Przez trzydzieści lat uważałam, że mojego małżeństwa nic nie może zburzyć a, męża uważałam za kogoś dla kogo jestem najważniejszą osobą. Małżeństwo nasze doświadczyło wielu burz, sztormów jak i słonecznych i upalnych dni. Za to nieustannie dziękuję Mateńce Niebieskiej. Historię którą opiszę trwa od czterech lat wdarła się "cicho" pustosząc jak złodziej nasze małżeństwo. A, zaczęło się tak: 80 letnia matka mojego męża co tydzień każe wozić się(nie licząc się z moim zdaniem) do bioenergoterapeuty. Dlaczego użyłam słowa "cicho"?. Dlatego, że nie wiedziałam kto to jest bioenergoterapeuta chodzenie do niego traktowałam obojętnie nie mając świadomości z zagrożenia jakie niesie ze sobą. Po paru rozmowach z mężem, matką jego i rodziną, że wizyty u bioenergoterapeuty niosą zagrożenie duchowe psychiczne i fizyczne uznali mnie za osobę, która źle życzy mamusi. Nie przychylając się do ich decyzji w żaden sposób nie mogłam pomóc. Ale! ... by pomóc mężowi(jeszcze nieświadoma tego) dostałam broń której miałam użyć w niedługim czasie. Bronią Tą okazała się Nowenna Pompejska o istnieniu której dowiedziałam się pięknego lipcowego dnia. Sporo poczytałam jednomyślnie twierdząc, że to nie dla mnie. Jestem osobą zorganizowaną i odpowiedziałam Maryjo, Matko moja to nie dla mnie. Ale, Maryja nie dawała za wygraną. Więc zapytałam, za kogo mam odmówić Tą Nowennę?. Usłyszałam ... za męża.Zdziwiłam się. Niedługo wakacje wyjazd na urlop nie najlepsza pora na Nowennę. Ale, pokora wygrała. Poprosiłam Mateńkę by zorganizowała mój czas tak bym mogła kontynuować Nowennę. 25 lipca zaczęłam Nowennę a, 5 sierpnia będąc na urlopie mój mąż trafił do lekarza z silnym bólem brzucha 13 sierpnia trafił do szpitala. 16 września zakończyłam Nowennę i mąż wyleczony wypisany zastał ze szpitala. Rodzina męża nie przejmowała się chorobą męża matka męża ani razu nie odwiedziła syna w szpitalu ani po wyjściu ze szpitala w domu a, mój los w ogóle obojętny był rodzinie męża. Dwa miesiące trwał okres rekonwalescencji zanim mąż zaczął normalnie funkcjonować. Byłam i jestem wdzięczna Mateńce, że pomogła mi w tej trudnych chwilach, że dała nam dalej cieszyć się sobą. Ale, licho nie śpi tylko "cicho" czekał. Tym razem zaatakował z podwójną siła. Mąż nadal wozi matkę do bioenergoterapeutki. Na początku potajemnie wymykał się nie mówiąc gdzie jedzie doprowadzając do stanu, przestania informowania mnie, co robi z wolnym czasem po pracy. Naprawdę jestem wyrozumiałą osobą bardzo ugodową nie mającą sprzeciwu, że syn ma prawo pomóc i zaopiekować się matką. Nie chcę tego komentować w żaden sposób wszystko oddałam w ręce Maryi. Podjęłam też Nowennę w intencji mojej teściowej którą dziś zakończyłam. Wystawiam świadectwo by ustrzec przed korzystaniem z usług bioenergoterapeutów bo szatan uderza w naszym życiu w to co ma dla nas największą wartość. Ze łzami w oczach przyznaję, że małżeństwo ma dla mnie szczególną wartość. Wieżę też, że miłość męża do matki ma szczególną wartość ale nie powinna przewyższać miłości do żony. Dobrota.