W życiu mi się kompletnie nie układa, jestem osobą nieasertywną, boję się wszystkiego od podejmowania jakichkolwiek decyzji po rozmowy z ludźmi, nie potrafię normalnie rozmawiać, czuję się wewnętrznie ograniczona, łatwo ze wszystkiego rezygnuję. Już od lat dziecięcych nie było fajnie. Zawsze musiałam z moim rodzeństwem tylko pracować (pochodzę ze wsi), kiedy inne dzieci mogły się bawić. Wiadomo, jak to dziecko - chciałam i ja pójść do koleżanek, a kiedy nie pozwalali, to się uciekało do nich,ale zaraz przychodzili z rózgą po mnie, bo miałam siedzieć w domu i pomagać. Pamiętam, jak nie chciałam kiedyś pojechać z ojcem w pole, na siłę mnie ciągnął,a kiedy stanowczo powiedziałam: "nie" złapał mnie za włosy i uderzył głową o szafę, kazał się ubierać i jechać i tak zrobiłam... Później zaczęłam szukać na oślep miłości, bo nie miałam jej w domu, trafiałam na samych nieodpowiednich chłopców - z resztą, tak jest po dzisiejszy dzień. Zawsze wybieram takich trudno dostępnych, to ja się tylko staram, nawet jeśli zrobią mi wielką przykrość, to ja czuję się winna i zaraz przepraszam i wybaczam wszystko, nawet najgorsze rzeczy. Ojciec nigdy raczej nie chwalił mnie. Zawsze tylko mówił,że nic nie potrafię,czego się nie dotknę, to zepsuję. I pewnie dlatego dzisiaj przed każdym moim ruchem, nawet w pracy, boję się,że zrobię coś nie tak,że coś zepsuję. Ciągle żyję w strachu. Mam 24 lata i jestem samotną mamą. Ojciec dziecka chciał z Nami być,ale ja nie chciałam, m.in.ze względu na ojca. On by zatruł Nam życie jeszcze bardziej,a ten chłopak sam by stąd uciekł, bo ten kazałby Mu tylko pracować i oddawać wszystkie pieniądze. Później pomyślałam,że a,co- dam Nam szansę,ale było już za późno, założył sobie inną rodzinę, wyparł się mnie i Naszego, dziś prawie 9-miesięcznego dziecka. Alimentów też nie płaci, nie stawia się na rozprawach. Zażądał testów DNA, na których też się nie pojawił - jedna wielka ciąganina po tych wszystkich instytucjach. Przeżywam okropnie to wszystko, czasem nie mam siły by żyć. Ojciec ciągle mnie we wszystkim ogranicza: nie mogę obejrzeć programu w TV takiego, jaki chce, bo przychodzi i przełącza, mówiąc,że głupoty tylko oglądam, nie mogę zbytnio brać swojego samochodu, który sama opłacam,a jeśli już wezmę, to muszę pytać o pozwolenie i z wielką łaską i niechęcią "daje". Jestem modlącą się osobą, ale nie wiem czy ta moja modlitwa jest dobra, bo czasem nienawiść do niego tak mnie przesiąka,że... Pamiętam, jak byłam w ciąży i podsłuchałam rozmowę mamy z ojcem. Powiedział,że po co ja się modle, lepiej będzie jak walnę się głową o ścianę, to może zmądrzeje. Kiedyś poszli na "imprezę". Dzieciątko miało może 2 tygodnie i strasznie płakało przez godzinę, nie mogłam Jej uspokoić. Siostra zadzwoniła po rodziców,ale nie przychodzili. Zadzwoniłam po karetkę,ale powiedzieli,że wyślą bez lekarza i,że jest opcja,żebym sama dziecko przywiozła i tak zrobiłam. Zaczęłam ubierać Małą. Wtedy wrócili, ojciec zabronił gdziekolwiek jechać, a mama wzięła i zaczęła rozbierać dziecko. Ona była taka spłakana i wymęczona płaczem,że się uspokoiła i zaraz zasnęła. Ojciec wtedy zaczął mi wyrzucać,że po co mi było dziecko, co ze mnie za matka,że dziecka nie potrafię uspokoić, au mojej mamy zaraz zasnęło. Rozpłakałam się. Matka zaraz poleciała do niego i powiedziała,że płaczę, a ten przyszedł i skoczył do mnie z mordą,że nie mam czego płakać, bo nie mam źle i on nic złego nie powiedział. Ale następnego dnia Mała dalej płakała, nawet u mojej mamy i wtedy powiedziała,żeby pojechać do lekarza i okazało się,że dziecko ma infekcję dróg moczowych, zabrali Nas do szpitala... Zawsze, jak zauważyłam,że Mała źle się czuje, chciałam Ją wieźć do lekarza,a ojciec zawsze gadał po co to jechać i to na noc jeszcze. Za każdym razem miałam rację,że Małej coś dolega. Ostatnio powyzywał babcię - swoją matkę od kur..., powiedział,że Ją sprzątnie i zrobi w końcu porządek,że zabije Ją. A ja, jak chciałam pojechać na Mszę za zmarłą koleżankę, to też nie chcieli mi pozwolić, zrobili awanturę. Powiedziałam,że pójdę do wójta i poproszę o jakieś mieszkanie, bo w tym chorym domu nie da się żyć. To nawrzeszczał na mnie. Gadał,że nie mam źle i,że mam tu siedzieć cicho i nie robić wstydu dalej. Najgorsze jest to,że jak Ktoś do Nas przyjdzie, to ojciec jest taki miły, fajny,a jak Ktoś pójdzie,to pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Kiedyś przed wizytą duszpasterską nazwał Nas popaprańcami. Powiedziałam,żeby przy Księdzu to powiedział, a On,że mam się zamknąć i siedzieć cicho. W dniu ślubu siostry, Ktoś był w łazience i ten zaczął mordę drzeć,żeby ten Ktoś wyszedł z łazienki w tej chwili, bo on teraz idzie. Zapytałam: "A Kim Ty jesteś,że tak wszystkim rozkazujesz?!" A on do mnie: "Ja jestem panem tego domu i wszyscy mają się mnie słuchać i robić tak, jak ja chcę". Życie w tym domu jest piekłem. Chodzi do Kościoła i tak się zachowuje, jest taki dwulicowy. Czasem jest miły, owszem. Nawet pomyślę sobie: "nie jest w sumie taki zły" Ale ten dobry nastrój długo nie trwa, bo zaraz pokazuje,co potrafi. Wyzywa mamę, nie szanuję Jej, a Ona ciągle go broni. Kiedy mówię,że się stąd wyprowadzę, bo ojciec mnie ogranicza i nie mam tutaj życia, to powiedziała,że było nie mieć dziecka, to bym nie miała ograniczeń i ,żebym nie gadała głupot, bo nie mam źle. Faktycznie: mama nagotuje, popierze, posprząta, dla dziecka mojego mleko zagotuje, ale Ona nie rozumie,że ja NIE MAM TU ŻYCIA, że ojciec niszczy mnie psychicznie. Jak go nie ma w domu, gdzieś sobie pojedzie, to czuję się taka swobodna, a jak tylko się pojawi, to czuję lęk i strach. Jak się od tego uwolnić?? nie mam gdzie pójść i za co smutas.gif Zarabiam 1200 zł, a z tego nie wynajmę mieszkania i nie utrzymam moje Córeczki i siebie ;( a ja tu tak bardzo nie chcę być ;( Wstyd mi, głupio i mam wyrzuty sumienia, kiedy mówię tak o ojcu, ale kiedy to prawda i nie potrafię już tego znieść. Wszyscy wokół mają go za przykładnego człowieka, bo udaje takiego przed innymi, a w domu robi piekło.
Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !