Loading...

Znaki, które daje mi Bóg... Jak odczytywać Boże przesłanie? | Forum Nowenny Pompejańskiej

Lokalizacja tematu: Forum » Różności » Propozycje
Dorota
Dorota Oct 3 '15, 21:11

Obecność znaków

Wygospodaruj sobie godzinę lub więcej czasu, znajdź spokojne miejsce, w którym nic nie będzie cię rozpraszać. Poproś Ducha Świętego o pomoc, po czym spokojnie przeczytaj ten tekst i wsłuchaj się w to, co Duch chce przez niego mówić do Twojego serca, szczególnie przez słowa rozważanego fragmentu Pisma...

Człowiekowi w jego życiu zawsze towarzyszą znaki. Znajdujemy je w podróży jako znaki ruchu drogowego. Znajdujemy je w sklepach, jako informacje ułatwiające poruszanie się po dużych powierzchniach sklepowych. Znajdujemy je w liturgii, która ma przemawiać przez znaki mówiące o niewidzialnej rzeczywistości. Znajdujemy je wreszcie na niebie, kiedy zastanawiamy się nad pogodą w czasie wymarzonych wakacji czy odpoczynku.

Czy jednak umiemy je do końca odczytać? Jakże często w komunikacji zdarzają się wypadki, gdyż ktoś zlekceważył znaki, które zostały postawione dla jego bezpieczeństwa. Czasem poruszamy się w sklepie na oślep, pamiętając gdzie kiedyś były dane produkty, a one zostały przeniesione na inne miejsce. Często wiele osób mówi, że nie rozumie liturgii Kościoła, bo nie rozumie znaków i gestów, które jej towarzyszą. Jakże często też zawodzi prognoza pogody, choć wydawała się sprawdzona.

Dlaczego tak się dzieje? Bo człowiek jest omylny i czasem za bardzo zapatrzony w siebie, swoje możliwości, zdolności, nawet stawiając siebie w centrum wszystkich spraw i rzeczy. Jednak prawdziwe niebezpieczeństwo pojawia się wtedy, kiedy taką postawę przenoszę na życie duchowe, na moją relację z Bogiem, bo wtedy trudno rozpoznać Jego wolę i łatwo swoją wolę postawić w miejsce tego, co On dla nas przygotował, abyśmy byli szczęśliwi.

„I znowu Pan przemówił do Achaza tymi słowami: ‘Proś dla siebie o znak od Pana, Boga twego, czy to głęboko w Szeolu, czy to wysoko w górze’. Lecz Achaz odpowiedział: ‘Nie będę prosił i nie będę wystawiał Pana na próbę’. Wtedy rzekł Izajasz: ‘Słuchajcie więc, domu Dawidowy: Czyż mało wam naprzykrzać się ludziom, iż naprzykrzacie się także mojemu Bogu? Dlatego Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi syna, i nazwie go imieniem Emmanuel, albowiem Bóg z nami(Iz 7,10-14a)

Znak oczekiwany

Achaz to król Judy panujący w latach ok. 734-728 przed Chrystusem. Był synem króla Jotama, po którego śmierci wprowadził w kraju kult pogański i złożył w ofierze swojego syna. Mimo rad proroka Izajasza, aby wobec przymierza narodu Izraelskiego z Syrią przeciw Judzie nie szukał pomocy u króla asyryjskiego, zignorował je i sprzymierzył się z Tigladpilezerem III, stając się jego poddanym (por. 2 Krl 15,38-nn; 2 Krn 27,9-nn oraz Iz 7).

Achaz reprezentuje typ człowieka, który przede wszystkim ma zaufanie do ludzkich kalkulacji, politycznych układów i gier. Brakuje mu zaufania Bogu, który mógł dać prawdziwy znak, którego wszyscy oczekiwali. W ten sposób, ufając tylko sobie, król doprowadza do tego, że składa swój los oraz los swojego narodu w ręce niepewne, ludzkie.

Historia Achaza pokazuje podwójne zagrożenie, w jakie uwikłany jest król. Jednym z nich jest zagrożenie wewnętrzne, gdyż oddał się ona na służbę bożkom pogańskim Baalowi i Molochowi, składając temu ostatniemu ofiarę ze swojego syna. W ten sposób zakwestionował Bożą obietnicę związane rodem Dawida. Drugim jest zagrożenie zewnętrzne, jakie stwarzała ówczesna sytuacja polityczna i militarna.

Kiedy w mojej codzienności, życiu moich bliskich wielokrotnie czai się zło, to wtedy szukamy wszelkich sposobów zapanowania nad nim wszystkimi dostępnymi metodami. Czasem nawet takimi, które z Bogiem i Jego Ewangelią nie mają nic wspólnego, ale stanowią jakieś źródło nadziei. Po czasie okazuje się jednak, że to wszystko zawodzi i znów dopada mnie zło, przed którym na tyle rozmaitych sposobów uciekałem.

 Sytuacje trudne w moim życiu mogą stać się okazją do usprawiedliwienia samego siebie w moim postępowaniu i sposobie życia. Mogą stać się usprawiedliwieniem braku rozwoju duchowego, intensywniejszego kontaktu z Bogiem według zasady „jakiego mnie stworzyłeś Panie Boże, takiego mnie masz”. To przede wszystkim jednak pokusa zatrzymania się w błotku, w którym się znalazłem.

Warto zadać sobie podstawowe pytania: Jakich znaków oczekuję od Boga w moim życiu? Czy biorę pod uwagę Jego oczekiwania? Czy znaki, których oczekuję, służą mnie samemu i innym? Czy te moje oczekiwania rzeczywiście służą dobru czy może są oznaką mojego egoizmu? Czy chcę prawdziwego szczęścia czy też terroryzuję Boga, aby błogosławił temu, co ja wymyśliłem?

Znak niechciany

Słowa skierowane do Achaza przez Izajasza, to przypomnienie o Bożym znaku opieki, które jednak nie docierają do adresata. Nie rozumie on, lub nie chce rozumieć, znaku, jaki chce ofiarować mu Bóg. Choć Żydzi bardzo cenili sobie znaki, to jednak król odmawia jego przyjęcia, powołując się na swoją niegodność. Jest jednak w tym wszystkim nieszczery, gdyż tak naprawdę nie chce, aby Boży znak pokrzyżował jego ludzkie plany. Nie chodzi tu zatem o jego wiarę, ale ludzkie kalkulacje.

Takie działanie, w postaci prośby skierowanej do Boga, miało umocnić chwiejną wiarę i ufność Achaza. Prorok Izajasz pokazuje bezwzględnie, że tylko zaufanie Jahwe przyniesie prawdziwy pokój i zwycięstwo odwagi nad lękiem, który zagościł w sercu królewskim wobec otaczającego świata i aktualnej sytuacji.

Pośród tego zła, które tak bardzo wdziera się w moje życie i moją codzienność, muszę pamiętać, że ono nie stanowi jedynego wymiaru życia. Czasem oczywiście swoją krzykliwością może zdominować moje myślenie, mówienie czy postępowanie, ale do niego nie należy ostatnie słowo. Muszę jednak mieć odwagę przyznać, że moje własne ludzkie siły są zawodne i potrzebuje pomocy Jezusa.

Oczywiście takie postawienie sprawy, nie w słowach, ale w czynach będzie mnie kosztować wysiłek. Jest on jednak niezbędny, jeśli chcę prowadzić prawdziwe życie ucznia Chrystusa, a nie sprzedać Go za „trzydzieści srebrników jałowego spokoju” (ks. Jerzy Popiełuszko). To przyjęcie znaku Boga, który nie zawsze jest dla mnie wygodny, a czasem nawet staje na przekór moim przyzwyczajeniom, wadom. To podjęcie prawej pracy nad sobą po dobrze odprawionej spowiedzi, niezniechęcanie się porażkami i eliminowanie zła.

Warto zadać sobie jeszcze inne pytania: Jakich znaków nie chcę otrzymywać od Boga i dlaczego? Chcę walczyć o moją wiarę czy też zadowalam się jakimś zbiorem pobożnościowych praktyk, które uspokajają moje sumienie? Czy rzeczywiście chcę szukać woli Bożej odnośnie mojego życia czy też swojej woli odnośnie do swego życia?

Znak otrzymany

Zadziwiające jest to, że choć Achaz nie chce prosić o znak, który miałby potwierdzić Boże obietnice, to jednak ten znak zostaje mu dany, niejako wbrew jego woli. Znak w postaci Emmanuela – „Boga z nami”, zapowiadający Bożą opiekę nad ludem, który został powierzony Bogu. To rozwinięcie stale obecnego na kartach Starego Testamentu orędzia dobrej nowiny o przyjściu Mesjasza.   Na potwierdzenie jej realizacji w Jezusie Chrystusie, najpełniejszym Znaku miłości Boga do człowieka, Ewangeliści nawiązują do tych słów Starego Testamentu (por. Mt 1,23; Mt 4,15-14; Łk 1,31), kiedy św. Józef poprzez interwencję samego Boga podejmuje się misji opieki nad Jezusem Chrystusem czy w czasie Zwiastowania.

Zło, które tak często towarzyszy mi w moim życiu, położone pod krzyżem Jezusa Chrystusa, ofiarowane Temu, który pokonał wszelkie zło swoją męką, śmiercią i zmartwychwstaniem, nabiera zupełnie innego wymiaru i z pomocą Jego łaski okaże się zwycięstwem, a nie porażką. To właśnie najwspanialszy znak Bożego zainteresowania moim losem.

Znak ten nie jest jednak mi narzucony jako zobowiązanie, ale stanowi zaproszenie dla mojej wolności, którą Bóg bardzo szanuje. On mówi do mnie poprzez te znaki i chce stać się „Bogiem z nami”, ale nie za wszelką cenę i nie wbrew mnie samemu. Szanując moją wolność chce zaprosić mnie do tego, aby tak się stało. Czyni to w sposób delikatny i subtelny, a nie narzucający się, jak w historii Eliasza (por. 1 Krl 19,9-13a).

Warto zadać sobie znów kilka pytań: Czy cieszą mnie Boże znaki, jakie otrzymuje w moim życiu? Czy staram się te znaki zrozumieć i zgodnie z nimi budować swoje tu i teraz na ziemi? Czy rzeczywiście chcę, aby Bóg był ze mną we wszystkim, co dzieje się w moim życiu? Czy nie szukam go tylko wtedy, kiedy dopadną mnie problemy?

Znak przemieniający

Odczytanie prostych znaków jest trudne, a co dopiero tych, które daje Bóg. Zresztą już w czasach Jezusa ci, którzy pochylali się nad świętymi tekstami, nie rozpoznali w Cieśli z Nazaretu przychodzącego Emmanuela – Boga z nami, Mesjasza.

Tak samo w czasie Eucharystii, kiedy słyszę słowa „Pan z wami”, to słyszę takie samo zapewnienie, jakie słyszał król Achaz. Zapewnienie, abym nie zapomniał, że Bóg jest przy mnie obecny i opiekuje się mną.

Z jednej strony oczekuje nieustannych znaków od Boga, które mogłyby mnie prowadzić bezpiecznie przez życie. Chodzi mi jednak raczej o jakieś cuda czy cudowności, bym nie musiał wkładać w ich odczytywanie wysiłku, ale by były one proste i wyraźne niż o prawdzie „znaki czasu”, które domagają się rozeznania.

Czasem trudno mi odczytać znaki Boga kierowane do mnie, bo nie chcę tych znaków, bojąc się, że Jezus zabierze mi wszystko. Koncentruje się na tym, co mam utracić z ludzkiego punktu widzenia, zamiast skoncentrować się na tym, co mogę zyskać. „On niczego nie zabiera, a daje wszystko. Kto oddaje się Jemu, otrzymuje stokroć więcej. Tak! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi” (Benedykt XVI na inauguracji pontyfikatu).

Dostaję zapewnienie Jego obecności przez znaki, które mi codziennie daje w świecie, który stworzył dla mnie, w swoim Słowie, sakramentach, poprzez wydarzenia i ludzi, których spotykam w swoim codziennym życiu. Chce w ten sposób nastroić mnie na zauważenie tych znaków Jego miłości.

On nie chce, abym tworzył swoje znaki wg moich ludzkich oczekiwań, które później przyniosą mi rozczarowanie i smutek. On chce, abym odkrywał te Jego znaki, poprzez które mówi do mnie, bo On doskonale wie, że tylko odczytując i pozwalając się przemienić Jego znakom sam stanę się świadectwem dla ludzi, którzy mnie otaczają.

Warto na koniec zadać sobie pytanie: Czy rozpoznawanie znaków Boga w codzienności i ich przyjmowanie wpływa na moją codzienność? Czy przez rozeznanie tych znaków staje się dla innych wyraźnym znakiem Bożej obecności w świecie? Czy przez swoje rozeznanie Bożej woli pomagam innym Ją rozeznawać w znakach, które Bóg przekazuje im poprzez moją osobę?

o. Robert Wawrzeniecki OMI
 www.katolik.pl
Dorota
Dorota Oct 14 '15, 22:35
Czy dostrzegamy znaki Bożej obecności?

Zauważmy, że stale przewija się temat miłości (dzisiejsze pierwsze czytanie 1 Kor 12,31-13,13). Nie może być inaczej, skoro to miłość stworzyła świat, skoro to ona nadaje sens życiu, skoro ona zbawia i skoro tylko ona jest wieczna. Tak więc, należy rozważać, czym jest miłość i jaka jest, aby człowiek mógł swoje serce zbliżać do Boga poprzez miłość.
    Dzisiaj Jezus wypowiada dosyć ostre słowa do tych, którzy wiecznie nie wierzą, mimo, że są świadkami znaków (por. Łk 7,31-35). Nam, którzy żyjemy w tych czasach może wydawać się dziwne, że tamci ludzie nie uwierzyli znakom, że nie dostrzegli tego, iż realizuje się zapowiedź Boga dana przed wiekami. Wielu duszom wydaje się, że gdyby były na miejscu Żydów od razu by uwierzyły i poszłyby za Jezusem. Jednak to tylko tak wydaje się duszom.
    Każda dusza otrzymuje swój czas, miejsce ku temu, by wykazać się wiarą, ufnością i każda otrzymuje tę szansę i łaski. Można powiedzieć, że dokładnie to samo, co działo się wtedy, dzieje się również teraz. Na miarę tamtych serc tamte znaki były wystarczające, aby uwierzyć. Na miarę naszych serc są te znaki, abyśmy mogli uwierzyć. A jednak, dlaczego tak mała jest wiara człowieka i dlaczego stale boryka się on z wątpliwościami? Przecież Bóg daje wszystko, aby dusza mogła wierzyć. Tak prowadzi jej życie, tak kieruje zdarzeniami, w taki sposób usposabia serce, daje łaski, aby dusza mogła wierzyć. Aby mogła dostrzec znaki z Nieba i je przyjąć. A przyjmując, aby mogła jednoczyć się z Bogiem.
    Zatem niech dusza rozważy w swoim wnętrzu, czy dostrzega znaki dane z Nieba – znaki Bożej obecności, Bożego prowadzenia, znaki Bożej ingerencji w życie, w życie duszy, znaki obdarowania wielką łaską, wielkimi darami, błogosławieństwem. Czy dusza widząc znaki wierzy, iż pochodzą od Boga? Jeśli wierzy, czy stają się one dla niej drogowskazami? Czy stara się słuchać tych drogowskazów, iść za nimi? Czy zatem kroczy ku Niebu? Łatwo jest zwracać uwagę Żydom, że byli ślepi. Łatwo jest zarzucać im brak wiary, brak dobrej woli, bo przecież wszystko było takie oczywiste. A jednak nasze dusze tutaj doświadczają też tej oczywistości Bożych znaków, Bożej łaski, Bożego błogosławieństwa. Czy z otwartym sercem przyjmujemy te dary Boże? Czy bez cienia wątpliwości staramy się iść za nimi? Czy może traktujemy to wszystko jako rzecz zwykłą lub też przypadek? Na ile to, co Boże, co otrzymuje Wspólnota jest traktowane poważnie, a na ile zbyt lekko, z pobłażaniem? Na ile w swoi życiu widzimy Bożą obecność, Jego prowadzenie, opiekę i nieustannie spływające łaski? Na ile wierzymy w to, co dostrzegamy?
    Trudno jest duszy nieustannie żyć w zachwycie. Bóg daje łaskę, kiedy z łatwością dusza wierzy, ufa, modli się i tęskni za Bogiem. Ale potem przychodzi druga łaska, kiedy Bóg mówi: Teraz spróbuj o własnych siłach. Pokaż Mi, na ile to ty chcesz iść za Mną, na ile chciałaś iść za łaskami. I dusza zaczyna dostrzegać trud pójścia za Bogiem. Kiedy zniknęły łaski okazuje się, że trudno jest wierzyć, modlić się, że nie ma już tej chęci, tego zapału, a często pojawia się coś odwrotnego w sercu. Bóg w ten sposób daje duszy poznać prawdę o sobie. A to wszystko to nadal Jego łaska. To wszystko to nadal Jego obecność i Jego znaki. Tylko dusza tego nie może zrozumieć. Stale powtarzamy sobie, że wszystko jest Jego łaską. Wszystko, to znaczy, że wszystko! I ta jasność w duszy i ta ciemność, która zapada. I ta tęsknota, która wyrywa duszę z piersi i ten chłód, który wydaje się ogarniać serce. To wielkie pragnienie, by przytulić się do Boga i to zniechęcenie, gdy o własnych siłach po prostu człowiek nie potrafi skierować myśli ku Bogu. Wszystko to Jego łaska! I to, gdy serce czuje Bożą obecność i to, kiedy nie czuje nic, tylko pustkę. Wszystko to Jego łaska i Jego obecność. Tylko dusza tego nie rozumie.
    Potrzeba zatem wiary, by przyjmować różne wydarzenia, swoją codzienność jako wyraz Bożej łaski, Bożej obecności na każdym kroku i w każdej sekundzie. Potrzeba tej łaski, by człowiek nie zaprzeczał Bożej obecności przy sobie, by nie zaprzeczał znakom, jakie Bóg daje. By nie był jak 2000 lat temu Żydzi, którzy zaprzeczali Jezusowi, zaprzeczali Janowi. Potrzeba łaski, by wierzyć. Jednak wiara ta łączy się bardzo ściśle z miłością. Człowiek nie jest zdolny do heroicznej wiary, jeśli nie kocha Boga. Dopiero wtedy, kiedy kocha, wtedy zdolny jest wierzyć i ufać. I wtedy każda ciemność, choćby była gęsta jak smoła, nie będzie przeszkodą, aby z wiarą przyjąć Bożą obecność w tej ciemności. Żadne zniechęcenie, żadne osamotnienie nie będzie zbyt wielkie, aby dusza nadal nie wierzyła w Bożą obecność przy niej, aby nie kochała. Zatem musi nastąpić w sercu połączenie miłości i wiary, by jedna i druga się umacniała. By rzeczywiście jedna i druga były wielkie. Dusza, która kocha, ona chce wierzyć, poprzez miłość wierzy. Serce kochające wierzy. Kiedy wierzy, umacnia się jej miłość. Kocha, zatem jeszcze bardziej wierzy.


