Przedstaw koniecznie sprawę spowiednikowi i zapytaj o radę.
Jutro tak zrobię, mam nadzieję że trafię na kogoś dobrego.
Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !
Przedstaw koniecznie sprawę spowiednikowi i zapytaj o radę.
Jutro tak zrobię, mam nadzieję że trafię na kogoś dobrego.
Smsy, maile, telefony - to według mnie porażka... Jeśli chce się sprawę rozwiązać najlepiej odbyć jedną a konkretną rozmowę, na pewno nie przez telefon ale normalnie w cztery oczyCiągle o tym piszę - tylko rozmowa na żywo jest tu w stanie cokolwiek rozwiązać.
Przemyslalam temat ,poczytalam zgadzam sie BlueRose to moze unizenie nie ponizenie w imie milosci .To juz chyba cos innego.Walczac o milosc unizyc sie wobec drugiego czlowieka to chyba ma pozytywny wydzwiek.
Muszę iść do Tereski
Mialas zapytac w piatek spowiednika - rozmawialas?
Wydaj mi sie ze tak na prawde to czekasz az ktos za Ciebie cos zrobi w tej kwestii, podejmie decyzje. Najlatwiej jest powiedziec "zostaw go", "podaj o rozwod", "nie ponizaj sie proszeniem o rozmowe". Jezeli chcesz walczyc o swoje malzenstwo to zrob cos konstruktywnego. Dzialaj. Nie siedz i nie uzalaj sie nad soba.
Sprowadz to do jednej konkretnej rozmowy, w ktorej twoj maz okresli czy chce z Toba nadal byc czy nie widzi dla Was przyszlosci.
Tylko po takiej rozmowie mozesz podjac konkretne dzialanie.
Najlepiek zalatwic to jeszcze przed wyjazdem bo zostawienie tego na dluzszy czas na prawde nie przyniesie niczego dobrego.
Anno to, ze Tobie się nie udało to nie znaczy, że tak musi być w przypadku Agnieszki. Tak jak pisze Iwonka - nie znamy męża Agnieszki. Nie wiemy też co tak na prawdę zostało powiedziane w czasie kłótni z rodzicami Agnieszki. Być może dla nas są to błahostki a dla tego człowieka mogły się okazać "gwoździem do trumny". Może faktycznie jest chory, potrzebuje pomocy. Jeżeli rzeczywiście ma depresję to chyba sam tej pomocy sobie nie udzieli, prawda? Jak można mówić dziewczynie, żeby zostawiła męża bo jest nieudacznikiem i leniem? Skąd nam to wiedzieć? Dlaczego rzucamy takie sądy o człowieku, którego przecież nie znamy?
Myśle Agnieszko że robisz jeden zasadniczy błąd. Rozmawiasz ze wszystkim ludźmi na około ale nie rozmawiasz z mężem. Piszesz, ze dzwonisz, wysyłasz sms-y. Co to za sposoby? Jak będziesz kiedyś chciała mieć dziecko to też powiesz to swojemu mężowi poprzez sms-a czy przez telefon? Czy jednak siądziesz na przeciwko niego, spojrzysz mu w oczy i powiesz "kochanie, chciałabym mieć z tobą dziecko"?
Przestań słuchać innych. Zrób to co powinnaś zrobić na samym początku. Jedź do męża i z nim porozmawiaj. Jak się nie uda za pierwszym razem to jedź kolejny raz. Myślę, że chciałabyś żeby w odwrotnej sytuacji Twój mąż właśnie tak zrobił - żeby nie odpuścił tylko walczył o Ciebie, prawda?
Co do tego chodzenia do kościoła... modlitwy Agnieszki i nasze modlitwy za jej małżeństwo mogą to zmienić jedynie, takie kwestie poznaje się wcześniej i winno na to zwracać się uwagę, niestety wielu przyszłych małżonków to zaniedbywa, ale tu mamy do czynienia z małżeństwem już i nie ma co gdybać , tylko wszystko oddawać Panu.
Gdybym wiedziała, że porozmawiamy, choćby miał powiedzieć coś złego, że nie chce naszego małżeństwa...ale pod warunkiem że na spokojnie, to bym pojechała. A gdy znowu zacznie mnie przekrzykiwać, stawiać się, "nie mamy o czym rozmawiać"....boję się o swoje nerwy, które są w naprawdę kiepskim stanie.
ani razu nie próbowałaś rozmowy w cztery oczy więc nie wiesz, jaka będzie reakcja. Inaczej mówi się do telefonu a inaczej patrząc komuś w oczy.
Wzięłaś sobie za męża człowieka z jakimś bagażem doświadczeń, wiesz, że miał złe relacje z ojcem, że matka go źle nastawia, że z Kościołem to mu tak za bardzo nie po drodze, że jest taki czy inny ale jednak wyszłaś za niego za mąż. Wzięłaś go z całym "dobrem inwentarza" więc nie dziw się, że tak czy inaczej reaguje, ze zachowuje się w taki sposób, że skulił ogon pod siebie i uciekł. Nikt mu nie pokazał, że może być inaczej. Że można przegadać pewne sprawy, że można dojść do kompromisu i nie ranić przy tym nikogo. Dużo sobie wzięłaś na głowę i teraz pytanie co z tym dalej zrobisz? Wygląda na to, że jeżeli Ty nie zawalczysz o swoje małżeństwo to nikt tego nie zrobi. Nie licz, że mąż się opamięta i wróci skruszony. Skoro nie miał odpowiednich wzorców w domu to nie liczyłabym na to, że będzie wiedział, że powinien zrobić coś co innym wydaje się oczywiste. Masz po prostu chłopca do wychowania. Chłopca, który bardzo się pogubił, który nie miał od nikogo tak na prawdę nigdy wsparcia. Teraz ma Ciebie i być może to kosztuje Cię dużo nerwów ale na Tobie spoczęła odpowiedzialność za to co będzie dalej.
Potrzebujesz pomocy specjalisty - oboje jej potrzebujecie. Będzie ciężko ale jeżeli faktycznie chcesz uratować swoje małżeństwo to na pewno jest na to duża szansa.
Czy Twój mąż na przyjaciela, takiego od serca? Kogoś kto go dobrze zna? Do kogo ma zaufanie? Może to osoba, która była świadkiem na Waszym ślubie? Może ta osoba mogłaby Ci pomóc w przełamaniu milczenia Twojego męża?
Pytałam o rozmowę ze spowiednikiem, nic nie odpisałaś.
Bardzo dobrze że Agnieszka absolutnie nie wyklucza szczęścia z innym mężczyzną który potrafił by ją kochać i dać szczęście. Chciały byście żeby cierpiała samotnie aż do śmierci lub unieszczęśliwiła swoje dzieci żyjąc w chorym związku tylko dlatego że nie spodziewała się co ją czeka? To wcale nie wyklucza tego że dziś wciąż kocha swojego męża.
Pisałem wyżej o mojej kuzynce co dwa razy przyjmowała skruchę męża za każdym razem rodząc mu dziecko. Na koniec on ją i tak zostawił z małymi dziećmi, konsekwencją tego żadne z tych dzieci nie jest szczęśliwe choć już są dorosłymi ludźmi ale nie potrafiły sobie ułożyć życia. Do dziś ciągnie się za nimi trauma rozbitej rodziny i konfliktów.
To jest istota przekleństwa międzypokoleniowego które starają się zerwać egzorcyści na mszach o uwolnienia.
Nie szukajmy na siłę cierpienia dla siebie i innych bo ono i tak nas dopada znienacka i wtedy przyjmijmy je z godnością.
Postaraj się postawić sobie Agnieszko siebie i Kubę za trzydzieści lat w sytuacji mojej i Tereski - wyobraź sobie że leżysz na łóżku i nawet bez pomocy nie możesz się na drugi bok przekręcić bo jesteś słaba jak niemowlę i boli Cię całe ciało. Nie możesz nawet wyrazić tego co chcesz bo masz również sparaliżowany ośrodek mowy. Czy Kuba będzie zdolny do tego żeby czuwać przy Tobie całą dobę, gotować, zmywać, prać, karmić Cię i podawać leki. Czy da radę podawać Ci basen i umyć Cię żebyś w fekaliach nie leżała?
Jeśli tak to warto walczyć o ten związek, ale obawiam się że w podobnej sytuacji powiedział by jak inny mój znajomy: Jestem zbyt wrażliwy żeby patrzeć jak cierpisz więc muszę się wyprowadzić.
Kilkoro moich znajomych uzyskało unieważnienie małżeństwa i choć rzeczywiście to dość długo trwało to wcale nie były to duże koszty. Nie każdy musi pragnąć cierpienia żeby być dobrym katolikiem. Inaczej najlepszymi katolikami by byli masochiści.