Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !
Pusta modlitwa
Są dni, a nawet dłuższe okresy, kiedy doświadczenie modlitwy okazuje się w większości żałosne, straszne i niepożądane.
Kiedy modlimy się życiem, obejmujemy części, które wolelibyśmy, by nie istniały. Nikt z nas nie chce doświadczać bólu, lecz nie zawsze potrafimy go uniknąć. Skoro każde doświadczenie życia dotyka naszej więzi z Bogiem, nie powinno nas trwożyć, kiedy pojawia się w niej smutek. Na przeżywanie przez nas modlitwy oddziałuje nasze ciało, umysł i duch. Jeśli zmagamy się z niedolami czy nieszczęściami jakiegokolwiek typu, możemy się spodziewać, że wpłynie to niekorzystnie na nasze doświadczenie modlitwy. Nikt nie chce czuć się pusty i bez życia, kiedy się modli, ale czasem nasza relacja z Bogiem wydaje się być jałową pustynią. Są dni, a nawet dłuższe okresy, kiedy doświadczenie modlitwy okazuje się w większości żałosne, straszne i niepożądane.
Ann Weems napisała Psalms ofLament, kiedy przeżywała żałobę po synu Toddzie, który popełnił samobójstwo. Podobnie jak w Psalmach hebrajskich wołała we wściekłości i udręce, lamentując nad niesprawiedliwością i poczuciem straty. Weszła w swój smutek i przeniosła poczucie pustki ze swego serca do modlitwy. Nie zaprzeczała swemu gniewowi, strapieniu i bólowi serca, ani nie usiłowała przykryć bólu fałszywymi uczuciami pobożności. Zrobiła natomiast to, co wielu przed nią w Piśmie Świętym - wypowiedziała swój ból i zaufała, że Bóg przyjmie jej zawodzenie z największą czułością. Zachęca też każdego, kto odczuwa ogrom straty, by zbliżyć się do Tego, który jest pełen miłosierdzia i "w głośnym jęku wykrzyczeć ból, który trawi nasze dusze".
Ponure czasy rzucają nam wyzwanie, by nadal mieć wiarę, iż Bóg będzie prowadzić nas przez niedolę obecnej sytuacji, że niezależnie od okoliczności, nie zrezygnujemy z Boga. Macrina Wiederkehr odwołuje się do tego zaufania w modlitwie w A Tree Full of Angels:
Ty, który podtrzymujesz życie... pozwól mi ufać także w ciemności mej własnej wiary, której energii dodaje moja miłość. Nawet gdyby moje oczekiwanie w ciemności miało być jedyną prawdą, jakiej kiedykolwiek posmakuję, i tak będę wierzyć... Oświecenie, które umożliwia mi mówienie, znajduję w czekaniu na Ciebie, mój Boże. Moje łzy i miłość przynaglają mnie, bym czekała pośród najciemniejszych nocy. Więc czekam i nigdy nie będę bez Ciebie.
Są takie okresy i sytuacje, kiedy jesteśmy zbyt słabi i pełni bólu, by wołać do Boga. Jest tak szczególnie w sytuacji, gdy ból fizyczny pochłania każdą chwilę i nie potrafimy zebrać siły mentalnej czy emocjonalnej, żeby skupić się na czymkolwiek. Kiedy tak się dzieje, inni mogą się modlić w naszym imieniu. Przypominam sobie odwiedziny u starszej siostry z mojego zgromadzenia, kiedy leżała w szpitalu. Była śmiertelnie chora, z trudem mówiła i poruszała się. Gdy usiadłam przy niej, wyszeptała mi swoje zmartwienie. Wcześniej odwiedził ją pewien kapłan - wyraziła troskę o to, że nie jest w stanie się modlić, ale on nalegał: "Ty też możesz się modlić". Nie wiem, co miał na myśli, lecz uwaga ta napełniła siostrę E. dręczącym poczuciem winy. Zapewniłam ją, że to naturalne, iż nie jest w stanie o niczym myśleć i nawet nie ma siły, by odmówić znaną na pamięć modlitwę czy różaniec. Zasugerowałam, iż jej modlitwą może być poddanie się niesionemu przez nią krzyżowi choroby oraz zaufanie, że Bóg zna jej sytuację i pragnienie jej serca. Obiecałam, że my, które ją kochamy, będziemy się modlić zamiast niej. Ta obietnica przyniosła jej uspokojenie.
Są dni, a nawet dłuższe okresy, kiedy doświadczenie modlitwy okazuje się w większości żałosne, straszne i niepożądane.
Thomas Merton dokonał pewnego wnikliwego spostrzeżenia, że kiedy uważamy swoją modlitwę za najgorszą, może ona faktycznie okazać się najlepsza, bowiem gdy znajdujemy się w opłakanym stanie, nie potrafimy być swoim własnym "bogiem". Nie ulegamy już złudzeniu, że to my wszystkim sterujemy. Kiedy przygniata nas ból, możemy jedynie rzucić się w ramiona Boga, ufając, iż otrzymamy miłosierdzie i siłę, by trwać. Oblężeni przez pustkę i posuchę, zamiast uciekać od tego, co boli i powoduje kłopot, mądrze zrobimy, idąc wraz ze swoją niedolą wprost w objęcia Świętego.
Rozważanie pochodzi z książki: Modlitwa osobista - Joyce Rouppe OSM
Joyce Ruppe OSM, międzynarodowej sławy pisarka, prelegentka i rekolekcjonistka. Specjalizuje się m.in. w pedagogice religijnej oraz psychologii transpersonalnej. Pracuje w hospicjum. Autorka licznych artykułów i publikacji książkowych.
za:: deon.pl
Autor: o. Dariusz Kowalczyk SJ
Na katolickich portalach internetowych wśród setek wpisów bywają pytania o sens modlitwy. „Bardzo dbałam o religijne wychowanie moich synów. Kiedy dorośli, przestali chodzić do kościoła, mimo że kiedyś byli ministrantami. Mój brat jest świadkiem Jehowy. Jaki sens ma modlitwa do Boga o ich powrót do Kościoła? Przecież Bóg dał im wolną wolę. Na nic się zdadzą moje wyrzeczenia, modlitwy, posty. Bóg jest wierny - nie złamie ich wolnej woli, którą im dał. Proszę o radę" - pisze Anna.
„Zastanawiam się czasem, jaki sens mają nasze błagania do Pana w pewnych intencjach, skoro On i tak ma plany wobec nas i naszych bliskich. Dajmy na to, ktoś prosi o uzdrowienie krewnego, a ta osoba umiera; prosimy o bezpieczeństwo na drogach, po czym ktoś ginie w wypadku" - zauważa ktoś inny. Po co prosić o coś Boga, skoro z jednej strony On i tak wie lepiej, a z drugiej nie zmusza ludzi do czynienia dobra, lecz pozostawia im wolność wyboru? Modlimy się, a różne sprawy i tak idą swoim (przypadkowym?) torem. Jakże często Bóg nie wysłuchuje naszych modlitw - twierdzą rozczarowani wierzący.
Nie bądź Bruce'em Wszechmogącym
W Biblii znajdujemy wiele zachęt do modlitwy. U Ewangelisty Łukasza czytamy: Jezus opowiedział im też przypowieść o tym, że zawsze powinni się modlić i nie ustawać (Łk 18, 1). Owa przypowieść, której bohaterką jest naprzykrzająca się sędziemu - aż do osiągnięcia celu - wdowa, kończy się zapewnieniem: A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? (Łk 18, 7). W Kazaniu na Górze pada jeszcze bardziej wyraźne zapewnienie: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam (Mt 7, 7). My jednak niejednokrotnie doświadczyliśmy, że Bóg zdaje się zwlekać, a ponadto daje nam nie to, o co usilnie prosiliśmy. Tego rodzaju doświadczenie znajdujemy już - i to w bardzo dramatycznej formie - u Psalmistów: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? [.]Wołam w ciągu dnia, a nie odpowiadasz, i nocą, a nie zaznaję pokoju (Ps 22, 2-3). W modlitwie Psalmów jest wiele swoistego wadzenia się z Bogiem, który pozwala, aby człowiek przewrotny triumfował nad sprawiedliwym.
Warto w tym miejscu wspomnieć o żartobliwym, ale niepozbawionym sensownego przesłania, filmie zatytułowanym Bruce Wszechmogący. Tytułowy bohater przeżywa pasmo nieszczęść: traci pracę, zostaje pobity, kłóci się z dziewczyną, a na domiar złego ma wypadek samochodowy. W tej sytuacji zaczyna urągać Bogu, który w odpowiedzi daje Bruce'owi na jakiś czas całą swoją moc. Bruce szybko przekonuje się, że nie jest łatwo być wszechmogącym. W jednej scenie widzimy Bruce'a, do którego docierają tysiące próśb wiernych. Zaczyna je spełniać, doprowadzając do kompletnego chaosu. Wyobraźmy sobie, że to nam dana jest Boska moc. Zastanówmy się, czy po kilku dniach naszych „boskich" działań ludzie byliby z nas zadowoleni? W pretensjach do Boga, że nie zmierza On w kierunku wskazanym przez nasze modlitewne prośby, pobrzmiewa niekiedy w gruncie rzeczy żenujące przekonanie, że my lepiej byśmy ten świat urządzili. W skrajnych przypadkach tego rodzaju przekonanie doprowadziło do wielkich zbrodni. Tacy ludzie jak Lenin, Stalin, Mao Zedong, Pol Pot rzeczywiście uważali, że są mądrzejsi od Boga i stworzą nowy, lepszy świat.
Biblia zachęca nas do formułowania modlitewnych próśb, ale zarazem przypomina, że myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami - wyrocznia Pana (Iz 55, 8). Nie możemy zatem oczekiwać, że jeśli się szczerze pomodlimy, to wszystko ułoży się po naszej myśli, a Bóg przyjmie nasze plany za swoje. Modlitwa to nie magiczne formuły i zaklęcia, które mają coś sprawić, ale stawanie przed Bogiem albo raczej bycie z Nim w drodze z zaufaniem, że Bóg przewidzi i ostatecznie ocali, zbawi moje - nasze życie. Ponadto Bóg nie jest „majster klepką" od poprawiania świata wedle naszych życzeń. Stwórca szanuje prawa natury, które sam stworzył, oraz ludzką wolność, jaką nam dał. Swoją stwórczą wolą utrzymuje wszystko w istnieniu, ale to nie znaczy, że traktuje świat, jak teatr kukiełkowy, w którym On pociągałby za nitki, uruchamiając marionetki.
Bóg daje nam łaski, przede wszystkim oferuje nam relację z Nim samym, posyła anioły i powołuje ludzi do różnych zadań, lecz Jego ostateczną odpowiedzią na wszelkie nieszczęścia i zło będzie zmartwychwstanie i nowe stworzenie. W głęboki sposób pokazują tę logikę Bożego działania Opowieści z Narnii, a szczególnie tom Ostatnia bitwa. Kiedy bohaterowie powieści, dzieci - Piotr, Edmund i Łucja - giną w wypadku kolejowym, lew Aslan (postać nawiązująca niewątpliwie do Chrystusa) nie próbuje ani czegoś odkręcać, ani tłumaczyć się z tego nieszczęścia, lecz swym rykiem budzi Ojca Czas i po sądzie „twarzą w twarz" stwarza nowy świat, krainę Aslana (królestwo Boże). Piotr, Edmund i Łucja oraz wszyscy, którzy poszli za Aslanem, nie mają wątpliwości, że ich prośby, jakie kiedykolwiek kierowali do Aslana, rzeczywiście zostały wysłuchane.
Nie otrzymujecie, bo się źle modlicie
Wielu w ogóle się nie modli, nie otwiera się ufnie na Boga, ale są i tacy, którzy źle się modlą. Mówi o tym dobitnie św. Jakub Apostoł: Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz (Jk 4, 2-3). A zatem zła modlitwa to taka, która koncentruje się na własnych, egoistycznych potrzebach. Wspomnieliśmy o magicznym traktowaniu modlitwy. Podejście magiczne jest typowe dla pogaństwa, w którym człowiek - doświadczając własnej ograniczoności - szuka jakiegoś wsparcia u tak zwanych sił wyższych, które traktuje instrumentalnie i merkantylnie, na zasadzie „coś za coś". Pogańskie religie próbowały odpowiedzieć na pytanie, jak znaleźć dojście do bogów, jak ich ułaskawić, aby byli nam życzliwi. Ustanawiano więc jakąś świętą przestrzeń oraz kapłana jako pośrednika, który składał ofiary, by przebłagać siły wyższe. Istota chrześcijaństwa jest zupełnie inna. Choć istnieją kościoły, nie ma podziału na sacrum i profanum; Bóg poprzez wcielenie Syna chce być obecny we wszystkim. W sensie ścisłym kapłan jest jeden - Jezus Chrystus, a w ofiarach nie chodzi o przekupywanie Boga, lecz o nawiązywanie osobistej, opartej na wierze i zaufaniu relacji z Bogiem.
Ci, którzy rozumieją modlitwę na sposób pogańsko-magiczny, w dzisiejszych czasach łatwo odchodzą od wiary i zarzucają wszelką modlitwę. Tłumaczą z trochę cynicznym uśmiechem, że przed piorunem nie ustrzeże modlitwa, ale dobre piorunochrony. Na forach internetowych nie brakuje takich, którzy drwią sobie z wierzących przy okazji informacji o jakichś katastrofach, wypadkach, szczególnie gdy wypadkowi ulega na przykład autobus wiozący pielgrzymów. Podobną sytuację możemy znaleźć w Psalmie 42: Kości we mnie się kruszą, gdy lżą mnie przeciwnicy, gdy cały dzień mówią do mnie: „Gdzie jest twój Bóg?". Psalmista nie znajduje jakiejś teoretycznej odpowiedzi na szyderstwo swych wrogów, ale kończy Psalm ponownym - pośród przeciwieństw - przylgnięciem do Boga: Ufaj Bogu, bo jeszcze Go będę wysławiać: Zbawienie mego oblicza i mojego Boga (Ps 42, 11-12).
Magicznemu rozumieniu modlitwy duchowość chrześcijańska przeciwstawiła modlitwę rozumianą jako szukanie woli Bożej. W Pierwszym Liście św. Jana Apostoła znajdujemy bardzo ważne stwierdzenie: Ufność, którą w Nim pokładamy, polega na przekonaniu, że wysłuchuje On wszystkich naszych próśb zgodnych z Jego wolą (1 J 5, 14). Człowiek zwraca się do Boga w konkretnej sytuacji, z której wypływają określone obawy i pragnienia, i powinien je przed Bogiem wyrażać. Ale jednocześnie ta konkretna modlitwa powinna być otwarta na różne możliwości. Ignacemu z Loyoli, który jest duchowym mistrzem w sztuce rozeznawania, przypisywane jest zdanie: „Działaj tak, jakby wszystko zależało od ciebie, a oczekuj na owoce, jakby wszystko zależało od Boga". Można by sparafrazować tę poradę, odnosząc ją do modlitwy: „W modlitwie bądź szczery i wyrażaj swe pragnienia przed Bogiem, ale bądź otwarty na to, w jaki sposób Bóg cię wysłucha". Jezus w Ogrójcu modlił się: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich. Wszakże nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie! (Łk 22, 42). Modlitwę chrześcijańską powinno cechować owo jeśli chcesz i nie moja, lecz Twoja wola...
Czy Ojciec nie wysłuchał przeżywającego trwogę Syna? Czy był głuchy na wołanie Jezusa, skoro dopuścił do Jego okrutnej śmierci na krzyżu? Nie był głuchy. Odpowiedzią Boga Ojca na ukrzyżowanie było Zmartwychwstanie i chwała wielkanocnego poranka. Ten, kto modli się w sposób autentyczny, a nie magiczny, pozostawia przestrzeń wolności Bogu. Czy jednak takie postawienie sprawy nie czyni modlitwy zbyteczną, skoro Bóg i tak wie lepiej? Nie! Boża wolność nie czyni modlitwy zbyteczną. Modlitwa jest potrzebna, gdyż stwarza w modlącym się człowieku otwarcie polegające na doświadczeniu, że we wszystkim, co się wydarza, czuje się chroniony i strzeżony przez swojego Boga. Przy czym nie chodzi tutaj o jakieś zarozumiałe poczucie bycia zabezpieczonym, ale o osobistą pewność nieustannego dialogu z osobowym Bogiem. Człowiek zatem modli się o rzeczy konkretne, ale potem pozwala Bogu, by go wysłuchał, tak jak Bóg tego chce. Istota modlitwy w konkretnej intencji nie wyraża się w oczekiwaniu dokładnego spełnienia naszych życzeń, ale w odniesieniu konkretnej sytuacji człowieka do tego, co najważniejsze, a mianowicie do faktu, że człowiek jest stworzony, podtrzymywany w istnieniu i powołany do wspólnoty z Bogiem. Jezus miał takie doświadczenie nawet na krzyżu i dlatego mógł wypowiedzieć słowa: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego (Łk 23, 46).
Bywa też, że modlimy się tak jakby na wszelki wypadek, ale w gruncie rzeczy nie mamy wiary. Jezus wielokrotnie wskazywał na kluczową rolę wiary: Wszystko, o co prosicie w modlitwie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie (Mk 11 , 24). Do uzdrowionych mówił, że to przez wzgląd na ich wiarę zostali uzdrowieni. Z kolei w swoim rodzinnym mieście, Nazarecie, niewiele zdziałał [...] cudów z powodu ich niedowiarstwa (Mt 13, 58). Autentyczna wiara „góry przenosi", ale to przenoszenie gór niekiedy polega na tym, że otrzymujemy moc i światło, aby zaakceptować to, co jest, jeśli sprawy nie idą w oczekiwanym kierunku. Chory, który pielgrzymuje na przykład do Lourdes z prośbą o wyzdrowienie, może czuć się wysłuchany, nawet jeśli nie wyzdrowieje. Pełna wiary modlitwa nie przywiązuje go bowiem do własnych marzeń, ale pozwala dostrzec Boga tam, gdzie wydawało się, że Go nie ma. Dojrzała wiara wie, że Bóg wysłuchuje naszych modlitw, tyle że niekiedy wysłuchuje je „na swój sposób".
Kiedy mówimy o złej modlitwie, to na myśl przychodzą obecne w Biblii tak zwane modlitwy złorzeczące. Typową modlitwą złorzeczącą jest Psalm 83, w którym Psalmista tak oto życzy swoim wrogom: O Boże mój, uczyń ich podobnymi do źdźbeł ostu, do plew gnanych wichurą. [.]Niech wstyd i trwoga ogarną ich na zawsze (Ps 83, 14. 18). To zła modlitwa -mówimy w pobożnym odruchu - i Bóg ją z pewnością odrzucił. A jednak ta modlitwa znalazła się w Księdze Psalmów. Gwoli ścisłości trzeba zauważyć, że po wielu mocnych złorzeczeniach Psalm kończy się wezwaniem: Niechaj poznają Ciebie i wiedzą, że tylko Ty [...] jesteś Najwyższy na całej ziemi (Ps 83, 19). Pohańbienie wrogów nie byłoby zatem ostatecznym celem modlitwy, ale to, by ci wrogowie poznali prawdziwego Boga.
Nasuwa się jednak pytanie, czy i jak Bóg wysłuchał modlitewnych złorzeczeń. Zaskakująca, ale sądzę, że prawdziwa jest odpowiedź, że Bóg wysłuchał złorzeczeń, ale „na swój sposób". Wysłuchał ich mianowicie tak oto, że Syn Boży wziął na siebie grzechy tych, o których mówi Psalmista, i w ich miejsce dał się pohańbić i zmiażdżyć na krzyżu. Ukrzyżowany i wyszydzony modlił się z krzyża: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23, 34). Ta modlitwa została wysłuchana, czego znakiem jest Zmartwychwstanie. Tą modlitwą byli też objęci ci, którym wiele wieków wcześniej złorzeczył - nie bez powodu - Psalmista, a tym samym ostatnia prośba Psalmu również została wysłuchana.
Tajemnica modlitwy - tajemnica cierpienia
Powyższe rozważania rzuciły - mam nadzieję - trochę światła na problem tak zwanych modlitw niewysłuchanych. Nie jest jednak tak, że skoro powiedzieliśmy, iż Bóg zawsze nas wysłuchuje, tyle że niekiedy „na swój sposób", to teraz wszystko jest jasne i nie ma co mnożyć wątpliwości. Wciąż mamy prawo pytać, dlaczego szczere i właściwe modlitwy są niewysłuchiwane. Szukajmy więc dalej odpowiedzi, wadźmy się z Bogiem, ale nie traćmy nadziei. Ostatecznie pytanie o modlitwy niewysłuchane jest częścią pytania o sens cierpienia, szczególnie cierpienia niewinnych, i o pogodzenie Bożej miłości z istnieniem tak wielu cierpień na świecie.
Z cierpieniem powinniśmy się po ludzku konfrontować, spieszyć sobie nawzajem z pomocą i pociechą, ale ostatecznie pozostaje ono tajemnicą i -jak pokazuje Księga Hioba - nie należy przemądrzale silić się na wyjaśnienie każdego nieszczęścia. Hiob nie zgadza się na proste odpowiedzi jego przyjaciół i wie, że jedyne, co może sensownego zrobić, to - mimo wszystko - zaufać Bogu. Kiedy na przykład umiera dziecko, czyż cierpiący rodzice nie mają racji, jeśli - pomimo wielkiego bólu - budzą w sobie nadzieję, że ich dziecko dorośnie w Bogu i w przyszłości wyjdzie im na spotkanie. Jakiż sens miałoby zamknięcie się w beznadziei, rozpaczy i gniewie na Boga? Tak bywa w życiu, że jednych nieszczęście zamyka na Boga, a innych otwiera. A skoro tak, to może problem nie tkwi w samym cierpieniu, ale w wewnętrznej postawie człowieka wobec Boga.
Karl Rahner SJ zauważa, że cierpienie, o którego oddalenie prosiliśmy, ale Bóg nas nie posłuchał, w gruncie rzeczy jest argumentem za wiarą: „Czyż nie mamy racji, trzymając się zawsze światła, choćby nikłego, a nie ciemności, trzymając się błogosławieństwa, a nie otchłannej czeluści istnienia. [...] Gdybym jednak miał ustąpić przed tym argumentem [cierpienia niewinnych], na cóż zamieniłbym chrześcijaństwo? Na pustkę, rozpacz i śmierć". Odnosząc tę myśl do modlitwy, można by powiedzieć: Czyż nie mamy racji, jeśli wierzymy, że niewysłuchane modlitwy kiedyś okażą się jednak w sposób niespodziewany wysłuchane i wszystko będzie tak, jak być powinno?
Źródło: deon.pl
Niewysłuchane modlitwy.
"Powiedział im też przypowieść o tym, że zawsze powinni modlić się i nie ustawać: «W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: "Obroń mnie przed moim przeciwnikiem!" Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: "Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie"».
I Pan dodał: «Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?»
Zawsze powinni modlić się i nie ustawać (Łk 18,1).
To zalecenie Pana Jezusa bardzo poważnie potraktowali mnisi. Na różne sposoby starali się je wcielić w życie. Okazało się, że nie da się nieustannie odmawiać psalmów lub innych modlitw. I zrozumieli, że nie o to chodzi. Doszli ostatecznie do wniosku, że nieustanna modlitwa to właściwie nieustanne pragnienie Boga noszone w sercu.
Modlitwa czy zdajemy sobie z tego sprawę, czy nie jest spotkaniem Bożego i naszego pragnienia. Bóg pragnie, abyśmy Go pragnęli (KKK 2560).
Podana w Ewangelii przypowieść zwraca uwagę na potrzebną wytrwałość w modlitwie. Sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi, nie chciał pomóc kobiecie, ale ze względu na jej upór ostatecznie pomógł. Oczywiście w przypadku Boga nie chodzi o niechęć, wręcz przeciwnie, jak mówi Pan Jezus:
A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę (Łk 18,7n).
Jednak wielu ludzi ma w tej dziedzinie pretensje, uważając, że Pan Bóg ich nie wysłuchał, choć bardzo usilnie prosili. Istnieje oczywiście problem, czy modlili się właściwie, czy nie chcieli na siłę przeforsować swoich chęci, traktując Boga jak zakład usługowy. Jednak temat „niewysłuchanej modlitwy” istnieje i stanowi bardzo poważny problem dla ludzi. Lecz musimy wiedzieć, że w naszej modlitwie do Boga najważniejsza jest żywa więź z Nim, a nie treść samej prośby. Gdyby była nią sama treść prośby, to Bóg byłby dla nas rodzajem instytucji, z którą można coś załatwić. A On oczekuje od nas więzi miłości. Ponadto to przecież Bóg wie lepiej od nas, co jest dla nas dobre, a nasze wyobrażenia o Nim nie muszą być wcale właściwe, i dlatego brak wysłuchania nie musi oznaczać, że Bóg nie słucha. On zazwyczaj odpowiada inaczej, niż się tego spodziewamy.
Wytrwałość w prośbie jest znakiem autentycznego pragnienia. Jeżeli się załamujemy i rezygnujemy, to widocznie nasze pragnienie nie było zdeterminowane, jak u kobiety z dzisiejszej przypowieści. Jeżeli tracimy wiarę, to znaczy, że nie stoimy przed Kimś, kogo kochamy i w Nim pokładamy nadzieję, ale wobec jakichś sił, których nie potrafimy przemóc. Wytrwałość w ludzkiej więzi miłości jest najlepszym sprawdzianem autentycznej miłości. I w istocie właśnie wierność, jaka w nas powstaje przez upartą wytrwałość, jest największym darem. Na końcu dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus pyta: Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? (Łk 18,8). Ten, kto wytrwa w skierowaniu ku Bogu do końca, wykaże się wiarą, czyli zawierzeniem.
Czasem „brak Bożej odpowiedzi” bywa próbą naszej wiary. Nie jest ona potrzebna Bogu, który dobrze zna nasze serce, ale nam. Powinna nam uświadomić, na ile autentycznie pragniemy Boga, a na ile chcemy jedynie spełnienia naszych egoistycznych pragnień.
Włodzimierz Zatorski OSB
Fragment książki „Rozważania liturgiczne na każdy dzień”, t. 5, Tyniec 2010
Gdy Bóg milczy
Brak odpowiedzi na naszą modlitwę nie oznacza, że Bóg jej nie wysłuchał.
Boże mój, wołam... a nie odpowiadasz (Ps 22,3). To chyba najtrudniejszy problem związany z modlitwą: gdy nasze prośby zdają się pozostawać bez odpowiedzi, gdy prosimy, prosimy... a tu nic, jakby niebo było zamknięte na kłódkę, jakby Panu Bogu popsuł się słuch! A tu jeszcze podczas niedzielnej Mszy św. słyszymy: O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje (J 16,23). Ufność, którą w Nim pokładamy, polega na przekonaniu, że wysłuchuje On wszystkich naszych próśb zgodnych z Jego wolą (1 J 5,14). Już widzę sarkastyczny uśmieszek niektórych: „Ładna mi obietnica! To żadna sztuka spełniać to, co jest zgodne z Jego wolą!” Tymczasem trzeba powiedzieć: „I całe szczęście!” Przede wszystkim dlatego, że to On, a nie my, wie wszystko: zna przyszłość, którą my możemy tylko przewidywać. Myślę, że każdemu (a przynajmniej wielu) z nas zdarzyło się dziękować Panu Bogu za to, że nie spełnił naszej prośby, która przedtem wydawała nam się dobra, a tymczasem przyniosłaby fatalne skutki! Czy więc ta prośba pozostała niespełniona? Przecież ostatecznie chodziło nam o to, żeby było dobrze... i tak właśnie się stało, ba, stało się lepiej niż myśleliśmy!
Zanim postawimy sobie pytanie, czy Bóg spełnia nasze prośby, najpierw zapytajmy, w jakiego Boga wierzymy. Kto jest wszechwiedzący: On czy ja? Czy On jest bezdusznym automatem wyrzucającym z siebie zamówione towary, czy też najwspanialszym, kochającym Ojcem, któremu przede wszystkim zależy na nas, na naszym rozwoju, duchowym wzrastaniu i umie też powiedzieć: „Nie możesz mieć tego, bo to cię zniszczy, ograniczy, zniewoli”.
To zaufanie do dobroci i wszechwiedzy Ojca ma kapitalne znaczenie w przypadkach dla nas niezrozumiałych: gdy zdaje się, że pozostaje bez echa prośba o zdrowie dla ciężko chorego, o pracę dla bezrobotnego... przecież prosimy o dobro! Ja nie odpowiem Ci, drogi Czytelniku, dlaczego tak jest, bo... ja też nie wiem wszystkiego; ale wiem, że Ten, który wie wszystko, jest Miłością i że z powodów dla nas niezrozumiałych nasze dobro wymaga czasem przejścia przez trudne doświadczenia.
Jest taka piękna opowieść o człowieku, który chciał pomóc motylowi wydobyć się z kokonu i rozciął kokon. Tymczasem była to „niedźwiedzia przysługa”: motyl potrzebował tego wysiłku, tego tarcia, by jego skrzydła mogły normalnie funkcjonować. Ten biedny motyl „dzięki pomocy” człowieka pozostał kaleką. Ileż razy prosimy Boga o takie właśnie „rozcięcie kokonu”!
Trzeba też wspomnieć o jeszcze jednej kwestii, od której zależy również spełnianie naszych próśb: jest nią... wola innych ludzi, z którą Bóg się liczy (może nawet bardziej niż my!). Wyobraźmy sobie taką modlitwę żony: „Panie Boże, już tyle lat Cię proszę, żeby mój mąż był dla mnie dobry!”, co w praktyce jakże często można by wyrazić to tak: „Panie Boże, zabierz mu jego sposób myślenia, jego zwyczaje i upodobania (a zwłaszcza wszystkie wady) i stwórz go na nowo na mój obraz i podobieństwo!” Zatem chcąc spełnić to życzenie, Pan Bóg musiałby zniszczyć osobowość męża, bo żona, zamiast podjąć trud dialogu (i prosić Boga o pomoc), wolałaby dostać wszystko „gotowe na talerzyku”. Nie, Bóg za bardzo nas kocha, by spełniać dosłownie takie prośby. Na pewno ta modlitwa też nie pozostała bez echa, zapewne Pan Bóg – w sposób znany tylko sobie – podsuwał mężowi myśl, by starał się być jak najlepszy dla żony, ale On nie po to dał nam szare komórki, by wszystko robić za nas, kosztem wolności i godności innych ludzi.
Dlaczego zatem obiecuje, że spełni wszystkie prośby? Owszem, obiecuje, ale stawia też pewne warunki spełnienia tej obietnicy: Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, proście, o cokolwiek chcecie, a to się wam spełni (J 15,7). Zatem warunkiem spełnienia próśb jest życie w zjednoczeniu z Jezusem, życie Jego słowem, a taka postawa kształtuje nasze myślenie, oczekiwania i w konsekwencji... nasze prośby. Człowiek, który żyje w prawdziwej przyjaźni z Jezusem, wie, o co wypada prosić tego Przyjaciela. Zresztą spójrzmy na teksty Nowego Testamentu, które sugerują nam, o co winniśmy modlić się do Boga: o mądrość, o Ducha Świętego, o odpuszczenie grzechów, o zachowanie od zła... owszem, znajdziemy prośbę o chleb powszedni, znajdziemy tylu ludzi proszących o uzdrowienie... ale na próżno szukalibyśmy próśb o natychmiastowe sukcesy, karierę, majątek... Obietnica spełnienia próśb nie oznacza, że gdy tylko poprosimy, w naszym garażu zaraz znajdzie się luksusowy mercedes. Albo też, dochodząc już do granic absurdu, co powiedzielibyśmy o takim Bogu, który spełniałby prośby bandytów proszących o możliwość ucieczki z więzienia?
Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz (Jk 4,2b–3). Oto jeszcze jedna odpowiedź na pytanie o przyczyny niewysłuchania próśb. W oparciu o te słowa św. Jakuba teologia średniowieczna sformułowała zasadę, że niekiedy nie otrzymujemy tego, o co prosimy, gdyż modlimy się male (źle), mali (będąc złymi), mala (o złe rzeczy). I znów powracamy do punktu wyjścia: owszem, Jezus obiecuje wysłuchanie próśb, ale obiecuje to tym, którzy umieją prosić, którzy proszą rzeczywiście w imię Jego, pamiętając, że pierwsza prośba powinna być zawsze powtarzaniem Jego słów: Nie moja wola, ale Twoja niech się stanie! – bo ja wiem, że moja prośba nigdy nie jest niewysłuchana, że Ty zawsze chcesz mojego dobra, nawet jeśli spełnisz ją w innym czasie, w inny sposób (którego może ja do końca życia nie odgadnę). Gdyby wszystko działo się zgodnie z moim zamysłem, znaczyłoby to, że ja jestem Bogiem, a nie Ty, że ja mogę Tobą manipulować, a Ty masz obowiązek spełniać wszystkie moje kaprysy... jak bajkowy król wobec rozpieszczonej królewny. Nie chcę Boga – bajkowego króla, chcę Ciebie, który kochasz mnie mądrze, który jesteś najlepszym, choć bardzo wymagającym Wychowawcą i choć nie rozumiem tylu lekcji z Twojej szkoły, wiem, że to nie Ty ponosisz za to winę, tylko moje nieuctwo i tępota.
Danuta Piekarz (italianistka i biblistka, wykładowca na Uniwersytecie Jagiellońskim, Papieskim Uniwersytecie Jana Pawła II w Krakowie (wcześniej: Papieska Akademia Teologiczna)oraz w Wyższym Seminarium Duchownym Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych. W latach 2008-2013 była konsultorką Papieskiej Rady ds. Świeckich. )
Wlaśnie po nowennie nie zawsze Bóg wysłuchuje od razu i nie zawsze tak jak my tego chcemy.
NADPRZYRODZONOŚĆ MODLITWY
Nadprzyrodzoność modlitwy wynika z tego, że modlitwa jest łaską , która opiera się na cnotach boskich .
Modlitwa Łaski
Modlitwa wprowadza w przyjazną zażyłość z Bogiem . Na niej ludzie prawdziwie religijni rozmawiają z Bogiem , doświadczają Boga , doznają dotknięć Pana , których owocem jest zjednoczenie z Nim w miłości . Ona wprowadza w pełne uczestnictwo w życiu Bożym . Modlitwa wprowadza i wznosi istotę człowieka , , tzn . jego umysł i serce do Boga . Abraham cieszył się odwiedzinami Boga i w kornej adoracji chylił się do stóp Jego . Eliasza wzywa Pan na Górę Horeb i umacnia go swoim przejściem . Apostołowie głęboko przeżywają przemienienie Pana , co wyraża św Piotr w słowach : „ Panie dobrze nam tu być ! „ ( Mat 17, 4) i chciałby już w tym stanie pozostać na zawsze . Święci otrzymują dar kontemplacji wlanej , która ich przemienia , czyniąc ludzi dobrymi , pełnymi poświęcenia dla bliźnich , ludźmi Bożymi , przyobleczeni w tkliwe miłosierdzie Boże .
Trzeba sobie uświadomić , że człowiek nie jest sam z siebie nie jest w stanie wznieść się do takiego uczestnictwa w życiu Boga . W wyniku tego człowiek nie może umiłować Boga w Nim samym , wola idzie za poznaniem . Człowiek więc musi ten dar otrzymać , musi być podniesiony do stanu przez łaskę . Łaska bowiem daje formalną zdolność poznania i miłowania Boga na sposób nie ludzki , lecz Boży . Jedynie dzięki łasce Bożej człowiek może żyć życiem Bożym .
Kiedy więc kontakt z Bogiem został nawiązany przez człowieka , inicjatywy tego kontaktu nie podjął sam człowiek , gdyż sam nie jest zdolny do tego ; jedynie Bóg może udzielić modlitwy i daru modlitwy , przez który daje się poznać człowiekowi i w którym ofiaruje mu siebie . Dlatego Bóg jest źródłem , On z człowiekiem nawiązuje rozmowę modlitwy poprzez tajemne słowo , wewnętrzne poruszenia . Bóg udziela łaski modlitwy , oczekuje odpowiedzi człowieka , wtedy udziela dalszych łask .
U podstaw obdarzania darem modlitwy jest chrzest . Poprzez ten dar , staliśmy się człowiekiem nieustannej modlitwy , w Chrystusie , przez ten sakrament . Otrzymaliśmy wtedy Ducha Świętego . Duch Święty jest tym który ożywia , daje przyzwolenie , robi miejsce łasce Pana .
Doskonale rozumiała tę prawdę św Teresa od Jezusa :„ Aby każdy rozumiał , jak wielkim i nieoszacowanym skarbem Bóg obdarza duszę , gdy ją skłania do ochotnego oddawania się modlitwie wewnętrznej , chociażby skądinąd nie była tak usposobiona , jak tego potrzeba „ (Ż 8,4 ) .
Modlitwę tak pojętą człowiek powinien przyjmować jako dar ,człowieka uczyniono modlącym się , wezwano go do modlitwy . Mamy wsłuchiwać się – słuchać Ducha Bożego , uważać na poruszenia , przyzwalać na prowadzenie Ducha . Poddanie się temu impulsowi Bożemu ma swoją cenę . Jest nią asceza – zostawienie wszystkiego , co nie jest Bogiem , lub do Niego nie prowadzi – pełna czystość serca . Święta Teresa , która wiele mówi na ten temat , nadto podkreśla potrzebę wytrwałości w modlitwie ( Ż 8 , 4 ). Człowiek nie zawsze właściwie ocenia łaskę daru modlitwy . Nawet Apostołowie ludzie modlący prosili Pana , aby nauczył ich się modlić ( Łk 11,1 ). Święty Paweł zaś pisze , że Duch to sprawia , że człowiek się modli ( Rz 8,26 ). Zarazem przypomina , że „nie jesteśmy w stanie pomyśleć coś sami z siebie , lecz ta możność nasza jest z Boga „ ( 2 kor 3,5 ). Święta Teresa od Jezusa tak poucza : „ Możemy dojść do Niego [ m skupienia ] własnym staraniem naszym , przy pomocy rozumie się łaski , łaski Bożej , bez której nic uczynić nie możemy , nawet dobrze pomyśleć „ ( Dd 29 ,4 ). Można powiedzieć , że Bóg sam ustanowił modlitwę jako źródło łączności z Nim i źródło życia Bożego. Człowiek odczuwa potrzebę łączności z Bogiem i jej poszukuje , pod działaniem łaski Pana odnajduje to źródło i podejmuje modlitwę .
Cnoty Teologalne fundamentem modlitwy
Czynnikiem ożywiającym modlitwę są cnoty : wiara nadzieja i miłość , udzielone człowiekowi wraz łaską uświęcającą na chrzcie świętym . Jak wiemy cnoty te są cnotami nadprzyrodzonymi , stąd i modlitwa jest nadprzyrodzoną .
Wiara
Wiara pomaga do zrozumienia rzeczy Bożych i samego Boga , modlącym się udziela daru właściwej oceny stworzeń . Duch Święty wspomaga darem wiedzy . Dzięki niemu człowiek otrzymuje możność poznania śladów Boga w stworzeniach , wprowadza ona modlącego się w zrozumienie Opatrzności Bożej oraz pełne zawierzenie Bogu .
Z takiego spojrzenia na wiarę można wyciągnąć bardziej praktyczne wnioski :
podstawą modlitwy jest wiara . Z zanikiem wiary ginie modlitwa . Czyli : wiara się modli !
wiara roznieca aktywność modlitwy
wiara wprowadza w tajemnice obecności Boga
wychowanie do modlitwy jest wychowaniem do wiary
modlitwa przyczynia się do rozwoju życia wiary , a wiara pobudza do modlitwy .
Warto odnieść się do św Jana od Krzyża „ Droga na Górę Karmel „ , nazwaną księgą wiary . Święty w niej ukazuje Boga obecnego , prawdziwego oraz potrzebę oczyszczenia wszystkich pojęć jako nieadekwatnych do wyrażania Boga . ( D II , 9,1-- 16 ,15 ).
Nadzieja
Z wiarą, i tym co przez nią człowiek poznaje , ściśle złączona jest nadzieja . Posiada ten sam charakter , co wiara : jest darem i jest nadprzyrodzona . Człowiek otrzymuje ten dar od Boga , otrzymuje nadzieję jako dar wlany i nadprzyrodzony , dysponujący człowieka do oczekiwania od Boga wszystkiego w oparciu o Jego wierność .
Przez wiarę człowiek wie , że Bóg chce go hojnie obdarzyć . Ze swej strony człowiek pragnie życia wiecznego objawionego i obiecanego przez Pana i o ten dar prosi : „Jak jeleń spragniony wody ze strumienia , tak dusza moja pragnie Ciebie , Boże „ ( Ps 42 ) . Nadzieja przynagla go do uznania potrzeby łaski i pobudza do prośby o łaskę . Człowiek żyje swoimi nadziejami , dzięki nim podejmuje wysiłki . W ten sposób nadzieja staje się przyczyną materialną jego czynów . Ona zakorzeniona w wierze , dostarcza treści modlitwy . Bez nadziei , bez zapału i pragnień , które pobudza nadzieja , mowa umysłu i dążność serca nie miałaby znaczenia . Modlitwa więc jest uzależniona od nadziei . Nadto wzrasta ona proporcjonalnie w miarę wzrostu nadziei .
Z takiego spojrzenia na nadzieję można wyciągnąć praktyczne wnioski :
Miłość
W człowieku wszystko jest podporządkowane miłości . Wiara ukazała człowiekowi , żeBóg jest Miłością , która pragnie oddać się mu i napełnić go sobą . Dar nadziei napełnił go pragnieniem zdobycia pełni miłości w Bogu . Nic więc dziwnego , że Boga – Miłość pragnie posiąść i zatrzymać oraz całym sercem dąży do tego . Wspiera go w tym wlana cnota miłości , przez którą Bóg wewnętrznie usposabia człowieka do umiłowania Boga ponad wszystko , a wszystko inne ze względu na Boga .
Miłość kieruje wolną wolą człowieka i miłość przynagla go do modlitwy . Można powiedzieć , że człowiek modlący się chce tego, czego chce miłość . „Gdzie – bowiem – skarb twój , tam jest i twoje serce „( Mt 6 , 21 ). Wartośćmodlitwy w tym ukierunkowaniu na Boga jest w tym , że ona jest najbardziej podstawowym i najgłębszym podkładem duszy . Ona ożywiana przez Boga , ku Niemu jest zwrócona wewnętrznym spojrzeniem miłości . Ponieważ w modlitwie i Bóg miłujący człowieka patrzy na niego , dlatego modlitwa jest stawaniem się przed Bogiem i patrzenia na Niego , tak jak On patrzy na człowieka . Tak widziała modlitwę św Teresa od Jezusa ( Ż 13, 22 ) .
Modlitwa rozwija się pod tchnieniem Ducha Świętego , Ducha Miłości . On porusza wnętrze człowieka przez udzielanie miłości . Tak udzielana – rozlewana – miłość wzbudza zapał modlitwy , ubogaca modlitwę i owocuje w modlitwie .
Jest tu mowa o miłości wlanej . Która jest udzielana i istnieje wraz z łaską uświęcającą . A jeśli człowiek przez grzech straci łaskę , czy jego modlitwa może być nadprzyrodzoną ? Człowiek bowiem kiedy odwróci się od Boga przez grzech , lecz zachowa wiarę i nadzieję , może się autentycznie modlić , w oparciu o te cnoty . Jest tylko wtedy modlitwą uczynkową , nie posiada ukierunkowania nadprzyrodzonego . Jedynie miłość ustawia człowieka na rozmowę z Bogiem i wejście w zażyłość z Nim .
Miłość powoduje wewnętrzne wzbogacenie energii życiowej . Jej mocą człowiek coraz bardziej pragnie chwały Bożej , staje się aktywny . Działa na zasadzie przynaglania do posługi ludziom . Taka modlitwa , która jest podniesieniem myśli i serca do Boga , jest konkretnym wyrazem miłości , działania i przeżywania miłości obopólnej przyjaźni Boga i człowieka .
A oto życie miłości rozwijające się na modlitwie i poprzez modlitwę :
miłość pragnie być z umiłowanym . Człowiek , który wiąże się z Bogiem na modlitwie rano i wieczorem nawiązuje wewnętrzną więź . A jeśli to czyni często w ciągu dnia , łatwo i z radością odnajduje czas dla Boga .
miłość tęskni za umiłowanym . Rozmiłowany w Bogu nie tylko tęskni za oglądaniem Boga w wieczności , ale już teraz często zwraca się do Niego wśród swoich zajęć i obowiązków . Wszystko przeżywa dla Niego .
miłość pragnie obdarzać Umiłowanego . Ten kto odnalazł Boga – Miłość , swe modlitwy , tęsknotę za Bogiem popiera uczynkami ascezy .
miłość stara się o cześć dla Umiłowanego . Modlitwa staje się coraz bardziej adoracją , prośbą i zatroskaniem o zbawienie wszystkich , by wszyscy miłowali Boga.
miłość bierze troski Umiłowanego na siebie . Owocem tego jest jakby zamienieniem się troskami z Panem . Troskę o siebie i swoje sprawy powierzają Umiłowanemu , a sami zatroskani o Jego chwałę.
miłość cała jest ześrodkowana na Umiłowanym . Człowiek miłujący Boga przestaje myśleć o sobie , jest jakby zagubiony w Nim . „Miłujący kręci się koło Umiłowanego . Tym samym nie kręci się wokół niczego innego . Wyraził już ten stan św Augustyn , mówiąc : „cała moja istota ciąży , ku temu , którego miłuję „
miłość upodabnia się do Umiłowanego . Nieustanne wpatrywanie się w Boga na modlitwie , ciągłe z Nim obcowanie , powoduje przyjęcie Jego sposobu mówienia , patrzenia , odczuwania , postępowania . Człowiek w ten sposób przyobleka się w dobroć i miłosierdzie Umiłowanego .
Pewnym podsumowaniem działania cnót boskich na modlitwie może być doktryna św Jana od Krzyża , która prowadzi człowieka poprzez czynne i bierne oczyszczenia ducha przy pomocy wiary , nadziei i miłości do pełni kontemplacji . Cnoty te nie tylko czynią modlitwę nadprzyrodzoną ale prowadzą do kontemplacji , której dynamizmem są uwielbienia , dziękczynienia i prośby .
Źródło :http://www.ocds.rozbark.net.pl/
Modlitwa jest walką
Modlitwa jest walką. Dzięki sile słowa Bożego musimy przezwyciężyć ociężałość, lenistwo, przygnębienie, rutynę. Musimy stawić czoło wrażeniu, że modląc się, tracimy czas. Musimy przezwyciężyć pokusę, że Bóg nas nie słyszy.
Wiemy, że w modlitwie najważniejsza jest wytrwałość, do której zdobycia potrzeba czasu. Na drodze modlitwy pozostajemy zawsze uczniami, ponieważ nie wiemy jak się modlić; dlatego bez przerwy zaczynamy od nowa, oczywiście z pomocą Ducha Świętego. To On jest prawdziwym mistrzem modlitwy, dlatego dobrze jest Go zawsze zaprosić na początku modlitwy.
Podobnie także Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, [wie], że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą. Wiemy też, że {Bóg} z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według [Jego] zamysłu (Rz 8,26–28).
Święty Paweł regularnie nakłaniał pierwszych chrześcijan do trwania na modlitwie, do nieustannego spotkania z Bogiem. Krótko mówiąc, do tego, żeby modlili się w rytm oddechu, żeby całe ich życie stało się modlitwą.
Dziękujcie zawsze za wszystko Bogu Ojcu w imię Pana naszego, Jezusa Chrystusa (Ef 5,20).
(…) wśród wszelkiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu! Nad tym właśnie czuwajcie najusilniej i proście za wszystkich świętych (…) (Ef 6,18).
Nie chodzi tu oczywiście o trwanie przez cały dzień w skupieniu modlitewnym, ale o chęć bezustannego modlenia się, o życie pragnieniem modlitwy, które każdą chwilę przemienia w spotkanie z Bogiem. Święty Augustyn mawiał: „Samo twoje pragnienie już jest modlitwą”. Co oznacza dla chrześcijanina nieustanna modlitwa? Czyż nie jest nią głębokie pragnienie naśladowania Jezusa, chęć powierzenia Ojcu naszego życia i spełniania Jego woli?
Jedyną rzeczą, która może nam pomóc w trwaniu na modlitwie, jest żar pokornej i ufnej miłości, pokładającej całą nadzieję w Bogu. Jeśli naprawdę Go kochamy, będziemy się modlić. Jeśli Bóg jest częścią naszego życia, to z pomocą silnej wiary, gwałtownej nadziei i żarliwej miłości stoczymy o modlitwę prawdziwą walkę. Sama modlitwa bowiem jest walką, która toczy się przez cały czas. Dzięki sile słowa Bożego, które podtrzymuje naszą modlitwę, musimy przezwyciężyć ociężałość, lenistwo, przygnębienie, rutynę. Musimy stawić czoło temu niejasnemu wrażeniu, że modląc się, tracimy czas, że nie wiemy, co powiedzieć ani co zrobić, kiedy rozproszenia depczą nam po piętach. Musimy przezwyciężyć tę pokusę, która nam mówi, że w czasie modlitwy nic się nie dzieje, że Bóg nas nie słyszy, że nas nie wysłuchuje .
Oto dziesięć kolejnych przeszkód, które napotkasz na krętych ścieżkach modlitwy. Jeśli chcesz wytrwać, często będziesz musiał stawiać im czoło. Nie trać ufności, to nie tylko twoje doświadczenie.
1. Nie mogę się modlić
Zawsze możesz się modlić, nawet jeśli nie potrafisz przez cały czas skupić wewnętrznej uwagi. Modlitwa, podobnie jak miłość, jest wyborem, decyzją, aktem woli. Bądź przed Bogiem tak długo, jak to sobie zaplanowałeś. Jeśli akceptujesz w sobie chęć modlitwy, to znaczy, że już się modlisz. Wydaje ci się, że mówisz w próżnię. Co możesz wiedzieć na ten temat? Bóg bardzo pragnie, żebyś do Niego mówił, lecz jeszcze bardziej chce, żebyś Go słuchał. Słowo Boże jest przy tobie, byś je rozważał i żebyś się nim karmił.
Nie szukaj w modlitwie odczuwalnego zadowolenia; jesteś tu dla Boga, dlatego że Bóg jest Bogiem. Modlitwa nie służy niczemu innemu poza spotkaniem się z Bogiem w pełnej miłości relacji. Nie spodziewaj się, że otrzymasz coś nadzwyczajnego lub że doznasz jakiegokolwiek wrażenia; Bóg tu jest i to wystarczy. Chrystus zmartwychwstał i daje ci swojego Ducha po to, żeby twoja modlitwa podobała się Ojcu. Ty masz się modlić w oczekiwaniu na przyjście Pana, trwać wiernie na posterunku swego odosobnienia. W modlitwie liczy się najbardziej stałość pragnienia, zbieżność naszej woli z tym, czego Bóg od nas chce.
Na moich czatach stać będę, udam się na miejsce czuwania, śledząc pilnie, by poznać, co On powie o mnie, jaką odpowiedź da na moją skargę (Ha 2,1).
2. Tu jest za głośno
Czasami skarżymy się, mówiąc: „modliłbym się dużo lepiej, gdybym miał więcej spokoju, mógł się zaszyć w jakimś cichym miejscu, być daleko stąd”. Módl się tam, gdzie jesteś, tym, czym żyjesz. Dobrze byłoby oczywiście stworzyć jak najbardziej sprzyjające skupieniu warunki, lecz dla ciebie najlepszą modlitwą jest ta, którą akurat dzisiaj możesz podjąć. Kiedy się modlisz, Bóg daje ci modlitwę, której potrzebujesz. To kwestia wiary i zaufania.
Możesz sobie stwarzać idealne dla modlitwy warunki, a i tak zawsze znajdą się jakieś przeszkody, choćby zmęczenie, rozproszenia, lenistwo, brak wiary. Nawet jeśli uciekniesz na najbardziej odległe pustkowie, szybko spostrzeżesz, że największą przeszkodą w modlitwie jesteś ty sam. Możesz wszystko porzucić, ale nie porzucisz siebie samego i swoich myśli. Ważne jest, żeby modlić się dalej, wpatrywać się w Jezusa dużo intensywniej niż w siebie samego i rozmawiać z Nim jak z przyjacielem. Modlitwa jest zjednoczeniem się z Bogiem zarówno w hałasie, jak i w ciszy. A ta cisza jest o wiele bardziej wewnętrzna niż zewnętrzna; jest przylgnięciem do tajemnicy Boga, tak samo w wagonach metra jak w celach klasztornych.
3. Nie lubię się modlić
Nie masz ochoty się modlić, modlitwa cię wręcz odpycha. Rozczarowany, masz po dziurki w nosie tego, że poza oschłością, a nawet smutkiem, nie doświadczasz niczego więcej. To znak, że czas na prawdziwą modlitwę. Na tę, której nie umiesz, która cię nuży, której nie pamiętasz. Nie wydaje ci się wcale, że się modlisz, modląc się w ten sposób, a jednak modlisz się prawdziwie.
Oto moja rada: możesz poprosić o pomoc Maryję. Niczego nie rozumiejąc, doświadczając zwykłej rzeczywistości Nazaretu i rozważając w swoim sercu słowa Świętych Ksiąg, Maryja przeżyła niezwykłą przygodę wiary. Uwierzyła, pozostawiając za sobą wszelkie smaki i odczucia, aż po krzyż. Napełniona Duchem Świętym Elżbieta miała rację, mówiąc: „Błogosławiona [jest], która uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane jej od Pana” (Łk 1,45).
Podejmowane w czasie modlitwy akty wiary, nadziei i miłości mają szczególny smak, trudno wykrywalny dla zmysłów. Sprawiają, że twoje obcowanie z Tym, którego szukasz, za każdym razem staje się coraz bardziej intymne. Jest coś niezwykłego w szukaniu Boga, w trwaniu na modlitwie, w pielęgnowaniu relacji z Bogiem. Ten Bóg daje się rozpoznać w twarzy Chrystusa. Czytając Ewangelie, skup się na Jezusie. Wsłuchuj się w Jego słowo, by móc z Nim rozmawiać. Nawet jeżeli to słowo brzmi obco i nie masz ochoty się modlić, staraj się, żeby twoje ciało świadczyło o twej woli trwania na modlitwie. Bóg da ci kiedyś rozsmakować się w swej miłości.
W ten sposób trwaj, jak długo będzie to konieczne. Po nocy zawsze nadchodzi dzień.
4. Nic nie odczuwam
Odczucia rodzą się z poznania zmysłowego, a modlitwa jest przebywaniem w obecności niedającego się poznać zmysłami Boga, dlatego jest rzeczą zupełnie normalną, że czasami nic nie odczuwasz. Ten właśnie fakt poeta i mistyk, św. Jan od Krzyża, nazywa „ciemną nocą”; nocą, która pobudza naszą wiarę do wiary w to, czego nie widać; nocą, przez którą nasz rozum nie może w pełni pojąć tajemnicy Boga; nocą sprawiającą, że Bóg znajduje się poza tym, co jesteśmy w stanie o Nim powiedzieć i zrozumieć. Ten Bóg, którego „nikt nigdy nie widział” (J 1,18), ale którego Jezus przyszedł nam objawić jako Ojca, jest „Bogiem ukrytym” (Iz 45,15).
Nie martw się, wszyscy wielcy święci znali doświadczenie oschłości na modlitwie. Święta Teresa z Lisieux mówi o ciemnym tunelu czy też o gęstej mgle, które nie pozwalały jej się cieszyć wiarą. Jest to często tylko faza przejściowa. Zawsze po nocy nastaje dzień, po zimie wiosna, po smutku radość, po mroku światłość, po śmierci zmartwychwstanie. Wiedz, że Pan Bóg jest przy tobie w czasie posuchy tak samo jak w czasie urodzajnego deszczu.
Jeśli wytrwasz w tym stanie rzeczy, Pan Bóg wynagrodzi ci to w inny sposób. Zamieni twoje pragnienie w dar, uczyni cię wolnym i pozwoli ci się stać tym, kim naprawdę jesteś. Odkryjesz, że Jego nieobecność jest bardziej doskonałą formą obecności. Staniesz się bliższy Jego tajemnicy. Twoja wiara będzie głębsza, a twoja miłość bardziej intensywna. Odzyskasz czas, który wydawał ci się stracony, dlatego że kochający w tobie Duch sprawi, że staniesz się bardziej skuteczny. Oto cuda, jakich dokona w tobie Pan Bóg, jeśli wytrwasz w modlitwie. Może ci w tym pomóc powtarzanie imienia Jezus, rozważanie psalmów, przyjmowanie sakramentów, odmawianie różańca, oczekiwanie w ciszy, słuchanie rad wielkich mistrzów modlitwy.
Nieraz, kiedy mój umysł pogrążony jest w tak wielkiej oschłości, że niemożliwością staje się dla mnie wydobycie z niego choćby jednej myśli jednoczącej mnie z Bogiem, odmawiam bardzo powoli Ojcze nasz, a potem Pozdrowienie anielskie; wówczas te modlitwy porywają mnie i karmią mą duszę o wiele lepiej, niż gdybym odmówiła je setki razy, ale z pośpiechem!…1.
5. Nic się nie dzieje
Co się dzieje, kiedy wystawiasz swoje ciało na słońce? Ogrzewa się jego promieniami. Podobnie jest z modlitwą; wystawiasz się na Boga po to, by dać się kochać i spalać od wewnątrz. W czasie modlitwy zawsze coś się dzieje, ale by dostrzec cuda, jakich Pan dokonał, potrzeba oczu wiary. Bez wiary i miłości modlitwa może ci się wydać ucieczką od świata, stratą czasu, pustką. A jednak błogosławiona jest strata czasu otwierająca codzienność na bezinteresowność, przerwa, która umożliwia ponowne rzucenie się w wir akcji.
Nie ma pustki w tym, co należy do Boga. Twój brak odczuć nie oznacza braku Bożego działania. Modlitwa jest zawsze skuteczna, nawet jeśli pozornie niczego nie wnosi. Jest chwilą czuwania przerywającą działanie. Modlitwa jest absolutnie bezinteresowna, nie da się jej przeliczyć, ponieważ modlisz się dlatego, że kochasz. Przypomnij sobie dobroć, której doświadczyłeś od Boga, a przekonasz się, że nie zniknął On tak zupełnie z twojego życia.
Może się oczywiście zdarzyć, że w czasie modlitwy indywidualnej lub wspólnotowej w twoim sercu, jak w sercach uczniów z Emaus, zapłonie ogień miłości, że wypełni cię radość i pokój, że w szczególnym świetle dane ci będzie ujrzeć nieskończone miłosierdzie Boże, że ze łzami w oczach będziesz słuchać słowa Bożego i wewnętrznie doświadczysz Bożego przebaczenia… W ramach zachęty Pan Bóg wprowadza adeptów modlitwy w taki stan. Może on jednak ulec całkowitej zmianie.
Bóg ufa ci na tyle, żeby cię zabrać na pustynię Krzyża. Brak odczuwania Bożej obecności nie oznacza, że to, co przeżywasz, jest czymś nieprawdziwym. Wiara mówi ci, że Bóg jest obecny w głębi twojej duszy. Czy wierzysz w to, nawet jeśli nie odczuwasz Jego obecności? O wartości twojej modlitwy stanowią wiara i miłość, z jaką się modlisz. Kiedy się modlisz, nie koncentruj się więc na sobie i swoich odczuciach, ale skup się na Bogu i na Jego miłości do ciebie.
6. Nudzę się
Co mnie nudzi? Gotowe formułki, których powtarzanie studzi zapał. Świadomość tego, że tkwię w próżni, w oczekiwaniu na Boga, który nie przybywa, któremu nie mam nic do powiedzenia. A przecież nie chodzi tu o to, co robię, ale o Tego, którego mam słuchać i kochać. Poza tym Pismo Święte daje mi słowo Boże, którym mogę się modlić, kiedy moje słowa wydają mi się zbyt płytkie. Zanim zaczniemy mówić do Boga, dobrze jest wsłuchać się w Jego słowa.
Czy nie powinieneś zgodzić się na nudę przed Bogiem? Modlitwa polega czasem także na nudzeniu się przed Bogiem, z miłości. W ten sposób, niczego się nie spodziewając, całą nadzieję pokładasz w łasce Bożej. Czy nie jesteś biedakiem, który nie potrafi się modlić? Modląc się, doświadczasz swojej bezsilności, ponieważ wszystko, czym żyjesz, należy do Boga, nawet twoje znudzenie. Modlitwa staje się zatem długim aktem adoracji i uwielbienia Boga ze względu na to, kim On jest.
Twoje odczucie znudzenia na modlitwie może także wynikać ze zwykłego zmęczenia, z tego, że wybrałeś niewłaściwy moment, że masz zbyt napięty harmonogram lub stresującą pracę, że nosisz w sobie negatywny obraz Boga lub masz w stosunku do modlitwy zbyt konsumpcyjne nastawienie. Bóg nigdy nie będzie taki, jakie są twoje wyobrażenia o Nim. A modlitwa jest darem Ducha, który pozostaje nieuchwytny.
Kiedy w czasie modlitwy doświadczamy prawdziwego znużenia, najprościej powtarzać jedno słowo, takie jak „Jezus”, lub całe zdanie: „Kocham Cię, Panie, i wiem, że Ty też mnie kochasz”. Można też, za przykładem św. Teresy, przykutej do łóżka klasztornej infirmerii w Lisieux, po prostu nic nie mówić: „Nic Mu nie mówię, kocham Go”. Znudzenie może być okazją do nauki wsłuchiwania się w ciszę Boga.
