Cześć!
Kiedyś już byłem na tym forum, potem się wyrejestrowałem, a teraz jestem tutaj znów. Tym razem jeszcze gorzej nastawiony do tej modlitwy, ale także do religii.
A co się stało? W kwietniu 2014 przestałem chodzić do kościoła. Moja wiara upadła. To, dzięki czemu zacząłem wierzyć tak naprawdę (a nie tylko chodzić co niedzielę do kościoła) runęło w jednej chwili. A wszystko przez to, że wyszły ze mnie wszystkie problemy psychiczne, związane głównie z domem rodzinnym. Nie otrzymałem także tego, co Bóg miał mi dać.
Po pewnym czasie zacząłem odmawiać NP, poleciła mi ją pewna osoba. Wiem, że także ktoś inny odmawiał za mnie tę modlitwę. Nie przyniosło to absolutnie żadnych rezultatów. Po skończeniu mojej NP kilkukrotnie chciałem się powiesić i byłem tego bliski, zabrakło mi ostatecznej odwagi. Zarówno psycholog, jak i psychiatra potraktowali mnie beznadziejnie i moja terapia się zakończyła. Nie mam w swoim życiu już kompletnie nic. Nie mam po co żyć, nie mam z kim spędzić świąt, nie mam dla kogo się starać. Rozwinąłem tylko swoje uzależnienie alkoholowe, ponieważ nie pozostało mi nic innego jak alkohol/narkotyki. Jedyne czego pragnę to śmierć. Bo życie bez celu to nie jest życie to jakaś cholerna wegetacja.
Dlaczego niektórym ludziom się udaje? Dlaczego mogą być szczęśliwi, a inni tracą wszystko i kiedy myślą, że stracili już wszystko to jednak coś jeszcze upada w ich życiu.