Witam Was.
Mam pewną wątpliwość. Moje małżeństwo przeżywa silny kryzys, z mojej winy, mimo tego, że za dwa miesiące na świecie pojawi się nasze pierwsze dziecko. Mąż mimo moich próśb, mimo mojego postanowienia poprawy w każdym aspekcie życia, który był zły, mimo przeprosin i naprawdę szczerego żalu za to co zrobiłam, nie chce nawet słyszeć o walce o małżeństwo. Dla niego miłość, która nas połączyła, sakrament, który tą miłość pobłogosławił nic nie znaczy. Nawet to, że już tak naprawdę wybaczył mi to co zrobiłam, w końcu pojawiło się dziecko, nie jest ważne. Od czterech miesięcy modlę się codziennie różnymi modlitwami (głównie koronką do Miłosierdzia Bożego, odmówiłam też Nowennę Pompejańską, zamówiłam dwie Msze w tej intencji, poruszam niebo poprzez wielu świętych) o pomoc w uratowaniu mojego małżeństwa. I nie chodzi mi tu o czas, nie wyznaczam Panu Bogu terminu, nie oczekuję, że wszystko się zmieni nagle i od razu. Szczerze wierzę i ufam, że Pan Bóg ma swój plan i wszystko co uczyni będzie dla nas dobre i że wszystko rozwiąże się w najlepszym dla nas czasie. Jednak od czasu do czasu pojawia się w mojej głowie myśl, którą może ktoś będzie w stanie mi wytłumaczyć. Czy jeżeli Pan Bóg doprowadził nas przed swój ołtarz i udzielił naszemu związkowi swojego błogosławieństwa, może zechcieć, żeby takie małżeństwo się rozpadło? Będę wdzięczna za Wasze zdanie na ten temat.
Dziękuję i proszę Was o modlitwę w naszej intencji.
Bóg zapłać.