Jak to jest, że niektórzy odmawiając nowennę czy tam modląc się uzyskują tyle łask? Ja zawsze byłam blisko Boga, nie wstydziłam się go, to była moja kolejna nowenna, starałam się zawsze chodzić do kościoła gdy trzeba, do komunii, spowiedzi, modliłam się, rozmawiałam, dziękowałam. I co? I nic. Moje życie jest nijakie, żadnych cudownych łask. A po ostatniej nowennie pozostał tylko ból i rozdrapane rany. Jak to jest. A może to wszystko kwestia podświadomości, może wmawiamy sobie to wszystko. Ja w swoim całym życiu nie doświadczyłam nigdy Boga, powtórzę - NIGDY. Moje życie to jeden wielki schemat. Miałam nadzieję, że z kolejną nowenną coś się odmieni, ale poza jeszcze większym smutkiem, bólem i żalem niczego nie zaobserwowałam. Ja chcę być po prostu szczęśliwym człowiekiem, ale u boga chyba szczęścia nie znajdę. Jak to jest, że jedni dostają wszystko, a drugim wszystko się zabiera? Bo ja tak się właśnie czuję - jakby odebrano mi coś. Wstaję ostatnio każdego ranka z myślą, że może lepiej byłoby umrzeć w trakcie snu. Nic nie sprawia mi radości, problemy się nawarstwiają, a ja nic nie potrafię z tym zrobić. Wytłumaczy mi ktoś, czemu akurat mnie bóg wybrał sobie na worek treningowy?