Loading...

Blog assisi

Zaczęłam 28.09 w intencji małżeństwa z konkretną osobą, z moim byłym narzeczonym (proszę o powstrzymanie się od krytykowania słuszności intencji; miałam solidne podstawy by wlaśnie o to i w takiej formie w tym czasie się modlić). Nie odczuwałam lenistwa niechęci do modlitwy wręcz czekałam na chwilę kiedy mogłam się już modlić natomiast co rusz spotykałam sie z przykrymi sytuacjami. Po tygodniu od odmawiania zachorowałam, dręczyly mnie koszmary i bezsenność. Niedługo potem moja babcia nagle trafiła do szpitala w stanie agonalnym. To było największe zwątpienie- czułam sie nie w porządku prosząc w NP o coś innego niz zdrowie babci ale kontynuowałam dalej. Niedługo potem pod kościołem wybito mi szybę w aucie i ukradziono radio. Innym razem z kolei rozbiłam sobie głowę, zachorowała moja siostra. Podobno jako ludzie mamy tendencję do szukania uzasadnień naszych nieszczęść. Nie chcę powiedzieć,że to przez Nowennę spotykały mnie złe rzeczy, a gdybym jej nie odmawiała to byłoby dobrze- nie. Ale nagromadzenie złych wydarzeń nie było zbiegiem okoliczności choć nie wiem od kogo i po co przyszły. W duchu cieszyłam się, że Nowenna “działa” i nie zrażałam się, wręcz modliłam coraz intensywniej różnymi innymi modlitwami w intencji tego człowieka oraz innych moich bliskich. Wymyślałam,ze pojadę na Jasna Górę uroczyście zawierzyc intencje “małżeńską” aNiepokalanej bo zawierzanie sie na Jasnej Górze daje podobno wiele łask. Powstał cały misterny plan – co jeszcze moge zrobić by Bóg mnie wysłuchał i planowanie kiedy może nastapić to wysłuchanie. Intencja stała się centralną sprawą w moim życiu. Niby mówiłam “bądź wola Twoja” ale miałam nadzieje,że stanie się “moja wola”. Dodam tylko,że z tym chłopakiem nie miałam kontaktu przez jakiś czas.

 Niecały tydzień po części błagalnej nastapiła konfrontacja z osobą za którą się modliłam. W dramatycznych okolicznościach, bo w nocy, w zaspach śniegu, w korku popsuł mi się samochód, a pomoc przyszła właśnie nieoczekiwanie od osoby omadlanej. Stało się dla mnie jasne,że nasze pragnienia w ciagu mojego miesiaca modlitwy się rozminęły. Ten człowiek chce o mnie zapomniec, życie układa sobie po swojemu a w jego planach nie ma juz miejsca na ślub ze mną. To było 29.10. Nowenne zdecydowałam się kontynuować do końca do 20.11. w intencji małżeństwa i podziękować Bogu za ten czas i już więcej nie modlić się NP ani w intencji tego meżczyzny ani w intencji związku z nim. Bóg wie czego ja pragnę ale nie mogę prosić o coś czego ten człowiek chyba nie chce. Przeżyłam wielki zawód, rozdarcie bo po tylu latach znajomości, miesiacach walki musiałam „odpuścić”. Pobiegłam do kościoła prosząc Boga o wskazówkę, prosząc by zrobił „co chce” z tą relacją ale nadal czułam w sercu,że nie oddaję mu się w pełni, a zachowuję margines działania dla siebie, nie dopuszczam,do siebie że juz nigdy z tym człowiekiem nie będę tworzyć pary. Dotarło do mnie, że dopóki naprawdę nie zaufam Bogu do końca to moje życie nadal będzie opierać się na kombinowaniu jak je urządzić po swojemu. Płakałam bardzo długo ale zaczęłam się modlić o łaskę zaufania Bogu, wbrew sobie powtarzać „bądź wola Twoja”. Jak dla mnie za mało pisze się właśnie o trudności w zaufaniu i,że zaufanie nie przychodzi „od tak”automatycznie. Mimo,że jak mantrę powtarzam „Jezu, troszcz się Ty” to chciałam żeby zatroszczył się „po mojemu”. Do dzis tak jest ale walczę!

 Udało mi się pojechać na Jasną Górę odmówić uroczysty Akt Zawierzenia wiecej na ten temat tu http://bractwokrolowejpolski.pl/ale nie prosiłam już o małżeństwo a o uzdrowienie relacji między mną a tym człowiekiem i JEŚLI JEST TAKA WOLA BOŻA to żebyśmy zostali małżeństwem. Zaczęłam naprawdę oddawać całą sytuację i nas Maryji. Za jego dojrzałość modliłam się też Nowenną do sw. Judy  Tadeusza.

 Część dziekczynna była dla mnie spokojniejsza niż błagalna. Nie było wydarzen nieszczesliwych, za to wiele subtelnych, serdecznych znaków, jak np. ciężarówka stojaca przede mną w korku z miasta „Boguchwała”. Odniosłam pare znaczących sukcesów w pracy, pojawiła się oferta pracy dorywczej (zgodna z moimi zainteresowaniami), relacja z rodzicami uległa poprawie, babcia czuje się lepiej, dowiedziałam się o koncercie mojego ulubionego zagranicznego artysty i pojechałam na ten koncert godząc go z pracą mimo, że byl w srodku tygodnia, pojawiła się opcja wyjazdu na narty w bardzo atrakcyjnej cenie- a ja kocham narty. Poznałam też chłopaka, który jest takim jakim chcialabym zeby był mój niedoszly mąż... Nie wiem czy coś z tego będzie bo nie jestem ani chętna na relację uczuciową z kimś innym ani gotowa na nią ale staram się pamietać,że ma sie dziać wola Boża a nie moja i nie tracić otwartego serca. Odnowil mi się też kontakt ze starym dobrym bardzo wartościowym znajomym.

 Z osobą, w której intencji się modliłam spotkałam się wczoraj w ostatni dzien nowenny (nie planowałam tego akurat na ten dzien, "samo" wyszło). Dlugo rozmawialismy, ale usłyszalam ze na ten moment jest  to koniec jakiejkolwiek relacji między mną a nim.

Reasumując... te 54 dni to była prawdziwa „jazda bez trzymanki”...

Czy dostałam odpowiedz na NP? Tak

Czy była taka jakbym chciała? Nie... serce mi pęka... nie umiem nie mieć nadziei. Nie umiem docenić boskiej odpowiedzi. Zle reaguje na słowa pocieszenia. Nie doceniam tego co dostałam. 

Co dostałam poza łaskami, które wymieniłam? Zblizylam się do Boga, uswiadomiłam sobie,że muszę modlic się o to bym pozwoliła mu działać w swoim zyciu (prawdziwa rewolucja), znalazłam to forum i ludzi ktorzy mi pomagali jak bylo naprawdę źle, Bóg zaczął mi „podsyłać” innych wartościowych kandydatów na męża (jeszcze nie umiem ich docenic, ale widzę że matrymonialnie mam inne opcje). Polubiłam różaniec. Bardziej świadomie patrzę na to co mnie spotyka w zyciu.

 I dziękuję forumowiczom za wsparcie, świadectwo, modlitwę, obecność. Bez tego byłoby mi bardzo trudno wiec nie rozbijamy tego jakimiś kłotniami....  

Szczęść Boże!