    Starajmy się dostrzegać znaki Bożej obecności, znaki Bożej łaski, znaki Zbawienia, które Bóg daje również nam, tak jak dawał przedtem. Przyjmujmy te znaki z wiarą. Mamy ich wiele. Z wdzięcznością otwierajmy serca i wyznawajmy miłość. Kochajmy, aby mogła wzrastać nasza wiara, aby nasza ufność była wielka. A gdy wiara i ufność będą wzrastać, nasze serca będą pęcznieć miłością. Wtedy doświadczymy, że ta miłość w sercu i ta wiara to nie przelotne odczucia, ale to coś, co jest w głębi naszego jestestwa, co jest mocne, co jest trwałe, co jest trzonem naszym, na czym możemy się oprzeć. To ważne, by człowiek doświadczył w ten sposób swojej wiary.
    Bóg udziela łaski różnych doznań. One pociągają duszę ku Niemu. Ale kiedy brak tych doznań, nie oznacza to, że Bóg cofnął łaskę, że się obraził, odwrócił i odszedł. Oznacza to, że traktuje duszę trochę poważniej, że uważa ją za bardziej dojrzałą i chce, aby jeszcze doskonalej została ukształtowana. Więc radując się łaskami, które otrzymuje Wspólnota, łaskami, które otrzymuje każdy z nas, starajmy się wyrażać wolę wiary w Bożą obecność, obecność miłującą, nieustannie obdarzającą nas sobą. Przyjmujmy tę obecność otwartymi sercami i prośmy, aby Duch Święty pomagał nam przyjmować i rozumieć, nigdy zaprzeczać, wątpić i odrzucać. Byśmy mogli zachwycić się tym cudem Bożych łask, jakie każdego dnia spływają na nasze serca.
    Warto zapamiętać!Miejmy szeroko otwarte oczy, szeroko otwarte uszy, serce, byśmy nie przeoczyli znaków, jakie Bóg daje. Byśmy potem nie byli jak Żydzi z dzisiejszej Ewangelii, którzy zaprzeczali znakom. Byśmy nie twierdzili, że tych znaków nie było. Starajmy się sercem zobaczyć Bożą obecność w naszym życiu, zobaczyć Jego miłość i Jego łaskę. Starajmy się wierzyć i ufać, kochać ogromnie, abyśmy mogli zbliżać się do Boga, aby było w nas Jego życie. Abyśmy nie poumierali, tylko żyli.
Za http://malenkadroga.pl/?id=23&li=3&k=37