Odmawiam moją pierwszą Nowennę Pompejańską w bardzo ważnej dla mnie intencji. Błagam Najświętszą Maryję o zdrowie dla mojego, jeszcze nienarodzonego dzieciątka. Długo z mężem oczekiwaliśmy na ten dar od Boga. Pierwszą ciąże straciłam i był to dla nas duży cios, więc kiedy w sierpniu na USG ujrzeliśmy serduszko naszego dziecka byliśmy najszczęśliwszą parą na świecie. Pierwsze ważne badania przeszliśmy 26 września i od tego wszystko się zaczęło. Badania pokazały, że dziecko cierpi najprawdopodobniej na chorobę genetyczną i do tego ma jakieś problemy z serduszkiem. Pierwsza diagnoza mnie załamała, nie byłam na to zupełnie przygotowana. Lekarz zasugerował, że jeśli badania potwierdzą chorobę to możemy zdecydować się na przerwanie ciąży, z tego, co pamiętam to nawet do 20 tygodnia (!). I wstyd mi się przyznać, ale to właśnie była moja pierwsza myśl: „Musimy pozbyć się tego dziecka”. Później pojawił się też niesamowity strach, że nigdy nie będę umiała go pokochać. Wcześniej nigdy bym o tym nie pomyślała, naprawdę byłam zagorzałym przeciwnikiem aborcji, niezależnie od przypadku. Te myśli załamały mnie jeszcze bardziej, czułam, że nie umiem kochać mojego dziecka i byłam przerażona wszystkim, co miało się stać w przyszłości. Zamknęłam się w domu, płakałam całymi dniami i nieustannie przeszukiwałam Internet w celu albo potwierdzenia albo zaprzeczenia tej diagnozie. Mój mąż codziennie dodawał mi otuchy, powiedział najpiękniejsze słowa, jakie mogłam usłyszeć: „Pokochałem to dziecko, jak tylko zobaczyłam je na ekranie monitora i usłyszałem jego serce, nic mu nie będzie”.
Po trzech dniach rozpaczy, podczas przeszukiwania Internetu, niby przypadkiem trafiłam na Nowennę Pompejańską. Wcześniej, kiedy próbowałam zajść w ciąże znalazłam już informacje o tej modlitwie, ale nigdy jej nie rozpoczęłam. Poczułam, że to mi pomoże. Przeczytałam kilka pięknych świadectw i pomyślałam „To uratuje moje dziecko!”. A w głębi serca pomyślałam, że będzie to magiczny sposób na moją trudność.
Od razu rozpoczęłam modlitwę. Na początku było mi bardzo ciężko, płakałam, a nawet rozpaczałam przy każdym słowie. Modlitwa wydawała mi się bardzo długa. Co było dla mnie najtrudniejsze? Zawierzenie Maryi i oddanie jej mego życia. Kiedy miałam wypowiedzieć słowa „bądź wola Twoja, jako w niebie tak i na ziemi” ogarniał mnie wielki lęk.
Jestem dziś w 14 dniu mojej Nowenny. Czy w mojej intencji cokolwiek się zmieniło? Niestety nie. Zrobiliśmy dodatkowe badania, których wyniki również nie były dobre. Konieczne okazało się wykonanie badania inwazyjnego (amniopunkcji). Teraz czekamy na zabieg, który będzie prawdopodobnie w kolejnym tygodniu. Więc czy coś się w ogóle zmieniło? Tak, całkiem sporo. Nauczyłam się szczerej modlitwy na różańcu. Czasem modlitwa pomaga mi się uspokoić, czasem mam poczucie, że Matka Boża pomaga mojemu dziecku. Bardzo zbliżyłam się też do mojego męża i spotkałam też wiele dobroci od mojej rodziny i znajomych oraz wielu innych osób, które modlą się o zdrowie mojego dziecka. Zrozumiałam sens słów: „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode mnie ten kielich. Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie”. Jednak nadal trudno jest mi tak NAPRAWDĘ zaufać tym słowom. Czasem ogarnia mnie wielki lęk i zupełna utrata nadziei w uzdrowienie mojego dziecka. Zastanawiam się, czy to Matka Boża pozbawia mnie tej nadziei, aby przygotować mnie na nieuniknioną diagnozę? Te myśli mnie przerażają. Czasem gubię się też w zazdrości o wszystkie zdrowe dzieci koleżanek. To zupełnie egoistyczne, ale nie umiem uwolnić się od tych myśli. Czasem mam wielki żal do Boga, który wiedział jak bardzo czekaliśmy na dziecko, a daje nam teraz takie doświadczenie. Te wszystkie myśli zabijają moje zaufanie Maryi, nie wiem, dlaczego one się pojawiają i jak z nimi walczyć. Proszę wszystkich o modlitwę o uzdrowienie mojego dzieciątka.
Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !