Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !
Sam
zjadam zęby na cierpieniu (głównie na swoim przykładzie).
Dla
mnie argument, że Bóg nas doświadcza z miłości to jakaś bzdura.
Bóg nie chce naszego cierpienia. On chce naszego szczęścia, naszej
radości, naszego zbawienia. Jezus jest oceanem miłosierdzia i
miałby chcieć żebyśmy cierpieli? Nie, On nie chce tego.
Problem
jest jednak w tym, jacy my jesteśmy. a jesteśmy grzeszni.
Niedoskonali. Powiem tak. kiedyś byłem na fali tego świata.
Dyskoteki, pogoń za szczęściem, zarozumiałość, udawanie kogoś,
kim nie byłem. Byłem daleko od Boga. Ogrom, a mówiąc to mam na
myśli OGROM cierpienia, które sobie sam zgotowałem przybliżyło
mnie do Boga, pozwoliło mi poznać go w stopniu, o jakim nawet nie
marzyłem. Zmieniłem się bardzo i zrozumiałem bardzo
wiele..
Czyli po pierwsze, Bóg nas doświadcza jak złoto w
tyglu- żeby nas udoskonalić, przybliżyć do Prawdy.
Jezus
mówi, że kto chce go naśladować, powinien tak jak On nieść
krzyż na swoich barkach.
A skąd cierpienie
pojawiło się na ziemi? Sprawca jest znany- Szatan i jego grzech. To
on sprowadza na nas cierpienie, niepokój, niezgodę i wiele
innych złych rzeczy. A my, jako że jesteśmy grzeszni cały czas
jesteśmy kuszeni. I ulegamy. Nawet sobie nie zdając sprawy jakie
błahostki ranią i krzywdzą Boga. Bo nie wiem czy wiesz,
ale Bóg też cierpi. Wyobraź sobie że musisz patrzeć na swoje
dziecko płonące żywym ogniem, pomnóż razy kilka
miliardów i zobacz, jak Bóg cierpi. Jak ON cierpi, kiedy codziennie
miliardy razy jego dzieciątka ukochane, za które ON oddał swojego
własnego syna na ofiarę, plują Mu w twarz, złorzeczą
i bratają się z szatanem. Jak ON musi
cierpieć. To robi szatan- doprowadza do cierpienia nawet samego Boga
Ojca, własnego stwórcę. To jest czyste, niczym nieskrępowane
zło.
Dlaczego Jezus tak cierpiał? Wziął na
siebie wszystkie grzechy ludzkości. Nie tylko dla tego, żebyśmy
mogli dziś być obmywani z grzechu. Także dlatego, abyśmy
w niebie nie cierpieli już nigdy, tylko byli pełni Boga,
bezgrzeszni.
Ciężary naszych grzechów są jednak zbyt
wielkie. One są jak rak, to tak jakby ktoś wyciął ci miejsce
rakowe (operacja= spowiedź). Zostanie blizna i powikłania
zdrowotne, które mimo że to juz przeszłość to bedą jak twoje
znamię.
A do nieba nie może wejść NIKT
niedoskonały. I Bóg nas obmywa w krwi swojego Syna, która nas
udoskonala. Jednak większość ludzi jednak idzie do czyśćca, żeby
tam cierpieć niewyobrażalne męki za swoje grzechy.
Ale Bóg
nas kocha, wiec chce nam pomóc ominąć czyściec. Jak? Przez
cierpienie, które nas oczyszcza, udoskonala. Wiec po drugie-
cierpimy na ziemi, żeby nie cierpieć w czyśćcu. A wiedz, że
dusze w czyśćcu płoną w ogniu oczyszczenia. Polecam świadectwa
Marii Simmy- pomagają zrozumieć istotę czyśćca.
No
i trzecia opcja- najpiękniejsza, choć najtrudniejsza- cierpienie za
kogoś. OOO jak my byśmy ofiarowali swoje wszystkie smutki Jezusowi
za jego krzywdy, za grzeszników, za dusze w czyśćcu... Ile dusz by
to uratowało! Ile głodnych ludzi głoduje bo NIKT nie
ofiaruje swojego zwykłego głodu Bogu. Nie wierzycie? Zwykłe pół
godziny postu, głodówki, kiedy jesteśmy głodni wracając z pracy
ratuje setki ludzi. Dowiecie się na Sądzie Ostatecznym. Patrzcie co
robiły dzieci z Fatimy, wszystko ofiarowały za grzeszników. I to
jest perpetum mobile, bo szatan chce nas złamac, wytępić, poniżyć,
zsyła coraz wiecej cierpień a my mamy radochę bo
możemy uratować tysiące istnień. To robili święci
i ja sie trochę staram też to robić a to jest MEGA!
Możesz
mi nie wierzyć ,ale to napisałem w ogromnym skrócie :) A dlaczego
niewierzący/wątpiący maja mniej kłód pod nogami? A po co szatan
miałby im przeszkadzać w odchodzeniu od Boga? Żadne
królestwo skłócone wewnętrznie nie może sie
ostać.
Na koniec zestaw ciekawych tekstów, które pomogą ci
poznać specyfikę ludzkiego cierpienia
-"Maria
Simma- Moje przeżycia z duszami czyśćcowymi'
- Nick Vuicić-
bez rąk,bez nóg, bez zmartwień- żeby zrozumieć, że Bóg czasem
zsyłając na nas cierpienie chce z nas zrobić swoje narzędzie
zbawienia, w ogóle gość jest przesamowity i powinnaś/eś zapoznać
sie z jego materiałami na
YouTube.
-http://www.voxdomini.com.pl/sw/gloria_polo.htm - link do
świadectwa kobiety, która zobaczyła potęgę grzechu bo...
przeżyła sąd ostateczny.
A dowodem na to jak Bóg przez
nas cierpi, że właśnie przeczytałem temat na pewnym forum, że te
przeżycie Glorii polo to tylko kolejna bajeczka fanatyków...
całkowicie zapominając o dokumentacji i o tym, że kobieta ta
ma piękną czystą skórę po SPALENIU jej przez piorun.
No fajnie, ale przeiceż to my katole jesteśmy głupi :(
Och
jak Bóg cierpi prze nas :(
Bardzo trudno zauważyć Bożą miłość w ludzkim
cierpieniu. Pomimo świadomości wielkiego cierpienia Jezusa. Bardzo trudno osobie cierpiącej wytłumaczyć, że niczym sobie na to nie zasłużyła, i że zwyczajnie taka wola... Gdyby to cierpienie i widmo śmierci dotyczyło mnie, byłoby
łatwiej się z nim pogodzić. Skoro jednak dotyczy osoby mi najbliższej,
nie do końca umiem sobie z tym poradzić. Modlę się tak gorąco jak pozwala mi na to moje ułomne serce. Co wieczór klękamy: "Boże, jeśli możliwe
oddal ode mnie ten kielich, lecz nie moja a Twoja wola niech się
stanie". W sercu zawsze tli się nadzieja, że ten kielich będzie nam
zabrany. Ale rano, zamiast lepiej często jest gorzej. Boli bardziej, cierpienie
jest większe a patrzeć na nie trudniej. I ta cisza. Czasami nie słyszę Jego
głosu, nie czuję obecności i wówczas jest jeszcze trudniej. Dawał nam nadzieję, że będzie lepiej, ale
potem została nam ona odebrana. Może my faktycznie zrobiliśmy coś źle, coś nie tak, coś strasznego i teraz mamy za swoje. Bo takie myśli tez się pojawiają.
Wizja braku tej osoby obok mnie odbiera chęć życia, sprawia, że
budzę się rano i żałuję, że się obudziłam, że nie umarłam. Patrzeć na jej cierpienie, to takie uczucie jakby ktoś złapał cie za serce, ścisnął i powoli wydzierał je z piersi... Chyba nie umiem bez
niej żyć, choć jeśli taka będzie Jego wola, będę musiała. Jaki to jednak będzie miało sens. To nie prawda, że czas leczy rany, ja już dobrze o tym wiem.
Bóg uczynił wielki cud, wielki prezent dając mi ją. Może przyszedł czas, by ten prezent oddać. A może to tylko czas próby i wszystko będzie dobrze, tylko nie wolno się załamać. Ale ciężko w to wierzyć, gdy z dnia na dzień jest gorzej.
Zawsze gdy dzieje się coś co powinno jej pomóc, okazuje się, że jest gorzej. Tak było po mszy za uzdrowienie chorych, po mszy za konkretnie jej- tej osoby, zdrowie, po ukończeniu części błagalnej NP. Zawsze w duchu wierzyliśmy, może dziś się odmieni, ale wówczas zdarzało się coś, co sprowadzało nas na ziemię. Wiem, że nie jest to układ 0-1: ja się modlę Panie Boże a Ty to spełniasz. Ale dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, dlatego cały czas wierzymy,
że pozwoli nam dotknąć rąbka swojej szaty i uzdrowi chorego. Ze nakarmi
nas resztkami ze stołu. Czytam różne świadectwa i myślę sobie: a może? A
może On uzna, że warto. Może pomoże i nam. Bo dlaczego nie. Czym się różnimy od tych szczęściarzy. Choć te pytania nie mają sensu, bo do każdego z nas pewnie On podchodzi indywidualnie, ale pojawiają się.
Byliśmy normalną rodziną, czy też jesteśmy. Wierzącą, "tak jak
wszyscy". Chyba nikt z nas nie może powiedzieć: Kocham Pana Boga tak, że
już bardziej nie można. Więc i my, na pewno mogliśmy bardziej, mocniej.
Na wszystko w życiu zapracowaliśmy praca i
modlitwą, bez zbędnego wyjątkowego szczęścia. Nigdy nie było łatwo, ale najważniejsze, że mieliśmy siebie. I
pod koniec 2011 nasze życie zmieniło się w koszmar. Czemu nas to
spotkało, nie wiem.
Jest piękna modlitwa św. Faustyny
O łaskę pełnienia miłosierdzia względem bliźnichPragnę się cała przemienić w miłosierdzie Twoje i być żywym odbiciem Ciebie, o Panie; niech ten największy przymiot Boga, to jest niezgłębione miłosierdzie Jego, przejdzie przez serce i duszę moją do bliźnich. Dopomóż mi, Panie, aby oczy moje były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich i przychodziła im z pomocą. Dopomóż mi, Panie, aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniała się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich. Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich, ale dla każdego miała słowo pociechy i przebaczenia. Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, bym tylko umiała czynić dobrze bliźniemu, a na siebie przyjmować cięższe, mozolniejsze prace Dopomóż mi, Panie, aby nogi moje były miłosierni bym zawsze spieszyła z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie. Prawdziwe moje odpocznienie jest w usłużności bliźnim. Dopomóż mi, Panie, aby serce moje było miłosierne, bym czuła ze wszystkimi cierpieniami bliźnich. Nikomu nic odmówię serca swego. Obcować będę szczerze nawet z tymi, o których wiem, że nadużywać będą dobroci mojej, a sama zamknę się w Najmiłosierniejszym Sercu Jezusa i o własnych cierpieniach będę milczeć. Niech odpocznie miłosierdzie Twoje we mnie, o Panie mój. Jezu mój, przemień mnie w siebie, bo Ty wszystko możesz. Amen.Proponuję przeczytanie książki ks, A. Skwarczyńskiego "W szkole Krzyża", gdzie cierpienie jest pojmowane jako Krzyż, który bierzemy w slad za Chrystusem, aby zbawic grzeszników. Pan Jezus dalej cierpi za każdy nasz najmniejszy grzech, dalej jest biczowany. Potraktujmy te nasze cierpienie, jako wynagordzenie za te grzechy innych, które nadal Go biczują.
Przeczytaj ten tekst, pomógł mi zrozumieć dlaczego cierpienie spotkało mnie. http://www.guadalupe.opoka.org.pl/prowadzmnie/dociebie.html
http://www.guadalupe.opoka.org.pl/prowadzmnie/rozm.html
Jest napisany w bardzo prosty sposób, tak jakby Bóg przemawiał do dziecka.
Może niektórzy mają lekko w życiu, bo (nieświadomie) stosują w swoim życiu zasady, które są tam opisane. Warto przeczytać i przemyśleć.
Ależ analizuj sobie, tylko nie wiele z tego Ci przyjdzie. Bardzo rozkrwawisz się.Zaczniesz miotać sie i szarpać. Jesli Bóg bedzie chciał to da Ci zrozumienie. Pamietaj , że to życie jest tylko maleńkim wycinkiem prawdziwego życia i nie wiemy czy i dlaczego druga osoba ma takie cierpienia i czy zasłużenie. Oddaj to Bogu - " Panie o to nie jestem w stanie tego pojąć, poniewaz nie mam Twego poznania". Jesli nadal Cie te pytania będą gnębić a przy tym powoli oddalać od modlitwy to wiedz, że chyba nie od Boga pochodzą.
Tomasz,bardzo podoba mi się Twoja odpowiedz.Ja sobie mysle ze czas biegnie, swiat zyje swoim biegiem, Bog nic nie może zrobić bo go tu nie ma na ziemi oprócz Euchrystii.Jesli nam drugi człowiek nie poda reki w tym co popsulo się z jakiegoś powodu w naszym zyciu to Bog nie może zmienić ustalonego biegu ,mysle ze w tym się przejawia sprawiedliwość tego swiata .Tylko dobre serca ludzi którzy podadza nam reke w naszym cierpieniu,potrafia sprawić ulge.lub cos zmienić.Alle ilu w naszym zyciu egoistow i niedowiarkow,ja co ja mogę zrobić .Nawet mala rzecz uśmiech zmienia swiat.Ja mam syna chorego od urodzenia ,cierpi codziennie,ma już 6 lat ,my cierpimy z nim,mowimy często ze gdyby nie ta choroba nasze zycie by było takie proste . Ale co mama zrobić ,czasem mowie na Boga ze to nie sprawiedliwe ,ale jak spojrze na Jezusa to przecież tez cierpiał,jakie meki,od ludzi,i przecież Maryja była niewinna,ale co miał Bog zrobić ?
Jedyne pytanie jakie mi się nasuwa to dlaczego ten swiat jeszcze istnieje ,Ale to moje ludzkie myslenie,i dlatego Tomaszu podoba misie twoja odpowiedz .Bo mój syn cierpi ,ale ja cierpie tez psychicznie ,patrząc na to i wlasnie od takich myśli zwątpienia i roztrzasania się zaczyna moje cierpienie .Czy wtedy łatwiej mi się pomaga synowi- nie .
Gdy pamięta się o tym, że (Ps 103, 15-18 ):
15 Dni człowieka są jak trawa;
kwitnie jak kwiat na polu.
16 ledwie muśnie go wiatr, a już go nie ma,
i miejsce, gdzie był, już go nie poznaje.
17 A łaskawość Pańska na wieki wobec Jego czcicieli,
a Jego sprawiedliwość nad synami synów,
18 nad tymi, którzy strzegą Jego przymierza
i pamiętają, by pełnić Jego przykazania.
wtenczas należy spojrzeć na mowę Hioba (Hi 2, 10):
Hiob jej odpowiedział: "Mówisz jak kobieta szalona. Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy?"
W tym wszystkim Hiob nie zgrzeszył swymi ustami.
U-lo, przykro mi to
mówić, ale nie rozumiem Ciebie...piszesz do Gosi, że wiesz , że
nie można porównywać cierpienia , a jednocześnie nie tylko
próbujesz , ale i dokonałaś tego porównania…? Masz wiedzę
która powinna Cię powstrzymać , mimo to robisz coś całkiem
przeciwnego…? A takie porównanie, jakiego tu dokonałaś, jest
chyba najgorszą rzeczą, jaką możemy człowiekowi cierpiącemu
uczynić i od takiej „pomocy” radzę się wszystkim powstrzymywać , odradzają to również księża i psycholodzy, czyjeś cierpienie należy uznać
jako pewnik i nie dyskutować z nim. Już nie wspomnę, co mi przypomina to trzykrotne "Czy chciałabyś się zamienić ?" :(
Małgosiu…piszesz
, że Jezus jest tylko obecny w Eucharystii . Takiego stwierdzenia
można by dokonać , myśląc jedynie o obecności fizycznej, o Jego
obecności w maleńkiej Hostii. Pomyśl jednakże o obecności
Jezusa w tych ludziach, którzy Ci pomagają , a już masz inny
przykład Obecności. Przyjrzyj się dzisiejszym Czytaniom
liturgicznym , czyli z niedzieli 22 maja, w nich jest wiele na ten temat, Czytania te do północy będą na tym portalu po prawej stronie w linku "Liturgia dnia", warto nad nimi pomedytować. Warto też poczytać i zgłębić wiedzę na temat Ducha Świętego, którego Jezus zostawił na ziemi, byśmy my nie zostali sami. Inaczej stanie się to, przed czym przestrzega Cię jaro, nad jego wpisem warto również się zastanowić. Uczyń to dla samej siebie, proszę....
Małgosiu…piszesz , że Jezus jest tylko obecny w Eucharystii . Takiego stwierdzenia można by dokonać , myśląc jedynie o obecności fizycznej, o Jego obecności w maleńkiej Hostii. Pomyśl jednakże o obecności Jezusa w tych ludziach, którzy Ci pomagają
Magda ja zwykle jestem sama nikt mi nie pomaga jestem jak poczatek zla wszystko czego sie dotkne konczy sie zle