Loading...

Pomóżcie mi zrozumieć sens ludzkiego cierpienia. | Forum Nowenny Pompejańskiej

Lokalizacja tematu: Forum » Różaniec » Mam pytanie o...
m
m Lut 27 '13, 08:23
Pomóżcie mi zrozumieć sens ludzkiego cierpienia.
Pomóżcie, bo nie potrafię tego pojąc.
Wiele o tym czytałam, starałam się rozmawiać, ale nikt nie chce podjąć tematu. Widzę tu wiele mądrych wierzących osób, więc mam nadzieję na odpowiedź, choć wiem, że może nie jest to miejsce na taki watek.
Wiem, że Bóg nas kocha, każdego. Powiedziano mi, że tak już jest, że jeśli kocha, to doświadcza, ale ja nie rozumiem, po co.
Dlaczego doświadcza tych których kocha, a tych którzy Go nie szanują jakby zostawia w spokoju.
Powiedziano mi, że chce byśmy mieli udział w jego cierpieniu, ale skoro Bóg stał się człowiekiem i cierpiał za nas na krzyżu, to sam wie jakie to paskudne uczucie, co to znaczy być poniżonym, upokorzonym.  Dlaczego pozwala by spotkało to jego wiernych wyznawców, tych którzy Go kochają.
Chyba nie po to dał nam to życie. Wiem, że życie ludzkie nie może (najwyraźniej) składać się z samych wzlotów, że muszą być też upadki. Rozumiem sens podnoszenia się z tych upadków dzięki wierze, dzięki Bogu i dla Niego. Nie rozumiem cierpienia które powoduje, że odechciewa ci się żyć, które powoduje że czujesz się poniżony, bo nic nie możesz zrobić sam. Nie rozumiem cierpienia dzieci, cierpienia matki którą w szpitalu odwiedza mąż z dwójką malutkich córeczek, cierpienia nastoletniej dziewczynki, która czeka na śmierć i żałuje, że nie zdążyła kochać i być kochaną, mówi, że jej marzeniem nie są podróże ani bogactwa, tylko mąż i dzieci. Nie rozumiem.
Wiem że Bóg widzi więcej, widzi dalej, wie lepiej i gdzieś w głębi wierzę, że jeśli spotyka nas coś złego to ma to sens, ale tak po ludzku trudno mi go znaleźć i zrozumieć. Skoro wie, że czyjaś śmierć będzie ostatecznie czymś dobrym, czemu nie pozwoli mu po prostu zasnąć i się nie obudzić, albo nie ześle śmierci gwałtownej i bezbolesnej. Dlaczego pozwala mu męczyć się fizycznie i psychicznie.
Czytałam żywoty świętych, czytałam o ich radości, z zesłanego na nich cierpienia, i nie rozumiem, nie rozumiem….
Może tego nie trzeba rozumieć, może trzeba się z tym pogodzić i tyle.
Nie wygłaszam tu pretensji. Nie krzyczę, nie pomstuję. Chciałabym jakoś to ogarnąć, zrozumieć choć trochę. Mam nadzieję, że zrozumienie pozwoli mi zbliżyć się do Boga.
Mariusz
Mariusz Lut 28 '13, 21:52

Sam zjadam zęby na cierpieniu (głównie na swoim przykładzie).

Dla mnie argument, że Bóg nas doświadcza z miłości to jakaś bzdura. Bóg nie chce naszego cierpienia. On chce naszego szczęścia, naszej radości, naszego zbawienia. Jezus jest oceanem miłosierdzia i miałby chcieć żebyśmy cierpieli? Nie, On nie chce tego.

Problem jest jednak w tym, jacy my jesteśmy. a jesteśmy grzeszni. Niedoskonali. Powiem tak. kiedyś byłem na fali tego świata. Dyskoteki, pogoń za szczęściem, zarozumiałość, udawanie kogoś, kim nie byłem. Byłem daleko od Boga. Ogrom, a mówiąc to mam na myśli OGROM cierpienia, które sobie sam zgotowałem przybliżyło mnie do Boga, pozwoliło mi poznać go w stopniu, o jakim nawet nie marzyłem. Zmieniłem się bardzo i zrozumiałem bardzo wiele..

Czyli po pierwsze, Bóg nas doświadcza jak złoto w tyglu- żeby nas udoskonalić, przybliżyć do Prawdy.

Jezus mówi, że kto chce go naśladować, powinien tak jak On nieść krzyż na swoich barkach.

A skąd cierpienie pojawiło się na ziemi? Sprawca jest znany- Szatan i jego grzech. To on sprowadza na nas cierpienie, niepokój, niezgodę i wiele innych złych rzeczy. A my, jako że jesteśmy grzeszni cały czas jesteśmy kuszeni. I ulegamy. Nawet sobie nie zdając sprawy jakie błahostki ranią i krzywdzą Boga. Bo nie wiem czy wiesz, ale Bóg też cierpi. Wyobraź sobie że musisz patrzeć na swoje dziecko płonące żywym ogniem, pomnóż razy kilka miliardów i zobacz, jak Bóg cierpi. Jak ON cierpi, kiedy codziennie miliardy razy jego dzieciątka ukochane, za które ON oddał swojego własnego syna na ofiarę, plują Mu w twarz, złorzeczą  i bratają się z szatanem. Jak ON musi cierpieć. To robi szatan- doprowadza do cierpienia nawet samego Boga Ojca, własnego stwórcę. To jest czyste, niczym nieskrępowane zło.

Dlaczego Jezus tak cierpiał? Wziął na siebie wszystkie grzechy ludzkości. Nie tylko dla tego, żebyśmy mogli dziś być obmywani z grzechu. Także dlatego, abyśmy w niebie nie cierpieli już nigdy, tylko byli pełni Boga, bezgrzeszni.

Ciężary naszych grzechów są jednak zbyt wielkie. One są jak rak, to tak jakby ktoś wyciął ci miejsce rakowe (operacja= spowiedź). Zostanie blizna i powikłania zdrowotne, które mimo że to juz przeszłość to bedą jak twoje znamię.

A do nieba nie może wejść NIKT niedoskonały. I Bóg nas obmywa w krwi swojego Syna, która nas udoskonala. Jednak większość ludzi jednak idzie do czyśćca, żeby tam cierpieć niewyobrażalne męki za swoje grzechy.

Ale Bóg nas kocha, wiec chce nam pomóc ominąć czyściec. Jak? Przez cierpienie, które nas oczyszcza, udoskonala. Wiec po drugie- cierpimy na ziemi, żeby nie cierpieć w czyśćcu. A wiedz, że dusze w czyśćcu płoną w ogniu oczyszczenia. Polecam świadectwa Marii Simmy- pomagają zrozumieć istotę czyśćca.

No i trzecia opcja- najpiękniejsza, choć najtrudniejsza- cierpienie za kogoś. OOO jak my byśmy ofiarowali swoje wszystkie smutki Jezusowi za jego krzywdy, za grzeszników, za dusze w czyśćcu... Ile dusz by to uratowało! Ile głodnych ludzi głoduje bo NIKT nie ofiaruje swojego zwykłego głodu Bogu. Nie wierzycie? Zwykłe pół godziny postu, głodówki, kiedy jesteśmy głodni wracając z pracy ratuje setki ludzi. Dowiecie się na Sądzie Ostatecznym. Patrzcie co robiły dzieci z Fatimy, wszystko ofiarowały za grzeszników. I to jest perpetum mobile, bo szatan chce nas złamac, wytępić, poniżyć, zsyła coraz wiecej cierpień a my mamy radochę bo możemy uratować tysiące istnień. To robili święci i ja sie trochę staram też to robić a to jest MEGA! 


Możesz mi nie wierzyć ,ale to napisałem w ogromnym skrócie :) A dlaczego niewierzący/wątpiący maja mniej kłód pod nogami? A po co szatan miałby im przeszkadzać w odchodzeniu od Boga? Żadne królestwo skłócone wewnętrznie nie może sie ostać.

Na koniec zestaw ciekawych tekstów, które pomogą ci poznać specyfikę ludzkiego  cierpienia 
-"Maria Simma- Moje przeżycia z duszami czyśćcowymi'
- Nick Vuicić- bez rąk,bez nóg, bez zmartwień- żeby zrozumieć, że Bóg czasem zsyłając na nas cierpienie chce z nas zrobić swoje narzędzie zbawienia, w ogóle gość jest przesamowity i powinnaś/eś zapoznać sie z jego materiałami na YouTube.
-http://www.voxdomini.com.pl/sw/gloria_polo.htm - link do świadectwa kobiety, która zobaczyła potęgę grzechu bo... przeżyła sąd ostateczny.


A dowodem na to jak Bóg przez nas cierpi, że właśnie przeczytałem temat na pewnym forum, że te przeżycie Glorii polo to tylko kolejna bajeczka fanatyków... całkowicie zapominając o dokumentacji i o tym, że kobieta ta ma piękną czystą skórę po SPALENIU jej przez piorun. No fajnie, ale przeiceż to my katole jesteśmy głupi :(

Och jak Bóg cierpi prze nas :(

marek
marek Mar 7 '13, 18:05
Droga M, a jak to jest z perspektywą życia wiecznego? 
M
M Mar 8 '13, 08:59
No właśnie, jak? Rozumiem, że cierpienia tu na Ziemi pomagają nam "dostać się" do Nieba. Rozumiem, że skracają czas jaki spedzilibyśmy w Czyśćcu.
Ale czy to oznacza, że ci z nas, którym życie ułożyło się jakoś lekko, nie specjalnie doświadczało, nie stawiało na drodze dramatów, czy to oznacza, że ci mają cięższą przeprawę na tamten świat? Nawet gdy byli dobrymi ludźmi, tylko mieli więcej...szczęścia. Nie wydaje mi się. Czy to moja wina, że nie cierpię katuszy? Czy to wina bliskiej mi osoby która walczy z chorobą śmiertelną i strasznie cierpi, czy to jej wina że ta choroba ją spotkała? Czy to oznacza, że mam mniejsze oglądać oblicze Boże po śmierci? Mam nadzieję, że nie. Gdybym mogła ulżyć tej osobie, z radością przejęłabym jej cierpienia na siebie.
Jak do życia wiecznego ma się sytuacja innej bliskiej mi osoby, której mała córeczka zwijała się z bólu na podłodze i z płaczem błagała mamę by jej pomogła. Lekarze nie mogli jej pomóc, pomógł jej Bóg. Chwała Mu za to, ale chyba cel nie został osiągnięty, bo oni zamiast Bogu dziękować obrazili się na Niego, za to, że ich tak doświadczał. Jak wygląda perspektywa życia wiecznego z tego punktu widzenia? Mam nadzieję, że opamiętanie przyjdzie na czas...
Jestem osobą wierzącą, i tylko wiara pozwala mi przejść wśród tych wszystkich cierpień moich bliskich z nadzieją na lepsze jutro. Tylko Bóg trzyma mnie w pionie i nie pozwala zapaść się, załamać, rozpaść. Nie wiem co bym zrobiła bez Niego. Chyba nie umiałabym sobie poradzić.

Ja wiem, że to, że chciałabym zachować osoby które kocham ze mną tu na Ziemi to egoizm. Wiem, że w Niebie byloby im lepiej, ale nie ma w tym nic dziwnego, że trudno mi pogodzić się z niektórymi Bożymi decyzjami.
Że jeśli kochasz kogoś najbardziej na świecie, jeśli jest ta osoba twoją bratnią duszą, twoim sercem, stanowi jeden z sensów twojego istnienia to trudno ci patrzeć na jej cierpienie i pogodzić się z nim. Po ludzku trudno. Nawet jeśli w perspektywie, ma daj Boże, szczęśliwe życie wieczne.

Zastanawiam się często, po co zostaliśmy powołani do życia na Ziemi. Nasza dusza została stworzona, przybrała ludzką postać. Czy już wówczas postanowione było jak będzie wyglądało to nasze życie. Chyba nie. Dano nam przecież wolną wolę. Co w takim razie w naszym życiu, jakie nasze decyzje sprawiają, że jedni zasługują na piękne życie i spokojną śmierć, a inni wręcz przeciwnie.
M
M Mar 8 '13, 10:48
Przepraszam tak narzucam ciężki temat. I drążę go i drążę nie dając spokoju.  Chce poznać wasze punkty widzenia, wiedzieć, czy bardzo błądzę, czy źle myślę, no nie wiem... to chyba jest jest częścią wiary, pytanie, szukanie. Choć z drugiej strony, biorąc pod uwagę BEZGRANICZNE ZAUFANIE BOGU, myślę sobie czasem, że może powinnam siedzieć cicho i dać mu działać i przestać analizować. 
Tomasz
Tomasz Mar 9 '13, 00:26
Ależ analizuj sobie, tylko nie wiele z tego Ci przyjdzie. Bardzo rozkrwawisz się.Zaczniesz miotać sie i szarpać. Jesli Bóg bedzie chciał to da Ci zrozumienie. Pamietaj , że to życie jest tylko maleńkim wycinkiem prawdziwego życia i nie wiemy czy i dlaczego druga osoba ma takie cierpienia i czy zasłużenie. Oddaj to Bogu - " Panie o to nie jestem w stanie tego pojąć, poniewaz nie mam Twego poznania". Jesli nadal Cie te pytania będą gnębić a przy tym powoli oddalać od modlitwy to wiedz, że chyba nie od Boga pochodzą.
M
M Mar 19 '13, 08:48

