Temat powrotów dwojga ludzi wzbudza chyba wiele kontrowersji na tym forum. Pozwolę sobie przedstawić swój pogląd.
Ja co prawda ani o miłość ani o powrót się nie modlę, bo niedługo wychodzę za mąż. Mężczyznę mam jednak wymodlonego. Aczkolwiek dla mnie miłość jest miłością. I nieistotne czy połączona jest sakramentem czy nie - grunt to w niej trwać, potrafić się poświęcić, czasem i nawet cierpieć. Z tego co widzę to osoby, które zanoszą takie intencje nie mają już 16 lat więc zapewne wiedzą czym jest miłość a czym ślepe zauroczenie. Pamiętać należy również, że każde z tych osób ma inną historię i inne doświadczenia. To cudnie, że chcemy komuś coś przekazać, pomóc, ale nie przeżyjemy życia za nikogo i czasem nawet jeśli ktoś robi głupotę to samemu musi się o tym przekonać. Podzielam zdanie, iż nie każde rozstanie jest naznaczone ręką Boga. Tak jak Bóg nie może wpływać na naszą wolę, nie może też kierować naszymi czynami. Nie wszystko dzieje się z woli Bożej, niestety. Często robimy wiele rzeczy z woli tego, który nas kusi. Także najgłupszym co usłyszałam podczas pogrzebu chłopaka, który popełnił samobójstwo było zdanie "Bóg tak chciał". Nie, to nie Bóg tego chciał. Tego chciał ten, który do tego samobójstwa go popchnął.
Często wielu ludzi idzie przez życie po omacku i dokonuje wielu błędów. Nie każdy związek kończy się z winy "tej drugiej" osoby. Jest mnóstwo małżeństw, które zanim wstąpiło w sakramentalny związek małżeński musiało przejść długą drogę pełną bólu a nawet i rozstania. Skoro więc teraz są małżeństwem to znaczy, że to rozstanie, które wcześniej było, miało sens. A niektórzy pewnie powiedzieliby "nie módl się bo Bóg nie wpłynie na jego wolę". Jasne, że nie wpłynie. Nie wpłynie na niczyją wolę. Ale tak jak zaznaczyła tu Ola, prośba o odmianę serce i zrozumienie nie jest wpłynięciem na wolną wolę człowieka. Bóg może tę osobę odmienić, rozpalić jej serce, a co ta osoba z tym zrobi to już inna bajka. Ale pamiętajmy, że czasem samemu trzeba wyciągnąć rękę, tak jak napisała tu aneciak.
Co to jednak za miłość, która odpuszcza, która się nie stara, twierdzi, że już nie warto?
Owszem, jeśli to trwa latami albo kiedy druga osoba jest w innym związku, wtedy warto odpuścić, oddać to w ręce Boga - on wie czego potrzebujemy i co jest dla nas ważne więc jeśli chciałby aby ta osoba była z nami do końca życia to będzie. Poza tym żadna modlitwa nie pozostaje niewysłuchana. Chociaż nie zawsze jest tak jak recytowaliśmy w intencji. To co powiedział o. Szustak można przypisać, moim zdaniem, bardziej do kogoś, kto modli się już bardzo długo, a ta druga osoba nas zraniła, skrzywdziła i ma już inne swoje życie, a my wciąż byśmy nosili modły i wylewali hektolitry łez.
Jednak jeśli ktoś zaczął się o to modlić, widzi swoje błędy i oddaje w tych intencjach swoje modlitwy, uważam, że to dobrze. Że w ten sposób chce się naprawić siebie, swoje błędy, otworzyć się na słowa Boga, których czasem nie potrafimy odróżnić. Tak jakby było w dzisiejszej liturgii "Mów Panie, bo sługa Twój słucha". (uwielbiam ten fragment, tak przy okazji).
Uff, rozpisałam się. Pozdrawiam.