Zacznę od tego, ze jestem osobą wierzacą od zawsze, ale od niedawna wierzącą świadomie. Wcześniej byłam jak gro katolików, wiarę traktowałam pobieżnie, sakramenty, msze św, raczej na zasadzie "bo tak trzeba".. Dziś mam 34 lata i z wiekiem dojrzewała we mnie potrzeba potrzeba zgłębienia mojej wiary. Zaczęłam się modlić "uczciwie", podobnie też podchodzić do sakramentów, zwłaszcza sakramentu spowiedzi. Na mszach staram sie być skupiona, chłonąć Słowo Boże... niestety im bardziej moja wiara staje się dojrzała, tym więcej nabywam wątpliwości, nachodzą mnie myśli, ze to wszystko jedna wielka bujda i boję sie, boję się, ze mam rację, ze wszystko to na marne... że zostanie z nas tylko proch i nicość, ze śmierć jest końcem i to tym końcem prawdziwym, że wszyscy, którzy odeszli bądź odejdą nie czekają nigdzie na mnie, ze pożegnania są ostateczne.. Strasznie się męczę z tym wszystkim o boję chorób, śmierci, paradoksalnie w czasach gdy "lajtowo" podchodziłam do spraw wiary,istnienie Boga było dla mnie niepodważalne. Teraz myślę, ze chrześcijaństwo nie jest najstarszą religią, ze dlaczego "nasz" Bóg ma nie być tym fałszywym. Dlaczego prawdziwym ma nie być Budda? Wikingowie szli na śmierć z uśmiechem i bez lęku, bo wierzyli święcie w tym, że czeka ich Valhalla, jak śmieszne to dla nas, te pogańskie bajki, a jednak czym się różnimy? Jakie mamy dowody na to, że Bóg chrzescijański to jedyny Bóg. Przepraszam za bluźnierstwa, przepraszam za herezje, nie mam jednak gdzie przelać tych pytań. Brak mi opiekuna duchowego, który dałby mi nadzieję i ożywił moją wiarę, pozbawił umysł tej bezdusznej logiki, która karze mi przestać wierzyć w bajeczki. Wie, ze napiszecie, ze to Szatan chce mnie zwieźć, że nie podoba mu się mój rozwój... Ja potrzebuję jednak porady jak się tego wyzbyć? Czy wami też targają takie zgubne myśli? Czy gorąca modlitwa w końcu odniesie skutek? Nie wiem jak przekonać rozum, który wygrywa nad sercem... Proszę o wsparcie!
Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !