Loading...

Będziesz Biblię czytał nieustannie | Forum Nowenny Pompejańskiej

Lokalizacja tematu: Forum » Różności » Propozycje
Dorota
Dorota Cze 20 '16, 22:41
Nie obraź się na mnie


Król asyryjski Salmanassar najechał cały kraj, przyszedł pod Samarię i oblegał ją przez trzy lata. W dziewiątym roku Ozeasza król asyryjski zdobył Samarię i zabrał Izraelitów w niewolę do Asyrii, i przesiedlił ich do Chałach, nad Chabor – rzekę Gozanu, i do miast Medów.

Stało się tak, bo Izraelici zgrzeszyli przeciwko Panu Bogu swemu, który ich wyprowadził z Egiptu, spod ręki faraona, króla egipskiego. Czcili oni bogów obcych i naśladowali obyczaje ludów, które Pan wypędził przed Izraelitami, oraz królów izraelskich, których wybrali.

Pan jednak ciągle ostrzegał Izraela i Judę przez wszystkich swoich proroków i wszystkich „Widzących”, mówiąc: „Zawróćcie z waszych dróg grzesznych i przestrzegajcie poleceń moich i postanowień moich, według całego Prawa, które nadałem waszym przodkom i które przekazałem wam przez sługi moje, proroków”. Lecz oni nie słuchali i twardym uczynili swój kark, jak kark ich przodków, którzy nie zawierzyli Panu Bogu swojemu. Odrzucili przykazania Jego i przymierze, które zawarł z przodkami, oraz rozkazy, które im wydał.

Wtedy Pan zapłonął gwałtownym gniewem przeciw Izraelowi i odrzucił go od swego oblicza. Pozostało tylko samo pokolenie Judy. (2 Krl 17,5-8.13-15a.18)

Salmanassar V zdobył Samarię (miasto założone przez Omriego w IX w. p. n. e.) w 722 r. przed Chrystusem. Jak mówi dzisiejszy fragment z 2-giej Księgi Królewskiej, powodem zajęcia i zniszczenia tego miejsca było odstępstwo Izraelitów od Boga.

W Starym Testamencie jest to bardzo często pojawiający się schemat. Lud Wybrany wpadał w niewolę innych ludów (Filistynów, Asyryjczyków, Babilończyków, Rzymian itd.) dlatego, że zapomniał o Bogu. Niemal całe przepowiadanie proroków było wołaniem do sumień ludzi, żeby nawrócili się zanim będzie za późno. Czy słuchali ich? Rzadko tak bywało. W większości przypadków Boży Posłańcy byli wyśmiewani, poniżani, a nawet torturowani, ponieważ ośmielili się mówić prawdę o tym, że wiara ich rodaków jest tylko powierzchowna i że bardziej pokochali grzech niż Pana. Dopiero, gdy Izrael doświadczył czasu niewoli, poniżenia i uciemiężenia, przypominał sobie, co było tego początkiem i przyznawał prorokom rację. Wtedy następował proces nawrócenia i powrotu do Stwórcy.


Wieki mijają, ale Słowo Boże ciągle jest aktualne. Nie odkryję Ameryki mówiąc, że nasze cierpienia i zniewolenia bardzo często (ale nie zawsze) są powodem oddalenia się od Boga. Np. człowiek chory na alkoholizm wpadł w niego, ponieważ uznał grzech, czyli nadużywanie (a nie samo picie) alkoholu za coś ważniejszego niż trzeźwość, niż dobro rodziny, jeśli ją założył. Kościół, który jest także prorokiem i przez który mówi Bóg, stawia sprawę jasno. Jeśli doprowadzasz się do upicia, to popełniasz grzech ciężki. Nikt tu niczego nie kryje, ale stawia sprawy jasno. Wybór należy do człowieka. Owszem raz można popełnić błąd, upijając się, ale jeśli taka sytuacja powtarza się, to już nie możemy mówić o błędzie, ale o wyborze. Staję na rozstaju dróg: jedna nazywa się „wierność Bogu”, a druga „samowola”. Którą pójdę? Zależy ode mnie, ale muszę liczyć się z konsekwencjami moich czynów. Mądry człowiek sięga myślą dalej i zastanawia się, co będzie gdy postąpię w taki a nie inny sposób. Czy to alkoholizm lub inny grzech bądź nałóg jest odwróceniem się od Boga. W  Nim jest życie i wolność. Więc nietrudno się domyślić, że tam, gdzie Jego zaczyna brakować, wkracza śmierć i niewola.


Samaria upadła, ponieważ ludzie nie słuchali Go i Jego wysłanników. Uważali, że nie ma problemu. On był, ale został zagłuszony i zepchnięty na dalszy plan. Bóg dopuścił upadek wielkiej Samarii, aby ludzie w końcu zaczęli myśleć.


Jak jest u Ciebie? Na pewno doświadczasz wielu cierpień w swoim życiu. Zapytaj się, czy ich początkiem nie jest grzech? Czy nie wyśmiałeś Boga i jego proroków w Kościele? Czy nie lekceważysz nauczania Kościoła? Czy nie należysz do kategorii tzw. „ale katolików”. „Wierzę w Boga, ale… Chodzę do Kościoła, ale…” A może już siedzisz po uszy w jakiejś formie zniewolenia przez grzech, a ciągle nie chcesz się przyznać, że potrzebna jest zmiana?


Bóg pozwoli – jeśli nie nawrócimy się w porę – abyśmy wpadli w niewolę, żebyśmy zaczęli poważnie traktować Jego i to co On do nas mówi. Nie straszę, ale powtarzam to, co mówi Biblia. Jeśli czytając te słowa obrazisz się na mnie i uznasz, że nie mam racji, to masz do tego prawo. Zanim jednak to zrobisz, to proszę, zastanów się czy w moich słowach nie ma choćby odrobiny prawdy?


Paradoksalnie, lepiej jest wpaść tutaj na ziemi w szpony jakiegoś grzechu i nawrócić się, udowadniając sobie i Bogu, że chcę życia wiecznego w Niebie, niż udawać, że nie ma problemu, a inni się mylą, i pójść na wieki do piekła.


Proszę Cię o jedno: Pomyśl dokąd zmierzasz. Proszę…


Niech Cię Bóg błogosławi +


Ks. Krystian Malec / Słowo daję/

Dorota
Dorota Cze 21 '16, 19:46
Strach ma wielkie oczy...


Sennacheryb, król asyryjski, wyprawił posłów do Ezechiasza, polecając: „Tak powiecie Ezechiaszowi, królowi judzkiemu: Niech twój Bóg, w którym położyłeś nadzieję, nie zwodzi cię zapewnieniem: «Nie będzie wydana Jerozolima w ręce króla asyryjskiego». Oto ty słyszałeś, co zrobili królowie asyryjscy wszystkim krajom, przeznaczając je na zagładę, a ty miałbyś ocaleć?”

Ezechiasz wziął list z rąk posłów i przeczytał go, następnie poszedł do świątyni Pana i rozwinął go przed Panem. I zanosił modły Ezechiasz przed obliczem Pana, mówiąc: „Panie, Boże Izraela, który zasiadasz na cherubach, Ty sam jeden jesteś Bogiem wszystkich królestw świata. Tyś uczynił niebo i ziemię. Nakłoń, Panie, Twego ucha i usłysz. Otwórz, Panie, Twoje oczy i popatrz. Słuchaj słów Sennacheryba, które przesłał, by znieważać Boga żywego. To prawda, o Panie, że królowie asyryjscy wyniszczyli narody i ich kraje. W ogień wrzucili ich bogów, bo ci nie byli bogami, lecz tylko dziełem rąk ludzkich, z drzewa i z kamienia, więc ich zniszczyli. Teraz więc, Panie Boże nasz, wybaw nas z jego ręki. I niech wiedzą wszystkie królestwa ziemi, że Ty sam jesteś Bogiem, o Panie”.

Wówczas Izajasz, syn Amosa, posłał Ezechiaszowi oświadczenie: „Tak mówi Pan, Bóg Izraela: «Wysłuchałem tego, o co modliłeś się do Mnie w sprawie Sennacheryba, króla Asyrii». Oto wyrocznia, którą wydał Pan na niego: «Gardzi tobą, szydzi z ciebie Dziewica, Córa Syjonu. Za tobą potrząsa głową Córa Jeruzalem. Albowiem z Jeruzalem wyjdzie Reszta i z góry Syjon garstka ocalałych. Zazdrosna miłość Pana Zastępów tego dokona».

Dlatego to mówi Pan o królu asyryjskim: «Nie wejdzie on do tego miasta ani nie wypuści tam strzały, nie nastawi przeciw niemu tarczy ani nie usypie przeciwko niemu wału. Drogą tą samą, którą przybył, powróci, a do miasta tego nie wejdzie! – mówi Pan. Otoczę opieką to miasto i ocalę je przez wzgląd na Mnie i na sługę mego, Dawida»”.

Tejże samej nocy wyszedł anioł Pana i pobił w obozie Asyryjczyków sto osiemdziesiąt pięć tysięcy ludzi. Sennacheryb, król asyryjski, zwinął więc obóz i odszedł. Wrócił się i pozostał w Niniwie. (2 Krl 19, 9b-11.14-21.31-15a.36)

Król Asyrii Sennacheryb prawie całe życie spędził na wojnach przeciw wrogom swego państwa. Niewiele narodów mogło oprzeć się jego potędze. Pokonał m.in. Babilończyków, Egipcjan, Sydończyków, Elamitów, Frygijczyków i mieszkańców Aszkelonu. Jak bardzo okrutnym był człowiekiem, świadczy tekst mówiący o tym, jak postąpił z mieszkańcami Babilonii:


Zaatakowałem je jak huragan i powaliłem niczym burza… Nie oszczędziłem jego mieszkańców, ani starych, ani młodych; ich zwłokami pokryłem jego ulice. Splądrowałem i zniszczyłem jego domy, od fundamentów po dachy strawił je ogień… Aby potomność zapomniała, gdzie stały jego świątynie, zniszczyłem je wodą i zmieniłem w pastwiska.


Lęk przed Sennacherybem był zatem jak najbardziej zrozumiały. Jego kolejną zdobyczą miała być Juda. Jej młody król Ezechiasz obawiał się tego, że jego ojczyzna będzie kolejnym łupem tyrana. Aby oszczędzić sobie czasu na walkę, władca Asyrii wysłał do króla Ezechiasza posłów z pismem, które „zachęcało” do dobrowolnego poddania się. W tym momencie król Żydów zrobił coś ważnego, czego nie można nie zauważyć czytając ten tekst. Mianowicie udał się z pismem od Sennacheryba do Świątyni i odczytał je przed Bogiem. U Niego szukał ratunku i został wysłuchany. Pomimo tego, że znacznie potężniejsze, zamożniejsze i lepiej wyszkolone militarnie kraje padły przed asyryjską nawałnicą, Jerozolima ocalała.


Myślę, że interpretacja tego czytania nie będzie dla Ciebie zaskoczeniem. Sennacheryb był poganinem, który podbijając kolejne państwa niszczył także bóstwa, w które wierzyli zniewoleni przez niego ludzie. W tamtych czasach przegrana wojna oznaczała nie tylko utratę ziemi, ale także to, że bogowie zwycięzców byli uważanie za silniejszych od bogów pokonanych. Modlitwa Ezechiasza pokazuje jego świadomość, że jedynym prawdziwym Bogiem jest Jahwe. Jego błagania zostały wysłuchane, ponieważ nie zwątpił w moc Boga.


Czymże była maleńka Juda z jej stolicą Jerozolimą wobec potęgi Asyrii i wspaniałą Niniwą? Niczym! Powiedzieć, że było to starcie Dawida z Goliatem wydaje się być niewystarczające. A mimo to Ezechiasz i jego poddani zostali ocaleni.


Gdy stajemy wobec naszych wrogów, tzn. grzechów, bo to one wyrządzają nam największą krzywdę, niejednokrotnie może nam się wydawać, że nie mamy szans i musimy się poddać. Dzisiejsze Słowo mówi coś zgoła innego. Nawet jeśli stoisz przed grzechem, nałogiem, zniewoleniem tak potężnym jak Asyria, to nie daj się zastraszyć, ale idź z tym, co mów Ci Zły, do Boga, bo On jest on niego potężniejszy. Choćby wydawało się, że stoisz na straconej pozycji, to nie musisz walczyć sam/a. Ezechiasz udał się do Świątyni, aby swój problem, strach, lęk oddać Jemu.


Gdzie Ty idziesz, gdy przytłoczą Cię problemy? Na modlitwę, czy pozwalasz, aby strach Cię sparaliżował? Wydaje mi się, że nam wierzącym czasami brakuje… wiary w moc Bożą. Niby się modlimy, ale czy naprawdę ufamy, że Bóg jest panem wszystkiego i nie ma dla Niego rzeczy niemożliwych? On może pokonać każdą trudność, skoro pokonał śmierć. Ale – jak już to wielokrotnie pisałem – mówić, że się wierzy, a wierzyć naprawdę to dwie zupełnie inne sprawy.


Stań dzisiaj na modlitwie przed swoim Sennacherybem bez strachu, z wiarą, że nie walczysz sam/a. Idź do świątyni, czyli do Kościoła. Idź na Mszę, jeśli masz czas i możliwości. Co z tego, że dzisiaj jest wtorek? W czasie każdej Eucharystii przychodzi ten sam Wszechpotężny, Wszechmogący Bóg. Przyjmij Go w Komunii Świętej. Jeśli nie możesz, to idź najpierw do spowiedzi. Nie walcz w pojedynkę.Pozwól Bogu walczyć w Twoim imieniu. Każdy wróg MUSI przed Nim upaść. Nie ma innej możliwości.


Pytanie brzmi: czy wierzysz, że On ma taką moc?


Niech On Cię pobłogosławi +


ks. Krystian Malec /Słowo daję/

Dorota
Dorota Cze 22 '16, 11:07
Fałszywi ludzie



Dzisiaj znowu poważny temat, ale nie możemy przed nimi uciekać. Im więcej światła wpuścimy do naszego wnętrza tym więcej będzie w nas spokoju.

Fałsz, udawanie są formami kłamstwa. Nie da sie ich pogodzić z prawdziwą, żywą wiarą. O tym pisze dzisiaj. Przeczytaj proszę, a potem pomódl się chwilę.


Jezus powiedział do swoich uczniów:

„Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po ich owocach. Czy zbiera się winogrona z ciernia albo z ostu figi? Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców.

Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone. A więc: poznacie ich po ich owocach”. (Mt 7,15-20)

Kim są fałszywi prorocy o których mówi Jezus?


Z wielu wypracowanych odpowiedzi trzeba przytoczyć dwie. Według jednych owi fałszywi prorocy pochodzą spoza wspólnoty Kościoła, a  według innych są w jej wnętrzu.


Przychylając się do pierwszej tezy i patrząc na cały kontekst Ewangelii wg św. Mateusza, można domniemywać, że tymi, którzy wchodzą z zewnątrz i niszczą wspólnotę, są nauczyciele żydowscy − najprawdopodobniej faryzeusze. Ale szukając dalej, można wskazać także dwa inne ugrupowania, czyli esseńczyków i zelotów. Zwłaszcza ci drudzy słynęli z gwałtowności i nie cofali się przed przemocą, aby bronić swoich przekonań. Zatem określenie „wilki drapieżne” mogło odnosić się do tych ludzi.


Jednak większość badaczy uważa, że „fałszywych proroków” trzeba szukać w łonie samego Kościoła, tzn. identyfikować ich z chrześcijanami. Wówczas chodziłoby o wierzących, którzy nie przynoszą dobrych owoców. Owszem, wyznają wiarę ustami, a nawet czynią spektakularne rzeczy, ale tak naprawdę nie pełnią woli Ojca, tzn. nie wcielają do swojego życia nauczania Jezusa.

Jak już mówiliśmy sobie to wielokrotnie, Słowo Boże ma wartość ponadczasową i zawsze jest aktualne. Zatem sytuacja, o której mówi dzisiaj Jezus, będzie powtarzała się na przestrzeni wieków i raz po raz będą pojawiać się „wilki w owczej skórze”.

Co jest największym zarzutem stawianym przez naszego Pana „fałszywym prorokom”? To, że słowa nie odpowiadają ich czynom. Nie można nazywać się prawdziwym uczniem Jezusa, jeśli nie postępuje się zgodnie z Jego nauczaniem.

Kościół od samego początku próbował podać kryterium rozstrzygania tego, kto jest fałszywym prorokiem. Jedno z najstarszych chrześcijańskich dzieł „Didache” tak to ujmuje:

„Ktokolwiek przemawia w duchu, nie jest prorokiem. Prorokiem jest ten, kto naśladuje Pana. Dlatego według sposobu życia rozróżnić można prawdziwego proroka od proroka fałszywego… każdy prorok, który naucza prawdy, a jej wprowadza jej w praktykę, jest fałszywym prorokiem”.

Biorę tę Ewangelię bardzo do siebie, ponieważ jako ksiądz często mam okazję nauczać innych, chociażby przez tego bloga. Jak już pisałem, Bóg zawsze weryfikuje to, co piszę i poddaje mnie szeregowi prób, które wyciągają prawdę na jaw. Nieraz są to bardzo trudne sytuacje, bo pokazują mi jak jeszcze wiele jest pracy przede mną, ale wiem, że są konieczne, bo zmuszają do nawrócenia. Medytując to Słowo, stanąłem w prawdzie o sobie. Teraz Twoja kolej.


Kim jesteś Ty jako mąż, żona, przełożony, przyjaciel, kolega, koleżanka, znajomy, uczeń, pracownik, sąsiad itd.? Czy żyjesz według słów Jezusa? Czy patrząc na Ciebie z boku można dostrzec jedność słów i czynów?


Wierzę, że tak jest. W innym przypadku sami na siebie ściągamy niesamowite męczarnie, ale jest czas na nawrócenie. On czeka i nie potępia człowieka, ale grzech.


Niech Bóg Cię błogosławi +


Ks. Krystian Malec /Słowo daję/

Dorota
Dorota Cze 23 '16, 16:38
O pustych słowach


Dzisiaj piszę o tym, co powinno mrozić nam krew w żyłach i prowokować do refleksji i zmiany postępowania.

Po raz kolejny w tym tygodniu Bóg daje nam bardzo wymagające Słowo.

Co z Nim zrobimy?


Jezus powiedział do swoich uczniów:

„Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie», wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?» Wtedy im oświadczę: «Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości».

Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony.

Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry, i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki”.

Gdy Jezus dokończył tych mów, tłumy zdumiewały się Jego nauką. Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w Piśmie.

(Mt 7, 21-29)                                                 

Pierwsze słowa, które padają z ust Jezusa w dzisiejszej Ewangelii powinny zmrozić nam krew w żyłach.

„Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie», wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.

Ale czy tak się dzieje?


Jezus jednoznacznie stwierdza, że człowiek będzie sądzony na podstawie postępowania, a nie tylko samych słów. To zdanie nie odnosi się jedynie do fałszywych proroków − o których mówiliśmy wczoraj − ponieważ podwójne „Panie, Panie” w Ewangelii wg św. Mateusza zarezerwowane jest dla uczniów Jezusa albo tych, którzy pragną iść za Jezusem lub też proszą Go o pomoc. Zatem dawny celnik chce nam uświadomić, że nie wszyscy spośród wspólnoty Kościoła wejdą do Królestwa.


Słowa MUSZĄ – i piszę to z pełną świadomością – zgadzać się z praktyką codziennego życia. Jeśli chcemy uczciwie poznawać wolę Boga zawartą w Piśmie Świętym, to MUSIMY przyznać, że w ostatnich dniach niemal codziennie przez kolejne fragmenty Kazania na Górze, On woła, a może nawet i krzyczy w naszą stronę, żebyśmy żyli zgodnie z tym, co mówimy. W innym wypadku może się okazać, że na sądzie będziemy zaliczeni do pierwszej grupy ludzi, o których jest mowa w dzisiejszej Ewangelii:

Wielu powie Mi w owym dniu: Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?» Wtedy im oświadczę: «Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości».

Nie wolno nam tego zlekceważyć. Bóg kocha, ale nie przestaje stawiać wymagań. Same słowa pobożnych modlitw nie wystarczą. Spotykanie się z Nim na Eucharystii, w Słowie czy właśnie na modlitwie nie może być „sztuką dla sztuki” i formą pustego rytuału. Przychodzę do Boga, aby być z Nim, a przez to pozwalać Mu zmieniać mnie na lepsze według Jego, a nie mojej woli.


Mnie te słowa mrożą krew w żyłach, ponieważ – jako ksiądz, choćby w czasie Mszy Świętej – wielokrotnie zwracam się do Boga mówiąc do Niego „Panie”. Ale myślę, że Ty także w swoich modlitwach mówisz: Panie Jezu, Panie mój itp.


Niebo jest dla mnie otwarte dzięki zmartwychwstaniu Jezusa, ale to czy trafię tam zależy od jakości mojego życia. Czy moje słowa idą w parze z czynami? Tak często ludzie mówią, że mieli dobre intencje, ale im coś nie wyszło. Myślę, że każdy z nas ma dobre intencje w swojej głowie i w swoim sercu. Ale konieczne jest przekucie ich w czyn. Bez tego jesteśmy tylko jakimiś ideologami, którzy dużo wiedzą, a mało robią.

Bóg prosi nas o działanie wypływające z wiary. Chrześcijanin jest powołany do tego, aby głosić Jego całym swoim życiem – a PRZEDE WSZYSTKIM – codziennym świadectwem.


Do dzieła! Z Jego pomocą damy radę!


Niech On Cię teraz pobłogosławi +


ks. Krystian Malec / Słowo daję/

Dorota
Dorota Cze 24 '16, 16:54
Znikam...


Dla Elżbiety nadszedł czas rozwiązania i urodziła syna. Gdy jej sąsiedzi i krewni usłyszeli, że Pan okazał tak wielkie miłosierdzie nad nią, cieszyli się z nią razem. Ósmego dnia przyszli, aby obrzezać dziecię, i chcieli mu dać imię ojca jego, Zachariasza.

Jednakże matka jego odpowiedziała: „Nie, lecz ma otrzymać imię Jan”.

Odrzekli jej: „Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił to imię”. Pytali więc znakami jego ojca, jak by go chciał nazwać.

On zażądał tabliczki i napisał: „Jan będzie mu na imię”. I wszyscy się dziwili. A natychmiast otworzyły się jego usta, język się rozwiązał i mówił wielbiąc Boga. I padł strach na wszystkich ich sąsiadów. W całej górskiej krainie Judei rozpowiadano o tym wszystkim, co się. zdarzyło. A wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali: „Kimże będzie to dziecię?” Bo istotnie ręka Pańska była z nim.

Chłopiec zaś rósł i wzmacniał się duchem; a żył na pustkowiu aż do dnia ukazania się przed Izraelem. Łk 1,57-66.80

Jeśli dokładnie przeanalizujemy opis narodzenia Jana Chrzciciela to zobaczymy, że jest on bardzo podobny do opisu narodzin synów Izaaka: Jakuba i Ezawa (Rdz 25,24). Elżbieta, podobnie jak Rebeka, przez wiele lat cierpiała na niepłodność, ale dzięki nadzwyczajnej interwencji Boga obydwie mogły cieszyć się potomstwem.


Sposób w jaki zareagowali sąsiedzi na wieść o narodzinach Jana przypomina słowa, które spotykamy często w Starym Testamencie i można je przetłumaczyć w ten sposób:

Pan powiększył (lub: uczynił wielką) swą łaskę wobec niej.

W tym zdaniu św. Łukasz używa czasownika μεγαλύνω (megalyno), który w Starym Testamencie w wielu miejscach wyraża wielką potęgę Bożego działania, które ma na celu wybawienie z nieszczęścia wybrane przez Niego osoby (Rdz 19,19; 1Sm 12,24; Ps 104, 24) albo ich wywyższenie (Rdz 12,2; 1Krl 1,37.47). Tego samego słowa używa również Maryja rozpoczynając Magnificat w 1,46, gdy mówi o tym, że jej dusza WIELBI Pana.

Bóg, obdarzając Elżbietę synem, pokazał jak wielkie jest Jego miłosierdzie. Przyjście na świat małego Jana napełniło radością ją, jej męża, ale także sąsiadów z Ain-Karem.

Właśnie ta myśl dzisiaj przemawia do mnie najmocniej. Dać komuś radość i umieć cieszyć się z innymi. Nie trzeba być wielkim obserwatorem, żeby dostrzec jak wielu jest wokół nas smutnych ludzi. Przeważnie nie wiemy jaki jest powód ich przygnębienia, więc nie powinniśmy od razu przypinać komuś łatki «smutasa», ale jest coś co możemy zrobić. Możemy – przynajmniej spóróbować – wywołać na czyjejś twarzy uśmiech. Nie mówię i nie zachęcam do jakichś głupkowatych czynów, ale do tego, żeby mądrze ocenić co mogę dać drugiemu, żeby poczuł ulgę. Może przez mały gest, uśmiech, rozmowę, wysłuchanie. Czasami trzeba naprawdę niewiele, żeby komuś dać chwilę wytchnienia od problemów.