Nie łam sobie głowy wymyślaniem tego, co należałoby Bogu powiedzieć, mów to, co ci przychodzi do głowy. Już samo zwykłe mamrotanie zachwyca serce Ojca. Modlitwa odziera cię z ciebie samego, sprawia, że przestajesz się na sobie koncentrować. Przed Bogiem masz być nagi, jak niemowlę w kołysce, jak Chrystus na krzyżu. Zgadzasz się na bycie bezbronnym, nieskutecznym, niezauważonym. I mimo wszystko nie przestajesz tracić dla Niego czasu, adorować Go i uwielbiać. Wkraczasz w ten sposób w przestrzeń Jego pragnienia i pozwalasz, żeby wola Boga zamieszkała w tobie, pomimo znużenia, jakie odczuwasz w Jego obecności. Jednoczysz się z tymi wszystkimi, którzy się nudzą, i wstawiasz się za nimi w swej nieporadnej modlitwie.
7. Zbyt często się rozpraszam
Rozproszenia w czasie modlitwy są czymś normalnym, to znak, że żyjemy i że nasza wyobraźnia pracuje. W przeciwieństwie do decyzji o modlitwie, rozproszenia często nie są wyrazem naszej woli. Przylatują i odlatują jak muchy, które nie pozwalają nam się skupić tak, jakbyśmy tego chcieli. Niektóre biorą się z zewnątrz, np. hałas uliczny; inne z samego człowieka, np. obrazy rodzące się w wyobraźni, wspomnienia wywoływane przez pamięć, odczuwane w ciele bolączki. Chęć pozbycia się ich wywołuje dodatkowe zamieszanie, lepiej modlić się razem z nimi. Jeśli są takie rozproszenia, które nachodzą cię uporczywie, na przykład myśl o tym, że nie możesz zapomnieć o jakimś spotkaniu, że musisz kupić chleb, skończyć pracę, zadzwonić do znajomego, zapisz je na kartce będącej w zasięgu ręki i módl się dalej. Zastąpią je oczywiście jakieś inne myśli, ale nie będą tak natarczywe.
Rozproszenia są okazją do modlitwy. Sam najlepiej będziesz umiał zamienić je w prośbę, modlitwę wstawienniczą, dziękczynną lub przebłagalną. To tryskające z naszej świadomości życie. „Dziękuję Ci, Panie, za samochód, który muszę naprawić. Bądź błogosławiony w dzieciach, które dają mi powód do zmartwień. Pomóż mi, Panie, zaakceptować tego kolegę. Przepraszam Cię za pragnienie zemsty, które nasila się we mnie na myśl o sąsiedzie. Dziękuję, że przypomniałeś mi o zbliżających się świętach Bożego Narodzenia. Powierzam Ci taką to a taką osobę etc.”.
Wszystko może być okazją do zwrócenia się ku Bogu, który zna słabości naszej natury: „Panie, naucz mnie modlić się. Pomóż mi Boże. Duchu Święty, Ty sam módl się we mnie”. Pan Bóg woli, żeby nasza modlitwa była pełna roztargnienia, niż żeby z powodu trudności ze skupieniem się, nie było jej wcale. Ofiaruj Bogu siebie takim, jaki jesteś. On nie wzgardzi twoją dziecięcą modlitwą. Tylko miłość liczy się w naszym trwaniu na modlitwie, niezależnie od tego, czy towarzyszą jej rozproszenia, czy nie.
Może pewnego dnia tak cię porwie obecność Ojca, Jezusa lub Ducha, że o niczym innym nie będziesz mógł myśleć, pozostaną jedynie wewnętrzne porywy serca, proste spojrzenia, miłosna uwaga. Przekonasz się wtedy, że modlitwa może być prawdziwą rozkoszą.
8. Jestem człowiekiem czynu
Wszystkie wymówki usprawiedliwiające brak modlitwy są dobre. Na przykład ta: „Pomaganie innym jest lepsze niż tracenie czasu na modlitwę”; „Moja praca jest modlitwą, to wystarczy”; „Mam naturę działacza, nie kontemplatyka”. Miłość bliźniego oraz ofiarowanie Bogu swojej pracy nie powinny oddalać cię od bezinteresownej modlitwy osobistej, wręcz przeciwnie, powinny cię do niej prowadzić, jak do źródła, które ożywia twoje działanie i które pozwala ci przeżyć cały dzień w zjednoczeniu z Bogiem. Jeśli modlisz się regularnie, twoja praca przyniesie jeszcze większe owoce, a twoje działanie nie stanie się krzątaniną. Święty Benedykt dążył do celu, kierując się tylko jedną zasadą: Ora et labora („Módl się i pracuj”).
Czas, który przeznaczasz na modlitwę, będzie jeszcze bardziej płodny, jeśli przez resztę dnia będziesz trwał w postawie modlitewnej, czyli w postawie otwartości na człowieka i Boga. Działanie i kontemplacja są w tobie jak dwie siostry.
Dzięki modlitwie i adoracji, które codziennie podejmujesz, masz większą szansę pracować z Bogiem i kochać ludzi dla nich samych. W tym właśnie tkwił sekret oddziaływania Matki Teresy i jej zgromadzenia:
Każdego wieczoru, kiedy wracamy po pracy, gromadzimy się w kaplicy na godzinę adoracji. W łagodnym zmierzchu znajdujemy pokój w obecności Chrystusa. Ta godzina bliskości z Jezusem ma zasadnicze znaczenie. Widziałam wielką zmianę, jaka dokonała się w naszym Zgromadzeniu, od kiedy wprowadziłyśmy praktykę codziennej adoracji. Dzięki temu nasza miłość do Jezusa stała się czymś bardziej codziennym, nasza miłość do siebie nawzajem – bardziej serdeczna, a nasza miłość do ubogiego bardziej współczująca2.
Święty Ignacy Loyola mówił, że w każdej rzeczy trzeba znajdować Boga. Bóg chce, żebyśmy wybierali pełnię życia w Chrystusie. Wybrać życie, to znaczy modlić się razem z Synem, ofiarowywać Mu siebie, zwłaszcza w Eucharystii, i kiedy tylko to jest możliwe adorować Go w Najświętszym Sakramencie. Oznacza to także włączenie się w życie Ducha, który, w sercu świata, jest pochłonięty dziełem stwarzania.
9. Zniechęcam się
Modlitwa, podobnie jak miłość, przechodzi próbę czasu. Zniechęcenie jest jej najgorszym wrogiem. Zaakceptuj to, że modlitwa nie przebiega tak, jakbyś tego chciał. Czas Boga nie jest naszym czasem. Jego drogi nie są naszymi drogami. Kiedy, w czasie modlitwy, trwasz z Nim w komunii, Bóg sprawia, że pozostając w tym, czym jest twoje dzisiaj, stajesz się częścią Jego pragnienia. Nie opuszczaj tego miłosnego spotkania, jakim jest modlitwa, jeśli chcesz poznać, co jest dla ciebie dobre, i jeśli chcesz pamiętać o Panu.
Jedna chwila wystarczy, by zwrócić swe serce ku Bogu i rozwiać zwątpienie. Nie ma na to specjalnej metody. Nie uczynisz postępu w modlitwie dzięki odpowiedniej technice, ale dzięki aktom wiary, nadziei i miłości. Twoje trwanie przed Nim ma być bezinteresowne nie tylko po to, żebyś został wysłuchany, ale żeby Bóg mógł w tobie zaistnieć. Jesteś grzesznikiem, On jest zbawicielem. Modlisz się, On modli się w Tobie. Wyznaczasz sobie cele, On je w tobie realizuje. W ten sposób macki zniechęcenia nie będą się długo ku tobie wyciągać.
Tak wielu odkryć można dokonać, trzymając się ścieżek modlitwy. Temu, kto każdego dnia, rezygnując z pozostałych zajęć, przeznacza pół godziny jedynie dla Boga, nigdy nie zabraknie nowych lądów. Owoce modlitwy są widoczne. Nie dostrzegasz ich? Pokój wewnętrzny, zaufanie, siła ducha, nadzieja, opanowanie, radość życia, gotowość służenia innym, intuicyjne przeczucie rozpoczynającego się właśnie życia wiecznego. Naprzód! Odwagi. Jesteś człowiekiem, który się staje, tak jak modlitwa.
Ten, kto biegnie ku Tobie staje się większy i silniejszy niż jest w rzeczywistości, ponieważ ciągle rośnie dzięki wzrastającym łaskom […]; lecz ponieważ to, czego szuka, nie zawiera w sobie żadnych ograniczeń, kres tego, co znajduje, staje się dla podejmującego wspinaczkę punktem wyjścia do odkrycia o wiele większych dóbr. W ten sposób wspinający się nie przestaje nigdy podążać od rozpoczęcia do rozpoczęcia, poprzez początki, które nie mają końca3.
10. Bóg jest zbyt odległy
Bóg jest zawsze tutaj, blisko ciebie, w tobie, w tej chwili, w tym, co jest teraźniejszością Ducha. Przyjmij tę obecność z ufnością i ofiaruj się Bogu. Twoja modlitwa należy do Niego. Jest darem, który Mu zwracasz dzień po dniu. On pragnie jedynie wierności w modlitwie. „Sprawiedliwy przeżyje ze względu na swoją wierność” (Ha 2,4). Wymaga ona stoczenia prawdziwej walki, którą można wygrać, czerpiąc siły z wierności Boga. On się nigdy nie spóźnia ze spełnianiem obietnic, nawet jeśli nam się tak wydaje. Dzięki wytrwałości otrzymasz wszystko. Jeśli Bóg wydaje ci się zbyt odległy, możesz bez przeszkód codziennie kierować do Niego tę prośbę: „Boże, jeśli istniejesz, ukaż mi Siebie”.
Właściwie o wytrwałości w modlitwie i przezwyciężeniu wszelkich przeszkód znajdujących się na drodze do niej nie decyduje rozwiązanie takich kwestii jak: dlaczego, w jaki sposób, gdzie, kiedy i jak długo się modlić. Nie, podstawowym problemem jest obraz Boga, jaki w sobie nosisz. To on będzie cię motywował do tego, żeby wytrwać.
Możesz mówić, że nie możesz się modlić, że zbyt rzadko masz ciszę i spokój, że nie lubisz się modlić, że nic nie czujesz, że nic się nie dzieje, że to cię nuży, że wokół zbyt dużo rozproszeń, że jesteś zajęty, że to cię zniechęca. Podstawowe pytanie brzmi jednak: „Kim Bóg jest dla mnie?”. Twoja wierność w modlitwie będzie na nie najlepszą odpowiedzią. Jeśli Bóg jest dla ciebie najważniejszy, modlitwa też będzie czymś ważnym. Powiedz mi, w jakiego Boga wierzysz, a ja ci powiem, jak się modlisz.
Ćwiczenie praktyczne
Określam w kalendarzu czas, który spędzę na modlitwie w miejscu, które mi najbardziej odpowiada. Czas, który zostaje niezagospodarowany, wykorzystuję na kilkuminutowe skupienie w domu, biurze, szkole, kościele… Trwam w obecności Boga wraz z Jezusem i Duchem Świętym, który modli się we mnie. Wykorzystuję ten czas na opowiedzenie Bogu o moich planach, o tym, co mnie gnębi. Proszę Go, aby błogosławił zarówno ludziom, którzy są mi bliscy, jak i tym, z którymi trudniej mi się żyje. Zawierzam się Bogu i z zaangażowaniem trwam na modlitwie. Odpowiadam Mu w wierze, rozważając Jego słowo. Proszę, żeby objawił mi się jako współczujący Ojciec i żeby pozwolił mi się włączyć w odwieczny dialog miłości, prowadzony z Synem i z Duchem. Odsłaniam się przed Nim, żeby mógł we mnie zobaczyć obraz swego Syna Jezusa, przychodzącego w czasie, by poprzez swoją mękę i zmartwychwstanie otworzyć mi drzwi życia wiecznego.
MODLITWA
Pozwól, o Boże, Panie czasu, by w naszej wierze wybrzmiała nadzieja uwalniająca serce od niepokoju, i miłość oczyszczająca duszę z rozproszeń.
Jesteś bliżej, niż to, co nas od Ciebie oddala, Ojcze, ukryty w szczelinach naszej miłości, tak bardzo obecny we wszystkim, co ludzkie, pomóż nam wytrwać w modlitwie.
Niech nasze drzwi otworzą się na Twoją ciszę, Miłości o tysiącu twarzy niech nasze uszy usłyszą Twoje kroki w hałasie wypowiadanych słów.
Po co wykrzykiwać Twoje imię na zewnątrz, skoro tryska ze środka jak źródło, Boże ukryty, choć widzialny w twarzy Chrystusa, Towarzyszu próby i każdego cierpienia, przemawiający do nas nieustannie wbrew milczeniu, które płynie z krzyża naszych piątków
Źródło : .http://www.ocds.rozbark.net.pl/
Znalazłam odpowiedzi na swoje pytania. Dzięki Dorotka :*
"Ofiaruj Bogu siebie takim, jaki jesteś. On nie wzgardzi twoją dziecięcą modlitwą." Cudowne :)
Choć to kazanie na VI niedzielę wielkanocną wklejam to tutaj, bo warto zastanowić się , zatrzymać , by zobaczyć , jaka jest nasza modlitwa...
VI niedziela wielkanocna, C; Dz 15,1-2.22-29; Ps 67,2-3.5.8; Ap 21,10-14.22-23; J 14,23; J 14,23-29; Winnica 1 maja 2016 roku.
Kiedy dzisiaj patrzę jak ludzie skaczą sobie do oczu, jak kłócą się gdziekolwiek się spotkają, jak kłócą się także i dzielą w Kościele, to pewną pociechą jest dla mnie fakt, że zawsze tak było.
Już w tej pierwszej wspólnocie Kościelnej doszło do sporów i kłótni. Czego świadectwem jest samo Pismo Święte: „Niektórzy przybysze z Judei nauczali braci: Jeżeli się nie poddacie obrzezaniu według zwyczaju Mojżeszowego, nie możecie być zbawieni. (…) doszło do niemałych sporów i zatargów między nimi a Pawłem i Barnabą.” (Dz 15,1-2a)
O co chodziło w tym sporze? Chrześcijaństwo narodziło się wśród Żydów. Jezus i apostołowie to Żydzi. Matka Najświętsza to Żydówka. Pierwszy Kościół to Żydzi.
Szybko jednak Ewangelię zaczęto głosić Nie-Żydom. I ci się nawracali. I co z nimi zrobić? Jedni mówili, że wystarczy ich wiara – uznanie przez nich Jezusa za Zbawiciela i Pana. Inni zaś twierdzili, że wcześniej trzeba z nich zrobić Żydów – obrzezać i nakazać przestrzeganie wszystkich żydowskich praw i tradycji.
Doszło w Kościele do „sporów i zatargów”. W słowniku [Popowski] jednak znaczenie przełożonego słowa jest szersze: „Powstanie, zamieszki, rewolta, bunt, rozruchy, spór niezgoda, waśń, kłótnia, zwada, niesnaska.” Wybrano do przekładu to co najłagodniejsze.
W Ewangelii czytamy: „Był tam jeden, zwany Barabaszem, uwięziony z buntownikami, którzy w ROZRUCHU popełnili zabójstwo.” (Mk 15,7) Tam jest to samo słowo.
Chodziło zatem nie o słowną potyczkę, ale o poważny zatarg i rozłam. Skończyło się to, przynajmniej na chwilę, tak zwanym Soborem Jerozolimskim – spotkaniem apostołów, którzy uchwalili, by z nawracanych pogan nie robić Żydów.
I tak to jest, że co chwila wybuchają spory, kłótnie i kontrowersje.
Zróbmy teraz wszyscy znak krzyża. Ręka od lewego do prawego ramienia?
A co byście powiedzieli na to, że będziemy robili znak krzyża od prawego do lewego ramienia? Tak robią prawosławni. Spróbujemy?
To łamanie tradycji? Pytanie o jaką tradycję pytamy.
Papież Innocenty III (XII/XIII wiek) pisał: „Trzeba uczynić znak krzyża trzema palcami, ponieważ wyciska się go przywołując Trójcę Świętą. Tak oto jest czyniony: z góry na dół, i z prawej na lewą stronę, ponieważ Chrystus zstąpił z nieba na ziemię, i od Żydów (prawica) przeszedł do pogan (lewica).”
Pisze jednak dalej: „Inni jednakże czynią znak krzyża z lewej na prawą stronę, ponieważ musimy przejść z marności (lewica) do chwały (prawica), tak jak Chrystus przeszedł ze śmierci do życia, i z Piekieł do Raju.” (zob. http://bit.ly/znak-krzyza dostęp 27.04.2016)
I tak dobrze i tak dobrze. Dodam jednak, że cały Kościół przez tysiąc lat żegnał się od prawego ramienia do lewego.
I jeszcze jedno. Papież Innocenty nauczał, że mamy się żegnać trzema palcami. A jak my to robimy? Otwartą dłonią? Czy trzema połączonymi palcami? A może dwoma palcami? Staroobrzędowcy w prawosławiu oddawali życie albo uciekali zagranicę, by móc się żegnać dwoma palcami.
Cieszę się, że moje dzieci w przedszkolu reprezentują wszystkie tradycje a najbardziej leworęczną.
Dlaczego o tym mówię?
Otóż dlatego, byśmy się strzegli ducha… Zastanawiałem się jak go nazwać… Może duch krótkowzroczności? Widzimy to co bliskie, to co teraz, to co jest na wyciągnięcie ręki, przyziemne i w gruncie rzeczy nieistotne. Jednocześnie tracimy z pola widzenia to co najwazniejsze, co jest u kresu, co jest ostateczne.
Komunia święta na stojąco czy na klęcząco? Do ust czy na rękę? Od księdza czy od szafarza? Msza Święta przodem czy tyłem? W różańcu dopowiadać „o mój Jezu…” czy nie trzeba? Pieśni tylko przy organach czy może być gitara? A jeśli gitara to czy można ją podłączyć do prądu czy nie?
Jeśli zaczniesz pasjonować się tymi sprawami to jest spore niebezpieczeństwo, że zapomnisz, że Komunia to twoja jedność z Bogiem, to Bóg i jego miłość w twoim sercu.
Kto był w czasie nawiedzenia naszej parafii przez kopię Obrazu Jasnogórskiego, na apelu prowadzonym przez kustosza?
Pamiętacie jak odmówił „dziesiątek” różańca, który miał siedem czy osiem „zdrowasiek”? I dał wykład co to jest modlitwa i jak ważne w niej jest właśnie serce a nie odmówienie, zaliczenie, odhaczenie czegoś?
Czasem robi się z Boga biuro rachunkowe. To nie ta droga. Wiara to jedność i komunia osób, to przyjaźń i miłość, to bycie razem z Bogiem.
Obawiam się, że jak przyjdzie Jezus na końcu czasów, to wielu się spóźni, bo będzie chciało skończyć zadaną sobie koronkę.
W niebie nie będzie kościoła, ani organów, ani ławek, ani ołtarza, ani sakramentów, ani świętych obrazów, ani kościelnego, ani proboszcza, ani naszych ulubionych modlitw. Nie będzie wspólnot i ruchów, koronek i nowenn.
To co będzie? To o czym słyszeliśmy w Apokalipsie: „I uniósł mnie w zachwyceniu na górę wielką i wyniosłą, i ukazał mi Miasto Święte – Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga. (…) A świątyni w nim nie dojrzałem: bo jego świątynią jest Pan, Bóg wszechmogący oraz Baranek. I Miastu nie trzeba słońca ni księżyca, by mu świeciły, bo chwała Boga je oświetliła, a jego lampą – Baranek.” (Ap 21,10.22-23)
Klucz do zrozumienia tego wszystkiego leży w Ewangelii, którą słyszeliśmy: „Jezus [powiedział]: Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać.” (J 14,23)
Klucz do wszystkiego to miłość.
To nie jest tak, że nauczenie się wszystkich nauk i zaliczenie wszystkich przykazań jest świadectwem naszej miłości.
Jest dokładnie odwrotnie to miłość sprawia, że możemy być prawdziwie uczniami Jezusa i zachować Jego naukę i przykazania.
I znowu ta kwestia jedności i komunii – Bóg chce przyjść do ciebie, by z tobą być i przebywać. Po prostu.
Być ze sobą to pragnienie tych, którzy się kochają. Być z Bogiem to dla nas też źródło życia. Pamiętacie jeszcze? „Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić.” (J 15,5)
Miłość to klucz do wszystkiego. Miłość a nie obrzezanie.
Zatem prośmy o tę miłość. Prośmy o nią, bo to jest dar i łaska. To przychodzi z góry, od Boga.
Prośmy Boga o miłość a wtedy, gdy ona przyjdzie, wszystko nam się uprości i poukłada, i będzie chwałą Boga. Nawet dziesiątek z ośmiu zdrowasiek.
ks. Zbigniew Paweł Maciejewski