Nie wiem jak zacząć.. jestem tu nowa, chociaż z nowenną związana od 5 lat, jednak ostatnio nie odmawianą przeze mnie. Nie wiem jak żyć, tracę sens życia i wiarę we wszystko, ale wierze choć zagubiona. Odmówiłam pierwszy raz nowennę 5 lat temu i pomogła mi. Miałam nie poukładane ciężkie życie sercowe, ale nie o tym chce porozmawiać. Drugą nowennę odmawiałam. gdy umierał mój tata, miał wypadek leżał tydzień w cieżkim stanie, odmawiałam nowennę leżąc krzyżem i prosząc o życie taty, niestety nie udało się i zmarł, był to dla mnie cios, ale trzymałam się jakoś, bo była mama. Po roku śmierci taty kolejny cios bo mamie nagle z niewyjaśnionej przyczyny staneło serce, dwa dni walki o życie. Modliłam się do Matki Nieustającej pomocy i sw. Rity. Przyrzekłąm, że pojadę do Częstochowy, chociaż mam tysiąc km w pierwszym wolnym dniu, ale nie pojechałam i powiedziałam, że pojade jak bede miała urlop Mama przeżyła. Wszystko wróciło do normy, a ja dzień w dzień modliłam się, by wszyscy święci mieli mamę w opiecę. Gdy miała zabiieg miesiąc po, na stole przestała oddychać przez kilka minut. Tak jak by za wszelką cenę miała odejść z tego świata, a silnie z tym walczyła. Niestety nie dała rady i zmarła znowu nagle miesiąc temu. Jestem sama, nie mam rodziny, mam dwadziescia sześć lat i nie mam nikogo, sierota. Mama była dla mnie całym życiem. Dlaczego Bóg zabrał ją do siebie? Czy był zły, ze nie wykonałam obietnicy od razu. Chciała żyć, była moją ostoją, azylem, moim powietrzem. Stoje co dzień kilka razy nad grobem i nie wierze co się stało. Dziękuję Bogu, że ją mi dał, ale czemu tak wcześnie zabrał, prosiłam dzień w dzień Jego o jej zdrowie. Chcę sie modlić, ale jest mi cięzko, modle sie o jej wieczny odpoczynek, ale sama staje się wrakiem i szczerze prosze by mnie też zabrał.
Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !