Prawdziwy Bóg
Prawdziwe człowieczeństwo Chrystusa, które odczytujemy z każdej niemal strony ewangelii, nie powinno nam przesłaniać faktu, że Pan Jezus ukazuje nam się jako Bóg. Te dwa spojrzenia na Chrystusa wyraźnie wyróżnił św. Paweł: Do nich (Hebrajczyków) należą praojcowie, z nich również jest Chrystus według ciała, który jest ponad wszystkim, Bóg błogosławiony na wieki (Rz 9,5). Z całej Ewangelii wyłania się postać Chrystusa tak wielka i wysoka, że przerasta wszelką miarę ludzką i sięga szczytów samego Bóstwa. Rozumiemy dobrze, jak trudno było Panu Jezusowi, wobec ścisłego monoteizmu hebrajskiego podtrzymanego w całej rozciągłości, odsłonić oczom ludzkim prawdę swojego Bóstwa. Gdyby bowiem wprost i od samego początku oświadczył, że jest Bogiem, z konieczności musiałby być źle zrozumiany. Takie oświadczenie rozumieliby z pewnością poganie w tym znaczeniu, że uważałby się za jednego z wielu bożków. Hebrajczycy zaś musieliby rozumieć, że ten człowiek odziera jedynego i prawdziwego Boga z Jego Bóstwa i sobie je przywłaszcza. Tymczasem jedno i drugie rozumienie nie byłoby właściwe. Dlatego też, tak pisze ks. Morawski, Chrystus z niezrównaną mądrością przedkłada prawdę stopniowa i jakby po kawałku, określając w taki sposób swój stosunek do znanego już słuchaczom Ojca Niebieskiego, aby rozumieli, że On nie odbiera Ojcu Bóstwa, ani drugiego sobie Bóstwa nie przypisuje, tylko to samo Bóstwo, które ma Ojciec i które Jemu odwiecznym rodzeniem udziela.
Podziwiamy mistrzowski i genialny sposób, w jaki Chrystus, oddalając wszelki odcień wielobóstwa, ukazał jednak, że jest Bogiem prawdziwym. W całej Ewangelii rozrzucone są te perły i drogie kamienie, które zestawione razem i zharmonizowane dają potężny mozaikowy obraz Bóstwa Jezusa. Czy nie jest to zastanawiające, że Pan Jezus tak bardzo cichy i pokorny siebie stawia wszystkim jako wzorzec jedyny do naśladowania? W pełnym poczuciu Swojej godności wrogom nawet rzuca to niesłychane wyzwanie: kto z was udowodni Mi grzech? (J 8, 46). Owszem, w całej swojej pokorze przed Bogiem nie waha siebie postawić w samym centrum kultu religijnego i Bożego. Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien (Mt 10,37). Stosunek wobec siebie bierze Pan Jezus za podstawę w ocenie ostatecznego losu człowieka: Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je (Mt 10, 38-39). Pan Jezus w ostatecznym też rozrachunku, na końcu wieków pośle Aniołów swoich, którzy zgromadzą Jego wybranych. A zasiadając na stolicy Majestatu swego rozdzieli wieczystą nagrodę lub karę stosownie do uczynków spełnionych za życia.
Któż mógłby tego wszystkiego dokonać, jeśli nie byłby wyższy od Dawida, Salomona i proroków? Któż odważyłby się sięgać tak wysoko? A Pan Jezus sięga jeszcze wyżej, bo Jego kochać i Jego słuchać znaczy kochać i być posłusznym Najwyższemu Bogu. Jezus ma prawo tak mówić, gdyż znajduje się na poziomie Bóstwa, bowiem nikt nie zna Syna tylko Ojciec (Mt 11,27). Tak wysoką godność posiada Chrystus, że do poznania jej potrzeba aż Bożego umysłu. Dlatego w tym powiedzeniu ujawnił swą naturę Bożą, która Go ze swej strony uzdalnia do poznania równorzędnego Boga Ojca. Ani też Ojca nikt nie zna tylko Syn (Mt 11,27). Boga znali również i Hebrajczycy, ale wyczerpująco w Jego charakterze ojcostwa pojął Go tylko Syn Boży. Istnieje całkowita wspólnota Bóstwa między Ojcem a Synem. Owszem, tę samą i jedyną naturę Bożą posiada tak Ojciec jak i Syn. Stąd jako najgłębsze uzasadnienie swej równości z Bogiem mógł Pan Jezus podać, że Ja i Ojciec jedno jesteśmy (Mt 11,27), ponieważ: wszystko co ma Ojciec jest moje (J 16,15).
Prawdziwość wszystkich tych wypowiedzi Chrystusowych przypieczętowana została Bożą potęgę i mocą rozlicznych cudów... mówicie: Bluźnisz, dlatego że powiedziałem: Jestem Synem Bożym? Jeżeli nie dokonuję dzieł mojego Ojca, to Mi nie wierzcie. Jeżeli jednak dokonuję, to choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim dziełom, abyście poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu (J 10, 36-38).
Teraz widzimy, jak prawdziwie ludzkim i łaskawym okazuje się wielki nasz Bóg, jak blask swego Majestatu ukazuje nam w ujmującej postaci czystego i szlachetnego człowieczeństwa, jak razem z nami idzie po ścieżkach zwykłego ludzkiego życia. Sposób postępowania Jego opromienia szare, codzienne życie. Jakże to nas, zwykłych śmiertelników, podnosi na duchu! Czujemy teraz, że jesteśmy blisko Jego Serca. Mogłoby się zdawać, że zniżając się tak do nas, chciałby nam niejako wynagrodzić za Bóstwo swoje, wywyższające Go nieskończenie i za Majestat swój, niedostępny śmiertelnikom. Mógł był zmiażdżyć nas objawieniem swej wielkości i grozy, a tymczasem pociąga nas ku sobie objawami najłaskawszej dobroci i ludzkości. Tu nie można już mówić tylko o zniżaniu się ku nam, tu trzeba uznać prawdziwie przyjacielską miłość i przychylność Syna Bożego dla nas. Niech nas zatem nic nie powstrzymuje od zbliżenia się do Chrystusa Pana, ani jakaś obawa, ani odczucie różnicy lub przedziału istniejącego między nami a Jezusem. Przecież On nie jest dla nas jakąś obcą istotą, którą można tylko z lękiem i drżeniem podziwiać. Jest Osobą nam bliską, spowinowaconą z nami, jednym z nas, a zatem powinniśmy Go kochać i do Niego śmiało i z ufnością się uciekać. Jako ludzie i jako bracia Jego, chociaż byśmy byli bardzo grzeszni, możemy z całą pewnością liczyć na szczególną, bezgraniczną miłość Jego Serca.
ks.Józef Raba TJ