Bardzo trudno zauważyć Bożą miłość w ludzkim cierpieniu. Pomimo świadomości wielkiego cierpienia Jezusa. Bardzo trudno osobie cierpiącej wytłumaczyć, że niczym sobie na to nie zasłużyła, i że zwyczajnie taka wola... Gdyby to cierpienie i widmo śmierci dotyczyło mnie, byłoby łatwiej się z nim pogodzić. Skoro jednak dotyczy osoby mi najbliższej, nie do końca umiem sobie z tym poradzić. Modlę się tak gorąco jak pozwala mi na to moje ułomne serce. Co wieczór klękamy: "Boże, jeśli możliwe oddal ode mnie ten kielich, lecz nie moja a Twoja wola niech się stanie". W sercu zawsze tli się nadzieja, że ten kielich będzie nam zabrany. Ale rano, zamiast lepiej często jest gorzej. Boli bardziej, cierpienie jest większe a patrzeć na nie trudniej. I ta cisza. Czasami nie słyszę Jego głosu, nie czuję obecności i wówczas jest jeszcze trudniej. Dawał nam nadzieję, że będzie lepiej, ale potem została nam ona odebrana. Może my faktycznie zrobiliśmy coś źle, coś nie tak, coś strasznego i teraz mamy za swoje. Bo takie myśli tez się pojawiają.
Wizja braku tej osoby obok mnie odbiera chęć życia, sprawia, że budzę się rano i żałuję, że się obudziłam, że nie umarłam. Patrzeć na jej cierpienie, to takie uczucie jakby ktoś złapał cie za serce, ścisnął i powoli wydzierał je z piersi... Chyba nie umiem bez niej żyć, choć jeśli taka będzie Jego wola, będę musiała. Jaki to jednak będzie miało sens. To nie prawda, że czas leczy rany, ja już dobrze o tym wiem.
Bóg uczynił wielki cud, wielki prezent dając mi ją. Może przyszedł czas, by ten prezent oddać. A może to tylko czas próby i wszystko będzie dobrze, tylko nie wolno się załamać. Ale ciężko w to wierzyć, gdy z dnia na dzień jest gorzej.
Zawsze gdy dzieje się coś co powinno jej pomóc, okazuje się, że jest gorzej. Tak było po mszy za uzdrowienie chorych, po mszy za konkretnie jej- tej osoby, zdrowie, po ukończeniu części błagalnej NP. Zawsze w duchu wierzyliśmy, może dziś się odmieni, ale wówczas zdarzało się coś, co sprowadzało nas na ziemię. Wiem, że nie jest to układ 0-1: ja się modlę Panie Boże a Ty to spełniasz. Ale dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, dlatego cały czas wierzymy, że pozwoli nam dotknąć rąbka swojej szaty i uzdrowi chorego. Ze nakarmi nas resztkami ze stołu. Czytam różne świadectwa i myślę sobie: a może? A może On uzna, że warto. Może pomoże i nam. Bo dlaczego nie. Czym się różnimy od tych szczęściarzy. Choć te pytania nie mają sensu, bo do każdego z nas pewnie On podchodzi indywidualnie, ale pojawiają się.
Byliśmy normalną rodziną, czy też jesteśmy. Wierzącą, "tak jak wszyscy". Chyba nikt z nas nie może powiedzieć: Kocham Pana Boga tak, że już bardziej nie można. Więc i my, na pewno mogliśmy bardziej, mocniej. Na wszystko w życiu zapracowaliśmy praca i modlitwą, bez zbędnego wyjątkowego szczęścia. Nigdy nie było łatwo, ale najważniejsze, że mieliśmy siebie. I pod koniec 2011 nasze życie zmieniło się w koszmar. Czemu nas to spotkało, nie wiem.

Mówisz, że Bóg nie chce naszego cierpienia. Że to wina złego. Ale kto jeśli nie Bóg może pokonać go. Może zechce i tym razem. Czasem trudno w to uwierzyć, kiedy boli, kiedy są łzy, cierpienie. Serce pęka, krwawi, ale wiara w nas wrze.
Nie przeczę, o wiele łatwiej jest wierzyć i głosić miłość Bożą, gdy życie jakoś w miarę się układa. Gdy choruje śmiertelnie osoba Ci najbliższa uzmysławiasz sobie, że do tej pory, tak naprawdę, nie miałeś problemów. Brak pracy, brak żony, kłótnia w rodzinie... to wszystko nic, kto nie przeżył, ten nie wie.
Może brzmi to jak wylewanie żali. Rozgoryczenie jakieś. Nie jest tak. Moja wiara i miłość w Boga się nie zmienia, ale po to Pan Bóg uczynił z nas istoty myślące, żebyśmy może nie tylko sercem i duszą ale również myślą i mową go wielbili, a te myśli czasami trzeba poukładać.
Chciałabym wiedzieć jak inni postrzegają ten temat. Nie żądam, by ktoś mnie pocieszał, pouczał czy głosił kazania.
Jerzy
Jerzy Kwi 4 '13, 22:31
Dokładnie wiem jak jest trudno przyjąć kolejny krzyż gdy uginasz się pod poprzednimi i myślisz że następny już tylko może cię całkowicie załamać. W ubiegłym roku popełnił samobójstwo były opozycjonista który tak jak ja długo nie mógł żadnej pracy znaleźć, miał ciężko chorą żonę i już nie miał za co leków i jedzenia kupować a żebrać nie potrafił. Nasza ojczyzna stacza się w przepaść i tylko wiara, modlitwa i przebudzenie narodu może ją uratować. Do końca chyba nikt z nas nie rozumie sensu cierpienia zadawanego tym którzy na niego chyba nie zasłużyli ale to dlatego że nie rozumiemy pełnego sensu Wiary i Miłosierdzia. Dlatego potrzebujemy więcej modlitwy ale takiej w której się zanurzymy, która będzie połączona z wiarą i nadzieją. 
 
Besia
Besia Kwi 7 '13, 21:00

Ciężko jest zrozumieć sens cierpienia ,może ten artykuł pomoże

http://adonai.pl/cierpienie/?id=47

Besia
Besia Kwi 7 '13, 21:49
Oczywiście ,że tak Renatko było by o wiele mniej cierpienia gdybyśmy umieli dostrzec innych ,czasami wystarczy zwykły uśmiech lub ciepłe słowo ,żeby ktoś poczuł się lepiej ,to nic nie kosztuje ,a może sprawić ,że ktoś poczuje się lepiej,oczywiście wskazana jest konkretna pomoc jeśli mamy możliwości ,ale modlitwę ,uśmiech ,życzliwe słowo zawsze możemy dać i nie zostawiać człowieka samego w ciężkiej sytuacji. 
Besia
Besia Kwi 7 '13, 22:34

Jest piękna modlitwa św. Faustyny

O łaskę pełnienia miłosierdzia względem bliźnichPragnę się cała przemienić w miłosierdzie Twoje i być żywym odbiciem Ciebie, o Panie; niech ten największy przymiot Boga, to jest niezgłębione miłosierdzie Jego, przejdzie przez serce i duszę moją do bliźnich. Dopomóż mi, Panie, aby oczy moje były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich i przychodziła im z pomocą. Dopomóż mi, Panie, aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniała się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich. Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich, ale dla każdego miała słowo pociechy i przebaczenia. Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, bym tylko umiała czynić dobrze bliźniemu, a na siebie przyjmować cięższe, mozolniejsze prace Dopomóż mi, Panie, aby nogi moje były miłosierni bym zawsze spieszyła z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie. Prawdziwe moje odpocznienie jest w usłużności bliźnim. Dopomóż mi, Panie, aby serce moje było miłosierne, bym czuła ze wszystkimi cierpieniami bliźnich. Nikomu nic odmówię serca swego. Obcować będę szczerze nawet z tymi, o których wiem, że nadużywać będą dobroci mojej, a sama zamknę się w Najmiłosierniejszym Sercu Jezusa i o własnych cierpieniach będę milczeć. Niech odpocznie miłosierdzie Twoje we mnie, o Panie mój. Jezu mój, przemień mnie w siebie, bo Ty wszystko możesz. Amen.
Tomasz
Tomasz Kwi 7 '13, 23:54
Ty nie możesz zrobić juz nic więcej. Oddaj wszystko Bogu, cały ból i udrękę.
Iwona
Iwona Sie 31 '13, 23:02
Ani oko nie widzialo ani ucho nie slyszalo jakie rzeczy Pan przygotowal nam po smierci ja cierpienie rozumiem w aspekcie wiecznosci Zawsze mowie do corki jak ma jakis problem namawiam ja do aktow milosierdzia, ze na niebo trzeba sobie zapracowac.Zrozumiemy cierpienie jak bedziemy po drugiej stronie i moze tym cierpiacym bedziemy zazdroscic .Wyczytalam ze cierpienia dzieci podtrzymuja swiat jest tyle zla na swiecie i swiat by juz nie istnial gdyby nie cierpienia ludzi ,dzieki ktorym zachowuje sie rownowaga miedzy dobrem a zlem.OJ TRUDNO TO ZAAKCEPTOWAC GDY CIERPIENIE DOTYCZY NAS
ewa
ewa Lis 28 '13, 20:38

Proponuję przeczytanie książki ks, A. Skwarczyńskiego "W szkole Krzyża", gdzie cierpienie jest pojmowane jako Krzyż, który bierzemy w slad za Chrystusem, aby zbawic grzeszników. Pan Jezus dalej cierpi za każdy nasz najmniejszy grzech, dalej jest biczowany. Potraktujmy te nasze cierpienie, jako wynagordzenie za te grzechy innych, które nadal Go biczują. 

Kasia
Kasia Gru 3 '13, 22:13

Przeczytaj ten tekst, pomógł mi zrozumieć dlaczego cierpienie spotkało mnie. http://www.guadalupe.opoka.org.pl/prowadzmnie/dociebie.html

http://www.guadalupe.opoka.org.pl/prowadzmnie/rozm.html

Jest napisany w bardzo prosty sposób, tak jakby Bóg przemawiał do dziecka.

Może niektórzy mają lekko w życiu, bo (nieświadomie) stosują w swoim życiu zasady, które są tam opisane. Warto przeczytać i przemyśleć.

Gosia
Gosia Maj 22 '16, 09:06

Cytat z Tomasz Ależ analizuj sobie, tylko nie wiele z tego Ci przyjdzie. Bardzo rozkrwawisz się.Zaczniesz miotać sie i szarpać. Jesli Bóg bedzie chciał to da Ci zrozumienie. Pamietaj , że to życie jest tylko maleńkim wycinkiem prawdziwego życia i nie wiemy czy i dlaczego druga osoba ma takie cierpienia i czy zasłużenie. Oddaj to Bogu - " Panie o to nie jestem w stanie tego pojąć, poniewaz nie mam Twego poznania". Jesli nadal Cie te pytania będą gnębić a przy tym powoli oddalać od modlitwy to wiedz, że chyba nie od Boga pochodzą.


Tomasz,bardzo podoba mi się Twoja  odpowiedz.Ja sobie mysle ze czas biegnie, swiat zyje swoim biegiem, Bog nic nie może zrobić bo go tu nie ma na ziemi oprócz Euchrystii.Jesli nam drugi człowiek nie poda reki w tym co popsulo się z jakiegoś powodu w naszym zyciu to Bog nie może zmienić ustalonego biegu ,mysle ze w tym się przejawia sprawiedliwość tego swiata .Tylko dobre serca ludzi którzy podadza nam reke w naszym cierpieniu,potrafia sprawić ulge.lub cos zmienić.Alle ilu w naszym zyciu egoistow i niedowiarkow,ja co ja mogę zrobić .Nawet mala rzecz uśmiech zmienia swiat.Ja mam syna chorego od urodzenia ,cierpi codziennie,ma już 6 lat ,my cierpimy z nim,mowimy często ze gdyby nie ta choroba nasze zycie by było takie proste . Ale co mama zrobić ,czasem mowie na Boga ze to nie sprawiedliwe ,ale jak spojrze na Jezusa to przecież tez cierpiał,jakie meki,od ludzi,i przecież Maryja była niewinna,ale co miał Bog zrobić ?

Jedyne pytanie jakie mi się nasuwa to dlaczego ten swiat jeszcze istnieje ,Ale to moje ludzkie myslenie,i dlatego Tomaszu podoba misie twoja odpowiedz .Bo mój syn cierpi ,ale ja cierpie tez psychicznie ,patrząc na to i wlasnie od  takich myśli zwątpienia i roztrzasania się zaczyna moje cierpienie .Czy wtedy łatwiej mi się pomaga synowi- nie .

Jaro
Jaro Maj 22 '16, 13:00
@ M


Gdy pamięta się o tym, że (Ps 103, 15-18 ):

15 Dni człowieka są jak trawa; 
kwitnie jak kwiat na polu. 
16 ledwie muśnie go wiatr, a już go nie ma, 
i miejsce, gdzie był, już go nie poznaje. 


17 A łaskawość Pańska na wieki wobec Jego czcicieli, 
a Jego sprawiedliwość nad synami synów, 
18 nad tymi, którzy strzegą Jego przymierza 
i pamiętają, by pełnić Jego przykazania.


wtenczas należy spojrzeć na mowę Hioba (Hi 2, 10):

Hiob jej odpowiedział: "Mówisz jak kobieta szalona. Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy?" 


W tym wszystkim Hiob nie zgrzeszył swymi ustami.


Edytowany przez Jaro Maj 22 '16, 13:01
Dorota
Dorota Maj 22 '16, 23:13

U-lo, przykro mi to mówić, ale nie rozumiem Ciebie...piszesz do Gosi, że wiesz , że nie można porównywać cierpienia , a jednocześnie nie tylko próbujesz , ale i dokonałaś tego porównania…? Masz wiedzę która powinna Cię powstrzymać , mimo to robisz coś całkiem przeciwnego…? A takie porównanie, jakiego tu dokonałaś, jest chyba najgorszą rzeczą, jaką możemy człowiekowi cierpiącemu uczynić i od takiej „pomocy” radzę się wszystkim  powstrzymywać , odradzają to również  księża i psycholodzy, czyjeś cierpienie należy uznać jako pewnik i nie dyskutować z nim. Już nie  wspomnę, co mi przypomina to  trzykrotne  "Czy chciałabyś się zamienić ?" :(


Małgosiu…piszesz , że Jezus jest tylko obecny w Eucharystii . Takiego stwierdzenia można by dokonać , myśląc jedynie o obecności fizycznej, o Jego obecności w maleńkiej Hostii. Pomyśl jednakże o obecności Jezusa w tych ludziach, którzy Ci pomagają , a już masz inny przykład Obecności. Przyjrzyj się dzisiejszym Czytaniom liturgicznym , czyli z niedzieli 22 maja, w nich jest  wiele na ten temat,  Czytania te do północy będą na tym portalu po prawej stronie  w linku "Liturgia dnia", warto nad nimi pomedytować. Warto też  poczytać i zgłębić wiedzę na temat Ducha Świętego, którego Jezus  zostawił na ziemi, byśmy my nie zostali sami.  Inaczej stanie się to, przed czym przestrzega Cię jaro, nad jego wpisem warto również się zastanowić. Uczyń to dla samej siebie, proszę....

Edytowany przez Dorota Maj 23 '16, 01:29
Magdalena
Magdalena Maj 23 '16, 21:30
M .....polecam, warto obejrzec. Moze ten Katechizm odpowie Ci na pytanie
https://youtu.be/_EAaxlPQhFM
Gosia
Gosia Maj 31 '16, 19:41

Małgosiu…piszesz , że Jezus jest tylko obecny w Eucharystii . Takiego stwierdzenia można by dokonać , myśląc jedynie o obecności fizycznej, o Jego obecności w maleńkiej Hostii. Pomyśl jednakże o obecności Jezusa w tych ludziach, którzy Ci pomagają




Magda ja zwykle jestem sama nikt mi nie pomaga jestem jak poczatek zla wszystko czego sie dotkne konczy sie zle

Strony: 1 2 »