Jakiś czas temu, przypadkowo przeczytałam o nowennie pompejańskiej. Przymierzałam się do jej odmówienia w intencji osobistej, ale... parę tygodni temu zadzwonił przyjaciel i powiedział, że jego mama jest bardzo chora. Kilka lat temu miała raka piersi, usunięto i niby było ok. Od kilku m-cy skarżyła się na okropne bóle kręgosłupa. Doszło do tego, że leży w domu z okropnym bólem i dusznościami. Nie ma siły jeść i powiedzieć więcej niż jedno zdanie. Lekarz rodzinny i lekarz w szpitalu na podstawie podstawowych badań (nie raczyli skierować na tk ani rezonans) stwierdzili, że to przerzuty do kości i tego się już nie leczy. Skierowali do hospicjum, bo zostało jej może parę dni, góra kilka miesięcy życia. Bez większej wiary zaczęłam odmawiać nowennę. Zmówiłam (z błędami, ale jednak) w poniedziałek i wtorek, chodząc po schodach, bo na siedząco zasypiam. Dzisiaj jest środa i... rano dzwoni przyjaciel i mówi, że poszli do innego lekarza, który stwierdził, że to są ewidentne objawy chorej tarczycy i dyskopatii. Jestem na prawdę w szoku, ciarki mnie przechodzą i łzy lecą. Na razie to nic pewnego, ale jeśli uda się ją wyleczyć, to będzie to najprawdziwszy CUD!!!
Z Bożym pozdrowieniem,
Monika