Przez dzisiejszą Ewangelię Bóg przypomina nam, że dla Niego nie ma zbyt późnego czasu na interwencję i pomoc. Zachariasz i Elżbieta zostali wynagrodzeni za swoją wierność. Ty też możesz dać komuś, kto długo czeka na chwilę radości.


Powiedzieliśmy, że Zachariasz i Elżbieta umieli czekać. A jak jest z nami? Umiemy czekać? Czy może wszystko ma być «już», «od ręki» bez zbędnego wysiłku? Czy mentalność XXI wieku, więc to, że niemal wszystko mamy na kliknięcie myszką, przerzucamy na Niego i gdy mija więcej czasu niż zakładaliśmy, to zaczynamy się buntować? Bóg działa według swoich reguł.


Nie poganiaj Boga, ale zaufaj, że pomoże w najlepszym – wybranym przez Niego – momencie.


Dobrego dnia i niech On Cię błogosławi +


ks. Krystian Malec / Słowo daję /

Edytowany przez Dorota Cze 24 '16, 17:04
Dorota
Dorota Cze 26 '16, 11:48

Czego Jezus oczekuje od swoich uczniów? Wolności, radykalizmu i pełnego zaangażowania.


Ewangelia wg św. Łukasza (Łk 9,51-62)


Gdy dopełniał się czas wzięcia Jezusa z tego świata, postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy. Widząc to, uczniowie Jakub i Jan rzekli: ”Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?”. Lecz On odwróciwszy się zabronił im. I udali się do innego miasteczka. A gdy szli drogą, ktoś powiedział do Niego: ”Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz”. Jezus mu odpowiedział: ”Lisy mają nory i ptaki powietrzne gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł wesprzeć”. Do innego rzekł: ”Pójdź za Mną”. Ten zaś odpowiedział: ”Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca”. Odparł mu: ”Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże”. Jeszcze inny rzekł: ”Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu”. Jezus mu odpowiedział: ”Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego”.


Jezus jest Mistrzem odpowiedzialności! Wie, co Go czeka w Jerozolimie. Nie ucieka przed tym, nie kombinuje, nie tworzy układów. Postanawia się wybrać do świętego miasta, aby stawić czoła tej sytuacji, którą odczytuje jako wolę Bożą. On, który przyjmuje wszystkich bez wyjątku, sam doświadcza odrzucenia. Jednak nie mści się i nie słucha walecznych propozycji swoich uczniów. Daje Samarytańczykom czas, a oni po Jego zmartwychwstaniu szybko przyjmą dar Ewangelii i nowego życia.


Pójście za Jezusem i uczestniczenie w Jego losie jest darem łaski. Nikt z nas jedynie o własnych siłach nie jest w stanie tego uczynić. Widzimy to na przykładach trzech osób, które Jezus spotyka. Po pierwsze, aby pójść z Jezusem trzeba wyzbyć się własnych planów i projektów. Tu reżyserem jest Bóg! Jest to zaproszenie do wielkiej wolności serca a jednocześnie do radykalnego ubóstwa. Jezus nie ma gdzie skłonić głowy, lecz wszystko otrzymuje od Ojca i podobnie Jego uczniowie. Po drugie, nie ma niczego ważniejszego niż głoszenie Ewangelii, nawet sprawy osobiste schodzą wtedy na drugi plan. Po trzecie Jezus wymaga całkowitego zaangażowania. Nie można być z Nim i myśleć o przeszłości. On potrzebuje każdej naszej myśli, uczucia, decyzji, aby Ewangelia mogła być głoszona słowem, czynem, przykładem, modlitwą, ofiarą.

Prośmy u początku czasu wakacyjnego, aby te letnie miesiące były dla nas dobrą okazją do jeszcze lepszego poznawania Jezusa i świadczenia o Nim nie tylko w miejscu naszej pracy, lecz także w miejscach naszego odpoczynku!


s. Anna Maria Pudełko, AP

Dorota
Dorota Cze 27 '16, 17:18
Rzeczy ważne i ważniejsze.


Gdy Jezus zobaczył tłum dokoła siebie, kazał odpłynąć na drugą stronę. Wtem przystąpił pewien uczony w Piśmie i rzekł do Niego: „Nauczycielu, pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz”.
Jezus mu odpowiedział: „Lisy mają nory i ptaki powietrzne gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł wesprzeć”.
Ktoś inny spośród uczniów rzekł do Niego: „Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca”.
Lecz Jezus mu odpowiedział: „Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie ich umarłych”.
(Mt 8,18-22)

Zdarza się nam mówić: "są rzeczy ważne i ważniejsze". Dla Żydów pochowanie zmarłej osoby należało do tych "ważniejszych rzeczy". Izraelici nie zwlekali z pogrzebem. Miał on miejsce w dniu śmierci albo nazajutrz wczesnym rankiem, aby żadna kość zmarłego nie zaginęła, ponieważ Naród Wybrany wierzył, że zmartwychwstanie tylko ten człowiek, którego kości zostały złożone w jednym miejscu. Brak pogrzebu uważali oni za największą karę.


Jeśli sięgniemy do Starego Testamentu i przeczytamy księgę Tobiasza, to zobaczymy, że grzebanie zmarłych było cenione wyżej niż jałmużna!


Gdy zrozumiemy ten szerszy kontekst odnoszenia się Żydów do pochówku zmarłego widzimy jak radykalne są słowa Jezusa z dzisiejszej (w wersji św. Mateusza) i wczorajszej (w wersji św. Łukasza) Ewangelii:


"Ktoś inny spośród uczniów rzekł do Niego: „Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca”.
Lecz Jezus mu odpowiedział: „Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie ich umarłych”.


Uczniowie Jezusa, którzy byli Żydami słysząc te słowa musieli być w wielkim szoku. Ale Rabbi z Nazaretu wielokrotnie używał bardzo mocnych stwierdzeń, aby uzmysłowić swoim słuchaczom jak ważne jest szukanie spraw Królestwa Bożego.

Dwa dni z rzędu Kościół daje nam te same słowa Zbawiciela. Nie powinniśmy tego zlekceważyć. Przez Kościół mówi do nas Bóg. Myślę, że w tych dniach chce nam mocno przypomnieć, że nasze zbawienie powinno być naszym priorytetem. Każda inna rzeczywistość ma być temu celowi podporządkowana.


To co? Mamy nie urządzać pogrzebów naszym bliskim? Oczywiście, że mamy. Trzeba oddać im cześć, pomodlić się za nich i prosić o łaskę Nieba. Ale zobacz, że w tym fragmencie Jezus spotyka ludzi, którzy chcą iść za Nim, chcą Go naśladować. Dlatego - będąc w pełni uczciwym człowiekiem - od razu mówi, że towarzyszenie Mu wiąże się z pozostawieniem wszystkiego na rzecz Królestwa. Nie ma miejsca na półśrodki.


Umiemy tak żyć? Czy może ciągle stawiamy warunki i mówimy: Pójdę za Tobą, ale najpierw... Pójdę za Tobą, ale chciałbym... Pójdę za Tobą, jeśli...


Jezus mu odpowiedział: ”Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego”. (Łk 9,62)


ks. Krystian Malec / Słowo daję/


Dorota
Dorota Cze 27 '16, 21:11
Idź na całość! ks. Krzysztof Freitag

Pamiętam taki teleturniej z czasów dzieciństwa, z Polsatu chyba: „Idź na całość”. Był tam zawsze taki moment, kiedy się wszyscy darli: „IDŹ NA CAAAAŁOOOOŚĆ!!!!”. I albo ktoś szedł albo nie. Zawsze wiązało się to z pewnym ryzykiem, ale i z opcją większej wygranej. Albo wielka porażka, albo wielka wygrana.


Tak mi się to kojarzy z dzisiejszą Ewangelią / ad. Łukasz 9,51-62/.. Bo albo się idzie za Jezusem na całość albo w ogóle. Nie ma opcji pośrodku. Opcja pośrodku – „chrześcijanin-stany-pod-chórem-czyli: trup” jest opcją przeciw Jezusowi. Albo na całość albo w ogóle.


Chrześcijaństwo jest piękne. Ale i czasem cholernie trudne. I żeby w tym wszystkim, a szczególnie w codzienności, doświadczać Bożego „wow!”, potrzeba sfokusować wszystkie siły na Jezusie. Nawet jak wiąże się to z jakąś stratą: szacunku u ludzi, pieniędzy, zrozumienia…


Mielę w głowie dzisiaj obraz tych ludzi, którzy rzucają Jezusowi: „chcę iść za Tobą! zadzieram kiecę i lecę!” A On im na to spokojnie: „hola, hola! Ale przecież Ty tak naprawdę nie chcesz. Masz swoje wymówki”…


Jezus zna Twoje serducho. I wie, że czasem masz te swoje „ale” i „najpierw”. On dobrze wie, że są sprawy, które Ci Go przysłaniają. I czasem Ci to pokazuje, żeby się z tym rozprawić. I potem wejść w Jego przygodę.


Jestem księdzem. I czasem jest słabo. Mówię Mu: „wiesz, chcę być święty, ale… weź przestań. Nie teraz. Teraz chcę jechać do Mac’a”. Czasem wolę nażreć się duchowo-przyziemnym fasfoodem niż pójść na Jezusową dietę. Też tak masz?


Weź poszukaj dzisiaj w sobie tych rzeczy, które Cię wstrzymują przed rzuceniem się w zaufanie Jezusowi na 100%. Może nie dasz ich jeszcze rady dzisiaj wywalić z serca. Trudno. Potrzeba czasu. Ale będzie to już wielki krok. Krok do tego, żeby jutro pójść za Jezusem na całość.


Bycie uczniem to coś więcej niż pragnienie towarzyszenia Jezusowi, to przede wszystkim zmiana stylu życia, troska o silną więź serca i umysłu, zabieganie o silne pragnienie stawania się podobnym do Nauczyciela. Uczniem można być całkowicie, albo w ogóle nim nie być. 

Bycie uczniem Pana i troska o Jego królestwo są najważniejsze. Ten, który chciał być uczniem nie rozumiał, że Jezus ustala zasady, które należy przyjąć, decydując się na pójście za Nim.
Prawdziwy uczeń powinien ustawić właściwie swoją hierarchię wartości. Nic nie powinno być stawiane wyżej nad służbę Bogu. Zbawienie człowieka jest teraz ważniejsze od zajmowania się zmarłymi. Taki jest plan Jezusa dla ucznia. Trzeba odróżniać rzeczy ważniejsze od ważnych [ o. J. Pierzchalski SAC ].



*


I jeszcze coś.


Pójście za Jezusem uwalnia. On przyszedł po to, żeby dać wolność. Czasem jak się za Nim idzie to pozornie się wydaje, że On mi robi „bubu”. Ale to pozornie tylko. Pójście za Nim i bycie Jego uczniem, pozwolenie na działanie, uwalnia. Bo się człowiek już nie musi tak rzucać, że wszystko zależy od niego.


Jak Ci będzie ciężko, to weź pomyśl, że On to dobry Bóg jest. Że Jemu chodzi o Twoją wolność. Że On walczy z Tobą o Twoją wolność. I ON WIE, CO TRZEBA DZIŚ ZROBIĆ.


Ku wolności wyswobodził nas Chrystus.
A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli.Wy zatem, bracia, powołani zostaliście do wolności. [ Ga 5, 13 ]


Dorota
Dorota Cze 29 '16, 22:59
Nie daj się przeszłości!



Mateusz 16,13-19

Jak się chcę pójść do pracy, to trzeba złożyć CV. I w ogóle najlepiej takie, żeby przyszłego pracodawcę wręcz z nóg zwaliło. Curriculum vitae wiele mówi o aplikującym. Zazwyczaj mówi o tej jasnej stronie. I słusznie. Tak powinno być – gdy chodzi o te ziemskie układy.
A Jezus ma jednak inaczej. CV Jego uczniów nie są zbyt różowe. Wielcy święci w „firmie” Jezusa to często ludzie z ciężką przeszłością. Dzisiejsza uroczystość pokazuje dwa fundamenty Kościoła, które nieźle się chwiały, zanim wsparły Kościół: Piotr – facet, któremu łapska śmierdziały rybami i który wypiął się na Zbawcę; oraz Paweł – morderca i fanatyk religijny. Obaj – goście z przeszłością, stali się przyszłością Kościoła.
Bo Bóg potrafi nawet najcięższą historię przemienić w epicki finał.
Można o nich wiele pisać. Kim byli i jak skończyli – wiemy dzięki Biblii i Tradycji. Obaj są przykładami ludzi, którzy nieźle się w swoich historiach chwiali, błądzili, zmagali. I w życiu obu stanął On, który powiedział, że to ogarnia i chce coś z tym zrobić. Że nic nie jest przegrane.
Ile ludzi na świecie, tyle historii. Każdy człowiek ma ciemne strony. Każdego z nas czasem dopada przeszłość czy skutki złych decyzji. I się można normalnie czasem załamać, zdołować, że to bez sensu. Jednak – jak się wpuści Jezusa do nawet najbardziej pokręconej, najbardziej schrzanionej przeszłości – to wszystko się z czasem wyprostuje. I stanie się niezłym światłem!
To, co w Twoim życiu było - lub ciągle jest - pozorną przegraną, dla Jezusa i razem z Nim może stać się Twoją wygraną, wiesz?
Piotr i Paweł to faceci z jajami. To nie były słodkie „pipidówy”. Oni doskonale wiedzieli, co w nich pachnie i co w nich śmierdzi. I może dlatego trzymali się Jezusa. Bo dzięki swym słabościom doświadczyli, że poza Jezusem to nie ma czego szukać. Że jak Go zostawią to się rozwalą. Że tylko z Nim trzeba trzymać. Bo wtedy życie – pomimo różnych głupot – ma sens.
I na koniec swego życia: Paweł – ścięty, a Piotr – ukrzyżowany. Jestem pewien, ze kiedy łapali oddech po raz ostatni, to wiedzieli, że zwyciężyli. Bo trzymali się Jezusa. I nic ich od Niego nie oderwało.
Ty, która/który to czytasz: trzymaj się Jezusa do końca. Szczególnie w chwilach kiedy przychodzi przeszłość i mówi: idiota jesteś. Przegrałeś. Daj se spokój. Twoja przeszłość Cię nie definiuje. Ona może Cię otworzyć na nowe. Trzeba tylko trzymać się mocno Jezusa i mówić Mu: z Tobą wygram. Już wygrałem.
Patrz na Jezusa, nie na ciemność przeszłości. I mów Mu o wszystkim.
I pamiętaj, że Ty też jesteś fundamentem Kościoła. Ty go dziś tworzysz. Nawet jak jesteś nieźle pokręcona/y – jesteś dla Jezusa kimś, na kim On buduje. Tylko z Nim bądź.
+

 Bracia, ja nie sądzę o sobie samym, że już zdobyłem, ale to jedno [czynię]: zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie [ Flp 3, 13 + ].
ks.

Dorota
Dorota Lip 1 '16, 17:26
Powołany celnik (Mt 9,9-13)

 

Odchodząc z Kafarnaum Jezus ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: Pójdź za Mną! On wstał i poszedł za Nim. Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i siedzieli wraz z Jezusem i Jego uczniami.
 

 

 Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami? On, usłyszawszy to, rzekł: Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników.

 

Także i na dnie naszego serca możemy odszukać celnika. Nie ma człowieka kryształowo czystego, niewinnego. Na ziemi jesteśmy ludźmi, a nie aniołami. I także do nas, takimi, jakimi jesteśmy, przychodzi Jezus, nawet jeśli nasze zajęcia, nasza praca, nasza postawa nie jest klarownie przezroczysta.

 

Także dla każdego z nas ma Jezus słowo powołania. Zachęta do dobra, do doskonałości, do nieustannego nawracania się, oto powołanie człowieka! I będą inni się dziwić, jak wtedy.  Będą zgorszeni, że ktoś wcześniej obojętny na sprawy wiary, kościoła, miłości, dobra – nagle w swej postawie pokazuje swoje zaangażowanie sprawami ducha, a nie tylko ciała.

 

Zapomnieli, że Jezus przyszedł do potrzebujących ratunku, pomocnej dłoni, zachęty. Nie chcą zobaczyć, że to On daje szansę każdemu, a może szczególnie oddalonemu najbardziej. Daje szansę, bo jest Bogiem Bogatym w Miłosierdzie.

 

Zbawienie, Odkupienie, to leczenie ran, to wyzwalanie z różnorodnych uzależnień. To cel Jezusowej misji. To Serce Boga, które chce ukazać wszystkim! Miłosierdzie, a nie tylko przepis nakazujący taką czy inną ofiarę. Wyjście naprzeciw, podanie ręki, nowa szansa dla człowieka.  Elastyczność miłości miłosiernej, a nie skostnienie wymagań!

 

Grzesznicy potrzebują nawrócenia, oddaleni od kościoła potrzebują, aby ich odszukać, zagubieni potrzebują, aby ich odnaleźć.

 

Tak działa Jezus, taka jest Jego misja, to jest istota Jego Mesjańskiej misji, to ukazuje nam w geście powołania celnika Mateusza.

 

I wydaje się, że  Jezus mówi nam dziś: Idź i ty czyń podobnie! Sam powołany do wiary, bez żadnej zasługi, daj szansę innym, by i oni odszukali Jezusa Miłosiernego w swoim życiu!

ks. Wiesław Pietrzak SCJ

Dorota
Dorota Lip 2 '16, 11:31
Opowiem, co uczynił mej duszy

upadekszatana

XIV Niedziela Zwykła, C; Iz 66,10-14c; Ps 66,1-3.4-7.16.20; Ga 6,14-18; Kol 3,15a.16a; Łk 10,1-12.17-20; Winnica 3 lipca 2016 roku.

To musiał być piękny widok. Szatan spadający z nieba jak błyskawica. I nie chodzi tu o doznania estetyczne a etyczne – chodziło tu przecież o upadek diabła, upadek jego zamiarów i dzieł, upadek jego królestwa.

Czy chcielibyście dzisiaj zobaczyć jak szatan spada z nieba? Jak spektakularnie zostaje pokonany? Chcielibyście?

Jest na to sposób. Zawarty jest w dzisiejszej Ewangelii. Sprawdźmy jaki był kontekst tego jezusowego widzenia. Jezus widział spadającego szatana w momencie, gdy wysłał swoich uczniów.

Uczniowie poszli, głosili Jezusa, jego naukę, pokój, nadejście królestwa niebieskiego, uzdrawiali chorych. Słowem i czynem, w sposób zdecydowany, dawali świadectwo Jezusowi.

I szatan spada.

I tak się dzieje zawsze, gdy wierzący w Chrystusa, przyznają się do Chrystusa, nie wstydzą się Chrystusa, głoszą Chrystusa, dają świadectwo swej wiary w Chrystusa. I to jest klucz.

Klucz i problem. Problem, bo zdecydowanie za mało jest tego przyznawania się do Jezusa. Za mało świadectwa.

Z jednej strony jest powszechna przynależność do kościoła i nawet tłumne praktyki, ale wielu, zbyt wielu, dystansuje się od spraw wiary, nie traktuje ich do końca poważnie.

Z jednej strony widać ich w kościele, ale z drugiej strony jakby mrugali jednym okiem – „nie traktujcie tego co w nas widzicie do końca poważnie”.

Ciekawy jest widok jak na jakiejś kabaretowej estradzie dokopuje się Kościołowi, kpi się z sakramentów, z ludzi wierzących. I bywa, że realizator puści kamerę po widzach. Ile tam radości, śmiechu i oklasków. Czy to Państwo Islamskie? Chyba nie.

Czy chcielibyście dzisiaj zobaczyć jak szatan spada z nieba? Jak spektakularnie zostaje pokonany? Chcielibyście?

To dawajcie świadectwo Jezusowi. Przyznawajcie się do Niego. Głoście słowem i czynem.

Tu nie chodzi o to, by być takim społecznym księdzem wolontariuszem i wszędzie ustawiać składane ambony – czy to biuro w pracy, czy plaża nad morzem.

Tu chodzi o normalność i naturalność. Tak jak rozmawiamy z ludźmi o różnych sprawach, tak samo rozmawiajmy o Bogu i wierze. Nie wycinajmy tego, nie cenzurujmy samych siebie, nie wstydźmy się.

Bądźmy normalni i naturalni. I jasno określeni.

Gdy ktoś przy tobie obrazi twoją matkę, nazwie ją tak czy siak, to uśmiechniesz się i zaklaszczesz? Udasz, że nie słyszysz? A Kościół jest twoją Matką.

Gdy obrażają twojego ojca to pozwolisz na to? Chyba nie. A Bóg jest twoim ojcem.

Tu nie chodzi tylko o konfrontację. Czasem sytuacja wymaga obrony a ty jesteś owcą między wilkami. Przypuszczam jednak, że częstsza będzie sytuacja, gdy spotykać będziesz kogoś kto będzie miał otwarte uszy i serce. I wtedy jeszcze większa jest twoja odpowiedzialność, by głosić mu Jezusa.

Może jednak myślisz sobie – ja nie umiem, nie potrafię. Chciałbym nawet, ale nie mam pojęcia jak.

Uwierz, że nie trzeba tu być wielkim teologiem, nie trzeba jakiejś erudycji ponad poziomy.

Tu znowu przydaje się normalność i naturalność.

Tak jak potrafisz opowiedzieć ze swojego życia sytuację, gdy cierpiąc na jakąś chorobę obszedłeś bez efektu dziesięciu lekarzy i dopiero jedenasty się poznał, zapisał to i to i wróciłeś do zdrowia, tak potrafisz opowiedzieć co stało się z twoim życiem, gdy spotkałeś lekarza dusz – Jezusa.

Pięknie to streszcza werset psalmu: „Opowiem, co uczynił mej duszy.” (Ps 66, 16b) Po prostu – opowiem czego doświadczyłem. Piłem – spotkałem Jezusa i nie piję. Doświadczałem smutku i bezsensu – spotkałem Jezusa i chcę żyć. Miałem w sercu nienawiść – przebaczyłem. Małżeństwo się sypało – jesteśmy razem. Umierałem – żyję.

Wielka jest moc w składanym z wiarą świadectwie…

Czy chcielibyście zobaczyć dzisiaj jak szatan spada z nieba? Jak zostaje pokonany? Chcielibyście?

To popatrzcie tylko uważnie co w waszym życiu jest darem Boga. I powiedzcie o tym wokół.

A zobaczycie jak szatan spada z nieba.

ks. Zbigniew Paweł Maciejewski

Dorota
Dorota Lip 2 '16, 20:55

Boże - gdzieś Ty mi polazł?!     Mateusz 9,14-17 Uczniowie Jana podeszli do Jezusa i zapytali: «Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą?». Jezus im rzekł: «Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć.
Nikt nie przyszywa łaty z surowego sukna do starego ubrania, gdyż łata obrywa ubranie i gorsze robi się przedarcie. Nie wlewa się też młodego wina do starych bukłaków. W przeciwnym razie bukłaki pękają, wino wycieka, a bukłaki się psują. Raczej młode wino wlewa się do nowych bukłaków, a tak jedno i drugie się zachowuje».
 

 

  Życie składa się ze zmian. Wybór stagnacji i siedzenie w znanym mi tylko sosie nie jest zbyt rozwojowe. Jak się idzie za Jezusem to też trzeba się przygotować na to, że zmiany będą. Że żeby smakowało mi wino Jego nauki (i dało przy tym radość, której szukam), to muszę sobie zmienić bukłaki w sercu. To muszę otworzyć się na NOWE.

  Jezus ma różne sposoby, jak nas odnawiać, jak nas ożywiać. To, co On robi w moim życiu, może już niezbyt pasować do Ciebie. I dobrze. Bo tylko On zna serca swoich ludzi. Tylko On zna najlepiej Twe serducho.   Ale czasem te Jego sposoby bolą. Bo czasem Bóg musi mi odejść. Jakby odsunąć się w cień. Przychodzą takie chwile, że się człowiek łapie za głowę i wyje: „Boże, gdzieś Ty mi polazł?!”. I mimo, że te chwile bolą, to są dobre. Bo wtedy trzeba Go szukać, ale może w inny sposób niż do tej pory.  

 

  Nie znajdziesz poza Jezusem lepszego wina. Poza Jego Słowami – no nie ma nic lepszego. Jeśli masz tak dzisiaj, że On Ci gdzieś odszedł – trwaj, szukaj, walcz, zmagaj się, wołaj, módl. Cokolwiek. Bądź z Nim nawet jak się wydaje, że Go nie ma. On ogarnia.  

 

+

  Post jest znakiem wychodzenia ze smutku, jeśli towarzyszy nam świadomość osłabienia naszej relacji z Bogiem. Kiedy pozwalam Bogu na to, aby ingerował w moje życie porządkując je, podejmuję post. To jest czas ubogacania się Bogiem przez otwarcie na Niego. W tym celu poszczę, aby otworzyć się na Pana, dopuścić Go do wszystkich miejsc, które od jakiegoœ czasu były na Niego zamknięte, zablokowane, w których stawiałem opór jego Słowu, Jego łasce, Jego miłości.

 

Kiedy poszczę, wyrażam mój żal za popełnione grzechy, a równocześnie wyznaję moją całkowitą zależność od Boga. Jest wyrazem naszej pokory i szukaniem tego, co jest pragnieniem Boga, nie moim. To czas porzucania mojej woli, a przyjmowania Bożej [ o. J. Pierzchalski SAC ]

ks. Krzysztof Freitag

Edytowany przez Dorota Lip 2 '16, 20:57
Margot
Margot Lip 3 '16, 19:31

"Boże- gdzieś Ty mi polazł" ???

 

Boże, mój Boże, szukam Ciebie * i pragnie Ciebie moja dusza. Ciało moje tęskni za Tobą, * jak zeschła ziemia łaknąca wody. Oto wpatruję się w Ciebie w świątyni, * by ujrzeć Twą potęgę i chwałę. Twoja łaska jest cenniejsza od życia, * więc sławić Cię będą moje wargi. Będę Cię wielbił przez całe me życie * i wzniosę ręce w imię Twoje. Moja dusza syci się obficie, * a usta Cię wielbią radosnymi wargami, Gdy myślę o Tobie na moim posłaniu * i o Tobie rozważam w czasie moich czuwań. Bo stałeś się dla mnie pomocą * i w cieniu Twych skrzydeł wołam radośnie: "Do Ciebie lgnie moja dusza, * prawica Twoja mnie wspiera". Chwała Ojcu i Synowi, * i Duchowi Świętemu. Jak była na początku, teraz i zawsze, * i na wieki wieków. Amen.  

 http://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=1&nr=067

 

Dziwna ta mowa.. "gdzieś Ty mi polazł"??

Jak do psa na spacerze.. "Gdzieś ty mi polazł"??

https://www.youtube.com/watch?v=D4WkgoaQzQA

 

ktoś tu troszkę przesadził z interpretacją :)

 

 

 

 

Dorota
Dorota Lip 3 '16, 23:03

Polazł, polazła - zwrot ten używany jest choćby w moim regionie, gdy ktoś jest nam bardzo potrzebny, a w danej chwili go przy nas nie ma , takie pytanie retoryczne powstaje w sercu człowieka rozżalonego na tego kogoś, zwrot możliwy, niekoniecznie zastosowany tylko w stosunku do psa , mnie niekiedy takie coś wylatuje w stosunku do osoby i słyszę wtedy odpowiedź "a no polazłam/ em tam i tam ".

. Czy Bóg pogniewałby się na mnie , gdybym ja tak się zwróciła do Niego, jeśli moje serce mówi prostym językiem...? Bóg jest Bogiem , ale jest też naszym Przyjacielem, jest Bogiem - Człowiekiem, myślę , że gdy ja używam słów , które są stosowane w stosunku do bliskiej mi osoby , to Bóg zna moje serce i wie, że jeśli ja do Niego się tak zwrócę, to mam żywą wiarę w to , że On naprawdę jest, że jest kimś żywym dla mnie. To powstaje spontanicznie , ksiądz zresztą pisze - "człowiek łapie za głowę i wyje: „Boże, gdzieś Ty mi polazł?!" i dla Boga może to być najpiękniejsza modlitwa spontaniczna, jaka w nas powstaje , modlitwa , która nie wymaga jakichś uduchowionych wyrażeń, która niekiedy nawet teologicznie nie zabrzmi dobrze, bo to modlitwa dziecka , które się przecież ciągle uczy. Z biegiem czasu ta prosta modlitwa może się przekształcić w piękną, taką, w której wyrażenia typu "jak zeschła ziemia łaknąca wody pragnie Ciebie, Boże moja dusza ", same wylatują z serca, a ksiądz właśnie pisze o czymś takim w dalszych słowach. Ksiądz użył słów , które dla mnie mówią " Nie bój się Boga , mów do Niego tak jak mówisz do swej kochanej przyjaciółki, językiem niechlujnym niekiedy , ale takim , by Bóg wiedział, że traktujesz go jako żywego Człowieka , a nie jak kogoś tam ...gdzieś , jakby Go w ogóle nie było" ....

Tak czy siak , to co napisał ksiądz spada na jego barki , nie nasze. Niekiedy jednak trzeba użyć prostego, czy nawet prostackiego języka , by do człowieka dotarło, że Bóg Jest naprawdę.

Renata
Renata Lip 3 '16, 23:18

Ludzie mają różny stopień wrażliwości. Komuś zwrot "Boże gdzieś Ty polazł"  nie przeszkadza, a inny zwróci uwagę, że może jednak do Boga tak nie wypada.

Coraz częściej niestety mamy pokusy by traktować Pana Boga jak kumpla.

Takiego wspaniałego, świetnego, super - kumpla. Nic tylko wziąć za rękę i pójść na mecz, a niechby i nawet na piwo.

Tylko może warto pamiętać o dwóch darach Ducha Świętego, które mimo wszystko gdzieś tu się gubią - dar pobożności i dar bojaźni Bożej.

Bóg to nie kumpel. Aniołowie się lękają gdy na Jego Twarz patrzają. I są granice, których przekraczać nie wypada nawet kapłanowi. A może tym bardziej jemu.

Edytowany przez Renata Lip 3 '16, 23:18
Dorota
Dorota Lip 3 '16, 23:31

Kumpel a przyjaciel  to jednak różnica.  Lepiej jednak dla duszy człowieka , gdy potraktuje Boga jako kumpla, któremu ufa, niż jako kogoś  , kogo w ogóle nie czuje. Napisałam ponadto "Tak czy siak , to co napisał ksiądz spada na jego barki , nie nasze.", jeśli komuś się taka wypowiedź nie podoba, ma prawo wypowiedzieć swoje zdanie, a najlepiej gdyby do niego osobiście napisał i upomniał.  I tyle w tym temacie mogę dodać.

 

Bożena
Bożena Lip 4 '16, 07:12
W pierwszej chwili, byłam zaskoczona tymi słowami, ale też zaciekawiło mnie co jest dalej. I cieszę się, że przeczytałam, bo słowa są naprawdę wartościowe i ciekawe. Ja przynajmniej się nad nimi zastanowiłam, zrozumiałam, że my faktycznie czasem się tak czujemy. I faktycznie chciałoby się czasami zawołać,Jezu gdzieś Ty polazł, gdzie Ty jesteś, dlaczego nie ma Cię przy mnie, kiedy jest mi tak źle! Jak mam Cię odnaleźć? Myślę, że każdy kiedyś znalazł się w takiej sytuacji. Poczułam się trochę jak dziecko, bezpiecznie i pewnie, że nie muszę się Boga bać. To jak odbieraamy te słowa to nasza postawa i nastawienie, więc dlatego są tu różne zdania. Czy te słow są obraźliwe, czy to brak szacunku? Nie odebrałam ich w ten sposób. Wręcz przeciwnie, Bóg mówi do nas przez różnych ludzi i różnymi słowami. Może faktycznie, jak jest w tekscie, warto się nie zatrzymywać, żyć w jakiejś stagnacji, spróbować inaczej, pójść dalej, zmienić coś. Kto wie co Jezus tam dla nas przygotował. Może warto spojrzeć trochę inaczej na siebie, na innych, a najlepiej z miłością:):) Jezus zna te nasze serca i zawsze będzie pragnął do nich dotrzeć, ważne żeby Mu się to udało:)
Dorota
Dorota Lip 5 '16, 00:02

Intymność dotyku

 

Intymność dotyku

Przyjdź i połóż na nią rękę, a żyć będzie. Mt 9, 18 – 26

Zwabię oblubienicę i wyprowadzę ją na pustynię. Zwabię, uwiodę. To słowa, które wskazują na podstęp, na swego rodzaju oszustwo, byle tylko uzyskać swoje. Tak mówi dziś Bóg (Oz 2, 16 – 22). A potem że tak zwabioną wyprowadzi na pustynię, czyli miejsce mało sprzyjające życiu, wręcz śmiercionośne. Może dlatego potrzebuje fortelu, uwiedzenia, bo sama nie poszła by do takiego miejsca.

A tam… przemówi do jej serca. Ta oblubienica to Izrael, ale też moja dusza, moje serce. Więc w tym mało romantycznym miejscu Bóg przemówi do serca, dotknie tego, co we mnie najgłębsze, najdelikatniejsze, najintymniejsze, najwrażliwsze. Przemówi do mnie w bardzo trudnych warunkach, zupełnie niesprzyjających, niosących śmierć. Może dlatego tam, gdzie jest sucho, skwarno i brak wygód oraz wrażeń, by żadne inne atrakcje nie przysłoniły mi Jego dotyku – Słowa. Może dlatego wyprowadza mnie na pustynię, wprowadza w kryzysy i spotykają mnie trudności, bym nauczył się słuchać tylko Jego. Tam też dam Mu odpowiedź, tam właśnie dojdzie do relacji.

