Miałam dzisiaj dziwny sen.. a mianowicie, śniło mi się, że podążałam do jakiegoś miejsca ( już nie pamiętam dokładnie po co tam szlam ale wiem ze chodziło o coś bardzo ważnego) Droga była bardzo długa i wymagała wiele wysiłku. Przechodziłam przez "zafiksowane" miasteczka pełne gwaru i ludzi, później szłam przez jakieś jakby pola..odludzia..na samym końcu weszłam tak jakby w takie kamienne domki..coś jakby na wzór jaskini..były trochę przerażajce jednak szłam dalej. Przy samym końcu musiałam zdjąc buty iść boso. Niby sen to tylko obraz w mózgu i nie powinno się nic odczuwać ja jednak dosłownie czułam fizycznie bol tych stop idących po zimnym kamieniu, zmeczonych długą drogą która wymagała ode mnie wiele trudu.W trakcie jej przebycia co chwile musiałam pytać się kogos o droge i wskazówki. Bardzo bładzilam. Nasamym końcu kiedy już prawie bylam u celu swej podrozy poddalam się jednak, bo sparalizowal mnie strach. Aby dostać się tam gdzie zmierzałam trzeba było wejść do ciasnej windy ( w tej jaskini) i wiedziałam ze tego nie zrobie. Wiem, że w sny nie powinno się wierzyć lecz może jednak czasami Pan Bóg próbuje nam przez nie coś powiedzieć? Sama biblia przecież mówi o nich w kilku miejscach. A może, w myśl koncepcji Freidowskiej ten sen był tylko odzwierciedleniem moich lęków i tego co ukryte w podświadomości?
Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !