytulać. Ręce mogą zacisnąć się w pięści, bić i ranić, mogą sięgnąć po nóż i kij. Rękami wypielesz ogródek, zagrasz na instrumencie, przygotujesz wspaniały obiad. Ręką sięgniesz po cudzy portfel, ręką okażesz pogardę, ręką zagłosujesz fałszywie na zebraniu.

Ręką pokażesz komuś właściwą drogę. Tą samą ręką sprowadzisz innego na manowce.

Spójrz proszę, przez chwilę, na swoje ręce… Te ręce masz od Boga. On chce, by te ręce czyniły dobro. Tylko dobro.

W rękach zapisana jest historia twego życia. Często twoja ciężka praca zapisała się na nich odciskami, zgrubieniami, bliznami, reumatyzmem. Nie musisz się tych rąk wstydzić. Te ręce można i trzeba z szacunkiem całować.

Są też na rękach, być może, znaki widoczne tylko dla ciebie. Nikt tego nie widzi, ale ty wiesz czym te ręce się splamiły. Makbet patrząc na swoje ręce widział krew zamordowanego króla i mówił: "Mógł żeby cały ocean / Te krwawe ślady spłukać z mojej ręki? / Nie, nigdy! raczej by ta moja ręka / Zdołała wszystkich mórz wody zrumienić / I ich zieloność w purpurę zamienić."

Może nie ma na twych rękach śladów wielkich zbrodni, może są zwyczajne, małe, ludzkie świństwa? Tego trzeba się wstydzić.

W rękach zapisana jest historia twego życia – ta dobra i ta zła.

Tak sobie myślę, że na sądzie ostatecznym Bóg może powie do nas: "Pokaż mi ręce". Obyśmy wtedy nie chowali wstydliwie tych rąk za plecami.

Prorok Izajasz (pierwsze czytanie) wzywa nas do pilnowania swoich rąk: Błogosławiony człowiek, który tak czyni [zachowuje prawo i przestrzega sprawiedliwości], i syn człowieczy, który się stosuje do tego: czuwając, by nie pogwałcić szabatu, i pilnując swej ręki, by się nie dopuściła żadnego zła. (Iz 56,2)

Pilnuj swojej ręki. To ważne, bardzo ważne. Biblia mówi: "Jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła." (Mt 5,30)

Z lewą trzeba zrobić podobnie.

Tylko czy wierzysz w to? Wierzysz, że twoje ręce mogą zaprowadzić cię do nieba albo do piekła?

Wszystko to oczywiście obraz i pewna przenośnia. Ręka nie jest jakimś osobnym bytem – małym dzieckiem, które trzeba pilnować, by nie zrobiło sobie krzywdy, czy zwierzęciem, które trzeba uwiązać, by nie poszło w szkodę.

Ręka to twoje narzędzie, którym steruje twój rozum i twoje serce. Rzecz w tym, by w głowie nie było pusto a serce należało do Boga. Rzecz w tym, by żyć zasadami i by były to zasady właściwe.

Rozum i serce – jeśli jedno i drugie masz właściwie poukładane – mówią ci, że nie można cały czas rękami liczyć pieniędzy i nie można cały czas nimi pracować.

Te ręce muszą też odpoczywać. Mają do tego prawo. A ty masz obowiązek dać odpocząć twoim rękom.

Te ręce muszą też wziąć ręce dziecka czy wnuka. Te ręce muszą też wziąć ręce męża i żony. Te ręce muszą też dotknąć w czułością rąk ojca i matki. Bo ręce łączą. Niech więc służą budowaniu więzi między bliskimi.

Wreszcie te ręce muszą się składać do modlitwy, muszą się wyciągnąć do Boga, muszą się złożyć w pięść, by ze skruchą uderzyć się w piersi.

Nie chcę, by twoje ręce czyniły zło – to jasne. Nie chcę jednak tego, by te ręce służyły tylko pracy.

Te ręce należą też do twoich bliskich. I należą do Boga.

Pomyśl, proszę, czy twój dziadek ośmielił się wziąć w niedzielę do swej ręki kosę? Zapewne nie. Tak samo jak nie ośmielił się, gdy szedł do komunii, sięgnąć po kromkę chleba czy po papierosy. Bo Bóg dla niego to był Bóg, wiara to wiara, Kościół to Kościół. W prosty, ale jednocześnie konkretny i uczciwy sposób traktowano te sprawy. Były przykazania i przejmowano się nimi. Były zasady i przestrzegano ich.

Czy potrafimy tak? Mieć zasady i przestrzegać ich?

Pilnuj swojej ręki. Pilnuj jej i zachowaj od zła. Pilnuj, by uczciwie pracowała. Pilnuj, by mogła odpocząć. Pilnuj, by odnalazła dłonie twoich bliskich. Pilnuj, by twoje ręce złożyły się w modlitwie dla Boga.

Dorota
Dorota Oct 4 '14, 21:50

Prawdziwy wróg Kościoła

Homilia ks. Zbigniewa Maciejewskiego na XXVII Niedziele Zwykłą ( rok A), czyli na jutro , choć sprzed trzech lat, ale warto ją przeczytać.

Kilka lat temu, w bramie prowadzącej do budynku plebanii, gdzie mieszkałem, znalazłem mały nadpalony stos. Były to dwa Nowe Testamenty, które ktoś podarł i podpalił w tym właśnie miejscu.

Podniosłem je, tak jak się podnosi rannego człowieka i zaniosłem do mieszkania. Pocieszałem się myślą, że może zrobił to ktoś niepoczytalny, ale niezależnie od sprawcy, sam fakt był bardzo bolesny.

Tak samo boli, gdy na scenie ktoś drze Biblię i rzuca ją z epitetami w tłum. To boli niezależnie od tego, czy robi to artysta czy pseudoartysta.

Media sporo miejsca poświęcają temu wydarzeniu, wyrokowi sądu a także komentarzom i sporom ludzi, także ludzi Kościoła, wobec tego wydarzenia.

A co mówi na ten temat papież Benedykt? Nie słyszałem, by wprost komentował tę sytuację, ale oddajmy mu głos i przytoczmy wypowiedź z jego ostatniej pielgrzymki do Niemiec. Zobaczmy jak ona pasuje do naszej sytuacji.

"Nie możemy przemilczać faktu, że istnieje zło. Widzimy je w wielu miejscach tego świata; ale widzimy je także – i to nas przeraża – w naszym własnym życiu. Tak, w naszym własnym sercu istnieją skłonności do zła, egoizmu, zawiści, agresywności. Być może z pewną dozą samodyscypliny mogą one być w jakimś stopniu kontrolowane. Trudniej natomiast jest z bardziej ukrytymi formami zła, które mogą nas otaczać jak nieokreślona mgła, a są nimi inercja i ociężałość w pragnieniu i czynieniu dobra. Co pewien czas w historii uważni świadkowie czasów zwracali uwagę, że Kościołowi szkodzą nie jego przeciwnicy, ale „letni” chrześcijanie." [Przemówienie Benedykta XVI na czuwaniu modlitewnym z młodzieżą we Fryburgu 24 września 2011 r. http://tinyurl.com/benedykt-fryburg ]

Podarcie Biblii, sprofanowanie jej to wielkie zło, grzech, objaw kompletnego braku kultury. Takim samym jednak złem jest to jak dzieci nie szanują swoich starych rodziców, jak rodzice zaniedbują wychowanie swoich dzieci, jak ludzie niszczą samych siebie przez pijaństwo, jak szerzy się plotka, kradzież, zdrada, nieuczciwość.

Jeśli na serio traktujemy słowa Jezusa: "Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili." (Mt 25,40) to każde nasze dobro i zło czynione wobec bliźniego jest dobrem i złem czynionym Jezusowi. A fakt, że jakiegoś świństwa i zła nie pokazano akurat w wieczornych wiadomościach, i nikt może o tym nie wie, nie czyni akurat różnicy.

Mamy prawo nazywać zło po imieniu i bronić się przed niesprawiedliwością. Sam Jezus sądzony przez sanhedryn, gdy został spoliczkowany przez jednego ze sług arcykapłana powiedział do niego: "Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?" (J 18,23)

Nie wolno pobłażać złu, jednak zachowajmy w pamięci dwie nauki egipskich ojców pustyni. Abba Pojmen mówił: „Naucz twe serce zachowywać to, czego język twój uczy innych”.

A ktoś inny "gdy zobaczył, że ktoś grzeszy zapłakał gorzko i powiedział: On dziś, a ja jutro. Zaprawdę, choćby nawet bardzo grzeszył ktoś przed tobą, nie osądzaj go, lecz uważaj, że ty jesteś większym grzesznikiem, niż on.”

Czy mamy odwagę powiedzieć, że jesteśmy większymi grzesznikami od Nergala?

Nie jest to proste – prawda?

Chciałem, pisząc to kazanie, znaleźć jeszcze pewną wypowiedź Matki Teresy. I szukając tej wypowiedzi w Internecie znalazłem ją w przemówieniach papieża z ostatniej pielgrzymki. Tak więc fragmenty z przemówień Benedykta otwierają i zamykają to kazanie.

Papież zwracając się do katolików zaangażowanych w Kościele i społeczeństwie powiedział tak: "Błogosławioną Matkę Teresę z Kalkuty zapytano kiedyś, co przede wszystkim powinno się – według niej – zmienić w Kościele, a wówczas ona odpowiedziała: ty i ja!" [Przemówienie Benedykta XVI do katolików zaangażowanych w Kościele i społeczeństwie wygłoszone we Fryburgu 25 września 2011 r. http://tinyurl.com/benedykt-fryburg2 ]

Dzisiaj zaczyna się czas, gdy może częściej niż zwykle modlimy się różańcem. W czasie tej modlitwy można po każdej cząstce mówić: "O mój Jezu, przebacz nam nasze grzechy, zachowaj nas od ognia piekielnego, zaprowadź wszystkie dusze do nieba i dopomóż szczególnie tym, którzy najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia." Chciałbym, byśmy w tym momencie pamiętali o Nergalu, ale także, pół sekundy wcześniej, niech każdy z nas pamięta o sobie samym.

 

Edytowany przez Dorota Oct 4 '14, 21:51
Monika
Monika Oct 5 '14, 00:10
Dorota mozesz to wrzucic na bloga? Bo na forum zaraz gdzies przepadnie wsrod innych tematow a bardzo to madre. Dopiero dzisiaj odkrylam ten temat ale nie dam rady juz o tej porze wszystkiego przeczytac.
Dorota
Dorota Oct 19 '14, 09:30

Słowo z mocą

ks. Zbigniew Maciejewski

 

XXIX niedziela zwykła, A, Iz 45,1.4-6; Ps 96,1.3-5.7-10ac; 1Tes 1,1-5b; Mt 12,21; Mt 22,15-21; Winnica 19 października 2014 roku.

 

Chcę dziś mówić o słowie z mocą.

 

Zacznijmy od spojrzenia na drugie czytanie. Paweł zaczyna swój list do Tesaloniczan od wspomnienia swojej bytności w tym mieście. To był dobry czas i dobre wspomnienia. Nie wszystkie co prawda, ale do tego zaraz dojdziemy. Paweł wspomina swoje głoszenie słowa. Pisze: „Nasze głoszenie Ewangelii wśród was nie dokonało się przez samo tylko słowo, lecz przez moc i przez Ducha Świętego, z wielką siłą przekonania.” (1Tes 1,5ab)

 

Wspomina zatem nie tylko słowo, ale też moc tego słowa.

 

Co działo się w tej Tesalonice? Zaglądając do innych fragmentów Pisma Świętego okazuje się, że wystarczyły trzy kazania Pawła w synagodze, by w mieście wybuchły zamieszki. Wierzący wysłali Pawła do sąsiedniego miasta, by go chronić. Jednak i tam dopadli go przeciwnicy z Tesaloniki, którzy i w tym mieście wywołali kolejne zamieszki.

 

To była reakcja na słowo Pawła – prawdziwie wybuchowa. I tak chyba miało być, bo Paweł pisząc o mocy używa słowa δυναμει (dynamei). Od tego słowa wziął się dynamit. Paweł swoim słowem wysadził Tesaloniki. Dodajmy – nie tylko Tesaloniki. To była częsta reakcja ma jego kazania. Paweł miał w sobie kaznodziejski „power”. Dosłownie – Anglicy w swoich Bibliach mają tu właśnie słowo „power”.

 

Nie mogło być inaczej z Pawłem, skoro poważnie traktował naśladowanie Jezusa. Słowo Jezusa pierwsze miało w sobie „power”. To było słowo z mocą. Słowo wywoływało reakcję, sprzeciw. Po słowie Jezusa także potrafiły wybuchnąć zamieszki.

 

Słowo Jezusa było inne niż innych nauczycieli. Ewangelista Mateusz daje świadectwo: „Gdy Jezus dokończył tych mów, tłumy zdumiewały się Jego nauką. Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w Piśmie.” (Mt 7,28-29)

 

Ludzie mówili: „Cóż to za słowo? Z władzą i mocą rozkazuje nawet duchom nieczystym, i wychodzą.” (Łk 4,36bc)

 

I takie słowo jest i dzisiaj potrzebne w kościołach. Słowo z mocą.

 

Słowo, które słyszysz powinno mieć moc. Różnie się to będzie objawiać. Może cię potrząsnąć, wnerwić. Może cię skręcać, drażnić. Możesz zgrzytać zębami, zaciskać pięści. Możesz się pocić lub drżeć ze strachu. Może też być inaczej. Możesz się unosić, padać, skakać. Możesz płakać ze szczęścia i nawracać się. Możesz być uzdrowiony. Możesz umierać i wracać do życia.

 

Jednego tylko nie możesz – ziewać.

 

Ksiądz ma głosić Słowo Boże. A Słowo Boże „Żywe (…) jest (…), skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca. Nie ma stworzenia, które by było przed Nim niewidzialne, przeciwnie, wszystko odkryte i odsłonięte jest przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek.” (Hbr 4,12-13)

 

Jeśli słowo, które słyszysz w kazaniu nie uderza w ciebie, to znaczy, że jesteś głuchy, że zamykasz się na Boga, że tak naprawdę, tego Boga masz gdzieś… Albo też ksiądz, którego słuchasz zamiast głosić słowo to pitoli.

 

Przepraszam, może ktoś się poczuje urażony tym słowem. Sprawdziłem jednak w słowniku – nie jest ono zaliczone do wulgarnych tylko do potocznych. Słowo „pitolić” znaczy: grać nieumiejętnie na jakimś instrumencie, rzępolić, dyndolić, dryndolić, brząkać, mówić głupoty, niedorzeczności, kłamać, łgać, zmyślać. (źródło: http://sjp.pl/pitoli%E6 dostęp 18.10.2014)

 

Ucz się odróżniać kaznodziejskie rzępolenia od głoszenia.

 

I szukaj Słowa.

 

Szukaj Słowa, choć to jest niebezpieczne.

 

Symeon do Maryi powiedział: „Twoją duszę miecz przeniknie.” (Łk 2,35a) Miał tu na myśli ból serca Maryi patrzącej na Ukrzyżowanego.

 

Gdy jednak ty spotkasz Słowo, to twoje serce miecz przeniknie. I zrozumiesz to kazanie.

 

Szukaj Słowa, choć to jest niebezpieczne. Słowo Boże to dynamit – może wysadzić twoje życie.

 

Chyba, że wolisz kaznodziejskie plumkanie, które nie będzie miało żadnego odniesienia do twojego życia i żadnego znaczenia w twoim życiu.

 

Chyba, że jesteś duchowo głuchy. I jest ci z tym dobrze. To jest jednak droga do piekła. Nie idź tam.

 

Szukaj Słowa z mocą.

Dorota
Dorota Lis 3 '14, 12:07

Co jest potrzebne naszym zmarłym?  

Wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych, III msza: Mdr 3,1-6.9; Ps 103,8,10.13-18; 2 Kor 4,14–5,1; J 6,40; J 14,1-6; Winnica 2 listopada 2014 roku.

Kochamy naszych bliskich zmarłych. A przynajmniej powinniśmy. I w tym kontekście warto zadać sobie pytanie: Co jest potrzebne naszym zmarłym?

Potrzebna jest trumna? Pewnie tak, ale zgodzimy się z tym, że bardziej ta trumna jest nam potrzebna. Przecież zmarły nie będzie odczuwał ani komfortu ani niewygody. Nie będzie też dumny z tego, że leży w dębowych deskach, ani nie będzie smutny, że przyszło mu leżeć w sosnowych.

On już jest w innym świecie. Czy rozumiemy to?

Czy potrzebne mu są kwiaty? Kwiaty są piękne, ale przecież zmarły ani na nie spojrzy, ani ich powącha. Te kwiaty kupujemy tak naprawdę dla siebie.

Zmarły już jest w innym świecie.

A może zapalony znicz potrzebny jest zmarłemu? Pomyślmy jednak dobrze – co zmieni w sytuacji zmarłego dziesięć, sto czy tysiąc zapalonych zniczy? Nic nie zmieni.

Zmarły już jest w innym świecie. A znicze znowu są nam bardziej potrzebne.

Kamienny grobowiec? On też nie jest zmarłemu potrzebny. Tak naprawdę budujemy te pomniki dla siebie.

Zmarły naprawdę mieszka gdzieś indziej. Zmarły naprawdę już jest w innym świecie. W grobie rozkłada się tylko jego ciało.

Czego zatem potrzebują nasi zmarli?

Potrzebują naszej pamięci i modlitwy.

Ten dzień wspomnienia wszystkich wiernych zmarłych niech będzie okazją do postawienia sobie pytania – czy pamiętasz o modlitwie za swoich zmarłych? Jak o nich pamiętasz? Jak się modlisz? Jak często? Co to dla ciebie znaczy?

Jeśli pamiętasz, jeśli się modlisz, to połóż na grób kwiat i zapal znicz. Będzie to wtedy piękny znak, że ich szanowałeś i kochałeś. Będzie to znak twojej miłości.

Jeśli jednak nie modlisz się, nie pamiętasz, zapomniałeś, to wyrzuć te kwiaty, wsadź znicze do wora, potłucz kamienne tablice na swoich grobach. Bo bez pamięci i modlitwy te wszystkie rzeczy to są śmieci.

Pamiętaj o najważniejszym, pamiętaj o modlitwie za nich.

Mam wypucować pomnik, wygrabić liście, pokryć grób kwiatami, nastawiać dziesiątki zniczy, otrzeć pot z czoła i… zapomnieć się pomodlić.

Pamiętaj o najważniejszym, pamiętaj o modlitwie za twoich najbliższych, za tych co odeszli.

Troszczmy się o nasz cmentarz i o nasze groby, ale pamiętajmy, że nasi zmarli w nich nie mieszkają.

Jezus powiedział: „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem.” (J 14,2-3)

Kresem ludzkiego życia nie jest mogiła na cmentarzu, ale serce Boga. Odwiedzajmy cmentarz, ale jeśli chcemy naprawdę spotkać się z naszymi zmarłymi to musimy sięgnąć do serca Boga. A tam sięga tylko nasza modlitwa. Amen.

ks. Zbigniew Maciejewski

Edytowany przez Dorota Lis 3 '14, 12:07
Dorota
Dorota Lis 9 '14, 20:28

Oczyść swoją świątynię!

 

Ks. Zbigniew Paweł Maciejewski Ewangelia :J 2,13-22

Pan Jezus robi dziś porządki. Wyrzuca ze świątyni wszystko i wszystkich, którzy do tej świątyni nie pasują. Lecą handlarze, bankierzy, stoły, gołębie i barany.

To wszystko nie pasuje do świątyni. To wszystko wykrzywia to, czym świątynia być powinna.

Chciałbym dzisiaj nas wezwać do porządków w innej świątyni – i wcale nie chodzi tu o remont wieży czy kościoła.

Święty Piotr wspomina, że jesteśmy „budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo, dla składania duchowych ofiar, przyjemnych Bogu przez Jezusa Chrystusa.” (por. 1P 2,5) Paweł zaś pisze: „Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście.” (1Kor 3,17b)

I na czym (jeśli mamy robić porządek) polegają problemy tej świątyni? Nie chcę mówić o chorej wątrobie czy nerkach, ale o tym, co mamy w głowie.

Chodzi mi o coś, co można nazwać błędnymi przekonaniami. Dotykają one różnych spraw – i zawsze powodują problemy. Jeśli ktoś ma błędne przekonanie (umocnione może błędną diagnozą lekarza), że chory jest na serce a tak naprawdę ma nerwicę – to ma problem. W odwrotnej sytuacji też ma problem – sądzi, że jego problemy to nerwica a tak naprawdę chore jest serce.

Zawsze błąd, kłamstwo, niewiedza – wszystko co pomniejsza albo niszczy prawdę – jest niebezpieczne i szkodliwe.

Stąd postulat by o tę prawdę dbać – by się dobrze uczyć, by dużo wiedzieć, by mieć szerokie spojrzenie na rzeczywistość, odczytywać ją we właściwym świetle. Gdy poznajemy prawdę – to zawsze będzie lepiej. Nawet gdyby ta prawda była trudna.

Mówiąc o prawdzie chcę teraz skoncentrować się na małym wycinku tej prawdy, ale niezwykle istotnym, gdy chodzi o naszą wiarę.

Chodzi mi o prawdę o Bogu.

O Bogu też można mieć błędne przekonania. Można myśleć, że Bóg jest taki i taki a w rzeczywistości może być zupełnie inny. To tak jak z osobami – myślimy, że Nowak to łobuz a okazuje się, że poczciwy człowiek, myślimy, że przysłowiowa Kowalska to nasza przyjaciółka a naprawdę jest kimś zupełnie innym.

Błędne przekonania mają wielki wpływ na życie. Jeśli myślimy (błędnie), że Nowak to łobuz, to unikamy go i być może tracimy przyjaciela. Sądzimy (błędnie), że Kowalska to przyjaciółka, to tracimy czujność i budzimy się któregoś ranka z nożem w plecach albo przegryzionym gardłem.

Błędne przekonania mają wielki wpływ na życie. Błędne przekonania dotyczące Boga mają wielki wpływ na naszą wiarę.

Każdy z nas jakoś wyobraża sobie Boga i nie chodzi tu o jego wygląd, ale o jego charakter. Wyobrażamy sobie jaki on jest – co lubi, czego nie, jak reaguje, co myśli o nas, jakie ma plany, czego od nas oczekuje.

Ten wątek można by długo rozwijać, ale poprzestańmy na krótkim podsumowaniu – bardzo wielu ludzi ma błędne wyobrażenia na temat Boga. Być może wielu z was ma te błędne wyobrażenia – nawet będąc bardzo gorliwymi w swoich religijnych praktykach. I wtedy wiara sama staje się wykoślawiona a czasami wręcz całkowicie fałszywa.

Skąd się biorą takie fałszywe wyobrażenia dotyczące Boga i jak ich uniknąć?

Różne mogą być odpowiedzi. Wybiorę kluczową – najważniejszą. Fałszywe wyobrażenia biorą się z nieznajomości Słowa Bożego a sposób ich unikania to poznanie Słowa.

Jeśli w naszej głowie mamy bałagan dotyczący prawdy o Bogu – wyobrażamy sobie, na przykład, że bez pomocy Boga, sami, możemy zasłużyć sobie na niebo, bylebyśmy tylko bardzo się starali – to musimy tam wpuścić Boże Słowo, by ono wyparło z naszego myślenia błąd i doprowadziło nas do prawdy, że „łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna” – „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił.” (Ef 2,8-9).

Dodam jeszcze, że nasze przekonania siedzą często głębiej niż  umysł. W tym umyśle może być wszystko poukładane, ale gdzieś głębiej, na płaszczyźnie serca można usłyszeć coś innego.

Bóg jest miłością – powie głowa, a serce i wola powie Bóg jest miłością… dla tych tylko co go kochają albo jest miłością, ale bez przesady, czasem miarka się przebierze i kończy się Boża miłość.

Co z tym robić? Lekarstwo to samo, ale inaczej aplikowane. Jeśli przez lata całe codziennie w nas wsączały się różne fałszerstwa to nie wystarczy raz, za jednym zamachem, przeczytać całą Ewangelię, by poukładać sobie prawdę o Jezusie.

Potrzebujemy tego, by codziennie dawać sobie kilka kropli Bożego Słowa, jako odtrutkę, szczepionkę, pokarm i światło.

Każdego dnia i do końca życia. Każdy dzień ze Słowem Bożym – choćby to była minuta.

W ten sposób czyścić będziemy i porządkować świątynię jaką jesteśmy.

Wielu z was, ogromnie mnie to cieszy, od dawna rozumie jak ważne jest Słowo Boże dla ich wiary. Wielu zrozumiało to może niedawno i zaczynają gorliwie czytać Pismo Święte – to kolejna radość.

Pismo Święte – Słowo Boże czytajmy codziennie. Niech będą to krople Prawdy na której budować będziemy swoją relację do Boga.

Żydzi miłujący Słowo Boga na określenie Słowa Bożego używali różnych terminów: Prawo, nakazy, przykazania, świadectwo, sądy, ścieżki, drogi, prawdy.

Pozwala nam to zrozumieć, że cały dzisiejszy psalm responsoryjny z refrenem „Słowa Twe, Panie, dają życie wieczne.” odnoszą się tak naprawdę do Biblii, do Bożego Słowa i są wychwalaniem tego Słowa.

Usłyszmy je raz jeszcze, by zobaczyć w Słowie Bożym nie tylko prawdę, ale także piękno i słodycz. I zapragnąć tego słowa na każdy dzień.

Prawo Pańskie jest doskonałe i pokrzepia duszę,

świadectwo Pana niezawodne, uczy prostaczka mądrości.

Jego słuszne nakazy radują serce,

jaśnieje przykazanie Pana i olśniewa oczy.

 

Bojaźń Pana jest szczera i trwa na wieki,

sądy Pana prawdziwe, a wszystkie razem słuszne.

Cenniejsze nad złoto, nad złoto najczystsze,

słodsze od miodu płynącego z plastra.

Edytowany przez Dorota Lis 9 '14, 20:29
Dorota
Dorota Sty 10 '15, 23:47

Zobacz  niebo...

ks.  Zbigniew Paweł Maciejewski

Niedziela Chrztu Pańskiego, B; Iz 42,1-4.6-7; Ps 29,1-4.9-10; Dz 10,34-38; Mk 9,7; Mk 1,6b-11; Winnica 11 stycznia 2015 roku.

Znam dziewczynę, która zobaczyła niebo, doświadczyła mocy Ducha i mocno doświadczyła Bożej miłości.

Pochodzi z Pułtuska, ma na imię Iwona, może ktoś z was chodził z nią do klasy, do Skargi. Opowiem dziś o niej, ale za chwilę…

Najpierw chciałbym zapytać CIEBIE o te trzy rzeczy.

Czy TY chciałbyś zobaczyć niebo?

Czy TY chciałbyś doświadczyć mocy Ducha Świętego?

I czy TY chciałbyś być kochany?

Poprosiłbym teraz o podnoszenie rąk, ale na pewno boicie się, że do tych, co podnieśli powiem, że mają zapisać się na rekolekcje…

Więc raz jeszcze, tak dla siebie samego, odpowiedz sobie, nie podnoś rąk. Czy chciałbyś zobaczyć niebo? Chciałbyś doświadczyć mocy Ducha Świętego? Chciałbyś być kochany?

Głupie pytania.

Głupie bardzo, bo kto nie pragnąłby szczęścia – bo na tym polega niebo, nie pragnąłby mocy i nie pragnąłby miłości?

Teraz zapnijcie, proszę, pasy. Uważajcie, bo znam pewne wasze tajemnice, sekrety, które trzymacie tylko dla siebie, wasze skrywane myśli.

Znam trzy wasze tajemnice.

Zdradzę je teraz.

Jesteś gotowy?

Pierwsza tajemnica… Bywa, że nie jesteś szczęśliwy. Może nawet nigdy nie byłeś szczęśliwy. Bywa, że łykasz swoje łzy, choć na zewnątrz pięknie się uśmiechasz. Doświadczyłeś zła, zawiodłeś się na najbliższych, może chorujesz., może coś innego. Żyjesz…, ale co to za życie.

Druga tajemnica… Doświadczasz tego, że kończą ci się twoje siły, słabniesz. A może już leżysz bezsilny? Życie przybiło cię do ziemi, nie możesz powstać. Żyjesz…, ale marne to życie.

Trzecia tajemnica… Najskrytsza. Brak ci miłości. Zbierasz jej okruchy przez całe życie, ale tak jej mało, albo tak jest pokrzywiona. Można żyć bez miłości, ale nie można owocować [Wisława Szymborska]. Po co żyć, gdy nie ma kogo kochać i samemu jest się nie kochanym?

Powiedziałem prawdę?

W mniejszym, czy większym stopniu, ale tak.

Brakuje ci szczęścia.

Brakuje mocy.

I bardzo ci brakuje miłości.

Takie jest nasze ludzkie życie, tu na ziemi, od czasu wygnania z raju.

I co z tym zrobić?

Mam dla ciebie dobrą wiadomość. Możesz być szczęśliwy, możesz mieć moc i możesz być kochany.

Ktoś może spodziewa się, że teraz wykorzystam moment, by powiedzieć, że to szczęście, moc i miłość można spotkać i doświadczyć na rekolekcjach

To nie tak działa, to nie takie proste. Rekolekcje nie dają szczęścia. I nie dają mocy. I nie dają miłości.

To o czym mówię może dać tylko Jezus. Tylko On. Tylko Jezus Chrystus.

Ewangelia opisująca chrzest Jezusa w Jordanie kończy się takim zdaniem: „W chwili gdy [Jezus] wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na siebie. A z nieba odezwał się głos: Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie.” (Mk 1,10-11)

Jezus ujrzał niebo, spoczął na Nim Duch Święty i usłyszał wyznanie swego Ojca, że jest umiłowanym dzieckiem.

I to wszystko, co stało się Jego doświadczeniem chce nam przekazać dzisiaj.

Wolą i prawem Jezusa jest to, by Jego dzieci tu na ziemi były szczęśliwe. Jego wolą jest to, by doświadczały mocy Boga w swoim życiu. I to, by kochały i były kochane.

Mówiąc konkretniej i w sposób bardziej osobisty: Bóg chce, byś TY był szczęśliwy, byś TY był mocny, byś TY był kochany.

Powiedzmy teraz razem nasze tegoroczne słowo życia: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.” (J 3,16)

Bóg daje nam swego Syna po to, byśmy żyli. Prawdziwie żyli. To nie może być wegetacja, życie byle jakie. To ma być życie obfite, cudowne, piękne. Bóg chce twojego szczęścia, twojej wewnętrznej mocy, twojej miłości.

Problem jest taki, że my ludzie pragnąc tego wszystkiego, jednocześnie uciekamy od Tego, który nam to może dać. Wydaje nam się, że Bóg to policjant, bezduszny sędzia, złośliwy starzec, który zazdrości naszego szczęścia.

I mijamy się z Bogiem.

Rekolekcje – każde, te wyjazdowe i parafialne, misje – mogą i powinny stawać się czasem naszego spotkania z Bogiem. Czasem, gdy otwiera się nam niebo, gdy doświadczamy uniesienia Bożą mocą, gdy doświadczamy Bożej miłości.

I on to teraz może dać.

Da każdemu, kto otwiera serce.

Wrócę teraz do Iwony. Była jedną z moich uczestniczek wakacyjnych rekolekcji oazowych. Rekolekcje te trwały 15 dni.

Iwona była jedną z wyróżniających się uczestniczek. Uczynna, serdeczna, pracowita, bez cienia kaprysów. Można powiedzieć – idealna. Można powiedzieć – po co jej rekolekcje? Pięknie by było, gdyby każdy był taki jak ona.

A jednak przeżyła nawrócenie, coś ważnego dokonało się w jej życiu. Jak każdy doświadczała słabości i tęskniła za miłością.

Któregoś wieczoru, po modlitwie przyszła do mnie i poprosiła o spowiedź. Spowiedź to tajemnica. Powiem wam tylko to, co powiedziała po spowiedzi: „Księże – jak mi dobrze”.

Ona wtedy posmakowała nieba, doświadczyła mocy Ducha Świętego i odkryła jak bardzo jest kochana przez Boga.

To nie były emocje. To nie były złudzenia.

Co było dalej?

Chodziła do liceum, do Skargi. Zdała maturę, skończyła studia, rok pracowała.

Potem zwolniła się z pracy i wstąpiła do sióstr karmelitanek bosych i wyjechała do nowego klasztoru, który powstawał w Norwegii, za kołem polarnym. [http:///...atlo_na_polnocy.html]

Wykształcona, bardzo ładna, przebojowa. Zamknęła się za klasztorną kratą. Tego nie można pojąć i zrozumieć inaczej jak przyjmując jedno: Iwona czuła się bardzo kochana – przez Boga. Bóg daje więcej niż cały świat dać może.

Bóg daje więcej niż cały świat dać może.

Mało w to wierzymy… albo wcale.

Nawrócenie Iwony dokonało się na rekolekcjach. Jednak to nie rekolekcje nawracają, ale Jezus, którego można tam spotkać.

Ja nie zapraszam was na rekolekcje… ja zapraszam was na realne spotkanie z Jezusem.

Jezus wszędzie szuka człowieka. Świętą Faustynę wyłowił na zabawie, ale rekolekcje mogą być takim szczególnym czasem, gdzie możemy Jezusa spotkać.

Jeszcze jedno. Rekolekcje nie są po to, by iść do zakonu czy seminarium. Tak akurat wydarzyło się w życiu Iwony. Tu chodzi o coś innego.

Rekolekcje są po to, by potrząsnąć człowiekiem. Tak, by jego tryby myślenia zaskoczyły i wpadły na właściwe miejsce. Byśmy zaczęli żyć dla Boga.

I wtedy może być różnie. Wtedy rzeczywiście może rodzić sie powołanie, ale najczęściej pozostajemy w tej samej rzeczywistości, w której byliśmy. Jednak już nic nie jest takie same.

Bo wiemy już co to niebo.

Wiemy, co to moc Ducha Świętego.

Wiemy, co to Boża miłość.

Bóg daje więcej niż cały świat dać może.

I możemy to mieć.

Dorota
Dorota Sty 18 '15, 11:12
Usłysz, abyś poznał

II niedziela zwykła B,

Pierwsze czytanie:1 Sm 3, 3b-10. 19 Powołanie Samuela

Psalm responsoryjny:Ps 40 (39), 2 i 4ab. 7-8a. 8b-10 (R.: 8a i 9a)

Drugie czytanie:1 Kor 6, 13c-15a. 17-20 Wasze członki są członkami Chrystusa

Śpiew przed Ewangelią:J 1, 41. 17b

Ewangelia:J 1, 35-42 Powołanie pierwszych uczniów

Ks. Zbigniew Maciejewski

 

Ewangelia pokazuje nam dzisiaj początek publicznego nauczania Jezusa – tworzenie się grupy pierwszych jego uczniów. Chciałbym zwrócić uwagę jak w tym wszystkim ważna była umiejętność zwykłego, ludzkiego mówienia i słuchania.

Powtórzę maleńkie fragmenty: „Jan (…) RZEKŁ: Oto Baranek Boży.” (J 1,35-36); „Dwaj uczniowie USŁYSZELI.” (J 1,37); „Jezus (…) odwróciwszy się (…) RZEKŁ do nich: Czego szukacie?” (J 1,38); „Oni POWIEDZIELI do Niego: Rabbi!” (J 1,38); „ODPOWIEDZIAŁ im: Chodźcie, a zobaczycie.” (J 1,39); „Jednym z dwóch, którzy to USŁYSZELI (…) i poszli za Nim, był Andrzej.” (J 1,39); „Spotkał (…) brata i RZEKŁ (…): Znaleźliśmy Mesjasza.” (J 1,41); „Jezus wejrzawszy (…) RZEKŁ: (…) ty będziesz nazywał się Kefas.” (J 1,42)

Gdyby Jan nie rzekł, gdyby go nie usłyszano, gdyby uczniowie nie zapytali Jezusa, gdyby On nie odpowiedział, gdyby nie posłuchali, gdyby Andrzej nie rozpowiadał, gdyby Jezus nie powiedział słowa to… nic by nie było.

Mówienie i słuchanie słowa to warunek komunikacji i porozumienia. Dzięki słowu można się dowiedzieć tego, czego chcemy, zaplanować coś, podjąć decyzję. Bez możliwości mówienia i słuchania przeżywa się w życiu wielkie trudności.

Dlaczego mówię o takich oczywistych sprawach? Dlatego, że rzeczy oczywiste w codziennym życiu nie są, niestety, oczywiste w naszym życiu duchowym.

W życiu duchowym słowo to także warunek komunikacji i porozumienia. Bóg mówi do człowieka, przekazuje informacje, przekazuje swoją wolę. Niestety, bardzo często jest nie słuchany, ignorowany, lekceważony w tym, co mówi.

Ja nie mówię teraz o poganach, ateistach, ludziach dalekich od Kościoła. Mówię o tych, którzy są blisko…

Spójrzmy na pierwsze czytanie, na historię młodego Samuela. Ten chłopiec był bardzo blisko Boga. Biblia mówi, że „Samuel (…) spał w przybytku Pańskim, gdzie znajdowała się Arka Przymierza.” (1Sm 3,3b)

Przekładając to na nasze realia, można by powiedzieć, że spał między ołtarzem a tabernakulum. Był poświęcony Panu, oddany na wyłączność. I o tym człowieku Biblia mówi: „Samuel (…) nie znał Pana.” (1Sm 3,7a) Dotykał przybytku, spał w nim a nie znał Boga! I Biblia wyjaśnia dlaczego (w tym samym wersecie): „Słowo Pańskie nie było mu jeszcze objawione.” (1Sm 3,7b)

Zobaczmy jakie trudności miał Samuel, z tej racji, że nie znał słowa, w komunikacji z Bogiem. Ilekroć Bóg mówił do niego Samuel myślał, że woła go Heli. Nie mógł się dogadać, nie mógł się porozumieć.

Dopiero wprowadzony w słuchanie „złapał kontakt”. To piękne zdanie: „Mów, bo sługa Twój słucha.” (1Sm 3,10b)

Mów, sługa Twój słucha to piękna postawa człowieka, który wierzy w Boga. To pierwszy obowiązek chrześcijanina wobec Biblii, wobec Słowa Bożego – słuchać!

A jeśli znamy litery, to także czytać! Czytać i studiować! Nawet uczyć się na pamięć, by móc powiedzieć za psalmistą: „Twoje słowo jest lampą dla moich stóp i światłem na mojej ścieżce.” (Ps 119,105) A wszystko po to, by być Bogu posłusznym.

Jeśli słuchamy Boga, Jego słowa, to możemy go poznać. Gdy poznamy, to możemy Go zapragnąć, związać z Nim swoje życie, zawrzeć przymierze przyjaźni.

Gdy nie słuchamy Boga, to nigdy Go nie poznamy, bo niby jak? Jeśli będzie On dla nas nieznany, to nigdy Go nie zapragniemy, bo jak można pragnąć przyjaźni z kimś obcym, nieznanym? Gdy Go nie słuchamy, nigdy nie stanie się naszym przyjacielem.

Słuchajmy Boga, czytajmy Biblie, otwierajmy na Jego Słowo nasze serce i życie. Uczmy się mówić: „Mów, bo sługa Twój słucha.”

Dorota
Dorota Lut 1 '15, 15:09
Czy tęsknisz za Jego mocą?

Ks. Zbigniew Maciejewski

Karol Marks miał rację! Oczywiście nie we wszystkim, ale w tym, że dotąd filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat; idzie jednak o to, aby go zmienić, miał rzeczywiście rację.

Co nam przyjdzie z opisu świata, choćby był najbardziej rzetelny, jeśli ten świat będzie podły i zły?

Świat trzeba zmieniać, zaczynając oczywiście od siebie.

Do zmiany potrzeba mocy. Intencja nie wystarczy, dobra wola nie wystarczy, marzenia nie wystarczą, postanowienia nie wystarczą.

Potrzeba siły!

Gdzie jest siła?

W Bogu!

Tej sile dziwili się faryzeusze: "Zdumiewali się Jego nauką: uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę. (…) Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą." (Mk 1,22ab.27bc)

Jezus nie był teoretykiem. Był praktykiem.

Wypędzał demony!

Uzdrawiał chorych!

Wskrzeszał umarłych!

Uciszał burze!

Gdzie jest siła?

W Bogu!

W Bogu jest siła. "Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego." (Łk 1,37)

Istota tego, co chcę wam dzisiaj pokazać to to, że Bóg nam tę siłę przekazał.

Następne kilkanaście minut mógłbym mówić słowami Biblii pokazując jak liczne są fragmenty o tym świadczące.

Poprzestańmy na dwóch:

"Wtedy [Jezus] zwołał Dwunastu, dał im moc i władzę nad wszystkimi złymi duchami i władzę leczenia chorób. I wysłał ich, aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych." (Łk 9,1-2)

A tym, którzy będę twierdzić, że powyższy fragment odnosić się będzie tylko do jakiegoś wąskiego grona wybranych dedykuję ten fragment: "Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie." (Mk 16,16-18)

Tu nie ma mowy o dwunastu, tu jest mowa o wszystkich, którzy uwierzą.

Mamy moc, tak mówi Biblia.

Gdy jednak popatrzymy po naszych kościołach, po naszych nabożeństwach, po naszych bierzmowaniach, to słusznie możemy pytać, ale gdzie jest ta moc?

Wszystko grzecznie, przewidywalnie i… nudno trochę. Czasem ładnie, podniośle i uroczyście.

Ale gdzie jest moc? Gdzie objawienie chwały Boga? Gdzie takie doświadczenie Boga, gdzie ludzie padają na ziemię, wyznają najbardziej skrywane grzechy, pokutują, nawracają się?

Gdzie jest ta moc? Gdzie ludzie przebaczają sobie urazy i krzywdy? Gdzie te cuda i uzdrowienia? Gdzie ta manifestacja Bożej chwały?

Zanim odpowiemy sobie na to pytanie postawmy sobie najpierw inne. Czy chcemy doświadczyć takiej mocy? Czy jest w nas tęsknota za Bogiem, który wszystko wywraca, który dotyka nas takim ogniem miłości, że aż boli?

Odpowiedzmy sobie szczerze na pytanie, czy wystarczy nam niedzielna Msza Święta i odmówiony, przyznajmy, że czasem z ziewaniem, pacierz?

Mi nie wystarcza.

Mi nie wystarcza, dlatego każdego dnia wołam. Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, TEJ ziemi.

Niech nie będzie w nas zgody na przeciętność, jałowość i bezwolność.

Gdzie jest siła?

W Bogu!

Szukajmy tego Boga. Niech w każdej godzinie naszego życia będzie tęsknota za jego mocą. Amen.

 

Dorota
Dorota Lut 2 '15, 21:30

Bóg może przyjść bocznymi drzwiami 

Ks. Zbigniew Maciejeswski

Święto Ofiarowania Pańskiego, Ml 3,1-4 (Hbr 2,14-18); Ps 24,7-10; Łk 2,32; Łk 2,22-40; Winnica 2 lutego 2015 roku.

Na początku wróćmy do proroctwa Malachiasza i zobaczmy jaki jest nastrój tych słów, jakimi obrazami prorok się posługuje.

„Wyślę anioła mego, aby przygotował drogę. (…) Nagle przybędzie do swej świątyni Pan, którego wy oczekujecie. (…) Kto przetrwa dzień Jego nadejścia i kto się ostoi? (…) On jest jak ogień złotnika i jak ług farbiarzy. Usiądzie więc, jakby miał przetapiać i oczyszczać srebro, i oczyści (…), i przecedzi ich jak złoto i srebro. (por. Ml 3,1-3)

Jednym słowem drżyjcie narody – przychodzi Bóg i jego odpłata. Każdy zostanie wypróbowany i osądzony.

Tyle Malachiasz. Dzisiejsza zaś Ewangelia to wypełnienie słów tego proroctwa. Oto do świątyni… przynoszą… małe dziecko zawinięte w pieluszki.

Tak ma się wypełnić to proroctwo? Otóż tak właśnie. Spodziewano się czegoś innego. To co jest wygląda zupełnie inaczej.

Nieliczni to dostrzegli.

Dostrzegł starzec Symeon i prorokini Anna. Reprezentanci głównego nurtu nawet nie zauważyli tego momentu. Tyle przecież dzieci wniesiono tego dnia do świątyni, tyle złożono za nie ofiar.

Jaka z tego płynie nauka?

Bóg jest niewyobrażalny. Jeśli próbujemy go sobie wyobrazić, odgadnąć drogi jego działania, ująć w pewne schematy, to grozi nam zejście na manowce. Możemy czekać na Boga, który już dawno przyszedł bocznymi drzwiami.

Kiedyś pewna parafia miała przeżyć wizytację biskupa. Do granic parafii udała się banderia i czekali tam na biskupa. Biskup nadjechał małym fiatem, w czarnej sutannie. Gdy zobaczył ludzi na koniach zrozumiał, że to na niego czekają. Zatrzymał się, wysiadł z samochodu, przedstawił się, ale w odpowiedzi usłyszał: „Dobrze, proszę księdza, pożartowaliśmy sobie, ale teraz niech ksiądz już sobie jedzie na plebanię a my tu na księdza biskupa sobie poczekamy.”

Być może czekają do dzisiaj.

Co mamy robić, by nie stać sie taką banderią? Co mamy robić, by się nie wygłupić? Co mamy robić, by poznać?

Nie jakiegoś tam biskupa, ale Boga, który przychodzi.

Klucz mamy w Ewangelii. Jej słowa mówią o Symeonie: „Za natchnieniem więc Ducha przyszedł do świątyni.” (Łk 2,27a) Dosłownie jest tak: „εν τω πνευματι” (en to pneumati) – w Duchu. W Duchu przyszedł do świątyni. Duch Święty go popchnął i pozwolił rozpoznać w dzieciątku oczekiwanego Mesjasza.

To jest klucz…

Więc pytam. Kiedy ostatni raz modliłeś się do Ducha Świętego? Dwadzieścia lat temu? Na ostatniej katechezie w szkole?

Na bierzmowaniu?

Módlmy się do Ducha Świętego. On jest tym, który nas inspiruje, popycha, prowadzi. Duch Święty otwiera nam oczy, oświeca umysł, daje odwagę przyjęcia.

Bez Ducha Świętego całe życie możemy stać w drzwiach wypatrując pobożnie Boga a on przejdzie za naszymi plecami.

Tak naprawdę to modlimy się do Ducha Świętego na koniec każdej niedzielnej Mszy Świętej: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, TEJ ziemi.”

Dobrze robimy, tylko wszędzie może się nam zakraść rutyna. Zamiast modlić się możemy bezrozumnie paplać słowa.

Brońmy się przed rutyną. Niech w naszej modlitwie będzie prawdziwa żarliwość, pełna świadomość Kogo i po co przyzywamy.

Pamiętajmy o tym szczególnie teraz, w roku misji parafialnych.

Bez Ducha Świętego misje parafialne mogą okazać się wielką pomyłką, wielką celebracją nieobecności Boga.

Smutne by to było…

Nie musi jednak tak być, ale to od nas zależy. Od naszego pragnienia Ducha, od naszej modlitwy.

Wzywam do niej i zapraszam. A ty wielkodusznie odpowiedz. Pójdź śladem Symeona i Anny.

Dorota
Dorota Lut 17 '15, 22:23
Prawdziwa pokuta, prawdziwe nawrócenie

Środa Popielcowa, Jl 2,12-18; Ps 51,3-6.12-14.17; 2 Kor 5,20-6,3; Jl 2,13; Mt 6,1-6.16-18;

 

 

Kolejna środa popielcowa w naszym życiu wzywa nas do nawrócenia: "Nawróćcie się do Mnie całym swym sercem." (Jl 2,12b) "Nawróćcie się do Pana Boga waszego!" (Jl 2,13b) "Przepuść, Panie, ludowi Twojemu" (Jl 2,17b) "Zmiłuj się nade mną, Boże, w łaskawości swojej, w ogromie swej litości zgładź moją nieprawość." (Ps 51,3) "W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem." (2Kor 5,20c) "Oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia." (2Kor 6,2cd)

Kolejny fiolet w naszym życiu, kolejny popiół na głowie, droga krzyżowa, gorzkie żale, rekolekcje.

Czy zmieni to coś w naszym życiu? Taką mamy nadzieję, ale to nie jest takie proste.

Gdyby nawrócenie polegało na przyjściu do kościoła, pochyleniu głowy przed sypiącym popiół księdzem, gdyby chodziło tylko o to, by wziąć udział w rekolekcjach i wyspowiadać się, to wszystko byłoby proste. Wszyscy bylibyśmy nawróceni. Tyle świętych rzeczy w naszym życiu i tak mało nawrócenia. Dlaczego tak się dzieje?

Różne są zapewne odpowiedzi. Ja dotknę tylko jednej możliwości. Problem i trudność nawrócenia polega na tym, że nawrócenie wymaga całkowitości.

Nie można nawrócić się trochę. Nie można nawrócić się na pewien czas. Nie można nawrócić się w jednej tylko dziedzinie. Jest to niemożliwe. A jeśli ktoś poda przykłady takich cząstkowych nawróceń, to ja twierdzić będę, że jest to nawrócenie pozorne.

Prawdziwe nawrócenie wymaga całkowitości. Jest to wymagane, bo tu w grę wchodzi nasza relacja do Boga. Ona wymaga wyłączności. I nie jest to nic niezwykłego, to jest naturalna rzecz między osobami, które się kochają i przyrzekają sobie wierność.

Popatrzmy na małżeństwo. Jak groteskowo, tragikomicznie brzmiałaby przysięga małżeńska: "Ślubuję ci miłość… na trzy lata. Ślubuję ci wierność… na 99 procent. Ślubuję ci uczciwość…, ale nie w moich finansach." To byłaby farsa.

Taką samą farsą jest nasza pobożność tylko na Wielki Post i walka z nałogami tylko do Wielkanocy.

Prawdziwe nawrócenie wymaga całkowitości.

Organizatorzy średniowiecznych wypraw krzyżowych zaciągali do swych wojsk najemników. Bywało, że byli to poganie. Nie bardzo wypadało, by poganie bronili Ziemi Świętej, więc mocno nalegano na ich chrzest.

I bywało, że najemnicy ci przyjmowali chrzest, ale gdy chrzczono ich, gdy zanurzano ich całych w baptysterium, żołnierze ci wysoko nad wodą trzymali swoje miecze.

Zanurzali nogi, tułów, głowę, ale miecz trzymali w górze. Inaczej mówiąc nie chcieli ochrzcić tych mieczy. Chcieli zostać przy swoim sposobie bicia się i prowadzenia wojny.

Czy byli nawróceni? Chyba nie. A jeśli tak, to pozornie.

Słysząc dzisiaj kolejne wezwanie do nawrócenia zastanów się, co trzymasz ponad głową, ponad wodą. Zastanów się, co zatrzymujesz dla siebie, czego nie chcesz oddać Bogu, co pragniesz w swoim życiu nadal urządzać po swojemu.

Zastanów sie nad tym, bo prawdziwe nawrócenie wymaga całkowitości.

Dorota
Dorota Lut 21 '15, 10:47

Już czas

I Niedziela Wielkiego Postu, B, Rdz 9,8-15; Ps 25,4-9; 1P 3,18-22; Mt 4,4b; Mk 1,12-15; Winnica 22 lutego 2015 roku.

Wśród narodu zepsutego i przewrotnego sprawiedliwy Noe budował arkę. Świat trząsł się ze śmiechu i pukał znacząco w głowę a Noe budował swoją łódź.

Gdyby Noe słuchał swoich sąsiadów to rzuciłby tę bezsensowną robotę – znalazł by czas na odpoczynek, rozrywkę, ludzkie uciechy.

Noe jednak wolał słuchać Boga. I budował arkę.

Gdy spadły wody potopu okazało się, kto ma rację. I nie chodziło tu tylko o rację, ale o coś zdecydowanie więcej – o ocalenie. Ci, którzy znaleźli się na czas w arce – zostali wybawieni. Reszta zginęła.

Dzisiaj także budowana jest arka. Pośród narodu zepsutego i przewrotnego znowu budowana jest arka. I znowu świat pęka ze śmiechu. I znowu puka się w czoło.

Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.

Kto będzie w arce – ocaleje. Kto do niej nie wsiądzie – zginie.

Tą nową arką jest Kościół.

Nie my budujemy tę arkę. Buduje ją jedyny sprawiedliwy – Jezus Chrystus. I On nas zaprasza.

Wystarczy wejść.

Czy wszedłeś już do tej arki?

Uwaga! Ja nie pytam, czy wszedłeś w mury tego kościoła. Nie pytam, czy jesteś na jakiś kościelnych listach, kartotekach. Nie pytam o rejestrację i przylepioną do ciebie etykietę katolika.

Ja się pytam o prawdę.

Ja się pytam o prawdę twego życia.

Pytanie o prawdę nie jest pytaniem o doskonałość i świętość twojego życia. To nie jest pytanie o to, czy ty jesteś godny wejść do arki.

I całe szczęście, bo ani ty, ani ja nie jesteśmy godni, ani nie jesteśmy doskonali, ani nie jesteśmy święci.

Tu chodzi o coś zupełnie innego – przeciwnego. O zrozumienie i zobaczenie, że naprawdę nie jesteśmy godni. I naprawdę nie jesteśmy święci. I naprawdę nie jesteśmy doskonali.

Chodzi o zrozumienie i zobaczenie, że giniemy. I zobaczenie, że w Kościele jest Jezus, który może nas uratować.

Noe wolał słuchać Boga. Dzięki temu zrozumiał i zobaczył co się dzieje. Mógł przez to podjąć właściwe kroki. To go uratowało.

Bóg dał Noemu swoje objawienie. Noe je usłyszał i przyjął. To jest klucz.

A ty kogo wolisz słuchać? Kogo słuchasz? Co wpada w twoje ucho? Czy nadstawiasz to ucho na Boże objawienie? Czy wiesz co Bóg mówi? Co ogłasza?

W czasie kolędy, w jednym domu, ktoś wyraził wątpliwość, co do misji parafialnych. Nie było to złośliwe, ale usłyszałem pytanie „czy to coś zmieni?”

To ważne i fundamentalne pytanie. W założeniach tego pytania leży słuszna prawda o tym, że sensem każdych rekolekcji – w tym misji – jest zmiana.

Gdyby misje miały nic zmienić w naszym życiu, gdyby miały niczego nie wnieść do naszego życia, naprawdę byłyby bez sensu i byłby to zmarnowany czas.

Gdyby misje miały się ograniczyć tylko do tygodniowej mobilizacji i chwili nieokreślonego wzruszenia w czasie misyjnych kazań, to lepiej je odwołajmy. Szkoda czasu.

Wszędzie może wkraść się udawanie. Może się to udawanie wkraść w naszą modlitwę, w nasze spowiedzi, w nasze uczestnictwo we Mszy Świętej. Możemy także udawać, że przeżywamy rekolekcje i misje, i peregrynacje obrazu „Jezus z rzyjacielem”.

Tylko po co?

W Ewangelii słyszymy: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię.” (Mk 1,15)

Już czas spojrzeć uczciwie w swoje życie.

Już czas poznać, co tak naprawdę może zaofiarować ci świat.

Już czas, by zobaczyć w Jezusie zbawiciela.

Teraz jest czas, by wejść do arki.

Nikt za ciebie tego nie zrobi. Można cię upominać, zachęcać, podprowadzać, ale ostateczna decyzja zawsze będzie należeć do ciebie.

Noe wolał słuchać Boga. To go uratowało.

Słuchanie Boga to klucz do prawdziwego i dobrego tym samym przeżycia misji, peregrynacji obrazu „Jezus z przyjacielem” i w ogóle – prawdziwego i dobrego przeżycia całego swojego życia.

Dzisiejsza Ewangelia jest bardzo lakoniczną relacją z tego etapu życia Jezusa po chrzcie w Jordanie, który nazywamy – kuszeniem Jezusa na pustyni. Inni ewangeliści podają więcej szczegółów. Z opisu Mateusza pochodzi werset, który słyszeliśmy przed Ewangelią.

Są to słowa, które niszczą zakusy złego, kończą rozgrywkę, nokautują diabła.

Jezus mówi wtedy: „Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych.” (Mt 4,4)

W naszym kościele, na naszej barokowej, starej ambonie, wyłożona jest otwarta księga Pisma Świętego. Gdy zaczyna się Msza Święta rozbłyska reflektor i nie sposób nie spojrzeć w tym momencie na tę księgę.

To wszystko jest znakiem. To wszystko jest przypomnieniem. To wszystko jest wołaniem: „Bóg mówi do ciebie, słuchaj Go”.

Bóg mówi do Ciebie w słowach Pisma Świętego – czytaj te słowa i poznawaj Boga.

Wielokrotnie te zachęty padały w tym kościele. I wielu z was zaczyna to rozumieć. Teraz jest kolejna okazja, by to przypomnieć.

Łatwo z peregrynacji obrazu, z misji, z rekolekcji zrobić pusty rytuał. Łatwo to zrobić, ale byłaby to wielka przegrana.

Nie przegrywaj. Nie poddawaj się.

Szatańskie słowo, które poddaje nam ciągle diabeł to „jutro”. Jutro zacznę. Jutro sięgnę po Biblię. Jutro pójdę do spowiedzi. Jutro znajdę więcej czasu na modlitwę.

A jutro też będzie jutro. Wieczne odkładanie na potem.

A tymczasem dziś już jest czas. „Oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia.” (2Kor 6,2b)

Pytasz się, co ci to wszystko ma dać? Niech odpowiedź dadzą ci, potopieni w potopie – Noe żyje a oni są martwi.

To co Bóg chce ci dać to życie i zbawienie.

Teraz jest czas, by wejść do arki.

Nikt za ciebie tego nie zrobi. Decyzja zawsze będzie należeć do ciebie.

Dorota
Dorota Mar 7 '15, 22:50

Oczyść swoją świątynię!

III Niedziela Wielkiego Postu, B; Wj 20,1-17; Ps 19,8-11; 1Kor 1,22-25; J 3,16; J 2,13-25

 

Pan Jezus robi dziś porządki. Wyrzuca ze świątyni wszystko i wszystkich, którzy do tej świątyni nie pasują. Lecą handlarze, bankierzy, stoły, gołębie i barany.

To wszystko nie pasuje do świątyni. To wszystko wykrzywia to, czym świątynia być powinna.

Chciałbym dzisiaj nas wezwać do porządków w innej świątyni – i wcale nie chodzi tu o remont wieży czy kościoła.

Święty Piotr wspomina, że jesteśmy „budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo, dla składania duchowych ofiar, przyjemnych Bogu przez Jezusa Chrystusa.” (por. 1P 2,5) Paweł zaś pisze: „Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście.” (1Kor 3,17b)

I na czym (jeśli mamy robić porządek) polegają problemy tej świątyni? Nie chcę mówić o chorej wątrobie czy nerkach, ale o tym, co mamy w głowie.

Chodzi mi o coś, co można nazwać błędnymi przekonaniami. Dotykają one różnych spraw – i zawsze powodują problemy. Jeśli ktoś ma błędne przekonanie (umocnione może błędną diagnozą lekarza), że chory jest na serce a tak naprawdę ma nerwicę – to ma problem. W odwrotnej sytuacji też ma problem – sądzi, że jego problemy to nerwica a tak naprawdę chore jest serce.

Zawsze błąd, kłamstwo, niewiedza – wszystko co pomniejsza albo niszczy prawdę – jest niebezpieczne i szkodliwe.

Stąd postulat by o tę prawdę dbać – by się dobrze uczyć, by dużo wiedzieć, by mieć szerokie spojrzenie na rzeczywistość, odczytywać ją we właściwym świetle. Gdy poznajemy prawdę – to zawsze będzie lepiej. Nawet gdyby ta prawda była trudna.

Mówiąc o prawdzie chcę teraz skoncentrować się na małym wycinku tej prawdy, ale niezwykle istotnym, gdy chodzi o naszą wiarę.

Chodzi mi o prawdę o Bogu.

O Bogu też można mieć błędne przekonania. Można myśleć, że Bóg jest taki i taki a w rzeczywistości może być zupełnie inny. To tak jak z osobami – myślimy, że Nowak to łobuz a okazuje się, że poczciwy człowiek, myślimy, że przysłowiowa Kowalska to nasza przyjaciółka a naprawdę jest kimś zupełnie innym.

Błędne przekonania mają wielki wpływ na życie. Jeśli myślimy (błędnie), że Nowak to łobuz, to unikamy go i być może tracimy przyjaciela. Sądzimy (błędnie), że Kowalska to przyjaciółka, to tracimy czujność i budzimy się któregoś ranka z nożem w plecach albo przegryzionym gardłem.

Błędne przekonania mają wielki wpływ na życie. Błędne przekonania dotyczące Boga mają wielki wpływ na naszą wiarę.

Każdy z nas jakoś wyobraża sobie Boga i nie chodzi tu o jego wygląd, ale o jego charakter. Wyobrażamy sobie jaki on jest – co lubi, czego nie, jak reaguje, co myśli o nas, jakie ma plany, czego od nas oczekuje.

Ten wątek można by długo rozwijać, ale poprzestańmy na krótkim podsumowaniu – bardzo wielu ludzi ma błędne wyobrażenia na temat Boga. Być może wielu z was ma te błędne wyobrażenia – nawet będąc bardzo gorliwymi w swoich religijnych praktykach. I wtedy wiara sama staje się wykoślawiona a czasami wręcz całkowicie fałszywa.

Skąd się biorą takie fałszywe wyobrażenia dotyczące Boga i jak ich uniknąć?

Różne mogą być odpowiedzi. Wybiorę kluczową – najważniejszą. Fałszywe wyobrażenia biorą się z nieznajomości Słowa Bożego a sposób ich unikania to poznanie Słowa.

Jeśli w naszej głowie mamy bałagan dotyczący prawdy o Bogu – wyobrażamy sobie, na przykład, że bez pomocy Boga, sami, możemy zasłużyć sobie na niebo, bylebyśmy tylko bardzo się starali – to musimy tam wpuścić Boże Słowo, by ono wyparło z naszego myślenia błąd i doprowadziło nas do prawdy, że „łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna” – „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił.” (Ef 2,8-9).

Dodam jeszcze, że nasze przekonania siedzą często głębiej niż  umysł. W tym umyśle może być wszystko poukładane, ale gdzieś głębiej, na płaszczyźnie serca można usłyszeć coś innego.

Bóg jest miłością – powie głowa, a serce i wola powie Bóg jest miłością… dla tych tylko co go kochają albo jest miłością, ale bez przesady, czasem miarka się przebierze i kończy się Boża miłość.

Co z tym robić? Lekarstwo to samo, ale inaczej aplikowane. Jeśli przez lata całe codziennie w nas wsączały się różne fałszerstwa to nie wystarczy raz, za jednym zamachem, przeczytać całą Ewangelię, by poukładać sobie prawdę o Jezusie.

Potrzebujemy tego, by codziennie dawać sobie kilka kropli Bożego Słowa, jako odtrutkę, szczepionkę, pokarm i światło.

Każdego dnia i do końca życia. Każdy dzień ze Słowem Bożym – choćby to była minuta.

W ten sposób czyścić będziemy i porządkować świątynię jaką jesteśmy.

Wielu z was, ogromnie mnie to cieszy, od dawna rozumie jak ważne jest Słowo Boże dla ich wiary. Wielu zrozumiało to może niedawno i zaczynają gorliwie czytać Pismo Święte – to kolejna radość.

Pismo Święte – Słowo Boże czytajmy codziennie. Niech będą to krople Prawdy na której budować będziemy swoją relację do Boga.

Żydzi miłujący Słowo Boga na określenie Słowa Bożego używali różnych terminów: Prawo, nakazy, przykazania, świadectwo, sądy, ścieżki, drogi, prawdy.

Pozwala nam to zrozumieć, że cały dzisiejszy psalm responsoryjny z refrenem „Słowa Twe, Panie, dają życie wieczne.” odnoszą się tak naprawdę do Biblii, do Bożego Słowa i są wychwalaniem tego Słowa.

Usłyszmy je raz jeszcze, by zobaczyć w Słowie Bożym nie tylko prawdę, ale także piękno i słodycz. I zapragnąć tego słowa na każdy dzień.

Prawo Pańskie jest doskonałe i pokrzepia duszę,

świadectwo Pana niezawodne, uczy prostaczka mądrości.

Jego słuszne nakazy radują serce,

jaśnieje przykazanie Pana i olśniewa oczy.

 

Bojaźń Pana jest szczera i trwa na wieki,

sądy Pana prawdziwe, a wszystkie razem słuszne.

Cenniejsze nad złoto, nad złoto najczystsze,

słodsze od miodu płynącego z plastra.

Dorota
Dorota Mar 15 '15, 07:19
Jak świętować Triduum Paschalne?

IV niedziela Wielkiego Postu, Joz 5,9-12; Ps 34,2-7; 2 Kor 5,17-21; Łk 15,18; Łk 15,1-3,11-32

 

Czy umiemy jeszcze świętować? Czy święta niosą ze sobą to, na co się długo i niecierpliwie czeka? Czy dają radość?

Najgorszy model świętowania to spanie za długo, jedzenie za dużo, picie za dużo i domownicy, którzy zamiast popatrzeć na siebie patrzą w ekran telewizora.

Nie chcę jednak narzekać, ale pozytywnie zaprosić do świętowania. Zbliża się wszak Wielkanoc. Nie przegapmy tego święta. Niech to święto będzie coś znaczyć w naszym życiu.

Wielkanoc to największe święto w roku. Są może wśród nas osoby, które bardziej lubią Boże Narodzenie, ale fakty przemawiają bezwzględnie za Wielkanocą. Do Wielkanocy przygotowujemy się czterdziestodniowym postem, do Bożego Narodzenia "zaledwie" dwudziestokilkudniowym adwentem. Czas po Wielkanocy to pięćdziesiąt dni, czas po Bożym Narodzeniu to raptem dwa tygodnie.

Najważniejsza jednak różnica to fakt, że Boże Narodzenie to jeden dzień świąt a Wielkanoc to trzy dni.

Mówimy, co prawda, w odniesieniu do obu świąt "pierwszy dzień świąt" i "drugi dzień", ale liczymy tu tzw. oktawę. Po "drugim dniu świąt" jest i trzeci, i czwarty, i piąty, aż do ósmego. I wszystkie są równe. Ten drugi jest tylko milszy, bo wolny od pracy.

Dzień Bożego Narodzenia to jeden dzień – 25 grudnia. Trwa 24 godziny. Święta Wielkanocne to są właśnie "święta" (liczba mnoga). Trwają trzy dni – trzy razy po 24 godziny. Mówimy o tzw. triduum paschalnym, czyli trzech dniach paschy, trzech dniach naszej Wielkanocy.

Myślę, że triduum paschalne jest terminem znanym, ale czasem jest on źle rozumiany. Ktoś może w triduum widzieć trzy dni przygotowania do Wielkanocy. I nawet nieźle wyjść może liczenie: Wielki Czwartek – raz, Wielki Piątek – dwa, Wielka Sobota – trzy. A potem Niedziela – Wielkanoc.

Triduum Paschalne liczy się inaczej. Triduum zaczyna się w czwartek i kończy w niedzielę.

Zaraz, zaraz – jak trzy dni mają się zmieścić w czterech? Czwartek, piątek, sobota i niedziela?

Wszystko się zmieści a ja uratuję honor absolwenta LO o profilu matematyczno – fizycznym. Potrafię zliczyć do trzech.

Musimy jednak zacząć od przybliżenia żydowskiego sposobu liczenia czasu – trwania doby. Dla nas dzień zaczyna się rankiem, trwa do wieczora i wchodzi w noc. Dla Żyda doba zaczynała się zmierzchem, trwała przez noc, przez poranek i dzień. Kończyła się kolejnym zmierzchem.

Żydowski szabat zaczynał się w piątek wieczorem.

W opisie stworzenia świata – to jest odbicie żydowskiej kultury – po każdym dniu jest refren: "I tak upłynął wieczór i poranek – dzień pierwszy." (Rdz 1,5b) My byśmy powiedzieli poranek i wieczór, ale tam jest konsekwentnie "wieczór i poranek".

Z tradycji żydowskiej czerpie nasza liturgia i liturgiczny sposób liczenia czasu. Każda niedziela (i każde ważniejsze święto) zaczyna się poprzedniego dnia wieczorem. Na pewno słyszeliśmy, że jeśli ktoś w sobotni wieczór uczestniczy we Mszy Świętej to wypełnia swój obowiązek niedzielnej Eucharystii. Nie jest to jednak jakiś wybieg dla leniwych czy furtka dla lepszych statystyk, ale po prostu – w kalendarzu jest sobota, ale skoro jest już późniejsze popołudnie to liturgicznie jest już niedziela.

O Triduum Paschalnym mówimy, że są to święta i pamiątka męki, śmierci i zmartwychwstania. Pierwszy dzień to męka, drugi dzień to śmierć, trzeci dzień to zmartwychwstanie.

I już liczymy. W czwartkowy wieczór zaczyna się pierwszy dzień triduum – męka Chrystusa. Pamiętamy o Ostatniej Wieczerzy, ale także o trwodze Getsemani, pojmaniu, skazaniu, niesieniu krzyża i konaniu na krzyżu.

W tym pierwszym dniu mamy w kościele dwa niezwykle ważne nabożeństwa. W Wielki Czwartek o 17.00 będzie Msza Wieczerzy Pańskiej. Chcemy, by to co się działo w Wieczerniku uobecniło się w naszym kościele. Tak jak Jezus umył nogi apostołom, tak ja umyję nogi dwunastu swoim parafianom. Po to będzie ten obrzęd byśmy wszyscy przypomnieli sobie miłość Chrystusa a ja osobiście, bym przypomniał sobie, że jestem tu po to, by służyć.

Po Mszy Świętej Najświętszy Sakrament przenosimy do ołtarza i jesteśmy z Nim w czasie jego uwięzienia.

Pierwszy Dzień kończy się Liturgią Męki Pańskiej, której centrum jest krzyż i nasza tego krzyża adoracja. W kalendarzu będzie to piątek. Najlepiej gdyby to była godzina 15.00. Z tej racji, że wielu z nas będzie pracować zapraszamy do naszego kościoła na 17.00.

Ta liturgia wprowadza nas w drugi dzień triduum. Chrystus umiera. W kalendarzu jest piątek wieczór, ale liturgicznie zaczyna się Wielka Sobota.

Najlepszym świętowaniem Wielkiej Soboty jest… cisza. Pan Jezus jest w grobie. Tego dnia przynosimy święconkę do kościoła, ale to nie jest najważniejsza sprawa. Powiem więcej – czasami jest to zakłócenie świętowania.

Prawo mówi, że święcić pokarmy może nawet kleryk bez święceń. Można zatem postawić pytanie – dlaczego nie mogłaby poświęcić wielkanocnego stołu głowa rodziny.

Święcimy pokarmy na niedzielne śniadanie, więc na dobrą sprawę można by poświęcić je nawet po procesji rezurekcyjnej. Mamy tylko kłopot – co zrobić z koszykiem w czasie całej Mszy Świętej?

Przyjdźmy zatem z koszykiem w sobotę, ale pamiętajmy – przychodzimy, by modlić się przy grobie. Trwać na adoracji, w ciszy opłakiwać śmierć Jezusa. Przy okazji – poświęcimy pokarmy.

Kto myślowo odwraca sytuacje i przychodzi tylko z koszyczkiem i skoro już jest to się tam przeżegna przy okazji przed grobem albo tylko popatrzy jak jest ustrojony – to nie ma jeszcze pojęcia na czym polegają święta.

Zaplanujmy na piątkowy wieczór i sobotę (czyli na drugi dzień triduum) swoją adorację.

Trzeci dzień triduum zaczyna się w sobotni wieczór. Zaczyna się zmierzchem. W tym roku naprawdę poczekamy na zmierzch i zaczniemy najważniejsze nabożeństwo triduum paschalnego i całego roku liturgicznego o 20.00. Jest to nabożeństwo Wigilii Paschalnej.

Zaczniemy dokładnie wtedy, gdy rozpocznie je biskup w płockiej katedrze.

Dla niektórych może to być szokujące, ale bardzo proszę mi zaufać i zrozumieć taką jedną bardzo ważną rzecz – najważniejsze święto dla nas to Wielkanoc – Wielka NOC. Wielka Noc musi się dziać w nocy.

Jeśli zapalimy na początku ogień i poświęcimy go, to ten ogień musi zajaśnieć na tle nocy – harcerze już suszą drewno, bo to musi być wielki ogień. Jeśli wniesiemy zapalony paschał do kościoła to musi być to ciemny kościół.

Mamy świętować noc, w której Chrystus Zmartwychwstał. To ma być najważniejsza noc w roku, noc czuwania.

Zapraszam na tę liturgię w sobotę wieczór, o godzinie 20.00 ale pamiętajmy, że będzie to już trzeci dzień triduum, będzie to już niedziela.

To będzie długa liturgia i piękna liturgia. Chciałbym by każdy z nas przyniósł do kościoła świecę – koniecznie. Niech ktoś z rodziny weźmie buteleczkę z wodą – poświęcimy tę wodę. I proszę też – wcale nie żartuję – by przywieźć do kościoła… krzesła. W każdym samochodzie dwa krzesła. Chciałbym byśmy koncentrowali się na liturgii a nie na bolących nogach czy krzyżu. Będzie to długa liturgia – z dużą ilością czytań i obrzędów.

W czasie tej liturgii święci się wodę chrzcielną, odnawia przyrzeczenia chrzcielne. Wiele modlitw mówi o chrzcie, wiele czytań nawiązuje do chrztu. Dlatego… będzie wtedy chrzest. Będzie też w poniedziałek wielkanocny, ale zachęcam i w tym roku i na wieki wieków do chrztu w tę Wielką NOC. W tym roku ochrzcimy Nikolę i mam nadzieję także inne dzieci.

To najwłaściwszy w roku (dawniej jedyny) moment chrztu. Chcę by to był najpiękniejszy i najbardziej uroczysty chrzest, będący wzorcem dla wszystkich innych chrztów.

Będziemy tej nocy śpiewać alleluja i "zmartwychwstał Pan". Uwaga – nie będzie to próba zmartwychwstania przed "prawdziwym" zmartwychwstaniem w niedzielny poranek. Jezus zmartwychwstał w Wielką NOC a nie w Wielki PORANEK. Adoracja po Wigilii Paschalnej jest już inna. Z monstrancji zdejmuje się welon, zakrywa figurę leżącego w grobie Jezusa, wystawia się figurę zmartwychwstałego.

Jezus zmartwychwstał w Wielką NOC. Procesja w niedzielny poranek, o świcie, jest ogłoszeniem tego światu.

W niedzielę wieczorem jest już po świętach. To znaczy jest oktawa, jest pięćdziesiąt dni radości paschalnej, ale kończy się Triduum Paschalne. Trzy najważniejsze dni w ciągu całego roku.

Gorący apel. Dobre przeżycie triduum paschalnego zakłada wcześniejsze zrobienie porządków.

Porządki robimy wcześniej. Do czwartku wszystko powinno być wytrzepane, umyte, wyprane. W czwartek zaczyna się święto.

Porządki robimy wcześniej. Do czwartku powinniśmy "wytrzepać" także naszą duszę. Do spowiedzi idziemy PRZED świętami. Jeśli ktoś idzie w sobotę to idzie już prawie PO świętach.

Dobre przeżycie triduum paschalnego to nasza obecność w kościele – w czwartek, w piątek, w sobotę na adoracji i w NOCY z soboty na niedzielę. Przychodzimy w nocy z krzesłem i świecą, ale nade wszystko z właściwą intencją, z właściwym nastawieniem.

Pascha to znaczy przejście. Właściwe nastawienie to pragnienie przejścia – ze śmierci do życia, z ciemności do światła, z grzechu do łaski. A wszystko to z Chrystusem, który cierpi, umiera i zmartwychwstaje.

Jeśli poważnie traktujemy naszą wiarę, to Wielkanoc musi być czymś więcej nić koszykiem ze święconką.
 

Dorota
Dorota Kwi 12 '15, 09:24
Uwaga zły pies…

Homilia ks. Maciejewskiego na Dzień Miłosierdzia Bożego

Dzisiejsza Niedziela Miłosierdzia Bożego oprócz oczywistej i uprawnionej okazji do świętowania może stać się okazją (niestety) do pogłaskania naszej narodowej dumy, a czasem może próżności, a może nawet pychy.

Kult Miłosierdzia Bożego obiega cały świat, wszędzie rozpoznawany jest obraz, budowane są sanktuaria – w dzisiejszym Gościu Niedzielnym można przeczytać o monumentalnym pomniku Jezusa Miłosiernego na Filipinach. Dzienniczek Siostry Faustyny jest najczęściej tłumaczoną na języki obce polską książką – wydawany jest w potężnych nakładach.

Trudno w tym ukryć nasze zadowolenie i poczucie wybrania, że to tu właśnie, z tej ziemi, z nas wzięła swój początek odnowa zrozumienia czym jest Miłosierdzie Boga. Tu były objawienia. Stąd też ma wyjść iskra (a może już wyszła), która ma przygotować cały świat na powtórne przyjście Jezusa.

Dodajmy do tego słowiańskiego papieża i przekonanie o wyjątkowym wybraństwie może na stałe zagościć w niektórych sercach.

Ostudźmy trochę nastroje.

Na jednej z wysp Morza Śródziemnego jeden z reporterów donosił o kartce wywieszonej w jednym ze sklepików. Sklepikarz napisał na niej, że musiał na chwilę wyjść i prosi, by się samemu obsłużyć i samemu sobie wydać resztę.

Czy u nas powiódł by się taki eksperyment?

Są rejony w Szwecji, gdzie ludzie wychodząc z domu zamykają drzwi na klucz, ale klucz wieszają na gwoździu obok. Jest to znak, że mieszkańców nie ma, ale jeśli potrzebujesz wejść to wejdź. Może potrzebujesz ochrony przed śniegiem czy zimnem?

U nas kiedyś kładło się klucze pod wycieraczką. Chyba to jednak skończona historia.

W Stanach Zjednoczonych, w Arizonie, domek Wojciecha Cejrowskiego nie jest zamykany. Zresztą nie ma w drzwiach zamka.

Jest za to na drzwiach powieszona kartka: „Wędrowcze, jeśli potrzebujesz się przenocować to się przenocuj, tylko posprzątaj po sobie i przynieś drewna do kominka – tyle ile spaliłeś”. http://goo.gl/Xf7h3

To nie jest tam coś niezwykłego. Więcej – takie tabliczki z blachy (takiej mniej więcej treści) można tam kupić w każdym sklepie rolniczym.

U nas, w Polsce, też można sobie kupić w sklepie tabliczkę z blachy: „Uwaga zły pies… a właściciel jeszcze gorszy”.

A Biblia mówi: „Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących. żaden nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne. (…) Każdemu też rozdzielano według potrzeby.” (Dz 4,32.35b) Czy czujemy ten kontrast?

Z ostatnich badań CBOS wynika, że 94% Polaków uważa się za katolików. (http://goo.gl/DlnSc) Naprawdę nie wiem na czym to polega.

Nie potępiam tego, że zamykamy drzwi i trzymamy psa. Pewnie mało roztropne byłoby postępowanie inaczej. To do czego chciałbym nas dzisiaj wezwać to do pokory.

Bądźmy dumni z tego, że jesteśmy Polakami, ale bądźmy przy tym pokorni. Nie dajmy sobie wmówić, że jesteśmy jakimś Mesjaszem świata. Jeden jest Mesjasz – Jezus Chrystus.

Światu rzeczywiście potrzeba Bożego Miłosierdzia. Przyzywajmy go nad „zgniłym zachodem”, nad innymi narodami i krajami. Przyzywajmy nad sąsiadami, grzesznikami, rządem i nierządem.

Ale nade wszystko przyzywajmy tego Miłosierdzia nad nami, uderzajmy się we własne piersi, zobaczmy nasze nieprawości, naszą małość. My się nawracajmy.

Zobaczmy jak my potrzebujemy Boga, jak bez Niego giniemy.

Jerzy
Jerzy Kwi 13 '15, 10:25

Masz wiele racji w tym co piszesz ew. cytujesz ale "nasza" mentalność jest skażona wieloma latami zaborów i komunizmu gdzie nikt nie uważał za grzech zabrać sobie coś z pracy lub z mienia społecznego. W mojej okolicy stało kilka opuszczonych domów do których lubili skradać się menele żeby nie pić "pod chmurką" i wszystkie te domy spalili. Podobnie mój znajomy na działce miał okradany domek i dewastowany bo nie wystarczyło że weszli do środka i coś wynieśli ale musieli dokonać zniszczenia tego czego nie zabrali.

Nasza mentalność zaczęła się zmieniać powoli w okresie 80-81 r. w czasie "karnawału Solidarności" ale komuna zniszczyła ten duch w narodzie przez stan wojenny i okrągłostołowy przekręt. Dziś mamy mentalność jak by ktoś połączył "Folwark Zwierzęcy" i "Rok 1984" w jeden matrix w którym główną zasadą jest że "Wszystkie zwierzęta są równe ale świnie przy korycie są równiejsze i bezkarne".   

Strony: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 ... » »»