Witam Was serdecznie! Piszę ponieważ jestem przekonana, że znajdę tu osoby mądrzejsze, które będą potrafiły jakoś mnie wesprzeć. Od końca września modlę się Nowenną Pompejańską o uzdrowienie mojej nienarodzonej córeczki. Badania prenatalne wykazały u niej podejrzenia chorób genetycznych. Wykonałam amniopunkcję, badanie określające kariotyp dziecka. Nie mam jeszcze ostatecznego wyniku, ale jest on już bardzo pewny i potwierdził u mojej córeczki Zespół Turnera (wynik nie jest ostateczny ponieważ hodowla się nie zakończyła, ale już 13 z 30 płytek potwierdza taką diagnozę więc Pani w laboratorium już przekazała mi taką informację). Dzień przed informacją z laboratorium byłam także na USG połówkowym i lekarz zdiagnozował u mojej córeczki bardzo poważną wadę serca HLHS - jest to w uproszczeniu niedorozwój lewej komory serca. Lekarz poinformował mnie, że przepływ przez tę część serca jest bardzo mały i może całkowicie się zatrzymać. Wada taka wymaga rekonstrukcji serca w czasie trzech operacji u dziecka, ale im większe uszkodzenie serca tym mniejsza szansa na zakwalifikowanie się na taką operację. Dodatkowo wada genetyczna także stanowi czynnik, który może moją córeczkę pozbawić szansy na operację. Bez niej dziecko umiera krótko po porodzie. Ostatni tydzień zupełnie mnie załamał, utraciłam wszelką nadzieję. Nie zaprzestałam modlitwy nawet na jeden dzień, ale nie wiem już o co mam się modlić. Wyniki są gorsze niż przypuszczałam, poczułam się całkiem opuszczona przez Matkę Bożą i nie widzę szans na spełnienie mojej intencji. Staram się zawierzyć tę sprawę Jezusowi, nie mam pojęcia co jest najlepszą możliwością dla nas. Pomyślałam nawet, że wolałabym, aby Bóg zabrał mi ją teraz niż kilka godzin po urodzeniu. Nie mogę sobie tego nawet wyobrazić, bo serca aż mi pęka... Po kilku ciężkich dniach udało mi się wrócić do życia i powtarzam sobie nieustannie "Jezu ufam Tobie, zrób cokolwiek chcesz" , ja już nie mam pojęcia co będzie dobre bo jedyne o co ja umiem się modlić to jej całkowite uzdrowienie, a na to brakuje mi nadziei. Czuję się zrezygnowana i po ludzku nie umiem cieszyć się tą ciążą, co też mi nie pomaga. Do tego próbuję postępować zgodnie ze słowami Aktu Zawierzenia Jezusowi i odwracać myśli od sprawy, która nie dręczy, ale wtedy czuję, że ranię moje dziecko - jako matka chciałabym o niej myśleć, a nie tylko czuć spokój kiedy o niej nie zapominam. Może ktoś będzie mógł mi coś podpowiedzieć i jakoś podnieść na duchu :(
Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !