Jestem osobą nową na tej stronie, również młodą, bo mam zaledwie 20 lat; chciałem podzielić się moim świadectwem, które nieustannie trwa. Poczułem, że to moja powinność. Chcę by inni wiedzieli, że warto zwrócić się w tej modlitwie do Maryi. Nawet gdy sprawa wydaje się beznadziejna. Sam przekonałem się, że niezbadane są wyroki Boskie i że Bóg dla każdego człowieka ma plan; wystarczy tylko zaufać.
Jak wiadomo człowiek nie dostanie tego co nie jest zgodne z wolą Bożą, owszem otrzymał wolną wolę, ale to od niego zależy jak ją wykorzysta. Jestem szczęśliwy, że mogę opowiedzieć jak Jego moc wypełnia się w moim życiu. Teraz trochę wstępu.
Poznałem cudowną dziewczynę sześć lat temu przez kolegę. Od razu ją pokochałem, ona na pewno mnie polubiła. Zaczęliśmy się spotykać. Stało to się cotygodniową praktyką. Myślę że C. wiedziała, że mi na niej zależy. Niestety po kilku miesiącach relacje się pogorszyły, ona mówiła, że ma dużo nauki na głowie (jest o trzy lata starsza), ja opuściłem się w nauce trochę. Pewnie byłem dla C. tylko dzieciakiem. Trochę prawdy w tym chyba było, zacząłem za bardzo naciskać byśmy zostali razem. Okazało się ponadto, że ona, jakby to powiedzieć, nie za bardzo interesuje się chłopakami... i jest zagubiona.
Nie zważałem na to, dalej kochałem tę dziewczynę. Było w niej coś co odróżniało ją od innych poznanych. Z biegiem czasu zauroczenie przerodziło się w wielką miłość, bez pożądania, czystą, tylko praktycznie jednostronną. Nasza relacja pozostawała na poziomie raczej dobrej przyjaźni. Tak trwał ten okres. Takich razy, gdy nasza znajomość się rozpadała nie sposób zliczyć. Zawsze jednak wracaliśmy do siebie; z roku na rok co raz starsi, co raz bardziej dojrzali, nasze spotkania zaczęły trwać godzinami, a nawet prawie dniami; było cudownie; to nie była jednak miłość, byliśmy jak dobrzy kumple.
Zmiany nastały w późniejszym czasie, to uczucie gdzieś było, ale nie wiadomo gdzie. Miałem za złe sobie, że te przerwy trwały tak długo, to jednak psuło to wszystko. Ona co raz mniej interesowała się mężczyznami. Nie wiem czemu tak się działo. W końcu poznała dziewczynę, z którą się złączyła, a ja nie mogłem się z tym pogodzić, mówiono mi żebym dał sobie spokój, że nic nie mogę z tym zrobić, lecz ja wciąż trwałem.
Ostatnia przerwa trwała dwa lata. To zrobiło niemałe spustoszenie w mojej głowie, była to największa przeszkoda w mojej znajomości ale też w życiu; musiałem uciec się w końcu do rad psychologa. Niestety, to nie pomogło. Straciłem z nią kontakt, oraz nadzieję. Tu właściwie zaczyna się moje świadectwo.
Postanowiłem, że będę walczyć, obiecałem jej przecież, że zawsze będę przy. Prosiłem Boga od tylu lat o pomyślność w mojej sprawie i nie otrzymałem pomocy - pomyślałem. Miałem kilka kryzysów wiary, ale nigdy nie przestałem wierzyć. Często pytałem się czemu Bóg mnie opuścić. Dotarło do mnie w końcu, że zawsze tylko wymagałem a rzadko dawałem od siebie. Nadmienię tu, że byłem zniewolony grzechem nieczystości. Walkę zacząłem dosyć późno, gdy zrozumiałem wagę grzechu, ale byłem już naprawdę nisko. Często upadałem. Zacząłem 'bronić się' z czasem różańcem i to odnosiło skutki, nie tak spektakularne, ale powoli odnosiłem zwycięstwo ze złym, jak się później okazało nie do końca. Mówię o tym, bo to różaniec okazał się kluczem. Znalazłem w internecie Nowennę Pompejańską. Na początku wzbraniałem się, myślałem, że 54 dni to za dużo, że nie dam rady. Postanowiłem jednak spróbować. Na początku to było ciężkie, z czasem jednak przywykłem do codziennego odmawiania, poczułem wtedy taki niezmierny spokój. Coś jak po pierwszej spowiedzi. Po kilku dniach tata zaciągnął mnie do niewielkiej roboty w kościele księdza, który został tam mianowany proboszczem a wcześniej był wikariuszem w mojej parafii. Posiadam zawód realizatora nagrań i nagłośnień i miałem zamontować nagłośnienie w tymczasowej kaplicy. Dlaczego o tym wspominam? Jak się później okazało ten kościół miał być pod wezwaniem Matki Bożej... Pompejańskiej. Pomyślałem, że to nie może być przypadek. Zrozumiałem, że robię to właśnie dla Maryi, by właśnie to słowo było głoszone. Dostałem znak. Po dziewięciu dniach pierwszej nowenny w dzień mojego patrona z bierzmowania - Archanioła Gabriela (którego imię przyjąłem całkowicie bez powodu, co tak mi się wydawało, a jednak jest on patronem radia, telewizji, czyli tego z czym wiąże się mój zawód) otrzymałem wiadomość od... C. Poprzedniego dnia prosiłem mojego świętego aby dał mi tę dobrą nowinę. Nie mogłem w to uwierzyć. Byłem taki szczęśliwy.
To chyba sprawiło, że trochę pokpiłem sprawę. Nie dotrwałem do końca nowenny, zakończyła się po dwunastu dniach, tym grzechem, z którym tak walczyłem. Byłem smutny, że zawiodłem. Przyrzekłem Maryi, że jak tylko oczyszczę znów swoje serce to powrócę do tej modlitwy. Tak też zrobiłem, tym razem z większą dbałością. Układało mi się nawet z moją "miłością". Teraz myślę, że byłem jej potrzebny, bo przeżywała naprawdę ciężkie chwile i gdyby nie ja to nie wiem jakby się to skończyło. Podczas jednego spotkania powiedziała mi nawet, że jestem jej aniołem stróżem co bardzo mnie pokrzepiło. Były cudowne chwile, ale znowu moja nowenna zakończyła się; było to kilka dni temu.
Nasze relacje z moją wybranką znów się rozsypały. Jest mi ciężko, ona ma teraz pracę i myślę, że nie ma czasu się mną przejmować. Jestem wobec niej wyrozumiały, cały czas, nawet gdy mnie czasem wkurza to jestem w stanie jej wybaczyć. Chcę by była szczęśliwa. Myślę, że jestem jej potrzebny; Bóg mi to przecież uświadomił; nie wiem jednak jaki ma pełny plan wobec mnie, wobec niej, wobec nas. Czas pokaże. Dzisiaj zacząłem ponownie się modlić do Matki Pompejańskiej. Nie tracę nadziei. Cieszę się, że mogę opisać jak wiara ma wielką moc. Myślę, że tego chciała Maryja, bym się tym podzielił.