Loading...

Odbić się od dna | Forum Nowenny Pompejańskiej

Anna
Anna Lis 24 '18, 22:03

Zaczęło się prosto, mąż, ja, dwoje dzieci, na zewnątrz ładna rodzina, w środku mąż, który osiadł na laurach, zbudował dom, spłodził dzieci, drzewa sadzić nie musi, bo i tak je teraz wycinają; ja, która choć bardzo kocha swoje dzieci wolałaby stan przed nimi; a w środku dziewczynka i chłopczyk, niewiedzący jak wygląda kochająca się rodzina, no bo skąd. Mąż już nie był moim mężem, był domownikiem, kanapowcem, marudą, narzekającym na wszystko co robię, jak robię i po co robię.

Żeby uwierzyć, że to pomaga trzeba wypróbować wszystko, WSZYSTKO inne. Zajęło mi to 4 lata. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko uwierzyć. Pierwsza była do Matki Rozwiązującej Węzły, proste... bo była krótsza, 9-dniowa, ale już po 3 dniach mąż zrobił coś co już dawno nie robił, przytulił mnie i powiedział: "dzisiaj byłaś dla mnie dobra". Potem zaczęłam zastanawiać się nad pompejską, czytałam komentarze, czytałam, że intencje były wznioślejsze od mojej, ale i tak nie miałam wyjścia. Chciałam dać sobie choć 54 dni nadziei i tak się stało. Nie było łatwo wygospodarować 1,5 godzinny dziennie, rano do pracy w autobusie pół godziny, pół godziny w drodze powrotnej i pół godziny wieczorem, najgorzej było w weekendy. potem stało się coś, czego mogłam się spodziewać - stało się nic, ale warto było. A teraz :) teraz jest dobrze, mąż nie wstał z kanapy, nie biega ze szmatą i mało mi pomaga, ale ja mniej marudzę, on mniej marudzi, rzadko mnie przytula sam od siebie i głównie na moją prośbę, ale jest jaki jest, więcej to akceptuję, dostałam od niego zegarek :).

Moim zdaniem trzeba sięgnąć dna, trzeba nie mieć innego wyjścia, polecam wszystkim, którzy są w tym momencie. Nie po to, aby osiągnąć wymarzony cel, bo może on przyjdzie, a może nie, ale po to, aby dać sobie 54 dni nadziei.