Przeszłam wiele złego w życiu i w momencie kiedy na prawdę opadły mi ręce, a jestem silną osobą - przyszedł do mnie BÓG. Zacznę od początku.
Historia mojej rodziny zawsze była naznaczona kłopotami, upadkami materialnymi, przedwczesną śmiercią najbliższych. Mimo że miałyśmy (mama żyje) wspaniałych rodziców i dali nam cudowne dzieciństwo, zawsze przytrafiał im się "pech". Tyczyło się to także późniejszego życia mojego jak i moich sióstr.
Po ślubie (28 lat temu) zaczęłam tracić wiarę a i życie nie specjalnie mnie rozpieszczało. W pogoni za tym aby mieć dobrze, praca w korporacjach, złość na siebie, na pecha, który nadal nam towarzyszył....i tak zaczęłam winić Boga. Za nasze rodzinne niepowodzenia. Jak by było tego mało zaczęłam wierzyć że Bóg nie istnieje!!, bo jak by był, to by w życiu nie dopuścił do takich sytuacji jakie są u mnie i na tym świecie...
Mała pobudka z mojej strony nastąpiła przy pierwszym bankructwie i utracie domów rodzinnych zarówno ze strony męża jak i mojej (niestety, do tej pory wszystkie siostry jesteśmy bezdomne - wynajmujemy mieszkania). Mamy zaprzyjaźnionego księdza ( to chyba nasz anioł), który zainteresował się moją siostrą podczas jej spowiedzi, gdy miała 15 tal zaraz po nagłej śmierci naszego ojca. Ksiądz zaczął utrzymywać z nami kontakt. Nie wiem dlaczego po wielu latach nie widzenia się z nim, do niego zadzwoniłam i zaprosiłam na obiad do domu, który już traciłam. Było przyjemnie a mnie coś dręczyło jednak nie umiałam się otworzyć.
Korzystałam z pomocy wróżek, szeptunek itp. nic nie dało. Cała nasza rodzina wylądowała "na bruku", pakowaliśmy w nocy co się dało i uciekaliśmy przed komornikami. Nie życzę tego na prawdę nikomu. Ktoś może zapyta dlaczego? i właśnie .... czego się nie dotknęliśmy natychmiast upadało, po prostu klątwa. Pracowaliśmy wszyscy po 12 godzin i za każdym razem biznesy upadały. Nie da się tego wytłumaczyć.... Teraz już wiem, szatan był z nami i cieszył się z naszych niepowodzeń.
Po kilku latach.... znów sytuacja się powtarza.... i wiecie co? Doszłyśmy z siostrami do wniosku, że ta klątwa musi się skończyć i zaczęłyśmy szukać drzewa rodzinnego, aby zbadać nasze pochodzenie. Po jakimś czasie utknęłyśmy w jakimś punkcie i więcej domysłów, dopowiedzeń i nic... Siedziałam na fotelu i nagle mnie oświeciło, mam zadzwonić do księdza. Sytuacja się powtarza - nie uważacie? I też tak pomyślałam. Zadzwoniłam prosząc o pomoc, wreszcie się przełamałam.... poprosiłam o egzorcyzm. Nasz ksiądz - anioł rodzinny umówił nas z księdzem egzorcystą. Pojechaliśmy. Nie było w nas opętania ale nagle zaczęło się coś zmieniać...... Ludzie wokół nas (jak się teraz okazuje opętani przez szatana) zaczęli złorzeczyć na nas i mieć do nas pretensje. Mało tego po egzorcyźmie wiele z tych osób bardzo się rozchorowało. I co? pozrywaliśmy kontakty. A u nas...przebudzenie....
Nagle zrozumiałam, że szatan nami kierował i tak nam pogmatwał życie, że o mało nie doprowadził nas do samobójstwa, bo ile można... ja już nie ma siły uciekać.
Modlitwa nas otworzyła, przyszła spowiedź po 25 latach i wiara !!!! Niesamowite co?
Naprawdę ja wierzę !!!
Oczywiście nadal jesteśmy na skraju bankructwa ale ja naprawdę wierzę że Pan Bóg nam przebaczy i nam pomoże, bo tak na prawdę to tylko on może!!
Jezu Ufam Ci !!!!
Zaczęłam odmawiać Nowennę Pompejańską - dziś jestem na 13 dniu (hm... ale sobie wybrałam dzień na pisanie), czytałam opinie o modlitwie, piszą różnie, jednym, pomaga innym nie, ale ja wiem że mi pomoże, ja to wiem, bo wierzę w Matkę Przenajświętrzą i w Pana Boga NAPRAWDĘ !!!
Pomódlcie się za mnie bo jest mi to na prawdę potrzebne.
Chyba potrzebowałam komuś wreszcie powiedzieć........