Aniu,
cierpienia, choroby podobno pochodzą od szatana - jak mówi ksiądz bardzo często na mszach o uzdrowienie.
Dwukrotnie zachorowałam na coś "nieuleczalnego", jedna z tych chorób była poważna, druga mniej - obydwie jednak mocno komplikowały mi życie. Chodziłam do Kościoła i błagałam, by Bóg zabrał ode mnie te wstrętne choróbska, które wracały do mnie cały czas, jedna za drugą.
Jednak dzięki nim odkryłam sens życia i trafiłam "na właściwą drogę", za co bardzo dziękuję Panu Bogu przy każdej okazji.
Pan Bóg tak pokierował moim życiem, żebym w końcu znalazła się na drodze do uzdrowienia (tak przynajmniej to rozumiem). W końcu postawił obok mnie osobę, która wręcz na mnie nakrzyczała, że mam się nareszcie sobą zająć, bo w wieku 30 lat będę na wózku inwalidzkim (dziękuję Bogu, bo wiem, że on chce mnie uzdrowić. Gdyby nie chciał - pewnie nadal żyłabym w błogiej nieświadomości łykając setki tabletek przeciwbólowych tłumiących chorobę na parę godzin). Od tej pory zagarnęła mną okropna depresja, jak się okazuje żadne leczenie na mnie nie działa.
Co sobie tłumaczę, że gdyby szybko na mnie zadziałało pewnie nie modliłabym się o uzdrowienie.
W rozpaczy prosiłam Pana, by dał mi jakiś znak, że mnie uzdrowi, że mam na co czekać. Wówczas trafiłam o 8 rano wychodząc od pani dr do Kościoła, w którym nie byłam prawie dwa tygodnie z racji na dość odległe miejsce zamieszkania. Co spotkałam przy wejściu? Książkę.. "Jezus Chrystus uzdrowiciel mojej osoby".
Czuję po prostu, że On jest przy mnie. Tak jakby jakiś głos w środku mnie podpowiadał mi, że muszę zrobić coś jeszcze.
Wczoraj odbyłam spowiedź życia, dała mi chwilę "spokoju", ale jednak coś jeszcze mówi mi, że muszę "szukać dalej"..
Stąd pomysł na pytanie tutaj, być może tutaj znalazłabym odpowiedź.. Może właśnie mi ją przekazałyście, być może właśnie jej szukałam.
Od dziś będę się modlić o poddanie się woli Bożej.
Serdecznie dziękuję!