Witam wszystkich,
od razu zaznaczam, że nie chcę popadać w paranoję, ale słowa o przekleństwie usłyszałam ostatnio od mojej mamy i zaczęło mnie to zastanawiać.
Chciałabym w skrócie zarysować całą sytuację.
Otóż w mojej rodzinie wszystko było w porządku, brat zakochany po uszy w swojej dziewczynie, która zaszła w ciążę, ja zakochana w moim chłopaku, którego moi rodzice od razu określili jako moją bratnią duszę. Szczęśliwa przechodziłam z dobrymi wynikami przez kolejne etapy edukacji. Wszyscy w rodzinie byli zdrowi, z wyjątkiem wujka, który miał pewne ciagoty alkoholowe.
Dodam też, że kiedy poznałam mojego chłopaka, często pisałam z pewnym mężczyzną, jednak żadne z nas nie traktowało tej relacji w kategoriach relacji typowo damsko-męskich. Rozmawialiśmy tak 5 lat, ale żadne z nas nie chciało się spotkać. Wtedy poznałam mojego chłopaka i zakochałam się po uszy. Nagle tamten chłopak próbował mnie odciagnąć od mojego ukochanego, chciał się spotykać, chociaż wcześniej nigdy o tym nie wspominał. Ciągle wmawiał mi, że stałam się złym człowiekiem, co budziło we mnie ogromne wyrzuty sumienia. Były one tak duże, że zapytałam moich prawdziwych przyjaciół, czy widzą we mnie jakieś zmiany odkąd się zakochałam. Uslyszałam tylko, że promienieję i jestem jeszcze radośniejsza i bardziej chetna do pomocy. Ten znajomy jednak ciagle zarzucał mi okropne rzeczy i chociaż wybaczałam mu kolejne raniące słowa i proponowałam dalszą przyjaźń, to pewnego dnia nie wytrzymałam i napisałam, że po prostu dłużej tak nie mogę, bo nasze rozmowy polegają już tylko na tym, że wyzywa mnie od złych osób. Wiem, że ogromnie go to zraniło, jednak wiedziałam, że na dłuższą metę żadne z nas tego nie wytrzyma. Życzyłam mu wszystkiego najlepszego, bo wiem, że mimo tego, co mi mówił, w głębi duszy nie był złym człowiekiem. Po tym wszystkim wróciłam do mojego szczęścia, spotykałam się z moim chłopakiem, utwierdzałam sie w przekonaniu, że jesteśmy dla siebie stworzeni, moi rodzice z radością obserwowali szczęście swoich dzieci. Wszystko to trwało rok. Wtedy to nagle mój ukochany zostawił mnie, nawet nie potrafiąc mi tego dokładnie wyjaśnić, mówiąc, że jego uczucia się nie zmieniły. Rozpaczałam strasznie, nie potrafiłam sobie z tym w żaden sposób poradzić. Ale bardziej dziwi mnie to, że dokładnie od tego momentu w moim życiu zaczęło się dziać mnóstwo złego. Mój dziadek, który cieszył się dobrym zdrowiem przeżył przez tych kilka miesięcy dwa wylewy. Mój wujek wpadł w tak wielki ciąg alkoholowy, że kiedy tylko wstawał sięgał po butelkę i później przesypiał cały dzień. Nie było dnia, żeby był trzeźwy. Dziecko mojego brata urodziło się z poważną wadą słuchu i musi nosić aparaty. Mój tata nagle zaczął cierpieć na okropne bóle brzucha, przez 5 dni codziennie lądował na pogotowiu, dostawał leki przeciwbólowe, wracał do domu i w nocy znów to samo. Nikt nie wiedział, co mu jest, lekarze stwierdzili, że będą go kroić "w ciemno", bo dopiero po otwarciu pacjenta zobaczą co to. Operacja się udała, ale jakieś 2 tygodnie później tata znów trafił do szpitala. Tym razem miał problem z siatkówką. Mija już ponad miesiąc od operacji a jego wzrok się nie poprawia. Ciągle jest na zwolnieniu, nie wiemy, czy otrzyma dalszą zdolność do pracy, bo aktualne problemy ze zdrowiem raczej wykluczają powrót do wyuczonego zawodu. Mój wujek mial przepisać gospodarstwo mojemu bratu, jednak z powodu swojego nalogu co chwila zmienia zdanie, co prowadzi do spięć między nimi, bo mieszkają razem. Moja mama jest klębkiem nerwów przez moje rozchwianie i całą tą sytuację w rodzinie. Przez całe moje życie nie widziałam tylu problemów w mojej rodzinie, moja mama to potwierdza, w chwili załamania powiedziała, że nie wie, czy jesteśmy przeklęci, czy co jest tego powodem. Stąd też moje pytania, czy jest to możliwe? Jeśli tak, jak można takie przeklęcie rozróżnić? Pomyślałam o tym, że być może to mój dawny znajomy w akcie zlości i rozczarowania życzył mi i mojej rodzinie czegoś złego. Nigdy nie wierzyłam w coś takiego, ale natłok problemów sklania mnie czasem ku takiej myśli