Dzień 4 października był dla mnie szczególnym dniem. Przez przypadek dowiedziałam się o nowennie pompejańskiej, nie zawahałam się ani przez chwilę i zaczęłam od razu ją odmawiać. Kilka dni temu zakończyłam ją. Na początku w siebie nie wierzyłam, że dotrwam do końca. Miała na to wpływ duża ilość nauki, przygotowanie do olimpiad, treningi, a jako że jestem osobą nerwową i troskliwą, to jeszcze zmartwienia związane z rodziną, nasze problemy, problemy przyjaciół. Do tego pewien paniczny strach, który paraliżował mnie przez blisko dwa tygodnie.. Modliłam się w intencji naprawdę dla mnie znaczącej, niestety nie otrzymałam łaski, o którą prosiłam. W jej czasie przeżywałam więcej upadków niż wzlotów, wiele rzeczy było przeciwko mnie, ale ciągle powtarzałam sobie, że to ten zły chce, żebym się poddała.. Tym sposobem znajdywałam resztki sił do modlitwy, wcześniejsze poranne wstawanie, po to, żeby zdążyć przed szkołą do kościoła, rezygnowanie z wcześniejszego autobusu, po to, żeby po lekcjach ponownie skoczyć do kościoła odmówić kolejną tajemnicę różańca i w końcu wieczorne odmawianie, kiedy byłam już totalnie zmęczona, czasami zasypiałam, ale budziłam się, by ją dokończyć. Czasami odmawiałam też różaniec w drodze dokądś, podczas spaceru, ale nie potrafiłam się dostatecznie skupić, dlatego modlitwa wydłużała się. Oprócz tego, przez te 54 dni starałam się nie żyć w grzechu, dosyć często przyjmowałam komunię. Na początku przystąpiłam do spowiedzi i potem jeszcze raz, prawie tego samego dnia, kiedy zgrzeszyłam. Sama wątpiłam, w to, ze jestem w stanie cokolwiek zrobić w mojej sprawie, ale MOCNO WIERZYŁAM, że dla Boga nie ma rzeczy niemozliwych.
Zawsze byłam wierząca, ale ta modlitwa zmieniła w pewien sposób moje życie. Kiedyś nie wyobrażałam sobie, jak mozna odmawiać różaniec codziennie, ba jedna dziesiątka to było dla mnie za dużo. Paradoksalnie, łatwiej mi jest odmówić te trzy tajemnice, niż jedną. Częściej rozmawiam z Bogiem i Maryją. Czuję obecność Boga. Zwolniłam i zaczęłam dostrzegać małe rzeczy. Poprawiłam relacje w domu. We wszystkim dostrzegałam działalność Boga.
No ale niestety nie otrzymałam łaski o którą prosiłam :( Bardzo mi przykro z tego powodu, przechodze pewien kryzys, bo nie wiem czy nie zasługuję na nią czy może źle się modliłam ? Może to kara ? Kara za moich najbliższych, którzy od Boga się odwrócili. Nie wiem, co zrobić, ale w mojej głowie spokoju nie daje mi pomysł, by rozpocząc drugą nowennę w tej samej intencji. Tylko pojawia się pytanie, czy znajdę motywację, skoro nie zostane wysłuchana. To rozczarowanie potęguje fakt, ze modląc się w sprawach, na które mam w jakiś sposób wpływ i nie są one ąz tak bardzo wazne, Bóg mnie wysłuchuje, kiedy znowu modlę się o coś, na co wiem, ze nie mam wpływu, ze jest to dla mnie niemożliwe, że wiem, że tylko Bóg może mi pomóc.. to klapa -.-
Mimo wszystko, myslę, że ta modlitwa to szkoła wiary. Przetrwają tylko Ci najwierniejsi. Nawet jeśli nie rozpocznę kolejnej nowenny, to będę odmawiać częściej różaniec, bo bez niego, mój dzień staje się jakiś pusty, a kładąc się wieczorem spać, mam wrażenie, że wszystkiego nie zrobiłam.