Kochani, to moja pierwsza Nowenna. Modlę się w intencji uwolnienia i uzdrowienia mnie samej od nerwicy i depresji. Już od kilku lat się zmagam. Wpływają na to jakieś tam wydarzenia życiowe, pewnie, ale głównie moja nadwrażliwość emocjonalna.
Do rzeczy- jestem dzisiaj w ostatnim dniu części błagalnej. Jest tragedia. Czuję się potwornie. Ma na to wpływ również fakt, że niedawno zakończyłam nieformalną relację z kimś. Kocham go,a le to zła relacja była. Ja go już nie obchodzę.
To boli. Mam w ogóle potrzebę modlenia się za niego (nie, żeby wrócił), bo on jest strasznie poplątany i daleko od Boga.
Mam lepsze dni, ale odnoszę wrażenie, że po prostu moja nerwica się pogłębiła- szczególnie w pierwszym okresie odmawiania modlitwy, łącznie z objawami somatycznymi. Natomiast teraz mam takie myśli samobójcze, że jedynie myśl o moim synu trzyma mnie w pionie. Nie mam siły na nic, czasem już nawet na modlitwę, ale trwam.
Czy to możliwe, że to zły tak mi daje popalić? Bo już nie wiem sama. Czasem myślę, że już wariuję po prostu i nigdy ta moja głowa i moje myślenie się nie uleczy.
Patrząc z boku- nie mam żadnych powodów do smutków, depresji itd. A ja się od lat zmagam. Teraz czuję apogeum. Ciągła wizja skończenia ze sobą, żeby tylko ten ból emocjonalny, brak nadziei i bezsens minął...
Dziękuję za Wasz odzew- jeśli takowy będzie.
Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !