Loading...

Miłość Chrystusowa , ks. Józef Raba TJ | Forum Nowenny Pompejańskiej

Lokalizacja tematu: Forum » Różności » Książki i kultura
Weronika JG
Weronika JG Mar 28 '14, 10:42
.......... myślę ,że ja to jestem Jemu winna,żeby pokazać innym coś co mnie do łez wzrusza.  Żadna z postaci biblijnych tak wielkiego nie wywołuje u mnie wzruszenia jak Jezus- i tak żywej miłości> Czuję Jego obecnośc niemal na każdym kroku i przeżywam wydarzenia biblijne tak , jakby to było wczoraj zaledwie. Porażającym jest jak Jego nauka i jak On sam jest wciąz żywy i aktualny.
Besia
Besia Mar 28 '14, 10:51
Weroniczko ja też czytam ;) Bardzo Ci dziękuję ;)
Weronika JG
Weronika JG Mar 29 '14, 06:24
Cudowny połów ryb



Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów! (Łk 5,4) - powiedział Chrystus do Piotra. Piotr uważał, że to się na nic nie zda, całą noc bowiem spędzili na bezowocnym połowie ryb. Ale zrobił to, co mu powiedziano, i ponownie wypłynęli na jezioro. W pierwszej łodzi jechał Pan Jezus, Piotr i Andrzej, a za nimi w drugiej Jan i Jakub. Prawdopodobnie Filip i Natanael też znajdowali się wtedy wśród tłumu, więc zapewne przybiegli i wskoczyli do odpływającej łodzi. Ruchliwy brzeg jeziora oddalił się od nich, nad głowami mieli błękit nieba, pod stopami błękit wody; łodzie sunęły cicho. Piotr tak zręcznie i umiejętnie zarzucił sieć, że rozpostarła się gładko na wodzie, zanim pociągnęły ją w dół ołowiane ciężarki. Może miał nieco ponurą minę, bo pracował już od wielu godzin. Nagle krzyknął. Sieć w kształcie dzwonu napełniła się ławicą ryb tak olbrzymią, że łódź przechyliła się a sieć zaczęła się zrywać. Jakub i Jan usłyszeli wołanie Piotra i przybyli na pomoc; przez chwilę pracowali w pełnym napięcia milczeniu wrzucając do obu łodzi lśniące, ruchliwe, srebrne ryby. Kiedy skończyli, łodzie okazały się tak obciążone, że zanurzały się zbytnio w wodzie, musieli więc wiosłować z całych sił, żeby połów dowieźć do brzegu. Dla Piotra zabrakło wiosła, więc wyplątawszy się z sieci obrócił się i jak ustrzelony ptak padł do nóg Chrystusa. Pozostali pracujący przy wiosłach zdumieli się usłyszawszy okrzyk: Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny! (Łk 5,8).

Skąd to drżenie w głosie Pierwszego z Apostołów, skąd ta obawa, którą napełniło się jego serce, i skąd ten niepokojący krzyk "odejdź ode mnie". Chyba nie uciekał Piotr, w przeczuciu wielkiego i nadludzkiego zadania, przed odpowiedzialnością jaka miała spaść na jego barki i chyba też nie cofał się, gdy Chrystus po mistrzowsku i ze znajomością ludzkiej duszy, obfitością połowu ryb wezwał prostego rybaka do nadzwyczajnej misji. Nie, na pewno nie cofał się. To bojaźń przed Bożą tajemnicą wydobyła z ust księcia Apostołów tę niepokojem nabrzmiałą prośbę. Połów był nad wyraz niespodziewany - cudowny połów, który przeczył wszystkim ludzkim rachubom i długoletniemu doświadczeniu. Jako rybak bardzo związany z naturą przeczuwał bliskość Boga i przejęty tą bliskością padł na kolana.

Pod zasłoną codziennych zjawisk i spraw kryją się Boże tajemnice. Pod pozorami spokoju i stałości wrą niespożyte energie świata. W nikłym atomie zamyka się kosmos. Za każdą cząstką kamienia czy roślinki kryje się Bóg. Przemawia do nas wymową małych, powszednich wydarzeń. Dojrzysz Go w uśmiechu szczęścia, spotkasz w spojrzeniu dziecka, wyczujesz w pożegnalnym uścisku konającego. Bóg lubi ubierać się w codzienność. Przecież i w prostym żłobie leżała Wszechmoc Boża, w bezsilności Ukrzyżowanego dokonywało się odkupienie świata i też pod postaciami pszennego chleba i nielicznych kropli wina rozgrywa się tajemnica codziennej ofiary. Idziemy przez życie wśród świata pełnego przyrodzonych i nadprzyrodzonych tajemnic, nie uświadamiając sobie ich. Podobnie też nie uświadamiamy sobie, gdy kroczymy ścieżyną polną, ile pod naszymi stopami bije życia.

Abyśmy w codzienności nie utonęli i nie zapomnieli o Stwórcy, od czasu do czasu Bóg odsłania swoje oblicze i pozwala nam przeżywać swą bliskość, Wtedy dochodzi do nas wezwanie znad jeziora Genezaret: "duc in altum" (wypłyń na głębię). Są to godziny wielkich uniesień lub rozstrzygnięć, godziny wielkiego szczęścia lub cierpienia, godziny samotności i poważnej zadumy, godziny spotkania lub bolesnej rozłąki. To są godziny Bożej łaski i Bożego nawiedzenia. Często jest to nasza wina, jeżeli w splocie codziennych wydarzeń nie umiemy dostrzegać tych wyjątkowych chwil i czuć Boże spojrzenie na nas; jeśli nie wzruszamy się Piotrową bojaźnią przed Bożą tajemnicą i nie zauważamy, że Bóg przeszedł tuż obok nas. Było jednak w świętej bojaźni Piotra coś uroczego, drgała w niej nuta jakiejś dziecięcej ufności, że Chrystus mimo jego wołania od niego nie odejdzie. Nie była to bowiem tylko bojaźń przed tajemnicą, ale zarazem szlachetna i subtelna bojaźń przed nadmiarem szczęścia i miłości. Jakże się można lękać nadmiaru szczęścia i miłości? Przecież człowiek boi się właśnie utraty szczęścia, że sąsiadowi lepiej się będzie powodzić, że na swą miłość i swoje tęsknoty nie znajdzie odpowiedzi. Właśnie dlatego Piotr zadrżał: zrozumiał, że Bóg jest nieskończenie dobry, skoro interesuje go szare życie rybaka. Zrozumiał też, że Bóg wyciąga ku niemu rękę jak brat i przyjaciel. Jakże tu nie drżeć, gdy się czuje, że morze dobroci Bożej przelewa się i wdziera w ciasnotę ludzką. Jakże nie wołać "odejdź ode mnie", skoro się widzi całą swą małość, żeby godnie odpłacić się za tę wielką miłość.

Nie wiem, czy każdy człowiek na drodze swego życia taką miłość spotyka, ale to pewne, że do każdego z nas z taką miłością przychodzi Chrystus. Z tym nadmiarem miłości przychodzi w wyjątkowych chwilach, gdy woła "wypłyń na głębię" i odsłania rąbek swej tajemnicy. Raz tę miłość poznawszy, rozumiemy wszystkie tajemnice wiary, bo wszystkie są tajemnicami miłości i przemawiają do nas językiem miłości.

Widzimy bezsensowność życia, gdy On jest daleki i bezcelowość naszych zamierzeń, gdy czujemy, że On nie towarzyszy nam. Bez tajemnicy Jego obecności rysuje się przed nami rozpaczliwa ciemność. I znowu razem z Szymonem Piotrem musimy zawołać: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz Słowa życia wiecznego.


ks.Józef Raba TJ

Inka
Inka Mar 30 '14, 07:34
Kochana:))to jest cudne:)mam na myśli cały tekst
a cytat:
Widzimy bezsensowność życia, gdy On jest daleki i bezcelowość naszych zamierzeń, gdy czujemy, że On nie towarzyszy nam. Bez tajemnicy Jego obecności rysuje się przed nami rozpaczliwa ciemność. I znowu razem z Szymonem Piotrem musimy zawołać: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz Słowa życia wiecznego.
 to jest to;)))
Dziękuję;))))

Edytowany przez Inka Mar 30 '14, 08:30
Weronika JG
Weronika JG Mar 30 '14, 08:25
Prawdziwy Bóg



Prawdziwe człowieczeństwo Chrystusa, które odczytujemy z każdej niemal strony ewangelii, nie powinno nam przesłaniać faktu, że Pan Jezus ukazuje nam się jako Bóg. Te dwa spojrzenia na Chrystusa wyraźnie wyróżnił św. Paweł: Do nich (Hebrajczyków) należą praojcowie, z nich również jest Chrystus według ciała, który jest ponad wszystkim, Bóg błogosławiony na wieki (Rz 9,5). Z całej Ewangelii wyłania się postać Chrystusa tak wielka i wysoka, że przerasta wszelką miarę ludzką i sięga szczytów samego Bóstwa. Rozumiemy dobrze, jak trudno było Panu Jezusowi, wobec ścisłego monoteizmu hebrajskiego podtrzymanego w całej rozciągłości, odsłonić oczom ludzkim prawdę swojego Bóstwa. Gdyby bowiem wprost i od samego początku oświadczył, że jest Bogiem, z konieczności musiałby być źle zrozumiany. Takie oświadczenie rozumieliby z pewnością poganie w tym znaczeniu, że uważałby się za jednego z wielu bożków. Hebrajczycy zaś musieliby rozumieć, że ten człowiek odziera jedynego i prawdziwego Boga z Jego Bóstwa i sobie je przywłaszcza. Tymczasem jedno i drugie rozumienie nie byłoby właściwe. Dlatego też, tak pisze ks. Morawski, Chrystus z niezrównaną mądrością przedkłada prawdę stopniowa i jakby po kawałku, określając w taki sposób swój stosunek do znanego już słuchaczom Ojca Niebieskiego, aby rozumieli, że On nie odbiera Ojcu Bóstwa, ani drugiego sobie Bóstwa nie przypisuje, tylko to samo Bóstwo, które ma Ojciec i które Jemu odwiecznym rodzeniem udziela.

Podziwiamy mistrzowski i genialny sposób, w jaki Chrystus, oddalając wszelki odcień wielobóstwa, ukazał jednak, że jest Bogiem prawdziwym. W całej Ewangelii rozrzucone są te perły i drogie kamienie, które zestawione razem i zharmonizowane dają potężny mozaikowy obraz Bóstwa Jezusa. Czy nie jest to zastanawiające, że Pan Jezus tak bardzo cichy i pokorny siebie stawia wszystkim jako wzorzec jedyny do naśladowania? W pełnym poczuciu Swojej godności wrogom nawet rzuca to niesłychane wyzwanie: kto z was udowodni Mi grzech? (J 8, 46). Owszem, w całej swojej pokorze przed Bogiem nie waha siebie postawić w samym centrum kultu religijnego i Bożego. Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien (Mt 10,37). Stosunek wobec siebie bierze Pan Jezus za podstawę w ocenie ostatecznego losu człowieka: Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je (Mt 10, 38-39). Pan Jezus w ostatecznym też rozrachunku, na końcu wieków pośle Aniołów swoich, którzy zgromadzą Jego wybranych. A zasiadając na stolicy Majestatu swego rozdzieli wieczystą nagrodę lub karę stosownie do uczynków spełnionych za życia.

Któż mógłby tego wszystkiego dokonać, jeśli nie byłby wyższy od Dawida, Salomona i proroków? Któż odważyłby się sięgać tak wysoko? A Pan Jezus sięga jeszcze wyżej, bo Jego kochać i Jego słuchać znaczy kochać i być posłusznym Najwyższemu Bogu. Jezus ma prawo tak mówić, gdyż znajduje się na poziomie Bóstwa, bowiem nikt nie zna Syna tylko Ojciec (Mt 11,27). Tak wysoką godność posiada Chrystus, że do poznania jej potrzeba aż Bożego umysłu. Dlatego w tym powiedzeniu ujawnił swą naturę Bożą, która Go ze swej strony uzdalnia do poznania równorzędnego Boga Ojca. Ani też Ojca nikt nie zna tylko Syn (Mt 11,27). Boga znali również i Hebrajczycy, ale wyczerpująco w Jego charakterze ojcostwa pojął Go tylko Syn Boży. Istnieje całkowita wspólnota Bóstwa między Ojcem a Synem. Owszem, tę samą i jedyną naturę Bożą posiada tak Ojciec jak i Syn. Stąd jako najgłębsze uzasadnienie swej równości z Bogiem mógł Pan Jezus podać, że Ja i Ojciec jedno jesteśmy (Mt 11,27), ponieważ: wszystko co ma Ojciec jest moje (J 16,15).

Prawdziwość wszystkich tych wypowiedzi Chrystusowych przypieczętowana została Bożą potęgę i mocą rozlicznych cudów... mówicie: Bluźnisz, dlatego że powiedziałem: Jestem Synem Bożym? Jeżeli nie dokonuję dzieł mojego Ojca, to Mi nie wierzcie. Jeżeli jednak dokonuję, to choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim dziełom, abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu (J 10, 36-38).

Teraz widzimy, jak prawdziwie ludzkim i łaskawym okazuje się wielki nasz Bóg, jak blask swego Majestatu ukazuje nam w ujmującej postaci czystego i szlachetnego człowieczeństwa, jak razem z nami idzie po ścieżkach zwykłego ludzkiego życia. Sposób postępowania Jego opromienia szare, codzienne życie. Jakże to nas, zwykłych śmiertelników, podnosi na duchu! Czujemy teraz, że jesteśmy blisko Jego Serca. Mogłoby się zdawać, że zniżając się tak do nas, chciałby nam niejako wynagrodzić za Bóstwo swoje, wywyższające Go nieskończenie i za Majestat swój, niedostępny śmiertelnikom. Mógł był zmiażdżyć nas objawieniem swej wielkości i grozy, a tymczasem pociąga nas ku sobie objawami najłaskawszej dobroci i ludzkości. Tu nie można już mówić tylko o zniżaniu się ku nam, tu trzeba uznać prawdziwie przyjacielską miłość i przychylność Syna Bożego dla nas. Niech nas zatem nic nie powstrzymuje od zbliżenia się do Chrystusa Pana, ani jakaś obawa, ani odczucie różnicy lub przedziału istniejącego między nami a Jezusem. Przecież On nie jest dla nas jakąś obcą istotą, którą można tylko z lękiem i drżeniem podziwiać. Jest Osobą nam bliską, spowinowaconą z nami, jednym z nas, a zatem powinniśmy Go kochać i do Niego śmiało i z ufnością się uciekać. Jako ludzie i jako bracia Jego, chociaż byśmy byli bardzo grzeszni, możemy z całą pewnością liczyć na szczególną, bezgraniczną miłość Jego Serca.


ks.Józef Raba TJ

Strony: « 1 2