ks. Włodzimierz Lewandowski
Może te nasze procesje ułomne, niebieskiej liturgii nie podobne, ciężarem łez padołu naznaczone.
Ołtarze i pełne przepychu, i skromne. Procesje liczne i niewielkie. Z orkiestrą i bez. Każda z odrobiną pobożnego zamieszania. Bo feretrony trzeba wynieść ze świątyni, dzieci poustawiać, rozstawić nagłośnienie, zadbać o porządek. Stroje kilka razy do roku z szafy wyciągane. Matki w swoje pociechy zapatrzone. Ministranci bardziej niż przy monstrancji nad dzwonkami i kadzielnicą czuwający. I tylko krok od pokusy by sądzić, nosem kręcić, koszty liczyć, pychy, próżności, triumfalizmu się doszukując. Bo Pan Jezus pokornie, ubogo, w stajence i na krzyżu, bez złota i triumfalnego orszaku. Jakby zapominając o flakoniku olejku alabastrowego, gromkim Hosanna na ulicach Jerozolimy i tym wszystkim, co wydarzyło się po wielkanocnym poranku. Gdy Jezus jako Pan i Król zasiadł pełen chwały po prawicy Ojca, a niebiescy muzykanci zaczęli – mający trwać bez końca – śpiew uwielbienia. „Godzien jesteś (…) odebrać dziś chwałę i cześć, i moc (…) Baranek zabity jest godzien wziąć potęgę i bogactwo, i mądrość, i moc, i cześć, i chwałę, i błogosławieństwo.”
Może te nasze procesje ułomne, niebieskiej liturgii nie podobne, ciężarem łez padołu naznaczone. Może daleko im do mistycznych porywów wielkich świętych. Może kazaniom brak głębi, a ludziom skupienia. I co z tego. Przecież nie aniołowie Bogu chwałę głoszą, ale człowiek. Święty i grzeszny, upadający i w niebo zapatrzony, pragnący uwielbić najlepiej jak potrafi. Dziś, Panu i Królowi, wszechmocy ukrytej w okruszynie Chleba, Tajemnicy niezgłębionej, dający wszystko co najlepsze i najpiękniejsze. To klęczący w pokorze, to wyprostowany z rozpromienionym obliczem, jasność chwały Pańskiej odbijającym. Gardłem ochrypłym śpiew wydobywający. Ku niebu, ku niebieskiej muzyce, ku aniołom i świętym, wespół z nimi. Choćby przez moment z tamtą liturgią zespolony. Bo przecież godzien jest odebrać chwałę i cześć, i moc. A człowiek – choć nie godzien – posiąść błogosławieństwo.