Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !
Oczywiście, że poważnie podchodziłam do wypowiadanych w kościele słów
I gdybyśmy ślubu nie mieli, sprawa byłaby już od 12 czerwca dosyć klarowna - po prostu nie jesteśmy już razem. A tak walczę i czego się dowiaduję? Że mam do końca życia go kochać, walczyć, nawet jak mnie łaskawie nie zechce i nosić obrączkę bo przecież jestem wciąż jego żoną. Przepraszam Wam, ale nie i już. Jak Kuba mnie nie zechce, jak dojdzie do rozwodu, po prostu przestanę być jego żoną i tyle. Trudno, stało się.
smutne jest to, że zamiast wsparcia modlitewnego dostałaś tutaj porady aby zostawić męża i ułożyć sobie życie na nowo. Smutne bo to forum katolickie, różańcowe gdzie powinniśmy bronić świętości sakramentów (nie tylko małżeństwa). Znowu odezwało się tak powszechne wygodnictwo - nie pasuje ? Zmień. Rozwiedź się. Nie trać czasu. Wymień na lepszy model. Mam nadzieję Agnieszko, że jako osoba wierząca nie dopuścisz do tego abyś kiedykolwiek wybrała drogę związku niesakramentalnego i tym samym zamknęła sobie drogę do zbawienia.
Będę pamiętać o Tobie i Kubie w modlitwie.
już na szczęście nie widzę tutaj tego typu wypowiedzi czy porad.
ale takie słowa tu padły i nie można o tym zapomnieć.
Te piękne słowa dały mi do myślenia i jednocześnie zasmuciły mnie ogromnie, bo zdałam sobie sprawę, że moja miłość jest skierowana na mnie samą, na to, żeby to mi było dobrze, żebym czuła się szczęśliwa. A czy Jezus dając się poniewierać i ukrzyżować patrzył na siebie? Czy Jemu samemu była potrzebna taka haniebna śmierć? Czy marzył o tym, by być ukrzyżowanym przez ludzi, których kocha???Nie sądzę, a mimo to pozwolił im na to. Nikt nie mówi, że jest to łatwa miłość, że daje szczęście ziemskie, bo cóż tak po naszemu mówiąc ten Jezus użył za życia? Biedy? Pogardy? Obrazy? Śmierci z rąk ludzi?
To wszystko pokazuje nam, że jest coś lepszego, piękniejszego o co warto zabiegać tu na ziemi.
Za każdym razem kiedy czuję się opuszczona, kiedy chce mi się płakać z powodu ludzi, kiedy przestaje widzieć sens w tym wszystkim co robię, spoglądam na Krzyż, na którym wisi mój Bóg i mówię: tak Jezu Ty jedyny mnie rozumiesz, Ty wiesz jak to jest, więc przytul mnie do siebie i dodaj mi sił abym mogła podążać dalej Twoją drogą...
A jeśli chodzi o Agnieszkę to myślę że w Niej grają teraz emocje i ta bezradność że robi wszystko co po ludzku można zrobić żeby ocalić małżeństwo a z drugiej strony taka obojętność która jest gorsza od gniewu, złości i żalu. Zawiedzione nadzieje już na początku wspólnej drogi. Ale jak się szczerze i gorliwie modliła to może już niebawem wszystko się wyprostuje albo przynajmniej wyjaśni. Ja niestety też czasem tak mam że pokładam całą nadzieję w modlitwie a kiedy owoce są inne a sytuacja zamiast się prostować tylko komplikuje to człowiek chce się z Bogiem potargować albo Mu nawymyślać i zrobić na złość. Jak takie obrażone nadąsane dziecko. I Agnieszka pewnie teraz tak ma.
Niech Dobry Bóg Was Błogosławi.