Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !
Evito ;))) Właśnie o to chodzi, żeby dziękować nawet jak ,,nic się nie dzieje'', tym okazujemy zaufanie Bogu. Kochana odmawiaj część dziękczynną z ufności, takie myśli często się pojawiają przy tej modlitwie ,nie poddawaj się ;)
Evitko może posłuchaj sobie ;)
Ciężko dziękować za to " że nic się nie dzieje "...... mam wrażenie czytając świadectwa innych, że Bóg wysłuchuje wszystkich tylko nie tych którzy proszą o miłość, o dobrego męża, o rozeznanie w miłości....uzdrawia z choroby, nałogu, daje prace itp. a innych w ogóle nie wysłuchuje. Czuje zniechęcenie. Pokładałam dużą nadzieje w tą modlitwę czytając świadectw i cudów. Wierzyłam w nią i jej moc.Była ona ostatnią deską ratunku. Ostatnim krzykiem w kierunku Boga....nie mam już innych pomysłów.....
Oj, Evitko , to zniechęcenie już ma skutki , podjęłaś próbę wypominania Bogu , co nie może mieć miejsca i na pewno nie pochodzi od Niego. Nie skończyłaś jeszcze Nowenny przecież. To, że Nowenna Pompejańska składa się z dwóch części , w tym właśnie dziękczynnej nie oznacza , że przed dziękczynną mamy już otrzymać ten jej konkretny owoc i za niego dziękować. W każdej modlitwie prośby winno od razu występować dziękczynienie, ja zwykle właśnie tak się modlę "Proszę Cię , Maryjo, czy też Panie Jezu o....i dziękuję Ci za wszystko , co czynisz dla mnie, czy dla innych", jeśli to modlitwa za tych innych.
Radziłabym się też przyjrzeć swej modlitwie, czy nie jest to tylko nastawienie się na korzyść konkretną z niej, przyjrzyj się też swemu życiu sakramentami, może tu masz jakieś luki, modlitwa bowiem zwykle najpierw nas samych przemienia, przemienia naszą mentalność również. Nowenna Pompejańska ponadto uczy nas cierpliwości i wytrwałości, a Tobie jak widać jej brak. Spójrz więc na to w jaki sposób się modlisz, czy jest to modlitwa od serca, czy taka jakby z przymusu...
A ja słyszałam co innego.., że Bóg lubi tych co się z nim "kłócą" i którzy walczą o swoje a nie siedzą jak mysz pod miotłą z rączkami złożonymi w pacierz.....bo z takimi nie ma o czym "rozmawiać". Uczą nas ( po twoim wpisie to widać ) że katolicy mają spuszczone głowy i są bierni, siedzą z założonymi rękami, czekając na cud, nadstawiając drugi policzek...a Bóg chce wojowników, gwałtowników, pełnych pasji, czasem złości, o walecznych sercach....co przenoszą góry, wyrywają chwasty, rozpalają ogień, ŻYJĄ a nie tylko istnieją......myślę że Bóg pragnie takich serc i takich ludzi....ja to czuje.....
W pierwszej nowennie widziałam jakieś skutki, choć prośba moja nie została wysłuchana, druga nowenna jest bez owocna, nie mam za co dziękować więc tym bardziej ciężko się modlić....jestem zła idę się "kłócić" ( rozmawiać ) z Bogiem....
Tak, tak Evitko , a najlepszym dla nas przykładem tych gwałtowników, ludzi pełnych pasji i o sercach walecznych są nasi święci, wpatrzeni w nich też stajemy się takimi , a przynajmniej podobnymi.
Takie waleczne serce ponadto nie czuje zniechęcenia, ono walczy , bo jest pełne wiary i nadziei , a te w nim nie zanikają, dla niego Bóg jest jedynym ratunkiem , a nie ostatnim , jak u Ciebie. I tylko taki gwałtownik, zanurzony w Bogu, może być zdolny góry przenosić , chwasty wyrywać, rozpalać ogień, bo czyni to Boga mocą.
I oczywistym jest, że jest też inny gwałtownik, który tylko potrafi krzyczeć , rościć żądania / vide: kuszenie Jezusa/ i ten też jest zdolny góry przenosić, rozpalać ogień , ale ciut inny , bo ten niszczący, wyrywać też owszem , ale nie chwasty tylko piękne kwiaty, a wszystko to diabelską mocą.
