Loading...

Ciekawe artykuły | Forum Nowenny Pompejańskiej

Lokalizacja tematu: Forum » Różności » Propozycje
Besia
Besia Oct 25 '16, 09:30

~~
Ryba i demon. Egzorcyzmy w starożytnym Izraelu
 
Napisał dr Roman Zając
    
 

  

Ryba i demon. Egzorcyzmy w starożytnym Izraelu 

 

W pogańskich religiach starożytnego Bliskiego Wschodu istniało wiele praktyk, które miały przeciwdziałać złowrogim siłom oraz uwalniać osoby i miejsca spod władzy złego ducha. Stary Testament pokazuje, że jedynym „środkiem zaradczym” przeciwko demonom jest wiara w Boga.

 

Nie ulega wątpliwości, że mocą, która wyzwalała Hebrajczyków z lęku przed demonami, była wiara w jedynego Boga (por. Ps 91, 9-10). Z tego powodu działania antydemoniczne w starożytnym Izraelu opierały się na odwoływaniu się do władzy sprawowanej w Jego imię (Jdt 9, 1-14; Za 3, 2). Miały też charakter próśb, zanoszonych w modlitwie przez człowieka sprawiedliwego. Owszem, w Księdze Kapłańskiej (16, 1-34) czytamy o rycie pojednania. Podczas tego obrzędu jednego kozła zabijano na ofiarę dla Jahwe, a drugiego, obarczonego grzechami ludu, wysyłano na pustynię dla Azazela. Praktyka ta nie ma jednak nic wspólnego z egzorcyzmem. Co ciekawe, kiedy w Starym Testamencie mowa jest o działaniu szkodliwych duchów, nie przyznaje się im autonomicznej siły. One zależą od Boga. Czytamy o pierwszym królu żydowskim: Saula natomiast opuścił duch Pański, a opętał go duch zły zesłany od Pana (1 Sm 16, 14). Można też powiedzieć, że Hebrajczycy powściągliwie odnosili się do wiary w złe duchy. Świadczą o tym bardzo skąpe informacje na temat praktyk skierowanych przeciwko demonom. W starożytnym Izraelu magia i wszelkie praktyki magiczne były surowo zakazane, np. czynności wymierzone przeciwko demonom (powszechnie stosowane przez ludy ościenne), zaklinanie duchów zmarłych, a nawet pewne metody leczenia. W Starym Testamencie spotykamy jedynie śladowe wzmianki o pewnych środkach zaradczych przeciwko demonom. W przypadku Saula owładniętego złym duchem skuteczna wydawała się „terapia muzyczna” (1 Sm 16, 23). Trudno jednak dziś stwierdzić, czy było to opętanie. Wszystko wskazuje na to, że Saul cierpiał z powodu postępującej choroby psychicznej.

 

Rafał wypędza Asmodeusza

Niektórzy uważają, że swego rodzaju rytuał egzorcyzmu opisuje Księga Tobiasza. Powstała ona prawdopodobnie pod koniec II lub w początkach I w. przed Chr. Utwór ten, pierwotnie napisany po aramejsku (o czym świadczą fragmenty znalezione w Qumran, starożytnej osadzie zamieszkałej przez jedno z religijnych stronnictw żydowskich), dotarł do naszych czasów w trzech różnych opracowaniach greckich. W Księdze Tobiasza wspomniany został demon Asmodeusz (Tb 3, 8). Greckie słowo Asmodaios ma swój hebrajski odpowiednik w Talmudzie. Pojawia się tu demon Aszmedaj oraz Aszmedajj. Oba te imiona wywodzą się od semickiego rdzenia š-m-d, który wyraża ideę niszczenia, unicestwiania, burzenia. Być może zapis hebrajski, pochodzący z literatury talmudycznej, jest wtórny, a postać Asmodeusza to wynik zapożyczenia tego demona z religii perskiej. Odnajdujemy w niej bowiem pierwotną wizję talmudycznego Aszmedaja w postaci staroirańskiego demona Aeszma. Według Księgi Tobiasza młoda Żydówka Sara mieszkała wraz z ojcem Raguelem w mieście Ekbatana. Asmodeusz zabił 7 kolejnych jej mężów, nie dopuszczając do skonsumowania małżeństwa (Tb 3, 8; 6, 14-17). Szkodliwą działalność demona przerwał dopiero Tobiasz. Od towarzyszącego mu anioła Rafała otrzymał on następujące instrukcje: Serce i wątrobę ryby spal przed mężczyzną lub kobietą, których opanował demon lub zły duch, a zniknie opętanie w każdym z nich i już nie pozostanie (Tb 6, 8). Po wykonaniu tych czynności przez młodego Tobiasza demon uciekł aż do Górnego Egiptu. Natychmiast udał się za nim Rafał, aby go związać i unieszkodliwić (Tb 8, 3). Z pewnością błędem byłoby doszukiwanie się w tym tekście recepty na radzenie sobie z demonami. Biblijny fragment nie zachęca też do tego, aby na wszelki wypadek trzymać rybę i za pomocą smrodu pochodzącego z jej palonych wnętrzności wyganiać złego ducha. Z opowiadania wynika coś innego. Tak naprawdę demona Asmodeusza wypędził posłany przez Boga anioł Rafał. Największe znaczenie miała natomiast pełna zaufania modlitwa do Jahwe jako jedynego Wybawcy (Tb 8, 4-8). Spalenie wątroby i serca ryby było prawdopodobnie tylko gestem, który miał uspokoić Tobiasza. Z pewnością nie należy doszukiwać się tutaj jakiegoś magicznego rytuału. Ludzie potrzebują czasem pewnych namacalnych znaków. Spalenie wnętrzności ryby można uznać za gest podobny do tego, o jakim czytamy w Ewangelii, kiedy Chrystus nałożył błoto na oczy ślepca. Znaleziony w Qumran apokryf do Księgi Rodzaju, uzupełniając opowiadanie Rdz 12, 9-20, wspomina o tym, że faraona, który zabrał do swego haremu Sarę, przez 2 lata dręczył zły duch. Uniemożliwiał on władcy Egiptu zbliżenie się do cudzej żony. W apokryfie opisana jest także modlitwa Abrahama i włożenie rąk na głowę faraona skutkujące wyrzuceniem z niego złego ducha.


 
 

Fragment artykułu pochodzący z Miesięcznika Egzorcysta nr 37

Edytowany przez Besia Oct 25 '16, 09:40
Anka
Anka Oct 25 '16, 10:45

Dobry artykuł odnośnie egzorcyzmu proponowanego przez Tomasza na forum. :)

 

Dorota
Dorota Oct 25 '16, 10:54
No właśnie Aniu , teraz to czytam i widać , że to nie nasz Tomasz sam odnalazł te słowa . Jeśli możesz pokieruj Tomasza do tego linku, , bo on może tego nie widzieć. Ja jestem na telefonie i nie za bardzo mi to pójdzie .
Anka
Anka Oct 25 '16, 11:25

Tomasz widzi jak każdy temat na tablicy, więc być może przeczytać.

Besia
Besia Lis 14 '16, 23:40

ks. Wojciech Osial    Dekalog

http://ogienmilosci.pl/wydarzenia/dekalog/

Besia
Besia Lis 16 '16, 08:44

~~Ks. Dominik Chmielewski: Modlitwa to nie handel - JAK SIĘ MODLIĆ

 


 

  
 

Jakże często się zdarza, że w związku z naszymi życiowymi niepowodzeniami mamy dużo pretensji i żalów do Boga, jakby to On był przyczyną wszelkiego zła, jakie dzieje się w naszym życiu. Przyjmując buntowniczą postawę, oskarżamy Boga o to, że dopuścił do wydarzeń, które nas unieszczęśliwiły. Jest to sytuacja dla kapłanów szczególnie niekomfortowa, ponieważ to oni najczęściej, niejako w zastępstwie Boga, są adresatami tych oskarżeń. Przecież, jeśli Bóg jest wszechmocny, jeśli jest miłością, jeśli tak bardzo kocha, jak Ksiądz mówi, to dlaczego mam tak ciężko w życiu? Dlaczego doświadczam tyle cierpienia, dlaczego tyle rzeczy mi się nie udało?

Znamienne, że bardzo często skargi takie wychodzą od osób jawiących się powszechnie jako bardzo pobożne, które co niedzielę chodzą do kościoła, a nierzadko nawet codziennie. Są to wierni, którzy intensywnie się modlą, np. odmawiają codziennie Różaniec i Koronkę do Miłosierdzia Bożego. I gdy przychodzi jakaś ciężka choroba, wypadek, śmierć bliskiej osoby, utrata pracy czy jakieś inne nieszczęście, nagle z ich ust wyrywa się krzyk do Boga: Dlaczego mi to zrobiłeś?! Przecież chodzę do kościoła, przecież się modlę, przecież Cię kocham, Boże – dlaczego?… W takiej sytuacji ujawnia się prawdziwa natura naszej religijności. Okazuje się bowiem, że po to chodzimy do kościoła, po to spędzamy godziny na klęczkach, aby było nam w życiu ładnie, beztrosko i przyjemnie, a jak jest coś nie tak, to obrażamy się na Boga i karzemy Go często ateizmem, zrywając z Nim jakąkolwiek relację.

Okazuje się więc, że od samego początku był to zwykły interes. Ja będę chodzić do kościoła, będę się codziennie modlić, świadczyć dobre uczynki, a w zamian Bóg ma mi dać wspaniałego męża, cudowne dzieci, długie i pozbawione jakichkolwiek dolegliwości życie i zasobne konto. Wszystko już tu na ziemi musi być tak jak w niebie – żadnego nieszczęścia, żadnej choroby, żadnej krzywdy ani cierpienia – bo przecież codziennie modlę się i chodzę do kościoła. Zawieram z Bogiem kontrakt: Ja Ci to, a Ty mi to, i nie waż się tej umowy naruszyć. Tak niestety bardzo często funkcjonujemy, jakby zapominając, co Jezus zrobił z handlarzami w świątyni. Jest to jedna z najbardziej wstrząsających scen, pokazująca zdumiewające zachowanie Jezusa, który popadł w straszliwy gniew, gdy zobaczył ludzi bezczeszczących świątynię. Jak wielki ból musimy zadawać Jezusowi za każdym razem, gdy wchodzimy w taki handel z Panem Bogiem?



 

 



 
Przeżywając trudne sytuacje w życiu, osoby wierzące coraz częściej podejmują Nowennę Pompejańską, na przykład w intencji nawrócenia się dziecka czy też powrotu małżonka, który odszedł do drugiej osoby, lub, co obecnie jest dość powszechne, w intencji znalezienia pracy. Niby wszystko w porządku, ale czy to nie jest ukryty handel z Bogiem? Czy na pewno modlimy się z miłości do Niego, rozkoszując się Jego obecnością przez czas tej modlitwy? A może mówimy te zdrowaśki po to, aby On dał nam tę pracę, bo podpisałem kontrakt – ja dam Ci Nowennę Pompejańską, a Ty mi daj mi pracę; coś za coś.

Oczywiście taka transakcja jest nie tylko grzechem. Bóg jest miłością i rozumie nas jak nikt na świecie. Jest tak współczujący, że na pewno da nam to, o co prosimy. On chce się nami cieszyć, choć bardzo Go boli, gdy posługując się modlitwą, próbujemy robić z Nim interes. Raduj się w Panu, a on spełni pragnienia Twego serca – mówi psalmista (Ps 37, 4), a nie na odwrót, czyli że najpierw On ma spełniać nasze pragnienia, a wtedy my będziemy się w Nim radować. Bogu zależy na tym, żeby każda modlitwa, każde spotkanie z Nim było rozkoszą spotkania dwóch osób, które kochają się najbardziej we wszechświecie. Bóg pragnie, aby każde spotkanie z Nim było dla nas radością, że możemy być teraz razem, że możemy rozmawiać, patrzeć na siebie i kochać się, a efektem pobocznym będą cuda, jakie Bóg uczyni w naszym życiu. Jeśli jednak przychodzę do Boga tylko po to, żeby z Nim handlować łaskami, to w tym momencie bardzo ranię Jego serce. Warto więc zrobić też rachunek sumienia z naszego handlu z Bogiem przez modlitwę, która była w naszym życiu tylko po to, żeby coś od Niego dostać, a Boga traktowaliśmy jak partnera handlowego.

Fragment książki ks. Dominika Chmielewskiego "Jego miłość Cię uleczy"

Besia
Besia Lis 20 '16, 22:46

~~Chrystus Król w duchowości św. Faustyny Kowalskiej


Św. Faustyna Kowalska i jej przesłanie są dobrze znane współczesnemu Polakowi. Skupiają się one na miłosierdziu Boga. Intensywność propagowania Bożego Miłosierdzia sprawia niekiedy wrażenie, że jest ono istotą Boga, a nie Jego przymiotem. Zdarza się, że prawdę wiary: Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze, uważa się za nieaktualną i najchętniej usunięto by ją z katechizmu. Wśród wielu ludzi upowszechnia się pogląd, że miłosierny Bóg kocha człowieka bezgranicznie, więc, przebaczając jego grzechy, nie stawia mu żadnych wymagań. Zatraca się w ten sposób poczucie autorytetu Boga na rzecz traktowania Go jak dobrego "kumpla". A przecież Bóg jest Stwórcą i Panem nie tylko człowieka, ale Władcą i Królem wszelkiego stworzenia. Św. Faustyna, pisząc o miłosierdziu Boga, zachowuje pełny uszanowania należny Mu dystans, najczęściej określając Go Panem, tym, który panuje nad wszystkim. To, że Bóg jest Królem, jest dla niej tak oczywiste, że nie poświęca temu aspektowi w swoim Dzienniczku zbyt wiele miejsca, natomiast pulsuje on w tle każdej jej wypowiedzi. Faustyna niejako mimochodem wspomina o Chrystusie jako Królu, ale nawet z tych zapisków wyłania się bardzo plastyczny obraz Władcy świata, nieba, serca i duszy człowieka.


 Faustyna żyła w 1. połowie XX w. w Polsce, w czasie, gdy Kościół cieszył się autorytetem niepodważanym przez władzę świecką. Na ten czas przypada ustanowienie w Kościele powszechnym święta Chrystusa Króla Wszechświata (1925 r.), co pozwala wnioskować, że ten aspekt odpowiadał mentalności ówczesnych katolików i cieszył się popularnością. Miał więc wpływ i na życie religijne Faustyny Kowalskiej. Dla niej Bóg jest Osobą bardzo bliską, darzy Go bezgraniczną miłością połączoną z ogromnym szacunkiem. Jest jej Oblubieńcem, ale także jest jej Władcą i Stwórcą. Faustyna określa także Boga, szczególnie objawiającego się jej Chrystusa, Królem i nie tylko nazwa jest tu kryterium, lecz także sposób, w jaki ona traktuje i rozumie wszechmoc Boga: Wielki majestat Boga, jaki mnie dziś przeniknął i przenika, obudził we mnie wielką bojaźń, ale bojaźń uszanowania, a nie bojaźń niewolniczą, która jest bardzo różna od bojaźni uszanowania. Bojaźń uszanowania rodziła się dziś w sercu moim z miłości i poznania wielkości Boga, i to jest wielką radością duszy (732). W dniu 1 IX 1937 r. sam Pan Jezus objawia się Faustynie jako Król pełen majestatu, srogo spoglądający na ziemię i przedłużający czas miłosierdzia na prośby Maryi (por. 1261).


 Faustyna mistrzowsko łączy dystans i bliskość: Trwam zawsze w świętym zdziwieniu, kiedy czuję, że się zbliżasz do mnie. Ty, Pan tronu straszliwego, spuszczasz się w nędzne wygnanie i przychodzisz do ubogiej żebraczki, która nic nie ma prócz nędzy; nie umiem Cię ugościć, mój Królewiczu, ale Ty wiesz, że Cię kocham każdym drgnieniem serca. Widząc Twe uniżenie, jednak nie zmniejsza się w oczach moich majestat Twój. Wiem, że mnie miłujesz miłością oblubieńca, a to mi wystarcza, choć nas dzieli przepaść wielka, boś Ty Stwórca, a ja stworzenie Twoje. Jednak miłość jest tylko wytłumaczeniem naszej łączności, poza nią wszystko jest niepojęte; miłość tylko jest zrozumieniem tej niepojętej poufałości, z jaką przestajesz ze mną. O Jezu, Twa wielkość przeraża mnie i byłabym w ustawicznym zdziwieniu i lęku, gdybyś mnie sam nie uspokajał…(885).



 

 


 

 W oczach św. Faustyny Chrystus jest nie tylko Królem ziemi, lecz także Królem nieba, którego wielbią duchy niebieskie według stopnia łaski i hierarchii…(779). Jest On również Królem człowieka. Faustyna tę prawdę zawiera w opisie jednego ze swoich przygotowań do Komunii świętej: Dziś przygotowuję się na przyjście Króla. Cóż ja jestem, a cóż Ty, o Panie, Królu chwały - chwały nieśmiertelnej. O serce moje, czy zdajesz sobie z tego sprawę, kto dziś przychodzi do ciebie? - Tak, wiem o tym, ale dziwnie pojąć tego nie mogę. O, ale gdyby to tylko król, ale to Król królów, Pan panujących. Przed Nim drży wszelka potęga i władza. On dziś przychodzi do mojego serca. (…) Kiedy wszedł do mieszkania serca mego, dusza moja przejęła się tak wielkim uszanowaniem, że z przerażenia zemdlała, upadając do Jego stóp. Jezus podaje jej swoją dłoń i pozwala łaskawie zasiąść obok siebie. Uspokaja ją: "Widzisz, opuściłem tron nieba, aby się z tobą połączyć." (…) A więc, Królu mój, o nic Cię nie proszę, choć wiem, że wszystko mi dać możesz. Proszę Cię tylko o jedno: zostań Królem na wieki mojego serca, to mi wystarcza (1810-1811). W ten sposób Faustyna przyjęła Chrystusa - intronizowała Go w swoim sercu.


 Jako apostołka miłosierdzia pragnie tego dobra i dla innych. W święto Chrystusa Króla 1935 r. zapisuje w Dzienniczku: W czasie Mszy św. modliłam się gorąco, by Jezus był Królem wszystkich serc, aby łaska Boża błyszczała w każdej duszy (500). Bardzo często w Dzienniczku występuje rzeczownik "dusza" jako synonim słowa "człowiek". W objawieniu zanotowanym przez św. Faustynę w ostatnim roku jej życia Pan Jezus raz jeszcze przypomina, że Jego królestwem na ziemi jest Jego życie w duszy ludzkiej (por. 1784).


Św. Faustyna często w porywach serca do słowa "król" dodaje kolejne określenia. W modlitwie zainspirowanej myślą o ślubach wieczystych nazywa swojego Oblubieńca "Królem nieśmiertelnym": Myślę o ślubach wieczystych i o tym, kto jest Ten, który się ze mną pragnie połączyć (…). Jak to się stanie, przecież Tyś Bóg, a ja stworzenie Twoje, tyś Król nieśmiertelny, a ja żebraczka i nędza sama. Ale już mi jest teraz wszystko jasne - przecież tę przepaść wyrówna łaska Twoja, Panie, i miłość (199).
 Najbardziej charakterystycznym dla jej duchowości jest określenie "Król miłosierdzia". To jej nazwa własna nadana Chrystusowi. Już na początku swoich zwierzeń duchowych prosi: Królu miłosierdzia, kieruj duszą moją (3). Nazwa ta nie jest przejawem jej osobistej inicjatywy, lecz imieniem objawionym przez Pana Jezusa na czasy ostateczne. On sam dyktuje jej słowa: Napisz to: Nim przyjdę jako Sędzia sprawiedliwy, przychodzę wpierw jako Król miłosierdzia (83). Na zadane wprost przez św. Faustynę pytanie jednoznacznie odpowiada: Jestem Królem Miłosierdzia (88). I po raz kolejny, objawiając swoje miłosierdzie, mówi: …jako Król miłosierdzia pragnę obdarzać dusze łaskami, ale nie chcą ich przyjąć (367). Od tej chwili posłuszna uczennica używa wskazanego jej Imienia w chwilach najbardziej intymnych modlitw. W miarę krzepnięcia i nabierania mocy duchowej coraz śmielej przekazuje prawdy o miłosierdziu Bożym: Że Bóg jest nieskończenie miłosierny, nikt temu zaprzeczyć nie może; pragnie On, żeby wiedzieli wszyscy o tym; nim przyjdzie powtórnie jako Sędzia, chce, aby wpierw dusze poznały Go jako Króla miłosierdzia (378).


 Ten wielki Król nieba i ziemi opuszcza majestat nieba i staje się Oblubieńcem ukrytym w Eucharystii, Oblubieńcem Faustyny i każdego człowieka przystępującego do Komunii świętej. Ta tajemnica zjednoczenia jest dla. Faustyny przyczyną nieustannego zadziwienia, kontemplacji, miłości. Pozwala jej zrozumieć, że jest ona dzieckiem królewskim, bo czuje, że krew Jezusa krąży w jej żyłach. Akt ślubów wieczystych niejako nobilitował jej przynależność do rodu królewskiego. Sam tekst ślubów wieczystych mógł być dla niej pewną inspiracją w kierunku skojarzeń "królewskich", gdyż przy wręczaniu obrączki biskup Stanisław Rospond wypowiedział formułę, kończącą się zdaniem: …a jeżeli będziesz Mu (tj. Chrystusowi) wiernie służyć, abyś była na wieki koronowana (248).


 Jeżeli jest się synem Boga, to także się jest Jego dziedzicem - uczył św. Paweł Galatów (por. Ga 4,7). Dla Faustyny konsekwencją bycia dzieckiem królewskim jest także udział w dziedzictwie królewskim - w godności królewskiej. Zapewnia ją o tym sam Pan Jezus słowami: …pokornych wywyższam do tronu swego, bo tak chcę (282).
 Przynależność do rodu królewskiego, współudział w godności królewskiej, udział w dziedzictwie Króla, pociągają za sobą obowiązek dbania o godność Króla i o rozwój Jego dziedzictwa. Ten motyw odpowiedzialności za szerzenie Królestwa Bożego towarzyszy Faustynie w jej życiu duchowym. Podczas nocnej adoracji w 1935 r. deklaruje: Nie chcę spoczynku w boju, ale walczyć będę do ostatniego tchu życia o chwałę Króla i Pana swego. Nie złożę miecza, aż mnie wezwie przed tron swój (450). Jakby nie widząc owoców swych starań, pisze: Ty widzisz, że nie szczędzę ni sił, ni zdrowia, ni życia w obronie królestwa Twojego…, a Chrystus jej odpowiada: Idź - wzmocniona mą łaską - i walcz o królestwo moje w duszach ludzkich… (1489). 30 I 1938 r. zapisuje: W medytacji dał mi Pan poznać, że dopokąd serce w mej piersi bije, zawsze powinnam starać się, aby królestwo Boże szerzyło się na ziemi. Mam walczyć o chwałę swego Stwórcy (1548).


 Starajcie się naprzód o Królestwo Boże - prosi Chrystus w Ewangelii (Mt 6,33), a w dzisiejszych czasach wezwanie to nabrało wyjątkowej aktualności.
Danuta Ołubek

Posłaniec Serca Jezusowego
PSJ nr listopad 2004

Besia
Besia Lis 23 '16, 17:57

Wiara,Nadzieja ,Miłość

http://ruda_parafianin.republika.pl/kkrk/wiara/00.htm

Besia
Besia Lis 27 '16, 20:43

~Niech ci nie będzie żal grzechów

o. Augustyn Pelanowski
 GN 48/2016  |
 
 

 
 

 

 


Namiętnych grzechów nie da się inaczej usunąć, jak równie namiętną skruchą.

 

 

 

Noc się posunęła, a przybliżył się dzień, więc trzeba bezzwłocznie odrzucić uczynki mroku, imprezowanie, cudzołóstwo i nienawiść jak zabrudzoną szmatę, a przyoblec się w zbroję blasku obecności Jezusa Chrystusa. Paweł sugeruje, że ta gwałtowna zmiana ma dokonać się w tej godzinie, właśnie teraz. Decyzje odłożone na później są stracone na zawsze.

Zerwanie z grzechem Paweł określa czasownikiem apotithemai, który ukrywa, poza aktem odsunięcia od siebie konkretnych czynów niemoralnych, także napięcie uczuciowej nienawiści. Namiętnych grzechów nie da się inaczej usunąć, jak równie namiętną skruchą wzbudzającą nienawiść do nieprawości. Gdy mam coś odrzucić, nie czynię tego z obojętnością, lecz z zaangażowaniem uczuć potęgujących moją wolę odżegnania się od zła. W listach Pawła czasownik ten jest używany do wyrażenia odsunięcia od siebie wszelkich czynów grzesznych: gniewu, nienawiści, hipokryzji, pychy, rozpusty, znieważania, chciwości, kłamstwa, próżności. Ale by zrozumieć, z jaką siłą powinniśmy to uczynić, trzeba zobaczyć dwa miejsca biblijne, w których czasownik ten występuje w okolicznościach opisujących męczeństwo świętych mężów. Tego czasownika użyto w opisie wtrącenia do więzienia Jana Chrzciciela oraz kamienowania Szczepana. Żydzi nie mogąc znieść proroctw Szczepana, wyrzucili go poza miasto i kamienowali. Nietrudno sobie wyobrazić, z jaką namiętną nienawiścią to czynili. Z taką nienawiścią trzeba odrzucić grzech, z jaką źli ludzie kamienują i wrzucają do lochów takich świętych jak Jan Chrzciciel i Szczepan. Zło trzeba w sobie zatłuc i wrzucić na dno przepaści zatracenia, bo jeśli tego nie uczynimy, to nawet gdybyśmy byli tak prawdomówni jak Chrzciciel albo tak wierni jak Szczepan, grzechy nas zniszczą. Może ktoś się zgorszy, że tak bezwzględnie należy postąpić z grzechem, ale czy właściwą postawą jest litowanie się nad grzechami? Nie ma wyrozumiałości wobec zła, które w sobie znajdujesz. Niech ci nie będzie żal grzechów, ale niech będzie w tobie żal z powodu grzechów, i to potężniejszy niż nienawiść.

Bóg nadchodzi, więc odrzućmy wszystko, co sprzeciwia się Jego nadejściu. Człowiek jest istotą zmienną i dlatego ciągle musi się utwierdzać w tym, co jest od Boga. Każdego roku jest jesień po lecie i każdego roku musisz podejmować pokutę po grzechach z całego roku.

 

Besia
Besia Gru 2 '16, 10:44

~~
Marcin Jakimowicz

Niezły kaliber
 Gość Niedzielny 
 

 

 

To modlitwa olbrzymiej mocy – opowiadają egzorcyści. Dlaczego Bóg posługuje się kawałkiem sznurka i zbieraniną drewnianych kuleczek? I dlaczego reagują na nią nawet nienarodzone dzieci?

 

Ma niezwykłą siłę rażenia – uśmiechają się ci, którzy nie wypuszczają go z dłoni. – Ci, którzy będą gorliwie odmawiali Różaniec, „otrzymają wszystko, o co poproszą” – usłyszał od samej Maryi błogosławiony Alanus de la Roche. – Różaniec zachowuje całą swą moc i pozostaje narzędziem nie do pominięcia pośród środków duszpasterskich każdego głosiciela Ewangelii – pisał w liście „Rosarium Virginis Mariae” Jan Paweł II. Jan Budziaszek, perkusista Skaldów, swój różaniec nazywa pieszczotliwie „kulomiotem”. Dlaczego Bóg wybrał na narzędzie walki duchowej tak niepozorną, prostą modlitwę?

 

Zdejmij ten łańcuch! Parzy!
 

– Do mojego różańca przyczepiony jest medalik świętego Benedykta – opowiada ks. Jarosław Międzybrodzki, katowicki egzorcysta. – Zawsze, gdy odmawiam spisaną na nim modlitwę, obserwuję bardzo gwałtowne reakcje złych duchów. Modlę się słowami z medalika: „Niech krzyż Chrystusa będzie mi światłem, niech szatan nie będzie mi przewodnikiem”, a złe duchy szaleją. Dosłownie je roznosi… Bardzo często odmawiam Różaniec w czasie egzorcyzmów. Choć rytuał nie przewiduje konieczności odmówienia tej modlitwy, egzorcysta może modlić się nią wedle swego uznania. Wybieram Różaniec, bo to bardzo skuteczna modlitwa. Kiedyś modliłem się długo nad zniewoloną kobietą. W pewnej chwili wyciągnąłem zwykły, drewniany różaniec i założyłem go na jej szyję. Tak jak korale. Reakcja złego ducha była natychmiastowa: – Ściągnij ten łańcuch – zaczął wrzeszczeć. – Parzy mnie, dusi! Błagał mnie o to przez kwadrans. Prawie wszystkie osoby zniewolone, które spotkałem, opowiadają, że mają ogromne problemy z modlitwą różańcową. Nie są w stanie jej odmawiać. Zaczynają kaszleć, odczuwać duszności. W pewnym małżeństwie, w którym zniewolona jest żona, można zaobserwować ciekawą sytuację. Siedzący w innym niż ona pokoju mąż dyskretnie zaczyna odmawiać Różaniec, a po chwili przybiega do niego żona z krzykiem: Co robisz? Zwariowałeś?

 

Dlaczego Pan Bóg posługuje się kawałkiem sznurka i zbieraniną drewnianych kuleczek? – To wielka tajemnica, którą opisuje Jan w 12 rozdziale swej Apokalipsy – opowiada ks. Międzybrodzki. – To opis potężnej duchowej walki między potomstwem Niewiasty a szatanem. Miałem kiedyś w czasie egzorcyzmów ciekawą sytuację. Zły duch przez osobę zniewoloną zaczął krzyczeć urywanymi zdaniami. Wrzeszczał, że sam nie wie, dlaczego boi się Maryi. Nie rozumie Jej. Nie jest w stanie pojąć tajemnicy Jej pokory. Myślę, że Pan Bóg ma prawo wywyższać, kogo chce i jak chce. Wybrał Miriam z Nazaretu, a równie dobrze mógł wybrać Rebekę z Jeruzalem. Obdarzył Ją nieprawdopodobną łaską i mocą. Na co dzień obserwuję, jak bardzo boi się Jej szatan. Ostatnio w czasie egzorcyzmów modliliśmy się z grupą modlitewną. Każdy trzymał w ręku różaniec. Osoba zniewolona zaczęła nagle krzyczeć: za dużo tych różańców! Duszę się! To ciekawe, że Zły zareagował nawet na różaniec jako przedmiot. Na poświęcony sznurek z paciorkami.

 

Łapa na gardle
 

– Kiedyś dostałem od Grześka Górnego medalik św. Benedykta – opowiada Grzegorz Wacław „Dziki”, były warszawski anarchista. Jego poruszające świadectwo drukowaliśmy w „Gościu” dwa miesiące temu. – Po jakimś czasie nocowałem u znajomych na Targówku. Kładąc się spać, zdjąłem ten medalik i położyłem na stoliku obok łóżka. W momencie kiedy już spałem, sparaliżowało mnie coś, nie mogłem się poruszyć ani nawet otworzyć oczu. Tylko doznanie takiej wszechogarniającej pustki, ciemności i zimna.

 

Chciałem krzyczeć o pomoc, przecież za ścianą spali znajomi, ale nawet najlżejszy szmer nie wydobył się z mojego gardła. Jakby zacisnęła się na mnie jakaś wielka łapa i ściskała z całej siły. Dotarło do mnie tylko, że ciągle mogę myśleć, pomyślałem więc: „Jezu, ratuj!”, czy coś w tym stylu, i... nagle puściło. Byłem taki przerażony, że nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Złapałem więc różaniec, owinąłem sobie dookoła ręki i modliłem się na nim tak długo, aż zasnąłem. Podobnych, ciężkich doznań, póki co, mi oszczędzono, ale było kilka zdarzeń, w których brałem udział i na własne oczy mogłem się przekonać, jaką siłą dysponuje nasz przeciwnik. Ale Bóg zawsze pokazywał, że jest silniejszy.

 

Weź smoczek do kościoła
 

W tym roku na nabożeństwa różańcowe dzieci przyniosą do kościoła… smoczki. To pomysł „Małego Gościa Niedzielnego”. Rozda on dzieciom długą papierową „Linię życia”, na której będą wklejały różańcowe obrazki. – Co zrobić, by dorośli przestali zabijać małe nienarodzone dzieci? – pyta dzieci we wstępniaku Gabrysia Szulik, redaktor naczelna pisma. – Co wy możecie zrobić? Macie w rękach potężną broń, różaniec. Bardzo Was proszę, byście przez cały październik szczególnie modlili się za te dzieci, które jeszcze się nie urodziły. O to, by szczęśliwie mogły zobaczyć świat. Najlepiej, jeśli będziecie się modlić za jedno konkretne dziecko. Może ma dopiero kilka milimetrów wzrostu?

 

Możecie mu nadać imię i przygotować dla niego… smoczek. Ten smoczek dzieci przyniosą do kościoła. Różaniec za nienarodzonych to pomysł katolików z Meksyku. Zaproponowali, by w czasie Światowego Dnia Różańca 4 października po każdej tajemnicy wypowiadać zdanie: „Jezu, chroń i ocal dzieci nienarodzone”. Organizatorzy spodziewają się, że w akcji weźmie udział ponad 3 miliony ludzi ze 140 krajów. Dzieci nienarodzone i Maryja. Między nimi istnieje szczególny, niezwykle intymny związek. Sporo matek doświadczyło tego na własnej skórze. A właściwie pod własną skórą…

 

Taniec brzucha
 

Kilka lat temu żona ciągle męczyła mnie pytaniem: „Widzisz, jak mi się brzuch rusza?”. Coś tam się ruszało, ale niewiele. Od pewnego czasu siedziała w nim mała Marta. Gdy miała kilkanaście tygodni do „wyjścia”, naszła nas myśl (lepiej późno niż wcale): a może oddać dziecko pod opiekę Maryi? „Prosimy Cię, Matko, połóż swe dłonie na główce naszego dziecka i pomódl się nad nim...” – poprosiliśmy. Od pewnego czasu nurkująca w wodach płodowych Marta nie dawała żadnego znaku życia. Zaczęliśmy się poważnie obawiać. Odmówiliśmy pierwszą zdrowaśkę i nagle brzuch Doroty dosłownie oszalał. Dziecko zaczęło w nim skakać jak piłeczka. To techno party trwało dość pokaźną chwilę. Nas oczywiście zamurowało. Opowiedziałem o tym o. Augustynowi Pelanowskiemu: „Dziecko jakby tańczyło – mówię”. Zaczął się strasznie śmiać. „Powiedziałeś: tańczyło? Kiedy Maryja (w ciąży) udała się wysoko w góry do Elżbiety (też w ciąży), to maluteńki Jan Chrzciciel na ten widok zaczął... tańczyć w brzuchu!”. Ewangelia wspomina: „Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę”. W oryginale zamiast słowa „poruszyło się”, jest „tańczyło”! To ciekawe: Elżbieta wydała okrzyk radości wtedy, gdy przypomniał jej o tym kopniakiem mały Jan. I dopiero wtedy napełnił ją Duch Święty.

 

Chcesz być porwany?
 

Czy nienarodzone dzieci potrafią wyczuwać obecność Maryi? Tak – odpowiada Czesław Mauer, szef hurtowni książek katolickich i wydawnictwa Emmanuel. – Zanim narodził się nasz Franuś, wyczytaliśmy w jakiejś książce, że jeżeli dziecku, które jest jeszcze w łonie matki, śpiewa się codziennie jakąś kołysankę, to po urodzeniu ono na nią znakomicie reaguje: rozpoznaje dźwięki, uspokaja się, wycisza. W pewnym momencie zorientowaliśmy się, że naszą „kołysanką” jest Różaniec, który i tak codziennie odmawiamy z pozostałymi dziećmi. Zaczęliśmy regularnie go odmawiać przed rokiem, gdy moja żona Terenia była w ciąży. Miała problemy zdrowotne, musiała leżeć. Nie wiedzieliśmy, czy donosi tę ciążę. Baliśmy się bardzo o jej zdrowie. Zaczęliśmy systematyczny różańcowy szturm do nieba. Franuś urodził się cały i zdrowy. Gdy trafił już do domu, a żona wzięła go wieczorem na ręce, zaczął płakać, kręcić się, marudzić. Zaczęliśmy odmawiać Różaniec, a on bardzo się uspokoił. Rozpoznał swoją „kołysankę”. Codzienny Różaniec to nie jest sielanka. Przeżywamy nieustanne rozproszenia. Nasze dzieci Kuba i Marysia robią w tym czasie dosłownie wszystko. Gadają, zabijają komary, wymachują różańcami, kładą się. Gdyby ktoś z zewnątrz zobaczył, jak wygląda u nas Różaniec, to mógłby nakręcić niezłą komedię (śmiech). Kiedyś w czasie odmawiania Różańca we wspólnocie otrzymaliśmy proroctwo. Obraz: dłoń Maryi spuściła z nieba ogromny różaniec, a my złapaliśmy się tego łańcucha i niczym winda poszybowaliśmy w górę. Opisane w Apokalipsie dziecko Niewiasty „zostało porwane do Boga” – wyjaśniał nam o. Pelanowski. – Różaniec to winda. Tych, którzy go odmawiają, porywa do nieba. Dosłownie. Dlaczego tak zależy na nim Maryi, która przy każdej okazji powtarza w kółko: „Odmawiajcie Różaniec, odmawiajcie Różaniec”. Czy w niebie zacięła się płyta?

Marcin Jakimowicz

Besia
Besia Gru 2 '16, 10:50

~~
Maria Pelc

Zauważyć swój Adwent!
 Czas Serca 
 
 

 

 

Adwent jest po to, by poświęcić uwagę prostowaniu ścieżek w swojej duszy i uwierzyć, że tylko Jezus jest w stanie wyprostować nasze mylne ścieżki, jeżeli oczywiście Mu na to pozwolimy. Każdy z nas ma coś do zrobienia w sercu.

 Jeszcze dobrze nie przygasną znicze, nie minie zaduma związana ze świętem zmarłych, a już specjaliści od reklamy i komercji robią wszystko, abyśmy zaczęli oddychać atmosferą świąt Bożego Narodzenia. Ulice zapełniają się kolorowymi lampkami, pojawiają się choinki, a w centrach handlowych przy melodii kolęd i ogłaszanej coraz to nowej promocji snują się tłumy Mikołajów.

Czuwajcie...

 Choć dziś robi się wiele, by zakodować w nas skojarzenie: „Boże Narodzenie” to „czas zakupów”, by rozmyć twardą rzeczywistość betlejemskiej stajni, gdzie rodzi się Bóg, to nam nie wolno temu ulec. Boże Narodzenie, jest czasem radości z narodzenia Syna Bożego, jak św. Paweł powie: „pełnia czasu”, a więc bezsprzecznie najważniejsze wydarzenie w dziejach ludzkości. Jezus, żeby się narodzić, nie potrzebuje takiego zamieszania i „świecidełek”, tego pucowania podłóg i nadmiernych porządków, tego wszystkiego, co Mu przygotowujemy, nie zważając na wydatki. On zadowoli się zwykłym kątem, zakamarkiem w starym, schludnym domu, oby tylko nasze serca były czyste i prawdziwie kochające. W życiu nie wolno chodzić na skróty, warto iść bezpiecznie wyznaczoną drogą i cierpliwie czekać na osiągnięcie celu. Zatem zauważmy, że przed Bożym Narodzeniem mamy jeszcze do „pokonania” cztery tygodnie Adwentu, czyli czasu przygotowania, czasu oczekiwania na Pana.

 Już na samym początku Adwentu słyszymy słowa Chrystusa: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie” (Mk 13,35).Jest to prawda: musimy być stale przygotowani na przyjście Pana. Czuwajcie... Oto postawa prawdziwie chrześcijańska – mam czuwać, mieć uszy, oczy, serce szeroko otwarte. Ponieważ nie wiem, kiedy Jezus przyjdzie powtórnie, dlatego też zawsze muszę być człowiekiem czuwania. Czuwać; oznacza czegoś ważnego nie przegapić, nie przespać, nie zmarnować szansy, która się właśnie pojawia. Czuwać to być w gotowości i nie dać się czemuś niepożądanemu zaskoczyć.

Nie marnujcie czasu

 Co znaczy: być zawsze gotowym na przyjście Pana Jezusa?Oczekiwanie na przyjście Pana Jezusa nie polega na bierności, lecz na wypełnianiu zadań, które Pan stawia każdemu z nas. Kiedy człowiek pilnie wypełnia swoje obowiązki, to nie obawia się, którego dnia, o której godzinie przyjdzie Pan. Jest przecież gotowy na spotkanie z Nim, bo wypełniał to, co miał w życiu zrobić. Prorok Izajasza zaś powie: „Niech nas nauczy dróg swoich, byśmy kroczyli Jego ścieżkami” (Iz 2,3). Zatrzymajmy się, aby wsłuchać się w Boży głos i złapać adwentowe tchnienie dla duszy, bo dopóki wędrujemy po tej ziemi, nigdy nie jest za późno, aby napełnić nasze życie miłością Pana. Ale tylko dopóki żyjemy! Pojawia się więc zadanie dla każdego z nas: nie marnować czasu, nie odkładać „uregulowania rachunków” z Panem Bogiem na „potem”, wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję do czynienia dobra i życia w stanie łaski, czyli przyjaźni z Bogiem. W liturgii mszalnej niejednokrotnie spojrzy na nas surowo św. Jan Chrzciciel i przypomni głosem wołającego na pustyni o potrzebie naprawy życia i przemiany: przez pokutę, zerwanie z grzechem, nawrócenie, życie na wzór samego Chrystusa.

 Gdy ten głos do nas dotrze i usłyszymy wyraźnie: „nawróćcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie”,zbierajmy się codziennie na Mszy św. roratnej, by wraz z Maryją oczekiwać na przyjście Zbawiciela, odmawiajmy sobie różnych przyjemności, by w ten sposób dać wyraz swojej gotowości.

Otwórzcie serca

 Adwent jest po to, by poświęcić uwagę prostowaniu ścieżek w swojej duszy iuwierzyć, że tylko Jezus jest w stanie wyprostować nasze mylne ścieżki, jeżeli oczywiście Mu na to pozwolimy. Każdy z nas ma coś do zrobienia w sercu.Trzeba zacząć od szczerej spowiedzi świętej. Najpierw otworzyć swoje serce, a potem z Jezusem zacząć solidnie pracować. On przychodzi, aby w naszym sercu wykonać wielką pracę. Warto też więcej czytać i słuchać Biblii, a może uda się nam wybrać na indywidualną adorację Najświętszego Sakramentu, by w ciszy serca porozmawiać z Bogiem, dziękować, przepraszać i uwielbiać Go. Po prostu więcej być z Jezusem. Boże Narodzenie ma nas otworzyć na Boga i na drugiego – nawet jeśli go nie lubimy. To przecież w naszych sercach ma być coraz więcej światła Bożej miłości. To w nas ma narodzić się Jezus Chrystus, poprzez nawrócenie i oczyszczenie w sakramencie pojednania i pokuty. Nasze czyste serca, to najpiękniejszy prezent dla Jezusa.

Aby nie zabrakło miejsca

 Kochamy święta Bożego Narodzenia i tęsknimy za nimi przez cały rok. Ich klimat jest niepowtarzalny; nerwowa przedświąteczna krzątanina, domowe zwyczaje i obrzędy, rodzinne spotkanie przy wigilijnym stole (często jedyne w roku). Jak przeżyjemy ten ważny czas oczekiwania na wspomnienie Betlejemskiej Nocy, ile w nim będzie duchowości, a ile rozkrzyczanej reklamy i pustych gestów, zależeć będzie od naszej tęsknoty, świadomości i miłości do Jezusa. Czy w tym roku zdążę otworzyć drzwi swojego serca dla przychodzącego Pana, aby nie powtórzyła się sytuacja z Betlejem, gdzie zabrakło dla Niego miejsca?

 Jezus narodzi się, ale czy narodzi się w moim sercu?

 Jezu, dopomóż mi nie przespać adwentu mojego życia! Przyjdź, aby mnie w porę zbudzić, jak anioł obudził betlejemskich pasterzy. Amen.

Maria Pelc

Besia
Besia Gru 5 '16, 13:37

Zamień nie na tak

http://biblia.wiara.pl/doc/2864951.Zamien-nie-na-tak

Besia
Besia Gru 11 '16, 22:14

Każdy mężczyzna marzy o takiej kobiecie

http:///...zy-o-takiej-kobiecie

Besia
Besia Gru 19 '16, 10:14

Światło od Dzieciątka Jezus

http:///...s-,23051,416,cz.html

Besia
Besia Gru 20 '16, 10:05

~~
 Franciszkański Świat 
 
Bóg, wiara, rozum
Duchowość
Sakramenty

 

 

Filary sakramentalnego życia duchowego

"Kontemplacja Boga wznosi się na wierze i rozumie, jak na dwu skrzydłach..."
Jan Paweł II, Fides et Ratio

Nasze podejście do praktyk religijnych i życia duchowego jest zazwyczaj bardzo spontaniczne albo automatyczne. W taki sposób żyjemy Bożą obecnością i tak podchodzimy do życia duchowego, a dotyczy to zarówno praktyki, jak i teorii. Rzadko zastanawiamy się przed czy w trakcie "wykonywania" aktów religijnych - czym one są, co się w nich dokonuje, na czym są budowane.

Osoby nie znające Boga i Kościoła, nie znając uzasadnienia naszego udziału w życiu Kościoła, często nie rozumieją także naszej postawy religijnej. Nie wiedzą, na czym opieramy praktyki religijne, począwszy od modlitwy codziennej, poprzez przystępowanie do sakramentów, a skończywszy na zaangażowaniu w dzieła Kościoła - siebie i posiadanych dóbr.
Jak wytłumaczyć fakt, że się modlimy, że przychodzimy do Kościoła, że przystępujemy do sakramentów, że słuchamy Kościoła, że współdziałamy z Kościołem? Gdzie jest sens angażowania się w sprawy duchowe, na czym się opiera nasze zaufanie do Boga? Od czego zależy nasze życie duchowe, co wpływa na jego jakość?

Spontanicznie mówimy "chodzę do kościoła", "idę do spowiedzi", "modlę się regularnie", "przystępuję do Komunii". Zazwyczaj także na sposób spontaniczny uczestniczymy w życiu religijnym, spontanicznie jesteśmy w Kościele, spontanicznie się modlimy i spontanicznie przystępujemy do sakramentów. Podobnie bez zastanowienia, automatycznie potrafimy twierdzić: "nie chodzę do kościoła", "nie spowiadam się", "nie chodzę do Komunii", "modlę się w razie potrzeby", itp.

Tymczasem religijne życie duchowo-sakramentalne katolika to rzeczywistość bardzo misternie poukładana, uporządkowana, mająca swoje mocne i niewzruszone podstawy. Przypomina ono wspierający się na wielu kolumnach, potężny, pełen harmonii gmach, zbudowany w sposób fantastycznie mądry.
Zwróćmy tutaj uwagę na kilka głównych filarów, których stan szczególnie wpływa na sposób i jakość życia duchowego oraz na zakres korzystania z obfitości Bożej łaskawości. Zależność jest obustronna - stopień zanurzenia się w Bogu oddziałuje na utrzymanie we właściwym stanie owych podstaw.

Filar Rozumu

Rozumność odnosi się tak do rzeczywistości duchowej, jak i do świata materialnego. Filar rozumnej postawy ma potrójne znaczenie, pojmowany jest jako:
- zdolność umysłu człowieka, jego naturalne, indywidualne możliwości intelektu,
- wiedza zdobyta i zdobywana - na bazie posiadanego rozumu człowiek nabywa wiedzę, którą potrafi gromadzić i ją przechowywać,
- mądrość (posiadana i rozwijana), to wyższa funkcja człowieka, która korzysta z możliwości intelektu oraz z posiadanej wiedzy i doświadczenia. W duchu mądrości wola dokonuje wyborów, uwzględniając i realizując pewne opcje podstawowe.

Postawa rozumna - początkiem i warunkiem życia duchowego jest rozumność. Aby cokolwiek postąpić w życiu duchowym, trzeba posiadać rozum. Tylko stworzenie rozumne i wolne potrafi przyjąć prawdę o Bogu (lub ją odrzucić). Żadne stworzenie pozbawione rozumu i wolności, nie jest w stanie uznać istnienia Boga i przyjąć to, co Bóg objawia.
Żadna papuga sama z siebie nie powie: wierzę, kocham, ufam. Żadna żyrafa nie wypowie ku Bogu słowa modlitwy. Żaden słoń nie okaże przed Bogiem skruchy. Żadna sarna nie rozpozna w sakramentach obecności Boga. Żadna małpa nie uklęknie przed Najświętszym Sakramentem. Można jedynie małpę wytresować, aby klękała, składała ręce i udawała, że jest religijna, ale to będzie tylko blef religijności. W tym kontekście tylko o człowieku można powiedzieć, że jest capax Dei (zdolny to przyjęcia, uznania Boga).

Odwrotnością postawy rozumnej jest postawa nierozumna, czyli niewłaściwe używanie rozumu - to także dotyczy zarówno rzeczywistości materialnej, jak i duchowej. Może występować jako:
- umysłowe ograniczenie (wypływające z natury, a więc moralnie obojętne),
- niewiedza, czyli brak wiedzy, którą mogliśmy mieć lub którą możemy jeszcze zdobyć. Postacią niewiedzy godną wytknięcia palcem jest ignorancja zawiniona - brak wiedzy, którą mieć powinniśmy, a z własnej winy jej nie mamy.
- głupota, postawa ograniczonego lub niewłaściwego korzystania z możliwości rozumu oraz posiadanej wiedzy (zazwyczaj na własną szkodę).

Filar Wiary

Filar wiary obejmuje:
- akt wiary w Boga - człowiek, będąc stworzeniem rozumnym i wolnym, jest zdolny uznać za prawdę, to co o Bogu zostało mu objawione ("Wierzę w Boga"). Może człowiek przylgnąć do prawdy o Bogu ("Wierzę Bogu") oraz do samego Boga ("Kocham Boga"); pamiętamy przy tym, że wiara jest też darem Boga.
- postawa wiary - odnosząca się do życia duchowego i doczesnego (stosowana w życiu osobistym, rodzinnym i społecznym). Za "Wierzę w Boga", "Wierzę Bogu" i "Kocham Boga" następuje "Słucham Boga", wypełniając Jego wolę.

Postawa wiary także odnosi się zarówno do rzeczywistości materialnej, jak i duchowej. Na bazie rozumu i wolności możemy wierzyć w Boga.
Filar wiary ujawnia się i występuje w formie deklaracji oraz w życiu: w sposobie myślenia, mówienia i czynienia - a więc liczenia się w nich z tym, co mówi wiara, którą wyznaję.

Odwrotnością postawy wiary jest niewiara:
- niewiara może występować w postaci deklaracji: "Nie wierzę", "Jestem niewierzący",
- niewiara praktyczna, ujawniająca się jako postawa życia, w której nie uwzględniam: ani w myśleniu, ani w mówieniu, ani w działaniu - przyjmowanej teoretycznie "wiary".

Filar Znajomości Boga

Poznanie Boga (znanie Boga, znajomość Boga, wiedza o Bogu) - Kim jest w Sobie i Jaki jest dla nas. Korzystając ze zdolności rozumu oraz posiadanej wiary w Boga możemy Go poznawać poprzez:

- nabywanie i pogłębianie wiedzy o samym Bogu, o rzeczywistości duchowej, o właściwych postawach człowieka wierzącego w Boga. Pierwszymi nauczycielami Boga są zazwyczaj rodzice, potem pojawiają się inni - wychowawcy, kapłani i katecheci. Bardzo ważne jest, aby w tym poznawaniu nie zatrzymać się na etapie katechezy w szkole podstawowej, średniej czy studiów. Także osobie dorosłej, bez względu na wiek, dla właściwego przeżywania wiary, potrzeba ciągłego poszerzania i pogłębiania znajomości Boga, prawd wiary i ich logicznych wniosków oraz wymogów w całym życiu. Indywidualnie dokonuje się to przez uważne słuchanie słowa Bożego, udział w rekolekcjach, dniach skupienia, osobistą lekturę Pisma św., Katechizmu Kościoła Katolickiego, czytanie religijnych książek, katolickiej prasy, słuchanie religijnych audycji radiowych, oglądanie programów telewizyjnych czy korzystanie z chrześcijańskich witryn internetowych.
Poznawanie może postępować także w grupach i wspólnotach. Oczywiście, każdy w taki sposób, jaki jest mu dostępny. Konieczne jest tutaj także przeznaczenie na to poznawanie odpowiedniej ilości czasu i niekiedy środków materialnych.

- Modlitwę - praktycznym wyrazem wiary i wiedzy o Bogu jest przebywanie z Bogiem i kontakt z Nim na modlitwie wspólnej i indywidualnej. Modlitwa jest jednocześnie sposobem poznawania Boga. Wszak przez przebywanie z drugą osobą najlepiej ją poznajemy. Przebywanie z Bogiem na modlitwie pozwala na - już nie teoretyczne, ale na rzeczywiste, osobiste i głębsze - poznanie Tego, o Którym wiedzę bardziej "zewnętrznie" posiedliśmy przez słuchanie, czytanie czy oglądanie. Dobra i regularna modlitwa jest potrzebna do poznawania Boga oraz do właściwego przeżywania spotkań z Bogiem w sakramentach.

- Sakramenty, które są na ziemi najpełniejszym sposobem kontaktu z Bogiem, wejściem w bliskość z Nim, przyjęciem Boga do swojego wnętrza aż do zjednoczenia włącznie. To bycie z Panem jest równocześnie doskonałym aktem poznawania Boga. Znajomość Boga oraz modlitwa przygotowują, ułatwiają i dopełniają spotkanie z Bogiem z sakramentach. Mają one za zadanie prowadzić do aktu jednoczenia się (nie mamy tutaj jeszcze na myśli zjednoczenia, które następuje w doświadczeniach mistycznych) człowieka z Bogiem w Sakramentach, co szczególnie ma miejsce w Eucharystii.

Odwrotność znajomości Boga oznacza brak wiedzy o Bogu - Bóg jest dla nas Kimś obcym. Za tym idzie unikanie sakramentów, a nawet brak modlitwy. A logiczną konsekwencją tego jest brak motywacji, aby uwzględniać Boga, liczyć się z wolą Bożą w naszym codziennym życiu. To zaś niesie za sobą niebezpieczeństwo życia w opozycji do Boga, czego tak naprawdę człowiek ochrzczony o zdrowych zmysłach nie chce i chcieć nie może.

Nota bene: Istnienie Boga możemy odkryć także bez wiary, naturalnymi zdolnościami człowieka. Sam umysł ludzki jest na tyle uzdolniony, że dzięki refleksji nad istniejącym światem, potrafi "wywnioskować" istnienie Stwórcy.

Filar Świętości postrzegany jako:

- życie w łasce uświęcającej - po raz pierwszy otrzymaliśmy ją w sakramencie chrztu świętego (możemy określać siebie świętymi grzeszącymi). Istotna jest dbałość o to, by wciąż żyć w tej przyjaźni z Bogiem.
- serdeczność w relacjach z Bogiem na podobieństwo relacji między ludźmi. Jeśli kogoś lubimy, darzymy przyjaźnią czy kochamy, to pragniemy z nim się spotykać i miło spędzamy ze sobą czas. Jednocześnie lepiej się rozumiemy. Podobnie relacje z Bogiem domagają się odpowiedniej atmosfery szczerości, otwarcia na Boga, a unikania w spotkaniach postawy bezduszności, formalizmu. Również na podobieństwo relacji międzyludzkich - przez przebywanie z Bogiem, lepiej Go rozumiemy i zaczynamy się do Boga intensywniej upodabniać. Na spotkania z Bogiem trzeba więc poświęcić odpowiednią ilość czasu.
- współpraca z Bogiem, liczenie się z Nim, uwzględnianie Jego woli i przykazań, dbanie o Jego dobre imię, solidaryzowanie się i współpraca z ludźmi służącymi sprawie Bożej oraz nie wspieranie wrogów Boga i kpiących z Niego.

Odwrotnością świętości jest grzeszność. Może mieć ona następujące postacie:
- życia bez łaski uświęcającej jako efektu grzechów ciężkich,
- trzymania Boga na dystans oraz "chłodne" z Nim relacje,
- swego rodzaju religijnej schizofrenii występującej wtedy, gdy człowiek próbuje dzielić swoje życie na dwa obszary - w jednym występuje jako wierzący w Boga, w drugim postępuje jakby Bóg w ogóle nie istniał (w zależności od tego, z kim przystaje, z kim utrzymuje kontakty albo w jakim kontekście kulturowym, społecznym czy politycznym aktualnie się znajduje - zajmuje postawę pierwszą albo drugą).

Filar Prawego Życia

łączy niejako poszczególne filary, sam będąc jednym z nich. Prawe życie, to postawa właściwa chrześcijanom i stanowi jednocześnie bardzo istotny filar życia duchowego:
- Pozytywnie: Prawe życie ułatwia modlitwę. Kto żyje święcie i postępuje dobrze, temu łatwiej stawać przed Bogiem. Jednocześnie - dobra codzienna modlitwa oraz przyjaźń z Bogiem ułatwia bycie dobrym dla innych.
- Negatywnie: Grzeszne życie utrudnia spotkania z Bogiem. Postępowanie kłócące się z wolą Boga, pozbawione miłości do człowieka, stanowi istotną przeszkodę w dobrych relacjach z Bogiem, a w niektórych wypadkach potrafi przekreślić głębsze życie modlitewne. Stając bowiem na modlitwie przed obliczem Pana, odkrywamy jacy rzeczywiście jesteśmy i ujawnić się może to, czego w sobie nie znosimy. Brak modlitwy czy modlitwa rzadka, zła, tylko zewnętrzna - ułatwia popełnianie grzechów i utrudnia wyzbywanie się własnych słabości.

Filar Odwagi

Odwaga ujawnia się poprzez:
- stanowczość w podejmowaniu decyzji i angażowaniu się w postępy w życiu duchowym, płynąca z przesłanek wiary opartej na rozumie oświeconym łaską,
- wytrwałość i cierpliwość w podjętych decyzjach.

Odwaga tak samo jak rzeczywistości doczesnej, dotyczy również życia duchowego. Jest niezbędna, by cokolwiek osiągnąć lub zdobyć. Ile odwagi trzeba, aby wbrew opiniom innych, czynić to, czego oczekuje od nas Bóg? Ile odwagi trzeba, aby codziennie poświęcić czas na modlitwę? Ile odwagi trzeba, aby w każdą niedzielę pójść na Mszę św.? Ile odwagi trzeba, aby wyjść z grona kolegów czy koleżanek, podejść do konfesjonału i przyznać się do grzechów albo przystąpić do Komunii św.? Ile odwagi trzeba, aby pójść do kościoła poza niedzielą albo zrezygnować z udziału w grzechu, chociaż inni wokół to robią? To dopiero bohaterstwo. Tutaj częściej odwagą wykazują się dziewczyny i kobiety, trudniej to wychodzi chłopakom i mężczyznom, choć są wyjątki. Rolę odwagi zarówno w życiu doczesnym, jak i duchowym, trudno przecenić.
Odwrotnością odwagi jest tchórzostwo - znowu dotyczy rzeczywistości doczesnej i duchowej.

Podsumowanie

Wymienione filary stanowią mocną podstawę i uzasadnienie naszego zanurzania się w Bogu oraz liczenia się z Bogiem w całym życiu, we wszystkich jego sferach. To odpowiedź na pytanie (a czasem na zarzut), dlaczego trwamy przy Bogu i w Bogu, a konsekwentnie - dlaczego jesteśmy w Kościele i z Kościołem.
Aby to zanurzenie w Bogu i trwanie w Kościele było integralne (pełne), owe filary muszą być utrzymane w dobrym stanie. Niektóre zaś mogą być mocne, a inne słabsze; niektóre na zewnątrz mogą wyglądać pięknie i trwale, zaś w środku być puste (a bywa też odwrotnie). Czasem jednych nie można naprawić - wtedy koniecznym jest wzmacnianie pozostałych. Filary, aby mogły spełniać swoje zadanie, potrzebują konserwacji a czasem gruntownego remontu. Choć rzadko grozi im radykalne zniszczenie (które plastycznie można by przyrównać np. do zniszczenia dokonywanego przez detonację ładunków wybuchowych), to jednak wciąż narażone są one na działanie różnych - czasem trudno dostrzegalnych, szkodników.

Kościół jest budowlą zbudowaną z żywych kamieni, a tymi kamieniami my jesteśmy, stanowiąc jednocześnie niejako filary, na których wspiera się budowla Kościoła. Warto popatrzeć na budowlę swojego życia, czy jest taka, jakiej wzór widzimy w Ewangelii...?
Jeśli jest inaczej, warto przyjrzeć się poszczególnym filarom naszego życia duchowego i poprawić te, które są być może już w opłakanym stanie. Aby potem móc o sobie powiedzieć: "Człowiek rozumu i wiary, Bóg jest dla mnie Kimś znanym i ważnym, staram się żyć święcie i staję odważnie w obronie Boga, Kościoła. Nie zaś głupi czy grzesznik, religijny schizofrenik postępujący w myśl zasady: Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek."

Nota bene:
Niekiedy człowiek, który zdobył trochę władzy lub wiedzy, potrafi palnąć bezmyślnie, że "istnienie Boga już w głowie mi się nie mieści". Takie "odkrycie" zdarza się niektórym ludziom, gdy obejmą jakieś stanowisko, osiągną wyższą pozycję w społeczności, zobaczą większe miasto niż to, w który żyli dotychczas, zwiedzą trochę świata lub nabędą więcej o nim wiedzy (np. w szkole czy podczas studiów).

Już w samym określeniu dostrzegamy, że osoby te nie podważają faktu istnienia Boga, ale zdradzają osobistą trudność, pewne ograniczenie - w głowie mi się nie mieści.
Trudno powiedzieć, czy to rzeczywiście jest umysłowe ograniczenie - na wzór pamięci operacyjnej komputera - i mają zbyt mało intelektualnych możliwości (żeby nie tylko posiadać, ale móc wgrać program użytkowy i z niego korzystać), czy rzeczywiście ich możliwości umysłu są tak małe, że po przyjęciu pewnej ilości wiedzy i doświadczeń, aby móc normalnie funkcjonować - muszą pozbyć się tego, co wcześniej posiadali z poznania i wiedzy o Bogu.

Podobną jest sytuacja, w której człowiek zatrzymuje się na poziomie teoretycznego przyjmowania Boga (niesławne: "wierzący niepraktykujący"), bez uwzględniania Boga w życiu. To znowu przypomina komputer, który dobrze funkcjonuje tylko wtedy, gdy obciążony jest jedynie programami operacyjnymi. Natomiast w chwili, gdy usiłujemy skorzystać z programów użytkowych, natychmiast się zawiesza. Bezsensowne jest samo posiadanie komputera, z którego nie można korzystać.
Trudno orzec z całą pewnością, ale jakieś ograniczenia osób wyżej wymienionych pewnie w tych stwierdzeniach i postawach się ujawniają.

o. Rufus, franciszkanin

Besia
Besia Gru 21 '16, 19:50

~~Zaczarowany świat kolęd

 

 

 

 

 

 

Oprac. ks. Krzysztof Sudoł

 

 

 

 

Dlaczego śpiewamy kolędy?
Dlatego, żeby uczyć się miłości od Pana Jezusa.
Dlatego, żeby podawać sobie ręce.
Dlatego, żeby się uśmiechać do siebie.
Dlatego, żeby sobie przebaczać.
Żeby żadna czarodziejka po trzydziestu latach nie stawała się czarownicą.
ks. Jan Twardowski

Pewnie nikt nie potrafi sobie wyobrazić bożonarodzeniowego klimatu bez dźwięków kolęd, pastorałek. Słuchanych, śpiewanych głośno, nuconych z cicha. Ich początkiem staje się zachwyt nad Miłością, która „Ciałem się stała” i ten zachwyt serce ludzkie zapragnęło wyśpiewać.

Narodziny kolędy

Sama nazwa „kolęda” pochodzi do łacińskiego słowa calendae, co oznaczało pierwszy dzień miesiąca. Z ową kalendą styczniową wiązał się zwyczaj składania sobie nawzajem darów i życzeń. Dlatego też na początku nazwa „kolęda” oznaczała pieśń noworoczną, w której zawarte były życzenia pomyślności i urodzaju na nowy rok. Kolęda utożsamiona została z pieśnią bożonarodzeniową prawdopodobnie dopiero w wieku XIX. W okresie od średniowiecza do wieku XVI nie wyróżniała się ona spośród innych pieśni religijnych.
Od kolęd należy odróżnić pastorałkę - odmiana kolędy o wątkach zaczerpniętych z życia codziennego, która w odróżnieniu od kolędy nie jest wykorzystywana w nabożeństwach religijnych ze względu na swój świecki charakter. Według tradycji, autorem pierwszej kolędy był św. Franciszek z Asyżu i była ona śpiewana w zorganizowanej przez niego szopce. Najstarsza zachowana polska kolęda, pochodząca z 1424 r., zaczyna się od słów „Zdrów bądź, Królu Anielski”. Wzrost popularności gatunku nastąpił na przełomie XVII i XVIII wieku. Powstała wówczas kolęda „W żłobie leży”, przypisywana Piotrowi Skardze - do melodii poloneza koronacyjnego króla Władysława IV. Inną bardzo popularną kolędę „Bóg się rodzi”, do melodii w rytmie poloneza, napisał Franciszek Karpiński. Twórcami kolęd byli także m. in. Mikołaj Sęp Szarzyński i Andrzej Morsztyn, a w XIX wieku Feliks Nowowiejski i Zygmunt Noskowski. Kolędę „Lulajże, Jezuniu” Fryderyk Chopin zacytował w środkowej części scherza h-moll op.20. Najsłynniejszą kolędą jest „Cicha noc”, którą przetłumaczono na ponad 300 języków i dialektów. Powstała w 1818 r. w małym austriackim miasteczku w Alpach. Jej autorami byli wikary miejscowego kościoła ks. Józef Mohr oraz jego organista Franz Gruber.
Z kolęd XVI-wiecznych zachowała się do dziś żywa „Anioł pasterzom mówił”. W XIII w. franciszkanie zapoczątkowali zwyczaj jasełkowego kołysania Dzieciątka kontynuowany również przez klaryski i karmelitanki. Przy szopce lub żłóbku wystawiano misteria bożonarodzeniowe i śpiewano. Wiele w tych pieśniach, kierowanych do Nowonarodzonego, form zdrobniałych oraz kołysankowych zwrotów. Ten gatunek kolęd rozwinął się szczególnie w wieku XVII. Właśnie z tego okresu pochodzą „Gdy śliczna Panna Syna kołysała” i „Lulajże, Jezuniu”. Wiek XVII przyniósł również kolędy o tematyce pasterskiej. Powstały wtedy „Dzisiaj w Betlejem”, „Przybieżeli do Betlejem pasterze”. Autorstwo tej ostatniej przypisywane jest Janowi Żabczycowi. Piękną i wzniosłą kolędą jest „Bóg się rodzi” Franciszka Karpińskiego z XVIII w. Ta wspaniała pieśń opiera się w swojej strukturze na paradoksalnych zestawieniach (moc truchleje, ogień krzepnie, blask ciemnieje). Popularny utwór „Mędrcy świata monarchowie” to dzieło Stefana Bortkiewicza, który napisał słowa i ks. Zygmunta Odelgiewicza - kompozytora muzyki. Kolędy pisali wybitni literaci, poeci i kompozytorzy: Piotr Skarga, Jan Kochanowski. Autorem tekstu „Bóg się rodzi” jest Franciszek Karpiński, „Mizerna cicha” - Teofil Lenartowicz. Muzykę komponowali m.in. Zygmunt Noskowski, Jan Gall, Feliks Nowowiejski, Stanisław Niewiadomski, Jan Maklakiewicz. Witold Lutosławski opracował 20 polskich kolęd, które przetłumaczono na język angielski.

Besia
Besia Sty 1 '17, 22:55

~~
Pięć powodów, by w roku 2017 modlić się codziennie na różańcu

 

Pięć powodów, by w roku 2017 modlić się codziennie na różańcu
 


Nowy rok tuż tuż, a zawsze gdy się zbliża, rzeczą naturalną jest spoglądanie wstecz, na minione miesiące i myślenie o postanowieniach, które mogą poprawić nasze życie.

Podczas gdy zdrowe jedzenie, wczesne wstawanie, ćwiczenia i tym podobne zobowiązania są w zasadzie dobre i godne pochwały, chciałbym polecić jedno postanowienie, którego nigdy nie będziecie żałować: codzienną modlitwę na różańcu.

 

Wszyscy mamy różańce, które leżą gdzieś w domu albo zwisają z lusterek w naszych autach. Trudno sobie wyobrazić katolika bez różańca. Jednak równie łatwo jest zamienić go w nieużywane akcesorium lub ozdobę. Różaniec to nie talizman przynoszący szczęście. Aby przynosił nam korzyść, musimy się w rzeczywistości na nim modlić. Oto pięć powodów, by różaniec stał się częścią noworocznych postanowień.

 

1. Setna rocznica objawień fatimskich

 

13 maja 1917 roku Najświętsza Panna objawiła się trzem nieletnim pastuszkom w Portugalii. W ciągu kolejnych kilku miesięcy pojawiała się wielokrotnie, by ostrzec ich przed zbliżającą się nieuchronnie katastrofą, która nastąpi, jeśli świat nie zacznie żałować za grzechy. Prosiła dzieci, by modliły się o pokój na świecie i by ofiarowały swoje wyrzeczenia za zbawienie dusz. Nie ustępujcie i módlcie się na różańcu każdego dnia – brzmiało Jej przesłanie.

 

To smutne, ale prawie nikt nie posłuchał ostrzeżenia Matki Bożej i mimo wieku XX – stulecia jednych z najkrwawszych wojen w historii – świat tylko głębiej pogrążył się w grzechu i zepsuciu. Gdy w roku 2017 zbliża się setna rocznica tamtych wydarzeń, trudno nie mieć odczucia, że coś wielkiego czai się tuż za rogiem i w rzeczy samej jest wiele znaków, że może to być bardzo ważny rok w historii świata. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, musimy brać pod uwagę przesłanie Matki Boskiej Fatimskiej i „modlić się na różańcu każdego dnia”.

 

2. Pokój na świecie

 

Niemal każdy jest podenerwowany wydarzeniami na świecie. Rosja, Chiny, Europa, polityka w Stanach – to wszystko jest jak gotowa do wybuchu beczka prochu. Niedawno rosyjski ambasador został zastrzelony w Turcji, a w Berlinie ciężarówka wjechała w tłum w ataku terrorystycznym, zabijając kilkanaście osób. Nie wspominając już o trwającej wojnie w Syrii i innych fatalnych wydarzeniach na Bliskim Wschodzie, gdzie tysiące chrześcijan doświadcza ogromnych cierpień z rąk radykalnych islamistów oraz innych sił.

 

Ostatecznie nie powinniśmy być zaskoczeni tymi wydarzeniami. Pismo mówi „o wojnach i o pogłoskach wojennych”, które są jak początki boleści porodowych nadchodzącego królestwa Chrystusa. A więc jakie jest w tym mrocznych czasach rozwiązanie? We wspomnianym wyżej przesłaniu fatimskim Matka Boża podkreślała, że różaniec to potężna broń w osiągnięciu światowego pokoju. „Módlcie się na różańcu każdego dnia na cześć Matki Bożej Różańcowej, by zyskać pokój na świecie...” (Matka Boża, 13 lipca 1917 r.). Jest to tak proste, że niemal wydaje się niewiarygodne. Jednak Bóg wiele razy uhonorował tę modlitwę cudownymi skutkami, a więc powinniśmy z niej korzystać.

 

3. Błogosławieństwo dla waszego domu

 

Atakuje się rodzinę. Nigdy przedtem nie było tak wiele zamieszania i jawnej wrogości wobec natury małżeństwa, relacji pomiędzy kobietą a mężczyzną oraz w ogóle seksualności i płci. Stabilna, mająca dwoje rodziców rodzina jest w dzisiejszych czasach anomalią – niemal dziwacznym zjawiskiem. A najgorsze, że nad tym zamieszaniem się nie płacze, je się wysławia!

 

Wśród obecnego kryzysu małżeństwa i rodziny powinniśmy dążyć do tego, by mieć domy, w których w centrum znajduje się Bóg. Domy wypełnione pokojem i miłością i którym błogosławi Bóg. A najlepszy sposób, by tego dokonać, to modlić się jako rodzina. Jak mówi słynne powiedzenie: „Rodzina, która modli się razem, pozostaje razem”. Z początku może to być trudne, ale warto przyjąć zobowiązanie i trzymać się go. Z czasem staje się to łatwiejsze. Jeśli potrzeba pomocy w medytacji dla wiercących się dzieci [dla osób znających język angielski – przyp. tłumacza], warto sprawdzić filmy wideo ks. Patricka Peytona o różańcu na YouTube. Będą pomocne.

 

4. Wewnętrzne uzdrowienie

 

Wszyscy nosimy w swojej duszy rany, które są wynikiem naszego upadłego stanu. Są one rezultatem zepsutego świata, na który przyszliśmy, wywołane zarówno naszymi grzechami, jaki grzechami innych. Często są głęboko ukryte, ale wpływają na nasze codzienne wybory i na nasz stan emocjonalny, często nieświadomie. Aby zabliźnić te rany, musimy spotkać Jezusa Chrystusa, Wielkiego Lekarza. Tylko On może uzdrowić naszą duszę i zapewnić nam pełnię, której tak rozpaczliwie potrzebujemy.

 

Kiedy modlimy się na różańcu, Matka Boża stawia nas w obecności Pana. Jest Ona Theotokos, Niosącą Boga, żywą monstrancją. Tak jak zaniosła Chrystusa swojej kuzynce, św. Elżbiecie, tak może przynieść Go nam, abyśmy doświadczyli Jego uzdrawiającej obecności. Powinniśmy podjąć modlitwę różańcową, modląc się tak, jak modlimy się podczas liturgii: „Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja”.

 

5. Nawrócenie

 

Każdy zmaga się ze swoją upadłą naturą. Tak jak św. Paweł, łapiemy się na tym, że robimy rzeczy, których nie chcemy robić, a nie robimy tych, które chcemy. Jednak to zmaganie się nie jest beznadziejne. Łaska jest rzeczywista i potężna. Jest ona paliwem nitro życia duchowego i mamy obietnicę, że zawsze będziemy mieć łaskę, której nam potrzeba, by pokonać własne wady. Jeśli chcemy napełnić swoje duchowe zbiorniki paliwa i posiadać przeobfitość łask, która doda energii życiu duchowemu, nie ma lepszego sposobu, jak tylko modlitwa na różańcu.

 

Niezliczeni święci i papieże polecali wierne odmawianie różańca jako pewny sposób, by przemienić swoją duszę na podobieństwo Jezusa Chrystusa. Jest to modlitwa tak potężna, że wielokrotnie zmieniała historię i może zmienić również kurs naszego życia. Jeśli chcemy łaski nawrócenia, świętości – módlmy się na różańcu.

 

 


Sam Guzman

tłum. Jan J. Franczak

Edytowany przez Besia Sty 1 '17, 23:01
Besia
Besia Sty 3 '17, 19:24

Tajemnice bibilijnych imion. Jezus

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TB/wydawnictwom_imie.html

Edytowany przez Besia Sty 3 '17, 19:26
Besia
Besia Sty 4 '17, 20:48

~~Nastał czas działania .Episkopat Polski włącza fatimskie nabożeństwo pierwszych sobót miesiąca w program duszpasterski Kościoła w naszym kraju. Od zaangażowania każdego z nas zależy, jak wielu Polaków będzie je praktykować Wiele wskazuje na to, że w Polsce wchodzimy w nowy etap krzewienia nabożeństwa pierwszych sobót miesiąca. Komisja Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski włączyła tematykę związaną z Wielką Nowenną Fatimską i tym nabożeństwem do oficjalnego programu duszpasterskiego Kościoła w Polsce na lata 2014/2015. Przeżywany on będzie pod hasłem: „Nawróćcie się i wierzcie w Ewangelię”. Jak ujawnia ks. dr Krzysztof Czapla SAC, dyrektor Sekretariatu Fatimskiego w Zakopanem, w materiałach duszpasterskich dla parafii zostanie m.in. opracowany program nabożeństw pierwszych sobót miesiąca w ramach uczestnictwa w Wielkiej Nowennie Fatimskiej. Trwa ona przed 100. rocznicą objawień Matki Bożej w Fatimie, przypadającą w 2017 roku. – Tak naprawdę można powiedzieć, że od czasu poświęcenia Polski Niepokalanemu Sercu Maryi w roku 1946 nie było tak jednoznacznego wskazania przez Episkopat nabożeństwa pierwszych sobót miesiąca – podkreśla ks. Czapla. Zwraca uwagę, że przecież poświęcenie to jedno, ale prośba Matki Bożej dotyczy także wynagrodzenia za grzechy. – Czyli nie wypełniliśmy wszystkiego, o co prosiła Maryja – zaznacza ks. Czapla. Z tym większą radością przyjmuje to, że Kościół w naszej Ojczyźnie wraz z pasterzami, tak jak to było z poświęceniem Polski Niepokalanemu Sercu Maryi, przypomina Fatimę przez pryzmat pierwszych sobót miesiąca. – Istotne jest, że teraz nie jest to już tylko ruch oddolny, ale inicjatywa Komisji Duszpasterstwa KEP – wskazuje. Warto w tym kontekście zwrócić uwagę na jeszcze pewien wymowny znak. Właśnie Episkopat Polski rozpoczyna ważny moment dla Kościoła w naszej Ojczyźnie – wizytę „ad limina Apostolorum” w Watykanie. I dzieje się to w pierwszą sobotę lutego… Współczesny świat z wielką determinacją próbuje pozbawiać nas znaków Bożych we wszelkich sferach życia. Potężna machina antyewangelizacji dosięga prawodawstwa, obyczajów, rodziny, wychowania młodego pokolenia. Stawia pod znakiem zapytania przyszłość świata i Polski. „Wiele dusz idzie na potępienie” – brzmią słowa Matki Bożej wypowiedziane w Fatimie. Czy czekają nas straszne czasy? Jeśli zaufamy jedynie politykom, finansistom, ekonomistom, prawnikom, a pominiemy Boga, do którego należy „czas i wieczność”, tak się stanie. Ale jest inny scenariusz. Pokuta, nawrócenie i wynagrodzenie. To wszystko skupia się w fatimskim nabożeństwie pierwszych sobót miesiąca. Siostra Łucja pisała, że Maryja odsuwa karę Bożą na ludzkość, stosownie do wysiłków, jakie się podejmuje, aby to nabożeństwo rozpowszechniać. Czas na nasze działanie.

 Artykuł opublikowany na stronie: http://www.naszdziennik.pl/...-czas-dzialania.html

Edytowany przez Besia Sty 4 '17, 20:53
Besia
Besia Sty 17 '17, 16:01

Fatima -naglące orędzie

https://ekai.pl/diecezje/poznanska/x106890/fatima-naglace-oredzie/

Strony: « 1 2 3 4 5 »