Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !
W kontekście metafory kryzys byłby momentem wrzucenia do gorącej wody, z
której albo uda się szybko wyskoczyć, albo zostaniemy ugotowani.
Doszło już chyba do tego, że wszelkiego rodzaju trudności traktowane są
jako kryzys. Stąd pisanie o kryzysie staje się pisaniem o wszystkim.
Takie podejście nie jest zgodne z pierwotnym rozumieniem tego pojęcia i -
co gorsze - pozbawia nas możliwości rozumienia pewnych szczególnych i
ważnych życiowych sytuacji; sytuacji, w których musi dojść do szybkiej i
radykalnej zmiany.
Hipokrates mówił o kryzysie w kontekście choroby. Jako lekarz za kryzys
(krisis, z jęz. gr. sąd) uznał moment przesądzający o stanie chorego,
czyli moment maksymalnego nasilenia objawów choroby, po którym dochodzi
do radykalnej zmiany stanu organizmu: chory wyzdrowieje i będzie żył
albo umrze.
Podobnie kryzys rozumiany jest na gruncie psychologii. Lindemann i
Caplan określili kryzys psychiczny jako reakcję człowieka zdrowego na
sytuację trudną, w której dotychczas stosowane sposoby radzenia sobie
stały się niewystarczające. Skutkiem kryzysu musi więc być radykalnie
nowy - konstruktywny lub destruktywny - sposób funkcjonowania. Trzeba
pamiętać, że kryzys psychiczny nie jest chorobą. Jest jedną z reakcji
człowieka zdrowego na spotykające go trudności. Po kryzysie coś się
zmienia, coś zostaje przesądzone. Efektem reakcji na kryzys musi być
zmiana dotychczasowego funkcjonowania, ponieważ - i jest to w rozumieniu
kryzysu bardzo ważne - dłużej już, tak jak dotychczas, żyć się nie da.
Kryzys, jak pisał Allport, jest sytuacją emocjonalnego i umysłowego
stresu, wymagającą zmiany perspektywy w ciągu krótkiego czasu. Kryzys
nie jest zatem sytuacją stresu jakąkolwiek, lecz taką, która wymaga
zmiany, i to zmiany w ciągu krótkiego czasu. Nie może trwać długo,
ponieważ w czasie kryzysu człowiek przestaje sobie radzić i albo szybko
wypracuje nowe sposoby konstruktywnego radzenia sobie z rzeczywistością,
albo ponosi dotkliwe konsekwencje nieradzenia sobie.
Czym więc jest tzw. trwający wiele lat kryzys małżeński? W wyżej
przedstawionym rozumieniu to już nie kryzys, ponieważ szansa na szybką i
radykalną zmianę nigdy się nie pojawiła lub została zaprzepaszczona.
Cóż zatem? To oczywiście zależy od sytuacji, ale zazwyczaj jest to stan
względnie trwałego zaburzenia relacji małżeńskiej; stan, w którym jest
coraz więcej bólu i jednocześnie coraz mniej nadziei. To stan, który
wymaga innego podejścia niż kryzys.
Odwołując się do przytoczonej na początku artykułu metafory, należałoby
stwierdzić, że tzw. przewlekły, chroniczny, długotrwały kryzys
małżeński jest gotowaniem żaby, czyli powolnym jej zabijaniem. W tej
sytuacji jest ona zupełnie bezbronna, ponieważ stopniowo przyzwyczaja
się do niszczących ją warunków i nie widzi zagrożenia.
To, co powszechnie nazywamy przewlekłym kryzysem, może w rzeczywistości
okazać się stanem utrwalonej patologii. Zbyt dosadnie? Rzeczywiście,
może lepiej mówić o długotrwałych trudnościach, trudnym życiu bądź
pocieszać się stwierdzeniem, że człowiek do wszystkiego się przyzwyczai.
Można też oddać się pracy, poświęcić dla dzieci albo rozpuścić odczucia
w alkoholu.
Ale może jednak warto nazwać rzeczy po imieniu po to, żeby sprowokować
kryzys, czyli wyrwać żabę ze stanu groźnego uśpienia, obudzić ją i
motywować do walki. Niekiedy zdrowsza jest sytuacja, w której musi coś
się zmienić, niż rezygnacja połączona z usilnym przyzwyczajaniem się pod
pretekstem, że nic nie da się zrobić.
Kryzys jest swego rodzaju wstrząsem, motywującym do zmiany
przebudzeniem, rodzącym przerażenie i bunt wyzwaniem. Jak wygląda to w
życiu? Oto kilka przykładów, z których każdy można by zacząć od słów:
"wszystko było dobrze, aż tu nagle…"; "uderzyłem po raz pierwszy żonę…";
"…zdradziłam męża - totalny szok!"; "od kilku miesięcy codziennie
piję…"; "wykrzyczałam córce, że ją nienawidzę…"; "…zauważyliśmy, że już
od wielu miesięcy nie rozmawiamy ze sobą, nie sypiamy razem".
Być może niektórzy odruchowo próbują robić wszystko, żeby było tak, jak
dawniej. Próbują wziąć się w garść i żyć bardziej uważnie,
postanawiając, że już nigdy więcej. Próbują przebaczać, sądząc mylnie,
że aby to zrobić, trzeba zapomnieć i żyć dalej, mimo wszystko.
Wszystkie te strategie pozwalają zażegnać kryzys, zmieniając go,
niestety, w stan… No właśnie, czego? Przedłużających się trudności,
ciężkiego życia, a może zaburzenia i patologii. Stłumiony wybuch złości
zaowocuje kolejnym wybuchem, pozornie zapomniana krzywda będzie obrastać
murem żalu i skrywanej nienawiści, wyciszony lekami lęk powróci.
Warto powiedzieć sobie, że po pierwszym akcie przemocy, po pierwszej
zdradzie, po pierwszym bólu wywołanym samotnością we dwoje nigdy nie
będzie tak, jak było wcześniej. Życie zmieni się dość poważnie. Być może
małżonkowie zaczną się od siebie konsekwentnie oddalać, zamykać się w
sobie, zakładać maski, zawierać każdego dnia na nowo pakt o nieagresji.
Może być też tak, że ich toksyczny związek wzmocni i utrwali rodząca się
powoli i niszcząca obie strony patologia.
Mogą jednak skorzystać z szansy, jaką daje im kryzys. Może wypracują
nowe bardziej konstruktywne sposoby radzenia sobie z agresją; staną się
bardziej zdolni przebaczać; zaczną być bliżej siebie, kochając się
bardziej dojrzale, czule i głębiej. Może - co też warto brać pod uwagę -
zerwą swój niszczący, toksyczny, niedający nadziei na wspólne dobre
życie związek.
Na koniec chciałbym przypomnieć żabę - nie tę z biologicznych
eksperymentów, którą ugotować trudno, ale tę z przytoczonej na wstępie
metafory. Owszem, wyskakując z gorącej wody, można połamać sobie nogi,
ale można też wskoczyć na wyższy poziom i jeszcze bardziej poczuć, że
się żyje. Ważne, aby nie dać się ugotować.
***
*ks. dr Wiesław Błaszczak SAC - doktor psychologii; duszpasterz, rekolekcjonista. Zajmuje się poradnictwem duchowym i psychologicznym oraz psychoterapią. Od 2003 r. prowadzi prywatną praktykę terapeutyczną w Ośrodku Terapeutyczno-Szkoleniowym OTS w Lublinie (www.ots.lublin.pl).
Joasiu a myślałaś o czasowej separacji? Żeby Wam obojgu dać czas, dzieciom dać trochę odpocząć od tej chorej sytuacji? Nie namawiam cię broń Boże na rozwód, co to to nie! Ale może takie rozstanie będzie dla Twojego męża własnie tym dnem i pomoże mu w powrocie do normalności? Wiele rzeczy doceniamy dopiero wtedy kiedy je tracimy - Twój mąż może musi stracić żeby docenić?
Joasiu witaj kochana ;) Bardzo współczuję Ci .
Polecam Ci dać mężowi Cudowny Medalik i prosić Matkę Bożą o pomoc .
http://www.mariateresa.ojczyzna.pl/TEKSTY/Cudowny%20Medalik.htm
Moja koleżanka miała podobny problem z mężem ,zapisała się i od dłuższego czasu chodzi na spotkania Al.-Anon dla rodzin alkoholików ,te spotkania bardzo jej pomogły radzić sobie ,bo często popelnia się błędy i zamiast pomagać choremu to się szkodzi ,jej mąż już nie pije .Nie było łatwo ,ale udało się .
Tu znalazłam adresy klubów ,może Ci się przydadzą .
Patronem alkoholików jest Matt Talbot warto go prosić również o wstawiennictwo .
Ściskam serdecznie ;)