Jeśli więc słuchasz , to z całym kontekstem, a nie na wyrywki. Można bowiem się z Bogiem kłócić, można wołać "Boże , gdzie jesteś i czy w ogóle jesteś?!", kiedy się nie czuje Go , ale pragnie się Go chwycić jak ostatniej deski ratunku, to nie wołanie gwałtownika , ale człowieka rozpaczy, wołanie , którego pragnie w takiej chwili od nas Bóg. Można i trzeba modlić się z całą mocą , Bóg znakomicie zna nasze serca , zna co się w ich głębi dzieje i widzi wszystko jak na dłoni i nade wszystko pragnie byśmy byli szczęśliwi. Tylko, że modlitwa - kłótnia, jak sama napisałaś -" jestem zła idę się "kłócić" ( rozmawiać ) z Bogiem....", to spotkanie i rozmowa , a u Ciebie widać tylko monolog póki co. Czy posłuchałaś kiedykolwiek tego, co Pan do Ciebie chce powiedzieć, czy zatrzymałaś się w tej swojej kłótni kiedyś ...? Jak na razie, to widać , że szukasz tylko u nas odpowiedzi.
A my myszki uwielbiamy siedzieć pod Tą miotłą, bo ona prawdziwie nas prowadzi do szczęścia, wymiata z nas wszystko , co niepotrzebne i tworzy z nas gwałtowników, tych Bożych gwałtowników. Dziękujemy więc Bogu i uwielbiamy Go we wszystkim , co otrzymujemy od razu, nie za moment , nie kiedy otrzymamy tylko natychmiast i z ufnością.
I kiedy piszę do Ciebie ""Proszę Cię , Maryjo, czy też Panie Jezu o....i dziękuję Ci za wszystko , co czynisz dla mnie, czy dla innych", jeśli to modlitwa za tych innych.", to jest to właśnie zalążek modlitwy gwałtownika , kiedy piszę "czy jest to modlitwa od serca" , to mówię o sercu , które staje w prawdzie przed Bogiem, niekiedy brudne, umazane grzechem , ale mające odwagę prosić Go o Jego Miłosierdzie i wołające, proszące , wręcz krzyczące niekiedy i przede wszystkim nastawione na słuchanie po takim wołaniu.
Miłością i pokorą / a pokora zna swoją wartość / zdobywa się Boga, który sam jest Miłością , dał nam Słowo byśmy się uczyli być tymi walecznymi sercami, Kościół dał nam do tego narzędzia i też dzięki jemu za to. Gwałtownik pamięta o kochającym Ojcu, ale pamięta też , jak Ten sam Ojciec potrafi się gniewać i nawet użyć siły / vide: Pismo Św./.
Gdybym używała tylko swego krzyku , to byłabym jak to rozkapryszone dziecko, nawet powiedziałabym wtedy o sobie , czego nie bałabym się użyć , bo pragnę żyć w prawdzie - bezczelne , rozkapryszone dziecko.
Nawet święci mieli chwile zawahania, zniechęcenia, rozpaczy...co nie umniejszało im wiary. Nie wiem czy zrozumiałaś co chciałam napisać. Chodzi mi o to, że Bóg nie znosi ciszy człowieka w takim sensie, że człowiek jest "daleko" a niby w pobliżu. Niby się modli ale ta modlitwa to klepanie. Bóg lubi tych którzy potrafią przyjść do niego i nawet w złości, wykrzyczeć "czemuś mnie opuścił !", "czemu moje życie tak wygląda!" itp itd. wtedy Bóg może zacząć działać w życiu takiego człowieka. Miałam bardziej na myśli ten rodzaj gwałtowności, który wypełnia zarówno ból, złość jak i nadzieja, że Tylko Bóg może tu coś zdziałać.
Czasem mam wrażenie, że to jest monolog, ale bywają takie dni kiedy czuje, że Bóg działa, że "mówi" poprzez wydarzenia, ludzi, piosenki, tudzież słowa psalmów. Wtedy Go słyszę. Być może to skutki nowenny, bo kiedy odmawiałam pierwszą byłam pełna nadziei, bardziej radosna, chętniej ją odmawiałam. Jakoś łatwiej i przyjemniej mi się ją odmawiało. Teraz idzie ciężko i nie jest już tak kolorowo. Dołączyłam Tajemnice Światła bo w poprzedniej były tylko 3 tajemnice... Mam wrażenie, że wiem co powinnam zrobić ze swoim życiem, ale powstrzymuje mnie strach i okropne wizje przyszłości i tego, że przegram, nie założę rodziny. W głębi serca chciałabym ją mieć....
Z Panem Bogiem Doroto.....
A ja mam nieodparte wrażenie, że wcale nie chcesz być z narzeczonym i czekasz aż Cię zostawi, bo Ty nie chcesz tego zrobić. I masz za złe Bogu, że nie ingeruje w jego wolną wolę. Przepraszam Cię, ale takie odnoszę wrażenie po przeczytaniu twoich wpisów. Że za ten znak od Boga, uznałabyś tylko to gdyby narzeczony Cię zostawił, albo dał dobry powód, żebyś Ty to zrobiła. Na początku napisałaś, że jest dobrym człowiekiem. Potem rośnie twoja frustracja i piszesz o nim negatywne rzeczy i wprost, że nie czujesz miłości do niego. Czy mogłabyś stanąć z nim przed ołtarzem, przed Bogiem który jest Miłością i Prawdą i przysięgać, że będziesz go kochać do końca życia? czy to nie byłoby kłamstwo? Pomijając Twoją złość, warto spojrzeć też trochę mniej egoistycznie. Mam wrażenie, że chcesz wyjść za mąż, żeby nie być sama, bo się starzejesz. A on? Czy nie zasługuje na kochającą żonę? Pamiętaj, że możesz unieszczęśliwić nie tylko siebie. Przepraszam Cię, że piszę tak wprost i mało delikatnie, ale takie wrażenie mam po przeczytaniu Twoich postów. Zastanów się czy jesteś z nim z miłości, z przyzwyczajenia, czy dlatego, że nie chcesz, żeby rozstanie było Twoją winą...
Anno.....masz rację. Nie zasługuję na to by być z moim narzeczonym. Czuje się zła, podła i niegodna. Mam złe myśli o samej sobie i o tym co robię. Co dzień walczę z myślami, że go ranie, że jestem złym człowiekiem i że nie rozumiem tego wszystkiego i najlepiej jakbym zamknęła się w czterech ścianach i nie raniła nikogo. A najlepiej zniknęła....
Ja powiem tak . Wiele latek mam na karku. Wielu ludzi znałam , z wieloma pracowałam i miałam do czynienia. I powiem tak: przykazanie ,aby kochać bliźniego tak jak siebie samego jest wg mnie najtrudniejszym przykazaniem, bo Bóg karze nam kochać ludzi takich jacy są: kłamliwi , niemili , brudni. bezczelni, fałszywi.Tak jak On nas kocha , a przecież bez przerwy grzeszymy , obiecujemy poprawę i ... za chwilę przychodzimy spowiadać się z tych samych grzechów. Modlić się za nich i kochać , kochać , wybaczać i kochać. To naprawde trudne .Mi sie to prtzeważnie nie udaje , ale staram się ...
Małgorzato...to , co napisałaś świadczy o tym właśnie , że miłość do bliźniego nie powinna być taka trudna. Napisałaś bowiem -
"przykazanie ,aby kochać bliźniego tak jak siebie samego jest wg mnie najtrudniejszym przykazaniem, bo Bóg karze nam kochać ludzi takich jacy są: kłamliwi , niemili , brudni. bezczelni, fałszywi."
Tu mowa o innych...A tu :
"Tak jak On nas kocha , a przecież bez przerwy grzeszymy , obiecujemy poprawę i ... za chwilę przychodzimy spowiadać się z tych samych grzechów."
to już mowa o wszystkich , również o sobie samej . Pomyśl najpierw o sobie więc , jaka jesteś grzeszna i odnieś to do innych, że się wcale nie różnią od Ciebie.
A jak nic nam wychodzi, że "ktoś dziś mnie okłamał, ktoś był niemiły , fałszywy, a ja wcześniej wobec kogoś innego też tak się zachowałam.".
Patrząc w ten sposób na siebie lepiej jest nam wybaczać i kochać :)