"Tymczasem nasze życie ma sens wtedy, jeśli żyjemy dla kogoś".
Tylko najpierw trzeba nauczyć się żyć dla samego siebie. Trzeba siebie pokochać, żeby ktoś inny też mógł to zrobić. Dopiero wtedy można zacząć żyć dla kogoś. A jeśli tak bardzo brakuje Ci misji, wyższego celu, spróbuj jeszcze raz pomóc innym. Raz nie oddzwonili, ale to nie znaczy, że w innym miejscu będzie podobnie.
Argumenty o tym, że nie masz z kim wyjść na łyżwy są absurdalne, bo do picia tez chyba nie masz kompana, a jednak sięgasz po butelkę. Wiesz? Ja kiedyś chciałam schudnąć, ale panicznie bałam się ludzi i myśl o wyjściu na siłownię czy tez po to żeby pobiegać, okropnie mnie paraliżowała. Bo co sobie ludzie pomyślą jak mnie zobaczą samą, że taka słonica biega. Ten strach nie przeszkadzał mi z kolei w kupowaniu kolejnej paczki batonow, ktore były moim pociezeniem i murem ochronnym przed innymi... Byłam tylko ja i one i własnie nikt inny. Ale pewnego dnia cos we mnie pękło i wyszłam pobiegać ( wieczorem prawie po ciemku), wróciłam prawie z płaczem choć nikt nic mi nie zrobił. Zmusiłam się i wyszłam drugi, trzeci piaty i dziesiąty raz nie sprawiało mi to żadnej przyjemności, a przynajmniej wtedy tego nie widziałam. Skręciłam kostkę i siła rzeczy musiałam na jakiś czas odłozyć bieganie, dopiero wtedy zrozumiałam jak wiele mi to dawało. Wychodząc, uodporniłam się na spojrzenia innych. Spojrzenia, które tak na prawdę wyrażały jedynie zrozumienie, czasem podziw, a nigdy nie były negatywne.
To bieganie w samotności wiele w moim życiu zmieniło, zaczełam dostrzegac swoje niedoskonałości i to nie tylko te w ciele, ale też w postępowaniu. Czasem ta samotność jest potrzebna do poukładania sobie spraw, do dostrzeżenia innych opcji. I ty możesz znaleźć pozytywy w we własnej sytuacji. Możesz cieszyc się życiem i tym że na tą chwilę nie jesteś niczym związany i możesz robić co tylko sobie zamarzysz, tylko trochę odwagi. Poświęć trochę tego czasu, który z łatwością oddajesz butelce, na zwykły wieczorny spacer. Na coś co zawsze chciałeś robić. Pomyśl, że teraz marnujesz czas na bezproduktywne picie, a mógłbyś go wykorzystać inaczej, lepiej. Za kilka lat spojrzysz na obecne chwile siedząc w kapciach na kanapie, a w okół nie będzie ciszy i samotności, będą obowiązki, miłość i słodki gwar. Czasem zmęczenie, ale będzie tez satysfakcja, że dałeś radę, że w momencie krytycznym nie poddałeś się tylko postanowiłeś zawalczyć, znaleźć swoją drogę. Postaw sobie cel, jeden malutki daj sobie kilkanaście dni na zrobienie czegoś nowego i przede wszystkim otwórz się na drugiego człowieka, przyjmij pomoc, nie uprzedzaj się z góry wiedząc jak coś będzie wyglądać.
Ja też wiedziałam, że biegając ludzie będą wytykali mnie palcami. Byłam tego więcej niż pewna, ale się myliłam i to ogromnie.