ogole... nie modle sie prawie, nie mam siły, tylko za dziecko adoptowane duchowo. Ledwo brnę przez rekolekcje ignacjanskie, skrajajac medytacje do minimum.. bojac sie,ze zamykam się na łaski ale nie mam siły...miało mi po nich ulżyć... Jestem zła,że nie wiem co bedzie dalej z moja praca i mieszkaniem - pod koniec czerwca muszę podjac decyzje czy wracam do Polski czy zostaje zagrancia, w jakim kraju i w jakim miescie będę żyć, nie wiem jaka podjac decyzje, jestem zla,ze nie mam partnera, a kazdego jaki sie pojawi blokuje i znajduje w nim wadę, nawet nie pozwalam sie zblizyc lub po prostu nic nie czuj...nie mam sily na wychodzenie na randki (tez nie ma z kim)... większość dorosłych mężczyzn inteesuje raczej życie średnio "po bożemu" a ja tak nie chcę nawet nie umiem nie zyc "po bozemu" . Jjestem zla ze moj były narzeczony idzie do przodu... a najbardziej jestem zla ze to zycie jest piekne beze mnie a moje uczuciowe to jakaś porażka. Zyczę mu dobrze, wybaczyłam mu ale czemu los tak nierówno rozdał karty? on porzucił i spadł na cztery łapy a ja miotam siejak ryba bez wody...? Czas leci, mam juz tyle lat ile mam i co? to przestaje byc juz smieszne.... umarla babcia a ja nawet nie umiem do tego podejsc tak jak powinnam, ten moj zal jest jakis taki żaden.... MOCNO I BARDZO JA KOCHAŁAM.. a zachowuje sie jakby mnie to nie obeszło co absolutnie nie jest prawdą......odmawialam te dwie NP i co? Babcia umarła... Były narzeczony- nie wiem co, moze dojrzał i ozeni sie z inna, nawet nie zlozyl mi kondolencji... jak ja w ogole moge myslec o nim kiedy umarła moja babcia, ktora dała mi 100000000000 razy wiecej niz on??? nie wiem... nie mam na pewne rzeczy wplywu.. jestem zla w koncu,ze nie doceniam tego co mam a Bog daje mi tak wiele!!!! mam zdrowie, kase, rodzine! przyjaciol! podrozuje! jestem zla,ze tego nie doceniam... jestem zla bo wszystko co robie wydaje mi sie,ze robie zle, odczuwam zle, interpretuje zle... mam juz dosc szukania pocieszenia i słuchania chociażby w rekolakcjach pytan 'czy chcesz byc uzdrowiony? czy napawde?'. No jasne,ze chce!!! tylko co ja mam jeszcze zrobic?? juz sie przyznałam,ze bez Boga nic nie mogę, juz odmawiałam NP, trwam w modlitwach, planuje następne za kolejnych mi bliskich ale jakos tracę sens....akty strzeliste nie pomagaja... tylko beznadzieja w okol.. marazm duchowy i bezsens... nawet nie mam silyzapytac co robic.
Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !