Loading...

Świadectwo (N.P o związek z X) | Forum Nowenny Pompejańskiej

Martuś
Martuś Sty 23 '16, 08:51


Moja historia zaczęła się 2 kwietnia 2010 roku. Tego dnia zaczęłam spotykać się z X.
To, że przez 6 lat go kochałam to pewne! To, że on NIE kochał mnie- również pewne. Owszem.. czuł do mnie jakąś słabość, ciągnęło go do mnie, była między nami ta chemia. Nie było to jednak z jego strony tak mocne uczucie, jakim ja go obdarzyłam. W głębi duszy to wiedziałam, ale cały czas czekałam. Wiedziałam, że spotyka się również z innymi - ja czekałam. Wiedziałam, że po spotkaniu ze mną napisze do innej, aby się z nią umówić- wciąż czekałam. Myślę, że było spowodowane to tym, że on zawsze wracał. Jak bumerang! To dawało mi nadzieję, że może kiedyś zostanie ze mną na zawsze. Cieszyłam się, że jest o mnie zazdrosny (to również napędzało moją nadzieję). Twierdziłam, że moja miłość wystarczy, bo przecież była tak mocna. Nie zawahałabym się, jakby ktoś kazał mi wskoczyć za nim w ogień. Nie zawahałabym się przed niczym, aby tylko być bliżej niego. Łudziłam się, że moja miłość jest na tyle potężna, że wystarczy, aby kochać za dwoje.
Do czego to wszystko doprowadziło? X owinął sobie mnie wokół palca. Wiedział, że może zrobić ze mną wszystko, że ja na wszystko się zgodzę, byle by on nie odszedł. W naszej relacji było więcej seksu niż rozmowy. Próbowałam się temu sprzeciwiać, ale chęć bycia z nim była silniejsza. Przecież nie robimy nic złego, jesteśmy dorośli (tak ciągle powtarzał). Mógł napisać smsa o 4 rano (kiedy wracał pijany z imprezy), a ja zawsze otwierałam drzwi. Kiedy mówił, że chciałby zobaczyć mnie w takim czy siakim stroju, ja kupowałam takie ubrania. . Dopiero dzisiaj widzę, jak bardzo mnie nie szanował. Za jedno spotkanie z nim (czyt. chwilę ogromnego szczęścia) musiałam później zapłacić wieloma ciosami od niego (sprawiał mi bardzo dużo przykrości). Jednak za tą chwilę szczęścia byłam gotowa cierpieć. Chwilami nie dawałam już rady. Pojawiały się myśli samobójcze. Rodzina, znajomi.. Nikt go nie lubił. Wszyscy widzieli jak mnie traktuje. Początkowo próbowali przemówić mi do rozsądku. Później zobaczyli, że jestem w stanie odwrócić się od każdego, kto krytykuje tą relację. Przestałam z nimi rozmawiać na ten temat.. bo przecież oni nic nie rozumieli ! Przecież to miłość.
Były momenty, że próbowałam się od niego uwolnić. Przykładem jest mój wyjazd na studia do miasta oddalonego o 360 km od domu i od niego. Studia skończyłam. Codziennie jednak płakałam. Tak bardzo tęskniłam. Myślałam o nim bez przerwy. Przyjeżdżałam do domu najczęściej jak to było możliwe, bo nie mogłam wytrzymać bez spotkań z nim. Te 3 lata to była wegetacja pełna bólu. Kiedy miałam zadecydować  czy po skończonym licencjacie mam zostać tam daleko czy wrócić do domu, zapytałam go: - Odpowiedz szczerze, będzie coś z tego czy nie? Mamy jakieś szanse? Mam zostać tam czy wracać? Usłyszałam: -wróć.. I tak też zrobiłam. Z wielkiego miasta wróciłam do wioski bez perspektyw. Wtedy on zaczął jeździć do pracy za granicą, a ja znów siedziałam sama i czekałam miesiącami na jego powrót.
Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego wszystkim wokoło się udaje. Dlaczego moje koleżanki są w normalnych związkach, a ja się tak męczę. Dlaczego? Zaczęłam obwiniać o to Boga. Dlaczego pozwolił pokochać mi kogoś tak mocno, skoro nie pozwala mi być z tą osobą. Przestałam chodzić do kościoła. Uciekałam w imprezowanie (często bez umiaru i hamulców). I tak sobie żyłam.. zgorzkniała, nieszczęśliwa i zazdroszcząca wszystkim wszystkiego. Taka dziewczyna z zerowym poczuciem wartości i kompleksami.
Wakacje 2015. Wtedy chyba coś we mnie drgnęło. Znalazłam w internecie informacje o nowennie pompejańskiej i zaczęłam ją odmawiać w intencji znalezienia miłości.. tak po prostu. Niestety nowenny nie udało mi się dokończyć. Odmówiłam tylko część błagalną. Jednak już podczas niej, dostałam propozycje randek od dwóch mężczyzn. Nie byli to mężczyźni mojego życia, ale miło ich wspominam. W tym czasie też okazało się, że moja ciocia chce iść na pielgrzymkę, ale nie chce iść sama. Pomyślałam, że to jakiś znak. Poszłam z nią. Jako intencję postawiłam związek i założenie rodziny z X. Było to dla mnie wspaniałe przeżycie. Zaczęłam więcej się modlić. Nagle zobaczyłam postępy w relacji z nim. Więcej rozmawialiśmy. Czułam, że się przede mną otwiera, że sobie ufamy. Było jakoś inaczej, lepiej. Czułam, że to się uda. Powiedziałam, że nie odpuszczę, że chcę walczyć o jego miłość.
Jak to po każdym słońcu, nadeszła znów burza. X wyjechał do pracy, kontakt się urwał. Wtedy po raz drugi postanowiłam podjąć się N. Pompejańskiej. Tym razem w intencji poważnego związku z nim. Przestałam robić cokolwiek, wszystko powierzyłam Matce Bożej. I się zaczęło.. Zaczęły spotykać mnie przeróżne niepojęte sytuacje.
Na początku nowenny miałam sen: Śniło mi się, że spojrzałam w niebo. Zobaczyłam postać, która spacerowała  po chmurach. Ubrana w długą szatę, szła spokojnym krokiem i oglądała, co dzieje się na dole. Zaczęła się do mnie zbliżać, schodzić z nieba. Poczułam ogromną moc i niekontrolowanie padłam na kolana. W mojej głowie pojawiła się myśl: To Ty Maryjo... Był to bardzo realny sen. Towarzyszyło mu uczucie totalnego spokoju. Od tej nocy zaczęłam się cieszyć małymi rzeczami. Wszystko stało się dla mnie piękniejsze.
Wcześniej czułam się samotna, opuszczona. Nagle zaczęli się do mnie odzywać starzy znajomi. Zaczęłam częściej wychodzić z domu, spotykać się z ludźmi. Po prostu zaczęłam żyć. Przed świętami poszłam do spowiedzi. Trafiłam na księdza, który mocno mną wstrząsnął. Początkowo byłam oburzona, jak on mógł mi tak powiedzieć. Teraz wiem, że ta spowiedź była po coś. Od tego momentu zaczęłam chodzić do kościoła. (jak się później okazało, moja babcia przez cały czas się o to modliła). Przyszły Święta Bożego Narodzenia. Wysłałam X życzenia. Dodam, że kiedyś nie reagował na smsy z życzeniami (przecież co mu po moich życzeniach). Tym razem po godzinie odpisał, a z jego odpowiedzi biła jakaś taka radość. Jakby cieszył się, że przerwałam ciszę pomiędzy nami. Dzień później to on pierwszy się odezwał. Rozmawiało nam się wspaniale. Pierwszego dnia nowego roku 2016 to on wysłał mi życzenia. Nie mogłam się nadziwić. Kontakt rozpoczął się na nowo. W naszych rozmowach znajdowały się także podteksty seksualne. Zapaliła mi się już czerwona lampka, ale pomyślałam: daj mu szansę, nie wszystko na raz. Zmiany muszą następować w swoim tempie. Myślę, że to, że dałam się wciągać w takie tematy to było działanie złego. Odczułam je również, kiedy pokłóciłam się z mamą. Nie była to nawet kłótnia, ale słowa, które bardzo bolały. Odczułam to też kiedy pisałam z X i przez minutę nie byłam sobą. W jednej minucie napisałam mu takie przykre słowa, że jak je później czytałam to nie potrafiłam zrozumieć, jak ja mogłam takie rzeczy napisać. Diabeł działał też w ostatnim tygodniu nowenny. Byłam wtedy osłabiona, bardzo bolała mnie głowa. Nie miałam ochoty na przebywanie między ludźmi ani na żadne rozmowy.
Kolejna rzecz. Od zawsze bałam się igły. Był to paniczny lęk, wręcz fobia. Do tego od kilku lat widziałam, że w moim organizmie coś się dzieje, coś jest nie tak. Zauważali to także moi bliscy. Mama wielokrotnie prosiła, abym zrobiła badania, ale strach przed igłą był silniejszy. Po rozpoczęciu nowenny poczułam, że chce się przebadać. Nagle ten lęk stał się niczym. Jak się później okazało, dobrze, że to zrobiłam, bo moje wyniki nie są dobre i muszę rozpocząć leczenie. Następna sytuacja: spotkałam kobietę, która ze łzami w oczach poprosiła mnie, abym kupiła jedzenie dla jej dzieci i z jeszcze większymi łzami dziękowała mi za nie. Myślę, że to nie był przypadek, że poprosiła akurat mnie. Spotkałam się z koleżanką, którą widzę raz na kilka lat (ze względu na dzielące nas km) a ona miała dla mnie prezent. Co to było? Różaniec, który przywiozła z Medziugorje. Inna koleżanka zaproponowała mi wyjazd na rekolekcje. Od dłuższego czasu myślałam już o takim czymś i bardzo się z tego ucieszyłam.
Na bierzmowanie dostałam krzyż. Przez cały czas leżał w szufladzie. W trakcie nowenny wyciągnęłam go i oparłam o meble. Za kilka dni, kiedy wróciłam ze mszy św, zauważyłam, że krzyż obrócony jest Panem Jezusem do tyłu. Okazało się, że w tej szafce o którą był oparty znajdowała się pewna rzecz, która towarzyszyła mojemu grzechowi nieczystości. W ostatnim tygodniu nowenny spaliłam tego typu rzeczy a zarazem wspomnienia związane z X.
44 dnia Nowenny X wrócił do Polski. Jeszcze w ten sam dzień przyszedł do mnie, a ja nie mogłam zrozumieć swoich uczuć podczas tego spotkania. Stanął w moich drzwiach. Nie wiedziałam co robić. Przytulił mnie, ale to przytulenie nie wywołało we mnie żadnych emocji. X usiadł koło półki, na której stała ramka z wizerunkiem Jezusa. Chciałam zaświecić lampkę. Sięgnęłam ręką i w tym samym momencie ramka przewróciła się i Jezus upadł.   Później mój ukochany poinformował mnie, że przyjechał tylko na 2 dni. Zapytałam jaki jest cel jego przyjazdu. Nie chciał odpowiedzieć. Tyle modliłam się o ten kontakt, o to spotkanie, a gdy do niego doszło wcale się nie cieszyłam. Później, kiedy mnie pocałował... Ja nadal nie czułam nic. Nie czułam tego co kiedyś. Nudziły mnie jego słowa. To wszystko, te pocałunki. To nie było takie jak należy. Dotknął mojego ciała, a ono nawet nie zadrżało, żadnej reakcji. Mimo to, znowu z nim zgrzeszyłam, znowu to zrobiłam. Po tym spotkaniu czułam się podle. Mama zapytała dlaczego jestem smutna, przecież tyle na niego czekałam -Nie wiem mamo, nie wiem.. Dlaczego to spotkanie nie wywoływało we mnie żadnych uczuć? Przecież to on. Ten za którego jeszcze poprzedniego dnia oddałabym wszystko.
Kolejnego dnia spotkałam go przypadkowo w sklepie. Kiedy uśmiechnął się do mnie, moje serce na nowo zaczęło bić. Poczułam, że ja wcale nie przestałam kochać. Nic już z tego nie rozumiałam. Tego wieczoru wypiłam sporo alkoholu. Skutkiem tego było wejście na jego konto na FB (hasło zdobyłam już dawno w nieuczciwy sposób, a on do tej pory nie wie, że je mam). Co tam zobaczyłam? Pisał z inną kobietą. Chciał się z nią umówić. Poinformował ją, że przyjeżdża na 2 dni, bo zmarł mu ojciec. Mi tego nie powiedział. Skoro uznał, że nie warto mi tego mówić to kim ja dla niego byłam? Czy tylko dziewczyną, która zaspokajała jego potrzeby seksualne? Poczułam się jak szmata (przepraszam za wyrażenie). Poczułam, że już dość. Dość mam takiego traktowania. Dość mam tej ślepej miłości. Ten człowiek mnie krzywdzi. Ta miłość jest toksyczna. Ona mnie niszczy. Najwyższy czas to zakończyć. Pierwszy raz w życiu szczerze zachciałam to skończyć. Moje uczucia w tamtym momencie najlepiej wyrazi pewien cytat:
"Zdawało się, że zrozumiała wreszcie. Wstała, jak gdyby miała odejść, popatrzyła na niego i zawahała się. Nie szukała już odpowiedzi ani nawet ratunku. Nie było o co się spierać, nie było ważne, czy z jej winy wynikło to, co jest."
Napisałam do niego. Skleiłam parę zdań o tym, jak boli mnie jego zachowanie i poprosiłam aby przestał mi robić nadzieję na niemożliwe, żeby więcej się ze mną nie kontaktował. Tak bardzo pragnęłam wolności, a ta wiadomość była pierwszym krokiem ku niej. Czy się bałam co będzie później (kiedy już go nie będzie w moim życiu)? Oczywiście, że tak. Jednak podczas pisania tej wiadomości czułam obecność Boga. Tak jakby siedział obok i trzymał mnie za rękę, mówiąc: będzie dobrze. Kilka dni później trafiłam na film "Spotkanie", a jeden dialog szczególnie mnie poruszył, dał wiele do myślenia. Brzmiał następująco:
„Jezus: Melisa, mam dla ciebie przeznaczone o wiele więcej, jeśli mi zaufasz. Będą chwile, gdy będę cię prosił o rzeczy których nie będziesz chciała zrobić.
Melisa: Nie rozumiem.
J:Nie możesz wyjść za Paula.
M:Ale ja go kocham.
J:Cóż, nie powinienem mówić, że nie możesz, bo możesz, ale nie powinnaś. Nie tego dla ciebie pragnę, Melisa.
(...)J: Melisa, PO PROSTU NIE JEST MOJĄ WOLĄ, BY PARA NIE BYŁA DO SIEBIE DOPASOWANA.
(...)J: Melisa, kochasz go? Czy kochasz go naprawdę?
M: Tak, kocham.
J:Jak myślisz, kto go kocha bardziej? Ja czy ty?
M:Oczywiście, że ty ale…
J:Melisa, Paul nie czuje do ciebie tego, co ty czujesz do niego.
(...)J: Melisa, obiecuję ci. Już niedługo, a nie będziesz nawet chciała stanąć przed taką możliwością. Pamiętaj, MAM WIELE WSPANIAŁOŚCI ZGROMADZONYCH DLA CIEBIE.”

Intencją nowenny był poważny związek z X. Matka Boska sprawiła, że przejrzałam na oczy. Zrozumiałam, że w związku najważniejszy jest szacunek. Tutaj go nie było. Nie wiem co dalej będzie ze mną i z moim uczuciem do niego, ale wiem jedno: Nie chcę w tkwić dłużej w tej relacji. Nie pozwolę mu więcej sobą manipulować i pomiatać. Cały ból i cierpienie, które zadawała mi ta znajomość- ofiaruję Bogu w intencji uzdrowienia duszy X. Moje świadectwo zakończę słowami, znalezionymi w internecie. Niech będą one przestrogą dla innych, w szczególności dla ludzi młodych.

“On mi nigdy nie mówił, że mnie kocha, że mu się podobam, nie padły żadne takie zaklęcia. On mnie po prostu lubił. Był zwyczajnie miły, ale głupiej młodej dziewczynie to wystarczy. Resztę dośpiewa sobie sama. I ja tak zrobiłam. Chciałam, tak bardzo się zakochać i się zakochałam. (…) Ale on mnie nie zranił. To moja własna głupota zadała mi tyle bólu. Widziałam coś, czego nie było. Koniec opowieści. ”

Dorota
Dorota Sty 23 '16, 09:34

Niesamowicie przeprowadziła Cię Maryja przez Nowennę!

Dziękuję za tak dojrzale napisane  świadectwo przemiany Twego serca !

Ps. Brakuje mi tylko jednego...Jest to świadectwo Twojej przemiany, ma prawo być długie, natomiast nie widzę podziękowań  dla Maryi i Jezusa , a to dzięki Nim tak się stało :)

Martuś
Martuś Sty 23 '16, 09:40

To świadectwo to tylko fakty. Opisy sytuacji. Przedstawienie tego, jak ona się zmieniła. Prawdziwe podziękowania znajdują się we mnie, w moim sercu. Całą sobą dziękuję Matce Bożej. Dziękuję za przemienienie mojej duszy i serca. Dziękuję poprzez swoją postawę i zaufanie Bogu ;)

 

Dorota
Dorota Sty 23 '16, 09:44

A ja Bogu i Maryi za Ciebie, Martuś :) :*

Bożena
Bożena Sty 23 '16, 09:53
I się popłakałaaaam!!! :):) Przepiękne, dojrzałe świadectwo! Martuś, Maryja przepięknie Cię prowadzi, a Ty się otworzyłaś na działanie Boga, zaufałaś. Jestem pod ogromnym wrażeniem,tego w jak prosty i szczery sposób to napisałaś. Bardzo osobiste wyznanie. Ale najbardziej cieszę się z Twojej młodzieńczej wiary i miłości. Tak działa Bóg, kiedy oddajemy Mu siebie i pozwalamy, aby to On się wszystkim zajął. Dziękuję Bogu za Ciebie, za Twoją odwagę. Dziękuję Tobie, za to że jesteś!!!
Martuś
Martuś Sty 23 '16, 09:56

Bożenko.. i w tym momencie to ja się popłakałam.. Dziękuję wam kochanee za tak piękne słowa. Dziękuję Bogu, że tu na was trafiłam!

 

Dorota
Dorota Sty 23 '16, 10:05

Martuś, tu wiele osób się popłacze  ze wzruszenia :))) Kochane Boże dziecię z Ciebie :))) 

Edytowany przez Dorota Sty 23 '16, 10:05
Gosia
Gosia Sty 23 '16, 11:32
Martus, głowa do góry, zobaczysz, że wszystko się ułoży, tylko UFAJ i wszystko będzie dobrze
RayLuka
RayLuka Sty 27 '16, 01:36

Myślę, że ciekawą pozycją do przeczytania już na spokojnie będzie dla Ciebie "Kobiety które kochają za bardzo". Na ogół z tego się tak łatwo nie wychodzi wierzę, że to już za Tobą a tempo przemian to "dzieło" Maryi, Twojej wiary i powierzenia się w jej opiekę. A lektura po to aby zaoszczędzić sobie podobnych przeżyć w przyszłości. A każdemu kto spotka na swojej drodze osobę "chorą z milości" aby wiedział w jaki sposób takim osobom pomagać.

Martuś
Martuś Sty 27 '16, 09:53

RayLuka oglądałam film na podstawie tej książki. Do tego czytałam książkę 'Kiedy kochasz mężczyznę, który kocha siebie'. Bardzo mądre rzeczy, alee po ich przyswojeniu nadal robiłam to samo. Dopiero nowenna coś zmieniła. Pozwoliła mi powiedzieć sobie: Dość. Jesteś warta więcej.. Nie daj sobą pomiatać.

Martuś
Martuś Sty 27 '16, 10:39

'Czasami i Ty musisz przestać walczyć. Nie z powodu dumy, lecz z szacunku do samego siebie. Doceń siebie za to kim jesteś. Tak po prostu. Bądź dla siebie dobry.' :)

RayLuka
RayLuka Sty 27 '16, 15:11

Zgadza się. Cała zagadka w tym problemie to poczucie własnej wartości. Jak szanujesz siebie to szanują Ciebie inni i tak też odbieramy innych czy tego chcemy czy nie. Jest też podświadomość która nas w pewne sytuacje niaustannie "wplątuje".To włąśnie to robienie tego samego nawet jeśli się zmieni obiekt zainteresowania. On może się zmieniać a nasze zachowania nie. Sama psychologia to może i ładnie to opisuje ale niewiele na tą chwilę pomaga. Pozostaje najprostszy, najskuteczniejszy i w ogóle naj, naj sposób na wszystko czyli NP:-) powodzenia!

Martuś
Martuś Sty 27 '16, 15:27

Dokladnie. Ile ja o tym nie czytalam, ile nie ogladalam, ile nasluchalam sie od znajomych. I ja wiedzialam ze oni wszyscy maja racje, ale nie potrafilam tego skonczyc. Trzymalam sie go kurczowo, a on to wykorzystał. Teraz odmawiam NP w intencji o znalezienie wzajemnej miłości, pełnej szacunku. Wierzę, że Matka Boska mnie wysłucha, a wspomnienie tej znajomości będzie dla mnie doskonałym poradnikiem o tym ' Jak nie postępować w związku'.