Sakrament wiem wiem. Szkoda, że nie wie tego mój "mąż". Sakrament jest u nas, a u protestantów to już nie sakrament i jak można to wytłumaczyć? protestanci pójdą wszyscy do piekła? A co z ludźmi, którzy są ateistami i jawnie się do tego przyznają (chociażby moi znajomi z Francji właśnie), a są wspaniałymi, dobrymi ludźmi i muchy by nie skrzywdzili? Rozumiem, że oni pójdą do piekła razem ze mną gdy zwiążę się z odpowiedzialnym facetem, który wie czego chce w życiu, a do nieba pójdzie mama mojego Kubusia, kobieta która uznaje się za wieeelką katoliczkę, czyta jakieś czytania w kościele we Włoszech (bo w tym kraju mieszka), a właśnie przyczyniła sie do rozpadu naszego małżeństwa i najprawdopodobniej chciała tego od samego początku.
Moi drodzy, ja wiem na jakim jestem forum. Ale wiem też, że nie mi tu oceniać, nie nam, nie Wam, ani nawet nie księżom bo oni też są omylnymi ludźmi. Ja wierzę, że tam na górze jest Bóg sprawiedliwy, który jest ponad to wszystko i tyle. Przypominam, że to nie ja złożyłam pozew o rozwód. Przypominam też, że to nie uciekłam od męża. I to ja nie zamierzam być ofiarą losu, która do końca życia chodzi z obrączką na palcu bo przecież był już mąż. Bez przesady. Ja Wam opisuję już tylko moją historię, nie Wam oceniać co ja robię źle już w tym wszystkim bo na serio nie jestem świętą osobą i czasem powiem coś za dużo lub zrobię za wiele, ale w tym wypadku nie ma ŻADNEJ absolutnie ŻADNEJ mojej winy i muszę trzymać się takiego toku rozumowania żeby nie znaleźć się w zakładzie psychiatrycznym. A niestety myślenie proponowane tutaj przez niektórych, że teraz to już jest tylko jedna droga bo mąż już był poślubiony i tak dalej właśnie mogłoby mnie do takiego psychiatryka zaprowadzić.
Byłam u adwokatki dzisiaj i przedstawiłam tę sprawę. Najprawdopodobniej zrobię tak, że ona odpisze pismo, w którym napisze że ja jestem gotowa na pojednanie z mężem, jednak gdyby on nadal nie chciał to wnoszę o jego winie. Nie chciałam żeby tak było, to już zresztą pisałam. Skąd wiecie, że ja na pewno mam właśnie ratować to małżeństwo? Może Bóg chce mnie właśnie przed nim ostrzec? Może lepiej że stało się to teraz niż za parę lat? Nie będę nigdy szczęśliwa sama na dłuższą metę bo nie leży to w mojej naturze, więc będę dążyć do tego żeby tak nie było jak tylko wykaraskam się teraz z tej całej farsy. Jeśli Kuba chce się pojednać.....sprawa jest dopiero 27 października, a i później można cofnąć pozew. Jestem otwarta na jego pojednanie, chociaż tak naprawdę to nie wiem czy już bym się czasem nie bała być z nim pod jednym dachem, skoro potrafił krzyczeć na mnie że poniżam go jedynie patrząc na niego, ja nie mam pewności czy następnym razem np nie posunąłby się do rękoczynów, albo do czegoś jeszcze innego.
Ale oczywiście wg przykładnych katolików powinnam czeeeekać lataaaami i wspominać męża i żyć w czystości, a najlepiej zalożyć sobie pas cnoty w wieku 29 lat bo źle wybrałam, zrobiłam błąd życiowy to teraz mam cierpieć ile trzeba bo Bóg tak chce. Litości. Aha i właśnie kupiłam sobie paszport do piekła bo nie odłożyłam pozwu rozwodowego na półkę.
Wierzę w niebo i wierzę w piekło. I wierzę, że do tego pierwszego trafiają dobrzy ludzie a do tego drugiego źli. I tak szczerze to bez względu na wyznanie, ilość odmówionych różańców, ilość popełnionych pomyłek w swoim ziemskim życiu i tym podobne.
Trafiłam na Wasze forum bo potrzebowałam wsparcia gdy to wszystko było jeszcze bardzo bardzo świeżuteńkie. Wiele ludzi mi tego wsparcia udzieliło, nie mówię że nie. Ale mówienie o paszporcie do piekła w moim wypadku gdy nie zrobiłam nic złego to jest lekkie przegięcie. To nie ja zaczęłam tą całą maskaradę. Jestem na dzień dzisiejszy przekonana, że owy paszport posiada matka mojego "męża", ba nawet bilet w przedziale pierwsza klasa. Ale będę też dążyć do tego, aby i jej móc w sercu przebaczyć za wszelakie krzywdy. Bo bez przebaczenia człowiek nie może być do końca szczęśliwy, tak zawsze będę uważać.
Zmarnowałam 4 lata, ale nie zamierzam zmarnować kolejnych. Zamierzam doczekać się dzieci jeśli tylko będę mogła je mieć i zamierzam uczyć się na własnych błędach aby następnym moim wyborem był prawdziwy mężczyzna a nie chłopiec bez swojego zdania. Nie chcę żeby mnie nikt z Was już w tym temacie osądzał bo to naprawdę nie ma sensu. Tak jak mówię, wciąż jestem otwarta na pojednanie z Kubą.....ale jeśli on nie chce to ja nie jestem w stanie go zmusić do miłości do mnie. A moje serce chociaż teraz złamane, jestem przekonana, że będzie potrafiło kochać, kto wie, może nawet jeszcze mocniej. Ponoć tak to jest z tymi sercami.