Piszę po bardzo długiej przerwie, głównie dlatego że znów się w tym wszystkim gubię. Wczoraj zaczęłam część dziękczynną drugiej nowenny. Tym razem proszę Mateńkę, aby uporządkowała wszystko tak, abym była szczęśliwa w miłości. Taka intencja wydaje mi się właściwa i mam wrażenie, że dzięki niej szerzej otwieram się na działanie Mateczki.
Niestety, jestem pogubiona. Jest już o wiele lepiej, za co dziękuję codziennie, ale mimo wszystko dalej daleko mi do szczęścia w tej dziedzinie. Z byłym jesteśmy w jednej klasie, co skutkuje codziennymi spotkaniami. Na początku po prostu zerkaliśmy na siebie, teraz normalnie rozmawiamy, a on zaczyna coraz swobodniej zachowywać się przy mnie. I tu jestem naprawdę zdziwiona, bo przypomina mi to wszystko początki naszej znajomości. Nie mam zielonego pojęcia co o tym myśleć.
Oprócz próśb do Mateńki, zanoszę również modlitwy do św Józefa. Jeszcze podczas pierwszej nowenny "przypominał" mi się wciąż i wciąż, aż zaczęłam się do niego modlić, zwyczajnymi słowami. Pomógł mi bardzo i cały czas czuję jego opiekę nade mną. Jednak naprawdę nie wiem co mam sądzić o tym, co otrzymuję. Zanim odmówiłam do niego pierwszą nowennę, zastanawiałam się bardzo nad intencją. I intencją "o miłość moją i byłego" tłukła się po mojej głowie bez końca, mimo że wtedy nie czułam już do niego tak wielkiego uczucia. Było jakby wyciszone. Ale gdy chciałam w innej intencji zacząć, coś mnie blokowało. Stwierdziłam, że odmówię ją w tej intencji, jeśli tego pragnie św Józef. I od tego czasu doświadczyłam niesamowicie silnych działań złego.
Zniknął (potem odnalazł się w miejscu, w którym niemożliwe było abym go położyła ja lub ktokolwiek inny) mój różaniec w formie bransoletki, który zawsze nosiłam. Jeśli przez dłuższy czas się nie modliłam, popadałam w rozpacz i beznadzieję, Kuszenia, aby przerwać nowennę, aby się poddać były niemal w każdym momencie dnia. Potrafiłam długo płakać przed modlitwą. Nie mogłam się skupić, a niepokój, który zawsze źle znosiłam, był silny i wciąż obecny.
Na szczęście wszystko teraz się uspokoiło, gdy napisałam list do św Józefa. Choć czarne myśli dalej krążą wokół mojej głowy, to jednak udaje mi się z pomocą Mateńki je blokować i nie dopuszczać ich do siebie.
Ale znów powróciła kwestia modlenia się o naszą miłość. Za każdym razem gdy modlę się do św Józefa to coś daje mi znać, aby być cierpliwym, by czekać. Ostatniego dnia nowenny o miłość byłego wydarzyło się coś dziwnego. Wszelkie moje uczucia do niego zniknęły jakby, nie czułam nic. Tego samego dnia była bardzo ważna dla mnie sprawa, o którą poprosiłam św Józefa. Jednak za chwilę otrzymałam wiadomość dla mnie złą, wydawało się że wszystko poszło jak najgorzej dla mnie. Przyznaję, załamałam się, słyszałam w mojej głowie aż bluźniercze myśli, wyrzucające Bogu, że najwidoczniej nie obchodzę Go, że widocznie woli innych ode mnie. Płakałam długo. Mało brakowało, a bym przerwała obie nowenny. Na szczęście jednak zaczęłam odmawiać różaniec, w czasie którego uspokoiłam się, wyciszyłam, i choć dalej trochę rozpaczałam, to przestały mnie dręczyć złe myśli. Chwilę później dowiedziałam się, że jednak św Józef i Bóg wysłuchali mojej modlitwy i wszystko jest ok. Aż wstyd mi było, że wątpiłam. Co dziwniejsze, tuż przed zaśnięciem obudziła mnie silna potrzeba dokończenia nowenny do św Józefa (nie odmówiłam jej wcześniej). Nie mogłam myśleć o niczym innym, bardzo mnie do tego ciągnęło, więc dokończyłam ją.
Ostatnio, również w dzień kiedy nie czułam za bardzo nic do niego, podczas ostatniej części różańca nawiedziły mnie szczęśliwe wspomnienia naszego związku i nagle moje serce zaczęło się do niego wyrywać.
Już naprawdę nie wiem co sądzić. Z jednej strony wierzę, że św Józef ma rację i powinnam na niego czekać. Z drugie zaś, nie chcę zmarnować tego czasu na bezsensowne uczucie, chciałabym poznać kogoś nowego, cieszyć się tym co mam, nie rozpaczać i żyć bez serca wyrywającego się wciąż do niego.