I poznam Pana. Oznacza to nic więcej jak to, że On wejdzie ze mną, a ja z Nim, w intymną, zażyłą relację. Dotknięcie Pana jest taką właśnie relacją.

To dotknięcie występuje w dzisiejszej ewangelii i to dwa razy. Jest dziewczynka, która skonała, ale jej ojciec ma taką wiarę, że dotyk Jezusa przywróci jej życie. A po drodze napotykamy kobietę, z której życie uchodzi (przez krwotok) i która dotyka się Jezusa. Wchodzi z Nim, choćby na chwilę, w taką relację, która ją leczy.

Bo dotyk jest intymną relacją. Nie każdy może nas dotykać, położyć rękę na ramieniu, dotyk, który chwilę trwa. On może również zabijać, ale ten dzisiejszy pochodzi od Boga i ustanawia intymną relację, stwarza na nowo, pogłębia bliskość i daje nowe życie.

Kiedy doświadczam dotyku, który boli, wtedy obawiam się każdego nowego dotyku. Nawet dotyku Boga. Nie dlatego, że nie potrzebuję takiej bliskości, ale właśnie dlatego, że się jej boję. Ale z drugiej strony, skoro Bóg wyprowadza mnie na pustynię, stawia mnie w trudnym położeniu, niejako przyciśniętego do muru – to w tych trudnych warunkach mego życia może chce przez swój dotyk uleczyć wszelki zły dotyk, chce odnowić to, co dotyk krzywdzący zniszczył. I tak kryzys, który jest miejscem mocno pustynnym, staje się miejscem spotkania i uleczenia, miejscem nowego życia.

Autor: Grzegorz Ginter SJ | 4 lipca 2016 |

Edytowany przez Dorota Lip 5 '16, 00:02
Dorota
Dorota Lip 6 '16, 23:09

Myślę, że to wartościowe i pomocne  , choć trudne. Dotyczy rozważań  Czytań z 30.06.2016.

Niemile widziana

Autor: Grzegorz Ginter SJ | 30 czerwca 2016 |

 

Widzący, idź sobie, uciekaj do ziemi Judy! Am 7, 10 – 17

Prawda nie jest mile widziana. Bo obnaża, dotyka tego, co we mnie trudne, bolesne, słabe i ciemne. Bo wprowadza mnie w dyskomfort, czasem nawet bardzo mocny. Może produkować również cierpienie. A moje ego nie chce cierpieć i nie chce czuć się niekomfortowo.

Z drugiej jednak strony oczekuję prawdy i w gruncie rzeczy chcę żyć w prawdzie. Przypomniało mi to pewien paradoks, który kiedyś zobaczyłem, mianowicie, że tak samo, jak bardzo chcę bliskości Boga, tak samo od niej uciekam. I jest tak m.in. dlatego, że bardzo chcę doświadczyć czułości Boga, Jego przytulenia mnie, ale nie chcę prawdy. Tymczasem prawdziwa Miłość jaką jest Bóg i jaką mnie obdarza to zarówno afirmacja jak i wymagania, to przytulenia i prawda. Równocześnie – one idą razem. Inaczej miłość jest kulawa.

 

Kiedy w ewangelii Jezus mówi o odpuszczaniu grzechów, to uczeni pomyśleli o bluźnierstwie (Mt 9, 1 – 8). Znów – bo trudno przyjąć prawdę, szczególnie tę o miłosierdziu. A nawet więcej: trudno przyjąć Prawdę, która JEST Miłosierdziem. Łatwiej jest odmówić koronkę do Miłosierdzia Bożego niż okazać to miłosierdzie, niż przebaczyć innym i sobie. Sobie to już w ogóle jest najtrudniej przebaczyć.

 

Jezus tymczasem prowadzi dziś paralityka drogą do wolności przez przebaczenie. Mówi o od-puszczeniu jego grzechów. Odpuszcza mu je Bóg, ale i on sam – paralityk, może je puścić i stać się wolny. Bo paraliż to skostnienie, bezruch – jak śmierć, gdy tymczasem Jezus „wsiadł, przeprawił się, przyszedł…”, czyli jest w ciągłym ruchu. Życie jest dynamizmem, ruchem, a paraliż to bezruch, śmierć. Paraliż, który symbolizuje grzech…

 

Od-puszczenie, uwolnienie paralityka odbywa się w trzech krokach. Najpierw słyszy wstań! Postawa stojąca to postawa człowieka wolnego i żyjącego. Weź swoje łoże – nie jesteś już niewolnikiem swojego łoża, nie jesteś niewolnikiem swojego dotychczasowego życia, lecz teraz ty swoje życie trzymasz w ręku i możesz wziąć za nie odpowiedzialność w wolności. Idź do domu – wracaj do siebie i żyj, bądź sobą, tzn. taki, jaki Bóg chce, byś był (żyjący, wolny, kochający – na Jego podobieństwo).

 

Otwórz moje serce, Panie, bym przyjmował zarówno wszelkie przejawy Twoje miłości, czułości i troski względem mnie (nawet te najmniejsze), ale również prawdę o Tobie, o mnie, o świecie. Tylko wtedy będę żył coraz bardziej w wolności.

Autor: Grzegorz Ginter SJ | 30 czerwca 2016 |

 

Edytowany przez Dorota Lip 6 '16, 23:10
Dorota
Dorota Lip 8 '16, 00:11

Czego potrzebuję, co najważniejsze...

 

IdŸźcie i głoœście IdŸźcie i głośœcie: Bliskie już jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy! Darmo otrzymaliœście, darmo dawajcie! Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów. Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski! Wart jest bowiem robotnik swej strawy. A gdy przyjdziecie do jakiegoś miasta albo wsi, wywiedzcie się, kto tam jest godny, i u niego zatrzymajcie się, dopóki nie wyjdziecie. Wchodząc do domu, przywitajcie go pozdrowieniem. Jeœśli dom na to zasługuje, niech zstąpi na niego pokój wasz; jeœśli zaœś nie zasługuje, niech pokój wasz powróci do was! Gdyby was gdzie nie chciano przyjąć i nie chciano słuchać słów waszych, wychodząc z takiego domu albo miasta, strząśnijcie proch z nóg waszych! Zaprawdę, powiadam wam: Ziemi sodomskiej i gomorejskiej lżej będzie w dzień sądu niż temu miastu. Mateusz 10,7-15


 


 

„Bliskie jest królestwo Boże”. Blisko jest Bóg. Co zatem jest ważne? Co nieważne, co nieistotne, co trzeba pominąć? Bóg przychodzi. Kończy się to, co było, rozpoczyna się nowe. Jak przygotujesz się na spotkanie Jezusa, na koniec Twojego życia? Czego potrzebujesz? Pomyœśl o tym:


 

• Potrzebuję uzdrowienia


 

• Potrzebuję wskrzeszenia tego, co we mnie umarło


 

• Potrzebuję oczyszczenia


 

• Potrzebuję rozstania się ze złem, które jest we mnie


 

Tego potrzebują osoby, które spotykam. Bóg chce posłużyć się mną, zanim przyjdzie na Sąd. Dary Boże są pomnażane, kiedy je rozdajemy.


 

Nie skupiajmy się na zdobywaniu tego, co doczesne. Ograniczmy się do tego, co niezbędne, konieczne. Stąd pytania: co zdobywam? Po co pewne rzeczy zdobywam, o nie zabiegam? Dlaczego o pewne sprawy walczę?


 

Wnośœmy w życie innych pokój Jezusa. Co to znaczy? Nowe spojrzenie , myœślenie, otwartoœść, odwagę, zaufanie Bogu, pragnienie pełnienia wyłącznie Jego woli.


 

Żyjmy tak, jakby za chwilę miał przyjśœć Pan. To, czym żyjemy, będzie się udzielało innym. To jest głoszenie królestwa Bożego, przyjśœcia Boga. Z czym, z KIM idę do innych?


 

Bóg przychodzi we mnie. Jego Królestwo rozwija się tam, gdzie żyję pełnią. Dlaczego pojawia się w nas niezadowolenie z życia? Być może dlatego, że żyjemy tak, jakby królestwo Boże było jeszcze bardzo daleko.

 

Ks. Józef Pierzchalski SAC

Edytowany przez Dorota Lip 8 '16, 00:12
Strony: « 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 ... » »»