Loading...

Blog mariuszw

W końcu. Ileż można zwlekać ze świadectwem.

No wiec, zacznę troche jak na AA- Nazywam się Mariusz, mam 22 lata, jestem ze Świdnika. Jestem rózańcocholikiem :) Bardzo lubię czytać ten rodzaj świadectw, gdzie łaska Boża leje się strumieniami, w życiu odmawiających dzieją sie cuda a prośba zostaje spełniona. Ludzie pragną wielbić Boga i dawać świadectwo wszędzie... Cóż, to nie jest jedno z tych świadectw.

Nowenna chodziła za mną od kilku tygodni zanim się za nia zabrałem. Trafiłem na stronę 
http://pompejanska.rosemaria.pl/ i jak przeczytałem o tej wielkiej łasce która spotkała Fortunatinę- wow, no nie miałem wątpliwości, że w końcu, na reszcie znalazłem wyjście z mojej sytuacji. A modliłem się bardzo długo, aby moje relacje z osobą bardzo mi bliską zostały uzdrowione.

Przez własną głupotę i niedojrzałość bardzo zraniłem kogoś, kto miał wielkie szanse na zostanie dla mnie kimś najbardziej ważnym w życiu. Taaak, to długa historia, ale zaczęło się od tego, że jak było między nami fantastycznie to prosiłem Jezusa, aby nie mieszał się w moje życie uczuciowe, że sam sobie dam radę, że nie chcę go już w to mieszać. No i masz babo placek- Jezus mnie wysłuchał. Problem w tym, że szatan tylko na to czeka, żebyśmy dali mu furtkę do wejścia z butami w nasze życie.

Doświadczyłem tak wielkiego ataku szatana że trudno to sobie wyobrazić. I to nie było nic złego pozornie. To nie była jego otwarta działalność ale on jest siewcą niezgody. Jak pięknie on mieszał, jak pięknych uprzedzeń nas on nauczył, jak zręcznie operuje zazdrością, pychą, gniewem, lenistwem... kto nie doświadczył ten nie wie. Udawałem kogoś kim nie byłem, a on mieszał i oczerniał. Byłem w jego łapach jak marionetka. Nawet kiedy zawaliłem wyznając miłość tej osobie (choć w liście, bo nie potrafiłem zrobić tego w twarz- tak, właśnie niedojrzałość, choć już pokaźny bagaż zawirowań, kóre zły wprowadzał między nas). Kiedy chciałem to naprawić, to zamiast sie przyznać do błędu, zacząłem sie usprawiedliwiać. I przez te moje usprawiedliwianie siebie całkiem straciłem tą dziewczynę.

I wtedy przyszedł do mnie Bóg i przez te wszystkie cierpienia wszedł w moje życie. Zmienił mnie. Teraz jestem odpowiedzialny za siebie i swoje słowa, jestem dojrzały emocjonalnie. Wiem to bo wiem, że nie mam problemów z wyrażaniem swoich uczuć, ani z okazywaniem ich. Ale to nie jest miejsce na takie rozważania. Ja po prostu widze, że dorosłem dzięki Bogu, dzieki Jezusowi. On, nauczył mnie kochać, on nauczył mnie wierzyć, on nauczył mnie jak brać odpowiedzialność za siebie i za innych. Nauczył mnie wiele innych rzeczy...

No i wtedy trafiłem na NP. Pomyślałem, że to na pewno odpowiedź na te wszystkie modlitwy i zawierzyłem sie całkowicie. Chciałem żeby Matyja pomogła mi pogodzić sie z Aga (tak ma na imię) i pierwsze dni były euforyczne, wspaniale mi się modliło i malutkimi kroczkami wszystko zmierzało do rozwiązania. Niestety następnie do walki włączył się szatan. Znamy to wszyscy- rozproszenia itd. Ale najgorsze jest to, że w omadlanej sprawie coś zaczyna sie walić- psuć, iść zupełnie nie po naszej myśli. Ja wtedy zostałem zraniony tak mocno, ze do dziś sobie nie jestem w stanie uświadomić, że ktoś może tak postąpić. Ale to wszystko zły... No tak, nauczyłem sie przebaczania przez te lata. 

Nie bedę sie skupiał na trudnościach. Odmowiłem trzy NP w intencjach bardzo zbliżonych tematycznie. Trudności były i kryzysy także. Miałem wszystkiego dość i nie miałem już na nic siły. Ale wytrwałem. Prawie pół roku nieustannej modlitwy i ... nic. Otrzymałem wiele łask pobocznych- uwolnienie z nałogów seksualnych, ukończenie pracy licencjackiej i studiów, semestru bez poprawek, mimo wszechogarniającego cierpienia i bólu... bez Maryji to nie było by możliwe. Także łaski są przeogromne. Ale dla jasności- to o co się modliłem zakończyło się zupełnie inaczej.

Dziś już nie walczę. Kocham bardzo tą osobę. Oboje się bardzo raniliśmy przez ten czas. Potem próbowałem naprawić wszystko, bezskutecznie. Bóg mi niestety nie pomógł się pogodzić z Agą. Nie wiem czemu. To trudne, ale staram się o tym nie myśleć. Wiem, że nie moge sie obrażać na Boga. Ja już raz kazałem mu sie nie mieszać w moje życie- i wszystko zaczęło się psuć. Bez Boga nic nie ma, wszystko skupi się na grzechu i radości. Pełno tam pychy, egoizmu i samotności i nienawiści. Bez Boga juz nigdy nie chcę żyć.

Ale Maryja mnie nie wysłuchała. Ja i Aga nie pogodzimy się ,bo ona nie chce tego. Ja sam zrobiłem ze swojej strony wszystko co mogłem, ale bez jej chęci to tylko stek monologów i zadręczeń. Mam dość. I wiem ,ze już nic z tego nie bedzie. Nie zostałem wysłuchany. Widać Bóg ma dla mnie coś lepszego.

Co mnie zadziwia obecnie- modlitwa jest trudna- bo nie modlę sie o nic. Ja nie mam prawie żadnych intencji. Modlę sie dla Boga, choć mi sie wcale nie chce. Jak pięknie sie modlić jak czegoś chcemy. Jesteśmy tacy pilni i milusińscy. A jakbyś my tak mieli nie prosić o nic. Pozwolić się prowadzić.
Ciężko to wychodzi, wiem po sobie.

Trochę chaotycznie pisane, ale jestem po chorobie świerzo i jeszcze merytorycznie kuleję ale nadrobię i dopiszę co nieco.

To tyle ode mnie na razie, Mariusz