Bardzo proszę braci i siostry o modlitwę, ponieważ nie wiem już co robić. Upadam na duchu i wpadam w rozpacz. Mój chłopak, który jest Rosjaninem i Polakiem ze Wschodu (obecnie w domu w Rosji) prawdopodobnie cierpi na manię prześladowczą (na tle politycznym: prześladowanie władz, służb specjalnych): słyszy głosy radiowe w głowie, ma wrażenie, że sąsiedzi go podsłuchują w domu, donoszą na niego, rozpylają różne substancje pod jego nieobecność. Widząc, jak ktoś obcy na ulicy rozmawia przez telefon komórkowy, jest przekonany, iż donosi odpowiednim służbom co on robi, mówi itp. Nie potrafię mu pomóc fizycznie. Modlę się za niego Koronką do Bożego miłosierdzia o uwolnienie i uzdrowienie i rozpoczynam na nowo Nowennę Pompejańską w jego intencji. Jego stan jest taki, iż już nie szuka nawet pracy. Bardzo mnie to niepokoi, ponieważ jesteśmy zaręczeni od 6 lat i boję się, czy jego stan się jeszcze nie pogorszy (wypiera się problemu, mówi, aby nie robić z niego wariata), że nie zapewni bytu rodzinie, że utrzymanie mieszkania (jak Bóg da), jego-męża i dziecka/dzieci spadnie na mnie. Ja jestem osobą z wyższym wykształceniem, ale długotrwale bezrobotną i żyję w wielkim lęku o przyszłość. Niestety, rodzina mojego chłopaka nie dostrzega (?! nie chce dostrzec) jego poważnego problemu, a co za tym idzie pomóc mu. Nawet jego mama, która jest pielęgniarką. Stosują tylko prośby i groźby wobec niego, że zamkną przed nim lodówkę, odgrodzą go ścianą itp. Skutkiem tego mój narzeczony utrzymywany jest przez mamę choć ma już 39 lat!!!! Ja mam lat 38, od 3 miesięcy nie biorę już leku na depresję, na którą cierpiałam 13 lat!!! (Piję kropelkę oleju egzorcyzmowanego z wiarą i ufnością), rodzina mi nie pomaga, choć mama (tata nie żyje) i rodzeństwo mieszkają ze mną w tym samym mieszkaniu bloku. Mama wymówiła mi wikt - za karę - za brak stałej pracy, co było dla mnie ciosem podczas samej walki z depresją i o każdą minutę snu. Nikt z rodziny nie interesuje się tym, czy mam co jeść i obwiniana jestem za zniszczenie jedności w rodzinie. Poza tym w domu rodzinnym żyję w lęku i strachu przed bezdomnością i ubóstwem, gdyż brat obiecał mi, że jak mama odejdzie z tego świata, to pierwsze co zrobią, to wyrzucą mnie z domu. Radzę sobie jak potrafię. Chodzę do kościoła po zupę i korzystam z pomocy Caritas. Sporadycznie wykonuję tłumaczenia. Sama ta sytuacja mnie przygnębia i odbiera siły do życia, a tu jeszcze nie mogę pomóc narzeczonemu, który marzy o KOCHANYCH dzieciach....Spokój odbiera mi też stwierdzenie jednego pastora, który się za mnie modlił. Powiedział mi zdecydowanie, iż mój chłopak może nie być mi dany przez Boga (?!). Nie wyjaśnił jednakże tego. Może ktoś z braci lub sióstr będzie miał słowo poznania w tej kwestii. Bardzo potrzebuję tu pocieszenia. Bardzo proszę o modlitwę o uzdrowienie i uwolnienie narzeczonego i o uzdolnienie go do podjęcia pracy i wytrwania w niej. I oby Pan Bóg wyprostował te wszystkie kręte ścieżki. Niech wam Pan Bóg wynagrodzi wszelkimi potrzebnymi łaskami.
Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !