Czuję z całego serca, że muszę podzielić się moim doświadczeniem aby zachęcić do odmawiania Nowenny Pompejańskiej wszystkich tych, którzy obawiają się, że to nie dla nich, że nie dadzą rady.
Nigdy nie potrafiłam dobrze modlić się na różańcu, nie potrafiłam wytrzymać, skupić się, nużył mnie, nie czułam tej modlitwy, nie rozumiałam po co się ją odmawia. Gdy usłyszałam o Nowennie Pompejańskiej to byłam na 100% pewna, że to nie dla mnie. Ale jakoś tak gdzieś w sercu zakiełkowało pragnienie podjęcia tej nowenny. Najdziwniejsze, że pragnienie to było tym silniejsze im większe miałam trudności z taką najprostszą modlitwą osobistą i modlitwą małżeńską. Wydawało się to kompletnie nielogiczne - skoro nie potrafię znaleźć nawet 15 minut na modlitwę, to jak niby mam dać radę z NP? Ale jednocześnie coś mnie mocno przynaglało do tego by podjąć modlitwę w pewnej intencji (niedotyczącej bezpośrednio mojego życia). W domu dwójka małych dzieci (roczek i 3 lata), ciągły bałagan w domu, brak czasu dla męża i siebie, tysiące pilnych spraw, życie w biegu, ciągłe poczucie nieogarniania nawału spraw, potworne zmęczenie. Ewidentnie nie radziłam sobie, miałam kryzys modlitwy i coraz większe pragnienie by modlić się NP w tej ogólnej intencji. Wydawało się to bez sensu, szczególnie w tym czasie, bo jak niby "miałby pobiec w maratonie ktoś kto nawet nie potrafi chodzić" (takie porównanie mi się nasunęło, bo tak słaba byłam wtedy w modlitwie). Ciągle mówiłam sobie: jak się ogarnę to się za to wezmę, ale Bóg dawał znaki, że trzeba już teraz, żebym chociaż spróbowała.
No więc kiedyś po prostu spróbowałam. Byłam pewna, że polegnę pierwszego dnia, ale Pan Bóg pomagał i oto teraz kończę moją pierwszą NP. Nie czekam na idealny czas, gdy można się skupić, lecz po prostu odmawiam i już. Dzieci krzyczą, a ja je przekrzykuje modląc się. Co chwilę trzeba przerywać, gdy któreś dziecko upadnie i wymaga przytulenia, albo gdy się szarpią o zabawkę, gdy coś rozleją itp itd. Moja NP nie jest więc idealna, przeciwnie: sporo w niej rozkojarzeń, często przerywam, modlę się po dziesiątce. Chcę powiedzieć Wam wszystkim, którzy się zastanawiacie czy warto modlić się tak byle jak, że bardzo, ale to bardzo warto. Po prostu Pan Bóg działa tak niesamowicie, że ciężko to opisać. Modlę się w ogólnej intencji, niedotyczącej mojego życia, modlę się byle jak, a Pan Bóg działa cuda w moim życiu. Gdy przeszłam do części dziękczynnej nowenny, z jednej strony pojawiło się ogromne zniechęcenie (modliłam się na siłę, bardzo niechętnie, musiałam walczyć ze swoją ogromną niechęcią do różańca), a z drugiej strony właśnie w tym czasie Pan Bóg działał cuda, zaczął leczyć to co we mnie wymagało uleczenia. Dał mi coś o co nawet nie prosiłam, bo nie wiedziałam, że tego potrzebuję. On przecież lepiej wie czego każdy z nas potrzebuje, wie zanim o tym pomyślimy.
Jeśli się wahasz, chciałbyś się modlić na Nowennie Pompejańskiej ale myślisz, że nie dasz rady, nie znajdziesz na to czasu, nie potrafisz, to po prostu zaufaj Panu Bogu i zacznij. Spróbuj. Jeśli się modlisz, ale uważasz, że byle jak, to nie porzucaj modlitwy, nie daj się podszeptom Złego, który ciągle zniechęca. Trwaj w modlitwie, walcz każdego dnia.